Słuchał szczebiotu dziewczyny, widząc w niej kogoś zupełnie innego. Może to
beznadziejne, bo niby Dorcas obiecała mu, że się spotkają, ale czy to zabrania
mu spotykania się z innymi dziewczynami? Bzdura! Ta Jak–Jej–Tam–Było przecież
była całkiem ładna. Nie tak jak, na przykład, Kimberly, ale nie można wymagać
od wszystkich dziewczyn, że będą identycznie ładne. Dlatego spotyka się tylko z
tymi najładniejszymi.
- Syriuszu? Syriuszu! Ty mnie w ogóle nie słuchasz? - zaprotestowała
Brunetka, siedząca obok niego pod jakimś drzewem na błoniach.
- Wybacz Skarbie, myślę po prostu, o tym jak ślicznie wyglądasz. Ciężko mi
się skupić na czymś innym - powiedział od niechcenia, zerkając na nią
przelotnie. Zachichotała cienko. Nicole! Skąd się biorą u ludzi takie trudne
imiona? Wszystkie powinny być takie same. Oczywiście, tylko w przypadku
dziewczyn.
- Dziękuję. Wiesz… Naprawdę myślałam, że ty i Dorcas… - Celowo nie
dokończyła, patrząc na niego wymownie.
- Mhm.
- W sumie cieszę się, że nie. - Zaśmiała się luźno, opierając głowę na jego
ramieniu. Zamrugał kilkakrotnie, krzywiąc się. Romantykiem nie był.
- Em… Nicole?
- Tak?
- Muszę się powoli zbierać - bąknął, odsuwając się od niej.
- Dlaczego? - spytała z żalem w głosie. Czy one muszą zadawać tyle
niepotrzebnych pytań?
- No wiesz… Rog… znaczy, James i ja mieliśmy pewne plany.
- Och… Rozumiem. Spotkamy się jeszcze? - Westchnęła, tonąc w jego oczach.
Niech to…
- Jasne.
- Syriusz! - Usłyszał za sobą znajomy głos. Podwójne: niech to! – Witaj,
kuzynie!
- Cześć Mary - Uśmiechnął się, odwracając do dziewczyny.
- Nicole… Co za spotkanie - mruknęła Macdonald, jadowitym głosem.
- Witaj Mary.
- To co? Ja się zbieram. Na razie! - Syriusz zwiał, jak mógł najszybciej,
zachowując pozory szybkiego chodu. - Trzy, dwa, jeden… - odliczał, modląc się,
by jednak się mylił.
- Black!
- Cholera, wiedziałem - zaklął, ale postanowił robić dobrą minę do złej
gry. Macdonald dogoniła go i ciskała w niego błyskawicami z oczu. - Tak?
- Mogę wiedzieć, co ty i ta wiedźma z piekła rodem, robiliście pod
drzewkiem! - To nie było pytanie. To była niemalże groźba!
- Ja i Sorrow? Absolutnie nic - zapewnił, wykonując odpowiedni gest rąk.
- Czyżby? To dziwne, skoro ta małpa zwieszała ci się z ramienia, jakby
zależało od tego jej życie - prychnęła Mary. Syriusz musiał przyznać, że nie
bardzo czaił, o co jej może chodzić, ale z tonu głosu dziewczyny wywnioskował,
że musi być na niego wściekła. Tylko za co…?
- Słuchaj, Kuzyneczko, nie mam pojęcia, o co ci chodzi – wyznał, ryzykując
utratę kilku zębów.
- Wiedziałam! - wykrzyknęła, wznosząc ręce ku niebu. - Lily miała rację.
Szlak… Czyli mówiła o tym.
- Co? Nie! Chciała się spotkać, bo twierdziła, że to coś wyjątkowo ważnego.
Nie moja wina, że uwiesiła mi się na ramieniu! Chyba zauważyłaś, że od razu
chciałem dać nogę? - tłumaczył się zawzięcie.
- Uważaj, bo ci uwierzę. Stary, znam cię już parę ładnych lat. A mówiąc
„parę”, mam na myśli od urodzenia – dodała, zatrzymując się. Łapa westchnął. -
Myślałam, że faktycznie zależy ci na Dorcas. Wiesz, nie chcę nic mówić, ale
miałam szczerą nadzieję, że wreszcie się ułożysz. Poza tym, ona naprawdę cię
lubi. - Syriusz wygiął usta w imitację szczerego uśmiechu. Macdonald wywróciła
oczyma. - Słabo idzie ci kłamanie.
- Jestem świetny w kłamaniu! - żachnął się Black.
- Jakoś ze mną ci nie wychodzi.
- Bo ty jesteś… masz… Bo ty, to ty!
- Wszystko jedno. - Wzruszyła ramionami. - Pamiętaj, jeszcze jakiś wybryk i
będę przeciwna twojemu związkowi z Dorcas. Ta dziewczyna zasługuje na coś
więcej, niż kłamliwego gnojka. Lepiej to sobie przemyśl.
Syriusz zmarszczył nieco nos.
- Chcesz mi powiedzieć, że ja - Podkreślił starannie to słowo i wskazał
palcem swoją osobę. - Ja! Jestem mało warty?! Wszystkie dziewczyny tutaj marzą
o randce ze mną!
- Bo jesteś przystojny, sławny i arogancki - stwierdziła bez ogródek.
- Jak będę kiedyś potrzebował podniesienia na duchu, zgłoszę się do ciebie
- sarknął.
- Serdecznie zapraszam.
- Mam coś więcej niż ładna powłoka - kłócił się dalej. - Jestem
inteligentny, miły, świetny w prawieniu komplementów i…
- I jadę wodą kolońską, że aż mdli – dokończyła.
- Musisz się tak czepiać?
- No wiesz, taki już najwyraźniej mój los, jako twojej siostry.
- Jesteś cioteczną siostrą.
- A co za różnica! Popraw się i nie miziaj z innymi, bo Meadowes przejdzie
ci koło nosa, aby się obliżesz. Już ja tego dopilnuję - obiecała Mary, żywo.
Syriusz zrobił tępą minę, ale zaraz na jej miejsce wskoczyło oburzenie.
- Ja nawet z nią nie chodzę! Nie umówiłem się! - zawołał rozpaczliwie. - I
chcesz mi powiedzieć, że mam zrezygnować z dziewczyn, które się do mnie kleją,
dla jednej laski, która ledwo się zgadza na randkę ze mną?
- Właśnie tak - przytaknęła, niepomna na soczyste przeklęcie Blacka. -
Narobiłeś nadziei to teraz się z tym licz. Jestem jej przyjaciółką i nie dam
jej wykiwać.
- Umie się dziewczyna ustawić, nie ma co. Z takimi gwardzistami obok jak ty
i Evans jest bezpieczna, jak żółw w swojej skorupie - mruknął pod nosem
Syriusz.
- To jak, co robiłeś z wiedźmą?
- Dobre pytanie…
Siedziała po turecku i czytała jedną z książek, które pożyczyła jej Jodi.
Zaskoczyło ją to, że się wciągnęła. Fabuła może i nie była porywająca, ale styl
pisarski zaskakiwał poprawnością i ujmował ją swoim autentyzmem. Autor nie
przesadzał i oddawał rzeczywistość i charakter bohaterów bez zbytniego
koloryzowania.
- Cześć! - Podskoczyła, na ochrypły głos Kimberly, która siadła tuż przed
nią. Obok niej pojawiły się Mary, Dorcas i Jodi.
- Wystraszyłaś mnie - jęknęła Lily, ale uśmiechnęła się lekko.
- I jak? - Wyszczerzyła zęby Kimberly. W jej uwodzicielskich oczach,
zagrały ogniki, które zazwyczaj kazały trzymać się ludziom na dystans.
- Co jak? - Zamrugała kilkakrotnie Lily, nieco zdezorientowana.
- Umówiłaś się? - brnęła Kim.
- Ja…
- Że co? Miałaś się z kimś umówić? Dlaczego ja nic o tym nie wiem? -
oburzyła się Dorcas, krzyżując ręce na piersi.
- Jakoś tak… wyszło - wymamrotała Ruda, wzruszając delikatnie ramionami.
- Lil… - zanuciła Kimberly przez zaciśnięte zęby, a kiedy przyjaciółka
popatrzyła na nią zielonymi, okrągłymi oczami, uniosła ponaglająco jedną brew.
- No więc… nie.
- Nie?
- Nie mogłam siedzieć tam cały czas!
- No… Dobra, może to i racja - Kimberly wypuściła powoli powietrze.
- Chwila… Z kim miałaś się umówić? - zapytała Dorcas, marszcząc czoło. -
Chyba nie z Jamesem? - Zaśmiała się histerycznie. Kimberly, Mary i Lily
zmierzyły ją ostrym spojrzeniem.
- Oczywiście, że nie z Jamesem - syknęła Evans karcąco, ale zaraz
złagodziła ton. - Z Tristanem Verne.
- O kurcze… Z twoim byłym? -
Meadowes zwróciła się ku Mary.
- Dokładnie - Mary uśmiechnęła się iście w huncwocki sposób. Przypominała
teraz Syriusza.
- Kiedy masz zamiar się z nim spotkać? - Kimberly nie zwróciła na nie
uwagi, cały czas świdrując oczami Lily. Miodowy odcień jej tęczówek, wyraźnie
pociemniał. Lily zmarszczyła czoło.
- Kim… Dlaczego tak z tym nalegasz? - odbiła Lil. Dziewczyny zaczęły
uważniej się im przyglądać. Kim westchnęła i wywróciła oczyma.
- Nie nalegam. Mary też myśli, że powinnaś z kimś się spotkać - bąknęła
cicho Anistone. - Wiem, że jak cię nie przyciśniemy, to stchórzysz. Ale jeśli
naprawdę nie masz na to ochoty, to nikt cię nie zmusi. Po prostu Tristan to
naprawdę dobry chłopak, któremu już raz dałaś kosza.
- W sumie… Ona ma trochę racji - stwierdziła Dorcas, przepraszającym tonem.
- Nie umówiłam się z nim tylko i wyłącznie dlatego, że to były chłopak
Mary. No i nie chciałam, żeby James go zniechęcił.
Kimberly i Dorcas uśmiechnęły się do niej zachęcająco.
- Teraz nie może tego zrobić. Ma na ciebie chwilowy zakaz – zauważyła
Dorcas. – Ale lepiej przemyśl to jeszcze sama.
Lily przytaknęła ochoczo.
- Chodźmy na obiad - rzuciła luźno, wstając.
- Okay. Może to zabrzmi dziwnie, ale jakoś nie jestem głodny - burknął
James, rozdłubując kurczaka.
- O rany… Bez przesady! Jaka dziewczyna jest warta zagłodzenia się?! -
wykrzyknął Syriusz z pełnymi ustami. - A tak nawiasem mówiąc, mógłbyś sobie
trochę pofolgować. Może mały zakładzik?
- Jesteście okropni. Serio - oświadczył Remus, wymachując widelcem.
- E tam - prychnął Syriusz, przełykając.
- Ja myślę, że są super - wyznał Peter i nałożył sobie na talerz więcej
pieczonych ziemniaków.
- Dzięki stary. Chociaż ty jeden w nas wierzysz - powiedział
aktorsko-płaczliwym głosem, James.
- Wiecie… Kiedy się tak z wami przebywa, człowiek zaczyna się zastanawiać
jakie grzechy popełnił w poprzednim życiu. - Westchnął Lupin.
- Ha, ha, ha. - skomentował Syriusz oschle, ale szybko otrzeźwiał i zwrócił
się ku Jamesowi. - To jak?
- Mam sobie pofolgować? - powtórzył Potter, nieco się krzywiąc.
- Skoro rzucasz Evans, to..
- Ja jej wcale nie rzucam - warknął ostrzegawczo.
- Jak wolisz - Machnął lekceważąco ręką Black. - W każdym razie masz
przerwę. Wiesz ostatnio zauważyłem taką jedną…
- Dzięki, ale nie - wtrącił Rogacz. - Jakoś nie mam nastroju.
- Tchórzysz?
- Tylko nie zaczynaj znowu.
- A jednak! - zawołał na głos tak, że kilka osób obróciło ku nim głowy.
- Cicho! - syknął, karcąco Rogacz.
- Więc? - Wyszczerzył zęby Łapa, w swoim wyjściowym uśmiechu.
- Zastanowię się - mruknął dyplomatycznie. Lupin uderzył się otwartą dłonią
w czoło.
- Nie myślicie, że Lily może się nieco wkurzyć? - wtrącił.
- Niby o co? Ona go nie chce! - prychnął Black.
- Chce mnie! - żachnął się Potter.
- Tak, tak - rzucił krótko Łapa, nie chcąc się kłócić. James zaklął parę
razy, przedrzeźniając przyjaciela. - W każdym razie… odmawia mu. Więc chyba
może zaszaleć, co? - Uniósł i opuścił szybko brwi, wyzywająco. Remus uniósł
ręce do góry w geście obronnym.
- Jak wolicie. Ale, żeby nie było, że nie mówiłem - przystał, zajmując się
swoim talerzem.
- Nie mówię, że się zgodziłem. Ale masz na myśli kogoś konkretnego? -
Wyszczerzył zęby James, a w głowie rodził mu się zalążek planu.
- Jasne. Nicole Sorrow - oświadczył dumny.
- Czy ona czasem, nie umówiła się ostatnio z tobą? - zauważył sprytnie
Potter.
- No cóż… Możemy poumawiać się z nią obaj. - Wzruszył ramionami, nadal się
szczerząc.
- Chcesz… żebyśmy startowali do jednej dziewczyny? Stary jesteśmy kumplami
- przypomniał mu James. – Szczerze mówiąc trochę to obrzydliwe.
- Oj, daj spokój, nie bądź baba. Takie małe podchody. Bez szczególnych
zobowiązań. Nie chodzi o to, żebyśmy się kłócili o dziewczynę. - Wywrócił
stalowymi oczami - Wchodzisz?
James zaczął wodzić wzrokiem po Sali. Zauważył Lily, siedzącą koło
przyjaciółek; przy stole Krukonów siedziała ładna, ciemnowłosa dziewczyna…
Nicole. Najwyraźniej Łapa za nią nie przepadał, skoro chciał pokazać innym, że
jest w stanie umawiać się zarówno z jednym, jak i z drugim.
- Pomyśle nad tym.
- Lil!- syknęła cichaczem Mary.
- Mmm?- wymamrotała jedząc deser.
- Patrz kto tam siedzi - zanuciła Macdonald chichocząc.
Lily odwróciła się, kątem oka zauważając Jamesa, szczerzącego zęby w
szelmowskim, przecudnym uśmiechu. Ale Mary wskazywała kogoś innego. Przy stole
Huffelpuffu, siedział szczupły chłopak, o nieco dłuższych, ciemnobrązowych
włosach, związanych z tyłu w kucyk i o morskich oczach. Tristan Verne
szturchnął swojego kolegę i zaśmiał się nisko. Lily zamrugała kilkakrotnie.
Chłopak przekręcił się i spojrzał prosto w oczy Evans. Uśmiechnął się ciepłym,
przyjemnym uśmiechem i pomachał jej. Lily wytrzeszczyła na początku oczy, po
czym zarumieniła się i odmachała. Chcąc, nie chcąc porównała miły uśmiech
Tristana, do aroganckiego uśmieszku Jamesa, który zawsze nosił.
- Uroczy! - zaśpiewała Jodi, szturchając Kimberly, która zachichotała.
Dorcas zaczęła unosić szybko brwi w górę. Mary mrugnęła do Tristana, który
pokręcił głową z lekkim uśmiechem. Cóż, ich związek był bardzo luźny i trwał
nie więcej niż tydzień. Okazali się być lepszymi przyjaciółmi niż partnerami.
- Dobra, idziemy - mruknęła Lily, pąsowiejąc. - Narobiłyście mi wstydu -
jęknęła.
Dziewczyny zgodnie zaśmiały się, ale zaczęły wychodzić tuż za Lily.
- To wcale nie było śmieszne.
- Było - zaprzeczyła wesoło Kimberly.
- Lily! - Odkręciła się na dźwięk swojego imienia. Ku niej szedł szczupły,
wysoki chłopak o nieco zapadniętych policzkach i przystojnej twarzy.
- Cześć Tristan - Uśmiechnęła się pogodnie.
- Mam nadzieję, że ci nie przeszkadzam? Widziałem ostatnio twój popis na
miotle - Szturchnął ją lekko łokciem.
- Och, nie…
- Nie było tak źle - zapewnił, wychodząc razem z nią.
- Chyba żartujesz. To było straszne - powiedziała szczerze.
- Ale wygrałaś - przypomniał. Lily przytaknęła, zauważając, jak jej przyjaciółki uciekają schodami
marmurowymi. Policzy się z nimi później. - Czyli... masz wolny tydzień?
- Teoretycznie. - Wzruszyła ramionami, rumieniąc się.
- Więc… no… - Wykręcił sobie palce, śmiejąc się histerycznie. - Mam
nadzieję, że Mary mnie nie zamorduje, ale… może spędzisz ze mną… któryś z dni
tego tygodnia... tak teoretycznie?
Zamrugała oczami i zawahała się przez chwilę. Czy to nie dziwne, że
rozmawiały o nim w ten sposób, a oto sam Verne stał przed nią i sugerował
dokładnie to, na co próbowały ją skusić dziewczyny? Żadna z nich z nim nie
rozmawiała, to pewne. Nie mógł to być przypadek…
- Chętnie - odpowiedziała, zerkając na niego. Kąciki ust same podniosły jej
się do góry w szczerym uśmiechu.
- Serio? - Wyszczerzył zęby. - Wow… znaczy… super. To ja już… - Wycofał
się, nadal uśmiechnięty od ucha do ucha. Potknął się i zaklął. Lily
zachichotała. - Muszę lecieć. Czy w środę, może być? Daj znać o której.
- Jasne. Na razie.
Patrzył, jak wychodzi z tym… tym… zakichańcem,
jak się uśmiecha i szczebiocze coś do niego. Ścisnął w ręce widelec, modląc
się, by nie zacząć iść w tamtym kierunku. Musiał pamiętać, że dał jej tydzień.
Ale jeśli rozbudzi w niej zazdrość, jeszcze chętniej wlepi mu ten cholerny
szlaban. Wszystko jedno, co będzie musiał robić, bo ona będzie musiała
nadzorować, w jaki sposób to zrobi. Zabierze mu różdżkę, ale nie potrzebuje
jej, by omotać sobie pannę Evans wokół palca. Przecież ona go uwielbia! Tylko
po jaką cholerę, idzie gdzieś z nim?! Pewnie chciała, żeby on, James, był
zazdrosny… tak… właśnie tak.
- Eee… Rogaczu? - zaczął delikatnie Remus, kładąc mu rękę na ramieniu.
Potter warknął na niego.
- Chyba się właśnie zdecydowałem Łapo. Wchodzę w to – syknął, wyginając
usta w kpiarskim uśmiechu.
- Teraz cię poznaję!
- O nie… - jęknął Lunatyk.
- Zakochana para! - zaśpiewała Kimberly, witając ją w Pokoju Wspólnym.
Zmierzyła ją gorzkim spojrzeniem.
- I co? - Dorcas podskakiwała w miejscu, rozemocjowana. Jodi pokręciła
głową i zachichotała cicho.
- No… nic - odparła wymijająco.
- Oj, daj spokój. Umówiłaś się z nim? - Kim walnęła ją w ramię, szczerząc
zęby.
- Tak.
- Brawo, Lily. Jak zareagował? - Objęła ją Mary, prowadząc ku kanapie.
- Nie ja to zaproponowałam - powiedziała spokojnie. Zaczynała czuć się
dziwnie.
- Nie?! O kurcze, umiesz w takim razie nieźle kokietować - pochwaliła Dorcas.
Lil zrobiła głupią minę; nie uważała tego za komplement.
- Kompletnie nic nie zrobiłam, przestań Dor - poprosiła cicho. Brunetka
wzruszyła ramionami.
- Rozumiem, że to on to cię zaprosił? - spytała Mary, na co Lily kiwnęła
głową. - I nic nie wspomniałaś? - Znów kiwnięcie. - No, no. Jestem z niego
dumna. Był tak słodko niepewny i ucieszony, jak zawsze?
Lily zastanowiła się chwilkę i przypomniała sobie chłopięcy uśmiech na
chudej twarzy. Delikatnie uniosła kącik ust do góry.
- Tak. Właśnie taki – przytaknęła Evans.
- Ooo.. – zanuciła słodko Jodi.
- Dziewczyny, dajcie spokój – Poczuła w okolicach żołądka dziwne ukłucie,
przypominając sobie, jak Potter chętnie oddał jej zwycięstwo. Czy to nie było
dziwne? Wstała i ruszyła w stronę schodów do dormitoriów dziewcząt.
- Gdzie idziesz?
- Chcę… Muszę… - Odchrząknęła i wskazała drzwi prowadzące na schody.
- Jasne - Meadowes uśmiechnęła się do niej ciepło.
Świat
zawsze wydawał jej się dziwny. Zawsze było coś, czego nie potrafiła zrozumieć.
Zawsze były komplikacje. Ale nigdy nie myślała, że nie będzie rozumiała
swobody. Bo, czy nie tego pragnęła? Czy nie marzyła, by James Potter zniknął z
jej życia, choć na parę godzin? Nie żałowała, że tak się stało. Nie miała
problemu z tym, że ma teraz spokój. Chodziło o coś zupełnie innego. Martwiła
się. Martwiła się o chłopaka, który prześladował ją odkąd tylko pamiętała. Czy
to nie beznadziejne? Jeszcze jak! Przecież nic mu nie jest winna i z całą
pewnością on knuje coś za jej plecami.
Skulona
i bezwładna leżała na łóżku, czekając aż któraś z dziewczyn porządnie ją
ochrzani. Potrzebna jej była Mary. Nie Dorcas, która ugłaskałaby ją, nie Jodi,
której byłoby przykro i byłaby skrępowana, nie Kimberly, która mogłaby prychnąć
i piłować paznokcie. Mary. Tylko ona umiała na nią odpowiednio nawrzeszczeć i
sprowadzić ją do pionu. Otarła spływającą łzę, wkurzona, że pozwoliła sobie na
coś takiego. Nie miała powodu, by płakać. Ale ciężko jej było nie przywracać w
głowie przeróżnych obrazów. Jej zielone oczy wydawały się jeszcze większe, niż
zazwyczaj, spojrzenie miała szkliste. Otępiała mina, wyrażała pustkę, która panowała
w jej głowie. Nie miała nic, prócz tych obrazów, które ciągle powracały. Leżała
tak już bardzo długo. Sama nie była pewna ile.
-
Wstawaj Evans - burknął głos nad nią. Czuła wyraźny rozkaz, więc mimo woli
podniosła się i popatrzyła na twarzy osoby, której najmniej się tutaj
spodziewała. Black opierał się niedbale o pal jej łóżka. Zmarszczyła czoło. Nie
słyszała, żeby ktoś wchodził. - Ty nie płaczesz - stwierdził głosem,
nieznoszącym sprzeciwu. Kiwnęła głową z determinacją. Nie wiedziała, dlaczego
robi to, co jej kazał. Wiedziała, że musi. Nigdy nikt prócz dziewczyn nie
przyłapał jej na łzach. Nie czuła się skrępowana, co ją dziwiło.
-
Witaj Syriuszu - powiedziała niepokojąco spokojnym głosem. Chłopak wywrócił
oczyma.
-
Normalnie dostałbym burę za wchodzenie do żeńskiego dormitorium – zauważył,
unosząc nonszalancko jedną brew. - Na co czekasz?
-
Powiedzmy, że nie jestem w nastroju, na dawanie ci bury. - Wzruszyła ramionami.
Zamrugała, czując piasek w oczach. Popatrzyła z mocą na chłopaka.
-
Chyba nie chodzi ci o Jamesa? - spytał nadzwyczaj poważnie. Nigdy nie
przypuszczała, że Syriusza Blacka stać na taka powagę. Zmierzwiła włosy czując,
że się rumieni. Z jakiegoś powodu rozmowa z nim wcale nie wydawała jej się
nieodpowiednia. Nigdy nie zamieniali zbyt wiele słów i tym bardziej nie
przepadali za sobą. Zastanowiła się, czy skoro nie słyszała Syriusza, to czy
możliwe jest, że była tu także któraś z dziewczyn. Nie wykluczone, że to na
przykład Mary go przysłała. Na wzmiankę o Jamesie Potterze poczuła lekkie ukłucie.
Nie rozumiała powodu, ani tym bardziej nie wiedziała skąd Syriuszowi przyszło
to do głowy. Miała tylko nadzieję, że jej wyraz twarzy nie jest zbyt czytelny.
-
No cóż… Nie?
-
Obawiam się, że nie jesteś urodzoną kłamczuchą. - Skrzywił się, siadając wygodnie
na jej łóżku.
-
Umiem kłamać.
-
W takim razie ja za dobrze rozpoznaję kłamstwa - Uśmiechnął się lekko,
przypominając tym samym Jamesa. Lily wzdrygnęła się. - Okay. Normalnie pewnie
bym miał to w nosie, ale… mów, o co chodzi Evans – mruknął ponownie tonem
nieznoszącym sprzeciwu, patrząc jej prosto w oczy.
-
Martwię się - wyjąkała.
-
O Rogacza?!
-
Między innymi
-
Chcesz to jakoś rozwinąć? - Złapał się za kark z nieco tępą miną. Choćby nie
wiadomo jak się starał, nie potrafił rozszyfrować tej dziewczyny. Jej słowa
przeczyły zachowaniu i na odwrót. Poza tym, jeszcze nigdy nie rozmawiali w taki
sposób.
-
Bądźmy realistami. Potter nie dałby mi tygodnia ot tak. - Kącik ust Łapy delikatnie
zadrgał, kiedy powstrzymywał się od uśmiechu. Ta mała nawet nie wiedziała, że w
przeciągu najbliższych kilku dni jego kumpel zrealizuje swój szatański plan,
tym samym zmuszając ją do spędzenia z nim kilku wieczorów.
-
Założyliście się. I wygrałaś - przypomniał Black. Nie miał zamiaru mówić, że
wiedzą o jej małym oszustwie. W sumie James szykował większe.
-
Ja… noo…. - Skinęła głową i zacisnęła usta. Zbeształa się za wyrzuty sumienia.
-
Ale szczerze… Nie martw się ani o siebie ani o Rogacza. Uwierz mi, z nim
wszystko, jak najbardziej w porządku - zapewnił, chichocząc. Nie mógł się
powstrzymać, widząc jej minę. Dodatkowo czuł, że za słowami Rudej kryło się coś
więcej niż tylko zwykłe zmartwienie. Nie sądził, by istotnie przejmowała się
tylko i wyłącznie tym, że James mógłby coś zamierzać. Brzmiała tak, jakby
chodziło raczej o to, że odpuścił zbyt szybko. O to, że ona sama nie wiedziała
jak się zachowywać, kiedy Jamesa Pottera nie ma w pobliżu. Lepiej jednak było
jeszcze nie poruszać tego tematu. Nie kiedy ona sama nie była tego świadoma.
-
Z nim nigdy nie było w porządku - jęknęła żałośnie Ruda.
-
Chodzi o to, że to nadal ten sam James. Wróci, to prawda. Jeśli cię to jakoś
pocieszy, to jemu także nie idzie najlepiej trzymanie się od ciebie z daleka. –
zapewnił. Lily uniosła lekko kąciki ust do góry. – Czy to pomogło?
-
Prawdę mówiąc, tak.
-
Evans? – zaczął, po chwili ciszy. Zdziwił się, że milczenie im nie ciążyło.
-
Hm?
-
Może to nie moja sprawa, ale czy ty… umówiłaś się z Vernem?
Lily
zamrugała kilkakrotnie oczami. Skąd wiedział?
-
Może - odpowiedziała powoli. - Czemu pytasz?
-
Ach nic, po prostu wiesz, tak jak połowa szkoły zauważyłem, że wychodzisz z nim
z Wielkiej Sali. - Westchnął teatralnie, oglądając od niechcenia paznokcie.
Zamurowało ją. Potter przecież też tam był. Miała co do tego mieszane uczucia.
-
O…
-
Właśnie, o.
-
Mogę się z nim umówić! - żachnęła się, nieco płaczliwym głosem.
-
Nie twierdzę, że nie.
-
Więc o co chodzi?
-
Naprawdę o nic. No a…. na kiedy się umówiliście? - spytał, pochylając się w jej
stronę.
-
To już nie twoja sprawa, Syriuszu - mruknęła, pąsowiejąc.
-
To tylko czysta ciekawość. A nawet, jeśli bym powtórzył Jamesowi, to przecież
wiesz, że miał dać ci spokój i na miarę możliwości dotrzyma słowa - oświadczył
sprytnie. Umyślnie sformułował zdanie w taki sposób, by nie skłamać. Lily zastanowiła
się chwilę. Niby prawda…
-
W środę - wymamrotała cicho.
-
W środę! Cudownie. W sumie to mój ulubiony dzień – zawołał.
-
Myślałam, że jest nim sobota.
-
No tak, nie da się zaprzeczyć. Sobota zdecydowanie wgrywa konkurencję.
To
było podejrzane, ale jak na Huncwota, bądź, co bądź, normalne. Po wyjściu
Syriusza około pół godziny później, siedziała po turecku, wpatrując się
szklistym spojrzeniem w drzwi. Nieco zmarszczone czoło i delikatnie ściągnięte
usta, nadawały jej powagi. Po upływie paru chwil wybiegła z dormitorium.
Potrącała ludzi, ale nie zwracała uwagi na ich gniewne okrzyki. Po prostu
biegła. Jak najdalej od zamkniętych przestrzeni, jak najdalej od wszystkich
trosk. I od Syriusza wspominającego o Jamesie Potterze. Daleko od Tristana
Verne’a. Miała ochotę krzyczeć, ale nie ważyła się wydać z siebie żadnego
dźwięku. Była pewna, że gdyby tylko otworzyła usta, rozpadłaby się na miliard
małych kawałeczków. Mogła tylko biec. Każde miejsce jej coś przypominało, każde
się z czymś wiązało. Słyszała, że ktoś ją woła, ale nawet nie obejrzała się za
siebie. Zadyszana dotarła do chatki Hagrida. Mimo to nie przestawała biec. Nie wiedziała,
czego szuka. A szukała czegoś na pewno. Dotarła do linii lasu. Długie cienie,
rzucane przez drzewa kazały jej się zatrzymać. Oddychając szybko, popatrzyła
gniewnie i z wyrzutem na zatrzymujący ją las. Rzuciła mu wyzwanie lekkim
uniesieniem brody do góry i wbiegła do Zakazanego Lasu. Biegła dalej tylko przez
chwilę dopóki nie zrobiło się cicho i nic już nie było znajome. W głębi duszy,
trochę ją to zmartwiło, ale zdusiła w sobie to uczucie. Las nie wydawał się
taki jak opowiadali ci, co w nim już byli. Wydawał się magiczny, ale w
pozytywny sposób. Soczyście zielona trawa, śpiew ptaków, zapach drzew i żywicy,
złoto-różowe światło zachodu prześwitujące przez korony drzew…
Wbiegła
na pierwszą, zauważoną przez siebie polankę, rzucając na nią jednocześnie
zaklęcie „Muffliato”. Spojrzała w niebo i zaśmiała się cicho. Po chwili
zamknęła oczy nadal śmiejąc się pod nosem. Po chwili jednak jej śmiech
przeszedł w łkanie, a później w płacz. Nie rozumiała tego, ale poddawała się
uczuciu, które ją wypełniało. Miała wyrzuty sumienia, tak okropne, że wprost
nie mogła złapać oddechu. Podkuliła pod siebie nogi, ściskając w garści kępkę
trawy. Nawet nie zauważyła kiedy znalazła się na ziemi. Po czasie łzy przestały
płynąć. Zaczynała czuć się lepiej. Uspokajała oddech, czując w sobie pustkę,
jakiej potrzebowała. Leżała osłabiona, zbierając w sobie siłę, by znów się
podnieść.
Ha! Znowu pierwsza! :P
OdpowiedzUsuńNotka jak zwykle zadziwiająca. :)
Więcej nie napiszę bo muszę lecieć się uczyć he he
Życzę weny i mam nadzieję, że za niedługo będzie kolejne party XD
KOchać :*******
Ucz się, ucz! Obowiązkowo ^^
UsuńŚlicznie. Ale co tej Evans odbiło??? Czekam na next .. :*:*:*
OdpowiedzUsuńWpadnij do mnie jak chcesz http://zycie-leah.blog.onet.pl/.
Oczywiście, że zajrzę ;*
UsuńKłopoty coo? Fajnie, że udało ci się napisać :D Courtney dobra była^^ pozdro ;*
OdpowiedzUsuńTak, ja ją uwielbiam ;p
Usuńdziękuje za dedykację, fajny prezent na powrót ze szpitala :) notka fajna, trochę nie rozumiem Lily, ale trudno, ja nie jestem taka uczuciowa i altruistyczna xD dobrze, że się umówiła z tym chłopakiem nareszcie się trochę rozerwie, tylko po co Syriuszowi informacja o randce??? chce w tym samym czasie umówić Jamesa z Nicole, czy jak jej tam i sprawić żeby ruda była zazdrosna? nie wiem, nie jestem wróżką, więc czekam na notkę, to zobaczę czy moje domysły się sprawdzają ^^
OdpowiedzUsuńOoo, to tym bardziej dla ciebie! ;* hah, tak Lilka jest wyjątkowa ;p
UsuńNew nocia na lily-rouse.blog4u.pl
OdpowiedzUsuńZapraszam i Kochać :*****
Dzięki ;]
Usuńo mamciu. Zazdrosny Potter to coś co lubię najbardziej. I podoba mi się postać Lily. Jest taka prawdziwa... n i e c h P o t t e r n i e u m a w i a s i ę z tą p i z d ą!
OdpowiedzUsuńHahahaha w sumie racja ;p
Usuń