Przekręciła głowę, patrząc w lusterko. Założyła ładną, białą bluzkę z
wywijanymi mankietami z rękawkiem trzy-czwarte, a na to niebieską bluzeczkę w
serek, idealnie pasującą do białej. Mankiety wystawały i wywinięte, zakrywały
koniec rękawka niebieskiej bluzki. Do tego, wciągnęła na siebie lekko
rozszerzane u dołu jeansy, podkreślające biodra. Skrzywiła się, czując się
nieco głupio. Kimberly majstrowała przy jej rzęsach z tuszem, a Mary
sprawdzała, czy nie lepiej byłoby związać jej włosy.
- Niech cię cholera, ależ masz rzęsiska! - skomentowała Kimberly z
aprobatą. - Dorcas, ile mamy czasu? - rzuciła przez ramię.
- Streszczajcie się. Zostało wam parę minut - odpowiedziała Dorcas, jedząc
jabłko.
- Cudownie. Czyli małe spóźnienie, będzie - Mary wyszczerzyła zęby
szelmowsko.
- Nie uważacie, że to lekka przesada? Znaczy, trochę za poważnie to
traktujecie - podsunęła Lily, niepewnie. Na jej miejscu każdy bałby się reakcji
przyjaciółek. Szczególnie takich przyjaciółek jak Kimberly i Mary.
- Nie żartuj - prychnęła Mary.
- Wyglądasz bardzo ładnie. Zresztą podobnie ubierasz się na co dzień. To
nic więcej, ponad to, co robisz zawsze. Tylko lepiej - stwierdziła beznamiętnie
Anistone oddalając się nieco, by obejrzeć ją z daleka. Lily zatrzepotała
długimi rzęsami; powieki podkreślały czarne, bardzo równe i dokładne, acz
delikatne kreski.
- Miałam na myśli wasze nastawienie - burknęła, kiedy Mary pociągnęła ją
mocno za włosy i wymamrotała jakieś przeprosiny.
- Nonsens - Machnęła ręką Kim. - Zostaw rozpuszczone - zwróciła się do Macdonald.
- Taak. Może tylko zbiorę tu, z boku? O tak? - Przyszczypnęła jeden kosmyk
włosów przy twarzy małą spineczką.
- Dorcas?
- Ja się nie znam – wybroniła się Meadowes.
- Jodi?
- Lily wygląda i tak, i tak bardzo ładnie - uśmiechnęła się lekko Ferrante.
- Och, zero pożytku - syknęła Kimberly i pstryknęła palcami. - Niech
zostanie.
Popsikała ją swoimi perfumami i uśmiechnęła się triumfalnie.
- Jestem boska.
- My jesteśmy boskie! - żachnęła się Mary.
- Tak, tak - Machnęła ręką. -
Zrobiłyśmy z czegoś tak zwykłego, coś eleganckiego - Wskazała na Rudą,
która zmarszczyła gniewnie brwi. - Mam na myśli ubranie.
- Jasne.
- To co? Idź już - ponagliła Macdonald, machając rękami, jakby chciała ją
wymieść miotłą z pokoju.
Evans wywróciła oczami.
- Rozumiem, że moje zdanie się tu nie liczy? - Uniosła jedną brew do góry.
- Nie – przyznały jednocześnie Kim i Mary.
- Świetnie.
- Wprost świetnie! - warknął, chodząc po dormitorium.
- Oj, daj spokój. Wszystko zgramy w czasie - próbował uspokoić kumpla,
Syriusz.
- Jasne. Nie mam zamiaru wciągać w nasze sprawy jakiejś dziewczyny! I to
TEJ dziewczyny - zawołał, wskazując oskarżycielsko palcem na Syriusza, jakby to
była jego wina.
- Nie przesadzaj, Rogaczu - prychnął lekceważąco Syriusz.
- Mam nie przesadzać, tak? No więc proszę! Pochwal się swoim planem -
Usiadł i wpatrzył się uparcie w Łapę.
- Okay, nie ma sprawy. - Wzruszył ramionami i uśmiechnął się arogancko. -
Pokażesz się Evans z Nicole i trochę jej poprzeszkadzasz, to już mamy ustalone.
Później wystarczy, że przyjdę. Odciągnę Sorrow, bez problemu. Możemy wykonać
plan pierwszy. Remus pójdzie powiedzieć Lily co się dzieje, ona przybiega,
wlepia ci sz…
- Stop! Nie musisz mi wszystkiego doszczętnie wykładać. Być może cię to
zdziwi, ale nie jestem aż tak głupi - Łapa burknął coś w rodzaju „tak, to mnie
faktycznie zdziwiło”, ale James go zignorował. - Tylko wiesz co, Stary, chyba
tracisz swoją dawną błyskotliwość - Black popatrzył na niego z urazą. -
Zapomniałeś o jednym drobnym szczególiku - James uniósł nonszalancko jedną
brew.
- Do rzeczy.
- Ty masz mi pomóc! Masz być tam, gdzie Lunio wskaże McGonagall! Masz być w
lochach!
- No właśnie tak się zastanawiałem, czy koniecznie ja też musze dostać ten
szlaban - Syriusz zaśmiał się nerwowo i potarł kark. – Zresztą, ich wcale nie
trzeba tak płoszyć na górę.
Jamesowi zadrgała powieka.
- Znaczy no wiesz… sami w końcu pójdą - Wzruszył ramionami.
- Już ustaliliśmy, że nie da się inaczej. Żeby to wszystko wypaliło, muszą
być w grupie - syknął Potter, mrużąc oczy. - Musisz tam być. A nie dopuszczę,
żeby ta cała Sorrow mieszała się w nasze sprawy.
- Niech to…
James wstał i znów zaczął chodzić po pokoju. Zatrzymał się przy lusterku i
zerknął na swoje idealne odbicie. Uśmiechnął się sztucznie i potargał sobie
włosy. Luźnie włożona, zapinana, biała koszula miała podwinięte kilka razy
rękawy. Jeansy pasowały do całości, a okulary podkreślały urok chłopaka.
- Jest sposób - zaczął Peter cicho. James od razu odwrócił się w jego
stronę z nadzieją w orzechowych oczach.
- Co masz na myśli?
- No, bo… nikt nie powiedział, że to ktoś z nas musi odciągnąć od Rogacza
Nicole Sorrow - Wzruszył ramionami i uśmiechnął się krzywo.
- A kogo Nicole uwielbia? - dodał Remus.
- Siebie? - mruknął znudzony Syriusz.
- Oprócz siebie - powiedział przez zaciśnięte zęby Lupin.
- Siostry Anistone - szepnął James, a w jego głowie rodził się zalążek
kolejnego planu.
- Kimberly nigdy się nie zgodzi - zauważył trafnie Black.
- Kimberly, nie. Ale Crystal… O co siostry się pokłóciły w tamtym roku? -
Wyszczerzył zęby James. W myślach stanął mu obraz dziewczyny o ciemno-brązowych
włosach i zimnych, czarnych oczach, która zawsze chętna była im pomagać.
Oczywiście za coś w zamian. Czasem fajnie było mieć takich znajomych w zapasie.
- O mnie - odpowiedział bez ogródek Syr.
- Właśnie. Wystarczy tylko dobrze ją do tego przekonać, a Crystal zrobi, co
będziemy chcieli.
- To jest to! - rozemocjonował się Szatyn. – Hmm… Może nawet się z nią
umówię. - Potarł brodę, przypominając sobie, jaką awanturę Crystal urządziła
siostrze, za to, że chodzi z nim, Syriuszem Blackiem. Wszyscy wiedzieli, że
starsza panna Anistone czuje do niego mięte. Siostry zachowały od tamtej pory
chłodne stosunki względem siebie.
- Uważam, że to świetny argument przetargowy - wydedukował James,
zadowolony. - Teraz tak: Nicole pewnie już czeka przed portretem Grubej Damy,
więc będę się zbierał. Syriuszu idź do dormitorium Crystal i pogadaj z nią.
Najlepiej uprzedź mnie o wyniku lusterkiem.
- Jak Mary mnie przyłapie, to mogę już nie być w stanie wyjąć lusterka. Ani
tym bardziej cokolwiek mówić - burknął Syriusz.
- Chyba nie boisz się siostry? - Uśmiechnął się Potter, tym samym, rzucając
wyzwanie kumplowi. Łapa zacisnął usta. Westchnął, niby udając zawód. - Weź moją
pelerynę, braciszku siostrzyczki.
- Och, zamknij się. Jakbyś nie znał Mary. - Wywrócił poirytowany oczyma.
- Na moje nieszczęście znam. A właśnie, nie wiesz jak to się stało, że
nasza nowa ścigająca wie o większości naszych sekretów?
- Nie mam pojęcia.
- Nie przekonałeś mnie.
- Powiem tylko tyle: to diabeł wcielony.
James parsknął śmiechem i machnął im na pożegnanie ręką.
- Widzimy się później - rzucił, wychodząc.
- Wyglądasz ślicznie, Lily! - pochwalił ją Tristan z uznaniem, kiedy
zbiegła ku niemu po schodach. Po chwili jednak odwrócił głowę w inną stronę zakłopotany
własnymi słowami.
- Dziękuję! - Uśmiechnęła się, pąsowiejąc. Musiała przyznać, że spotkanie
się z Tristanem nie było złym pomysłem. Przeciwnie, charakter tego chłopaka
sprawiał, że uśmiechała się często i szczerze.
- Gotowa? - Wskazał głową w kierunku drzwi wejściowych. Pokiwała głową.
Ruszyli ku wyjściu, rozmawiając na temat tego, co chcą dzisiaj robić. Spacer,
lody, później…
- Och Evans, Tristan! Co za spotkanie - wykrzyknął męski głos za nimi. Lily
zamarła. Tristan i ona odwrócili się w stronę idących ku nim Jamesa z
aroganckim uśmiechem oraz pewnej siebie Nicole Sorrow.
- Potter… Co ty…? - zaczęła Lily, mrużąc oczy. Zbieg okoliczności? Szczerze
w to wątpiła
- Idę na randkę, Lily. – Odpowiednio zaakcentował jej imię. Nicole warknęła
cicho, ale on najwyraźniej nie zawracał sobie tym głowy. Lily zarumieniła się
ponownie.
- Witaj - powiedziała chłodno Sorrow, oceniając ją wzrokiem. Nie znała
chłopaka obok niej, ale nie mógł się nawet równać z Jamesem.
- Nicole - Lil skinęła jej głową.
- Och, wybacz. Przeszkodziliśmy wam? - spytał niewinnie Potter, idealnie
udając skruchę. Lily zazgrzytała zębami.
- Nie, skąd.
- Wybieracie się może gdzieś? - kontynuował tym samym tonem. Tristan
najwyraźniej dał się nabrać, bo uśmiechnął się i pokiwał głową.
- Tak, mamy zamiar iść do…
- Cudownie! Może chodźmy tam razem.
Lily otworzyła szerzej oczy, nie mogąc uwierzyć w poziom jego
impertynencji. Odciągnęła go za rękaw na stronę, nie zwracając uwagi na jego
zdziwioną minę, ani tym bardziej na powodujące zawrót w głowie perfumy.
- Co ty wyprawiasz? Nie ma mowy, nigdzie z nami nie idziesz - syknęła hardo
Evans, nachylając się ku niemu. - Mam od ciebie wolne.
- W rzeczy samej. Nie wszystko kręci się wokół ciebie. Jestem przecież z
Nicole.
Dziewczyna zerknęła w stronę ich zaniepokojonych towarzyszy. Nicole widząc
jej wzrok na sobie wyprostowała się jeszcze bardziej, o ile to było jeszcze
możliwe. Lily zaczerwieniła się.
- Lily wszystko w porządku? – zapytał z daleka Tristan, posyłając jej krzepiący
uśmiech. – Może faktycznie chodźmy razem, będzie zabawnie.
- Jak sobie życzysz – powiedziała Lily, zostawiając Jamesa w tyle. Verne
mrugnął do niej porozumiewawczo.
- W takim razie, chodźmy. – Tristan Wzruszył ramionami i poprowadził ich
przez błonia. Uczniowie, którzy ukończyli 17 lat mogli wychodzić poza teren
szkoły. Wystarczyło, że uprzedzili swoich opiekunów. Oczywiście indywidua
takie, jak James Potter, uważały się za wyjątki od tej reguły. Coraz mniej
podobało jej się to spotkanie. Westchnęła zrezygnowana.
- Coś się stało Lily? - spytał Tristan opiekuńczo.
- Nie, nie. Prawdę mówiąc myślałam, że
nie będziemy mieć publiki - Wskazała brodą, na idących przodem Jamesa i
Nicole.
- Nie martw się. - Machnął ręką. - Jakoś się rozejdziemy - zapewnił. Pokiwała
tylko głową.
- Evans, jestem z ciebie dumny. Nie spodziewałem się, że tak szybko
zadziałasz - Potter zrównał się z nimi.
- O tak. W końcu aprobacja Jamesa Pottera to, to na co czekałam całe życie
- odgryzła się. – Ale to raczej ty świetnie sobie radzisz.
- Tylko, że u mnie to normalne.
- Faktycznie. Z jakiegoś powodu zapomniałam, że są tacy, co obracają
kilkoma dziewczynami na raz - syknęła uszczypliwie Lily.
Nicole skurczyła się i popatrzyła na Jamesa.
- Nie moja wina, że mam powodzenie, prawda?
- James jest nie tylko przystojny, ale i inteligentny, więc nie powinnaś
być zdziwiona, Lily. - Nicole uniosła kąciki ust prowokacyjnie. Zerknęła ukosem
na Jamesa czekając na wyrazy wdzięczności, ale Rogacz jedynie poprawił okulary
na nosie, uśmiechając się lekko.
- Nie przesadzałabym z tą inteligencją. Prawdę mówiąc zaryzykowałabym nawet
stwierdzenie, że jest całkiem Niemądry – Lily zaakcentowała słowo w sposób
dający do zrozumienia, że jest ono z wielkiej litery. Była to zdolność, jakiej
nauczyła się od profesor McGonagall: mówienie wielkimi literami. – Ktoś, kto
zabiera dziewczynę na pierwszą randkę i dołącza się z nią do innej dziewczyny,
którą adoruje od pięciu lat i która nie jest nim zainteresowana wprost nie może
być inteligentny.
James i Tristan otworzyli szeroko usta ze zdumienia, z trudem powstrzymując
śmiech. Nicole wyglądała tak, jakby Evans uderzyła ją w twarz.
Poprawił koszulę i włosy, stojąc przed odpowiednimi drzwiami. Skrzywił się,
ale przecież nie mógł teraz tego zrobić kumplowi i się wycofać. Zsunął z siebie
pelerynę niewidkę i schował ją do kieszeni.
Przybrał na twarzy najlepszy uśmiech, na jaki było go stać i zapukał do
drzwi dokładnie wtedy, kiedy one się otworzyły. Wpadła na niego jakaś dziewczyna.
- O kurcze! - zapiszczała, łapiąc go za rękaw. Miał ochotę uciec z
krzykiem. Nie należała do najładniejszych. – Dziewczyny, to Syriusz Black!
- Co?! Co ty gadasz Ma… O cholera… - W drzwiach stanęła druga, zdecydowanie
bardziej kształtna od swojej koleżanki, blondynka.
- Cześć - Był z siebie dumny, że głos miał nadal nonszalancki. - Jest może
Crystal? - Zapuścił żyrafę do środka pokoju, po którym walały się ubrania
dziewczyn. Zanim zasłoniły mu widok był pewien, że zobaczył przemykającą
dziewczynę w bieliźnie.
- Eem… Tak, tak. Ale… - zawahała się Ma–coś–tam, zerkając na swoją
przyjaciółkę.
- Chwileczkę! - Dobiegł go śpiewny głos z wewnątrz. Chłopak wzruszył
ramionami i oparł się o ścianę koło drzwi. Tamte dwie bynajmniej nie zamierzały
sobie pójść. Wpatrywały się w niego, szczebiocząc coś, ale kiedy Crystal
wyszła, te szybko zanurkowały do pokoju. Przywódczyni stada przyszła, pomyślał
Syriusz.
- Witaj Syriuszu - zamruczała uwodzicielskim tonem Crystal Anistone. Była
podobna do siostry, ale mimo wszystko, Kimberly nikt nie mógł dorównać.
- Crystal. - Syriusz uśmiechnął się w bardzo typowy dla siebie sposób. Mógł
nawet zobaczyć, jak dziewczyna wstrzymuje oddech. - Mimo cię widzieć -
przywitał się zaczepnie.
- Przez grzeczność nie zaprzeczę. - Uniosła jeden kącik ust do góry.
- Możemy porozmawiać sam na sam? - Uniosła brwi do góry. Cóż, byli sami. -
Chodzi mi o to, że nie na korytarzu.
Crystal zadrgała warga. Weszła do pokoju i skinęła na swoje przyjaciółki.
Trzy dziewczyny wyszły w pośpiechu, wzdychając do Syriusza. Crystal wprowadziła
go do środka. Chłopak uniósł brwi z aprobatą. Teraz pokój był już wysprzątany.
No, no… Usiadł na łóżku z najlepszą pościelą. I bez jej uśmieszku domyślił się,
że to jej łóżko.
- O czym chciałeś porozmawiać, Syriuszu? - spytała, patrząc na niego spod
rzęs.
- No wiesz… James i ja mamy do ciebie małą prośbę – zaczął, teatralnie
udając zakłopotanego i niewinnego. Wolał to mieć za sobą i nie owijać w
bawełnę. Poza tym Crystal nie lubiła tego typu zagrań.
- Rozumiem… Jaka to prośba?
- Kojarzysz dziewczynę, która nazywa się Nicole Sorrow? Otóż jest ona
właśnie na randce z Jamesem. Musisz jedynie ją od niego odciągnąć. - Wzruszył
ramionami Łapa. Doskonale wiedział, że Crystal ją zna i wyjątkowo jej nie lubi.
– Wybacz, że przychodzę do ciebie z takim banałem.
- Oczywiście, że ją kojarzę - odpowiedziała jadowicie, nie tracąc z głosu
zmysłowości. – Naprzykrzała mi się przez jakieś dwa lata, bo któregoś razu
zauważyła, że z wami współpracuję. Wiesz dobrze, że nie przepadam za tą
dziewczyną, prawda? Możesz poprosić o to kogokolwiek innego.
- Oczywiście, że mogę - prychnął Black. Sorrow nikomu nie dałaby wyciągnąć
się z randki z Rogaczem i prawda była taka, że nie miał innego wyjścia. - Ale
nie chcę. Jak widzisz przyszedłem do ciebie.
- Czemu nie do Kimberly? Z tego co wiem Nicole nie tylko mnie uważa za
kogoś wpływowego - zauważyła bez zahamowań. Crystal Anistone dobrze znała swoją
wartość.
- Do Kimberly? Daj spokój, oboje wiemy, że po pierwsze to ty jesteś z nami
bliżej, a po drugie Kimberly nie jest lepsza niż inne, w przeciwieństwie do
ciebie. Zdążyłem się o tym przekonać - Machnął ręką Syriusz. Crystal
uśmiechnęła się chłodno. - I z tego, co wiem, to ciebie Sorrow posłucha, nie
jej.
- Niewątpliwie. Cieszę się, że się czegoś nauczyłeś, ale co ja z tego będę
miała?
- Nie myśl, że od początku o tym nie wiedziałem. I nie zapomniałem o
obustronnych korzyściach. Nie przychodzę z pustymi rękami. Chciałem zapytać cię
o to już wcześniej, ale lepiej późno niż wcale. Co powiesz na spotkanie ze mną?
- Pochylił się w jej kierunku. Crystal zaśmiała się. Wiedział, że dziewczyny
tworzące funclub Huncwotów nie przeszkadzały sobie, ale pomagały, jeśli jakaś
była na randce z jednym z nich. A Crystal i Nicole należały do funclubu.
Oczywiście było to niepisane stowarzyszenie i w znacznej większości to do
starszej panny Anistone młode dziewczęta przychodziły po radę, traktując ją
jako wzór ze względu na jej dobre stosunki z tymi chłopcami.
- Wyjątkowo kuszące! Ale muszę powiedzieć nie - Łapa wytrzeszczył oczy. Równie
dobrze mogłaby go spoliczkować. - No wiesz… Randka z Syriuszem Blackiem to
niezły prestiż. Ale ja już sama na niego zapracowałam i nie potrzebuję ani
grama więcej. Nie myśl, że jestem jakąś głupią dziewczyną, ślepo w ciebie
zapatrzoną i nie dam się nabrać na zwykłe spotkanie, z którego żadne z nas
niewiele wyniesie. Myślałam raczej o czymś z prawdziwą korzyścią.
- S-słucham? Okay… Co masz na myśli? - wykrztusił Syriusz. No tego, to się
nie spodziewał.
- Pocałunek - wyjawiła triumfalnie. Teraz wszystko jasne. – Chcę wiedzieć
jak całuje Syriusz Black. Chcę poczuć ciarki na ramionach i motyle w żołądku.
- Pocałunek – powtórzył, nieco skonsternowany. – I ciarki na ramionach.
- Owszem. Tak, jak ci opisałam. - Zaśmiała się słodko. - Nie martw się!
Nikomu o tym nie powiem. Rozgłos mam wystarczająco duży i nie na tym mi zależy –
prychnęła. Syriusz chciał znów krzyknąć, ale się powstrzymał, by nie wyjść na
idiotę.
- Zgoda - powiedział powoli. – Ale będziesz umiała ją usunąć?
- Oczywiście. Nic prostszego.
Kiwnął głową na znak zrozumienia. W sumie… Jeśli żadna dziewczyna z
dormitorium Meadowes się o tym nie dowie, to nikomu nic się nie stanie! Crystal
popatrzyła na niego wyczekująco.
Powoli zbliżył się do dziewczyny. Chwycił ją za dłoń i ucałował jej
wierzch. Crystal wodziła wzrokiem po jego twarzy, kolor napłynął do jej
policzków. Nie sądził, że sprosta wymaganiom Anistone tak szybko. Co innego
naiwna dziewczyna, a co innego świadoma i przebiegła Crystal. Lekko położył
wolną dłoń na jej talii, a drugą zawiesił jej rękę na swojej szyi. Objął ją w
pasie, przyciągając do siebie wolno. Powiódł palcem po linii jej obojczyka, po
czym uniósł podbródek tak, by musiała na niego spojrzeć. Widział, że tętno jej
przyspieszyło, a wzrok stał się roziskrzony.
- Crystal – szepnął i nachylił się nad nią.
Jej usta były miękkie i delikatne. Nie spodziewał się, że ktoś o takim
charakterze może być również tak delikatny. Przysunął ją bliżej siebie dłonią
spoczywającą na jej talii. Lekko, jedynie o kilka cali uniósł jej bluzkę, tylko
po to, by na ciepłej skórze położyć swoją dłoń. Crystal westchnęła z ustami
przy jego ustach. Ze zdziwieniem zanotował, że jego puls także przyspieszył, a
oddech stał się nierówny. Kiedy objęła jego twarz dłonią, poczuł przyjemny
dreszcz na karku.
- W końcu się odczepili - jęknęła Lily, kiedy siedzieli pod drzewem już na
błoniach. Przez ponad dwie godziny Potter i Sorrow towarzyszyli im niemalże na
każdym kroku, wtrącając się do rozmowy. Nie przypominała sobie, aby godziła się
na podwójną randkę. Randka… Wzdrygnęła się lekko. Słowo zdecydowanie należało
do tych najmniej przez nią lubianych.
- Zimno ci? - Zaśmiał się ciepło Tristan. - Nie powinno.
- Nie jest - zapewniła, odwzajemniając uśmiech.
- Wiem, że to może za wcześnie by o to pytać, ale skoro w pierwszym
spotkaniu nam przeszkodzono, to może zgodzisz się zabrać na coś słodkiego? -
Zajrzał jej w oczy z najbardziej uroczą niepewnością siebie, jaką do tej pory
widziała. Lily zarumieniła się. Może i nie lubiła wychodzić na tego typu
spotkania, ale skoro tak dobrze czuła się w jego towarzystwie, to następne
powinno być równie przyjemne. Nie dziwiła się Mary. Tristan był naprawdę kochany.
Może nieco zbyt… miły i słodki, ale i tak uroczy. Jednak wydawało się, że ta
dwójka ma tak różne temperamenty, że obawiała się, iż Mary mogłaby kompletnie
zdusić Tristana. Dla Lily z kolei brakowało mu orzechowego odcienia oczu,
intensywnie w nią wpatrzonych, no i aroganckiego uśmiechu na szczupłej twarzy…
Nie, to nieprawda, pomyślała. Cudownie, że ich nie ma. To przecież są jego
zalety.
- Wiesz, chyba nie mogę nic obiecać, ale z drugiej strony chętnie wybiorę
się z tobą na coś słodkiego.
- Mówisz poważnie?! Lil, tak się cieszę… - Chwycił ją nieświadomie za rękę.
Lily wyrwała ją machinalnie z niemym okrzykiem. – Ja… przepraszam - wymamrotał.
- Nie chciałem, naprawdę.
- Nie, nie. Nic się nie stało. - Pokręciła głową. - To chyba taki odruch. To
ja przepraszam.
- Ty mnie? O nie, to nie do pomyślenia…
- Lily! - Usłyszeli zdyszany głos i czyjeś szybkie kroki. Dziewczyna
podniosła się z ziemi i popatrzyła na Remusa. Tristan również wstał i rzucał
spojrzeniem to na jedno, to na drugie.
- Coś się stało?
- Przepraszam, że ci przeszkadzam - stęknął, posyłając przepraszający
uśmiech najpierw jednemu później drugiemu. - Musimy porozmawiać.
- Dobrze. Przepraszam na chwilkę. - Zerknęła na Tristana, który pokiwał tylko
głową. Odeszli na bok.
- Trochę głupio się czuję… znaczy… czasami ciężko coś wybrać i prawda jest
taka, że powinienem pewnie zdecydować się wcześniej, ale biorąc pod uwagę sytuację,
w jakiej jestem na pewno mnie zrozumiesz…
- Do rzeczy, Remusie - ponagliła go coraz bardziej zaniepokojona Lily.
- Chodzi o to, że wiem co na dzisiaj szykują James i Syriusz – wydukał, nie
patrząc na nią.
- Na dzisiaj. Och, oczywiście, że wiesz - syknęła nieco zirytowana. Zawsze
wiedział, ale nigdy nie interweniował.
- Chcę ci pomóc - wymamrotał, kopiąc kępkę trawy.
- Chcesz mi pomóc? - powtórzyła, unosząc wysoko brwi. – N-naprawdę? Znaczy,
powiesz mi, co chcą zrobić? - spytała z nadzieją.
- No… tak - mruknął w końcu, unosząc głowę.
- Och, Remusie! - Rzuciła mu się na szyję i przytuliła go z uśmiechem. – Tak
się cieszę, że w końcu zrozumiałeś! Funkcja prefekta to naprawdę poważne
zadanie. Bez ciebie nie dam rady. Ale tym razem w końcu ich złapiemy i może
nawet zapobiegniemy kolejnej utracie punktów przez Gryffindor! - zawołała z
radością, jaką nie często u niej słyszał.
- Nie możesz całkiem temu zapobiec i jednocześnie ich złapać. - Wzruszył
ramionami. - No wiesz… albo dasz im nauczkę, albo nasz zaryzykujesz, że nasz
dom straci punkty. Chyba że wyprzedzisz nauczycieli. Wtedy możesz ukarać ich
jedynie szlabanem - stwierdził logicznie.
- Tak. Chyba masz rację. - Pokiwała głową w zadumie.
- James będzie za marmurowymi schodami. Syriusz w lochach. Ale to James wszystkim
kieruje. Sugeruję skupić się na nim - wyjaśnił Lupin.
- Bardzo chętnie. Potter jest mój - Uderzyła pięścią w swoją dłoń.
- Dobrze. Jak pewnie rozumiesz, trochę głupio będzie mi dawać szlaban
kumplowi, dlatego poproszę o to McGonagall. - Wcisnął ręce do kieszeni spodni.
– A tak przy okazji… Ładnie wyglądasz. - Uśmiechnął się.
- Dziękuję. To robota Kimberly i Mary - Zarumieniła się, wykręcając sobie
palce. Popatrzyła na Tristana, który opierał się o drzewo i obserwował fale na
jeziorze. - Kiedy? - szepnęła nieco smutniej.
- Za parę minut. - Zerknął na zegarek. - Ale lepiej, żebyś była tam
wcześniej i się schowała wtedy na pewno ubiegniesz jakiegokolwiek innego
nauczyciela. Ja jeszcze musze iść do McGonagall.
- Tak, tak. Zaraz tam będę.
Kiwnęli sobie głową i poszli w swoje strony.
- Tristan… - zaczęła niepewnie Lily, podchodząc do chłopaka.
- Tak? - Odwrócił się w jej stronę i uśmiechnął zachęcająco.
- Muszę… iść - mruknęła cicho.
- Wszystko w porządku? - zaniepokoił się chłopak i stanął na wprost niej.
- Tak, tak. Znaczy… nie. Obowiązki prefekta. - Wzruszyła bezradnie
ramionami. - Remus właśnie mi… coś powiedział. I musze iść mu pomóc.
- Chodzi o Jamesa Pottera, prawda?
Lily popatrzyła mu w twarz. O dziwo nie był zły, wręcz przeciwnie.
Uśmiechał się. Musiała mieć wyjątkowo głupią minę, bo dodał:
- No, co? Lil każdy wie, jacy oni są. Byłem pewien, że prędzej czy później
coś wykombinują. To normalne i wcale ci się nie dziwię. Wolałbym nie stawać na
drodze twoim obowiązkom.
- Ja… dzięki.
- Lepiej już idź, bo ominie cię cała zabawa.
- Nicole, naprawdę musze już iść - powiedział przez zaciśnięte zęby. Nicole
przykleiła mu się do ramienia i patrzyła małymi oczkami.
- Ale nadal nie rozumiem dlaczego - burknęła tonem rozpieszczonej córeczki
tatusia.
- I niech tak zostanie. Nie mogę ci mówić o wszystkich moich planach, nie
sądzisz? - Wzruszył ramionami na tyle mocno, że dziewczynie podskoczyła i
opadła broda. Przygryzła sobie język i syknęła z bólu. – Wybacz - rzucił mając
na myśli jej ból.
- Ale James! - zawołała nieco sepleniąc, przez co jej niby-zmysłowy głos
stał się komiczny.
- Nie, nie… Odmawiam. Naprawdę musze iść. - Wyswobodził się lekko z jej
uścisku.
- James, pozwól mi chociaż…
- Och Nicole, Nicole. Nie ładnie! Chyba nie próbujesz zmusić Jamesa Pottera
do wyjawienia ci swoich tajemnic? Zdajesz sobie sprawę, że to nie przystoi? -
Piękna dziewczyna pogroziła palcem Sorrow. Jej głos odbił się echem od drzwi
Zamku. Crystal Anistone stanęła jak profesjonalna modelka koło Jamesa i
popatrzyła z góry na Nicole. Sorrow szybko odskoczyła od Pottera. Nie chciała
zadzierać ze starszą siostrą Anistone. Kimberly była groźna, ale Crystal…
- Nie, nie - wymamrotała, kuląc się w sobie. Straciła przez to połowę
swojego wdzięku. - Po prostu… Miałam nadzieję, że będziemy mieć więcej czasu
dla siebie. Ale James oświadczył, że musi iść - poskarżyła się. James zdziwił
się, że nie dodała „mamusiu” i nie wycelowała w niego oskarżycielsko palcem.
- Nicole! – wykrzyknęła Crystal, po czym zaśmiała się sztucznie, wsuwając
rękę pod ramię Jamesa. - Powinnaś wiedzieć, że oni zawsze tak robią. Nie
spędzają całych dni na spotkaniach z dziewczynami, inaczej nie mieliby czasu na
pomysły, za które wszyscy ich kochamy. I uwierz mi, że nikt nie wie i się nie
dowie, czego dotyczą - stwierdziła, gestykulując lekko ręką. James uśmiechnął
się z aprobatą. Crystal, nawet nie musiała się specjalnie wysilać, żeby wymusić
na Nicole posłuch.
- Chyba masz rację.
- Oczywiście, że mam rację. Jak sądzę nie pozwolisz, żeby coś im
przeszkodziło, prawda Nicole? - Pomachała niewinnie rzęsami.
- Oczywiście, że nie - mruknęła Nicole. Było jej głupio. Jak mogła tego nie
wiedzieć! Teraz już rozumiała, dlaczego wszystkie dziewczyny pytały o radę
właśnie Crystal.
- No właśnie! - Crystal klasnęła w dłonie i porwała Sorrow za rękę. - W takim
razie na nas już czas. Pa, Jamie - zamruczała mu do ucha, kładąc rękę na jego
ramieniu.
- Dzięki - powiedział bezgłośnie. Crystal mrugnęła do niego.
- Och Nicole, musisz się jeszcze dużo nauczyć - Usłyszał jeszcze matczyny
głos dziewczyny. Wyszczerzył zęby. Gdyby
nie wiedział, że Crystal nienawidzi takich dziewczyn, mógłby nawet jej
uwierzyć.
- Ale pani profesor, nalegam!
- Nie, Lupin. Doprawdy nie rozumiem, dlaczego ty nie mógłbyś dać szlabanu
panu Blackowi - warknęła Minerwa McGonagall, ściągając usta.
- Bardzo proszę. To mój przyjaciel. Nie czułbym się komfortowo dając
szlaban przyjacielowi. Mogę być niesprawiedliwy w ocenie - tłumaczył Remus
zaciekle.
- No cóż… To z pewnością solidny argument, panie Lupin - Remus skinął głową.
- Mimo wszystko uważam, że w tym wypadku jest pan Nieużyteczny, Lupin – dodała
profesorka używając wielkiej litery.
- Tak pani profesor - powiedział z pokorą.
- Oczywiście, panna Evans nie może tego zrobić?
- W rzeczy samej. Będzie wtedy u Jamesa. – Profesor McGonagall zmrużyła
oczy. - Znaczy… będzie go pilnowała.
- Mogłam się tego domyślić. Pan Black nie występuje w pojedynkę. Rozumiem,
że panna Evans spełnia swoje marzenia?
Remus zastanowił się nad tym. O tak, złapie Jamesa, ale czy wie, że on chce być złapany? Czy wie, na co się
piszę? Szczerze w to wątpił.
- W pewnym sensie - odpowiedział ugodowo. Uśmiechnął się krzywo.
- No dobrze. Chodźmy, więc do lochów - Westchnęła McGonagall, wstając z
krzesła. - Cieszę się, że zaczynasz nam pomagać, Lupin. Powoli zaczynałam
żałować, że zostałeś prefektem.
Nie był pewny, ale McGonagall chyba się do niego uśmiechnęła. Zarumienił
się i wymamrotał jakieś marne podziękowania pod nosem.
Wiedział, że stoi za nim, że tylko czeka aż on zacznie coś robić. Z jakiegoś
powodu wywoływało to jeszcze większy uśmiech na jego twarzy. Wiedział też, że miała
niezłą uciechę, chociaż nie miała pojęcia, że dała się wkręcić. Nie tylko udało
mu się popsuć całe to jej spotkanie, ale jeszcze skróci ten niesprawiedliwy
tydzień jej domniemanej swobody o połowę. Musiał się powstrzymywać od chichotu.
Wziął do ręki swoje lusterko i zawołał:
- Syriusz! - Na tyle cicho, by nie słyszała tego Lily, stojąca w
ciemnościach za nim.
Na tafli lusterka zamiast jego odbicia pojawiła się uśmiechnięta twarz
Łapy.
- Zaczynamy? - spytało odbicie wesoło. James wyszczerzył zęby.
- Jasne. Lewituj je na początku i powiedz o co chodzi. Dalej same będą
robić, co trzeba. Mi wystarczy, że będę je kontrolować z daleka. O i lepiej
wyczaruj tarczę wokół siebie. No wiesz, jak cię coś pacnie, to śpisz na
korytarzu - poinstruował kumpla James. Zabawnie było rozmawiać do lusterka,
szczególnie biorąc pod uwagę reakcje innych ludzi.
- Dzięki, stary - sarknął Black.
Skinęli sobie głowami i James schował lusterko.
- Accio Łajnobomby! Accio Pył Rozweselający! - Wyciągnął
różdżkę i wycelował w górę. Czekał chwilę, pewny swego. Czuł napięcie Lily,
stojącej za nim, ale nie zdradził się, iż wie, że ona tam jest. Zauważył, że
kilka pakunków frunie w powietrzu. Ponad połowa przyleciała pod jego nogi, a
reszta do lochów. Była pora kolacji, więc wystarczyło odczekać jeszcze kilka
minut, zanim uczniowie zaczną się zbierać do Wielkiej Sali. Oczywiście nie
chcieli jakoś specjalnie zaszkodzić Gryfonom, Krukonom, czy Puchonom. O nie.
Wszystko to było przeznaczone ze specjalną dedykacją dla uczniów Slytherinu. No
może oprócz pyłu.
W pewnym momencie usłyszał krzyki dochodzące z dołu.
- Protego! - szepnął szybko,
okrywając się tarczą. Usłyszał szept za sobą. Domyślił się, że i Lily
wyczarowała swoją tarczę; coż, powinna była użyć zaklęcia, by jej nie słyszał.
Inaczej nawet gdyby jej się tu nie spodziewał, wiedziałby już teraz. Wycelował
różdżką na większe pakunki. - Incarcorpus!
- Wykonał ruch ręki i zaczął lewitować pakunki wraz z zawartością. Przeniósł je
dokładnie nad przejściem, prowadzącym do lochów. Wiedział, że to tutaj Ślizgoni
będą uciekać. Nie mylił się. - Finite!
Wingardium Leviosa! - wypowiedział
tak szybko, że żadne pudełko nawet nie zdążyło upaść. W końcu, kilku
piszczących Ślizgonów, wynurzyło się z wejścia do lochów. - Finite! - krzyknął znów James. Tym
razem, pozwolił spaść zawartości i większość bomb zaczęło zlatywać na
Ślizgonów. Niektóre bomby, rozeszły się po Sali Wejściowej. Większość uczniów
patrzyła na to, nieśmiało się uśmiechając. Ale, to nie był jeszcze śmiech,
jakiego oczekiwali. Do pomieszczenia zaczęli napływać nauczyciele. James
zdziwił się, że Lily jeszcze nie wlepiła mu szlabanu. Czyżby się spostrzegła?
Może Remus powiedział jej za dużo? Nie, to nie możliwe. Żaden przyjaciel nigdy,
by go z niczym nie zdradził. Co za nonsens.
- Incarcorpus! - mruknął jeszcze
raz, tym razem na mniejszy pakunek. Wylewitował Pył na sam środek
pomieszczenia. Kątem oka, zauważył wchodzącego Syriusza, a za nim wrzeszczącą
McGonagall, której najwyraźniej nagle zabrakło słów na to, co zobaczyła.
Syriusz, uśmiechnął się do niego znacząco. James kiwnął głową. - BOMBARDA MAXIMA! - ryknął, celując
różdżką w pakunek, a jego zawartość wybuchła tak, że Pył rozprzestrzenił się
nie tylko na Salę Wejściową, ale też i na boczne pomieszczenia, a także wpadł
do Wielkiej Sali, gdzie niektórzy jedli jeszcze kolację. Rogacz, był niemal
pewien, że jeszcze długo będzie w powietrzu i dostanie się do każdego ucznia i
nauczyciela. Uśmiechnął się, dumny z siebie, kiedy gromki śmiech zaczął do
niego docierać. I to śmiali się już nie tylko uczniowie.
- Potter, dość tego! - zaprotestowała Lily, która dopiero teraz odzyskała
głos. Wszystko działo się dla niej za szybko.
- Ojej! Lily, ty tutaj? - Udał niewinne zdziwienie i zamrugał kilkakrotnie,
robiąc oczy małego psiaka.
- Mam nadzieję, że wiesz że masz szlaban. I to miesięczny!
James zachichotał, razem z tłumem i bynajmniej nie miało to związku z Pyłem
Rozweselającym. Dała mu miesięczny szlaban, tym samym skazując siebie na
spędzanie każdego wieczoru przez ten miesiąc z nim. No, aż takiego szczęścia się
nie spodziewał.
- O ja nieszczęsny.
- Co cię tak bawi? Idziemy do profesor McGonagall. - Tupnęła nogą oburzona.
Za chwilę zbeształa się w myślach. Nienawidziła, kiedy jakieś dziewczyny tupały
nogą, by wymuszać na kimś posłuch i obiecała sobie, że nigdy tego nie zrobi.
- Jak sobie życzysz, Księżniczko. - Puścił ją przodem. Lily uniosła dumnie
głowę i ruszyła przez leżący ze śmiechu na podłodze tłum.
- Potter, zróbże coś z tym - warknęła groźnie.
- Och, obawiam się, że nie mogę. - Zrobił bezradną minę.
- Finite totalum! – krzyknęła,
wyciągając własną różdżkę. Chłopak przygotował się na to. Wszystkie ich rzeczy
mnożyły się, gdy dotykał lub czarował je ktoś inny niż właściciel. Tym razem,
niektóre łajno bomby spadły na głowy uczniów (i profesora Flitwicka), a inne
pomnożyły się. - Przestań! Finite, Finite! - mówiła rozpaczliwie.
- Tylko pogarszasz sprawę, Evans. Nie lepiej mnie po prostu zaprowadzić do
McGonagall? - Zaczął oglądać swoje paznokcie. Lily wydała z siebie zduszony
okrzyk. Miała ochotę się rozpłakać.
- Profesor McGonagall, Potter! - poprawił go, jakiś wesoły głos za nimi.
Oboje odwrócili się machinalnie… i spojrzeli wprost w roześmianą twarz
Mistrzyni Transmutacji. Otworzyli szeroko usta ze zdziwienia. Syriusz wyszedł
zza niej i potarł sobie kark.
- Noo… jak walnąłeś tym pyłem, to trochę jej odbiło - wymamrotał speszony.
- Jak ty mówisz, Black? Odbiło? Odbiło? - wykrztusiła profesorka, łapiąc
się za brzuch, ze śmiechu. - Dostałeś miesięczny szlaban, chyba nie chcesz,
żeby rozciągnął się na kwartał? – Minerwa McGonagall chwyciła się ramienia
Syriusza, oddychając szybciej z wysiłku.
- Okay, to jest dziwne - skomentował James cichaczem, nie mogąc się
pozbierać.
- Ta… Ekstra! - Syriusz wyszczerzył zęby.
- Pani profesor, proszę - jęknęła Lil. - Jakie jest zaklęcie na ten pył,
proszę mi powiedzieć.
- Nie ma, panno Evans! Zabawne, prawda? Nie ma! - I zaniosła się jeszcze
większym śmiechem. Ruda zmrużyła oczy i popatrzyła na Jamesa, który tylko
wzruszył ramionami.
- Dobrze, spróbujmy inaczej. Pani profesor, James Potter dostał ode mnie
miesięczny szlaban, za niesubordynację. - Wskazała ręką pomieszczenie. Dopiero
teraz dotarło do niej, że musiałaby nadzorować go, jako prefekt i
prawdopodobnie spędzać z nim większość tych dni, bo miesięczny szlaban nie mógł
być tylko czyszczeniem posadzki bez użycia czarów. - I chciałam zapytać panią,
czy mogłabym go pani przekazać. Pani profesor, proszę. Bardzo mi na tym zależy.
McGonagall popatrzyła na nią i wybuchła śmiechem.
- Sama chciałaś być tą, która da panu Potterowi szlaban, panno Evans. I
zrobiłaś to, więc teraz to twój szlaban. Nie ma mowy o tym, żebym mogła go od
pani zabrać. Teraz zlecasz szlaban pana Pottera. Muszę przyznać, że to naprawdę
zabawne! Uważam to za świetny pomysł! – Zachichotała, po czym oddaliła się
chwiejnym krokiem. - Ooo, Albusie masz dzisiaj tą fioletową szatę! - Skierowała
się do Dyrektora szkoły, który właśnie chwytał się drzwi, by złapać oddech,
między atakami śmiechu.
- Och, nie - szepnęła zrezygnowana Lily. Zacisnęła mocno usta. - Aj, uwaga!
- Schyliła się, przed latającą łajnobombą.
Popatrzyli dookoła siebie, krzywiąc się lekko. Wszystko niemile pachniało i
było jasnobrązowe z dodatkiem mocno zielonego proszku. Lily zatkała sobie nos.
- Dobra chłopaki, zróbcie coś z tym i wynosimy się stąd.
Syriusz i James popatrzyli po sobie i wyszczerzyli zęby.
- Nie… - zaprzeczyli jednocześnie.
- Samo się skończy - stwierdził Syriusz.
- W swoim czasie - dodał James.
Lily jęknęła i poszła marmurowymi schodami, ślizgając się na podłodze
pokrytej niemiłą papką. Chwyciła się poręczy, podobnie jak Huncwoci.
- Rozumiem, że „chłoczyść”, też nic tu nie pomoże? - Uniosła jedną brew do
góry.
- Zadziała przeciwnie. - James wyszczerzył zęby.
- Próbowała już… Finite? - spytał
Syriusz. Coś zabłysło w jego ręce. Różdżkę nadal miał w dłoni, a jej koniec
skierowany był na niego samego. Tarcza przestała działać, pomyślał James.
Syriusz był pod wpływem zbyt silnych emocji, by to zauważyć. Zazwyczaj po
wykonanym zadaniu chodził z głową w chmurach. Poza tym, był zbyt silny na to,
by różdżka nie zadziałała.
- O tak, próbowała.
- Dlatego jest tego tak dużo! A ja się zastanawiałem, skąd tyle tego mamy.
Usłyszeli świst, a po nim plask. Jedna z łajnobomb, trafiła Blacka w tył
głowy. Po jego twarzy przemykały wszystkie kolory tęczy.
- Cholera jasna! PROTEGO! -
warknął, znów okrywając się tarczą. Wkurzony, poszedł schodami na górę, klnąc
od serca. Lily i James popatrzyli po sobie.
- Nie będzie teraz w najlepszym humorze - skomentowała Lily.
- Bynajmniej - przytaknął chłopak. - Śpisz na zewnątrz, Łapo! - krzyknął za
nim, szczerząc się.
- Niech cię szlak, James!
czyli jestem wróżką :)!!! jupi, zobaczę kiedy wyjdę za maż xD. Dobrze, że Lily już ma kolejną randkę, a raczej spotkanie zapewnione, tylko oby się w "tygodniu- bez-Jamesa" zmieściło, bo inaczej to kicha.
OdpowiedzUsuńwidzisz, moze sie z powolaniem minelas xd
UsuńLupin, Lupin....ty oszukańczy słodziaku xD
OdpowiedzUsuńale dlaczego przeszkodzili w tej jakże uroczej randce, no!
Polubiłam Tristana a ta wrodzoną uprzejmość, a jak.
Tylko dlaczego mi się zdaje, że Crystal wszystko powie innym dziewczyną?...
Haha Remus <3 Tak Tristan jest cudowny ^^
UsuńBiedna lily, że się teraz użerać z Jamesem na szlabanie ;). Chciałabym zobaczyć śmiejącą się Minerwę, niezapomniany widok pewnie, bo ona cały czas taka spięta jest xD. Ciekawe co James wymyśli i czy nam to Ruda przeżyje?
OdpowiedzUsuńHah, tak szczęściara... McGonagall cudowna ;d
UsuńHaj Lils! Świetna akcja ;) Syriusz <3 James <3 genialni xD
OdpowiedzUsuńTak, ja też ich kocham xD
UsuńWOW Ślicznie. Mam nadzieję że na szlabanie James sobie "odbije".... Najlepszy Remus. Jak ja kocham Huncwotów :*:*:*
OdpowiedzUsuńU mnie nowa notka http://zycie-leah.blog.onet.pl/
W takim razie, lecę czytać ;*
UsuńLil kiedy nowa nocia????
OdpowiedzUsuńW tym tygodniu, Kochanie ;*. Wcześniej nie zdążyłam :>
Usuńczekamy :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam :<
UsuńKocham Twój szablon, obrazek z Lily i Jamesem i samym Jamesem XD Piękne *___* I dopatrzyłam się błędu, na końcu notki. pisz się: niech cię szlaG, a nie szlak.
OdpowiedzUsuńTeż piszę opowiadanie. Jak chcesz, to przeczytaj notkę, skomenetuj ją i cię dodam do linków, chcesz? Nie bierz tego jako spam - ale potrzebuję uzupełnić linki XD
Więc jak?
pare-krokow.blog.onet.pl
Dzięki. Oczywiście już poprawiłam błąd. Oczywiście, bardzo chętnie ;]
UsuńBiedna Lily, no! Wkopała się w miesiąc z Jamesem. Dla mnie to nagroda, a dla niej chyba kara, co? xD
OdpowiedzUsuńOna chyba tylko próbuje pokazać, że to "kara".. jak się tak dobrze przyjrzeć.. to chyba nie ;p
Usuń