Zmęczona, pomasowała sobie skronie. Zerknęła na pergamin, na którym
zapisała połowę eseju, jaki miała do oddania „na wczoraj”. Na Litość Boską, był
dopiero czwartek drugiego tygodnia szkoły, jakim cudem była tak strasznie
zmęczona?! Nie wzięła na siebie aż tak dużej ilości przedmiotów, jaką
planowała. SUMY zdała śpiewająco, ale przecież nie mogła wziąć tego wszystkiego!
Profesor Sonse, który uczył w tym roku OPCM-u, był miłym starszym panem,
ale już zdążył im zadać gigantyczną pracę domową. Lily jęknęła, uderzając głową
w stolik.
- Buzi-buzi! - Mary przywitała się swobodnie. - Hej Lily, głowa do góry!
- Hę? – bąknęła unosząc czoło z odciśniętym na nim blatem.
- Odpuść sobie trochę, dziewczyno! Wyglądasz jak cień człowieka - Pokręciła
głową z dezaprobatą.
Lily zerknęła na swoje odbicie w lusterku i otworzyła szerzej oczy.
Wcześniej nie zwróciła na to uwagi, ale mogłaby przysiąc, że schudła w ciągu
tych kilku dni, a na jej kości policzkowe bardziej naciągnęła się skóra. Pod
jej wyrazistymi zielonymi oczami (które teraz przyciągały jeszcze bardziej),
pojawiły się ciemne sińce. Usta jej spierzchły, a włosy nastroszyły się. Miała
w zwyczaju stroszenie sobie włosów zawsze, gdy się nad czymś zastanawiała. Tym
razem przegięła. Wyglądała jak Baba Jaga.
- Może faktycznie powinnam trochę odpocząć - przytaknęła cichym, stłumionym
głosem Lily.
- Chodź coś zjeść – zaproponowała, tonem nieznoszącym sprzeciwu. Lily
skrzywiła się, ale wiedziała, że nie ma wyjścia. Zeszły po schodach do PW. Lily
zauważyła małe zgromadzenie przed tablicą ogłoszeń. Uniosła wysoko brwi. Wzięła
głęboki oddech, przeciskając się w tłumie. Duże ogłoszenie informowało o
treningu quidditcha, na który mieli się zgłosić kandydaci na ścigającego i
pałkarza do drużyny Gryffindoru. Popatrzyła na ekstrawagancki podpis kapitana
drużyny: Jamesa Pottera.
- Och! Szukają ścigającego i pałkarza! - zawołała Mary. Lily miała dziwne
wrażenie, że usłyszała w jej głosie podniecenie. Nastroszyła włosy, zanim
zastanowiła się, co robi. Nerwowo przygładziła je, starając się nie rumienić.
- Tak. W tą sobotę - przytaknęła ostrożnie, Ruda.
- Tak, Evans. A co, chcesz się zgłosić? - Za plecami usłyszała pewny
siebie, bardzo zachęcający głos.
- Po moim trupie - prychnęła, odwracając się. - Nie mam zamiaru słuchać
ciebie, jako kapitana - Postarała się zaakcentować odpowiednio ostatnie słowo.
Potter wyszczerzył zęby.
- Daj spokój, kochanie. Przyznaj, że po prostu nie umiesz latać –
zamruczał, podchodząc do niej. Kątem oka zauważyła chichoczących Huncwotów,
uśmiechającą się niepewnie Mary (no tak, nie chciała oberwać) oraz zaabsorbowanych
ich nową sprzeczką, gapiów. Rzuciła mu nienawistne spojrzenie.
- Umiem latać na miotle - warknęła przez zaciśnięte zęby.
- To może to udowodnisz? Chętnie popatrzę jak latasz, Kotko - mruknął
cichym, przyprawiającym o szybsze bicie serca, głosem. Wyprostowała się dumnie,
tłumiąc w sobie wywołane otumanienie. Cholera! Nie dość, że był taki
przystojny, to jeszcze potrafił w ten sposób manipulować ludźmi, używając
jedynie wspaniałego, głębokiego, niskiego głosu oraz ciepłego spojrzenia,
czekoladowych oczu. Postanowiła opierać się tak długo, jak zdoła.
- Nie muszę ci nic udowadniać – stwierdziła, niebezpiecznie spokojnie.
Chłód w jej głosie wstrząsnął kilkoma przyglądającymi się im uczniami i Mary.
- Lily… - zaczęła Macdonald, ale ta,
zmierzyła ją tylko spojrzeniem. Zauważyła, że mchowa zieleń jej oczu, staje się
ciemniejsza, lodowata i twarda… niczym szmaragd.
- Czyżby? - James uśmiechnął się, jednym z tych swoich aroganckich
uśmiechów, które sprawiały, że dziewczynom miękły kolana. - Nigdy nie
widziałem, żebyś l a t a ł a, jeśli wiesz o czym mówię.
Lily warknęła ostrzegająco.
- Być może masz już zaawansowaną sklerozę, Potter, i po prostu nie
pamiętasz? W pierwszej klasie wszyscy uczyliśmy się latać - wysyczała.
- Oczywiście, Kotko. Tylko, że jakoś wtedy nie zauważyłem, żebyś latała -
Jego uśmiech pogłębił się, a w oczach zatańczyły ogniki. Drażnił ją! A to wcale
nie było dobre posunięcie. Kto, jak kto, ale on powinien był o tym wiedzieć.
- Nie zadzieraj ze mną, Potter.
- To jedno z moich ulubionych zajęć, Evans - Zazgrzytała zębami.
Przynajmniej nie nazwał jej per „Kotko”.
Zupełnie, jakby czytał jej w myślach, dodał ściszonym, bardzo
porywającym, głosem. - Umów się ze mną, Kotko.
- Przestań nazywać mnie Kotką! - wypaliła, prawie krzycząc. Ciskała
błyskawicami z oczu w tego znienawidzonego Huncwota. - Co cię naszło?!
- Wiesz… Kiedy tak się na ciebie patrzy, Evans, zaczynasz przypominać
rzucającą się Kotkę. Twoje ruchy, twoje zachowania… - Wzruszył ramionami. Tak,
taka odpowiedź jej wystarczyła. Zarumieniła się lekko. - I tak zawsze będziesz
dla mnie Evans - Wyszczerzył zęby.
- Lepiej zejdź mi z drogi, Potter.
- Nie mogę - odparł z udawanym żalem. Uniosła pytająco jedną brew. - Nie
odpowiedziałaś na moje pytanie.
- Jakie? - prychnęła Ruda.
- Nie powiedziałaś, czy umówisz się ze mną, ale z tego, co wiem, milczenie
oznacza zgodę.
- Oboje doskonale wiemy, że to ostatnie co mogłabym robić Potter! Nie ma
opcji, żebym się z tobą umówiła! - zawołała buntowniczo. Wiedziała, że to nic
nie da, wiedziała, że to wywoła u niego ten huncwocki uśmiech, który
doprowadzał ją do szału. Wiedziała, ale nie potrafiła się powstrzymać.
- Poza tym… - mruknął, uśmiechając się w ten sposób, który przewidziała. -
miałaś udowodnić, że umiesz utrzymać się na miotle, Kotko.
- Nie będę ci nic udowadniać!
- Przyznaj, że nie umiesz!
- Umiem!
- Udowodnij!
- Żebyś wiedział, że udowodnię!
- W tą sobotę!
- Świętnie!
- Świetnie!
I odszedł z ogniem w oczach.
- Stary, nawet ja przy niej wymiękam - Syriusz poklepał Rogacza z podziwem
i dumą.
- Uch! Nienawidzę tej dziewczyny! - burknął, oddychając szybko. Remus,
Peter i Syriusz wytrzeszczyli oczy. Po chwili, James uśmiechnął się arogancko.
- I za to ją uwielbiam.
- Nienawidzę tego faceta! - Lily szła szybkim krokiem na kolację. Jej pierś
falowała, bynajmniej nie od szybkiego marszu. Mary starała się za nią nadążyć.
- Och, Lily! Daj spokój. Przecież go znasz… - zaczęła, wywracając oczyma.
- I w tym moja tragedia - mruknęła pod nosem. Mary wyszczerzyła zęby.
- Wiesz… W sumie to dobrze, że ustaliliście termin na sobotę – mruknęła, po
chwili. Ruda rzuciła jej mordercze spojrzenie, ale dziewczyna nie wyglądała na
kogoś, kto by się tym przejął.
- Czemu? - warknęła.
- No wiesz… W końcu Kimberly i ja lubimy chodzić na te treningi, więc…
fajnie, że i ty teraz z nami pójdziesz. Wtedy jest szansa, że pójdzie też
Dorcas i Jodi - Wzruszyła ramionami, potykając się o rąbek swojej szaty.
Zaklęła od serca. Lily zignorowała to.
- Wiesz… Perspektywa pójścia z Kimberly na trening Quidditcha, gdzie ten
napuszony gamoń będzie się popisywał, a ona piszczała jak wariatka, wcale mnie
nie zachęca - burknęła Lily, schodząc schodami.
- Nie będzie tak źle. Poza tym… mogłybyście się już pogodzić - rzuciła Mary.
Lily wydała z siebie dźwięk, jakby się dusiła.
- Jakoś jej się nie spieszy - żachnęła się Evans.
- Tobie też nie - zawołała śpiewnie Macdonald. Lily prychnęła wchodząc do
Wielkiej Sali. Dorcas pomachała jej, mniej więcej ze środka stołu Gryfonów.
Razem z Mary usiadły obok przyjaciółek.
- Cześć! - zanuciła Mary. Dziewczyny uśmiechnęły się tylko.
- Co was tyle zatrzymało? - spytała Dorcas, nakładając sobie zapiekankę.
- Ogłoszenie - Lily wzruszyła ramionami, nie chcąc drążyć tego tematu.
- Ogłoszenie? - powtórzyła Jodi unosząc sceptycznie brwi.
- Oczywiście, że nie - przyznała wesoło Mary. - Lily tylko wstydzi się powiedzieć,
że założyła się z Rogaczem - Evans rzuciła jej lodowate spojrzenie.
- O co?! - zawołały jednocześnie Dorcas i Jodi. Kimberly wytrzeszczyła
oczy.
- O to, czy Lily umie latać na miotle - odpowiedziała bez wahania
Blondynka.
- O kurcze… - skomentowała Dorcas z uśmiechem. Jodi chichotała w rękaw, za
to Kimberly zarumieniła się i spuściła wzrok na talerz.
- To wcale nie jest śmieszne! - zawołała urażonym tonem Lil.
- W ogóle - przyznała Jodi, zanosząc się śmiechem.
- Lily, przecież ty nie umiesz latać - zauważyła Dorcas patrząc na
przyjaciółkę z powątpiewaniem.
- No co ty, serio? - sarknęła, pąsowiejąc. - W pierwszej klasie byłam
beznadziejna - jęknęła dziewczyna. - Ale… W końcu trochę czasu minęło, a ja
byłam na wszystkich meczach.
- To nie ma nic do rzeczy - powiedziała poważnym tonem Macdonald.
- W takim razie, już po mnie.
- Oj, daj spokój. Na pewno nie będzie tak źle. Wierzymy w ciebie -
zapewniła ją Jodi, krzyżując palce pod stołem.
Siedzieli w swoim dormitorium, nad kawałkiem pergaminu.
- Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego - mruknął James. Stuknął
końcem różdżki w wysłużony, stary papier. Na pergaminie, pojawiły się linie i
kropki z podpisami imion i nazwisk uczniów i nauczycieli. Całość, tworzyła mapę
Hogwartu. Remus ziewnął przeciągle.
- Dobra… Proponuję tu - Wskazał Syriusz palcem na jedno z pomieszczeń.
- Odpada! - zaprzeczył stanowczo Remus.
- Dlaczego? - burknęli jednocześnie James i Syriusz.
- No… To klasa McGonagall - Wzruszył ramionami. - Wtedy nie tylko ona
będzie wściekła, ale i Lily Jamesa.
- Rozumiem - zgodził się szybko Potter. - Eliksiry są moje… Więc… - Potarł
brodę, wpatrując się cały czas w mapę. – Panowie, czas na coś dużego -
Uśmiechnął się szelmowsko, dumny ze swojego pomysłu. Reszta Huncwotów uniosła
sceptycznie brwi. - Sala Wejściowa - Wywrócił oczyma.
- No, no… Faktycznie mogłoby… - zaczął Łapa, ale mu przerwano.
- Nie - zaprzeczył Peter. - To było na koniec egzaminów. No wiecie… Za dużo
tego samego.
- Cholera, zapomniałem. Glizdek ma racje - burknął Rogacz. - Dobra
chłopaki, ruszcie móżdżki.
- Ja się na to nie piszę. Znowu mi Lily będzie suszyła głowę, że o
wszystkim wiedziałem - Remus wyciągnął przed siebie ręce, jakby chciał się
bronić.
- Oj, daj spokój. Chyba nie boisz się dziewczyny?! - zawołał buntowniczo
Syriusz.
- No wiesz… To Lily.
- No i?
- Jakbyś musiał obrywać za każdym razem, gdy trzeba interweniować, to byś
tak nie mówił.
- Heej… - Rogacz uśmiechnął się triumfalnie, a oczu mu się roziskrzyły. -
Właśnie… Dajmy się złapać.
- Że co?! - wykrzyknęła pozostała trójka.
- Dajmy się złapać – powtórzył cierpliwie James. - Lunio zdradzi jej
szczegóły. Łapa i ja będziemy tam, gdzie jej wskażesz - Zwrócił się do
ogłupiałego Remusa.
- Jakoś… jakoś nie bardzo rozumiem - wydukał Remi.
- Mi i Syriuszowi jeden szlaban więcej nie zrobi różnicy. Ciebie Evans
pochwali, a ja spędzę z nią kilka wieczorów wypełniając u niej posłusznie
szlaban! I wszyscy szczęśliwi! - oświadczył, nie rozumiejąc głupiego wyrazu
twarzy kumpli.
Syriusz odchrząknął znacząco.
- Wszystko fajnie, a co ja z tego będę miał? - burknął Black.
- Załatwię ci randkę z każdą dziewczyną, jaką będziesz chciał? -
zaproponował James.
- Sam mogę sobie załatwić - prychnął Syriusz. - Chociaż… Meadowes. Daj mi
Meadowes Rogaczu - Uśmiechnął się po huncwocku.
- Przecież możesz ją mieć na skinienie palca! - mruknął James, zdziwiony
prośbą Łapy.
- No, niby tak - odparł po zastanowieniu. - Ale ona jest pod wpływem twojej
Evans. Gdybyś przekonał ją, przekonałaby się też Dorcas.
- Musiałbym być z nią sam – na - sam.
- Da się załatwić.
- Pójdę… Niby to „pilnować” i załatwiać nasz wyskok, w innym miejscu. Remus
może mnie podkablować do kogoś innego.
- Taak… w sumie to nie głupi pomysł - zgodził się Lupin.
- Dorcas tu idzie! - pisnął Peter, wskazując czarną kropkę podpisaną
nazwiskiem „Dorcas Meadowes”.
- Koniec psot – mruknął, pod nosem, James, po raz kolejny stukając różdżką
w mapę, która na powrót zmieniła się w zwykły pergamin.
Usłyszeli pukanie do drzwi. Syriusz przykleił sobie do twarzy jeden ze
swoich najlepszych uśmiechów i otworzył drzwi.
- Cześć Dorc - przywitał ją promiennie.
- Skąd…? - zaczęła, ale przyłożył jej palec do ust.
- Poznaje cię na kilometr. - Mrugnął do niej zalotnie. Dziewczyna zarumieniła
się. Huncwoci zachichotali w głębi pokoju, ale postanowiła nie zwracać na nich
uwagi.
- Przyszłam w sprawie… naszego spotkania - wymamrotała, spuszczając wzrok
na swoje buty, które nagle zaczęły wymagać poświęcenia im całej jej uwagi.
- A więc, co z nim?
- Chciałam zapytać… znaczy... To chyba nie jest najlepszy pomysł - jęknęła
chicho. Uniósł wysoko brwi.
- Niby czemu? - prychnął chłodno.
- No wiesz… patrząc na twój dotychczasowy styl życia… Powiedzmy, że
wolałabym trochę poczekać.
- Poczekać – powtórzył, zauważając, że dziewczyna coraz bardziej mu się
podoba.
- No… tak.
- Jasne. Rozumiem - powiedział sucho, ale zaraz później złagodził ton i
uśmiechnął się do niej czarująco. Uniósł jej delikatnie brodę. Zarumieniła się
jeszcze bardziej. - Przyjdziesz na trening?
- Ja… A chciałbyś?
- Oczywiście! Chodźmy później na spacer. Obiecuję, że nie będzie to
„spacer” tylko spacer - zapewnił ją natychmiast, akcentując odpowiednie .
Dziewczyna rozpromieniła się.
- W takim razie, przyjdę - Wyszczerzyła zęby. - Na razie, Syriuszu –
szepnęła, odchodząc.
- Na razie… Skarbie – wymruczał, zamykając drzwi. - Dobra. Proponuję
wprowadzić ten plan w życie. Im szybciej, tym lepiej - Odwrócił się do kumpli z
uniesionym kącikiem ust.
Zerknęła znad podręcznika do Starożytnych Runów na łóżko naprzeciwko niej.
No tak. Pokłóciły się. Tak. Nie przepraszała nigdy za to, że powiedziała to co
myślała. Ale, czy nie powinna jej przeprosić? Zauważyła, że Jodi czyta jedną ze
swoich książek na łóżku obok niej. Mary fałszowała pod prysznicem. Lily
patrzyła na ingerencje do swoich eliksirów. Zmierzwiła włosy, odmierzając
odpowiednią ilość jakiegoś proszku i przeczytała kolejny składnik w jakiejś
książce.
Kimberly westchnęła, wywracając oczyma. Czy przepraszanie musi być takie
trudne?! Zastanowiła się, gdzie podziała się Dorcas. Wiedziała, że musi
przeprosić, ale próbowała opóźnić to, jak tylko się da.
- Lily? - mruknęła cicho, ale niezbyt miło. Cholerna Evans! Odchrząknęła
cicho.
- Hm? - Lily uniosła głowę i na chwilę zamarła zauważając, która z
przyjaciółek ją woła. Szybko poprawiła się.
- Czy… mogłybyśmy na chwilę wyjść? - spytała miękko. – Chciałabym z tobą
porozmawiać.
- Tak. Jasne - Wyglądała na zdziwioną. No cóż, w końcu to normalne, jeśli
nie odzywały się do siebie przez dwa tygodnie. Kimberly westchnęła. Wyszły za
drzwi dormitorium.
- Muffliato - Lily wyjęła różdżkę i wypowiedziała zaklęcie. Nie chciały być
podsłuchane. Chociaż to zaklęcie było stworzone przez Severusa i to ona
powiedziała o nim zarówno przyjaciółkom jak i Huncwotom. Głównie dlatego, że
nie znała formuły i poprosiła chłopców o sprawdzenie jej w dziale Ksiąg
Zakazanych, pokrótce tłumacząc im działanie. Niestety, stało się ono jednym z
ich ulubionych zaklęć.
- Myślałam, że nie przepadasz za używaniem tego zaklęcia? - zagadnęła Kim.
- No cóż… Ostatnie wynalazki Severusa są użyteczne, a to, że już nie
przyjaźnimy się, nie musi oznaczać, że przestanę używać zaklęć, czy eliksirów,
które stworzył - powiedziała cicho. Kimberly pokiwała głową, ze zrozumieniem. -
Ale mógłby przestać mazać po książce – dodała, jakby do siebie. Na jednej z
ostatnich lekcji widziała, jak notuje istotę między innymi tego zaklęcia na
marginesie książki do eliksirów.
- Lily… Chciałam… - Niech to szlak, pomyślała. - chciałam cię przeprosić -
wydukała Anistone, nie patrząc w oczy przyjaciółki. - Powiedziałam trochę za
dużo - Wzruszyła bezradnie ramionami.
- Och, Kim… ja też nie byłam całkiem fair. Nie powinnam mówić, że ty i
Potter… przepraszam - Ruda uśmiechnęła się do niej blado.
- No tak… ja też z nim przeholowałam.
- Chłopak nie powinien stawać na drodze naszej przyjaźni.
- Całkowicie się z tobą zgadzam - Uśmiechnęła się Kimberly. No, dobra… ta
dziewczyna umiała przyjąć przeprosiny i umiała sama przepraszać.
- Między nami ok? - upewniła się Lily.
- Tak. Zdecydowanie - Kim pokiwała głową i przytuliła do siebie
przyjaciółkę. Przecież jej też wolno to zrobić! Przez przytulenie kogoś, nie
traci się swoich wartości. Zaskakujące, że odkryła to dopiero teraz.
- O kurcze! Pogodziłyście się - pisnęła Dorcas, biegnąc ku nim przez
korytarz. Zamurowało ją na widok uścisku dziewczyn, ale uznała, że nie ma co, o
to pytać.
- O, tak - Zachichotała Evans, po czym zmarszczyła brwi. – A ty gdzie
byłaś? - spytała niewinnie.
- Odwołałam spotkanie z Syriuszem - przyznała dumnie, ale w jej głosie
pobrzmiewała nutka żalu i czegoś, czego Lily nie zidentyfikowała.
- Dorcas – zawołała, uśmiechając się do niej promiennie. - Ale… jeśli
chciałaś mogłaś pójść.
- Wiem, wiem. Naszły mnie wyrzuty sumienia - Wzruszyła ramionami. - Może innym
razem - dodała ze smutnym uśmiechem. - Cieszę się, że się pogodziłyście.
-
Daj spokój, stary, jeśli to ONI mają należeć do naszej drużyny, to chyba się
zastrzelę - jęknął Syriusz, w sobotnie południe. Patrzyli właśnie, ze
skrzywionymi minami, na osoby, które zgłosiły się na ochotników do drużyny
Gryfonów. James wzdrygnął się, jakby chciał pozbyć się tej wizji.
-
Taa… - burknął w odpowiedzi, ale zaraz potem na jego twarzy zagościł typowy,
szelmowski uśmiech. - Przynajmniej nie wytrzymają długo.
-
I w tym nasza jedyna nadzieja - przytaknął Black. Odwrócił się w stronę zamku i
wyszczerzył zęby. – Patrz, kto idzie.
Potter
odwrócił się na pięcie. Pierwszą rzeczą, jaką dostrzegł były cztery ciemne
sylwetki. No tak. Uczniowie. Niemal od razu zauważył też, jedyny w swoim
rodzaju, odcień rudego. Powiewające na wietrze włosy dziewczyny sprawiły, że
musiał wziąć głębszy oddech. Nie musiał pytać, o co chodzi Syriuszowi.
Lily.
Lily Evans. Przyszła…
-
No, no. Niecodzienny widok - Westchnął przyglądając się ruchom dziewczyny. Mógł
już dostrzec jej wyraziste, szmaragdowe oczy. Uniósł kącik ust do góry.
Usłyszał jej srebrzysty śmiech. Musiał się bardzo starać, by oprzeć się pokusie
podejścia do niej.
Cztery
dziewczyny zauważyły ich, a trzy z nich pomachały. Ta o rudych włosach, odeszła
od razu na trybuny. Był pewny, że właśnie zgrzyta zębami. Zachichotał pod
nosem, kiedy dwie z dziewczyn dołączyły do Lily. Brunetka o włosach do połowy
pleców została, wpatrując się w kumpla po jego prawej stronie. Pomachała im
nieśmiało i pobiegła w kierunku koleżanek. Dorcas.
Zmarszczył
brwi dokładnie w chwili, w której Syriusz zapytał:
-
Zauważyłeś gdzieś Mary? Zawsze jest na treningach.
-
Też mnie to zastanowiło - odparł zdziwiony zawodem, pobrzmiewającym w jego
głosie. – Dobra, zaczynajmy.
Ruszyli
ku reszcie drużyny, złożonej z samych chłopaków. Dziewczyny z tak zwanych przez
Lily „funclubów”, zachichotały cicho trzymając w rękach szkolne miotły.
Wywrócił oczyma, poirytowany.
-
Dobra! Wszyscy na miotły i dziesięć okrążeń! - ryknął do tłumu. Drużyna zgodnie
wybuchła śmiechem. Kilka dziewczyn popatrzyło na niego, tak jakby pierwszy raz
go zobaczyły. Niektóre zrezygnowały od razu i usiadły na trybunach nadal
chichocząc. Dwie podeszły do nich i próbowały rzucać kokieteryjne spojrzenia,
gdzie słowo „próbowały” jest słowem kluczowym.
-
Cześć, James - zaszczebiotała wyższa. – Wiesz, tak sobie pomyślałam, że w
trakcie treningów mogłabym się wszystkiego nauczyć. Przyjmij mnie i Lindsay.
Obiecujemy być grzeczne, prawda Linds? - Jej przyjaciółka przytaknęła żywo. Tuż
za jego uchem Syriusz zaczął kląć w taki sposób, że miał ochotę się
zaczerwienić. Nie spodziewał się, że jego przyjaciel jest w stanie puszczać
TAKIMI wiązankami! Zamiast tego, wybuchnął śmiechem. Dziewczyny zmieszały się.
-
Ja miałbym was przyjąć?! - wykrztusił, łapiąc się za brzuch. - Słuchaj, skarbie
pomachaj tymi rzęsami do kogoś innego. I dobrze radzę, zejdź nam z oczu chyba,
że chciałabyś porozmawiać z Syriuszem - Wskazał psioczącego na „głupotę
plastikowych dziewczyn” chłopaka.
-
Nie. C-chyba nie - Cofnęła się o krok dziewczyna.
Razem
z blondyną, o imieniu Lindsay, uciekły z boiska. James rzucił okiem na
ślimaczących się w powietrzu potencjalnych kandydatów.
-
O matko… Dobra, na dół, moje panie! - warknął do „latających”. Większość,
zgodnie z jego poleceniem, wylądowała. - Powiedziałem: na dół - wysyczał przez
zaciśnięte zęby do pozostałych. - Syriuszu… Pokaż im jak się lata.
Black
wyszczerzył zęby i wzbił się w powietrze z godną podziwu gracją. Przez kolejne
dwie minuty, dał popis wyśmienitych zwodów, okrążeń, technik i piruetów. Potter
zauważył, że wszyscy (bez wyjątków) otworzyli szeroko usta.
-
O cholera - Wymsknęło się jakiemuś chudemu chłopakowi, stojącemu obok jednego
ze ścigających.
Syriusz
wylądował obok Jamesa z huncwockim uśmiechem dumy.
-
Pytania?
Ponad
połowa osób, znajdujących się na boisku, odeszła na bok. Chichoczące dziewczyny
w większości już usiadły na trybunach.
Poczuł
koło siebie cudowny, kobiecy zapach.
-
Cześć, Evans – rzucił, nie oglądając się za siebie.
-
Skąd…? A z resztą, nie ważne. Nie uważasz, że to lekka przesada? – spytała,
stając przed nim i wpatrując się w niego z frustracją.
-
Nie - odpowiedział wprost.
-
Może im się coś stać! - wykrzyknęła, tupiąc nogą. Potter wzruszył ramionami.
-
Teraz wy! - zagrzmiał, przy śmiechach drużyny. Kiedy nikt się nie poruszył
dodał:
-
No, co jest panienki?!
Większość
wydawała się być przerażona samą myślą o takim sposobie latania. No tak.
Syriusz latał z prędkością, której nikt nie bał się nazwać „zawrotną”.
-
Potter! - zaprotestowała znowu Lily.
Chłopaki
dosiedli mioteł i starali się w większości naśladować Blacka, ale okazało się
to nie tyle co niemożliwe, lecz niewykonalne. James załamał ręce, w chwili, gdy
kilku na siebie powpadało.
Usłyszeli
czyjś warkot i jedna z osób stojących wśród reszty kandydatów wzbiła się w
powietrze. Z gracją nie mniejszą niż Syriusza, powtórzyła większość sztuczek,
które wykonał. Rogacz uniósł z aprobatą brwi. Lily uchwyciła się kurczowo jego
ramienia. Na koniec, zawodnik wykonał zręczny zwód i wylądował przed Potterem.
-
I jak mi poszło, kapitanie? - spytała zziajana Mary.
-
O kurcze! - mruknął pałkarz, gapiąc się na nią, jakby oświadczyła publicznie,
że lubi sklątki tylnowybuchowe.
-
Więcej niż kurcze! - zawołał Syriusz, wytrzeszczając oczy.
-
N-na jaką pozycję się zgłaszasz, Mary? - spytał Rogacz, słabym głosem.
-
Ścigającego.
-
Biorę cię! Reszta wypad!
-
Co?! Jeszcze nie widziałeś wszystkich! - żachnął się jakiś siódmoklasista,
który wyglądem przypominał goryla.
-
Wystarczy, że widziałem jak latasz, matole. Zjeżdżaj.
-
Ale to dziewczyna!
-
I co? Masz z tym jakiś problem, Cornel? - warknął Pałkarz. Mary uśmiechnęła się
do niego.
-
Chętni na pozycję ścigającego, wyjazd! - zarządził okularnik. Nieco ponad
połowa zeszła z boiska, z zawiedzionymi minami.
-
Brawo Mary! - pisnęła Lily, ściskając przyjaciółkę. - Jestem z ciebie dumna!
-
Eee… Dzięki – wymamrotała, klepiąc ją lekko po plecach.
Wszyscy
aprobowali decyzję Jamesa. No tak, tylko jakiś dureń by jej nie przyjął,
pomyślała Lily.
Z
trybun doszły ich wiwaty na cześć Mary, pochodzące od Dorcas, Jodi i Kimberly.
Mary
zachichotała i pomachała im żywo.
Z
wyborem pałkarza było gorzej. Nikt więcej nie popisał się takimi
umiejętnościami, jak Mary, mimo to James, odkrył nowy talent w postaci Michaela
Smitha. Chłopak, być może, nie miał typowej dla pałkarza budowy ciała, bo był
chudy i wysoki, ale za to wyjątkowo celny, co przesądziło o jego wyborze.
-
Super! Macdonald, Smith, witajcie w drużynie!- Wyszczerzył się James. Pozostali
członkowie zawiwatowali.
-
Jak się podobało? - zamruczał, zwracając się do Lily.
-
No cóż… Dobry wybór - odpowiedziała wymijająco.
-
Pewnie, że dobry! Tylko trzeba wyćwiczyć młodego. Za to Mary, jest świetna.
Pokiwała
głową w zadumie przyglądając się przyjaciółce, która stała w otoczeniu
chłopaków.
-
Jestem tu jedyną dziewczyną i rozumiem, że mam przebierać się z wami? –
mruknęła, unosząc jedną brew.
-
No, wiesz… Jak chcesz prywatności, to obawiam się, że żaden z nas ci jej nie
zapewni - Wyszczerzył zęby jeden z chłopaków.
-
Ha! Żebyś się nie zdziwił - Uśmiechnęła się szelmowsko, po czym dodała coś, co
ich wszystkich wyjątkowo rozśmieszyło.
-
Jesteś zabawna, piękna, sprytna i jeszcze wyśmienicie latasz na miotle… Gdzieś
ty była całe moje życie?! - wyrzucił Pałkarz, którego teraz Lily skojarzyła,
jako Chada Coopera. Zachichotała cicho.
-
Ma wzięcie - przyznał James, parskając śmiechem. – Będę musiał trzymać chłopców
na smyczy, przy tej dziewczynie.
-
Chyba jej nie zazdroszczę - stwierdziła Evans, marszcząc nos.
-
To mi o czymś przypomina - zaczął spokojnie chłopak. Lily popatrzyła na niego z
przestrachem i zachowała odpowiedni dystans.
-
Co takiego? - wydukała, starając się zapanować nad głosem. Co niby przypomina?!
-
Obiecałaś mi coś, Kotko - powiedział głosem, od którego zadrżała.
-
Musiałam być pod Imperiusem - bąknęła, mrugając oczami [Imperius (wym. Imperio)
- zaklęcie, służące do przejęcia kontroli nad kimś - Wtrącenie Autorki].
-
Nie wymigasz się - ostrzegł, puszczając do niej perskie oczko. - Po treningu
masz mi udowodnić, że umiesz latać na miotle.
Lily
prychnęła i udała się na trybuny, by przeczekać trening, do czasu, kiedy miała
mu niby to „udowodnić”, że latanie na miotle nie jest jej obce. Idiota.
Wzięła
swój niedokończony esej i zaczęła pisać, czekając. Jodi wyjęła książkę,
ośmielona i szczęśliwa, że Lily zdecydowała się na taki ruch. Kimberly
westchnęła, opierając brodę na dłoni, a Dorcas gorączkowo rozmyślała nad swoim
zobowiązaniem się do pójścia z Syriuszem na „spacer”. Dobra… Może to nie był
najlepszy pomysł, ale czy to nie tak ludzie decydują się na randki? Przez
poznanie drugiej osoby? Z pewnością. Ale ona już znała Syriusza Blacka. Znała
go, jako „najprzystojniejszego chłopaka w całym Hogwarcie”. Znała go, jako
„podrywacza bez skrupułów”. Znała go, jako „jednego z Huncwotów”. Ale, czy
wiedziała cokolwiek o „prawdziwym” Syriuszu? Czy mogła wierzyć opinii rzuconych
dziewczyn? Odpowiedź brzmiała: nie.
Gwizdek
przywołał ją do porządku i przyprawił o palpitacje serca. Lily najwyraźniej też
to nie zachwyciło, bo pisnęła cicho, chowając książki do torby.
Trening
dobiegł końca.
Ślicznie Lily.... Czekam na next.....
OdpowiedzUsuńDzięki, oczywiście już jest ;]
UsuńNo brawo ;) tak trzymaj i pisz ;p
OdpowiedzUsuńFajnie z tym planem xD
O, a dziękuję, oczywiście mam nadzieję, że faktycznie się sprawdzi ;]
UsuńHa Ha jetem ciekawa jak ruda utrzyma się na tej miotle...
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na następną notkę :*
Hah, wolisz nie wiedzieć xD
UsuńNew notka na lily-rouse.blog4u.pl
OdpowiedzUsuńZaprasza :*
Oki ;]
UsuńLili Evans nie umie latać?!?! uups, no to się doigrała, ale przyjaciółki jej chyba pomogą jakoś, no nie? xD
OdpowiedzUsuńHah, jeszcze jak!
Usuńuwielbiam wibrujący ton Jamesa i to...: Kotko! <33 och rozpływam się! ;p Nie rozpisze się, bo jestem niesamowicie ciekawa co pokaże Evans ;D
OdpowiedzUsuńOczywiście! Goń xD będzie ciekawie, obiecuję ;p
Usuń