Przez sen, czuła miły zapach i ciepło. Czuła się wspaniale, kiedy mogła
leżeć w takich warunkach. Zazwyczaj rano, kiedy próbowała się budzić, myślała
już ile rzeczy musi dzisiejszego dnia zrobić, o tym, że nie zdążyła się wyspać
i o kolejnych tonach nauki. Ale nie tym razem. Czuła się tak lekko… beztrosko.
Westchnęła przez sen; poczuła łaskotanie na ramieniu. I ciepło na plecach.
Zdziwiło ją to, ale pomyślała o promieniach słonecznych. Tylko, że była
przykryta kołdrą. Powoli, otworzyła oczy. Zauważyła ruch przed sobą i
popatrzyła zaspanym wzrokiem, chcąc w jakiś sposób go wychwycić. Ktoś,
przysunął ją do siebie i ścisnął mocno.
Zaraz… Co zrobił?!
Próbowała się unieść, ale żelazny uścisk jej na to nie pozwalał.
- Gdzie się wybierasz, Księżniczko? - wymruczał James, przyciągając ją do
siebie ponownie. Lily, oparła się rękami o jego klatkę piersiową, chcąc
zapobiec większemu zbliżeniu. Otworzył oczy i założył szybko okulary.
Uśmiechnął się do niej wrednie.
- James, co ty tutaj robisz?! - syknęła cicho. Rozejrzała się dyskretnie po
pokoju. Byli sami. Prawie. Dorcas spała na sąsiednim łóżku, ale nie wyglądała
na kogoś, kto ma zamiar się obudzić.
- Co ja tutaj robię? Skarbie, to moje łóżko i nie wiem, czy pamiętasz, ale
weszłaś do niego dobrowolnie - zauważył sprytnie.
- Tak, ale miałam w nim być sama! - żachnęła się Ruda, bardzo starając się
przy tym nie zwracać uwagi, jak blisko Jamesa się znajduje i jak przystojna
jest jego twarz. Bicie jej serca, przyspieszyło i teraz waliło jej mocno o żebra.
Bardzo nie chciała, by on to zauważył.
- Nie przypominam sobie, bym mówił coś takiego. Ustąpiłem ci miejsca, czyli
pozwoliłem ci spać w moim łóżku i wcale nie obiecywałem, że ja się do niego nie
położę. - Uniósł jeden kącik ust do góry. Był naprawdę bardzo przystojny. W
jego czekoladowych oczach grały huncwockie ogniki i śmiały jej się prosto w
twarz. A najgorsze było to, że te właśnie ogniki sprawiały, że jego cudowne
oczy, stawały się jeszcze bardziej uwodzicielskie.
- Jesteś najbardziej podstępnym, przebiegłym, fałszywym, okropnym i…
- Dziękuję! Jesteś kochana. Czym zasłużyłem sobie, na tak hojne
komplementy? - zamruczał, szczerząc zęby.
- Jeszcze nie skończyłam – zaprotestowała, czupurnie.
- Tak? - Przekręcił się, tym razem znajdując się nieco nad nią. Lily
otworzyła szeroko szmaragdowe oczy. - A co jeszcze, chciałaś mi powiedzieć?
- Ja… No, wiesz… znaczy… - Próbowała wydukać coś z siebie i przypomnieć
sobie, jak się nazywa, ale nie potrafiła. Nie mogła skupić się na niczym. James
Potter potrafił ją całkowicie zdekoncentrować, szczególnie, kiedy znajdował się
tak blisko. Odchrząknęła i zamrugała kilkakrotnie.
James zachichotał
- Dobra, koniec tego. Potter, złaź ze mnie - wydusiła w końcu, słabym
głosem. Zamachała rękami. - To nie jest śmieszne.
- Och, jest. Nawet nie wiesz jak bardzo - Nachylił się nad nią, zaglądając
w jej oczy. - Lily Evans udaje, że ze mną walczy, żebym nie mógł jej później
wypominać, że tego chciała. Chociaż oboje doskonale wiemy, że gdyby mogła,
rzuciłaby się na mnie.
- Mamy już ten temat omówiony. Potter, nie bądź dupkiem i…
- Pocałuj mnie w końcu?
- Nie! I złaź ze mnie – powtórzyła burkliwie, marszcząc czoło. Nie podobała
jej się ta sytuacja. Nie czuła się swojo. Był za blisko. Za blisko, by mogła
myśleć racjonalnie i by mieć jakąkolwiek szansę na ucieczkę. - Przyszpiliłeś
mnie, szczęśliwy? - jęknęła, oddychając szybciej.
- Jeszcze, jak. Ale nie martw się, Evans. Poczekam. Poczekam, aż do mnie
sama przyjdziesz - Puścił jej perskie oczko, zniżając się jeszcze. Lil
wstrzymała oddech, dzieliły ich centymetry.
- Niedoczekanie twoje – wymamrotała, półprzytomnie.
- Czyżby?
Usłyszeli hałas za drzwiami. W tym samym momencie, spojrzeli w stronę
wejścia do pokoju.
- Syriusz…
- I Kimberly…
Lily zrzuciła z siebie Jamesa tak, że ten wylądował na podłodze. Sama
usiadła na nogach, na łóżku. Chłopak uśmiechnął się do niej wrednie.
- I tak jestem wściekła - syknęła do niego przez ramię, kiedy do
dormitorium weszła reszta Huncwotów i jej przyjaciółki.
- O… No, proszę! Śpiąca parka się obudziła - zawołał bezczelnie Syriusz od
progu.
- Żadnej mi tu parki - warknęła Evans, patrząc na niego spode łba. Uśmiechnął
się i puścił do niej oczko. - Dlaczego mnie nie obudziłyście? - jęknęła do
dziewczyn. Jodi nie zwróciła na nią uwagi, podchodząc od razu do łóżka
Syriusza, na którym spała Dorcas.
- No wiesz, bałyśmy się, że nas pozabijasz wzrokiem i Bóg jeden wie, co
jeszcze – Wzruszyła obojętnie ramionami, Mary.
- Ta, jasne - burknęła. Zauważyła, jak Kimberly z kamienną twarzą, patrzy
na Jodi. Ściągnęła idealne wargi i zmrużyła oczy. Krótka, nastroszona fryzurka
zakołysała się, kiedy popatrzyła na Lily.
- Wiecie co? Ona kopie! Że też to łóżko jeszcze stoi - grymasił James,
podnosząc się z podłogi i rzucając Rudej spojrzenie. - Jednak to, co mówią, to
prawda. - Westchnął teatralnie.
- Niby, co? - spytała od niechcenia Mary.
- Rude jest wredne.
- Eeej!
Syriusz uniósł kącik ust do góry, Mary, parsknęła krótkim śmiechem. Ani
Kimberly, ani Jodi nie zareagowały. Peter, podrapał się po głowie i pozwolił
sobie na delikatny uśmiech. Remus, oparł się o ścianę i wpatrzył w podłogę.
- Dorcas się nie budziła? - szepnęła Ferrante z nadzieję. Lily uniosła
wysoko brwi. Nie rozumiała.
- Dobra, może ktoś mi łaskawie powie, o co tu chodzi? - Potter spojrzał na
nich twardo. Jego oczy, wydawały się być niczym topaz. Lily zmarszczyła brwi i
wstrzymała oddech.
- Też bym chciała to wiedzieć. - Pokiwała głową, zerkając po twarzach
swoich przyjaciół z niepokojem.
- Dorcas się nie budzi - powiedziała Jodi, jakby to wszystko wyjaśniało.
- Nadal nie rozumiem, Jodi.
James popatrzył w jej oczy. Wiedział. Teraz już wiedział.
- Próbowałam już wszystkiego, Lily.
- Wszystkiego?
- Dorcas budzi się zawsze od razu, prawda? - Evans skinęła głową lekko. -
Tym razem nie reaguje nawet, kiedy mocno się nią potrząsa.
- Wczoraj łyknęła za dużo twojego świństwa. - Lily zwróciła się do Jamesa.
Szmaragdowe oczy oskarżały go o śpiączkę przyjaciółki. James zacisnął usta z
udręką. Nic nie powiedział, nawet nie dał znaku, że to usłyszał. Patrzył na
Lily, intensywnie myśląc. - Jeśli coś jej się stanie, to przysięgam…
- Daj spokój, Lily. To niczyja wina - spróbowała Kimberly, łagodnym głosem.
- Poczekamy. Teraz nie ma co się zadręczać, nieprawdaż? James?
- Co? A… tak, tak. Wszystko dobrze - mruknął bezbarwnie.
- Ona nie może tak tu zostać - stwierdziła Lily. - Musimy ją przenieść.
- Chcesz ją przenieść - powtórzył Rogacz. - To nie jest dobry pomysł.
- A co ty tam wiesz? - prychnęła Lily.
- No właśnie wiem. Słuchaj, Evans, daj jej czas. Do jutra.
- Nie pozwolę jej tu być samej - jęknęła Lily. - A nie chcę już tu spać.
- Ja z nią zostanę - zaoferowała się Jodi.
- Nie - pokręciła głową. Wzięła głęboki wdech i podniosła odważnie głowę. -
Syriusz śpi na podłodze. Ja zresztą też.
- Jak chcesz - zgodził się James.
- Ej chwila! To w końcu moje łóżko, co? - oburzył się Syriusz, patrząc na
Rogacza z wyrzutem. - Może i jesteś moim przyjacielem, ale bez przesady.
- To nie dla mnie. Nie wymagałbym od ciebie spania na podłodze! - żachnął
się Potter. - To dla niej. - Wskazał na Dorcas.
Black nabrał powietrza i ściągnął usta. Może i Meadowes mu się podobała,
ale nie miał ochoty spać dla niej na podłodze!
- Syriuszu… - Lily popatrzyła w jego królewskie oczy, błagalnie.
- Dobra - wyrzucił z siebie, na wydechu.
Usiadł na swoim łóżku i zmrużył oczy. Była ładna, ale przecież nie na tyle,
by się tak dla niej poświęcać. Zawsze mógł pójść do dormitorium dziewczyn i
zająć jej łóżko, skoro ona zajęła jego. Ale to nie byłoby to samo. Miałby w
pokoju upierdliwą kuzyneczkę, swoją oschłą ex i ich przyjaciółkę, zaczytującą
się romansidłami. To nie było zestawienie, o jakim marzył.
- Dla ciebie będę spał na podłodze - wymamrotał do niej Syriusz. Cieszył
się, że inni wyszli. Był tu sam. No prawie, jeśli nie liczyć Śpiącej Królewny.
- Mam nadzieję, że jesteś tego warta, bo uwielbiam spać na moim łóżku.
Popatrzył na jej dłoń, delikatnie złożoną na kołdrze i ujął ją. To dziwne, ale po raz pierwszy, miał wyrzuty
sumienia z kawału, jaki zrobili. Podobało mu się i nie chodziło o nic innego,
tylko o to, że przez nich ucierpiała. Usłyszał pukanie do drzwi i zerwał się
szybko, kiedy do pokoju zajrzała Lily.
- Mogę?
- Jasne - mruknął, chwytając się za kark i rumieniejąc lekko. - Ja tylko…
- Siedziałeś na swoim łóżku. Nic nie mówię. - Wzruszyła ramionami. Usiadła
koło Dorcas i popatrzyła na nią. - Wczoraj powiedziałeś, że ci na niej zależy.
- Co takiego?! Przyśniło ci się.
- Powiedziałeś tak! No, może nie dokładnie tak, ale w tym kontekście. Nie
zaprzeczaj, Syriuszu.
- Kłamałem - burknął.
Uniosła jedną brew sceptycznie. Oboje wiedzieli, że nie mógł. Uniósł ręce w
poddańczym geście.
- Wygrałaś, wszystko mi jedno.
- No, proszę… Kolejny Huncwot, który poddaje się bez walki? - sarknęła.
Kącik ust zadrgał jej lekko.
- Oboje wiemy, że nie mogłem kłamać - syknął. - Po prostu, poddaję się z
honorem.
Lily uśmiechnęła się. Teraz już rozumiała. Tak, to było w ich stylu.
- Co ty tak w ogóle chcesz od Dorcas? - spytała poważnie, kontynuując.
- Dlaczego o to pytasz? - Skrzywił się lekko.
- Chcę wiedzieć, to moja przyjaciółka, Syriuszu. - Wzruszyła ramionami. – A
ty raczej nie należysz do najwierniejszych ludzi na ziemi.
- Jeszcze nie wiem, Evans. Powiedzmy, że się nad tym nie zastanawiałem.
- Jasne. - Pokiwała głową. Mogła się tego spodziewać. - A Nicole?
- Nicole… - Zastanowił się, co mówi mu to imię. – Ach, ona… No, cóż…
Zobaczymy. Jest nawet ładna.
- Wiesz cokolwiek o niej?
- Co to za pytanie? - burknął. - Wiem wystarczająco.
- Nie przekonałeś mnie.
Wywrócił szaro-niebieskimi oczyma.
- Gdzie reszta?
- Skąd mam to wiedzieć? Lepiej powiedz mi, co z nauczycielami?
- Będą żyć. - Wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Cholera. Dzisiaj pierwszy
dzień szlabanu. Jak to jest, że zawsze dam się wciągnąć w te durne plany
Rogacza i zawsze to ja, obrywam po dupie? - Uderzył pięścią w powietrze.
- Tak to bywa, jak się dewastuje szkołę. – Posłała mu lekki uśmiech.
- Ta, dzięki. Tylko, dlaczego zawsze wszystko jest na Blacka, co?
- Nazwisko zobowiązuje – podsumowała.
Parsknął śmiechem, kręcąc głową.
Wstała i wyszła z dormitorium, uprzednio kładąc rękę na ramieniu Łapy.
Pokiwał głową i westchnął. Zajął miejsce Lily, przy Dorcas.
- Nic dziwnego, że się przyjaźnicie. Tylko jej tego nie mów!
Siedziała w gabinecie, który prefekci otrzymywali na takie sytuacje.
Wygodny fotel i ciepły ogień w kominku nie poprawiły jej nastroju. To, że to
miały być eliksiry, również. Popatrzyła na swój kociołek i odpowiednie
ingerencje. Spóźniał się już pół godziny. Wściekle zazgrzytała zębami i zaczęła
trząść nogą nerwowo. W końcu, doczekała się pukania do drzwi. Zmrużyła oczy.
- Proszę - burknęła pod nosem, starając się nie tracić panowania.
- Cześć skarbie, długo musiałaś czekać? - James wszedł beztrosko, z
szerokim uśmiechem. Skojarzył jej się z chłopakiem idącym na randkę z
dziewczyną.
- Mam nadzieję, że pamiętasz, po co tu jesteś? To szlaban, a nie koleżeńska
pogawędka, Potter - syknęła. James wzdrygnął się teatralnie.
- Powiało chłodem - Puścił do niej oczko. Usiadł w mniej wygodnym fotelu,
naprzeciw niej. - Robimy jakąś grę wstępną, czy przechodzimy od razu do rzeczy?
Lily nabrała głośno powietrza i zacisnęła zęby. Wstała i wyciągając
różdżkę, wycelowała nią z drzwi.
- Muffliato! - zawołała ze złością, rzucając zaklęcie. Nie chciała, by cały
zamek słyszał jej krzyki. - Idioto! To szlaban, jasne? Wbij to sobie do tego
pustego, napuszonego łba! - Oparła się rękoma na biurku, wychylając się do
przodu. James tylko uniósł wysoko jedną brew. - Spóźniłeś się pół godziny! Pół
godziny! Jeśli to się powtórzy jeszcze raz, oddam twój szlaban McGonagall!
- Nie przyjmie. Sama ja pytałaś i…
- Powiem, że nie uznajesz mnie za osobę kompetentną i nie wykonujesz
poleceń - warknęła.
- Dlaczego nie powiedziałaś jej tego od razu?
- Ponieważ stwierdziłaby, że nie mam podstaw, by tak sądzić i musze wykonać
nadany szlaban.
- Przyznaj się lepiej, że chcesz ze mną spędzać te wieczory, Evans -
zamruczał, rozsiadając się wygodniej. Lily skrzywiła się i zlustrowała go
wzrokiem od potarganej głowy, poprzez pomiętą koszulę i niedbale zawiązany
krawat, aż po czubki czarnych butów.
- I ty w to wierzysz? - wydukała,
nadal skrzywiona.
- Oczywiście.
- Jesteś bardziej naiwny, niż wyglądasz, Potter. Gdybym mogła, pozbyłabym
się ciebie. Wolałabym spędzać te wieczory z jednym ze „zwierzątek” Hagrida.
- W takim razie uznajmy, że ten szlaban już się odbył i pozwól mi pójść.
- Ha! Nie ma mowy - wykrzyknęła buntowniczo, Lily. James wyszczerzył zęby,
patrząc na nią spod okularów. - Chyba nie sądzisz, że tak łatwo uda ci się
wymigać? Odbędziesz te szlabany, choćbym miała wyjść z siebie.
- Och, a przecież za nic w świecie nie chcemy, żebyś wyszła z siebie,
skarbie.
- Przestań mnie, do cholery, nazywać skarbem! - syknęła, ciskając
błyskawice z zielonych oczu.
- Jak sobie życzysz, Kotko. - Uniósł ręce w poddańczym geście. Lily
wywróciła oczyma.
- W takim tempie, nigdy stąd nie wyjdę - jęknęła. - Zacznijmy od czegoś
prostego. To jest kociołek. - Wskazała oboma rękami na odpowiedni przedmiot.
- Nie wpadłbym na to.
- Prawda? Tu mamy potrzebne ingrediencje, czyli składniki. - Wskazała na
flakoniki i inne niezbędne rzeczy będące na biurku. - Wszystko jest
podpisane...
- Coś takiego…
- Tutaj, jest palnik, który zapalamy: Incendio!
- Wycelowała różdżką w palnik. - I stawiamy kociołek. Czy do tej pory, wszystko
jest jasne, Potter?
- Nie jestem pewien, pani profesor. - Uśmiechnął się wrednie. - Jaki
płomień?
Zmierzyła go ostrym wzrokiem.
- Wielkości twojego mózgu, James. Wyjątkowo mały.
- A miało być tak pięknie! Cholerny Rogacz! - klął Syriusz, stojąc przed
wejściem do toalety, ze szczotką do czyszczenia w ręku. - On i te jego genialne
plany. Zabrali mi różdżkę! - zawołał wściekle.
- Masz zapasową - mruknął Peter, wzruszając ramionami.
- Nie bądź naiwny. McGonagall już za dobrze mnie zna. Zabrała mi obie. -
Skrzywił się znacznie. - W dodatku Luniowi się upiekło. Dlaczego, to on jest
prefektem?!
- Chyba najlepiej się nadaje - wytłumaczył Peter.
- Nie takiej odpowiedzi się spodziewałem - burknął Łapa. - Myślałem
bardziej o czymś w rodzaju, „ty powinieneś nim być”, „tobie się to bardziej
należy”, „on też powinien dostać po tyłku”. Rogacz pewnie, by tak powiedział.
- Pewnie tak.
Syriusz nachylił się nad toaletą, starając się nie krzywić, aż tak bardzo.
W tym momencie coś wystrzeliło w górę z piskiem, oblewając Blacka.
- Cholera jasna! - krzyknął głośno. Popatrzył w górę. Jego oczom ukazał się
duch dziewczyny w okularach. Duch zachichotał.
- O, nie. Ochlapałam cię? - W jej głosie nie słychać było ani grama żalu. -
Cześć Syriuszu.
- Witaj Marto - warknął Łapa. - To męska łazienka – dodał, unosząc
nonszalancko jedną brew. Wyjął odpowiednią fiolkę z eliksirem, z kieszeni szaty
i wyczyścił sobie ubranie. Był przygotowany na taką ewentualność.
- To nic nie szkodzi. - Wyszczerzyła widmowe ząbki. - Dawno się nie
widzieliśmy, Syriuszu.
- Niech pomyślę… Taak, w wakacje raczej nie przesiaduję w szkole. - Pokiwał
głową ironicznie.
Peter zaśmiał się.
- O. Ty też tu jesteś. - Zwróciła głowę ku Pettrigew, zarzucając przy tym
ciemnymi kucykami.
- Tak. Jestem - odparł Peter ważnie.
- Nie zauważyłam cię. - Wzruszyła ramionami, znów patrząc na Syriusza. -
Ooo, a gdzie jest James? Chętnie bym się z nim zobaczyła.
- Odbywa szlaban u Evans, Marto - mruknął Syriusz.
- U tej rudej? - Skrzywiła się Jęcząca Marta, prychając.
- Tak, u tej rudej.
- Mógłby znaleźć sobie kogoś innego. Ja byłabym dobra - zaoferowała się,
jak najbardziej poważnie.
- Ty jesteś martwa! - zawołał Łapa, zastanawiając się, czy ma zacząć
płakać, czy się śmiać.
- Och, jasne! Musiałeś mi o tym przypominać prawda? - krzyknęła skrzekliwie
i żałośnie. - Wszyscy śmieją się z Marty, bo jest martwa!
- Guzik prawda…
- O tak, oczywiście! Myślałam, że jesteś inny! - Marta zaczęła piszczeć
przeraźliwie i wpadła do sedesu z impetem, znów rozlewając wodę.
- Myślisz, że się obraziła? - szepnął niepewnie Peter.
- Mam taką nadzieję.
- Świetnie! Coś ty myślał?! Mówiłam, że ma być tego nie więcej niż 5 gram!
- wrzasnęła na śmiejącego się Pottera. James oparł się o biurko i złapał za
brzuch, starając się nie upaść ze śmiechu. Wnętrze pokoju pokryte było
zielonkawą substancją i czarnym dymem. Lily chodziła usmolona na czarno w te i
z powrotem, rzucając w niego każdym wyzwiskiem, jakie jej w danym momencie
przyszło na myśl. Jak mogła pozwolić dodawać mu ingerencje do wywaru! Przecież
to było oczywiste, że tak to się skończy. - Jesteś z siebie dumny, Potter?! Tak
ci wesoło, co?
- Wybacz, Lil - wydusił między atakami śmiechu. – Tak strasznie mi przykro.
- Właśnie widzę!
- No, nie mam pojęcia jak to się stało. - Opanował się, ale nie na długo,
kiedy zobaczył jakim spojrzeniem go zmierzyła.
- Całe szczęście, że ja mam. Przecież to głupota dawać ci coś takiego do
ręki! - Wyciągnęła różdżkę - Chłoczyść,
do cholery! - wrzasnęła. Z różdżki posypały się iskry. - Co jest?!
- Nie przypominam sobie tego zaklęcia, Lily - zauważył James, starając się
zachować jako taką powagę.
- Jasne. Chłoczyść! - Wycelowała
w biurko. Większość zniknęła, ale jak można było się spodziewać, nie wszystko.
- Więc już wiemy, co będziesz robił na jutrzejszym szlabanie.
- Wiemy?
- Wiemy. Posprzątasz tu.
- Nie no, ty chyba nie mówisz poważnie - jęknął James, strzepując z siebie
czarny nalot.
- Jak najbardziej poważnie. - Uśmiechnęła się wrednie. Chyba, że chcesz
zacząć już dzisiaj? - Zamrugała niewinnie oczami.
- Nie, wiesz jakoś niespecjalnie - burknął Rogacz.
- Och, jaka szkoda.
- Ta, ja też żałuję.
- Niewątpliwie. - Lily rzuciła na siebie zaklęcie, starając się pozbyć
mazi.
Ruszyła ku drzwiom.
- O, Lily. Wiesz, tak się zastanawiam… - zaczął, zagadkowym tonem.
- Co znowu?
- Jak to się stało, że udało ci się utrzymać na tej miotle? - Westchnął
teatralnie, rzucając jej znaczące spojrzenie. - W pierwszej klasie… - Zagwizdał
wysoko. - Powiedzmy, że ci nie szło, nieprawda? - Podszedł do niej, powoli.
Lily oparła się o ścianę.
- Ja… Trenowałam. Z… z Mary - bąknęła, starając się uśmiechnąć.
- Serio? Dziwne, jakoś nie widziałem cię na boisku. - Wzruszył ramionami. -
Jak to możliwe, skoro bywałem tam, prawie codziennie.
- Minęliśmy się w czasie - wyrzuciła z siebie dziewczyna.
- Tak sądzisz? Niee… To nie to, Księżniczko. - Pokręcił głową, stając
blisko niej. Lily zrobiła przerażoną minę. - Ale zaobserwowałem coś
niespotykanego, dasz wiarę?
- Serio? - Zaśmiała się histerycznie.
- O, tak! Jodi celowała w ciebie różdżką. Nie wiesz czasem, dlaczego? -
Spojrzał tryumfalnie w jej zielone oczy, które teraz rozszerzyły się
maksymalnie. - Tak, zauważyłem. Nie kłamiesz najlepiej, moja droga - wymruczał,
zadowolony z siebie.
- Wiedziałeś…
- Oczywiście, że wiedziałem. - Zbliżył się do niej, jeszcze bardziej. -
Chyba nie sądziłaś, że umknie to mojej uwadze, Lily?
Ruda nie pisnęła słówka, ciągle patrząc na niego błagalnie. Nie czuła się
już teraz pewną siebie i niezależną prefekt. Była przestraszoną dziewczynką,
przyłapaną na szperaniu matce w portfelu. Przełknęła głośno ślinę.
- A jednak. Hmm… Wydaje mi się, czy mieliśmy zakład? - Lil skrzywiła się. -
Czekaj, niech pomyślę, czego to on dotyczył? Ach tak, jesteś mi winna
pocałunek, Evans.
Lily popatrzyła na jego usta, niesamowicie kuszące, później znów zwróciła
wzrok na jego oczy. Wesołe, dumne z siebie iskierki szalały w pięknym,
orzechowym spojrzeniu. Gdyby nie obawa, że to zauważy, pozwoliłaby sobie na
westchnięcie. Był nieziemsko przystojny, ale czy nie był, mimo wszystko,
Jamesem Potterem? Czy nie miał opinii łamacza serc i typowego podrywacza? Nie
chciała przecież, żeby zrobił to samo z nią. Nie chciała być kolejnym trofeum!
Oczami wyobraźni, niemal widziała, jak chełpi się swoim zwycięstwem, jak wszyscy
szepczą za jej plecami, że uległa, że Lily Evans zaczęła kręcić z Jamesem
Potterem.
Nie mogła dopuścić, by coś podobnego się stało, a była pewna, że on z całą
pewnością postarałby się o to, aby wszyscy wiedzieli.
- Nie pocałuję cię Potter, wybij to sobie z głowy - szepnęła, wciskając się
w ścianę.
- Ja pocałuję ciebie. - Wzruszył ramionami, blokując ręką jej drogę
ucieczki. Lily skuliła się w sobie. - W głębi duszy, oboje wiemy, że chcesz,
żebym cię pocałował - zamruczał, zbliżając się jeszcze bardziej na tyle, że ich
twarze dzieliło tylko kilka centymetrów. Lily przymknęła oczy.
- Dobrze wiesz, że nie chcę.
- O, serio? Nie wyglądasz na kogoś, kto nie chce mnie pocałować,
Księżniczko. - Uśmiechnął się nonszalancko, kładąc drugą rękę na jej talii.
- Przestań, James - poprosiła cicho, modląc się by to zadziałało. Nie tylko
na niego, ale też i na nią.
- Nie umiem.
Przyciągnął ją do siebie i popatrzył głęboko w oczy. Odbierał tylko zakład,
ale traktował to, jak coś więcej, jak obietnicę. Gdyby chciała, przecież
mogłaby go odepchnąć. Była słowna, ale nie na tyle, by poświęcać się i całować
„tego Pottera”, prawda?
no wreszcie notka :). Wciąż mam nadzieję, że D. się obudzi- ale przynajmniej Syri dowodzi, że mu na niej zależy ^^. A co do Syriusza jednego nie rozumiem- piszesz, że pani Spięta xD zabrała mu różdżki, a po chwili on zaklęciem czyści sobie ubranie, które zabrudziła Jęcząca Marta..... Co do L. i J. pewnie ktoś wejdzie do klasy i do pocałunku nie dojdzie, ale mam nadzieję, że jednak tak :> (znaczy, że dojdzie). Czekam na kolejną nocię :*
OdpowiedzUsuńChodziło mi o to czego używała Dorcas w poprzedniej notce ;*
OdpowiedzUsuńO, kurczę! Zaniedbałam sprawę :/ Sorry!!! Nie, sorrry to mało powiedziane... JA CIĘ BŁAGAM, żebyś mi wybaczyła moje humorki :\ Przepraszam cię za to, że od tak dawna tu nie zaglądałam(zresztą na inne blogi w tym mojego też)!! Mogłabym wszystko zwalić na szkołę, ale nie mogę, bo trochę jest w tym mojej winy... Miałam czas, ale w złym humorze, albo wściekła, w skrucie nie zapomnę tych 2 miesięcy... Mam nadzieję, że mi wybaczysz. Co do notek mam zamiar w ciągu tych ferii wiosennych wszystko nadrobić ;]
OdpowiedzUsuńI jeszcze raz sorry!!!
Spokojnie, każdy ma prawo do przerwy od takich rzeczy, Są różne wypadki losowe. Ja mam nadzieję, że wszystko u Ciebie się ułożyło i oczywiście nie mam Ci czego wybaczać! ;*
UsuńHa, ja nie mogę, żeby skończyć w takim momencie...! Jesteś po prostu wredną kobietą. Ogólnie uwielbiam wszystkich Jamesów, ale ten Twój Potter jest niesamowity! Podoba mi się jak piszesz, pewnie słyszałaś to nie raz. Masz taki... lekki styl. Chyba lubisz tworzyć, prawda?
OdpowiedzUsuńMała prośba: mogłabyś powiadamiać mnie o kolejnych częściach? Byłabym naprawdę wdzięczna.
I dodaję do linków, czy to się komuś podoba czy nie.
Kłaniam się, ann [www.rogacz-vs-ruda.blog.onet.pl]
Dzięki śliczne i oczywiście bardzo mi się podoba, że dodajesz! Mam nadzieję, że Cię u siebie zatrzymam na dłużej ;p
UsuńLily jak mogłaś przerwać w takim momencie ?????
OdpowiedzUsuńJesteś niemożliwa. Tak pięknie sie wszystko układało najpierw w dormitorium a potem w komnacie. A ty co zrobiłaś????
Nie dokończyłaś wątku no....
Kiedy next... bo umrę bez kolejnej dawki LILY&JAMES.
Buziaki i Smacznych świąt, mokrego jajka i wesołego dyngusa
Kochać :*:*::**:*::*:*:*
Wiem, wiem jestem złaaa ;p. Wesołych Świąt i Tobie, kochanie ;*. Obiecuję, że jeszcze dużo razy pojawi się taki wątek L&J ;p
UsuńLiily no dobrze dobrze ze juz jest notkaa;** nareszcie ;D
OdpowiedzUsuńale zaraz znow masz opierdziel, bo znow skonczylas pisac w decydujacym momencie ! yyyyyyy.
a ja juz sie tak napalilam haha xD no ni pisz nastepna;** ;) nie moge sie juz doczekac ;* ;]
xD niedługo next, spokojnie ;pp
UsuńLily wrednoluu! Dopiero dzisiaj mi mówisz, że notka nowa jest? A tyyy! ;p o jaa! Popieram dziewczyny booooskie a kiedy ja się nakręcam i szczerzę do monitora, ty mi kończysz aa! Haha i tak cię kocham i pisz nam szybko ;*
OdpowiedzUsuńWybacz, tak wyszło :> cieszę się, że się podobało ;]
Usuńo mamo o mamo całują się?! lecę do kolejnego odcinka!
OdpowiedzUsuńCóż... kiedyś muszą są jjuż duzi ^^
Usuń