Pociąg
ruszył. Wielu uczniów nadal wpatrywało się w okna, by pożegnać swoich rodziców.
Mieli rozstać się na tak długo. Słychać było radosne okrzyki i powitania
starych znajomych. Lily Evans stała samotnie, machając swoim rodzicom na „do
widzenia”. Wiele czasu minie, zanim znów ich zobaczy. Zerknęła na wyniosłą,
ostrą twarz swojej siostry, chowającej się za matką i ojcem. Tak dawno nie
rozmawiały w przyjazny sposób. Były przeciwieństwami. Ona -rudowłosa, o
zielonych oczach, niezbyt wysoka, o zaokrąglonych kształtach; Petunia -
brunetka z ciemnymi oczami, koścista i wysoka…
-
Cześć Lily! - Dziewczyna podskoczyła, na dźwięk swojego imienia. Obróciła się
na pięcie, patrząc prosto w słodką twarz swojej przyjaciółki. Ciemne włosy
wydawały się być dłuższe, niż dwa miesiące temu, policzki przyozdabiały różowe
rumieńce, a oczy błyszczały z podniecenia.
-
Och, Dorcas! Tak się za tobą stęskniłam! - zawołała żywo, obejmując
przyjaciółkę. Szczupła i nieco wyższa Dorcas, skuliła się lekko. - Tak się
cieszę, że cię widzę.
-
Ja również, Lily! Widziałaś może resztę dziewczyn? – spytała swoim przyjemnym,
słodkim głosem Meadowes.
-
Prawdę mówiąc, nie rozglądałam się - wyznała szczerze.
-
Dlaczego mnie to nie dziwi? – Zachichotała pod nosem. - Chodź. Mary na pewno
coś znalazła.
Lily
pociągnęła swój kufer za przyjaciółką. Przedziały były pełne uczniów. Niektórzy
w mugolskich strojach, inni przebrani już w szkolne szaty. Lily pełniła w
szkole funkcję prefekta Gryffindoru (jednego z domów w szkole Hogwart), więc
przebrana była od razu w swoją czarną szatę, do której przyczepiła odznakę z
dużą literą „P”. W jednym z przedziałów usłyszały znajomy, radosny, dziewczęcy
głos.
-
… ale wtedy wyskoczyła na nas…
-
Cześć wszystkim! - Lily rozchyliła drzwi i weszła do pomieszczenia, ciągnąc
swój kufer za sobą. Dorcas pomachała jedynie, uśmiechając się szeroko.
Mary
Macdonald, Kimberly Anistone i Jodi Ferrante w tym samym czasie obróciły głowy,
w stronę korytarza. Twarze rozjaśniły im się jeszcze bardziej, a po chwili
rozległ się, typowy dla Mary, pisk. Dziewczyna rzuciła się na przyjaciółki,
witając je wylewnie. Kimberly, jak zwykle zachowała dystans i stosowną klasę,
więc uraczyła nowoprzybyłe jedynie przyjaznym uśmiechem i zwykłym „cześć
dziewczyny”, zaś Jodi, rozjaśniły się oczy i przytuliła je delikatnie.
Dziewczyny
dzieliły wspólne dormitorium w wieży Gryffindoru, ale tak się złożyło, iż każda
z nich była inna. Dorcas miała ciemne włosy do połowy pleców, granatowe oczy i rumiane
policzki; była bardzo spokojna i uczuciowa. Jej przeciwieństwem była Mary:
blondynka z jasnymi oczami i jasną cerą; bardzo żywa i radosna istota o lekkim
podejściu do życia. Z kolei Jodi jako metamorfomag mogła mieć różny wygląd, ale
nie lubiła dla własnej wygody używać swoich umiejętności, więc zazwyczaj miała
brązowe loczki, kocie oczy i cudowny uśmiech; nieśmiała, cicha i sumienna.
Natomiast Kimberly, to szkolna piękność o krótko ściętych, czarnych włosach,
władczych, miodowych oczach, pełnych ustach i zgrabnej figurze; wyniosła,
szorstka i często skryta, była wierną przyjaciółką. Lily, rudowłosa, o
zielonych oczach, była temperamentna, szczera oraz inteligentna.
Liliana
i Dorc usiadły i zostały wciągnięte w rozmowę na temat mumii w Egipcie, z którymi
spotkała się Mary. Ta pierwsza, błyszczała wiedzą na ich temat, zaś druga
wyrażała swoją obawę i aprobatę, co do zachowania swojej przyjaciółki. Ale tak
naprawdę, Lily nie obchodziły mumie, przestała się nawet przejmować swoimi
obowiązkami prefekta; za chwilę będzie musiała iść do przedziału dla prefektów,
by posłuchać starych i nowych zaleceń. Nie, wracała myślami do dnia, w którym
dowiedziała się od swojego byłego przyjaciela, iż jest czarownicą. Poczuła
ukłucie żalu, na myśl o Severusie Snape’ie. Nikt do tej pory nie nazwał jej w
ten „zakazany” sposób, w jaki zrobił to jej przyjaciel.
„Szlama”.
Wzdrygnęła
się nieznacznie na samą myśl o tej obeldze. Ukłucie wzmocniło się, gdy
przypomniała sobie reakcję Petunii na jej odmienność. Nigdy nie była na nią tak
zła, jak wtedy. Nigdy jej tak bardzo czegoś nie…
-
BU! - krzyknął ktoś, rozsuwając drzwi przedziału.
-
Confundo! - wrzasnęła Evans,
błyskawicznie wyciągając różdżkę i kierując ją na intruza. Błysnęło światło.
-
AAAUUŁ! - jęknął chłopak, kiedy odrzuciło go do tyłu i uderzył głową o podłogę.
Ktoś ryknął śmiechem.
-
Och… P-potter - zreflektowała się Ruda, patrząc niewinnie na poszkodowanego.
Wymamrotała przeciwzaklęcie, ponownie celując na niego koniec różdżki.
-
Mówiłem ci Rogaczu… - wyksztusił Syriusz Black, między falami śmiechu. – Że to
nie jest najlepszy pomysł.
-
Dzięki stary, niezły z ciebie przyjaciel, nie ma co - burknął James Potter,
podnosząc się z ziemi. Dłonią rozmasowywał sobie tył rozczochranej głowy. Lily
wywróciła oczami.
-
Cześć wam - przywitała się radośnie Mary, również chichocząc.
-
Kurcze, Evans. Całkiem nieźle - pochwalił Potter.
-
Należało ci się - warknęła dziewczyna. Z jakiegoś powodu jego pochwała nie
wywołała u niej pozytywnych odczuć. - Czego chcecie?
-
Oj, Lily, nie bądź taka, niech wejdą - Macdonald wyszczerzyła zęby, machając
długimi rzęsami. Lily prychnęła. Wszyscy doskonale wiedzieli, co myślała na
temat grupy tych chłopaków.
-
Tak, Lil. Proszę - wymamrotała Dorcas, patrząc na nią oczami małego
szczeniaczka.
Skrzywiła
się lekko. Nie lubiła, kiedy Dorc zadawała się z tą bandą. Żaden z nich – no,
może prócz Remusa Lupina - nie był dla niej odpowiedni i szybko mógłby ją
zranić. Była na to zbyt podatna. Nie można było pozwolić, by cierpiała z ich
powodu! Mimo to, nie odezwała się. Wiedziała, że nie wygra, kiedy Kimberly
zacznie jej docinać, iż się „boi”. Pff… Też coś.
-
Siadajcie - zadecydowała Mary, widząc naburmuszoną minę Lilian. Ruda powoli
ustępowała, ale pewnie miały jej za to zapłacić innym razem.
-
Witaj, Evans - Usłyszała flirciarski głos, tuż obok siebie. Jęknęła w duchu.
Kochała Hogwart, a ten głos i osoba, do której należał, sprawiały, że tęskniła
za nim mniej, niż robiłaby to normalnie.
-
Spłyń, Potter - rzuciła, uważając rozmowę za skończoną, choć takowa nawet się
nie zaczęła. Ale to nie zniechęciło natręta.
-
Przyznaj, tęskniłaś za mną, co?
-
Jak za wielką kałamarnicą.
-
A jednak tęskniłaś. Ponieważ nie wiem jak ty, ale ja żywię bardzo silne uczucia
do naszej słodkiej szkolnej kałamarnicy. Muszę przyznać, że w domu nawet jej mi
brakuje. Prawdę mówiąc chętnie bym ją uściskał - Wyszczerzył zęby w huncwockim
uśmiechu. Dziewczyna wydała z siebie zduszony okrzyk, psiocząc pod nosem. Oczywiście,
że pojęła aluzję! Postanowiła wdać się w rozmowę, która już się toczyła między
jej przyjaciółkami, a Huncwotami.
-
…ależ wcale nie, Syriuszu - szepnęła Dorcas. Jej policzki zrobiły się jeszcze
bardziej rumiane, niż normalnie. Chłopak siedział po jej drugiej stronie i
śmiał się uwodzicielsko. Mary rozmawiała z Remusem – który pojawił się wraz z
Petterem Pettigrew za pozostałą dwójką – i Jodi na temat swoich mumii, zaś Peter
słuchał ich, jedząc czekoladową żabę, a Kimberly poprawiała usta szminką.
-
Mówię serio. A tak swoją drogą, zarumieniona wyglądasz naprawdę ślicznie -
zapewnił luźno. Komplementy tego typu miał wypracowane do perfekcji.
-
Dziękuję - Lily zmarszczyła czoło. Wcale jej się to nie podobało. Meadowes była
faktycznie bardzo ładna, ale ona, Lily, znała już wybryki Syriusza Blacka. ZZZ
- zaproś, zalicz, zostaw; jedna z najmocniej wyznawanych zasad przez Huncwotów
(w szczególności przez Jamesa i Syriusza). Nie. Dorc nie spotka taki zawód ze
strony żadnego z nich.
-
Wiesz… Ostatnio spotkałem taką jedną… - zaczął Black.
-
Och, tak, to na pewno bardzo ciekawa historia, ale obawiam się, że Dorcas wcale
nie chce słuchać, jak zostawiłeś jedną z tych biednych dziewczyn - wtrąciła Lily
siląc się na spokój. Syriusz zarechotał.
- Evans, ja wcale nie miałem na myśli jakiejś
dziewczyny.
-
Nie? – spytała, całkiem zdezorientowana.
-
Oczywiście, że nie. Chciałem jej opowiedzieć, o czarownicy, która ostatnio
odwiedziła mnie i moją stukniętą rodzinę.
-
O… ja… no - zająknęła się Lil. Poczuła, że policzki ją pieką. Wygłupiła się!
-
Przeprosiny przyjęte - Black wyszczerzył zęby i wrócił do swojej opowieści.
Dorcas
zdążyła się przez ten czas opanować i traktowała Syriusza na tyle oschle, na
ile było ją stać. Uwaga przyjaciółki, sprowadziła ją na ziemię i przypomniała
to, co zazwyczaj jej wpajała: „Nigdy nie ufaj Huncwotom. Nie daj się zwieść
Dorcas”. W tym czasie Lil wstała i zerknęła z ukosa na Lupina.
-
Remusie, idę do prze…
Pukanie
do drzwi. Wszedł przez nie mały chłopiec, zapewne jakiś pierwszo albo drugoklasista,
gdyż Lily nigdy wcześniej go nie widziała.
-
Eee… Przepraszam - wymamrotał. - Mam wiadomość dla… Lily Evans? Jest tutaj?
-
Tak, to ja – odpowiedziała Ruda.
- Całe wieki was szukałem – Chłopiec wręczył jej liścik,
ale na tym się nie skończyło, gdyż zza pazuchy wyjął jeszcze trzy. – No a… Mary
Macdonald?
- Tu!
-
I… O kurcze! James Potter! I-i Syriusz Black! - zawołał, a oczy mu zapłonęły.
Liliana westchnęła ciężko. Od razu mniej lubiła tego chłopczyka.
-
Tak – powiedzieli obaj, nagle bardzo pewni siebie.
-
Mam dla was listy, ale nie sądziłem, że was znajdę! Rety! Adam mi nie uwierzy!
- emocjonował się, trzymając listy tak, jakby to były relikwie jakiegoś
świętego. Czy oni wszyscy powariowali?!
-
No dobra. A jak ci na imię, mały?
-
Andy. Andy Stackhouse.
-
Fajny z ciebie chłopak, Andy - rzucił łaskawie Rogacz. Lupin wyszczerzył zęby,
tłumiąc śmiech, a Peter zakaszlał dość wesoło. Syriusz zachował wyniosły wyraz
twarzy.
Och
nie, pomyślała Lily. I ten chłopiec mu wierzy?! Ten idiota wcale nie był miły. Wywróciła
oczyma. W gruncie rzeczy, chłopiec miał coś w sobie. Był bardzo szczupły i
posiadał ciemne włosy, oczy i karnację. Patrzył ogromnymi oczami na swoich
idoli zza okularów.
-
Dziękuję! - wykrzyknął radośnie. Wręczył im listy, dostrzegając pozostałą
dwójkę Huncwotów. Może nie obdarzał ich taką czcią, jak Jamesa i Syriusza, ale
z pewnością ich podziwiał, więc jego entuzjastyczne okrzyki ponowiły się. Kiedy
w końcu poszedł, Mary wybuchła perlistym śmiechem, przy czym zawtórowali jej
chłopaki.
-
Remusie, idę do przedziału prefektów - Westchnęła Evans. - Idziesz?
-
Co? A… tak, jasne - bąknął Lunatyk.
-
Za długo wrócisz? - Dorcas uśmiechnęła się do niej lekko.
-
Jak szybko się da.
Otworzyła
zgrabnie zapieczętowany list, który jej dostarczono. Eleganckie pismo poznała
od razu. Kolejne spotkanie „Klubu Ślimaka” u starego Horacego Slughorna. Och,
tak… Czyż nie powtarzano jej tam, jak wielki drzemie w niej potencjał? Czy nie
dowiedziała się, jak wspaniałą jest czarownicą? Owszem, słyszała to bardzo
często, tak jak inni członkowie klubu. Nigdy nie przepadała za tymi spotkaniami,
ale czy miała wyjście? Nie! Na domiar złego należeli tam również Potter i jego
wierny kumpel Black. Mogło być gorzej? Odpowiedź znów brzmiała: nie. Spotkanie
miało się odbyć, o dziwo, jutro, w gabinecie profesora. Uniosła brwi do góry.
Zastanawiające…
-
Lily? - spytał ciepły głos, koło niej.
-
Mm? – mruknęła, nie spuszczając wzroku z listu, który czytała po raz drugi.
-
Jesteśmy.
-
Och… No tak.
Odważnie
rozsunęła drzwi przedziału, przeznaczonego dla prefektów. Czekali tam już
Rupert O’Conner i Eveline Dawson ze Slytherinu, Gregory Lopez i Padme Arrow z
Ravenclowu, Dereck O’Maley i Tricxy Nason z Huffelpuffu.
- No, nareszcie - warknął Rupert O’Conner.
Lily zmrużyła wściekle oczy.
-
Pilnuj własnego nosa.
-
Coś nas ominęło? - spytał Remus, przejmując od swojej towarzyszki pałeczkę.
-
Raczej nie - odpowiedziała cichaczem Tricxy Nason. Dziewczyna zmierzyła
Ślizgona spojrzeniem.
Usiedli
na swoich miejscach. Pozostawało jeszcze poczekać na instrukcje, co chyba nie
zapowiadało się szybko.
-
Wiesz, Eveline, mój ojciec ostatnio dowiedział się ciekawych rzeczy – zaczął
zarozumiale O’Conner. Powszechnie wiadomo było, że jego rodzice służą
Voldemortowi. Remus wciągnął powietrze zbyt gwałtownie, zaś Puchoni wcisnęli
się w swoje siedzenia. Lily zmarszczyła gniewnie czoło, nasłuchując.
-
Doprawdy? Cóż takiego? - odparła w identyczny sposób, Eveline.
-
Obawiam się, że… echem… w tym gronie, nie mogę ci zdradzić, czego dokładnie,
ale zapewniam, że te informacje będą bardzo przydatne – oświadczył, niby od
niechcenia, Ślizgon. Lil zacisnęła pięści. Musiała się bardzo starać, by czegoś
nie odszczekać.
-
Jaka szkoda. Myślę, że Severus również chętnie posłucha. Poczekajmy, aż wrócimy
do naszego przedziału – Teraz już wiedziała, do czego zmierzali!
Ruda
prychnęła. Nie mogła tego, tak po prostu, zignorować. Jawnie bawili się z nią w
kotka i myszkę.
-
Coś mówiłaś, Evans? - zaatakował od razu O’Conner z dzikim uśmiechem.
-
Ależ nie, skąd - sarknęła dziewczyna. - Zapomniałam tylko, że jesteś jednym ze
sługusów Voldemorta, O’Conner.
Wszyscy
w przedziale wzdrygnęli się, na dźwięk tego nazwiska. Remus lekko się skrzywił,
choć próbował się oswoić z wymawianiem tego słowa. Lily uczyła się tego całe
lato, by pokazać Potterowi, że wcale się nie boi i nie czuje przed nim
respektu, o jaki był ją oskarżył.
-
Jak śmiesz, ty sz…!
-
Nie waż się jej tak nazywać! - Lupin podniósł się z siedzenia, wojowniczo
wpatrując się w przeciwnika. Nie mógł pozwolić, by padło to okropne słowo. Lily
wytrzeszczyła oczy. Nie wiedziała, że ten chłopak gotowy jest jej bronić.
-
Bo co mi zrobisz? - prychnął kpiarsko Rupert. Mimo to, nie spodziewał się
takiego obrotu sprawy. - Naślesz kumpli, Lupin?
-
Nie chcesz wiedzieć, wierz mi.
-
Remusie, zostaw go. Nie warto - Evans pociągnęła go za rękaw szaty. Chłopak
posłusznie usiadł, ale nie spuszczał z oczu Ślizgona.
-
Tak, Remusie, chowaj się za dziewczyną.
-
Zamknij się! Ty plugawy zdrajco! Ty i twoja rodzina jesteście warci tyle, co
smocze łajno! - krzyknęła Lily, tracąc kontrolę nad sobą. Łzy zamgliły jej
oczy. Wyszła żwawo z przedziału. Remus ją usprawiedliwi. Zaczęła biec przed
siebie, byle dalej od tamtego miejsca. Słonawe krople popłynęły z jej oczu, ale
nawet tego nie zauważyła. Nie mogła pójść do przedziału jej przyjaciółek. Nie
zniosłaby, gdyby zobaczyli, jak płacze!
Uderzyła
w coś twardego. Zatoczyła się i upadła. Podniosła twarz w górę.
-
Jak id… - warknął Snape, we własnej osobie, oschłym, chłodnym tonem. Nie
dokończył, zauważając, kto na niego wpadł. Rysy mu złagodniały, ale zaraz twarz
wykrzywił mu grymas bólu. - Lily… - szepnął, bezimiennym głosem. Zmarszczyła
czoło uparcie. Severus wyciągnął ku niej dłoń, ale ją odtrąciła, samodzielnie
podnosząc się z podłogi. Dlaczego musiała wpaść akurat na powód swojego
zdenerwowania?!
-
Witaj, Severusie - syknęła głosem, który mógłby zamrozić. Chłopak skrzywił się.
Jego ziemista cera przybrała kolor jasnej zieleni. - Już nie witasz mnie per
„szlamo”?
-
Proszę cię, Lily, przestań, dobrze wiesz, że…
-
Nie. Wcale nie wiem, Snape - prychnęła kwaśno. Miała ochotę zmiażdżyć go spojrzeniem.
-
Ja wcale nie… - urwał, przyglądając się jej twarzy uważniej. - Płakałaś?
-
To nie twój interes. Zejdź mi z drogi.
-
Ktoś cię skrzywdził, Lily? - spytał łagodnie. Zaśmiała mu się w twarz.
-
O tak. Wiele osób, a w tym ty. Dobrze wiesz jak to robić, nieprawdaż?
-
Przestań - szepnął, spuszczając głowę, w przeciwieństwie do dziewczyny, która
uniosła swoją wysoko, dumnie dając do zrozumienia, że ma go za robaka.
-
Niby, co? Mówić prawdę? Znalazłeś swoich „kumpli” i nagle przyjaciółka z dzieciństwa
stała się „szlamą”. Ale czy oni nie są więcej warci, niż jakaś głupia
dziewczyna brudnej krwi?
-
Wcale nie uważam cię za głupią - bąknął, ale ona go zignorowała.
-
…i czy nie macie wspólnych planów? Nie interesuje was służba u Voldemorta?
-
Nie wymawiaj tego imienia! - krzyknął, a jego tłuste, czarne włosy zachybotały
się. Lily uniosła wysoko brwi. Już drugi raz dzisiaj za to na nią krzyknięto.
-
No tak. Zapomniałam, że boisz się wymawiać imię swojego „Pana”, Severusie -
sarknęła. Ton jej głosu jeszcze nigdy nie był tak przesycony jadem.
-
Wszyscy się tego boją. Do niedawna nawet ty, z tego, co pamiętam.
-
Nie, już nie - zaoponowała zdecydowanie.
-
Głupio robisz, Lily. Czarny Pan nie jest zadowolony, gdy ktoś mu się
przeciwstawia - wymamrotał.
-
A co? Doniesiesz mu na mnie?
-
Nie! Nigdy bym tego nie zrobił! - zawołał, wytrzeszczając oczy.
-
Zobaczymy. Jestem tylko szlamą - warknęła na dowidzenia i ruszyła żwawo
korytarzem.
Jodi
czytała książkę. Jedną z tych, które pisała jej ulubiona autorka. Jedną z tych,
która kończy się „i żyli długo i szczęśliwie”, po przebytej wcześniej
odpowiedniej ilości kłopotów. Nie przeszkadzał jej szum, panujący w przedziale.
Syriusz, Dorcas i Mary grali w Eksplodującego Durnia, Kimberly próbowała
zagadać Jamesa, który podpowiadał Syriuszowi. Peter zaglądał Jodi przez ramię,
jedząc biszkopciki. Kto by pomyślał, że interesuje go „babska” książka.
Dziewczyna właśnie miała przekręcać stronę, ale Peter ją uprzedził.
-
Czekaj Jodi! Jeszcze nie doczytałem - pisnął cicho. Ferrante zarumieniła się
lekko i zachichotała.
-
Co czytacie? – zagadnął, niezbyt zainteresowany, James.
-
Eee… N-nic, co by cię zaciekawiło - wymamrotała Jodi, pokrywając się
szkarłatnym rumieńcem. Rzadko z nią rozmawiali. A raczej to ona rzadko im
odpowiadała.
-
Myślisz, że Lily by to zaciekawiło? - spytał, a cudowne, ciepłe oczy rozbłysły.
Jodi miała ochotę znów zachichotać.
-
Nie wiem, ciężko powiedzieć. Z nią nigdy nie wiadomo - Wzruszyła ramionami
bezradnie.
-
Oooj taak - zamruczał Rogacz, przymykając oczy. Uważała go za uroczego z tym
swoim uporem, z jakim adorował Lily.
-
Myślę, że by jej się spodobała - odezwała się cicho Dorcas. Bo, czy jej
przyjaciółka nie lubiła happy endów?
-
A ja nie - zaprzeczyła hardo Mary. -
Chyba sobie żartujecie! Lil narzekałaby nam później całą noc, że „taka historia
zdarza się tylko w książkach” i czas napisać coś realistycznego - wytłumaczyła Macdonald.
-
Czyli? - dopytywał Potter. Na to jedno pytanie dostał cztery, jakże różne,
odpowiedzi.
-
Nie.
-
Tak.
-
Nie mam zielonego pojęcia.
-
A co cię to obchodzi?
Ostatnia
odpowiedź należała do Kimberly. Wszystkie oczy zwróciły się na jej piękną
twarz. Dorcas jęknęła cicho. Wiedziała, że Anistone nie powinna mówić tego
głośno. Czy nie było to oczywiste?
-
Kim… - szepnęła z politowaniem Mary. Jodi zrobiła duże oczy.
-
Co?! To głupie, James. Co cię interesuje, czy Lily się spodoba ta książka, czy
nie?
-
Bo nie wiem czy ją czytać - Potter wzruszył ramionami. Zupełnie nie ruszył go
ton Kimberly, ani też jej stosunek do tematu.
-
Przecież możesz czytać co chcesz i robić co chcesz! - zawołała głosem
przepełnionym niezrozumieniem.
-
I robię. A chcę jej zaimponować - Wyszczerzył zęby, a Syriusz ryknął śmiechem.
Peter pozwolił sobie na kpiący uśmieszek, którym wyraził, iż i on uważa to za
coś oczywistego.
-
W takim razie, przeczytaj. Zdziwi się, że jakiś chłopak czyta romanse –
doradziła Mary. Reszta jej przytaknęła. Kimberly spuściła głowę.
-
Heej! – oburzył się Peter.
-
Oprócz ciebie, oczywiście. To dobrze jak chłopak umie coś takiego przeczytać i
nie tylko zjechać, jako „łzawe romansidło”. Znaczy, że jest uczuciowy - dodała
Dorcas, chcąc być miłą. Czupurny wyraz twarzy Glizdogona, ustąpił dumie.
-
E, tam - prychnął Syriusz – To, co? Moja kolej, tak? - zmienił temat, wracając
do gry.
Black
zagadywał Dorcas do końca podróży. Nie było to niby nic złego, gdyby nie fakt,
iż robił to w iście uwodzicielki sposób. Kimberly przypatrywała się jego
zagraniom. Tak. Jej były chłopak był w tym mistrzem. Umiałby poderwać każdą
dziewczynę. No, może oprócz Lily i Jodi. Jedna była zbyt uparta, druga zbyt
wstydliwa. Choć kto wie, może i na Ferrante znalazłby sposób. Zmarszczyła
idealne czoło, mierząc spojrzeniem rumieńce Dorcas i huncwocki uśmieszek Łapy.
Rudej by się to nie spodobało. Wcale nie chciała, by Meadowes nigdy nie miała
chłopaka. Zależało jej przede wszystkim na tym, by jej nie zraniono. Nic
dziwnego, Huncwoci potrafili to robić, a Dorc była zbyt uczuciowa na któregoś z
nich. Mimo to, Evans traktowała ją nieco zbyt protekcjonalnie. Kim nigdy nie
podejrzewała się o zazdrość o Blacka, jednak teraz zastanowiła się jakie
pobudki nią kierują. Zachciała zdradzić Dorcas do Lilian. Nie wywołałaby
przecież kłótni! Evans nigdy nie odważyłaby się krzyknąć na którąś z nich, a
Dorcas z pewnością nie sprzeciwiłaby się jej. Byłoby jej jedynie „przykro, że
źle postąpiła”. Anistone poczuła ukłucie w okolicach żołądka. A co, jeśli
jednak jest zazdrosna o swojego ex? Nie. To niemożliwe. Przecież mogła mieć
każdego chłopaka w tej szkole. Nie potrzebowała wchodzić dwa razy do tej samej
wody.
Meadowes
zaśmiała się słodko. James uniósł szybko do góry brwi, wyrażając swoją aprobatę
dla taktyki podrywu Łapy. Dziewczyna była prawie jego. Ale wiedział, że Syriusz
długo by z nią nie był, a nawet jeśli, to Lily by na to nie pozwoliła. Gdyby
on, James, do tego dopuścił, to czy Evans nie byłaby wściekła? Ha! I to jak.
Ale w końcu, od czego dziewczyna miała przyjaciółki?
-
Pirszoroczni, tutaj! Pirszoroczni, do mnie! - Lily już dawno nie słyszała tego
głosu. Hagrid, jak co roku, zwoływał nowych uczniów, by przeprawić się z nimi
łodziami przez jezioro. Zachciała do niego podejść i przywitać się, ale
wiedziała, że póki, co nie ma szans na dłuższą rozmowę. Weszła do pierwszego
wolnego powozu.
-
Lily! - Mary podbiegła do niej, z obrażoną miną. - Gdzieś ty się podziewała?! -
spytała z wyrzutem
-
No... ja…
-
Dziewczyny! Tutaj! - zawołała, pakując się do powozu.
-
Lil… Nie było cię - mruknęła Dorcas. Nie była zła, ale chyba było jej przykro.
Lily poczuła ukłucie w okolicach żołądka.
-
Przepraszam.
-
Z pewnością było coś ważniejszego, prawda? – wytknęła Kimberly. Ruda wzięła
głęboki oddech.
-
Daj spokój, Kim - szepnęła Jodi.
-
Tylko żartowałam.
Chłodny
wieczór nie był najlepszy na podróż otwartym powozem, ciągniętym przez
niewidzialne Testrale (o których pewnego razu opowiedział im Hagrid). Na
uczcie, Lily nie uważała zbytnio.
Na
samym początku, profesor McGonagall wprowadziła pierwszoroczniaków, a na środku
Wielkiej Sali, postawiła taboret ze starą, wyświechtaną Tiarą Przydziału, która
zaśpiewała swoją piosenkę, jak to miała w zwyczaju.
-
Kiedy wyczytam czyjeś nazwisko, proszę, aby ta osoba usiadła na stołku -
zaczęła profesor McGonagall. Szepty ucichły i cała uwaga skupiła się właśnie na
niej. - Wtedy ja, założę Tiarę Przydziału na głowę tej osoby, następnie ma ona
zająć miejsce, przy wskazanym stole. Nazwiska uporządkowane są alfabetycznie -
wytłumaczyła nauczycielka. - Anlins Cornelia!
Dziewczynka
wystąpiła z tłumu.
-
Ravenclaw! – wykrzyknęła, niemalże od razu, Tiara.
-
Awonc Adam!- Chłopiec o blond włosach, z haczykowatym nosem i z masą piegów
usiadł na taborecie.
-
To będzie… Gryffindor!
Stół
Gryfonów zawiwatował na cześć chłopca.
Następny
był Boncels Tomas, przydzielony do Slytherinu, ale uwagę Lily przyciągnęła
drobna, blond włosa dziewczynka, Megan Collins. Ucieszyła się, kiedy mała
została przydzielona do Gryffindoru. Razem ze wszystkimi Gryfonami, zaczęła bić
jej brawo, gdy usiadła przy ich stole. Na końcu, Vince Romilda została
przydzielona do Gryffindoru, a Zedres Robert do Huffelpuffu. Profesor
McGonagall zabrała Tiarę i stołek, a dyrektor szkoły, Albus Dumbledore, zaczął
swoją przemowę.
-
Witam naszych nowych i, wybaczcie mi, tych "starych" uczniów w kolejnym,
nowym roku szkolnym! - Rozległy się wiwaty, ale zaraz ucichły, by dyrektor mógł
znów przemówić. - Pewnie wszyscy są głodni, więc... WSUWAJCIE, a później
pogadamy - Na pustych talerzach i wazach pojawiło się przeróżne jedzenie.
-
No, nareszcie! Konam z głodu! - Syriusz złapał półmisek z pieczonymi
ziemniakami i nałożył sobie sporą porcję.
-
I ja również! - Rozległ się głos Petera, który już miał usta pełne jedzenia.
-
Nic nowego! – prychnęła Anistone. Dziewczyny przytaknęły jej chichotem. Za
chwilę pojawiły się desery. Lily i Kimberly rzuciły się od razu na placek
dyniowy.
-
Jak już wcześniej wspomniałem, witam wszystkich! - Po chwil znów wstał
dyrektor, a w Wielkiej Sali zapanowała cisza. - Chciałbym najpierw, przypomnieć
kilka zakazów, które obowiązują w Hogwarcie. Po pierwsze, chcę, aby nowi
uczniowie wiedzieli, że wstęp do Zakazanego Lasu jest absolutnie zabroniony,
chociaż kilkoro starszych uczniów tez powinno o tym pamiętać - Dumbledore
chrząknął znacząco i spojrzał kątem oka na stół Gryfonów. Huncwoci zaśmiali się
cicho. - Pan Filtch, woźny Hogwartu, prosił, aby przypomnieć, że walki oraz
używanie zaklęć na korytarzach, jest również zabronione. Więcej znajdziecie na
drzwiach gabinetu pana Filtcha…
-
Szczerze wątpię, że ktoś kiedykolwiek to przeczyta - stwierdził Syriusz do
Jamesa, na co obaj parsknęli śmiechem.
-
Cicho tam - syknęła Lily, mrużąc wściekle oczy.
-
… nawiązując do nauczycieli - ciągnął Dumbledore. - to stanowisko profesora
Obrony Przed Czarną Magią, zgodził się zająć profesor Ralf Sonse.
Zza
stołu wstał wysoki brunet, o twarzy pooranej zmarszczkami. Ubrany był w
elegancką, ciemnozieloną szatę, zaś na głowie miał umieszczoną tiarę
czarodzieja. Rozległy się oklaski.
-
Chciałbym też powiedzieć parę słów na temat, który nie jest poruszany często i
który z pewnością was nurtuje: o naszym wspólnym wrogu, Lordzie Voldemorcie. Wiem,
że możecie niekiedy mieć różne zdania na jego temat. Jednak naszym wspólnym
celem powinno być pokonanie zarówno niego jak i jego popleczników. Aby móc to
osiągnąć, musimy stać się rodziną, zjednoczyć się i wspólnie stanąć do walki,
jak śpiewała w swojej wyjątkowo trafnej piosence Tiara Przydziału… - ogłosił
zdecydowanie Dumbledore. Przez Salę przeszły ciche syki i wzdrygnięcia, na
dźwięk nazwiska Tego Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. - Nie możemy bać się
wymawiać to nazwisko! Nie jest ono żadną klątwą. Czarodzieje, zarówno ci
młodzi, jak i ci doświadczeni, powinni o tym pamiętać…
-
Chwila, chwila, znaczy się, że JA, mam się „zjednoczyć” z takim śmieciem jak
Smarkerus? - prychnął James, tonem pełnym pogardy. Spojrzał na Łapę tak, jakby
to on kazał mu się zaprzyjaźnić ze Snape’em.
-
Stary… Sam wiesz, że to szczególny przypadek. Myślę, że Dumbledore miał na
myśli wszystkich, oprócz niego.
-
Mówiłam, żebyście się zamknęli! - warknęła Evans.
-
Jak sobie życzysz Kwiatuszku - Rogacz wyszczerzył do niej zęby. Lily uniosła, w
wyrazie dezaprobaty i zgorszenia, jedną brew. Miała gestem pokazać Potterowi,
co o nim myśli, ale uznała, iż powinna przynajmniej starać się być miłą w tym
pierwszym dniu.
-
…których znamy jako Śmierciożerców - mówił Dumbledore. - Grasują po całej
Anglii, mordując, porywając i torturując czarodziei oraz mugoli. Uważam, że
wszyscy powinni mieć się na baczności. Z tego powodu, wychodzenie na błonia
będzie możliwe jedynie do godziny 18:00. Mecze quiditcha, będą odbywały się
regularnie tak, jak i treningi choć zawsze obowiązkowo pod opieką nauczyciela,
o dopilnowanie czego proszę kapitanów drużyn. Hogsmeade, w tym roku, również
nie będzie zabronione, lecz musicie się wyrobić przed zapadnięciem zmroku - Rozległy
się oklaski i głośne oddechy pełne ulgi. Profesor McGonagall, spojrzała
zdziwiona, na dyrektora szkoły. - W waszych dormitoriach czekają na was ciepłe,
wygodne łóżka. Na koniec, proszę prefektów o zaprowadzenie nowych uczniów do
ich dormitoriów. Z pewnością jesteście
wykończeni po podróży. Zmykajcie! - pożegnał się Dumbledore, z dobrotliwym
uśmiechem.
-
To my idziemy, Lily. Widzimy się później? - Dziewczyny zaczęły się podnosić.
-
Jasne – odpowiedziała; znalazła wzrokiem Remusa i skinęła na niego ręką. –
Pierwszoroczni, proszę tutaj! Gryfoni, za mną! - zawołała tak głośno, by
wszyscy, do których było to skierowane, ją usłyszeli. Lupin poszedł za jej
przykładem. Większość noworocznych zebrała się już przy nich.
-
Bywaj Księżniczko - szepnął jej do ucha ciepły, głęboki, męski głos.
-
Potter! - Podskoczyła lekko do góry, oburzona jego zachowaniem. - A idź mi!
-
Widzimy się później, Evans! - krzyknął, gdy tłum go porwał, w stronę drzwi
Sali. Dziewczyna zrobiła oburzoną minę.
-
Jesteś jego dziewczyną? - Odezwał się cienki głosik. Zerknęła w dół, a twarz
jej złagodniała. Dziewczyna, którą wcześniej dostrzegła w tłumie, kierowała na
nią duże, niebieskie oczy.
-
Bynajmniej - mruknęła Lily, na co Lunatyk parsknął śmiechem.
-
Jest bardzo przystojny - Wyszczerzyła małe ząbki. Lil uśmiechnęła się z
politowaniem.
-
Jak masz na imię?
-
Megan. A ty jesteś Lily Evans - Ruda zmarszczyła czoło. - Powiedzieli mi przy
stole – Dziewczynka wzruszyła ramionami. – Zauważyłam, jak ten przystojny
chłopak, James Potter, na ciebie patrzy, więc zapytałam - Zarumieniła się,
spuszczając głowę.
-
Rozumiem. Ale to nie jest miły chłopak - Megan pokiwała głową. Kątem oka, Lily
zauważyła, że mały chłopczyk, który przyniósł jej list uśmiecha się w „stylu
Jamesa Pottera” do Meg. Jak mu tam było? Andy, tak? Lil postanowiła mieć ją na
oku. Najwyraźniej chłopczyk uznał, że zachowywanie się jak jego niewiele
starszy idol jest jak najbardziej odpowiednie. Ruszyli do Wieży Gryffindoru.
Gruba Dama, właśnie patrzyła na swoje pomalowane paznokcie.
-
Dyniowy Sok - powiedziała do niej Ruda.
-
Witajcie, prefekci! Nowi pierwszoroczni, taak? Wchodźcie, wchodźcie! - zaśpiewała,
wpuszczając ich do salonu.
Przeszli
przez dziurę pod portretem. Remus wytłumaczył nowym, gdzie co jest, po czym
rozeszli się, ziewając szeroko.
-
Dobranoc, Lily.
-
Branoc, Remusie. - Dziewczyna wchodziła już po schodach, kiedy Lupin zawołał do
niej ponownie:
-
Hej, Lil!
-
Tak?
-
Syriusz prosił, żebyś przekazała to Dorcas - Podał jej mały liścik. Evans
uniosła brwi.
-
Chyba zdaje sobie sprawę z tego, że nie popieram jego adoracji dla Dorc?
-
Oczywiście. Naiwny nie jest.
-
Hmm… No dobrze - Wzruszyła ramionami i skierowała się ku swojemu dormitorium.
Ciekawość
była większa niż jej siła woli i drżącymi rękami, psiocząc na siebie,
spróbowała rozwinąć pergamin. Litery pojawiały się powoli.
Czy Lunio nie mówił Ci, że
liścik jest dla Dorcas?
Nie ładnie, Lily!
A, i pozdrowienia od
Rogacza.
Syriusz
Ruda
wzięła głęboki oddech. Głupia! Syriusz miał racje. Zerknęła na drzwi, na
których była plakietka:
Anistone Kimberly
Evans Lily
Ferrante Jodi
Macdonald Mary
Meadowes
Dorcas
Uśmiechnęła
się delikatnie. Pchnęła drzwi i weszła do pomieszczenia. Dziewczyny rozmawiały,
szykując się do snu.
Jak
dobrze było być w domu!
-
Lily! - ucieszyła się Meadowes.
-
Szybko wam zeszło - skomentowała Mary.
-
Fakt - mruknęła Ruda. - Eem… Dor?
-
Hmm?
-
Mam coś dla ciebie. Od… Syriusza Blacka - wymamrotała cicho Evans.
-
Dla mnie?
-
No… tak - Lilian podała jej zwitek, usiadła na swoim łóżku i zaczęła wpatrywać
się w poduszkę.
-
Chce się ze mną spotkać - wyszeptała po chwili, przejęta.
-
Pójdziesz?
-
N-nie wiem - bąknęła Brunetka. - Zastanowię się, jutro.
-
Tak… Masz rację. Co byś nie zdecydowała, uważaj - poprosiła.
-
Obiecuję. - Brunetka uśmiechnęła się do niej ciepło.
Lily
położyła się spać. Jutrzejszy dzień miał być pierwszym dniem nowego semestru.
Ciszą przed burzą. Wzięła głębszy oddech i przewróciła się na drugi bok.
hahaha Peter geniusz z tymi romansami, jaki wrażliwy, pierwszy chłopak na świecie, który czyta babskie powieści (oprócz ich autorów),.
OdpowiedzUsuńTak, zdecydowanie wyjątkowy ;]
Usuńjak już wspominałam. Akcja, w której Lily zaatakowała a raczej broniła się przed Potterem była zabójcza. Siedziałam i śmiałam się do siebie, poważnie! ;D
OdpowiedzUsuńCoś nie polubiłam tej Kimberly...jakaś taka zbyt wyniosła jak dla mnie jest, ot co. Nie będę się rozpisywać, bo mam do nadrobienia jeszcze sporo, więc lecę czytać ;p
Tak, Kim zdecydowanie nie jest do lubienia, przynajmniej chwilowo ;p
UsuńDopiero co weszłam, więc to mój pierwszy koment, ale obiecuję, że zaraz nadrobię :P. Ale po Sylvku, bo teraz trochę zajęta będę ^^. Podoba mi się twój styl pisania, więc wygląda na to, że od tej pory będę fanką dwóch Lilek i wchodziła co chwilę na dwa blogi, ale ostrzegam- teraz ty też będziesz męczona o notki i zobaczymy czy wytrzymasz napięcie :P. Czekam na rozkręcenie się akcji :* buziaki :*
OdpowiedzUsuńOczywiście zapraszam i zapewniam, że to będzie sama przyjemność ;]
UsuńNo stara, jestem z Ciebie dumna xD o co ja słysze, znów narzekałaś, że Ci nie wyjdzie? O matko.... Kobieto dobijasz mnie! Jesteś świetna. Pisz dalej, bo ciekawa jestem ;)
OdpowiedzUsuńTylko nie bij xD. Znasz mnie, zawsze tak mam ;p
UsuńStyl mi się podoba, mówiłam, że będzie dobrze xD Jak mogłaś w siebie wątpić? Bardzo realistycznie opisany bieg rzeczy, jeśli chodzi o pierwszy dzień w Hogwarcie. Ja często mam problemy z wgłębianiem się w szczegóły xDDD Jestem zbyt leniwa xDDD Andy, tak? I Meg xD Znalazłaś następców xDD Powodzenia słońce :*
OdpowiedzUsuńDziękuję! Cóż... musiałam coś napisać! Więc postanowiłam dodać coś o takiej dwójce małych L&J xD
UsuńPodoba mi sie Tweój styl jest luźny ale nie do przesady. Pierwszy dzień zawsze truno sie opisuje moim zdaniem ale poradziłąś sobie bardzo dobrze, zarysowałaś stosunki między bohaterami nie zagłębiajac sie w szczegóły.
OdpowiedzUsuńCzyta się lekko i przyjemnie:)
Pozdrawaim i czekam na rozwój sytuacji !
Starałam się. Tak, pierwsza notka chyba zawsze jest najgorsza...
UsuńŚliczna ta notka. Nie mogę sie doczekać następnej :*
OdpowiedzUsuńJuż pędzi następna ;]
UsuńOpowiadanie super!!! Czekam z niecierpliwością na kolejną notkę... i życzę ci duuuużo weny. :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie ostatnio, jakoś nie narzekam na jej brak ;p
UsuńWięc ogółem nie zwracam uwagi na błędy, ale ten mi się rzucił w oczy już drugi raz ;)
OdpowiedzUsuńnie `wierzy Gryffindoru`, tylko `wieży Gryffindoru` :) poza tym cud, miód, malina! <3 czemu mam przeczucie, że Andy wiernie zastąpi Jamesa, a Megan - Lily? to by było genialne!
Czytam dalej.
Oczywiście, wszystko już poprawiłam. Wiesz, takie maluchy zawsze szukają idoli, więc czemu nie? xD
UsuńPiszesz ciekawie, a więc lecę czytać dalej:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Lilka.
Mam nadzieję, że dalej spodoba ci się jeesszcze bardziej ;]
UsuńDość ciekawie sie zaczyna. Więc zaraz zaczne czytać. ;)
OdpowiedzUsuńPozdro
Wika.