Przełknęła z trudnością ślinę. Dobra… Może to nie był najlepszy pomysł, ale
nie mogła powiedzieć, że ma lęk wysokości. Huncwoci, drużyna i kilku gapiów,
którzy przysłuchiwali się ich sprzeczce, patrzyli na nią z wyczekiwaniem.
„Dobra, Lilian… Nie panikuj. Po prostu tam pójdź, wsiądź na to pieruństwo i
już!”, tłumaczyła sobie w myślach.
- Powodzenia - wymamrotała Kimberly. Dorcas, Lily i Jodi popatrzyły na nią
z mieszaniną zaskoczenia i niepewności.
- Okay - powiedziała bardzo powoli Lily. - Czy ty próbowałaś mnie
pocieszyć?
- No… Tak - odparła wyraźnie dumna z siebie, ale lekko się skrzywiła.
- To było dziwne - mruknęła Jodi. Kimberly rzuciła jej poirytowane
spojrzenie.
- To idę - szepnęła Lily, nie ruszając się z miejsca.
- Idziesz - zgodziły się jej przyjaciółki. Zauważyła kątem oka, jak James
skręca się ze śmiechu. Syriusz również nie krył swojego rozbawienia.
- Tak, właśnie. Idę i będę latać – bąknęła, niezbyt inteligentnie.
- Nie da się zaprzeczyć - przytaknęła Dorcas, lekko popychając ją do
wyjścia. Sama nie mniej się denerwowała. Nagle spacerowanie z Syriuszem
Blackiem wydało jej się głupim pomysłem. Co więcej, przyprawiało ją o drżenie
rąk.
- No to… Cześć - Zeszła schodkami na dół, kierując się ku Jamesowi,
szczerzącemu zęby.
- Gotowa? - spytał, parskając śmiechem. Spąsowiała, ale grzecznie skinęła
głową.
- Gdzie są szkolne miotły? - Wpatrzyła się w swoje buty. Ośmieszy ją przed
całą szkołą. Chyba, że… Tak. Mogłoby się udać. Uniosła głowę, powstrzymując
uśmiech. James uniósł brwi do góry.
- Pożyczę ci moją - zaoferował się. Spojrzenia osób postronnych skierowały
się na niego.
- To dopiero było dziwne - skomentowała Dorcas, stając z przyjaciółkami
koło Evans.
- Racja - wydukał Syriusz, wpatrując się w kumpla z oburzeniem. - Dobra,
może nie wszystko przemyślałeś, stary? Chcę ci przypomnieć, że jak pierwszy raz
wzięła miotłę do ręki, rozwaliła się o drzewo. Tylko ci o tym przypominam, nie
żeby coś.
- Wcale nie! - wtrąciła Lily, tupiąc nogą, oburzona wzmianką o jej
pierwszym locie. - No, może i tak - dodała, po zastanowieniu.
- Może jeszcze, aby uświadomię ci, że nawet MI jej nie pożyczyłeś! A bądź,
co bądź, przyjaźnimy się - kontynuował Black, nie zwracając na nią najmniejszej
uwagi.
- A po co ci moja miotła?! Masz swoją, Łapo - burknął Rogacz, wzruszając
ramionami.
- Nie ma to jak kumpel - prychnął. - To ja tu idę ci z pomocą i co dostaję?
Kopa w tyłek. Jak ci następnym razem będę potrzebny, to ci to przypomnę -
pogroził.
- Tak, jakbyś ty mi pożyczył swoją miotłę - odbił James z sarkazmem.
- Ja… no… To zupełnie co innego! - żachnął się Syriusz. Kompletna klapa.
Racja, nie pożyczał nikomu swojego maleństwa. Ba! Nikt nie mógł go nawet
dotknąć.
- Oczywiście - skomentował Rogacz.
- Ty chcesz dać swoją miotłę dziewczynie! - Syriusz wyraźnie zaakcentował
ostatnie słowo. James przyznał w duchu, że to dość głupi pomysł, ale w końcu to
była Lily. Ale, czy to nie to było najgorsze?
- Ja tu nadal jestem – przypomniała im o sobie Ruda. Wodziła zielonymi
oczami od jednego, do drugiego. Syriusz uniósł jedną brew pytająco, a James
zmierzwił sobie włosy, powodując jeszcze większy bałagan. Wywróciła oczami.
- I trochę się stresuje - dodała cicho Mary.
- Skąd wiesz? - James popatrzył na swoją nową ścigającą. Lily nie wyglądała
na zestresowaną. Raczej. Mary westchnęła i wskazała, jak dziewczyna obgryza
paznokcia. - Dobra… - mruknął, marszcząc czoło. - Tylko pamiętaj, że to
najcenniejsza rzecz, jaką mam - zwrócił się do Lily i podał jej miotłę.
- Oj, nie kuś - sarknęła, chwytając trzonek. Wyprostowała się i spojrzała w
niebo. - Mam rozumieć, że to zakład? - szepnęła, nim on to zrobił.
- O tak - odpowiedział z bezczelnym uśmiechem.
- Co będę miała, jak wygram?
- Mogę ci dać całusa.
- Zjeżdżaj.
- Tylko tak mówisz. Prawda jest taka, że marzysz o moim całusie. No, ale
dobra, powiedz, co byś chciała? - Wzruszył bezradnie ramionami.
- Spokoju! – stęknęła, wzdychając z udawanym rozmarzeniem.
- Jasne - puścił do niej perskie oczko. - Przyznaj lepiej, że się do mnie
kleisz. Wprost śnisz o moim towarzystwie.
Uniosła brwi do góry.
- Kleję - powtórzyła tępo. Dziewczyny zaśmiały się, mimo woli. James złapał
się za kark.
- Zgoda Lily. Dam ci… Powiedzmy, tydzień spokoju - zgodził się, jakby od
niechcenia. Syriusz wytrzeszczył oczy.
- Wow… - wyrwało się Mary. Lily popatrzyła na niego z nadzieją.
- Chyba sobie żartujesz. Na litość Boską! Jesteś James Potter! Uganiasz się
za Lily Evans odkąd pamiętam. Tak wiem, że od pierwszej klasy! - zirytował się
Syriusz, kiedy Lily i James otworzyli usta i próbowali go poprawić;
"określić się czasowo", jak to mawiał Remus. Popatrzyli po sobie i
wzruszyli ramionami, a Black mówił dalej. - Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że
teraz dasz jej spokój?!
- Chyba, to ty za dużo przebywałeś na słoneczku. Dałem ci za duży wycisk,
Syriuszu - Zachichotał James. - Tydzień. Nie więcej. Poza tym, czy ty wierzysz,
że ona wygra?
- No… - Black zastanowił się chwilę. – Nie, prawdę mówiąc, nie bardzo.
- A ja wierzę, że da radę - Uśmiechnęła się niezbyt przekonująco Mary.
- Chyba żartujesz - mruknęła Kimberly. Dziewczyny rzuciły jej mordercze
spojrzenia. - Co?
- Ty, Dorcas, też myślisz, że wygra? To, co może mały zakładzik między tobą,
a mną, co? - zagadną ją Łapa. Brunetka pobladła lekko i zaśmiała się
histerycznie.
- Jasne.
- Chwila, chwila. Gdzie jest haczyk? - przerwała im Lily, wpatrując się w
Jamesa uważnie.
- Jaki haczyk, Kotko? - Uśmiechnął się arogancko.
- Dobrze wiesz, o czym mówię - syknęła. - Co chcesz, jak ty wygrasz?
- No cóż… Myślę, że… Randka i to taka z prawdziwego zdarzenia, razem z
obejmowaniem i całowaniem, w zupełności mi wystarczy - Syriusz wydał z siebie
okrzyk tryumfu.
- Teraz wszystko jasne. - Jodi skrzywiła się nieznacznie.
- Nie! Nie uważasz, że to ciut za dużo? - Pokazała między kciukiem a palcem
wskazującym, o ile, mniej więcej, za dużo.
- Nie uważasz, że tydzień beze mnie, to za dużo? - Uniósł prowokacyjnie
jedną brew.
- Nie zgodzę się na randkę – powiedziała, o dziwo, spokojnie.
- Skoro tak… wystarczy sam całus. Nie taki zwykły. Wiesz, co mam na myśli.
Lily zbladła. Tak, wiedziała, o co mu chodzi. Ale, jeśli ten plan wypali…
Wygraną ma w kieszeni. Tydzień bez nękań, tydzień bez „Evans umówisz się ze
mną?", cudowny tydzień bez Jamesa Pottera.
- To też duża cena. - Wzruszyła ramionami. - Zresztą… Wcale nie musze tego
robić. - Spróbowała grać na czas, choć nie liczyła na jakiś specjalny efekt.
- Boisz się? - spytał wyzywająco, niskim tonem.
- Nie! Ale nie musze niczego ci udowadniać.
- Mówiłaś, że to zrobisz. - Westchnął demonstracyjnie. - Myślałem, że nie
rzucasz słów na wiatr, Evans.
- Bo tak jest.
- Więc przyznaj, że nie umiesz latać. - Lily spojrzała mu w oczy i
dostrzegła rozbawione iskierki. Zmarszczyła gniewnie czoło i chwyciła za
miotłę.
- Przyjmuję zakład - warknęła. - Jak wygram, dajesz mi tydzień czasu
spokoju, jak ty wygrasz… pocałuję cię. - Niemalże wypluła te słowa. James
wyszczerzył zęby.
- Stoi.
Odwróciła się do dziewczyn i spojrzała po ich ogłupiałych minach.
- Lily wiesz, co robisz…? - szepnęła Kimberly.
- Nie – odpowiedziała zgodnie z prawdą. - Potrzebuję waszej pomocy. Dorcas,
musisz rzucić na mnie zaklęcie. - Brunetka uniosła brwi. - Niewerbalnie.
- Że co?! - pisnęła, wytrzeszczając oczy. - Nie umiem jeszcze…
- Trudno, w takim razie po prostu je wypowiedz.
- Ale… nie sądzę, żebym miała dać radę.
- Jakie? - wtrąciła rzeczowo Jodi.
- Incancorpus - odpowiedziała Lily na wydechu.
- Mam cię lewitować?
- No… tak. - Zamknęła na chwilę oczy, trawiąc te słowa.
- To będzie oszustwo. Ty nie oszukujesz - przypomniała jej Kimberly. -
Przeważnie.
- Przeważnie - zgodziła się Ruda. - Teraz nie mam wyjścia – jęknęła,
zrozpaczona.
- Okay. Chyba rozumiem.
- Użyjcie dodatkowo Muffliato - podsunęła, zwracając się przede wszystkim
do Anistone. Kimberly kiwnęła głową.
- Co to za zaklęcie? - Dorcas popatrzyła po przyjaciółkach.
- Inni będą słyszeć brzęczenie, kiedy ty będziesz mówiła zaklęcie.
Kimberly, to musi być szybko, nim Potter się zorientuje. Zakończ Finite -
poradziła, a Kim wyszczerzyła zęby. – Jodi, tylko wtedy, jak nie będę sobie
radziła. - Zerknęła na drugą przyjaciółkę. Kiwnęła głową.
- Czyli od razu - bąknęła pod nosem Mary tak, by Lily jej nie usłyszała.
- Życzcie mi powodzenia. - Rzuciła im słaby uśmiech, ruszając ku wyczekującemu
Potterowi. Wsiadła na miotłę, czując się jak idiotka. Wierzgnęła trzonem ku
górze, a miotła wykonała serię dzikich, niepohamowanych ruchów w rozpaczliwym
geście utrzymania równowagi… około 5 centymetrów nad ziemią. Dziewczyny kiwnęły
do siebie porozumiewawczo głowami. James uśmiechnął się triumfalnie.
- Dwie minuty 4 metry nad ziemią - zarządził.
- Że co?! Jak spadnę…
- Przecież umiesz latać.
Pominęła jego uwagę.
- Teraz - szepnęła Mary, do uszu Jodi i Kimberly.
- Muffliato - powiedziała
bezgłośnie Kimberly, kiedy sekundę później Jodi wyszeptała:
- Incancorpus! - I zaczęła
kontrolować miotłę Lily.
- Finite - syknęła Kim, lekko
spóźniona. Za długo. Stać ją było na więcej. Ale może być z tego dumna. Pomaga.
Pomaga przyjaciółce. Tak, to wymagało pogratulowania sobie. Uśmiechnęła się,
więc lekko, zakładając krótkie, ciemne włosy, za lekko spiczaste uszy.
Jodi, najpierw dawała wrażenie, że Lily nadal ciężko złapać równowagę, ale
później ustabilizowała odpowiednio miotłę tak, że Ruda mogła spokojnie złapać
równowagę. Zresztą… Jej zasługą było tylko utrzymywanie miotły w odpowiedniej
wysokości i pilnowanie, by Lily miała szansę utrzymać się na niej. Dziewczyna
zatoczyła niezbyt zgrabne kółko.
- Taka wysokość wystarczy? - zawołała Evans, nie patrząc w dół.
- Tak – odpowiedział, dość głośno James. Po czym zwrócił się cichaczem do
Syriusza:
- Użyły zaklęcia Smarkerusa.
- Mówisz o… - zaczął półgębkiem Szatyn.
- Muffliato - dokończył za niego Potter.
- Po co?
- Syriuszu, na gacie Merlina! Rusz mózgownicą - syknął dostatecznie cicho,
by zachowali tę rozmowę dla siebie.
- Lewitują ją?
- O tak - zachichotał James. - Spadaj już, Kotko! Całe pół minuty -
krzyknął do Lily.
- Uważaj, żebym ciebie nie spadła!
- I co zrobisz? - kontynuował Black.
- Och, to proste - mruknął obojętnie. - Dam jej wygrać.
- Zwariowałeś?! Zaczynam się o ciebie poważnie martwić.
- Łapo… Odbiję to sobie. Myślisz, że całowanie Lily Evans przy tłumie
gapiów, to dobry pomysł? Wyobraź sobie teraz, jak będzie wyglądała i się
zachowywała, kiedy powiem jej, co wiem "sam na sam". Wiedziałem, że
czegoś użyją. Lil nie umie latać i już. Nie zrobię jej kichy, ale to nie
znaczy, że nie odbiorę mojej nagrody. Kiedy jej wypomnę, że oszukiwała… -
wytłumaczył mu dumnie Potter, celowo nie kończąc.
- Jamesie Potterze… Chylę czoło, przed geniuszem twojego planu. – Syriusz
lekko skłonił głowę, całkowicie usatysfakcjonowany. - Tylko wytłumacz mi
jeszcze, dlaczego godzisz się na tydzień „przerwy”. Skoro wiedziałeś, że będą
oszukiwać.
- Powiedzmy, że ona wymyśliłaby coś gorszego. Zresztą w przeciągu tego
tygodnia mam nadzieję zrealizować nasz plan. Damy jej parę chwil beze mnie,
choć doprawdy nie wiem, jak ona je zniesie, a później, bach! Będzie musiała dać
mi szlaban. - Uderzył lekko pięścią w swoją dłoń, dla podkreślenia swoich słów.
- Minęły dwie minuty! - zawołała do nich śpiewnie, Mary.
Dostrzegł, że Lily podchodzi do lądowania, a Jodi odrywa w końcu od niej
wzrok. Evans zeszła z miotły i podskoczyła w miejscu kilka razy.
- Wygrałam - zanuciła w stronę Jamesa i Syriusza, uśmiechając się szeroko i
klaskając w ręce.
- O tak… Wygrałaś - zamruczał Rogacz, unosząc jeden kącik ust do góry.
Syriusz wyszczerzył zęby.
Dobra, może to nie było normalne, gdy przegrywali, ale… kto by się tam tym
przejmował, skoro miała tydzień wolności!
- Dziękuję. - Oddała miotłę Brunetowi.
- Ależ proszę, Lil. Cieszę się, że moja miotła na tym nie ucierpiała. -
Zachichotał cicho. Evans uniosła powątpiewająco jedną brew.
Szła, oglądając swoje buty. Znała już na pamięć wszystkie znajdujące się na
nich rysy. Może nie należała do tych „nieśmiałych”, ale nie grzeszyła też
pewnością siebie. Chłopak obok niej, pogwizdywał cicho. Dobrze zrobiła? To miał
być spacer, a nie „spacer”, ale najwyraźniej dla Syriusza Blacka było to tym
samym, choć obiecywał coś innego.
- Wydajesz się być spięta - zagadnął, unosząc kącik ust do góry. Spojrzała
na niego i zaraz tego pożałowała. Westchnęła ciężko, chcąc, nie chcąc uważnie
obserwując jego przystojną twarz. Nic dziwnego, że cieszył się takim
powodzeniem, nic dziwnego, że mógł mieć każdą dziewczynę w Hogwarcie. Zbeształa
się w myślach, za takie podejście. - Czy ty mi się przyglądasz? - Zachichotał,
zerkając na nią.
Cholera!
- Ja… n-nie, nie! Chciałam tylko… znaczy… - Zaklęła pod nosem. -
Przepraszam.
- Nie jestem na ciebie zły, Dorc. Gdybym nie chciał cię spłoszyć pewnie nie
odrywałbym od ciebie wzroku – zamruczał. Dorcas zarumieniła się, pozwalając
sobie na uśmiech.
- Zachowuję się…
- Normalnie – dokończył, mrugając do niej.
- Wcale nie. Nie, jeśli chodzi o mnie! Nigdy się tak nie zachowuję, nie
gapię się na kogoś. Syriuszu, tak mi głupio i… - Zaczęła mówić zbyt szybko,
więc zreflektowała się. - plotę bez sensu.
Zaśmiał się głośno.
- Ja tak nie uważam. Cieszę się, że zgodziłaś się pójść ze mną na ten
spacer. - Wziął głęboki wdech, delektując się świeżym powietrzem. – Lubię
chodzić po błoniach Hogwartu. To naprawdę bardzo zajmujące.
- Tak. Ja też - szepnęła Brunetka. Potknęła się o jakiś kamyk i wydała z
siebie zduszony okrzyk.
- Uważaj! - Zaśmiał się Syriusz, łapiąc ją w pasie i zatrzymując się. -
Jeszcze trochę i coś sobie zrobisz - Pogroził jej palcem. Dorcas uśmiechnęła
się, zakłopotana. Zamrugała oczami, kiedy uświadomiła sobie, jak blisko
Syriusza Blacka się znajduje i, że ten trzyma ciepłą dłoń na jej talii.
Przyprawiło ją to o palpitacje serca… znowu.
- W porządku? - spytał, próbując złapać jej spojrzenie.
- Tak, tak… - wydukała, wzdychając po raz kolejny.
„Daj spokój, to Syriusz, to Syriusz Black” - tłumaczyła sobie zawzięcie,
ale cichy głosik podpowiadał, że to właśnie o to chodzi. Była dość wysoka, a
mimo to, musiała zadzierać głowę, by spojrzeć mu w oczy. Położyła dłoń na jego
klatce piersiowej, pamiętając (z trudem), że nie wolno sobie pozwalać na za
dużo. Łapa zachichotał.
- Zawsze tak trzymasz się reguł? - Wyszczerzył zęby w szelmowskim uśmiechu.
Zamrugała oczami, czując się tak, jakby ten przystojny i skryty chłopak
potrafił czytać jej w myślach.
- Ja… no… - Przygryzła dolną wargę, przypominając sobie, jak pomogła wygrać
Lily dzisiejszy zakład. – Nie - wyznała.
- No widzisz - powiedział z dziwnym błyskiem w oku.
Okay…
Przyciągnął ją nieco do siebie. Serce waliło jej, jak szalone. Toczyła ze
sobą poważną wojnę wewnętrzną. Chciała, tak bardzo, bardzo chciała… Ale tak nie
można! Starała się nie widzieć kuszących ust, oszałamiającego spojrzenia
królewskich, szarych oczu, tak, jak starała się nie zwracać uwagi na cudowny
zapach jego perfum. Był idealny, ale… Nawet nie byli nigdzie ze sobą! Na Litość
Boską, nie zgodziła się na taki układ!
- Nie bój się mnie - powiedział, niskim barytonem, pieszczącym uszy.
- Nie boję się.
- To dlaczego cały czas uciekasz?
- Ja…
- Witaj Syriuszu! - Doszedł ich dźwięczący głos. Dorcas, natychmiast
odskoczyła, jak oparzona od chłopaka, ale on zdawał się nie przejmować
towarzystwem osób postronnych. Dorcas spąsowiała, chowając się lekko za
Syriuszem, który nadal trzymał ją w okolicach talii. Najwyraźniej taki gest,
był dla niego czymś, jak najbardziej normalnym. – Dorcas - Nicole Sorrow
kiwnęła jej głową, tak naprawdę, ledwo zwracając na nią uwagę.
- Cześć, Nicole - przywitała się Dorcas cicho. Syriusz wyglądał, jakby go
oświeciło.
- Nicole! - zawołał, przybierając na twarzy swój standardowy uśmiech.
Mogłaby przysiąc, że zastanawiał się, jak dziewczyna ma na imię.
Kolejna fanka Syriusza. Jedna z wielu.
- Miło cię widzieć - zamruczała, trzepocząc rzęsami. Dorcas zmierzyła ją
spojrzeniem. Miała włosy ciemniejsze o dwa tony, niż ona i zdecydowanie
wyraźniejsze rysy twarzy, dumną postawę i ciemne oczy.
- Dzięki. Wzajemnie. - Wzruszył ramionami, czekając, aż go zagadnie.
- Co słychać…? - Zerknęła przelotnie na Meadowes. - Nie wiedziałam, że wy…
- Nie, nie! - zaprzeczyła szybko Dorc. Jeszcze tego brakowało, by ta papla
rozgadała, że ona, Dorcas, chodzi z Blackiem. Jej by to wcale, a wcale nie
przeszkadzało, gorzej z Lily.
- Po prostu, prowadziliśmy nadzwyczaj ciekawą… - urwał, szczerząc zęby. - …
konwersację.
Dopiero teraz Nicole stwierdziła, że należy poświęcić większą uwagę, dla
Dorcas, która została przyciągnięta nieco bardziej do Syriusza. Sorrow uniosła
szybko brwi, patrząc na dłoń Syriusza na talii tej… dziewczyny. Dorcas
zarumieniła się jeszcze mocniej.
- Z pewnością - mruknęła zgryźliwie.
Meadowes zmarszczyła czoło, mordując w myślach nadętą, nazbyt pewną siebie
i wyjątkowo wkurzającą Krukonkę. Uznała, że ma pewien sposób, by ją wkurzyć. W
sumie, czemu nie? Położyła swoją dłoń, na dłoni chłopaka i uśmiechnęła się
szeroko.
- Syriusz jest taki zabawny. I troskliwy; uratował mnie przed upadkiem -
powiedziała, unosząc nonszalancko jedną brew do góry. Nicole zmrużyła oczy.
- Oczywiście - syknęła. – To miło z jego strony.
- Cały ja. To co? My się chyba już będziemy zbierać, tak Dor? - Black
złapał się za kark i spróbował trochę rozładować, niemalże namacalne napięcie.
Atmosfera zgęstniała na tyle, że można było w powietrzu powiesić siekierę.
- Tak. Myślę, że tak - zgodziła się Meadowes. - Na razie… Nicole.
- Bywaj… Dorcas – burknęła Sorrow, po czym dodała wyjątkowo słodko,
zwracając się do Łapy:
- Cześć Syriuszu.
- No… Cześć - bąknął, wycofując się szybko i ciągnąc za sobą Dorcas. -
Dobra, czułem się dziwnie – oświadczył, zwracając się do dziewczyny. – Całe
szczęście, że wiedziałaś, jak ona ma na imię. – Parsknęła śmiechem.
- Ja również - zaczepiła o kępkę trawy. - Niech to…
Przekręciła stronę podręcznika do transmutacji. Nie mogła wprost uwierzyć,
że będzie miała cały tydzień wolny. Nikt nie będzie ją nagabywał, a głupie
fanki nie będą jej dokuczać za bycie „obcesową” (Ha! Z której strony?). To
Potter był obcesowy razem z tymi swoimi uwagami, na temat każdej wykonywanej
przez nią czynności.
Czy to nie głupie, że czytając transmutację, że kiedy będzie mogła się od
niego tymczasowo uwolnić (nie wątpiła, że on to nadrobi), wciąż myśli, o tym
napuszonym, dur…
- Lily? - Wyrwał ją z zamyśleń głos jednej z przyjaciółek.
- Hm?
- Nie cieszysz się? Znaczy… Wyglądasz tak, jakbyś cierpiała, - Wzruszyła
ramionami Mary. Szczerość, cholera. - Mam na myśli: naciesz się wolnością, umów
się z kimś!
- Niby, z kim? - Uniosła wysoko brwi. ONA miałaby się z kimś umówić, tak?
Ostatnie takie spotkanie skończyło się katastrofą. Jęknęła, przypominając
sobie, jak wystrojony Potter wpadł z jakąś dziewczyną do restauracji, w której
siedziała z Puchonem, starszym od niej o rok. Najgorsze było to, że Potter
usiadł obok niej i zaczął obejmować ją ramieniem. Marietta (dziewczyna, która z
nim przyszła), nigdy więcej nie odezwała się ani do Lily ani do Jamesa.
- Dobra… Ta randka z Robertem może i ci nie wyszła - przyznała niechętnie
Kimberly, siedząca tuż obok niej. - Ale patrząc obiektywnie, to Mary ma rację.
Skoro James obiecał ci chwilowy spokój, to jak miałby ci przeszkodzić w rand…
spotkaniu - poprawiła się szybko.
- Spokojnie, dziewczyny. Nie nakręcajcie się tak. Nie mam z kim pójść! I
kiedy mam tą niby „wolność”, nie bardzo chce mi się umawiać - przyznała,
krzywiąc się lekko.
- O matko, Lily! Tristan cię przecież zapraszał. Może jego zaproszenie jest
nadal aktualne? - Wyszczerzyła zęby Macdonald.
- Okay… A czy to nie jest twój były chłopak?
- Jest. Co w związku z tym?
- Najwyraźniej nic.
- Zresztą… Umawiając się z kimś pokażesz, że jesteś niezależna. Sama
rozumiesz.
- Niezależna - powtórzyła bezpłciowo.
- Owszem! - wykrzyknęła Mary, zadowolona, że jej przyjaciółka zaczyna coś
chwytać. Prawda była taka, że Lily nawet nie przybliżyła się do zrozumienia
pokręconego myślenia Macdonald, chociaż Kimberly żywo jej przytakiwała (co było
dziwne).
- W sumie Tristan jest… przystojny – zauważyła, starając się brzmieć
przekonująco.
- Inaczej bym z nim nie chodziła. - Machnęła ręką Macdonald.
- Jakby był głupi też byś z nim nie chodziła – dodała od siebie, Kimberly.
- Dokładnie. A o czym to świadczy? - Obie zwróciły roziskrzone spojrzenia,
na rozłożoną, na łóżku Evans.
- Że… Jest przystojny i inteligentny? – mruknęła, niezbyt pewna.
- Właśnie.
- Prawie ideał.
- Umówić cię? – zaoferowała Kimberly.
- Co?! Nie! Powoli… Najpierw niech pomyślę - Wyciągnęła przed siebie ręce,
w geście pojednawczym.
- A niby nad czym tu myśleć?
- Matko jedyna… Ledwo go znam. Wiem o nim tyle, co nic - powiedziała,
siadając po turecku. Mary i Kimberly wymieniły spojrzenia.
- To jakiś problem? - spytała sceptycznie Anistone. Ruda wytrzeszczyła
oczy.
- Wiesz, że jest przystojny i inteligentny. O! I, że ze mną chodził. Mało
ci?
Lily miała ochotę krzyknąć, ale tylko popatrzyła na nie tępo.
- Tak troszkę - spróbowała, starając się, by jej głos nie zadrżał.
- Będzie ciężko - westchnęła Kim.
- Jodi… Może byś nam łaskawie pomogła? - warknęła półgębkiem Macdonald.
- Mam ją swatać? - Ferrante wybuchła srebrzystym śmiechem, przerywając
czytanie jakiegoś romansidła.
- Fajnie by było - zmarszczyła gniewnie czoło Kimberly.
- Już to widzę – wydusiła, w przerwie między napadami śmiechu.
- Co cię tak śmieszy w swataniu mnie? - bąknęła niewinnie Lily.
- Och, nic. Nic, oprócz reakcji Jamesa, kiedy się dowie, KTO cię wyswatał -
wyjaśniła rozbawiona do granic możliwości. Kimberly i Mary zesztywniały,
krzywiąc się.
- Nikt nie musi wiedzieć, że to my – wtrąciła, nieco naiwnie Mary.
- Lil może się sama wyswatać, co? – wymamrotała z nadzieją Anistone.
- Nie wydaję mi się. Po ostatniej obiecała sobie, że się nigdy więcej nie
umówi w Hogwarcie, prawda? - Jodi zerknęła przelotnie na przyjaciółkę swoimi
kocimi oczętami. Evans niechętnie pokiwała głową.
- Może zmienić zdanie - Macdonald podparła ręką policzek. – Byłoby to jak
najbradziej naturalne. Jakieś pomysły?
- Niech się powłóczy po korytarzu, to może sama trafi na Tristana Verne -
wydukała Kimberly.
- Dobre!
- Nie… Wy chyba sobie żartujecie? - spytała retorycznie Lily. - Czy to
jakiś żart? Mam się włóczyć po Hogwarcie, za jakimś chłopakiem? - powiedziała
powoli. - Może jeszcze w okolicach Pokoju Wspólnego Huffelpuffu? - Obie
pokiwały ochoczo głowami.
- Jeśli tylko wiesz, gdzie jest wejście do ich domu, uważam, że to genialny
pomysł, a wy, co myślicie? – Kimberly, rozejrzała się po twarzach przyjaciółek.
Niestety wiedziała. Obraz niedaleko (jak jej powiedział Remus) kuchni.
- Wspaniały pomysł - wyjawiła Mary, szczerząc zęby.
- Dość… kontrowersyjne. - Wzruszyła ramionami Lily, chcąc być delikatną.
- Nigdy nie słyszałam nic równie głupiego - oświadczyła Jodi, chowając się
za książką.
Fajnie było mieć chociaż jedną z nich po swojej stronie. Uznała, że na
urodziny musi kupić jej coś naprawdę niesamowitego.
- Nie rozumiem. Przecież to Tristan. Jak was sobie przedstawiłam,
powiedziałaś, że wydaję się być fajny.
- Dziwnie się czuję, kiedy mam iść z byłym chłopakiem swojej przyjaciółki
na… gdziekolwiek z nim iść - wyznała. Nienawidziła słowa „randka”, serio,
wprost działało jej na nerwy.
- Niby, czemu?
- No… Po prostu. - Wzruszyła bezradnie ramionami po raz kolejny. - A co,
jeśli on nie będzie już chciał ze mną iść, albo mnie nie poprosi, albo…
- Och, przestań. Jestem pewna, że będzie chciał.
- Skąd masz tą pewność?
- Bo mam i już. Chyba znam swojego byłego?
- Można by polenizować - zastanowiła się Kimberly. – Nie, żeby coś - dodała
pospiesznie, pod ostrzałem spojrzenia Mary.
- Pomagaj, zamiast utrudniać - wysyczała.
- Jasne.
- Słuchajcie, ja wiem, że chcecie dla mnie, jak najlepiej, ale on… -
zaczęła spokojnie.
- Nie marudź.
- I zbieraj się - zarządziła Kimberly.
- Gdzie? - Lil zamrugała oczami.
- Idziesz na podryw, dziewczyno! - zawołała Kimberly.
- Obawiam się, że nie jestem gotowa na…
- Jesteś - powiedziały jednocześnie.
- Tristan lubi spacerować - wyjawiła Macdonald. - I lubi ciebie.
- Lubi wiele osób. To miły chłopak.
- Ale jakoś nie wszystkim proponuję rand… spotkanie. Jakoś nie widziałam,
żeby pytał Remusa, czy się z nim umówi.
- Ale…
- Żadnych „ale” - zagroziła Mary. - Idziesz i już.
- Świetnie. I tak miałam iść patrolować korytarze. Dzisiaj moja kolej.
- Tym lepiej. Nie musimy wymyślać ci wykrętu.
Dobre xD wybrnęłaś ;) dawaj dalej. Czekam z niecierpliwością^^ James wymiata ;p
OdpowiedzUsuńProste, że jasne ;p
Usuńdobra przysięgam, że teraz jak wroce z gór to na pewno nadrobię zaleglosci w komentach, bo notki są fajne, ale ja wciąż nie mam czasu :(
OdpowiedzUsuńco do notki- bardzo mi się podobała, mam tylko nadzieję, że James nie spoźni się z odbijaniem zakładu i nie zrobi tego gdy Lily będzie dziewczyną Tristiana. Albo może tak zrobić, niech doceni co straciła na tydzien xD zdziwiłam się, że oddal jej swoją gwaizdkę, ja bym nie dała :P czekam na kolejną notkę ;)
Wiesz, to w końcu James Potter, on jest nieprzewidywalny! Nie spiesz się, notki nigdzie nie uciekną ;]
UsuńSuper.... :D:D:D Dzięki za dedykacje. :*:*:*
OdpowiedzUsuńJames jak zwykle boski.... Szkoda że przerwałaś Syriuszowi i Dori. Mam nadzieję że w następnej noci będzie "mszczenie" Rogacza.... Nie mogę się już doczekać.
Dla ciebie wszystko xD.
UsuńNotka genialna! Jestem ciekawa jak James "odbije" sobie ten tydzień i czy ruda umówi się na randkę....
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejną notkę!
PS: Dzięki za dedyk :*
Kochać
Wiesz, James nie zapomniałby o czymś takim ;]
UsuńPPS: Nowa notka na lily-rouse.blog4u.pl
OdpowiedzUsuńZapraszam!
Kochać ;*
Oczywiście ;]
UsuńSUUUPER kiedy bedzie kolejna notka bo juz nie moge sie doczekać??? Ona naprawde sie z nim umowi??? I co zrobi potter??? :)
OdpowiedzUsuńObiecuję coś ciekawego ;p
Usuńhej, hej. Czegoś nie łapię. James jej pozwolił dosiąść swojego skarbu, wiedział o Muffilato i nic nie zrobił? On coś kombinuje, tylko co, hm? ;> Tristan...i Izolda, ha! Skądś znałam to imię ;)
OdpowiedzUsuńTak, mi się ono bardzo podoba ^^
Usuń