Serce waliło jej, jak szalone. Prawda była taka, że ledwo wiedziała, co się
dzieje. Było jej nie tyle ciepło, co promiennie. Czy to nie dziwne określenie,
jak na taki stan? Nie dbała o to. Nie dbała nawet o to, że ktoś puka do drzwi.
Co z tego? Co z tego, skoro tuż przed nią stał najprzystojniejszy chłopak na
całej planecie i obejmował ją ręką w talii?!
- Lily…? - Niepewny głos profesor McGonagall sprowadził ją, chociaż
częściowo, na ziemię.
- Cholera! - syknęła, odpychając od siebie chłopaka z siłą, o jaką, by się
nie podejrzewała. Profesorka weszła do pomieszczenia z mieszaniną ciężkich
uczuć na twarzy: od niepokoju po zdziwienie. - … a za każdym razem kończy się
tak samo, Potter i ja już…! Och, pani profesor!
Niewiele myśląc, zaczęła wrzeszczeć na niego cokolwiek przyszło jej do
głowy, byleby wyglądało to w miarę realistycznie. James uśmiechnął się
szelmowsko, nie zapominając o nutce kpiny w wyrazie swojej perfekcyjnej twarzy.
W oczach, paliły mu się żywe iskry. Musiał przyznać, że kiedy trzeba, Evans potrafi
się ze wszystkiego nieźle wykaraskać. To, że będzie na niego wrzeszczała, było
równie oczywiste, jak to, że po zimie przyjdzie wiosna. A kiedy się
denerwowała, również miała rumieńce na twarzy… tak, jak teraz.
- Bardzo przepraszam, nie słyszałam pani! - usprawiedliwiała się Ruda,
starając się wyglądać na przekonującą. Miała wrażenie, że McGonagall słyszy
mocne bicie jej serca, ba! Że słyszy je każdy w zamku.
- Nic się nie stało, panno Evans - McGonagall wyprostowała się i spojrzała
stalowymi oczami na Pottera. Chłopak wcisnął pięści do kieszeni spodni i
nonszalancko patrzył na obie, spod rzęs. - Co zrobił tym razem? - Zerknęła
wymownie na beznadziejny stan pomieszczenia.
- Już moja wina! Pani profesor, ja stanowczo protestuję! Evans ma po prostu
zbyt wybujałą wyobraźnię i widzi rzeczy, których nie ma. To niesprawiedliwe,
obrywam po du… głowie, za całe zło tego świata i uważam, że…
- Wystarczy, panie Potter. Następnym razem, zaprowadź go do mnie, Lily.
Wtedy nie będzie już taki cwany.
- Nie śmiałbym – zapewnił pseudo-poważnym tonem, James.
- Oczywiście. Jak za każdym razem - warknęła McGonagall, ściągając usta.
Rogacz wyszczerzył zęby.
- Potter, zajmiesz się jutro doprowadzeniem tego gabinetu do stanu
używalności. A teraz, zapraszam do dormitoriów - zarządziła McGonagall,
wychodząc. Długa szata zafalowała w rytm jej kroku.
- Tak jest, pani psor! - ryknął za nią James.
- Boże… - jęknęła Lily, chwytając się za serce.
James odchylił się do tyłu i wybuchnął głośnym śmiechem.
- Nie dygaj tak, Evans! A tak w ogóle, to na czym to my… - zamruczał,
powoli się zbliżając.
- Na tym, że jak zaraz stąd nie wyjdziesz, to zginiesz - syknęła Lil,
czupurnie. Nie miała ochoty wracać do tego, co się zdarzyło. Bała się, że tym
razem nie będzie już na tyle silna. Poza tym, przecież nic się nie zdarzyło!
- Auu…
- Nic nie zaszło, jasne?
- Krystaliczne - przytaknął, puszczając jej perskie oczko.
- Jeśli ktoś się o tym dowie, to przysięgam… - zagroziła.
- O czym się dowie? - przerwał jej James, mrugając niewinnie orzechowymi
oczami.
Lily kiwnęła głową, wzięła oddech i wyszła powoli z pomieszczenia.
Zrozumiała aluzję.
- Tak trzymaj. Koniec szlabanu - rzuciła na pożegnanie.
Nagle poczuła, że natrafia na swojej drodze na jakąś przeszkodę. Odbiła się
od niej z głuchym okrzykiem.
- Co do… Severus?! - Wytrzeszczyła oczy, patrząc na osobę swojego byłego
przyjaciela. Nie spodziewała się go tu zastać, w ogóle nikogo się nie
spodziewała.
- Witaj, Lily - opowiedział jej, również nieco zaskoczony. - Jest dość
późno.
- Owszem, jest. Więc, jeśli można wiedzieć, to co tutaj robisz? - spytała
chłodnym głosem. Wyprostowała się, gotowa odeprzeć każdy atak.
- Mógłbym zadać ci… - zaczął, ale Lil przerwała mu niecierpliwie.
- Nie, nie mógłbyś. A nawet, jeśli to ja nie musiałabym ci opowiadać.
Jestem prefektem, a o tej porze wycieczki po zamku są niedozwolone, mam rację?
- Uniosła jedną brew, tryumfalnie.
- Właśnie, Snape. Nie ładnie włóczyć się tak późno po szkole - James oparł
się wygodnie o ścianę, tuż koło Lily. Leniwie uśmiechnął się do Snape’a.
- Potter, nie twój interes, gdzie…
- W rzeczy samej! Nie mój. Tak, jak i nie twoim jest wtykanie długiego
nochala w moje sprawy - warknął, tracąc obojętny ton z głosu. Severus zbladł
lekko. - Tak wiem, że mnie śledziłeś, idioto. Następnym razem, rób to odrobinę
dyskretniej, co?
Chłopak wymamrotał coś pod nosem. Przypominało to stek przekleństw.
- Nie obchodzą mnie twoje sprawy, Potter - mruknął, patrząc na niego spode
łba. Lily patrzyła od jednego, do drugiego i z powrotem. Nie rozumiała tego,
ale jednego mogła być pewna: James był wkurzony, a to nie najlepiej.
- Ciebie może i nie. Ale najwyraźniej twojego pana, tak - Rogacz niemalże wypluł to zdanie, zupełnie tak, jakby
się tego brzydził.
- Zamknij się, Potter! - zawołał Snape z dzikim błyskiem w oku.
- A więc, to prawda, tak? Służysz mu! - Evans wycelowała oskarżycielsko
palcem na Ślizgona.
- Lily, słuchaj, to wszystko nie tak!
- Nie myśl, że będę ci nadal wierzyła, Severusie - syknęła chłodno, mrużąc
oczy.
- Widzisz, Snape? - James prychnął kpiarsko, akcentując swoją pogardę dla
niego. - Możemy, więc mówić ci Śmierciożerco? Chociaż w twoim przypadku
trafniejsze byłoby powiedzieć śmieciożerco.
– James dokładnie w ten sposób to powiedział: z małej litery.
- Zamknij się, Potter - powtórzył, cofając się o krok.
- Nie. James ma rację - zaprotestowała Ruda, gestykulując ręką. - Jak
możesz, być taki głupi i dać się w to wszystko wplątać?
- Lily, nie mów tak, słyszysz?
- Bo, co? Co mi zrobisz, Snape?
- Dobrze wiesz, że nic! Ja nic, ale nie ręczę za innych, Lily błagam cię.
- Przecież jestem szlamą, nie pamiętasz już? - Wyprostowała się, mierząc go
spojrzeniem godnym robaka.
- Nie zadawaj się z nim. Nie wolno ci się z nim zadawać, rozumiesz? - Snape
podszedł do niej, chwycił za ramiona i potrząsnął mocno. Dziewczyna odskoczyła,
jak oparzona. - Obiecaj mi!
- Nie. Nie obiecam ci tego. Nie będziesz mi mówił, co mam robić! Idziemy
James. - Wyminęła go, ledwo zaszczycając spojrzeniem. Severus zaklął w sposób,
którego nawet James mógłby się powstydzić.
Rogacz popatrzył Severusowi prosto w oczy, przekazując mu tym samym
„wygrałem”. To jedno spojrzenie i sposób, w jaki poszedł za Lily, zmroziło
Severusowi serce. Nie pozwoli, żeby ten śmieć zagarnął jego… jego… Lily.
„Zemszczę się”… tyle mówił wzrok
Snape’a, kiedy go mijali. Ale jego to nie obchodziło! Czy Severus Snape mógłby
się na nim zemścić? Nie! James zarzucił głową i poczochrał sobie włosy, znów
przybierając swój typowy, arogancki uśmiech. Dzisiaj nikt nie mógłby mu popsuć
humoru. Zerknął na minę Evans. Wyglądała nie tyle, co na wkurzoną, ale
zmartwioną, zagubioną. Jej przyjaciel, okazał się być Śmierciożercą, a więc
tym, czym ona gardziła, tym, co uważała za najgorsze pod słońcem. Wbrew jej
woli poczuł to, wiedział, że jest jej ciężko.
- Trzymasz się? - mruknął bezbarwnym głosem.
- Jest okay. - Skinęła niezauważalnie głową. Nie była jeszcze gotowa na
rozmowę o tym i on to zauważył. - Do jutra, James.
- Branoc, Słodka.
- Ty chyba serio, dawno po dupie nie oberwałeś! - wrzasnął Syriusz.
- Eej! Taki był plan - żachnął się James, nie rozumiejąc reakcji
przyjaciela.
- Nie mówię o Evans, idioto! - Łapa wywrócił oczyma, wyrzucając ręce w
górę.
- Nie? - zdziwił się. Zrobił głupią minę, typu „to, czego się czepiasz” i
zaczął wodzić wzrokiem za spacerującym w te i z powrotem Syriuszem.
- O Snape’a! Boże, jakiś ty dzisiaj tępy!
- Nie pozwalaj sobie.
- Chodzi mi o to, że skoro on cię śledził, to chyba coś jest na rzeczy,
nie? - tłumaczył Black, starając się być miłym.
- Niby, co? - burknął James, nieszczególnie zainteresowany. Co go
obchodziła sprawa z durnym Śmiecierusem?! Evans była ważniejsza, prawda?
Dlaczego Łapa tego nie rozumiał? Zawsze był po jego „stronie”. Syriuszowi
zadrgała powieka.
- Nie no, pierdolca z nim dostanę - warknął, kierując się w przestrzeń.
- Syriuszu, wylaksuj.
- Jest rozkojarzony, ta dziewczyna robi z nim co chce i dlatego nie myśli
racjonalnie - stwierdził spokojnie Remus.
- Ej, ja tu jestem! I żadna dziewczyna nie robi ze mną, co chce! - Wycelował
palcem w Lupina, mrużąc oczy. W głębi duszy czuł, że Lily Evans mogłaby
faktycznie z nim zrobić wszystko. Ale to nie znaczy, że ma się do tego
publicznie przyznawać. Lunio wymamrotał coś w rodzaju „nie wątpię” i uśmiechnął
się wrednie.
- Wracając do tematu - Syriusz sprowadził ich rozmowę na właściwe tory,
zaciskając odpowiednio mocno zęby. James, Remus i Peter popatrzyli na niego,
chociaż nie wszystkim ten temat się podobał. James wcale nie chciał, o tym
mówić; to bezcelowe. – Słuchaj, Rogaczu, jeśli Snape zaczął za tobą łazić, to
albo szuka guza, w co osobiście wątpię, bo ma ich aż nadto, albo On mu kazał.
Wiesz o tym dobrze. I wiesz, że powinieneś był nam powiedzieć! - Uderzył
pięścią w swoją dłoń, siadając na łóżku Petera. Chłopak uniósł wysoko brwi.
- Ta, rozgość się; fajnie, że pytasz - mruknął Glizdogon do swoich stóp.
- Co? A tak, dzięki - rzucił Syriusz przez ramie, nadal wpatrując się w
Jamesa.
- Słuchaj, Łapo, niepotrzebnie w ogóle mu cokolwiek mówiłem. Trzeba było
pozwolić mu działać. Przynajmniej wiedzielibyśmy, o co chodzi. Miałem zamiar
wam powiedzieć. Śledził mnie, kiedy szedłem na szlaban u Evans. Więc, kiedy
miałem powiedzieć? - warknął niecierpliwie James.
- Dobra - Syr wypuścił głośno powietrze. - Powiedzmy, że ci wierze.
- Nie masz wyjścia - Potter wysunął do przodu podbródek, zadziornie.
- Masz zamiar powiedzieć Dumbledore’owi, gdy już będziesz wiedział więcej?
- spytał Remus, marszcząc czoło.
- Zwariowałeś?! - wrzasnęli razem Syriusz i James.
- Przecież to idiotyczne! - dodał Łapa.
- Czułbym się jak tchórz - przyznał James niechętnie.
- Zresztą, to tylko Śmiecierus - Black machnął lekceważąco ręką.
- Nic nie zrobi - Rogacz uśmiechnął się leniwie.
- Sami się tym zajmiemy.
- Wiecie, co jest najgorsze? - Westchnął Lupin, patrząc po nich.
- Co? - burknął James, nie zwracając uwagi na ton swojego głosu.
- To, że powiedziałeś to przy Lily – odparł, bez ogródek, Lunatyk,
wzruszając ramionami.
Potter wyprostował się i zamrugał kilkakrotnie.
- Cholera - zaklął Syriusz, patrząc, na wciąż uśpioną Dorcas.
- Jak myślicie? Co zrobi? - odezwał się Pettrigew, zaniepokojonym głosem.
- Znając życie, powie McGonagall i będzie męczyła Rogacza o szczegóły. Do
Śmiecierusa się raczej nie zwróci - wydedukował Łapa, obojętnie.
- Czyli tak, czy tak, jestem udupiony - podsumował Potter, kręcąc głową z
niesmakiem. - Chociaż... - W orzechowych oczach zaświeciły się niebezpieczne
iskierki. Łapa uniósł wysoko brwi. Chyba wolał nie wiedzieć, ale ciekawość
oczywiście była silniejsza.
- Chociaż…? - powtórzył dociekliwie.
- Mam na nią haka. Sądzicie, że zaryzykuje swoją opinią? - Uśmiechnął się
arogancko.
- Już wiem, dlaczego się przyjaźnimy. Stary, powraca mi wiara w ciebie -
Syriusz wyszczerzył białe ząbki.
- A ja, nadal nie wiem, jakim cudem tu trafiłem - Lunio pokręcił głową z
dezaprobatą.
- Och, daj spokój to, że masz mały futerkowy problem, nie znaczy, że zaraz
tu nie pasujesz! - zaprotestował James, zmieniając temat. Doskonale wiedzieli,
że chodzi raczej o charakter. Remus zaśmiał się gardłowo.
- Mogłem się spodziewać takiej odpowiedzi.
- Więc, która w końcu tam idzie? – Kimberly, wywróciła wyrazistymi oczami z
irytacją.
- Nie lepiej byłoby ją przenieść? - wymamrotała Lily pod nosem. - Ja nie
pójdę, nie tym razem - jęknęła przepraszającym tonem. Kimberly uniosła jeden
kącik ust do góry.
- Niby, czemu? - parsknęła Mary. Lily zmierzyła ją chłodnym spojrzeniem.
- Tak, jakbyś nie wiedziała kto tam mieszka - burknęła, krzyżując ręce.
- Och, właśnie opowiadaj jak tam szlaban? - Jodi usiadła na łóżku po
turecku i uśmiechnęła się niewinnie. Krótki warkoczyk przerzuciła na jedno
ramie.
- Nie pytaj - Lily skrzywiła się teatralnie.
- Tak źle? - Kimberly uniosła jedną brew do góry.
- Czy tak dobrze? - Zachichotała Mary.
- Ej no! Jasne, że źle - prychnęła Ruda, urażonym głosem.
Jodi i Mary zaśmiały się. Kimberly wyszczerzyła zęby.
- Skoro tak mówisz - zgodziła się Kimberly z iście huncwockim uśmiechem.
- Możemy zmienić temat? - żachnęła się Evans, na wydechu.
- Mary? Przejdziesz się do braciszka? - Kimberly zatrzepotała rzęsami.
- Jakby ci to powiedzieć, kochana… nie mam przyjemności w oglądaniu go 24
godziny na dobę.
- Ja myślisz mam?
- Kiedyś z nim chodziłaś.
- Cieszę się, że zauważyłaś, ze to było kiedyś.
- Jodi? - Macdonald nie spuściła wzroku z Kim.
- Nie ma mowy! Dobrze wiecie, że ja i chłopaki, to nie jest odpowiednie
zestawienie - odpowiedziała szybko Jodi, poruszając się gwałtownie na łóżku.
Kim ponownie uniosła szybko brew.
- Lily, rozumiem, że też nie masz zamiaru tam iść? - Kimberly przyjęła
pojedynek Mary na spojrzenia.
- Och, a czy tak ciężko jest ją przenieść?
Lily wstała i z impetem wyszła z pokoju, przy chóralnym „czekaj!”. Dlaczego
robiły z tego taki problem?!
Bez pukania weszła do odpowiedniego dormitorium w korytarzu chłopców.
- Co jest, do…? - zawołał z oburzeniem James, podnosząc się na nogi. Łapa
wyciągnął różdżkę i stanął w odpowiedniej pozycji. Remus wstał szybko,
potykając się o własne nogi, zaś Peter wrzasnął i spadł z łóżka.
- Evans?! - Syriusz schował różdżkę.
- Można? – spytała, niby uprzejmie.
- Jakbyś już nie weszła - prychnął Potter, opierając się o kolumnę swojego
łóżka.
- Przyszłam po Dorcas - Ruda kompletnie go zignorowała i wyciągnęła swoją
różdżkę, kierując jej koniec na przyjaciółkę.
- Ej! Najpierw wchodzisz, jak do siebie… - zaczął Syriusz, oburzony.
- Biorę przykład z was - odcięła się, obdarzając go przelotnym spojrzeniem.
- … a później wynosisz, co chcesz?! - dokończył chłopak, wymachując rękoma.
- Zakładając, że „tym czymś”, jest moja przyjaciółka, to tak.
- Bardzo zabawne.
- In…! - Lily zaczęła wykonywać różdżką odpowiednie obroty, by wylewitować
przyjaciółkę z pokoju.
- Czekaj! - Black przerwał jej, idąc w kierunku swojego łóżka. - Zaniosę ją
- zaproponował, krzywiąc się lekko. Zamrugała oczami, ale skinęła głową.
- Eee… Świetnie, chodź.
- Nie sądziłem, że dostaniemy taki wykład! I to przy całej szkole - skarżył
się Syriusz, nazajutrz. Wyszli z Wielkiej Sali, kierując się każdy w swoją
stronę. - Jak mam być szczery, to dawno nie widziałem go takim wkurzonym.
- My, po prostu, się prosimy o porządny ochrzan, stary.
- O, tak! - Obaj wyszczerzyli zęby.
- Co masz? - burknął James, rozcierając sobie skronie.
- Przerwę. - Wzruszył ramionami. - A ty?
-Wspaniałe eliksiry. - Potter wzdrygnął się lekko.
- Współczuję - skomentował szczerze Syr.
- Widzimy się później?
- Jasne.
James poczochrał sobie włosy i ruszył w stronę lochów, poprawiając luźno i
niedbale zawiązany krawat. Zamierzał przyjrzeć się lepiej Snape’owi i jego
zachowaniu. Być może to idiotyczne, ale uważał, że tak trzeba. Przed klasą
stała już prawie cała grupa. Kimberly posłała mu promienny uśmiech, wysuwając
podbródek zadziornie do przodu. Leniwie wykrzywił usta, w postaci swojego
typowego uśmieszku. Przelotnie zerknął na grupę Ślizgonów. Wodzili za nim
wzrokiem przez cały czas. Czuł na sobie ich spojrzenia. Posłał Snape’owi
kpiarskie spojrzenie, pokazując tym samym, że ma go za nic.
- Dyrektor nie był zadowolony, co Potter? - warknął Severus, podchodząc do
niego i zaciskając pięści.
- Och, Śmiecierusie, a ty dalej swoje! - Westchnął teatralnie James. -
Złość Dumbledore’a szybko minie, a wynagradzają mi to szlabany. Wczoraj sam
miałeś okazje przekonać się, z kim - wymruczał, patrząc mu prosto w oczy.
- Ona nigdy z tobą nie będzie! – wrzasnął nieco głośniej niż zamierzał, zapominając,
że wokół są ludzie.
- Tak, jakby cię to obchodziło. Ale wiesz, ze mną przynajmniej rozmawia. -
Wzruszył ramionami, opierając się nonszalancko o ścianę. Kimberly zmarszczyła
czoło, stając niedaleko Jamesa.
- Nienawidzi cię - stwierdził Ślizgon.
- Mylisz się. To ciebie nienawidzi, Snape. Jesteś sługusem tego…
- Zamilcz! - ryknął, zerkając po swoich towarzyszach. Niczego nie zauważyli
i lepiej, żeby tak zostało.
- Nie. Ja mam przynajmniej odwagę głośno powiedzieć, co myślę o nim i jego
wyznawcach - powiedział przenikliwie chłodnym, jadowitym głosem.
- James… - szepnęła przerażona Kimberly, próbując go powstrzymać. James
kompletnie ją zignorował.
- Nie obrażaj Czarnego Pana - ostrzegł grobowym tonem.
- Och, gdzież bym śmiał! - parsknął Rogacz.
- Pochwal się jej, jaki jesteś głupi, mówiąc to głośno - Severus wykrzywił
usta w czymś, co miało być gorzkim uśmiechem.
- Ja? To ty jesteś wiernym pieskiem Voldemorta i nazywasz Evans szlamą - wysyczał, sztywniejąc. -
Nienawidzi cię Snape i tak zostanie, nie pozwolę jej się z tobą zadawać, nigdy
już na ciebie nie spojrzy, nawet jak na przyjaciela!
- Nie! Sectumsempra!
Usłyszała, jak ktoś wymawia słowo, jakby w innym języku. Nie słowo,
zaklęcie. Ale przecież nie wolno im było używać zaklęć na korytarzach! W
dodatku nie znała tego zaklęcia; idiota, który je rzucił, dostanie za swoje.
Zbiegła szybciej po schodach i skręciła za róg. Gdy tylko znalazła się blisko
drzwi klasy eliksirów, stanęła jak wryta. Ktoś wrzasnął, miała wrażenie, że
czas, jakby zatrzymał się w miejscu. Zauważyła, że jakaś dziewczyna, pochyla
się nad kimś, leżącym na podłodze. Obok, płynęła jakaś czerwona maź.
Krew - podpowiedziała jej świadomość. Chudy chłopak o czarnych, tłustych
włosach, stał nad tym wszystkim z różdżką w ręce. Znała go. Jak miał na imię?
- Zabije cię Snape, słyszysz! - piszczała dziewczyna, pochylająca się nad
leżącym. - James, James! Słyszysz mnie?! Niech ktoś, coś zrobi! - Rozejrzała
się dookoła. Kimberly. To była Kimberly.
James… Serce odmówiło jej posłuszeństwa i zaczęło wybijać wojenną piosenkę.
Otworzyła szerzej oczy, modląc się, by to nie była prawda.
- James - szepnęła Lily, odzyskując władzę w nogach. - James, nie! - Tym
razem krzyknęła. Był to przeraźliwy krzyk, pełen bólu. Nie wiedziała, że stać
ją na coś takiego. Podbiegła na miękkich nogach do ciała. Najpierw zauważyła
mnóstwo krwi; upadła, więc na kolana, próbując znaleźć źródło krwawienia. Ale
to nie było jedno miejsce, lecz kilka. Z torsu chłopaka wypływała stale
przerażająca, czerwona maź. Lily odważyła się spojrzeć na oblicze chłopaka… i
jeszcze nigdy nie czuła takiego strachu. Upiornie blada twarz, zroszona była
kropelkami potu, sine usta próbowały złapać nieco oddechu, a orzechowe oczy
stały się czarne.
- James, błagam cię, tylko nic teraz nie mów, oddychaj. - Przyłożyła
zakrwawioną już dłoń do jego zimnego czoła. Nie otrzymała żadnej odpowiedzi.
Kimberly, zrobiła jej nieco miejsca, patrząc ze strachem, jakiego u niej się
nigdy nie widywało. - Idź po McGonagall, kogokolwiek, sprowadź tu kogoś! -
jęknęła ochrypłym, błagalnym głosem Lily, cały czas, starając się zatrzymać
krwawienie.
- Ale…
- Powiedziałam sprowadź tu kogoś Kimberly! - ryknęła, mierząc ją błędnym
spojrzeniem. Dziewczyna wstrzymała oddech, widząc łzy w oczach przyjaciółki.
Podniosła się tak szybko, jak tylko mogła i puściła się biegiem ku wyjściu z
lochów.
- Lily, ja… - szepnął Severus, chwiejąc się lekko.
- Zamknij się! - krzyknęła, zwracając ku niemu twarz. - Jeśli coś mu się
stanie, zemszczę się, słyszysz?! Przysięgam ci, że nie będziesz miał tutaj
życia – zagroziła, śmiertelnie poważnym głosem.
- Ja nie…!
- Nie obchodzi mnie to, Snape! Nie odzywaj się do mnie już nigdy, nigdy
więcej! Nie znam cię. Już nie wiem kim jesteś. - Zmrużyła oczy, znów patrząc na
Rogacza, z którego powoli uchodziło życie. - Błagam cię, James; zrobię wszystko,
tylko proszę nie odchodź. Nie rób mi tego - szeptała tak, by tylko on mógł to
słyszeć. Wiedziała, że może być nieprzytomny, ale czuła się dużo lepiej, mogąc
coś do niego mówić, wtedy miała wrażenie, że nic mu nie jest, że jej odpowie.
Wyjęła różdżkę, starając się przypomnieć sobie, jakieś zaklęcie na tamowanie
krwawienia, ale nic nie przychodziło jej do głowy.
- Lepiej nie - mruknął Severus, patrząc na jej ręce.
- Że, co? - warknęła, mrugając szybko powiekami.
- Nie chodzi mi, o nic złego - uprzedził, zerkając na swoich wystraszonych
towarzyszy. - Mogłabyś mu tylko zaszkodzić, Lily. Poza tym, zaklęcia, które
znamy, nie są na tyle silne, by to powstrzymać – jęknął, zdruzgotany. Dla niej
było to, jak policzek.
- Co masz na myśli, mówiąc, że zaklęcie tego nie powstrzyma? – spytała
głosem wypranym z emocji.
- Dumbledore i Pomfey to powstrzymają - szepnął, patrząc na kałużę krwi.
Cofnął się o kilka kroków. Nie wiedziała kogo przekonuje: siebie, czy ją.
- Nigdzie się nie wybieraj - zagroziła Evans, ciskając w niego błyskawicami
z oczu.
Kątem oka zauważyła, że Ślizgoni, wycofują się powoli. Severus, zbladł
jeszcze bardziej i zaczął iść za „kumplami”. Nie miała już siły nic krzyczeć,
ani nie mogła wstać i zostawić Jamesa samego. Czuła, jak po twarzy spływają jej
gorące, słone łzy. Serce bolało ją tak, jak jeszcze nigdy przedtem. Cały czas,
starała się mówić coś do chłopaka, chociażby po to, żeby wiedział, że go nie
zostawiła.
- Lily, Kimberly już wraca! – zawołała jedna z osób, których wcześniej nie
zauważyła. No tak, przecież eliksiry mieli też uczniowie z innych domów.
Pokiwała, więc głową, na znak, że zrozumiała.
- Tutaj pani profesor! - Usłyszała słaby głos Kim, a później spieszne
kroki.
- Na Brodę Merlina! Co tu się stało? Lily?! - Przerażony głos profesor
McGonagall, kazał jej odwrócić się i spojrzeć za siebie, wprost w pociągłą,
wystraszoną twarz.
- To Severus Snape! - szlochała Kimberly, opierając się o ścianę, by nie
upaść. Szatę miała ubroczoną krwią.
- Potter, słyszysz mnie? Potter! - Profesorka zaczęła sprawdzać mu tętno i
rany.
- Nie reaguje - odezwała się Lil, ochrypłym od łez głosem. - Od początku –
dodała ciszej.
- Zaraz będzie dobrze, Lily - zapewniła McGonagall, patrząc jej w oczy.
Pokiwała głową, pozwalając na zaklęcia, które mamrotała pod nosem profesorka.
Rany krwawiły mniej, ale krwawiły nadal. McGonagall wyczarowała nosze,
powoli lewitując na nie Jamesa.
- Zabieram go do szpitala – oświadczyła, zmartwionym głosem. - Możecie
zawiadomić jego przyjaciół.
- Oczywiście - szepnęła Kimberly, stając koło Evans.
- Jakie to było zaklęcie? - spytała na odchodnym McGonagall.
- Nie wiem, słyszałam je po raz pierwszy - wyznała Ruda, patrząc w swoje
stopy. Całą szatę miała mokrą od krwi Rogacza, nie mogła na to patrzeć.
Skrzywiła się lekko, starając się nie chwiać.
- To brzmiało coś, jak… Sektas… setum… nie pamiętam całej formuły -
wydukała Kimberly. Nauczycielka zmrużyła oczy i kiwnęła głową.
- Lily…? - Tak dobrze znała ten głos i tak strasznie chciała go teraz
usłyszeć, ale nie spodziewała się tego. James zerknął na nią, spod
przymrużonych powiek. Majaczył, ale to się nie liczyło. Mówił, żył.
- Jestem James, jestem. Wszystko będzie dobrze, obiecuję - wyszeptała,
chwytając go za dłoń.
Ciekawe, czy James usłyszał obietnicę Lily i czy ją wykorzysta ^^. A Smarka to ja chyba zamorduję, co za gad! Ciekawe po co Voldkowi James? Lily też zaczną śledzić? A co z Śpiąca Królewną, kiedy się w końcu wybudzi? Kurczę ile pytań xD
OdpowiedzUsuńWiem, wiem, jak to pisałam, to sama miałam ochotę go zamordować
UsuńO niee! Aleś walnęła, kotek huhu^^. Jaki jest Snape! o.O za Jamesa zabić! Aaa ;( czekam na nexta xD lovv ;*
OdpowiedzUsuń;*
Usuńrzeczywiście, trochę chaotyczne, ale ciekawe :). myślę, że Lily się nieźle wrobiła- Potter, jeżeli usłyszał to co do niego mówiła Evans, to nie zostawi tego tak, po prostu. mam nadzieję, że się będzie działo, Smarka zabiją, uduszą, podetną mu gardło zakopią, odkopią, sklonują i jeszcze raz zabiją. a James się wyliże, co nie?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, ann.
[rogacz-vs-ruda.blog.onet.pl]
Tak, chaotycznie to moje drugie imię ;]
UsuńCo za żmija ze Smarka! Normalnie poszatkować go i nadziać na kołek :D Mam nadzieję, że James słyszał to wszystko co mu mówiła Lily...takie to romantyczne...ahh xD [lilus-potter]
OdpowiedzUsuńNo cóż... Snape to Snape...
UsuńLil, kiedy nowa nocia? :)
OdpowiedzUsuńObiecuję, że szybko
UsuńSnape ty skończony @#$%^& , $%^&@ , @#$%^&*!, @#$%^&, @*$&#^! !!!!!!!!
OdpowiedzUsuńN I E C H O N N I E D O T Y K A J A M E S A !
Zgadzam się z przedmówczynią xD
Usuń