poniedziałek, 4 czerwca 2012

003. Trening






Zmęczona, pomasowała sobie skronie. Zerknęła na pergamin, na którym zapisała połowę eseju, jaki miała do oddania „na wczoraj”. Na Litość Boską, był dopiero czwartek drugiego tygodnia szkoły, jakim cudem była tak strasznie zmęczona?! Nie wzięła na siebie aż tak dużej ilości przedmiotów, jaką planowała. SUMY zdała śpiewająco, ale przecież nie mogła wziąć tego wszystkiego!
Profesor Sonse, który uczył w tym roku OPCM-u, był miłym starszym panem, ale już zdążył im zadać gigantyczną pracę domową. Lily jęknęła, uderzając głową w stolik.
- Buzi-buzi! - Mary przywitała się swobodnie. - Hej Lily, głowa do góry!
- Hę? – bąknęła unosząc czoło z odciśniętym na nim blatem.
- Odpuść sobie trochę, dziewczyno! Wyglądasz jak cień człowieka - Pokręciła głową z dezaprobatą.
Lily zerknęła na swoje odbicie w lusterku i otworzyła szerzej oczy. Wcześniej nie zwróciła na to uwagi, ale mogłaby przysiąc, że schudła w ciągu tych kilku dni, a na jej kości policzkowe bardziej naciągnęła się skóra. Pod jej wyrazistymi zielonymi oczami (które teraz przyciągały jeszcze bardziej), pojawiły się ciemne sińce. Usta jej spierzchły, a włosy nastroszyły się. Miała w zwyczaju stroszenie sobie włosów zawsze, gdy się nad czymś zastanawiała. Tym razem przegięła. Wyglądała jak Baba Jaga.
- Może faktycznie powinnam trochę odpocząć - przytaknęła cichym, stłumionym głosem Lily.
- Chodź coś zjeść – zaproponowała, tonem nieznoszącym sprzeciwu. Lily skrzywiła się, ale wiedziała, że nie ma wyjścia. Zeszły po schodach do PW. Lily zauważyła małe zgromadzenie przed tablicą ogłoszeń. Uniosła wysoko brwi. Wzięła głęboki oddech, przeciskając się w tłumie. Duże ogłoszenie informowało o treningu quidditcha, na który mieli się zgłosić kandydaci na ścigającego i pałkarza do drużyny Gryffindoru. Popatrzyła na ekstrawagancki podpis kapitana drużyny: Jamesa Pottera.
- Och! Szukają ścigającego i pałkarza! - zawołała Mary. Lily miała dziwne wrażenie, że usłyszała w jej głosie podniecenie. Nastroszyła włosy, zanim zastanowiła się, co robi. Nerwowo przygładziła je, starając się nie rumienić.
- Tak. W tą sobotę - przytaknęła ostrożnie, Ruda.
- Tak, Evans. A co, chcesz się zgłosić? - Za plecami usłyszała pewny siebie, bardzo zachęcający głos.
- Po moim trupie - prychnęła, odwracając się. - Nie mam zamiaru słuchać ciebie, jako kapitana - Postarała się zaakcentować odpowiednio ostatnie słowo. Potter wyszczerzył zęby.
- Daj spokój, kochanie. Przyznaj, że po prostu nie umiesz latać – zamruczał, podchodząc do niej. Kątem oka zauważyła chichoczących Huncwotów, uśmiechającą się niepewnie Mary (no tak, nie chciała oberwać) oraz zaabsorbowanych ich nową sprzeczką, gapiów. Rzuciła mu nienawistne spojrzenie.
- Umiem latać na miotle - warknęła przez zaciśnięte zęby.
- To może to udowodnisz? Chętnie popatrzę jak latasz, Kotko - mruknął cichym, przyprawiającym o szybsze bicie serca, głosem. Wyprostowała się dumnie, tłumiąc w sobie wywołane otumanienie. Cholera! Nie dość, że był taki przystojny, to jeszcze potrafił w ten sposób manipulować ludźmi, używając jedynie wspaniałego, głębokiego, niskiego głosu oraz ciepłego spojrzenia, czekoladowych oczu. Postanowiła opierać się tak długo, jak zdoła.
- Nie muszę ci nic udowadniać – stwierdziła, niebezpiecznie spokojnie. Chłód w jej głosie wstrząsnął kilkoma przyglądającymi się im uczniami i Mary.
- Lily… -  zaczęła Macdonald, ale ta, zmierzyła ją tylko spojrzeniem. Zauważyła, że mchowa zieleń jej oczu, staje się ciemniejsza, lodowata i twarda… niczym szmaragd.
- Czyżby? - James uśmiechnął się, jednym z tych swoich aroganckich uśmiechów, które sprawiały, że dziewczynom miękły kolana. - Nigdy nie widziałem, żebyś l a t a ł a, jeśli wiesz o czym mówię.
Lily warknęła ostrzegająco.
- Być może masz już zaawansowaną sklerozę, Potter, i po prostu nie pamiętasz? W pierwszej klasie wszyscy uczyliśmy się latać - wysyczała.
- Oczywiście, Kotko. Tylko, że jakoś wtedy nie zauważyłem, żebyś latała - Jego uśmiech pogłębił się, a w oczach zatańczyły ogniki. Drażnił ją! A to wcale nie było dobre posunięcie. Kto, jak kto, ale on powinien był o tym wiedzieć.
- Nie zadzieraj ze mną, Potter.
- To jedno z moich ulubionych zajęć, Evans - Zazgrzytała zębami. Przynajmniej nie nazwał jej per „Kotko”.  Zupełnie, jakby czytał jej w myślach, dodał ściszonym, bardzo porywającym, głosem. - Umów się ze mną, Kotko.
- Przestań nazywać mnie Kotką! - wypaliła, prawie krzycząc. Ciskała błyskawicami z oczu w tego znienawidzonego Huncwota. - Co cię naszło?!
- Wiesz… Kiedy tak się na ciebie patrzy, Evans, zaczynasz przypominać rzucającą się Kotkę. Twoje ruchy, twoje zachowania… - Wzruszył ramionami. Tak, taka odpowiedź jej wystarczyła. Zarumieniła się lekko. - I tak zawsze będziesz dla mnie Evans - Wyszczerzył zęby.
- Lepiej zejdź mi z drogi, Potter.
- Nie mogę - odparł z udawanym żalem. Uniosła pytająco jedną brew. - Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
- Jakie? - prychnęła Ruda.
- Nie powiedziałaś, czy umówisz się ze mną, ale z tego, co wiem, milczenie oznacza zgodę.
- Oboje doskonale wiemy, że to ostatnie co mogłabym robić Potter! Nie ma opcji, żebym się z tobą umówiła! - zawołała buntowniczo. Wiedziała, że to nic nie da, wiedziała, że to wywoła u niego ten huncwocki uśmiech, który doprowadzał ją do szału. Wiedziała, ale nie potrafiła się powstrzymać.
- Poza tym… - mruknął, uśmiechając się w ten sposób, który przewidziała. - miałaś udowodnić, że umiesz utrzymać się na miotle, Kotko.
- Nie będę ci nic udowadniać!
- Przyznaj, że nie umiesz!
- Umiem!
- Udowodnij!
- Żebyś wiedział, że udowodnię!
- W tą sobotę!
- Świętnie!
- Świetnie!
I odszedł z ogniem w oczach.
- Stary, nawet ja przy niej wymiękam - Syriusz poklepał Rogacza z podziwem i dumą.
- Uch! Nienawidzę tej dziewczyny! - burknął, oddychając szybko. Remus, Peter i Syriusz wytrzeszczyli oczy. Po chwili, James uśmiechnął się arogancko. - I za to ją uwielbiam.


- Nienawidzę tego faceta! - Lily szła szybkim krokiem na kolację. Jej pierś falowała, bynajmniej nie od szybkiego marszu. Mary starała się za nią nadążyć.
- Och, Lily! Daj spokój. Przecież go znasz… - zaczęła, wywracając oczyma.
- I w tym moja tragedia - mruknęła pod nosem. Mary wyszczerzyła zęby.
- Wiesz… W sumie to dobrze, że ustaliliście termin na sobotę – mruknęła, po chwili. Ruda rzuciła jej mordercze spojrzenie, ale dziewczyna nie wyglądała na kogoś, kto by się tym przejął.
- Czemu? - warknęła.
- No wiesz… W końcu Kimberly i ja lubimy chodzić na te treningi, więc… fajnie, że i ty teraz z nami pójdziesz. Wtedy jest szansa, że pójdzie też Dorcas i Jodi - Wzruszyła ramionami, potykając się o rąbek swojej szaty. Zaklęła od serca. Lily zignorowała to.
- Wiesz… Perspektywa pójścia z Kimberly na trening Quidditcha, gdzie ten napuszony gamoń będzie się popisywał, a ona piszczała jak wariatka, wcale mnie nie zachęca - burknęła Lily, schodząc schodami.
- Nie będzie tak źle. Poza tym… mogłybyście się już pogodzić - rzuciła Mary. Lily wydała z siebie dźwięk, jakby się dusiła.
- Jakoś jej się nie spieszy - żachnęła się Evans.
- Tobie też nie - zawołała śpiewnie Macdonald. Lily prychnęła wchodząc do Wielkiej Sali. Dorcas pomachała jej, mniej więcej ze środka stołu Gryfonów. Razem z Mary usiadły obok przyjaciółek.
- Cześć! - zanuciła Mary. Dziewczyny uśmiechnęły się tylko.
- Co was tyle zatrzymało? - spytała Dorcas, nakładając sobie zapiekankę.
- Ogłoszenie - Lily wzruszyła ramionami, nie chcąc drążyć tego tematu.
- Ogłoszenie? - powtórzyła Jodi unosząc sceptycznie brwi.
- Oczywiście, że nie - przyznała wesoło Mary. - Lily tylko wstydzi się powiedzieć, że założyła się z Rogaczem - Evans rzuciła jej lodowate spojrzenie.
- O co?! - zawołały jednocześnie Dorcas i Jodi. Kimberly wytrzeszczyła oczy.
- O to, czy Lily umie latać na miotle - odpowiedziała bez wahania Blondynka.
- O kurcze… - skomentowała Dorcas z uśmiechem. Jodi chichotała w rękaw, za to Kimberly zarumieniła się i spuściła wzrok na talerz.
- To wcale nie jest śmieszne! - zawołała urażonym tonem Lil.
- W ogóle - przyznała Jodi, zanosząc się śmiechem.
- Lily, przecież ty nie umiesz latać - zauważyła Dorcas patrząc na przyjaciółkę z powątpiewaniem.
- No co ty, serio? - sarknęła, pąsowiejąc. - W pierwszej klasie byłam beznadziejna - jęknęła dziewczyna. - Ale… W końcu trochę czasu minęło, a ja byłam na wszystkich meczach.
- To nie ma nic do rzeczy - powiedziała poważnym tonem Macdonald.
- W takim razie, już po mnie.
- Oj, daj spokój. Na pewno nie będzie tak źle. Wierzymy w ciebie - zapewniła ją Jodi, krzyżując palce pod stołem.


Siedzieli w swoim dormitorium, nad kawałkiem pergaminu.
- Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego - mruknął James. Stuknął końcem różdżki w wysłużony, stary papier. Na pergaminie, pojawiły się linie i kropki z podpisami imion i nazwisk uczniów i nauczycieli. Całość, tworzyła mapę Hogwartu. Remus ziewnął przeciągle.
- Dobra… Proponuję tu - Wskazał Syriusz palcem na jedno z pomieszczeń.
- Odpada! - zaprzeczył stanowczo Remus.
- Dlaczego? - burknęli jednocześnie James i Syriusz.
- No… To klasa McGonagall - Wzruszył ramionami. - Wtedy nie tylko ona będzie wściekła, ale i Lily Jamesa.
- Rozumiem - zgodził się szybko Potter. - Eliksiry są moje… Więc… - Potarł brodę, wpatrując się cały czas w mapę. – Panowie, czas na coś dużego - Uśmiechnął się szelmowsko, dumny ze swojego pomysłu. Reszta Huncwotów uniosła sceptycznie brwi. - Sala Wejściowa - Wywrócił oczyma.
- No, no… Faktycznie mogłoby… - zaczął Łapa, ale mu przerwano.
- Nie - zaprzeczył Peter. - To było na koniec egzaminów. No wiecie… Za dużo tego samego.
- Cholera, zapomniałem. Glizdek ma racje - burknął Rogacz. - Dobra chłopaki, ruszcie móżdżki.
- Ja się na to nie piszę. Znowu mi Lily będzie suszyła głowę, że o wszystkim wiedziałem - Remus wyciągnął przed siebie ręce, jakby chciał się bronić.
- Oj, daj spokój. Chyba nie boisz się dziewczyny?! - zawołał buntowniczo Syriusz.
- No wiesz… To Lily.
- No i?
- Jakbyś musiał obrywać za każdym razem, gdy trzeba interweniować, to byś tak nie mówił.
- Heej… - Rogacz uśmiechnął się triumfalnie, a oczu mu się roziskrzyły. - Właśnie… Dajmy się złapać.
- Że co?! - wykrzyknęła pozostała trójka.
- Dajmy się złapać – powtórzył cierpliwie James. - Lunio zdradzi jej szczegóły. Łapa i ja będziemy tam, gdzie jej wskażesz - Zwrócił się do ogłupiałego Remusa.
- Jakoś… jakoś nie bardzo rozumiem - wydukał Remi.
- Mi i Syriuszowi jeden szlaban więcej nie zrobi różnicy. Ciebie Evans pochwali, a ja spędzę z nią kilka wieczorów wypełniając u niej posłusznie szlaban! I wszyscy szczęśliwi! - oświadczył, nie rozumiejąc głupiego wyrazu twarzy kumpli.
Syriusz odchrząknął znacząco.
- Wszystko fajnie, a co ja z tego będę miał? - burknął Black.
- Załatwię ci randkę z każdą dziewczyną, jaką będziesz chciał? - zaproponował James.
- Sam mogę sobie załatwić - prychnął Syriusz. - Chociaż… Meadowes. Daj mi Meadowes Rogaczu - Uśmiechnął się po huncwocku.
- Przecież możesz ją mieć na skinienie palca! - mruknął James, zdziwiony prośbą Łapy.
- No, niby tak - odparł po zastanowieniu. - Ale ona jest pod wpływem twojej Evans. Gdybyś przekonał ją, przekonałaby się też Dorcas.
- Musiałbym być z nią sam – na - sam.
- Da się załatwić.
- Pójdę… Niby to „pilnować” i załatwiać nasz wyskok, w innym miejscu. Remus może mnie podkablować do kogoś innego.
- Taak… w sumie to nie głupi pomysł - zgodził się Lupin.
- Dorcas tu idzie! - pisnął Peter, wskazując czarną kropkę podpisaną nazwiskiem „Dorcas Meadowes”.
- Koniec psot – mruknął, pod nosem, James, po raz kolejny stukając różdżką w mapę, która na powrót zmieniła się w zwykły pergamin.
Usłyszeli pukanie do drzwi. Syriusz przykleił sobie do twarzy jeden ze swoich najlepszych uśmiechów i otworzył drzwi.
- Cześć Dorc - przywitał ją promiennie.
- Skąd…? - zaczęła, ale przyłożył jej palec do ust.
- Poznaje cię na kilometr. - Mrugnął do niej zalotnie. Dziewczyna zarumieniła się. Huncwoci zachichotali w głębi pokoju, ale postanowiła nie zwracać na nich uwagi.
- Przyszłam w sprawie… naszego spotkania - wymamrotała, spuszczając wzrok na swoje buty, które nagle zaczęły wymagać poświęcenia im całej jej uwagi.
- A więc, co z nim?
- Chciałam zapytać… znaczy... To chyba nie jest najlepszy pomysł - jęknęła chicho. Uniósł wysoko brwi.
- Niby czemu? - prychnął chłodno.
- No wiesz… patrząc na twój dotychczasowy styl życia… Powiedzmy, że wolałabym trochę poczekać.
- Poczekać – powtórzył, zauważając, że dziewczyna coraz bardziej mu się podoba.
- No… tak.
- Jasne. Rozumiem - powiedział sucho, ale zaraz później złagodził ton i uśmiechnął się do niej czarująco. Uniósł jej delikatnie brodę. Zarumieniła się jeszcze bardziej. - Przyjdziesz na trening?
- Ja… A chciałbyś?
- Oczywiście! Chodźmy później na spacer. Obiecuję, że nie będzie to „spacer” tylko spacer - zapewnił ją natychmiast, akcentując odpowiednie . Dziewczyna rozpromieniła się.
- W takim razie, przyjdę - Wyszczerzyła zęby. - Na razie, Syriuszu – szepnęła, odchodząc.
- Na razie… Skarbie – wymruczał, zamykając drzwi. - Dobra. Proponuję wprowadzić ten plan w życie. Im szybciej, tym lepiej - Odwrócił się do kumpli z uniesionym kącikiem ust.


Zerknęła znad podręcznika do Starożytnych Runów na łóżko naprzeciwko niej. No tak. Pokłóciły się. Tak. Nie przepraszała nigdy za to, że powiedziała to co myślała. Ale, czy nie powinna jej przeprosić? Zauważyła, że Jodi czyta jedną ze swoich książek na łóżku obok niej. Mary fałszowała pod prysznicem. Lily patrzyła na ingerencje do swoich eliksirów. Zmierzwiła włosy, odmierzając odpowiednią ilość jakiegoś proszku i przeczytała kolejny składnik w jakiejś książce.
Kimberly westchnęła, wywracając oczyma. Czy przepraszanie musi być takie trudne?! Zastanowiła się, gdzie podziała się Dorcas. Wiedziała, że musi przeprosić, ale próbowała opóźnić to, jak tylko się da.
- Lily? - mruknęła cicho, ale niezbyt miło. Cholerna Evans! Odchrząknęła cicho.
- Hm? - Lily uniosła głowę i na chwilę zamarła zauważając, która z przyjaciółek ją woła. Szybko poprawiła się.
- Czy… mogłybyśmy na chwilę wyjść? - spytała miękko. – Chciałabym z tobą porozmawiać.
- Tak. Jasne - Wyglądała na zdziwioną. No cóż, w końcu to normalne, jeśli nie odzywały się do siebie przez dwa tygodnie. Kimberly westchnęła. Wyszły za drzwi dormitorium.
- Muffliato - Lily wyjęła różdżkę i wypowiedziała zaklęcie. Nie chciały być podsłuchane. Chociaż to zaklęcie było stworzone przez Severusa i to ona powiedziała o nim zarówno przyjaciółkom jak i Huncwotom. Głównie dlatego, że nie znała formuły i poprosiła chłopców o sprawdzenie jej w dziale Ksiąg Zakazanych, pokrótce tłumacząc im działanie. Niestety, stało się ono jednym z ich ulubionych zaklęć.
- Myślałam, że nie przepadasz za używaniem tego zaklęcia? - zagadnęła Kim.
- No cóż… Ostatnie wynalazki Severusa są użyteczne, a to, że już nie przyjaźnimy się, nie musi oznaczać, że przestanę używać zaklęć, czy eliksirów, które stworzył - powiedziała cicho. Kimberly pokiwała głową, ze zrozumieniem. - Ale mógłby przestać mazać po książce – dodała, jakby do siebie. Na jednej z ostatnich lekcji widziała, jak notuje istotę między innymi tego zaklęcia na marginesie książki do eliksirów.
- Lily… Chciałam… - Niech to szlak, pomyślała. - chciałam cię przeprosić - wydukała Anistone, nie patrząc w oczy przyjaciółki. - Powiedziałam trochę za dużo - Wzruszyła bezradnie ramionami.
- Och, Kim… ja też nie byłam całkiem fair. Nie powinnam mówić, że ty i Potter… przepraszam - Ruda uśmiechnęła się do niej blado.
- No tak… ja też z nim przeholowałam.
- Chłopak nie powinien stawać na drodze naszej przyjaźni.
- Całkowicie się z tobą zgadzam - Uśmiechnęła się Kimberly. No, dobra… ta dziewczyna umiała przyjąć przeprosiny i umiała sama przepraszać.
- Między nami ok? - upewniła się Lily.
- Tak. Zdecydowanie - Kim pokiwała głową i przytuliła do siebie przyjaciółkę. Przecież jej też wolno to zrobić! Przez przytulenie kogoś, nie traci się swoich wartości. Zaskakujące, że odkryła to dopiero teraz.
- O kurcze! Pogodziłyście się - pisnęła Dorcas, biegnąc ku nim przez korytarz. Zamurowało ją na widok uścisku dziewczyn, ale uznała, że nie ma co, o to pytać.
- O, tak - Zachichotała Evans, po czym zmarszczyła brwi. – A ty gdzie byłaś? - spytała niewinnie.
- Odwołałam spotkanie z Syriuszem - przyznała dumnie, ale w jej głosie pobrzmiewała nutka żalu i czegoś, czego Lily nie zidentyfikowała.
- Dorcas – zawołała, uśmiechając się do niej promiennie. - Ale… jeśli chciałaś mogłaś pójść.
- Wiem, wiem. Naszły mnie wyrzuty sumienia - Wzruszyła ramionami. - Może innym razem - dodała ze smutnym uśmiechem. - Cieszę się, że się pogodziłyście.


- Daj spokój, stary, jeśli to ONI mają należeć do naszej drużyny, to chyba się zastrzelę - jęknął Syriusz, w sobotnie południe. Patrzyli właśnie, ze skrzywionymi minami, na osoby, które zgłosiły się na ochotników do drużyny Gryfonów. James wzdrygnął się, jakby chciał pozbyć się tej wizji.
- Taa… - burknął w odpowiedzi, ale zaraz potem na jego twarzy zagościł typowy, szelmowski uśmiech. - Przynajmniej nie wytrzymają długo.
- I w tym nasza jedyna nadzieja - przytaknął Black. Odwrócił się w stronę zamku i wyszczerzył zęby. – Patrz, kto idzie.
Potter odwrócił się na pięcie. Pierwszą rzeczą, jaką dostrzegł były cztery ciemne sylwetki. No tak. Uczniowie. Niemal od razu zauważył też, jedyny w swoim rodzaju, odcień rudego. Powiewające na wietrze włosy dziewczyny sprawiły, że musiał wziąć głębszy oddech. Nie musiał pytać, o co chodzi Syriuszowi.
Lily. Lily Evans. Przyszła…
- No, no. Niecodzienny widok - Westchnął przyglądając się ruchom dziewczyny. Mógł już dostrzec jej wyraziste, szmaragdowe oczy. Uniósł kącik ust do góry. Usłyszał jej srebrzysty śmiech. Musiał się bardzo starać, by oprzeć się pokusie podejścia do niej.
Cztery dziewczyny zauważyły ich, a trzy z nich pomachały. Ta o rudych włosach, odeszła od razu na trybuny. Był pewny, że właśnie zgrzyta zębami. Zachichotał pod nosem, kiedy dwie z dziewczyn dołączyły do Lily. Brunetka o włosach do połowy pleców została, wpatrując się w kumpla po jego prawej stronie. Pomachała im nieśmiało i pobiegła w kierunku koleżanek. Dorcas.
Zmarszczył brwi dokładnie w chwili, w której Syriusz zapytał:
- Zauważyłeś gdzieś Mary? Zawsze jest na treningach.
- Też mnie to zastanowiło - odparł zdziwiony zawodem, pobrzmiewającym w jego głosie. – Dobra, zaczynajmy.
Ruszyli ku reszcie drużyny, złożonej z samych chłopaków. Dziewczyny z tak zwanych przez Lily „funclubów”, zachichotały cicho trzymając w rękach szkolne miotły. Wywrócił oczyma, poirytowany.
- Dobra! Wszyscy na miotły i dziesięć okrążeń! - ryknął do tłumu. Drużyna zgodnie wybuchła śmiechem. Kilka dziewczyn popatrzyło na niego, tak jakby pierwszy raz go zobaczyły. Niektóre zrezygnowały od razu i usiadły na trybunach nadal chichocząc. Dwie podeszły do nich i próbowały rzucać kokieteryjne spojrzenia, gdzie słowo „próbowały” jest słowem kluczowym.
- Cześć, James - zaszczebiotała wyższa. – Wiesz, tak sobie pomyślałam, że w trakcie treningów mogłabym się wszystkiego nauczyć. Przyjmij mnie i Lindsay. Obiecujemy być grzeczne, prawda Linds? - Jej przyjaciółka przytaknęła żywo. Tuż za jego uchem Syriusz zaczął kląć w taki sposób, że miał ochotę się zaczerwienić. Nie spodziewał się, że jego przyjaciel jest w stanie puszczać TAKIMI wiązankami! Zamiast tego, wybuchnął śmiechem. Dziewczyny zmieszały się.
- Ja miałbym was przyjąć?! - wykrztusił, łapiąc się za brzuch. - Słuchaj, skarbie pomachaj tymi rzęsami do kogoś innego. I dobrze radzę, zejdź nam z oczu chyba, że chciałabyś porozmawiać z Syriuszem - Wskazał psioczącego na „głupotę plastikowych dziewczyn” chłopaka.
- Nie. C-chyba nie - Cofnęła się o krok dziewczyna.
Razem z blondyną, o imieniu Lindsay, uciekły z boiska. James rzucił okiem na ślimaczących się w powietrzu potencjalnych kandydatów.
- O matko… Dobra, na dół, moje panie! - warknął do „latających”. Większość, zgodnie z jego poleceniem, wylądowała. - Powiedziałem: na dół - wysyczał przez zaciśnięte zęby do pozostałych. - Syriuszu… Pokaż im jak się lata.
Black wyszczerzył zęby i wzbił się w powietrze z godną podziwu gracją. Przez kolejne dwie minuty, dał popis wyśmienitych zwodów, okrążeń, technik i piruetów. Potter zauważył, że wszyscy (bez wyjątków) otworzyli szeroko usta.
- O cholera - Wymsknęło się jakiemuś chudemu chłopakowi, stojącemu obok jednego ze ścigających.
Syriusz wylądował obok Jamesa z huncwockim uśmiechem dumy.
- Pytania?
Ponad połowa osób, znajdujących się na boisku, odeszła na bok. Chichoczące dziewczyny w większości już usiadły na trybunach.
Poczuł koło siebie cudowny, kobiecy zapach.
- Cześć, Evans – rzucił, nie oglądając się za siebie.
- Skąd…? A z resztą, nie ważne. Nie uważasz, że to lekka przesada? – spytała, stając przed nim i wpatrując się w niego z frustracją.
- Nie - odpowiedział wprost.
- Może im się coś stać! - wykrzyknęła, tupiąc nogą. Potter wzruszył ramionami.
- Teraz wy! - zagrzmiał, przy śmiechach drużyny. Kiedy nikt się nie poruszył dodał:
- No, co jest panienki?!
Większość wydawała się być przerażona samą myślą o takim sposobie latania. No tak. Syriusz latał z prędkością, której nikt nie bał się nazwać „zawrotną”.
- Potter! - zaprotestowała znowu Lily.
Chłopaki dosiedli mioteł i starali się w większości naśladować Blacka, ale okazało się to nie tyle co niemożliwe, lecz niewykonalne. James załamał ręce, w chwili, gdy kilku na siebie powpadało.
Usłyszeli czyjś warkot i jedna z osób stojących wśród reszty kandydatów wzbiła się w powietrze. Z gracją nie mniejszą niż Syriusza, powtórzyła większość sztuczek, które wykonał. Rogacz uniósł z aprobatą brwi. Lily uchwyciła się kurczowo jego ramienia. Na koniec, zawodnik wykonał zręczny zwód i wylądował przed Potterem.
- I jak mi poszło, kapitanie? - spytała zziajana Mary.
- O kurcze! - mruknął pałkarz, gapiąc się na nią, jakby oświadczyła publicznie, że lubi sklątki tylnowybuchowe.
- Więcej niż kurcze! - zawołał Syriusz, wytrzeszczając oczy.
- N-na jaką pozycję się zgłaszasz, Mary? - spytał Rogacz, słabym głosem.
- Ścigającego.
- Biorę cię! Reszta wypad!
- Co?! Jeszcze nie widziałeś wszystkich! - żachnął się jakiś siódmoklasista, który wyglądem przypominał goryla.
- Wystarczy, że widziałem jak latasz, matole. Zjeżdżaj.
- Ale to dziewczyna!
- I co? Masz z tym jakiś problem, Cornel? - warknął Pałkarz. Mary uśmiechnęła się do niego.
- Chętni na pozycję ścigającego, wyjazd! - zarządził okularnik. Nieco ponad połowa zeszła z boiska, z zawiedzionymi minami.
- Brawo Mary! - pisnęła Lily, ściskając przyjaciółkę. - Jestem z ciebie dumna!
- Eee… Dzięki – wymamrotała, klepiąc ją lekko po plecach.
Wszyscy aprobowali decyzję Jamesa. No tak, tylko jakiś dureń by jej nie przyjął, pomyślała Lily.
Z trybun doszły ich wiwaty na cześć Mary, pochodzące od Dorcas, Jodi i Kimberly.
Mary zachichotała i pomachała im żywo.
Z wyborem pałkarza było gorzej. Nikt więcej nie popisał się takimi umiejętnościami, jak Mary, mimo to James, odkrył nowy talent w postaci Michaela Smitha. Chłopak, być może, nie miał typowej dla pałkarza budowy ciała, bo był chudy i wysoki, ale za to wyjątkowo celny, co przesądziło o jego wyborze.
- Super! Macdonald, Smith, witajcie w drużynie!- Wyszczerzył się James. Pozostali członkowie zawiwatowali.
- Jak się podobało? - zamruczał, zwracając się do Lily.
- No cóż… Dobry wybór - odpowiedziała wymijająco.
- Pewnie, że dobry! Tylko trzeba wyćwiczyć młodego. Za to Mary, jest świetna.
Pokiwała głową w zadumie przyglądając się przyjaciółce, która stała w otoczeniu chłopaków.
- Jestem tu jedyną dziewczyną i rozumiem, że mam przebierać się z wami? – mruknęła, unosząc jedną brew.
- No, wiesz… Jak chcesz prywatności, to obawiam się, że żaden z nas ci jej nie zapewni - Wyszczerzył zęby jeden z chłopaków.
- Ha! Żebyś się nie zdziwił - Uśmiechnęła się szelmowsko, po czym dodała coś, co ich wszystkich wyjątkowo rozśmieszyło.
- Jesteś zabawna, piękna, sprytna i jeszcze wyśmienicie latasz na miotle… Gdzieś ty była całe moje życie?! - wyrzucił Pałkarz, którego teraz Lily skojarzyła, jako Chada Coopera. Zachichotała cicho.
- Ma wzięcie - przyznał James, parskając śmiechem. – Będę musiał trzymać chłopców na smyczy, przy tej dziewczynie.
- Chyba jej nie zazdroszczę - stwierdziła Evans, marszcząc nos.
- To mi o czymś przypomina - zaczął spokojnie chłopak. Lily popatrzyła na niego z przestrachem i zachowała odpowiedni dystans.
- Co takiego? - wydukała, starając się zapanować nad głosem. Co niby przypomina?!
- Obiecałaś mi coś, Kotko - powiedział głosem, od którego zadrżała.
- Musiałam być pod Imperiusem - bąknęła, mrugając oczami [Imperius (wym. Imperio) - zaklęcie, służące do przejęcia kontroli nad kimś - Wtrącenie Autorki].
- Nie wymigasz się - ostrzegł, puszczając do niej perskie oczko. - Po treningu masz mi udowodnić, że umiesz latać na miotle.
Lily prychnęła i udała się na trybuny, by przeczekać trening, do czasu, kiedy miała mu niby to „udowodnić”, że latanie na miotle nie jest jej obce. Idiota.
Wzięła swój niedokończony esej i zaczęła pisać, czekając. Jodi wyjęła książkę, ośmielona i szczęśliwa, że Lily zdecydowała się na taki ruch. Kimberly westchnęła, opierając brodę na dłoni, a Dorcas gorączkowo rozmyślała nad swoim zobowiązaniem się do pójścia z Syriuszem na „spacer”. Dobra… Może to nie był najlepszy pomysł, ale czy to nie tak ludzie decydują się na randki? Przez poznanie drugiej osoby? Z pewnością. Ale ona już znała Syriusza Blacka. Znała go, jako „najprzystojniejszego chłopaka w całym Hogwarcie”. Znała go, jako „podrywacza bez skrupułów”. Znała go, jako „jednego z Huncwotów”. Ale, czy wiedziała cokolwiek o „prawdziwym” Syriuszu? Czy mogła wierzyć opinii rzuconych dziewczyn? Odpowiedź brzmiała: nie.
Gwizdek przywołał ją do porządku i przyprawił o palpitacje serca. Lily najwyraźniej też to nie zachwyciło, bo pisnęła cicho, chowając książki do torby.

Trening dobiegł końca.

12 komentarzy:

  1. Ślicznie Lily.... Czekam na next.....

    OdpowiedzUsuń
  2. No brawo ;) tak trzymaj i pisz ;p
    Fajnie z tym planem xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, a dziękuję, oczywiście mam nadzieję, że faktycznie się sprawdzi ;]

      Usuń
  3. Ha Ha jetem ciekawa jak ruda utrzyma się na tej miotle...
    Czekam z niecierpliwością na następną notkę :*

    OdpowiedzUsuń
  4. New notka na lily-rouse.blog4u.pl
    Zaprasza :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Lili Evans nie umie latać?!?! uups, no to się doigrała, ale przyjaciółki jej chyba pomogą jakoś, no nie? xD

    OdpowiedzUsuń
  6. uwielbiam wibrujący ton Jamesa i to...: Kotko! <33 och rozpływam się! ;p Nie rozpisze się, bo jestem niesamowicie ciekawa co pokaże Evans ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście! Goń xD będzie ciekawie, obiecuję ;p

      Usuń