poniedziałek, 4 czerwca 2012

010. Żądza krwi

Serce waliło jej, jak szalone. Prawda była taka, że ledwo wiedziała, co się dzieje. Było jej nie tyle ciepło, co promiennie. Czy to nie dziwne określenie, jak na taki stan? Nie dbała o to. Nie dbała nawet o to, że ktoś puka do drzwi. Co z tego? Co z tego, skoro tuż przed nią stał najprzystojniejszy chłopak na całej planecie i obejmował ją ręką w talii?!
- Lily…? - Niepewny głos profesor McGonagall sprowadził ją, chociaż częściowo, na ziemię.
- Cholera! - syknęła, odpychając od siebie chłopaka z siłą, o jaką, by się nie podejrzewała. Profesorka weszła do pomieszczenia z mieszaniną ciężkich uczuć na twarzy: od niepokoju po zdziwienie. - … a za każdym razem kończy się tak samo, Potter i ja już…! Och, pani profesor!
Niewiele myśląc, zaczęła wrzeszczeć na niego cokolwiek przyszło jej do głowy, byleby wyglądało to w miarę realistycznie. James uśmiechnął się szelmowsko, nie zapominając o nutce kpiny w wyrazie swojej perfekcyjnej twarzy. W oczach, paliły mu się żywe iskry. Musiał przyznać, że kiedy trzeba, Evans potrafi się ze wszystkiego nieźle wykaraskać. To, że będzie na niego wrzeszczała, było równie oczywiste, jak to, że po zimie przyjdzie wiosna. A kiedy się denerwowała, również miała rumieńce na twarzy… tak, jak teraz.
- Bardzo przepraszam, nie słyszałam pani! - usprawiedliwiała się Ruda, starając się wyglądać na przekonującą. Miała wrażenie, że McGonagall słyszy mocne bicie jej serca, ba! Że słyszy je każdy w zamku.
- Nic się nie stało, panno Evans - McGonagall wyprostowała się i spojrzała stalowymi oczami na Pottera. Chłopak wcisnął pięści do kieszeni spodni i nonszalancko patrzył na obie, spod rzęs. - Co zrobił tym razem? - Zerknęła wymownie na beznadziejny stan pomieszczenia.
- Już moja wina! Pani profesor, ja stanowczo protestuję! Evans ma po prostu zbyt wybujałą wyobraźnię i widzi rzeczy, których nie ma. To niesprawiedliwe, obrywam po du… głowie, za całe zło tego świata i uważam, że…
- Wystarczy, panie Potter. Następnym razem, zaprowadź go do mnie, Lily. Wtedy nie będzie już taki cwany.
- Nie śmiałbym – zapewnił pseudo-poważnym tonem, James.
- Oczywiście. Jak za każdym razem - warknęła McGonagall, ściągając usta. Rogacz wyszczerzył zęby.
- Potter, zajmiesz się jutro doprowadzeniem tego gabinetu do stanu używalności. A teraz, zapraszam do dormitoriów - zarządziła McGonagall, wychodząc. Długa szata zafalowała w rytm jej kroku.
- Tak jest, pani psor! - ryknął za nią James.
- Boże… - jęknęła Lily, chwytając się za serce.
James odchylił się do tyłu i wybuchnął głośnym śmiechem.
- Nie dygaj tak, Evans! A tak w ogóle, to na czym to my… - zamruczał, powoli się zbliżając.
- Na tym, że jak zaraz stąd nie wyjdziesz, to zginiesz - syknęła Lil, czupurnie. Nie miała ochoty wracać do tego, co się zdarzyło. Bała się, że tym razem nie będzie już na tyle silna. Poza tym, przecież nic się nie zdarzyło!
- Auu…
- Nic nie zaszło, jasne?
- Krystaliczne - przytaknął, puszczając jej perskie oczko.
- Jeśli ktoś się o tym dowie, to przysięgam… - zagroziła.
- O czym się dowie? - przerwał jej James, mrugając niewinnie orzechowymi oczami.
Lily kiwnęła głową, wzięła oddech i wyszła powoli z pomieszczenia. Zrozumiała aluzję.
- Tak trzymaj. Koniec szlabanu - rzuciła na pożegnanie.
Nagle poczuła, że natrafia na swojej drodze na jakąś przeszkodę. Odbiła się od niej z głuchym okrzykiem.
- Co do… Severus?! - Wytrzeszczyła oczy, patrząc na osobę swojego byłego przyjaciela. Nie spodziewała się go tu zastać, w ogóle nikogo się nie spodziewała.
- Witaj, Lily - opowiedział jej, również nieco zaskoczony. - Jest dość późno.
- Owszem, jest. Więc, jeśli można wiedzieć, to co tutaj robisz? - spytała chłodnym głosem. Wyprostowała się, gotowa odeprzeć każdy atak.
- Mógłbym zadać ci… - zaczął, ale Lil przerwała mu niecierpliwie.
- Nie, nie mógłbyś. A nawet, jeśli to ja nie musiałabym ci opowiadać. Jestem prefektem, a o tej porze wycieczki po zamku są niedozwolone, mam rację? - Uniosła jedną brew, tryumfalnie.
- Właśnie, Snape. Nie ładnie włóczyć się tak późno po szkole - James oparł się wygodnie o ścianę, tuż koło Lily. Leniwie uśmiechnął się do Snape’a.
- Potter, nie twój interes, gdzie…
- W rzeczy samej! Nie mój. Tak, jak i nie twoim jest wtykanie długiego nochala w moje sprawy - warknął, tracąc obojętny ton z głosu. Severus zbladł lekko. - Tak wiem, że mnie śledziłeś, idioto. Następnym razem, rób to odrobinę dyskretniej, co?
Chłopak wymamrotał coś pod nosem. Przypominało to stek przekleństw.
- Nie obchodzą mnie twoje sprawy, Potter - mruknął, patrząc na niego spode łba. Lily patrzyła od jednego, do drugiego i z powrotem. Nie rozumiała tego, ale jednego mogła być pewna: James był wkurzony, a to nie najlepiej.
- Ciebie może i nie. Ale najwyraźniej twojego pana, tak - Rogacz niemalże wypluł to zdanie, zupełnie tak, jakby się tego brzydził.
- Zamknij się, Potter! - zawołał Snape z dzikim błyskiem w oku.
- A więc, to prawda, tak? Służysz mu! - Evans wycelowała oskarżycielsko palcem na Ślizgona.
- Lily, słuchaj, to wszystko nie tak!
- Nie myśl, że będę ci nadal wierzyła, Severusie - syknęła chłodno, mrużąc oczy.
- Widzisz, Snape? - James prychnął kpiarsko, akcentując swoją pogardę dla niego. - Możemy, więc mówić ci Śmierciożerco? Chociaż w twoim przypadku trafniejsze byłoby powiedzieć śmieciożerco. – James dokładnie w ten sposób to powiedział: z małej litery.
- Zamknij się, Potter - powtórzył, cofając się o krok.
- Nie. James ma rację - zaprotestowała Ruda, gestykulując ręką. - Jak możesz, być taki głupi i dać się w to wszystko wplątać?
- Lily, nie mów tak, słyszysz?
- Bo, co? Co mi zrobisz, Snape?
- Dobrze wiesz, że nic! Ja nic, ale nie ręczę za innych, Lily błagam cię.
- Przecież jestem szlamą, nie pamiętasz już? - Wyprostowała się, mierząc go spojrzeniem godnym robaka.
- Nie zadawaj się z nim. Nie wolno ci się z nim zadawać, rozumiesz? - Snape podszedł do niej, chwycił za ramiona i potrząsnął mocno. Dziewczyna odskoczyła, jak oparzona. - Obiecaj mi!
- Nie. Nie obiecam ci tego. Nie będziesz mi mówił, co mam robić! Idziemy James. - Wyminęła go, ledwo zaszczycając spojrzeniem. Severus zaklął w sposób, którego nawet James mógłby się powstydzić.
Rogacz popatrzył Severusowi prosto w oczy, przekazując mu tym samym „wygrałem”. To jedno spojrzenie i sposób, w jaki poszedł za Lily, zmroziło Severusowi serce. Nie pozwoli, żeby ten śmieć zagarnął jego… jego… Lily.
„Zemszczę się”…  tyle mówił wzrok Snape’a, kiedy go mijali. Ale jego to nie obchodziło! Czy Severus Snape mógłby się na nim zemścić? Nie! James zarzucił głową i poczochrał sobie włosy, znów przybierając swój typowy, arogancki uśmiech. Dzisiaj nikt nie mógłby mu popsuć humoru. Zerknął na minę Evans. Wyglądała nie tyle, co na wkurzoną, ale zmartwioną, zagubioną. Jej przyjaciel, okazał się być Śmierciożercą, a więc tym, czym ona gardziła, tym, co uważała za najgorsze pod słońcem. Wbrew jej woli poczuł to, wiedział, że jest jej ciężko.
- Trzymasz się? - mruknął bezbarwnym głosem.
- Jest okay. - Skinęła niezauważalnie głową. Nie była jeszcze gotowa na rozmowę o tym i on to zauważył. - Do jutra, James.
- Branoc, Słodka.


- Ty chyba serio, dawno po dupie nie oberwałeś! - wrzasnął Syriusz.
- Eej! Taki był plan - żachnął się James, nie rozumiejąc reakcji przyjaciela.
- Nie mówię o Evans, idioto! - Łapa wywrócił oczyma, wyrzucając ręce w górę.
- Nie? - zdziwił się. Zrobił głupią minę, typu „to, czego się czepiasz” i zaczął wodzić wzrokiem za spacerującym w te i z powrotem Syriuszem.
- O Snape’a! Boże, jakiś ty dzisiaj tępy!
- Nie pozwalaj sobie.
- Chodzi mi o to, że skoro on cię śledził, to chyba coś jest na rzeczy, nie? - tłumaczył Black, starając się być miłym.
- Niby, co? - burknął James, nieszczególnie zainteresowany. Co go obchodziła sprawa z durnym Śmiecierusem?! Evans była ważniejsza, prawda? Dlaczego Łapa tego nie rozumiał? Zawsze był po jego „stronie”. Syriuszowi zadrgała powieka.
- Nie no, pierdolca z nim dostanę - warknął, kierując się w przestrzeń.
- Syriuszu, wylaksuj.
- Jest rozkojarzony, ta dziewczyna robi z nim co chce i dlatego nie myśli racjonalnie - stwierdził spokojnie Remus.
- Ej, ja tu jestem! I żadna dziewczyna nie robi ze mną, co chce! - Wycelował palcem w Lupina, mrużąc oczy. W głębi duszy czuł, że Lily Evans mogłaby faktycznie z nim zrobić wszystko. Ale to nie znaczy, że ma się do tego publicznie przyznawać. Lunio wymamrotał coś w rodzaju „nie wątpię” i uśmiechnął się wrednie.
- Wracając do tematu - Syriusz sprowadził ich rozmowę na właściwe tory, zaciskając odpowiednio mocno zęby. James, Remus i Peter popatrzyli na niego, chociaż nie wszystkim ten temat się podobał. James wcale nie chciał, o tym mówić; to bezcelowe. – Słuchaj, Rogaczu, jeśli Snape zaczął za tobą łazić, to albo szuka guza, w co osobiście wątpię, bo ma ich aż nadto, albo On mu kazał. Wiesz o tym dobrze. I wiesz, że powinieneś był nam powiedzieć! - Uderzył pięścią w swoją dłoń, siadając na łóżku Petera. Chłopak uniósł wysoko brwi.
- Ta, rozgość się; fajnie, że pytasz - mruknął Glizdogon do swoich stóp.
- Co? A tak, dzięki - rzucił Syriusz przez ramie, nadal wpatrując się w Jamesa.
- Słuchaj, Łapo, niepotrzebnie w ogóle mu cokolwiek mówiłem. Trzeba było pozwolić mu działać. Przynajmniej wiedzielibyśmy, o co chodzi. Miałem zamiar wam powiedzieć. Śledził mnie, kiedy szedłem na szlaban u Evans. Więc, kiedy miałem powiedzieć? - warknął niecierpliwie James.
- Dobra - Syr wypuścił głośno powietrze. - Powiedzmy, że ci wierze.
- Nie masz wyjścia - Potter wysunął do przodu podbródek, zadziornie.
- Masz zamiar powiedzieć Dumbledore’owi, gdy już będziesz wiedział więcej? - spytał Remus, marszcząc czoło.
- Zwariowałeś?! - wrzasnęli razem Syriusz i James.
- Przecież to idiotyczne! - dodał Łapa.
- Czułbym się jak tchórz - przyznał James niechętnie.
- Zresztą, to tylko Śmiecierus - Black machnął lekceważąco ręką.
- Nic nie zrobi - Rogacz uśmiechnął się leniwie.
- Sami się tym zajmiemy.
- Wiecie, co jest najgorsze? - Westchnął Lupin, patrząc po nich.
- Co? - burknął James, nie zwracając uwagi na ton swojego głosu.
- To, że powiedziałeś to przy Lily – odparł, bez ogródek, Lunatyk, wzruszając ramionami.
Potter wyprostował się i zamrugał kilkakrotnie.
- Cholera - zaklął Syriusz, patrząc, na wciąż uśpioną Dorcas.
- Jak myślicie? Co zrobi? - odezwał się Pettrigew, zaniepokojonym głosem.
- Znając życie, powie McGonagall i będzie męczyła Rogacza o szczegóły. Do Śmiecierusa się raczej nie zwróci - wydedukował Łapa, obojętnie.
- Czyli tak, czy tak, jestem udupiony - podsumował Potter, kręcąc głową z niesmakiem. - Chociaż... - W orzechowych oczach zaświeciły się niebezpieczne iskierki. Łapa uniósł wysoko brwi. Chyba wolał nie wiedzieć, ale ciekawość oczywiście była silniejsza.
- Chociaż…? - powtórzył dociekliwie.
- Mam na nią haka. Sądzicie, że zaryzykuje swoją opinią? - Uśmiechnął się arogancko.
- Już wiem, dlaczego się przyjaźnimy. Stary, powraca mi wiara w ciebie - Syriusz wyszczerzył białe ząbki.
- A ja, nadal nie wiem, jakim cudem tu trafiłem - Lunio pokręcił głową z dezaprobatą.
- Och, daj spokój to, że masz mały futerkowy problem, nie znaczy, że zaraz tu nie pasujesz! - zaprotestował James, zmieniając temat. Doskonale wiedzieli, że chodzi raczej o charakter. Remus zaśmiał się gardłowo.
- Mogłem się spodziewać takiej odpowiedzi.


- Więc, która w końcu tam idzie? – Kimberly, wywróciła wyrazistymi oczami z irytacją.
- Nie lepiej byłoby ją przenieść? - wymamrotała Lily pod nosem. - Ja nie pójdę, nie tym razem - jęknęła przepraszającym tonem. Kimberly uniosła jeden kącik ust do góry.
- Niby, czemu? - parsknęła Mary. Lily zmierzyła ją chłodnym spojrzeniem.
- Tak, jakbyś nie wiedziała kto tam mieszka - burknęła, krzyżując ręce.
- Och, właśnie opowiadaj jak tam szlaban? - Jodi usiadła na łóżku po turecku i uśmiechnęła się niewinnie. Krótki warkoczyk przerzuciła na jedno ramie.
- Nie pytaj - Lily skrzywiła się teatralnie.
- Tak źle? - Kimberly uniosła jedną brew do góry.
- Czy tak dobrze? - Zachichotała Mary.
- Ej no! Jasne, że źle - prychnęła Ruda, urażonym głosem.
Jodi i Mary zaśmiały się. Kimberly wyszczerzyła zęby.
- Skoro tak mówisz - zgodziła się Kimberly z iście huncwockim uśmiechem.
- Możemy zmienić temat? - żachnęła się Evans, na wydechu.
- Mary? Przejdziesz się do braciszka? - Kimberly zatrzepotała rzęsami.
- Jakby ci to powiedzieć, kochana… nie mam przyjemności w oglądaniu go 24 godziny na dobę.
- Ja myślisz mam?
- Kiedyś z nim chodziłaś.
- Cieszę się, że zauważyłaś, ze to było kiedyś.
- Jodi? - Macdonald nie spuściła wzroku z Kim.
- Nie ma mowy! Dobrze wiecie, że ja i chłopaki, to nie jest odpowiednie zestawienie - odpowiedziała szybko Jodi, poruszając się gwałtownie na łóżku.
Kim ponownie uniosła szybko brew.
- Lily, rozumiem, że też nie masz zamiaru tam iść? - Kimberly przyjęła pojedynek Mary na spojrzenia.
- Och, a czy tak ciężko jest ją przenieść?
Lily wstała i z impetem wyszła z pokoju, przy chóralnym „czekaj!”. Dlaczego robiły z tego taki problem?!
Bez pukania weszła do odpowiedniego dormitorium w korytarzu chłopców.
- Co jest, do…? - zawołał z oburzeniem James, podnosząc się na nogi. Łapa wyciągnął różdżkę i stanął w odpowiedniej pozycji. Remus wstał szybko, potykając się o własne nogi, zaś Peter wrzasnął i spadł z łóżka.
- Evans?! - Syriusz schował różdżkę.
- Można? – spytała, niby uprzejmie.
- Jakbyś już nie weszła - prychnął Potter, opierając się o kolumnę swojego łóżka.
- Przyszłam po Dorcas - Ruda kompletnie go zignorowała i wyciągnęła swoją różdżkę, kierując jej koniec na przyjaciółkę.
- Ej! Najpierw wchodzisz, jak do siebie… - zaczął Syriusz, oburzony.
- Biorę przykład z was - odcięła się, obdarzając go przelotnym spojrzeniem.
- … a później wynosisz, co chcesz?! - dokończył chłopak, wymachując rękoma.
- Zakładając, że „tym czymś”, jest moja przyjaciółka, to tak.
- Bardzo zabawne.
- In…! - Lily zaczęła wykonywać różdżką odpowiednie obroty, by wylewitować przyjaciółkę z pokoju.
- Czekaj! - Black przerwał jej, idąc w kierunku swojego łóżka. - Zaniosę ją - zaproponował, krzywiąc się lekko. Zamrugała oczami, ale skinęła głową.
- Eee… Świetnie, chodź.


- Nie sądziłem, że dostaniemy taki wykład! I to przy całej szkole - skarżył się Syriusz, nazajutrz. Wyszli z Wielkiej Sali, kierując się każdy w swoją stronę. - Jak mam być szczery, to dawno nie widziałem go takim wkurzonym.
- My, po prostu, się prosimy o porządny ochrzan, stary.
- O, tak! - Obaj wyszczerzyli zęby.
- Co masz? - burknął James, rozcierając sobie skronie.
- Przerwę. - Wzruszył ramionami. - A ty?
-Wspaniałe eliksiry. - Potter wzdrygnął się lekko.
- Współczuję - skomentował szczerze Syr.
- Widzimy się później?
- Jasne.
James poczochrał sobie włosy i ruszył w stronę lochów, poprawiając luźno i niedbale zawiązany krawat. Zamierzał przyjrzeć się lepiej Snape’owi i jego zachowaniu. Być może to idiotyczne, ale uważał, że tak trzeba. Przed klasą stała już prawie cała grupa. Kimberly posłała mu promienny uśmiech, wysuwając podbródek zadziornie do przodu. Leniwie wykrzywił usta, w postaci swojego typowego uśmieszku. Przelotnie zerknął na grupę Ślizgonów. Wodzili za nim wzrokiem przez cały czas. Czuł na sobie ich spojrzenia. Posłał Snape’owi kpiarskie spojrzenie, pokazując tym samym, że ma go za nic.
- Dyrektor nie był zadowolony, co Potter? - warknął Severus, podchodząc do niego i zaciskając pięści.
- Och, Śmiecierusie, a ty dalej swoje! - Westchnął teatralnie James. - Złość Dumbledore’a szybko minie, a wynagradzają mi to szlabany. Wczoraj sam miałeś okazje przekonać się, z kim - wymruczał, patrząc mu prosto w oczy.
- Ona nigdy z tobą nie będzie! – wrzasnął nieco głośniej niż zamierzał, zapominając, że wokół są ludzie.
- Tak, jakby cię to obchodziło. Ale wiesz, ze mną przynajmniej rozmawia. - Wzruszył ramionami, opierając się nonszalancko o ścianę. Kimberly zmarszczyła czoło, stając niedaleko Jamesa.
- Nienawidzi cię - stwierdził Ślizgon.
- Mylisz się. To ciebie nienawidzi, Snape. Jesteś sługusem tego…
- Zamilcz! - ryknął, zerkając po swoich towarzyszach. Niczego nie zauważyli i lepiej, żeby tak zostało.
- Nie. Ja mam przynajmniej odwagę głośno powiedzieć, co myślę o nim i jego wyznawcach - powiedział przenikliwie chłodnym, jadowitym głosem.
- James… - szepnęła przerażona Kimberly, próbując go powstrzymać. James kompletnie ją zignorował.
- Nie obrażaj Czarnego Pana - ostrzegł grobowym tonem.
- Och, gdzież bym śmiał! - parsknął Rogacz.
- Pochwal się jej, jaki jesteś głupi, mówiąc to głośno - Severus wykrzywił usta w czymś, co miało być gorzkim uśmiechem.
- Ja? To ty jesteś wiernym pieskiem Voldemorta i nazywasz Evans szlamą - wysyczał, sztywniejąc. - Nienawidzi cię Snape i tak zostanie, nie pozwolę jej się z tobą zadawać, nigdy już na ciebie nie spojrzy, nawet jak na przyjaciela!
- Nie! Sectumsempra!


Usłyszała, jak ktoś wymawia słowo, jakby w innym języku. Nie słowo, zaklęcie. Ale przecież nie wolno im było używać zaklęć na korytarzach! W dodatku nie znała tego zaklęcia; idiota, który je rzucił, dostanie za swoje. Zbiegła szybciej po schodach i skręciła za róg. Gdy tylko znalazła się blisko drzwi klasy eliksirów, stanęła jak wryta. Ktoś wrzasnął, miała wrażenie, że czas, jakby zatrzymał się w miejscu. Zauważyła, że jakaś dziewczyna, pochyla się nad kimś, leżącym na podłodze. Obok, płynęła jakaś czerwona maź.
Krew - podpowiedziała jej świadomość. Chudy chłopak o czarnych, tłustych włosach, stał nad tym wszystkim z różdżką w ręce. Znała go. Jak miał na imię?
- Zabije cię Snape, słyszysz! - piszczała dziewczyna, pochylająca się nad leżącym. - James, James! Słyszysz mnie?! Niech ktoś, coś zrobi! - Rozejrzała się dookoła. Kimberly. To była Kimberly.
James… Serce odmówiło jej posłuszeństwa i zaczęło wybijać wojenną piosenkę. Otworzyła szerzej oczy, modląc się, by to nie była prawda.
- James - szepnęła Lily, odzyskując władzę w nogach. - James, nie! - Tym razem krzyknęła. Był to przeraźliwy krzyk, pełen bólu. Nie wiedziała, że stać ją na coś takiego. Podbiegła na miękkich nogach do ciała. Najpierw zauważyła mnóstwo krwi; upadła, więc na kolana, próbując znaleźć źródło krwawienia. Ale to nie było jedno miejsce, lecz kilka. Z torsu chłopaka wypływała stale przerażająca, czerwona maź. Lily odważyła się spojrzeć na oblicze chłopaka… i jeszcze nigdy nie czuła takiego strachu. Upiornie blada twarz, zroszona była kropelkami potu, sine usta próbowały złapać nieco oddechu, a orzechowe oczy stały się czarne.
- James, błagam cię, tylko nic teraz nie mów, oddychaj. - Przyłożyła zakrwawioną już dłoń do jego zimnego czoła. Nie otrzymała żadnej odpowiedzi. Kimberly, zrobiła jej nieco miejsca, patrząc ze strachem, jakiego u niej się nigdy nie widywało. - Idź po McGonagall, kogokolwiek, sprowadź tu kogoś! - jęknęła ochrypłym, błagalnym głosem Lily, cały czas, starając się zatrzymać krwawienie.
- Ale…
- Powiedziałam sprowadź tu kogoś Kimberly! - ryknęła, mierząc ją błędnym spojrzeniem. Dziewczyna wstrzymała oddech, widząc łzy w oczach przyjaciółki. Podniosła się tak szybko, jak tylko mogła i puściła się biegiem ku wyjściu z lochów.
- Lily, ja… - szepnął Severus, chwiejąc się lekko.
- Zamknij się! - krzyknęła, zwracając ku niemu twarz. - Jeśli coś mu się stanie, zemszczę się, słyszysz?! Przysięgam ci, że nie będziesz miał tutaj życia – zagroziła, śmiertelnie poważnym głosem.
- Ja nie…!
- Nie obchodzi mnie to, Snape! Nie odzywaj się do mnie już nigdy, nigdy więcej! Nie znam cię. Już nie wiem kim jesteś. - Zmrużyła oczy, znów patrząc na Rogacza, z którego powoli uchodziło życie. - Błagam cię, James; zrobię wszystko, tylko proszę nie odchodź. Nie rób mi tego - szeptała tak, by tylko on mógł to słyszeć. Wiedziała, że może być nieprzytomny, ale czuła się dużo lepiej, mogąc coś do niego mówić, wtedy miała wrażenie, że nic mu nie jest, że jej odpowie. Wyjęła różdżkę, starając się przypomnieć sobie, jakieś zaklęcie na tamowanie krwawienia, ale nic nie przychodziło jej do głowy.
- Lepiej nie - mruknął Severus, patrząc na jej ręce.
- Że, co? - warknęła, mrugając szybko powiekami.
- Nie chodzi mi, o nic złego - uprzedził, zerkając na swoich wystraszonych towarzyszy. - Mogłabyś mu tylko zaszkodzić, Lily. Poza tym, zaklęcia, które znamy, nie są na tyle silne, by to powstrzymać – jęknął, zdruzgotany. Dla niej było to, jak policzek.
- Co masz na myśli, mówiąc, że zaklęcie tego nie powstrzyma? – spytała głosem wypranym z emocji.
- Dumbledore i Pomfey to powstrzymają - szepnął, patrząc na kałużę krwi. Cofnął się o kilka kroków. Nie wiedziała kogo przekonuje: siebie, czy ją.
- Nigdzie się nie wybieraj - zagroziła Evans, ciskając w niego błyskawicami z oczu.
Kątem oka zauważyła, że Ślizgoni, wycofują się powoli. Severus, zbladł jeszcze bardziej i zaczął iść za „kumplami”. Nie miała już siły nic krzyczeć, ani nie mogła wstać i zostawić Jamesa samego. Czuła, jak po twarzy spływają jej gorące, słone łzy. Serce bolało ją tak, jak jeszcze nigdy przedtem. Cały czas, starała się mówić coś do chłopaka, chociażby po to, żeby wiedział, że go nie zostawiła.
- Lily, Kimberly już wraca! – zawołała jedna z osób, których wcześniej nie zauważyła. No tak, przecież eliksiry mieli też uczniowie z innych domów. Pokiwała, więc głową, na znak, że zrozumiała.
- Tutaj pani profesor! - Usłyszała słaby głos Kim, a później spieszne kroki.
- Na Brodę Merlina! Co tu się stało? Lily?! - Przerażony głos profesor McGonagall, kazał jej odwrócić się i spojrzeć za siebie, wprost w pociągłą, wystraszoną twarz.
- To Severus Snape! - szlochała Kimberly, opierając się o ścianę, by nie upaść. Szatę miała ubroczoną krwią.
- Potter, słyszysz mnie? Potter! - Profesorka zaczęła sprawdzać mu tętno i rany.
- Nie reaguje - odezwała się Lil, ochrypłym od łez głosem. - Od początku – dodała ciszej.
- Zaraz będzie dobrze, Lily - zapewniła McGonagall, patrząc jej w oczy. Pokiwała głową, pozwalając na zaklęcia, które mamrotała pod nosem profesorka.
Rany krwawiły mniej, ale krwawiły nadal. McGonagall wyczarowała nosze, powoli lewitując na nie Jamesa.
- Zabieram go do szpitala – oświadczyła, zmartwionym głosem. - Możecie zawiadomić jego przyjaciół.
- Oczywiście - szepnęła Kimberly, stając koło Evans.
- Jakie to było zaklęcie? - spytała na odchodnym McGonagall.
- Nie wiem, słyszałam je po raz pierwszy - wyznała Ruda, patrząc w swoje stopy. Całą szatę miała mokrą od krwi Rogacza, nie mogła na to patrzeć. Skrzywiła się lekko, starając się nie chwiać.
- To brzmiało coś, jak… Sektas… setum… nie pamiętam całej formuły - wydukała Kimberly. Nauczycielka zmrużyła oczy i kiwnęła głową.
- Lily…? - Tak dobrze znała ten głos i tak strasznie chciała go teraz usłyszeć, ale nie spodziewała się tego. James zerknął na nią, spod przymrużonych powiek. Majaczył, ale to się nie liczyło. Mówił, żył.
- Jestem James, jestem. Wszystko będzie dobrze, obiecuję - wyszeptała, chwytając go za dłoń.


12 komentarzy:

  1. Ciekawe, czy James usłyszał obietnicę Lily i czy ją wykorzysta ^^. A Smarka to ja chyba zamorduję, co za gad! Ciekawe po co Voldkowi James? Lily też zaczną śledzić? A co z Śpiąca Królewną, kiedy się w końcu wybudzi? Kurczę ile pytań xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem, jak to pisałam, to sama miałam ochotę go zamordować

      Usuń
  2. O niee! Aleś walnęła, kotek huhu^^. Jaki jest Snape! o.O za Jamesa zabić! Aaa ;( czekam na nexta xD lovv ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. rzeczywiście, trochę chaotyczne, ale ciekawe :). myślę, że Lily się nieźle wrobiła- Potter, jeżeli usłyszał to co do niego mówiła Evans, to nie zostawi tego tak, po prostu. mam nadzieję, że się będzie działo, Smarka zabiją, uduszą, podetną mu gardło zakopią, odkopią, sklonują i jeszcze raz zabiją. a James się wyliże, co nie?
    Pozdrawiam, ann.
    [rogacz-vs-ruda.blog.onet.pl]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, chaotycznie to moje drugie imię ;]

      Usuń
  4. Co za żmija ze Smarka! Normalnie poszatkować go i nadziać na kołek :D Mam nadzieję, że James słyszał to wszystko co mu mówiła Lily...takie to romantyczne...ahh xD [lilus-potter]

    OdpowiedzUsuń
  5. Lil, kiedy nowa nocia? :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Snape ty skończony @#$%^& , $%^&@ , @#$%^&*!, @#$%^&, @*$&#^! !!!!!!!!
    N I E C H O N N I E D O T Y K A J A M E S A !

    OdpowiedzUsuń