- Uważam, że to idiotyczne. Naprawdę. Nie sądzę, żeby ten kawałek
pergaminu… - narzekała, idąc za nim, wyjątkowo zła na samą siebie, Huncwotów,
przyjaciółki i całą resztę. Przez wybryk Pottera ma teraz u niego nie tylko
dług, ale i dała mu miesięczny szlaban. Gdyby to chociaż był tydzień… Ale
przecież sam mówił, że to sobie odbije, czy nie o to mu chodziło? Czy nie miała
się na to przygotować?
- Z całym szacunkiem, Lily, ale ucisz się - mruknął James, rozkładając
pożółkły, stary papier. - Uroczyście przysięgam, że knuję coś bardzo niedobrego
- dodał na tyle cicho, by dziewczyna dosłyszała tylko szmer. Zajrzała mu przez
ramię i zagryzła dolną wargę.
- Co to? - szepnęła zaciekawiona. W końcu zawsze chciała wiedzieć o trikach
Huncwotów. A to musiał być jeden z nich.
- Aha! - wykrzyknął James nieco za głośno.
- Ciszej - syknęła, rozglądając się dookoła. Uczepiła się jego ramienia i
skuliła w sobie. - Co jest?
- Znalazłem ich - odpowiedział dumnie. Evans zobaczyła na pergaminie linie
i kropki oznaczone imionami.
- To… to jest… O matko, James! - zawołała, szarpiąc go za rękaw.
- Tak. To mapa Hogwartu - oświadczył spokojnie. Wyglądał na kogoś, kto pięć
minut temu okazał się najprzystojniejszym i najbystrzejszym człowiekiem na
świecie. W sumie zawsze tak wyglądał.
- O mój Boże! To w ten sposób… i wy, i wtedy zawsze… - mówiła bez składu,
ale on wiedział, o co jej chodziło. Dzięki mapie zawsze wiedzieli, kto i kiedy
idzie w ich kierunku, zawsze zdążali uciec. Lily miała problem ze złapaniem
ich. Co innego nauczyciele, jakimś cudem niekiedy im się udawało.
- Dokładnie tak. - Pokiwał głową.
- To straszne!
- Jasne - mruknął, nie słysząc tego, co powiedziała. – Tutaj. - Pogłaskał
jakiś posąg, który odskoczył i ukazał wysoki, ale wąski tunel, oświecony nagle pochodniami.
James puścił ją przodem.
- Co to jest? - spytała niepewnie.
- Skróty - odparł krótko, ciągnąc ją za łokieć do środka.
- Okay - wymamrotała. Nie miała ochoty tam wchodzić, bo najzwyczajniej w
świecie się bała. Bała się, bo w końcu teraz miała u niego zaciągnięty dług.
James o tym nie zapomni i z pewnością odbierze to, co sobie zaplanuje, przy
pierwszej lepszej okazji. Przełknęła głośno ślinę, ale poza tym, nie dała nic
po sobie poznać.
- A jak będą gdzieś indziej?
- To będę wiedział. - Zaszeleścił mapą.
- Rozumiem.
Wyszli na jakiś korytarz i od razu usłyszeli hałasy i śmiechy.
- Mary, rozwaliłaś ją! - darła się Kimberly, zachodząc się ze śmiechu. Lily
zbladła i rzuciła się w tamtym kierunku. Stanęła, jak wryta, przed niecodzienną
sceną: po korytarzu latały żółte ptaszki, a na podłodze była potłuczona gablota
z jakimiś przedmiotami. Lily zachwiała się niebezpiecznie. James dogonił ją,
ale nie to zwróciło jego największą uwagę. Stłuczoną gablotę, skomentował
jedynie krótkim gwizdnięciem, ale to coś innego przyciągnęło jego uwagę.
- O, cholera jasna…
Nie chciała patrzeć w tamtym kierunku, ale wiedziała, że się nie
powstrzyma. W kącie, stali Syriusz i Dorcas, przyciśnięci do siebie. Evans
rozdziawiła usta, całkiem ogłupiała. Tak, w sumie, mogła się tego spodziewać.
Ale w końcu to zapomną i wszystko będzie okay. Tak, właśnie tak. Pociemniało
jej w oczach, już po raz drugi tego dnia.
- Oddychaj Lil! - syknął James, potrząsając nią. Wzięła desperacki oddech i
spojrzała na niego.
- O mój Boże - powiedziała z zaskoczeniem, całkiem zmienionym głosem.
- Wszystko dobrze?
- Co? A, tak jasne. Rozdzielać ich? – spytała, kompletnie zdezorientowana.
Jakoś nie mogła myśleć. Zaczęła się martwić i wyobrażać sobie najgorsze
scenariusze dotyczące Dorcas. Nie, to nie mogło się dobrze skończyć.
- Zwariowałaś?! Nie - żachnął się Potter.
- I nie mówisz tego, jako przyjaciel Blacka? - Jej ton głosu wskazywał na
to, że bardzo w to wątpi.
- Oczywiście, że nie. Jutro zapomną. Tak sądzę. - Złapał się za kark i
uśmiechnął histerycznie.
- To pięknie. A jak masz zamiar ściągnąć ich z powrotem?
- Syriusz ze mną pójdzie, zobaczysz - powiedział z pewnością siebie.
- Próbuj - Uniosła ręce, jakby się poddawała. - Przerwiesz im - uprzedziła.
- Jakoś to przeżyją. Poza tym to będę ja, nie ty.
- A nie ja, ponieważ? - Tupnęła nogą, kiedy zauważyli ich Mary, Kimberly i
Peter. James, zawadiacko zwrócił głowę w jej stronę z aroganckim uśmieszkiem.
- Wybacz, ale ty nie umiesz tego robić.
- Świetnie – warknęła, poddając się i patrząc groźnie na rozchichotane
dziewczyny. Peter raczej trzymał się z boku. - Rozbiłyście gablotę! -
wrzasnęła. - Reparo! – mruknęła,
wyciągając różdżkę i składając mebel do kupy. Nie wyszło najlepiej, ale
przynajmniej na podłodze nie leżało szkło. James podszedł luźnym, nonszalanckim
krokiem do kumpla i Dorcas. Oparł się o jakąś kolumnę i przybrał na twarzy
kpiarski uśmieszek.
- No, no, no… - zanucił, przeciągając sylaby. Dorcas odepchnęła Syriusza i
popatrzyła na Rogacza z przestrachem.
- Ojej - wykrztusiła jękliwie. Złapała się rękawa bluzki Łapy i schowała za
nim, najwyraźniej zawstydzona. - Syriuszu…
- Witaj Rogaczu – Syriusz, wyszczerzył zęby, jakby nigdy nic, po czym
zachichotał. Dorcas, nieco się rozluźniła.
- Wiecie co… zabijacie mnie. - Pokręcił głową i parsknął krótkim śmiechem.
- I po co było uciekać? Chyba nie sądziliście, że was nie znajdziemy? - Uniósł
jedną brew.
- W sumie, to tak, sądziliśmy. - Black wzruszył ramionami, a Meadowes
pokiwała głową, na potwierdzenie jego słów.
- Nie lepiej było zostać? Tam przynajmniej była kanapa, na litość Boską. -
James zaczął gestykulować, żeby pokazać i jednocześnie wyolbrzymić swoją
irytację.
- Tam była też Lily - szepnęła speszona Dor.
- Kanapa, mówisz - zastanowił się Syriusz, a na jego twarzy pojawił się
wredny uśmiech. - Świetny pomysł. Evans jest tu, a my będziemy tam. A, jak
pójdzie za nami, to ty ją jakoś zbajerujesz, dla mnie bosko. Chodź Dorcas, tym
razem mój Rogaty kumpel ma trochę racji. - Chwycił Brunetkę za rękę i pociągnął
w stronę wyjścia. Dorc zmarszczyła brwi, nie do końca rozumiejąc, co jej
towarzysz miał na myśli, poprzez nazwanie Jamesa „rogatym kumplem”.
- Jestem wspaniały. – Westchnął, zadowolony z siebie. Podszedł do Evans tak
dumnym krokiem, że mógłby zadrzeć głową o sufit. Uśmiechnął się leniwie.
- Nie wiem, jak to zrobiłeś, więc gratuluję - skomentowała Lily z uznaniem,
chociaż robiła to niechętnie.
- Może to i lepiej, że nie wiesz. W każdym bądź razie, radzę się śpieszyć.
- Wracamy już? - Mary zrobiła niewinne oczy i zamrugała kilkakrotnie.
- O tak, wracamy. Idziesz, Kim? - zamruczał James, puszczając dziewczynie
oczko. Kimberly zachichotała i pokiwała głową. Peter uniósł brwi i wygiął usta
w podkówkę. Mary śpiewała, podskakując.
- To tylko, żeby je jakoś przeprowadzić, Peter - wytłumaczyła Lil, starając
się uśmiechnąć.
- Jak masz zamiar ich uspokoić? - burknęła Lily, krzywiąc się. Jej znajomi
wcale nie mieli zamiaru iść spać. Czuli się wyśmienicie, a ona padała z nóg. -
Może dasz im tego, czego dosypałeś do kolacji? - Uniosła prowokacyjnie jedną
brew. James wyszczerzył zęby.
- Zauważyłaś?
- Daj spokój, trudno byłoby nie zauważyć. - Wzruszyła dumnie ramionami.
Oczywiście, że nie zauważyła! Nawet jej tam nie było.
- No, no robisz się coraz lepsza w te klocki. Musimy zacząć bardziej uważać
- Udał zastanowienie, pocierając sobie brodę.
- Przestań, James. Jak będzie?
- Myślę, że działanie może być nieco zbyt silne, jak ot tak, im to dam.
Podejrzewam, że mają puste żołądki i ich organizmy są już zmęczone. Ale nie
zaszkodzi. Najwyżej pośpią nieco dłużej. - Zaśmiał się wrednie.
- Och, błagam. Posprzątaj, co nabałaganiłeś! - syknęła, mrużąc oczy.
- Jak chcesz, Księżniczko. Małe łyczki, moje panie – ostrzegł.
Wyjął z kieszeni flakonik z białą cieczą, przelewającą się leniwie. Dał go
Kimberly i Mary, które bez zbędnych pytań wypiły po małych łyczkach, tak jak im
kazał.
- No, Dorcas dla odwagi. - Podał jej flakonik, z którego wypiła spory łyk.
– Cholera, nie tyle!
- N-nie tyle? Co nie tyle? - przestraszyła się Lily, rozszerzając szeroko
oczy. Ich specyfiki z pewnością nie były najbezpieczniejsze. Nie, kiedy James
wołał „cholera, nie tyle!”. Nie Dorcas. - Co znaczy za dużo tego… czegoś?
- Nie ma tragedii, ale w każdym bądź razie nic dobrego. – mruknął patrząc,
jak Dorcas mruży oczy.
- Jeśli coś z nią będzie nie tak, to przysięgam, że… - zagroziła, ale
Potter przerwał jej ostro.
- Że co?! Że to moja wina, tak? Najlepiej zwalić na mnie, że nie słucha,
kiedy ktoś mówi mało.
- Ona jest, jak na haju, kretynie! I to przez ciebie. To przez ciebie był
ten bajzel w Sali Wejściowej, przez ciebie nawdychały się powietrza z tym
świństwem i to przez ciebie musiała pić to… coś - krzyknęła. Miała rację. Oboje
wiedzieli, że miała rację. Rogacz zacisnął usta.
- Dlaczego mnie nie powstrzymałaś wcześniej, hę?
- Bo jestem na to za głupia.
- Nic jej nie będzie, ponad długi sen - powiedział cicho, spuszczając
głowę. Skinęła lekko.
- Hej, Dor. Nie usypiaj teraz - Syriusz patrzył z przekrzywioną głową na
chyboczącą się dziewczynę. Uśmiechnęła się słabo i upadła. James złapał ją, tuż
nad ziemią i położył zgrabnie na kanapie.
- Co jej? - Kimberly wskazała na przyjaciółkę. Dostała wcześniej eliksir,
niż ona, a nie wyglądała na specjalnie senną.
- Czy to tak ma być? - Lily zignorowała ją i zwróciła się do Jamesa.
- Tak. U Kimberly i Mary, tak - sprostował szybko. Lily, nabrała ze świstem
powietrza. Czyli z Dorcas, nie?
- Dorcas, obudź się! - Popatrzyli na Syriusza, który potrząsał nieprzytomną
Meadowes, za ramiona. - Co jej zrobiliście?
- Wszystko jest dobrze, Łapo. Musisz teraz trochę tego wypić - Łapa
spojrzał na niego podejrzliwie. Wiedział, co to. - Dla Dorcas.
Syriusz wypił i usiadł na pufie, naburmuszony. Mary ziewnęła szeroko.
- Jestem taka śpiąca. A wy?
- O, tak - rzuciła Lil. – Zupełnie jakby był środek nocy – dodała z
przekąsem.
- Dobra, słuchaj Evans, musicie spać u nas - James spojrzał na nią
poważnie, ale Lily nie wytrzymała; zaczęła się śmiać. Śmiała się na tyle długo,
że Mary zdążyła już usnąć.
- Że, co?! Ty żartujesz, tak? Ponieważ w każdym innym wypadku odpowiedź
brzmi: nigdy w życiu - żachnęła się Lily. Kątem oka zauważyła, że Kimberly,
powieki zaczynają się zamykać.
Usłyszeli hałas na schodach. Spojrzeli w tamtym kierunku. Jodi wyłoniła się
zza rogu, czochrając sobie włosy.
- Co się dzieje? Lily, zaczęłam się o was bać, więc przyszłam.
- Świetnie, chodź.
- Lily, nie zaniesiesz żadnej z dziewczyn do siebie do dormitorium -
próbował dalej James, zmuszając ją, by spojrzała mu w oczy.
- Od czego mam różdżkę?
- Daj spokój, jesteś zmęczona, zaspana i nie dasz rady przez tyle unosić
jednej dziewczyny i to trzy razy. Jodi nie będzie mogła ci w tym pomóc -
prychnął chłopak.
- Ty mi pomożesz. Możesz zanieść je i…
- O nie, nie. Po pierwsze nie mogę wejść „głównym wejściem”, bo jestem
chłopakiem. Po drugie w przejściu, przejdzie tylko jedna osoba. A ja też nie
jestem w stanie, aż przez tyle unosić różdżką którejś z nich. W dodatku zaraz
wykruszy się Syriusz. Lepiej się pośpieszmy. A poza tym, w moim interesie jest
to, żeby u nas spały.
Lily otworzyła usta, ale po chwili zamknęła je.
- Lil, on ma trochę racji - odezwała się niepewnie Jodi. - Czytałam o tym.
Evans rzuciła jej rozpaczliwe spojrzenie, ale pokiwała głową.
- Bierz Blacka i zabierzcie dziewczyny – szepnęła, zrezygnowana. W
podręcznikach faktycznie, uprzedzali o przemęczeniach. A zaklęcie lewitacji
wymagało nieco ostrożności. W końcu nie chciała opuścić którejś z przyjaciółek
na schodach!
James uśmiechnął się lekko.
- Chodź Syriuszu, przenosimy Dorcas do nas.
Łapa wstał. Uniósł dziewczynę bez większego problemu, po czym ziewnął
potężnie. Czyli zaśnie, jak tylko dojdą do ich dormitorium. Pięknie. James
dokładnie w ślad za przyjacielem podniósł tak samo z Mary.
I faktycznie, po chwili James wrócił sam i miał wyjątkowo głupią minę.
- Eee… Lily, no bo… - Potarł sobie kark i zmierzwił włosy. Wywróciła
oczyma.
- Och, wiem - powiedziała niecierpliwie. – Czy mam ci pomóć?
- Oczywiście, że nie – prychnął honorowo James.
Podszedł do Kimberly, ale Peter wyprzedził go i zamiast niego wziął Kim pod
plecy i kolana. Lily i James popatrzyli po sobie i wzruszyli ramionami. Chociaż
poczerwieniał cały na twarzy, jakimś cudem wniósł dziewczynę po schodach i
zniknął za rogiem.
- Jodi, pójdziesz z nimi? Nie chcę, żeby Kimberly obudziła się z wrzaskiem.
Wiesz, co mam na myśli - Skrzywiła się nieco.
- Jasne.
Jodi ruszyła za nimi. Lily miała nadzieję, że dopilnuje wszystkiego.
Usiadła w zwolnionym fotelu i zamknęła oczy z rozmarzeniem. Musiała chwilę
pobyć jeszcze tutaj, zanim odważy się wejść razem z Jamesem do ich dormitorium.
Najwyraźniej on to wyczuł, bo przez chwilę nie odzywał się nawet słowem. Jeśli
jutro będą normalne lekcje… Cóż, nie da rady. Westchnęła i powoli otworzyła
oczy. Kominek wygasł już wcześniej i w Pokoju Wspólnym, panował półmrok. Przed
sobą dostrzegła ruch, a koło jej twarzy pojawiła się twarz Jamesa, który
ukucnął obok niej.
- Ciężka noc – przyznał zmysłowym głosem.
- Niestety.
- Ładnie pachniesz, Księżniczko - zamruczał, wąchając jej włosy. Zmrużyła
delikatnie oczy i wstrzymała oddech. Swoim policzkiem, chłopak, prawie dotknął
jej, kiedy się podnosił. Zadrżała delikatnie, chociaż nie miała pojęcia,
dlaczego. Przerażała ją ta bliskość. Wcześniej, nigdy się to nie zdarzało.
Nigdy nie byli sami.
- James, co ty wyprawiasz? - bąknęła, próbując się otrząsnąć i wstać.
- Powiedzmy, że łapię okazję - Oczy zabłysnęły mu niebezpiecznie.
Lily podniosła się, ale to wcale nie okazało się lepszym wyjściem, bo James
stał bardzo blisko. Położył ciepłą dłoń na jej talii i przyciągnął ją do
siebie, cały czas patrząc jej w oczy. Miała piękne oczy. Nigdy wcześniej, nie
widział równie głębokiej zieleni. Przysunął delikatnie swoją twarz, do jej
twarzy. Nie odsunęła się. Przeciwnie, miał wrażenie, że walczy ze sobą. Nie
była pewna, czy ma się zbliżyć, czy zostać na miejscu.
- Co robisz, James? - wymamrotała jedynie, słabym głosem. – Proszę,
przestań.
- Och, Lil spójrz mi w oczy i wtedy powtórz, żebym przestał - Pogładził ją
lekko po policzku i posłał szelmowski uśmiech.
- Będę tego żałować.
- Oboje wiemy, że to kłamstwo.
Przybliżył się, ale tuż nad jej ustami, zrobił unik, złożył delikatny
pocałunek na jej szyi i zachichotał, wypuszczając strumień ciepłego powietrza
na jej skórę. Lily zamrugała kilkakrotnie i wyplątała się z jego objęć z
oburzoną mina.
- Co, to miało być?!
- Chciałaś mnie pocałować. - Wzruszył ramionami, śmiejąc się cicho.
- Wcale nie! Wyprę się wszystkiego. - Wycelowała w niego palcem. W jej
oczach czaiła się prośba, niemal błaganie.
- Nikomu nie mam zamiaru nic mówić – mruknął, obojętnie. Zmarszczyła czoło.
Była wkurzona. Nie tyle, co na niego, ale na siebie. Tłumaczyła się
zmęczeniem, ale czy miała do tego prawo? James kazał jej gestem iść pierwszej w
stronę dormitorium chłopców, po czym ruszył za nią.
- Dostałeś swoją nagrodę za pomoc w sprowadzeniu dziewczyn - warknęła cicho
Lily, oglądając się za siebie tylko po to, by zmierzyć go chłodnym spojrzeniem.
James wyszczerzył zęby.
- Och, nie.
- Słucham?!
- Powiem ci, kiedy ją odbiorę. To nie było, to. Stać mnie na coś lepszego,
Evans.
- Chyba sobie kpisz? - prychnęła ostro.
- Bynajmniej. Chciałaś żebym cię pocałował, więc to się nie liczyło. Poza
tym, nie zrobiłem tego.
- Ty… - syknęła, oburzona. Jak
mógł?! James, skomentował to jedynie śmiechem.
Rozejrzała się po pokoju Huncwotów. Remus, spał dalej na swoim łóżku. Jodi,
wyciągnęła jakieś materace i rozłożyła na podłodze. Sama położyła się na
jednym, tuż pod ścianą. Na drugim, spał Peter, koło swojego łóżka. Ustąpił
miejsca Kimberly. Miło z jego strony. Dwa materace były wolne, więc na jednym
położyli Mary. Ale coś jej się nie zgadzało. Na łóżku Syriusza spały dwie
osoby. Lily uniosła wysoko brwi i popatrzyła pytająco na Pottera. Chłopak
uniósł ręce w geście obrony.
- Wolałem się z nim nie kłócić. I tak już padał.
- Pięknie. - Chciała już iść do drzwi, ale James zatrzymał ją.
- O nie, Lil. Ty śpisz tutaj - Wskazał na swoje wygodne, acz rozwalone
łóżko.
- Słucham? Niby po co? Śpię u siebie.
- I zostawisz dziewczyny u nas? - Uśmiechnął się arogancko i uniósł
wyzywająco jedną brew. Lily zrozumiała. To był podstęp. Zrobił to specjalnie!
- Jesteś okropny! Jesteś, jesteś…
- Przystojny?
- Nie, raczej…
- Niesamowity?
- Nie! To…
- Wiem, wiem ten czar.
- Oj, zamknij się.
Nie miała wyjścia. Podeszła do ostatniego wolnego materaca i odsunęła go
nieco do łóżka Pottera, koło którego był położony. James pokręcił głową.
- Chyba nie myślisz, że pozwolę ci na tym spać?
- Owszem, tak właśnie myślę - burknęła, wydymając dolną wargę.
- Daj spokój. Idź na łóżko.
- Nie.
- Idź na łóżko. Jak uśniesz i tak cię przeniosę, więc co to za różnica?
- Świetnie. Wprost świetnie.
Wydała z siebie zduszony okrzyk i położyła się na jedynym wolnym łóżku.
- Pachnie tobą - pożaliła się.
- Wiem. Super, co?
- Myślisz, że jak ją obudzimy, to będzie zła?- szepnęła Jodi, nazajutrz
rano. Lekcje zostały odwołane. Nie było powodu, by budzić kogoś wcześniej.
Szczególnie w takiej sytuacji. - Może lepiej obudźmy najpierw jego?
- Zwariowałaś? Kiedy on się obudzi, zacznie się drzeć i wierzgać, a wtedy
obudzi ją. A jestem przekonany, że będzie, co najmniej wkurzona, kiedy się
dowie - zauważył trafnie Remus. Jodi popatrzyła na niego dziwnie. Czemu jej
przyjaciółka miałaby być wkurzona za coś, co sama zrobiła? Chociaż fakt, miała
swoje dziwne zachowania. Remus, jakby czytał jej w myślach. - Doprawdy, Jods,
nie wydaję mi się, żeby Lily się na to zgodziła.
- Masz rację. To byłoby… nieco dziwne - przytaknęła Ferrante, patrząc na
śpiącą Evans. Jej włosy były rozrzucone po całej poduszce, a kołdra zakrywała
ją do połowy. Całe szczęście, że była w ubraniu.
Bo Lily, nie tylko leżała na łóżku Jamesa, ale leżała z Jamesem. Czy
możliwe, żeby pozwoliła, na coś takiego? Bynajmniej!
- Może obudźmy Syriusza? - zaproponowała dziewczyna.
- Jasne, jeśli chcesz zginąć na miejscu, to jest to świetny pomysł -
sarknął Lupin.
- Kogoś musimy obudzić - upierała się Jodi, marszcząc czoło czupurnie.
- Peter odpada. Co z dziewczynami?
- Są za głośne - jęknęła. - Ale Dorcas…
- Skoro uważasz, że mogłaby… Cholera. Przecież wtedy obudzimy Syriusza! -
Remus uderzył pięścią w swoją dłoń.
- Mary?
- Myślałem, że to ona jest najgłośniejsza.
- Tylko ona to obróci w żart. Poza tym, Kimberly nas ochrzani i pójdzie
dalej spać. Dlatego, budzi się ją zawsze pół godziny przed czasem - zaśmiała
się histerycznie.
- Okay. To twoje przyjaciółki. - Wzruszył ramionami. Podeszli pod materac,
na którym leżała dziewczyna z potarganymi, blond włosami i z lekko otworzonymi
ustami. Remus cofnął się lekko, wyglądała naprawdę słodko, kiedy spała, ale to
były tylko pozory. A pozory mylą… - Zaczynaj, Jodi - zachęcił. Pokiwała głową i
kucnęła koło Macdonald.
- Mary, Mary obudź się - szepnęła, trzęsąc ją za ramię. Dziewczyna
wymruczała jakieś przekleństwo i zamachała ręką, jakby chciała odpędzić się od
natrętnej muchy. - Błagam cię, Mary, obudź się. Lily śpi z Jamesem - syknęła.
Odskoczyła z niemym krzykiem do tyłu, kiedy Blondynka podniosła się
błyskawicznie i rozejrzała rozespana po pokoju. Ramus ukucnął i pomógł Jodi
złapać równowagę. Spojrzał w stronę łóżek przyjaciół. Lily westchnęła we śnie i
przekręciła się na bok, wtulając się w Jamesa. Syriusz chrapnął tylko krótko.
- Ciszej! - upomniał je.
- Miałam głupi sen - Mary podrapała się po głowie, jeszcze bardziej psując
sobie fryzurę. Remus pomyślał, że wygląda niesamowicie uroczo, ale nie odezwał
się ani słowem. Dziewczyna zaśmiała się urywanie. - Śniło mi się, że ktoś
powiedział, że Evans spała z Rogaczem. Głupie, co?
Remus i Jodi wymienili spojrzenia.
- No widzisz, Mary. Mamy taki mały problem - zaczęła delikatnie Ferrante. -
Chodzi o to, że… - Spojrzała wymownie na Remusa. - To nie był sen, a oni serio
śpią razem, ale błagam cię bądź cicho!
Macdonald otworzyła szeroko usta. Rozejrzała się po pokoju, aż zobaczyła
łóżko, którego szukała. Podniosła się i podeszła na palcach, by przyjrzeć się
dokładniej śpiącym na nich osobom. Dziewczyna, obejmowała jedną ręką głowę
chłopaka, który to zarzucił na nią ramię.
- O, cholera. I co zrobimy? - spanikowała i odkręciła się na pięcie ku
Remusowi i Jodi.
- Myśleliśmy, że ty nam pomożesz - wyznał Lupin, krzywiąc się.
- Obudźmy Syriusza - wypaliła Mary.
- Kolejna… Zwariowałaś?! Jest za głośny, a jak spróbujesz go ruszyć, to
dowiesz się, co w tym momencie o tobie myśli.
- Mi to nie przeszkadza. - Uśmiechnęła się po huncwocku.
- Obudzisz też Dorcas.
- Dorcas…? - Popatrzyła na łóżko obok i nabrała powietrza ze świstem. -
Dobra. Widzę, że jestem do tyłu z najnowszymi informacjami. - Zamrugała
kilkakrotnie. - Cóż… Dorcas może tylko pomóc.
- No w sumie racja…
Mary podeszła do łóżka Blacka i szarpnęła nim mocno.
- Co jest, do…? Spadaj Lunio, mogę dzisiaj nie jeść - wymamrotał Łapa,
zaspanym głosem, zakrywając się poduszką.
- Daj spokój braciszku, jest sprawa - syknęła poważnie Mary.
- Czego tym razem chcesz? Przyjdź za godzinę. A najlepiej wcale nie
przychodź.
- Kiedy mówię wstawaj, masz wstać.
- Zjeżdżaj, albo pożałujesz – zagroził, jękliwie.
- Tak się boję, że ledwo stoję. Nie wydurniaj się! Chodzi o Lily i Jamesa.
- Są już duzi. Dadzą sobie radę.
- Kiedy oni śpią! - warknęła cicho, ponownie szturchając go.
- Nic dziwnego. To się robi, o tej porze: śpi! - zawołał zza poduszki, trącając
ją po nogach, żeby sobie poszła.
- Śpią razem, idioto! - Wyrwała mu poduszkę i rzuciła nią w kąt.
- Eeej! - Podniósł się, sprawiając, że Dorcas opadła na jego miejsce
bezwładnie. - O… - wyrwało mu się, kiedy popatrzył na dziewczynę obok. - To
Meadowes?
- Tak, tak…
- Dlaczego ona się nie budzi? - Jodi podeszła do nich i potrząsnęła
energicznie Dorcas. - Powinna się obudzić. Zawsze się budzi!
- Spokojnie, Jodi. - Remus złapał ją za ramiona.
- Ale Dorcas zawsze się budzi od razu, coś jest nie tak. Dor, no dalej! -
Potrząsnęła nią jeszcze raz.
- Co jej się stało? - spytał Remus, Syriusza.
- Nie mam pojęcia. Nie pamiętam. - Wzruszył ramionami. - Obudźmy... O,
kurcze! - Popatrzył na Lily i Jamesa. - Co innego to usłyszeć, a co innego
zobaczyć. Myślałem, że robisz sobie ze mnie jaja!
- Są trzy sprawy, w których jestem z tobą zupełnie poważna: kontakty
cielesne Lily i Jamesa, rozgrywki w Quidditha i wygląd.
- Tak, to jak teraz wyglądam? - Wyszczerzył zęby.
- Jak idiota - rzuciła beznamiętnie. - Nie wiemy co robić - Popatrzyła na
Jodi i Remusa. Dziewczyna mówiła coś do Dorcas, a Lupin próbował ją uspokoić i
odciągnąć od Brunetki.
- Z czym?
- Z nimi! - Wskazała palcem na sąsiednie łóżko.
- Nic prostszego. Obudźmy ich.
- Chcesz zginąć?! Lily wpadnie w furie - jęknęła Macdonald. – Sugeruję
uskutecznić nic nie robienie w tym kierunku.
- Przekonałaś mnie.
Ahh pierwsza! Super akcja, nie gniewamy się, coo? xD a ty wredolu! Nie ładnie tak kończyć ;) next next next next!!!
OdpowiedzUsuńWidzisz, teraz ty jesteś 1 ;p
Usuńwarto było czekać :) James ma super argumenty :P Lily pewnie jak zwykle się wkurzy, chociaż teraz mogłaby być spokojna- jacy by wszyscy byli zdziwieni xD mam nadzieję, że Dorocas nic nie będzie..... a nowej noci w jakim terminie możemy się spodziewać?
OdpowiedzUsuńMniej więcej za tydzień, max za dwa ;] tak jak zawsze, Kotek ;*
UsuńWOW SUPER!!!!
OdpowiedzUsuńLily w furii????
Chcę to zobaczyć (ups. przeczytać) :)
Buziaki :*:*:*
Jak dla mnie, możesz i zobaczyć xD
Usuńo Boże Lily! zaczęłam to czytać,a jak zaczęłam tak skończyłam na wszystkim xD jeny kobieto Ty jesteś po prostu genialna! ;] nie no powodzenia i trzymaj skarbie mooje oby tak dalej ;** ;)
OdpowiedzUsuńjct wiesz.. zawsze służę pomocą i dorzucę Ci jakiś fajny pomysł ;P
hehe a naszym układem się nie przejmuj bo jakoś damy radę ;D w końcu to "my" co nie? ^^
elegancko jest;** ;)
Dzięki, kotek ;* cieszę się, że weszłaś ;]
UsuńTylko w szyje?! Załamałaś mnie, ot co! Ja, jako erotomanka, liczę na coś więcej, no! ;< Dalej, dalej! <33
OdpowiedzUsuńOni to wiedzę, kocie! Nawet nie wiesz, jak musiałam się powstrzymywać, żeby nie walnąć, jakiegoś porno-odcinka xD
Usuń