poniedziałek, 4 czerwca 2012

011. Oko za oko cz. I



- Może cię zmienić? - Jodi patrzyła z głupią miną, jak jej przyjaciółka wierci się na niewygodnym krześle. Lily myśląc gorączkowo i marszcząc czoło, jakby zastanawiała się nad jakimś wyjątkowo trudnym zadaniem, układała się na tysiąc sposobów przy łóżku, na którym leżał James.
- Ha! - wykrzyknęła w końcu, opierając kolano na łóżku. Uśmiechnęła się tryumfalnie, dumna z osiągnięcia. - Co mówiłaś? - Uniosła głowę do przyjaciółek. - Ach, zmienić? Nie, nie. Jest dobrze.
- Okay - bąknęła Jodi, unosząc wysoko brwi i przeciągając sylaby. Lily podparła głowę na łokciu, starając się uśmiechać do dziewczyn. Mary, Kimberly i Jodi wymieniły znaczące spojrzenia.
- Daj spokój! Siedzisz tu już bite kilka godzin! - wybuchła Mary. - Ileż można? - Wyrzuciła w górę ręce.
- Słuchajcie to nic takiego, po prostu… siedzę sobie. - Wzruszyła ramionami dając im do zrozumienia, że to nic szczególnego. Zakryła usta dłonią, maskując ziewnięcie.
- Jasne. - Kimberly wywróciła oczyma.
- Obudził się w ogóle? - mruknęła Jodi, nachylając się delikatnie do przodu. Okulary zsunęły jej się lekko z nosa.
- Tylko raz. Na chwilę - szepnęła Lily, krzywiąc się delikatnie. - Pomfey musiała wiedzieć co go boli. Ale prawie od razu zemdlał.
Syknęły chóralnie. Krew nadal upływała z Rogacza powoli, sącząc się w ręczniki, które zaczarowane, nie nabierały krwi i nie brudziły pościeli. Dostał jakiś eliksir, który miał uśmierzyć ból i utrzymać go we śnie. Wiedziała, że pośpi jeszcze kilka następnych godzin, ale nie mogła zostawić go samego. Pomfey pierwszy raz widziała to zaklęcie, pierwszy raz się z nim zetknęła. Lily wiedziała, dlaczego. Severus często pisał nowe zaklęcia o dziwnych działaniach. Dziwnych… A nie przerażających. Oprócz tego jednego. Bo to musiało być jego zaklęcie.
- Długo masz zamiar jeszcze tu być?
- Nie wiem - odpowiedziała szczerze. Serce bolało ją coraz bardziej, kiedy patrzyła na bladego Jamesa. Westchnęła.
Usłyszały huk otwieranych z impetem drzwi. Do skrzydła szpitalnego wpadł Syriusz, jak zwykle z niedbale zawiązanym krawatem i wyciągniętą na wierzch koszulą.
- Przed chwilą się dowiedziałem, że mój najlepszy przyjaciel leży w szpitalu od ponad czterech godzin, bo jakiś pieprznięty gnojek walnął go zaklęciem! I ja się pytam: dlaczego, do cholery, nikt mi nic nie powiedział?! - ryknął na całą salę, idąc szybko ku nim.
- Nie powiedziałyście mu? - szepnęła Lily, wytrzeszczając oczy z przerażenia.
- Jakoś tak… - Mary zrobiła przepraszającą minę.
- Nie było okazji - dokończyła Kimberly.
Lily wywróciła oczyma.
- Co tu się dzieje?! Panie Black, będę zmuszona pana wyrzucić, jeśli krzyknie pan choćby jeszcze raz w moim szpitalu! - Szkolna pielęgniarka wybiegła ze swojego gabinetu, stając na drodze Syriuszowi.
- Mój przyjaciel tam leży i na tą chwilę gwiżdżę na pani zakazy - warknął chłodno. Skrzydełka nozdrzy drgały mu szybko. Bez krępacji patrzył pielęgniarce w oczy. Skuliła się w sobie, automatycznie schodząc mu z drogi.
- Syriuszu spokojnie, nie możesz tak sobie po prostu krzyczeć na… - zaczęła delikatnie Lily, wstając. Zachwiała się lekko czując, że nogi odmawiają jej posłuszeństwa. Spróbowała dyskretnie się rozruszać.
- Spokojnie…? Spokojnie Evans? - powtórzył, mrożąc ją spojrzeniem. Zmarszczyła czoło. Starała się przekonać go, wytrzymując siłę lodowatego spojrzenia królewsko-błękitnych oczu. Łapa wciągnął ze świstem powietrze i powoli wypuścił. - Wiedziałyście! Wiedziałyście i żadna z was nawet nic nie pisnęła! - wyrzucił z siebie, kierując się do niej. Poczuła, że w oczach zbierają jej się łzy. Nie wytrzymywała presji. Poczucie winy z powodu stanu Jamesa i to, że Syriusz oskarża ją o egoizm spowodowały, że broda zaczęła jej drgać.
- Syriuszu, powiedziałabym ci, ale…
- Ale?!
- Ja… no, bo…
- Och, błagam! - Mary podeszła pod niego i założyła wojowniczo ręce na biodra. - Siedziała tu cały czas! Odkąd tylko go przynieśli! Waruje przy nim, widzisz?! Nie może już usiedzieć, bo nogi jej cierpnął, aby wstanie, zobacz jak się chwieje! Nie jadła obiadu. Prawdę mówiąc nic nie jadła, a ty masz cholera pretensje, że nie raczyła ci nic powiedzieć?! Mógłbyś już prędzej obwiniać mnie albo Kimberly! - krzyknęła, gestykulując.
- Dobra - mruknął na wydechu, wmurowany. Zerknęli na Lily, której broda zaczęła się trząść jeszcze bardziej. Zielone oczy rozmazała tafla łez. - O nie… - jęknął Łapa, całkowicie tracąc wcześniejszy chłód. - Chyba nie zamierzasz teraz płakać? Proszę cię, nie rób mi tego.
Pokręciła przecząco głową, trzęsąc się. Patrzyła Syriuszowi w oczy, bojąc się odezwać. Wiedziała, że nie wydusiłaby z siebie ani słowa. Podeszła szybko do Blacka i wtuliła się w niego, pozwalając sobie na łzy; na płacz. Chłopak wytrzeszczył oczy, nie bardzo wiedząc, co ma zrobić z rękoma. W końcu poklepał ją delikatnie po plecach.
- Moja koszula… - wymamrotał po nosem, przytulając ją do siebie. - Boże jak ty się trzęsiesz!
- Przepraszam - wychrypiała mu w tors.
Syriusz zerknął na Mary, która rozdziawiła usta i stała, jak wryta. Za nią podobną minę miała Kimberly. Jodi zmarszczyła czoło i przygryzła wargę najwyraźniej starając się nie rozpłakać, tak jak Lily.
- Nie, błagam cię - mruknął Łapa bezsilnie do Ferrante.
- Syriuszu to moja wina - szlochała Lily, zaciskając pięści na szacie Blacka.
- Że co?! O czym ty mówisz? - Ruda pokręciła tylko głową. - O czym ona mówi? - zwrócił się do dziewczyn, nie oczekując odpowiedzi od Lil.
- Myśli, że to przez nią James oberwał - powiedziała Kimberly otrząsając się z szoku.
- Niby czemu? - prychnął.
- Bo poszło o nią.
- Jak to "o nią"? - Syriusz diametralnie spoważniał i zacisnął szczękę.
- No… normalnie. O nią. - Wzruszyła ramionami Kim, starając się przekrzyczeć płacz przyjaciółki.
- Kto to zrobił? - spytał ostro. Zacisnął dłonie w pięści na plecach Lily, która uniosła szybko głowę.
- Kim, nie! Proszę! - szepnęła Lily ochryple.
- Pytam: kto to zrobił! - Ale to nie było pytanie, to był rozkaz. Mary skrzywiła się lekko. Dawno nie widziała swojego kuzyna w takim stanie. Kimberly wyglądała na mocno przestraszoną, a Jodi przeskakiwała wzrokiem po przyjaciołach.
- Syriuszu, nie. To nic nie da - Lily otarła czerwone oczy i starała się zwrócić na siebie jego uwagę.
- Nie wtrącaj się - rzucił krótko. - Kimberly, to musiało być w lochach, więc jest kupę świadków, a jeśli dowiem się tego od kogoś innego to przysięgam, że… zaraz. W lochach są eliksiry. A eliksiry są z… - Urwał wpół zdania, dostając nagłego olśnienia. - Nie no, zabiję gada! Zginie! Cholera jasna! Zamorduję skur… – wrzasnął, ściskając z całej siły Lily.
- Auu!
- Wybacz - syknął. Rozluźnił uścisk i pozwolił jej usiąść na brzegu łóżka. Sam zaczął chodzić w tę i z powrotem, śmiejąc się chorobliwie. Nie, to nie było normalne. - Wy chyba sobie żartujecie?! Ten śmieć miał czelność go atakować?! Przecież nie urodził się wczoraj! Musiał wiedzieć, że się zemszczę. Nie daruję mu!
- Syriuszu to nie było zaplanowane! Przysięgam, że jak rzucił w niego tym zaklęciem był śmiertelnie przerażony! - zaczęła Kimberly, starając się ratować sytuację. Wiedziała, że Black nie żartuje mówiąc „zabiję gada”. Osobiście nie miała nic przeciwko temu, sama miała ochotę to zrobić tak, jak i Lily, ale wiedziała, że odbije się to na Syriuszu, a tego nie chcieli. I tak był na „cenzurowanym”, wiecznie wpadał w jakieś kłopoty.
- To niczego nie zmienia, Kimberly. Jeśli myślisz, że tą gadką uratujesz mu tyłek to się grubo mylisz - zastrzegł od razu, dopiero teraz zatrzymując się i celując w nią palcem.
- Syriuszu, proszę - szepnęła Lily.
- Nie! Nie rozumiesz?! - Spojrzał na nią z furią. - On omal nie zabił Jamesa! Wiele może mu ujść na sucho, ale nie to. Nie on, jasne? Możecie mówić, co chcecie, możecie mnie zatrzymać teraz, ale kiedyś go dopadnę. To nie musi być dzisiaj, są jeszcze inne dni - powiedział z przekonaniem.
- Jestem z tobą, kuzynie. Ale jestem też pewna, że im chodzi o to, że to się odbije na tobie rykoszetem - Mary podeszła pod niego, wbijając pięści w kieszenie szaty.
- Nie obchodzi mnie to.
- Wydalą cię ze szkoły.
- To trudno.
- To szkoła!
- No i?
- Nie mów, że nie robi ci to różnicy.
- Bo nie robi.
- A co z przyszłością?
- Jakby cię to obchodziło.
- Ciebie zawsze obchodziło.
- W skrytce u Gringotta jest dużo złota.
- Och, serio?                                                                                  
- A co, jakby to była któraś z nich?
Syriusz wskazał dziewczyny stojące wokół łóżka Jamesa.
Mary zatrzymała się na chwilę, by z siłą i przekonaniem powiedzieć:
- Zginąłby.
Syriusz uśmiechnął się do niej.
- Że co?! - wypaliła Lily, wstając. – Mary, żartujesz prawda? - prychnęła do dziewczyny. Na szczęście zdążyła się już uspokoić.
- Bynajmniej.
- Wiesz jak on może za to oberwać?
- Wiem. I on też wie.
- On tu stoi - burknął Łapa.
- Szyyy - uciszyła go Lily. - Nie bądź dziecinna! To się może naprawdę źle skończyć! Pal sześć ze Snapem, ale mówię o nim. - Wskazała na Syriusza. Chłopak uniósł jedną brew.
- Powiedz mi coś Lily, gdyby to była na przykład Dorcas, nie chciałabyś się zemścić?
Evans wyobraziła sobie na miejscu Jamesa Dorcas i… efekt był ten sam. I w jednym i w drugim przypadku miała ochotę zmieść Severusa z powierzchni Ziemi. Nie wiedziała, jak się zachowa, gdy go spotka. Na tą chwilę… pewnie rzuciłaby się na niego i rozbiła pierwszy lepszy przedmiot na jego pustej głowie. Pokręciła głową i westchnęła ciężko.
- Słuchaj Mary… gdyby nie to, że można wylecieć, Snape pewnie już by nie żył, ale tu chodzi o to, żeby nie zaszkodzić sobie samym.
- Więc ma nie ponieść w związku z tym żadnych konsekwencji z naszej strony? - wtrącił się Syriusz.
- Pomyślcie, jak on musi się teraz czuć! - jęknęła Lil, przemawiając do tej lepszej strony Mary i Syriusza.
- Wspaniale? - zaproponował Łapa. Najwyraźniej jego „lepsza część” nie istniała. Lily zrobiła sceptyczną minę. - No, chyba mi nie chcesz powiedzieć, że mu przykro?
- Tak, to właśnie chcę powiedzieć. Na pewno bardzo tego żałuje - oświadczyła bez przekonania. Syriusz prychnął cicho. - No dobrze, już dobrze! Nie wiem, co czuje, ale to nie znaczy, że jest z siebie dumny! Kimberly mówiła, że był przerażony! Kiedy ja go widziałam też taki był. Przepraszał mnie za to!
- Bo zobaczył, że się wściekłaś! James nic go nie obchodzi!
- Och, głupie gadanie. - Machnęła ręką lekceważąco.
Syriusz popatrzył na kumpla leżącego na łóżku. Wyglądał fatalnie: blady, chudy, wycieńczony, z podkrążonymi oczami i w białych, szpitalnych ciuchach. Skrzywił się mimo woli. Najgorsze było to, że nie mógł myśleć o tym, co się stało Jamesowi, bo od razu widział przed oczami zadowoloną z siebie ziemistą, pociągłą twarz Severusa Snape’a. Zazgrzytał zębami, mrużąc oczy.
- Muszę już iść - wymamrotał twardo, nie spuszczając wzroku z przyjaciela. - Jak się obudzi, dajcie mi znać - syknął, wychodząc szybkim krokiem ze skrzydła szpitalnego.
- Nie rób nic głupiego! - krzyknęła za nim Lily. Uniósł rękę do góry na znak, że usłyszał. Lily westchnęła, kiedy drzwi zamknęły się za Syriuszem. Kimberly, Jodi i Lil spojrzały znacząco na Mary. Macdonald poruszyła się lekko do tyłu.
- No co? - bąknęła niewinnie.
- Ty już wiesz, co - warknęła Lily.
- Myślicie, że mówił serio? - spytała Jodi z nadzieją na zaprzeczenie. Dziewczyny najwyraźniej uznały to za pytanie retoryczne, bo żadnej nie zbierało się do udzielenia jej odpowiedzi.
- Lepiej pójdę za nim - mruknęła Kimberly z przerażoną miną. Uściskała Lily i wybiegła zgrabnie ze szpitala, krzycząc jakieś pożegnanie do pani Pomfey.
- Jakoś średnio mi się podoba zestawienie tej dwójki razem. Ponownie - oświadczyła Lil, oklapując na krzesło.


- Syriuszu zaczekaj! - krzyknęła za nim, kiedy już wchodził na schody prowadzące do dormitoriów chłopców.
- Nie mam zamiaru - rzucił przez ramię. Ludzie oglądali się za nimi, szepcząc coś do swoich towarzyszy. Wszedł do swojego pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi tuż przed nosem Kim.
- Co jest do…?! - zaczął Remus podrywając się z miejsca. Urwał w pół zdania widząc przyjaciela. - A, to ty.
Syriusz zdążył dojść do połowy pomieszczenia, kiedy weszła do niego Kimberly.
- Co to jest?! Autostrada? - burknął Remus, łapiąc się za serce.
- Słuchaj, nie rób nic głupiego. Lily ma rację - Kim zignorowała Lupina i starała się przemówić do rozsądku Syriusza. O ile taki posiadał.
- Tylko mi nie mów, że mam dać sobie z tym spokój, bo jak tu stoję, zginiesz - zagroził Syriusz, odwracając się do niej i kiwając palcem.
- Po prostu uważaj! On będzie wiedział, że to ty. Mścij się tak, żeby nie mógł ci nic udowodnić.
- Rozumiem, że rozmawiacie o Jamesie? - wtrącił się Lunatyk.
- Nie mam zamiaru się z niczym kryć, jasne? - zawołał ze złością. Błękit jego oczu stał się paląco-lodowy. Czuła, jak zamraża ją od środka, ale starała się nie poddać. Nie mogła pozwolić, żeby poniósł konsekwencje za piekło, jakie zgotuje Snape’owi na jego własne życzenie.
- Syriuszu, Lily serio miała trochę racji. Jej nie chodziło o to, żebyś się nie mścił, tylko o to, żebyś to zrobił z rozwagą - jęknęła błagalnie.
- Ktoś mi powie, o co tu chodzi?! - Remus wszedł na linię ognia tamtej dwójki, patrząc po nich groźnie.
- Snape omal nie zabił Rogacza - wyjaśnił mu Syriusz dobitnie. Remus zakrztusił się powietrzem.
- To Snape?!
- A ona była przy tym - Wskazał brodą na Kimberly, która cofnęła się o krok.
- To prawda?
- Tak, Remusie - szepnęła Kimberly smutno. - Rzucił w niego jakimś zaklęciem. Brzmiało to jakoś… sektam… sektas… sektom… no, jakoś tak dziwnie. Nigdy wcześniej nie słyszałam tego zaklęcia.
- Ani ja - dopowiedział Syriusz.
- No to tu już jestem zaskoczony. Zaklęcie Sami-Wiecie-Kogo, czy kolejny wymysł Snape’a?
- Tyle razy Ci mówiliśmy, żebyś nazywał go Voldemortem! - napomniał go Syriusz. Lunatyk skrzywił się lekko na dźwięk tego nazwiska, a Kimberly jęknęła. - O, błagam!
- Wiesz Syriuszu… to trudne, kiedy większość ludzi boi się nawet…
- Bo większość to głupcy. To tylko nazwisko, Lunatyku. Nic więcej - syknął Black z przekonaniem.
- No, w każdym bądź razie myślę, że to Snape’a - wtrąciła Anistone sprowadzając ich na właściwy temat. - Sami… znaczy - Spojrzała na Syriusza i przełknęła głośno ślinę. - V-voldemort nie sprzedałby mu swojego zaklęcia.
Obaj skinęli głowami.
- Co masz zamiar zrobić, Syriuszu? - spytał poważnie Remus, marszcząc czoło.
- Pojedynkować się z nim - odparł ten tak, jakby to było coś oczywistego. Kimberly wytrzeszczyła oczy.
- Jestem z tobą, bracie.
- Nie no, wy chyba sobie żartujecie? - prychnęła Kimberly, prostując się i mrugając oczami.
- Nie - odpowiedzieli jednocześnie.
- Dajcież spokój. Rem, chyba nie chcesz mi powiedzieć, że ty też masz zamiar w to wchodzić?!
- Dokładnie to chcę ci powiedzieć, Kimberly. Wybacz, ale Lily nieco lepiej idzie nakłanianie nas do „dobrego”. Tylko widzisz, tu chodzi o coś więcej niż głupi kawał - powiedział spokojnie Lupin.
- Wspaniale. - Wyrzuciła ręce w górę, zaczynając chodzić po dormitorium. Syriusz i Remus pozwolili jej ochłonąć i oswoić się z tą myślą. Spokojnie wodzili za nią wzrokiem czekając, co powie. Nie mogła ich zatrzymać, ale mogła zrobić wiele innych rzeczy. - Idę z wami - zdecydowała w końcu. - Tak się nie da. Wpakujecie się w jakieś tarapaty i później bym żałowała, ze wam nie pomogłam. Idę z wami - tłumaczyła się Anistone.
- Okay - Black wzruszył ramionami.


Słyszała znajome głosy w pobliżu. Czuła, że nie jest tu sama, ale przecież to nic dziwnego, w końcu jej przyjaciółki miały prawo obudzić się wcześniej niż ona. Jodi być może wolała dać jej jeszcze kilka minut. Ale coś było nie tak. Promienie słoneczne nie łaskotały ją w kostki tak jak to zawsze rano. Nie czuła w ogóle słońca. Co to oznaczało? Obudziła się w nocy? Nie, to nie możliwe. Dziewczyny rozmawiały z ożywieniem i było dość jasno. Światło nie było sztuczne. Czyżby spała zbyt długo? Mruknęła, czując, jak zdrętwiała. Ciężko było jej myśleć, czuła się taka ociężała, zmęczona i bezsilna. Tak, jakby ten sen nic jej nie dał.
- Słyszałaś? - szepnęła któraś z dziewczyn. Najprawdopodobniej Jodi, bo głos był cichy i miękki. Nieco zajeżdżał francuskim akcentem.
- Nie - odpowiedział jej inny głos. Pewny siebie, głośny i nieco podenerwowany. To nie mogła być Kimberly, bo jej głos był ochrypnięty, niski. Mary…? - Niby, co?
- Nie wiem. Wydawało mi się, że… zresztą nieważne. A wracając do tematu. Myślę, że Lily powinna dać sobie spokój. Tyle razy mówiła, że go nienawidzi. A teraz? Jest z nim cały czas! Rozumiem, że w związku z zaistniałą sytuacją ciężko jest jej zostawić go samego, ale mimo wszystko…
- Nie, nie. Ruda wie, co robi. Jakby była całkiem padnięta, to by od niego odeszła.
- Zwariowałaś?! Ona nie wie, kiedy dość. Mary, bądźmy realistkami, Lily nigdy nie wiedziała gdzie leży granica jej wytrzymałości - burknęła Jodi, najwyraźniej poruszona. O co im mogło chodzić?! O kim one mówią?! Przecież nie mogło jej ominąć aż tyle. Na litość boską ileż ona spała?!
- No, może i masz rację - westchnęła Mary, poddając się. - A jak myślisz, co będzie z Jamesem?
- Nie mam pojęcia, Mary - jęknęła Ferrante, kręcąc głową.
- Mam nadzieję, że Pomfey poskłada go do kupy – Macdonald skrzywiła się.
Chwila… że co? Jak to do kupy?! James był w szpitalu? Jak to możliwe? Musiała naprawdę długo spać.
- Inaczej Syriusz będzie wydalony ze szkoły za zabójstwo - dodała po chwili Mary. Jodi syknęła.
- Znając jego, to tak.
Syriusz?
 - Syriusz… - wymamrotała na głos, znajdując w sobie siłę.
Jodi i Mary błyskawicznie popatrzyły na sąsiednie łóżko.
- Dorcas! - zawołała Jodi, znajdując się w jednej sekundzie przy niej.
- No w końcu! - Mary nachyliła się nad nią, chichocząc. - Witaj w świecie żywych!
- Jak… Jak długo spałam? - Westchnęła, otwierając oczy. Wszystko było zamazane, więc zamrugała kilkakrotnie, by uzyskać ostrość. W końcu zobaczyła uśmiechniętą twarz przyjaciółki otoczoną blond włosami, spiętymi w kucyk na boku.


Poczuła, jak ktoś głaszcze ją po włosach. Ale było jej tak błogo; co z tego, że niewygodnie i wpół siadzie. Była taka zmęczona. Tak długo przy nim siedziała, ale nie zamierzała odpuścić i wyjść. Zaraz… Była w szpitalu, miała pilnować Jamesa, a usnęła! Usnęła! Poderwała głowę tak szybko, jak się dało ze szpitalnego łóżka. Uświadomiła sobie, że leżała u niego na nogach, a osobą, która głaskała ją po głowie, był on sam. Obudził się. On się obudził!
- James!
- Przepraszam - powiedział słabym, wycieńczonym głosem. - Nie chciałem cię budzić.
- James, ja... Długo spałam? - wymamrotała, poprawiając pościel w miejscu, gdzie przed chwilą leżała. Po chwili już zaczęła wygładzać na niej każde zagięcie i poprawiać mu poduszki.
- Z tego, co widzę, to i tak za mało - odpowiedział, starając się brzmieć groźnie. Lily skrzywiła się, słysząc jego wysiłki. Jego głos brzmiał żałośnie, kiedy tak starał się być nonszalancki. Musiało kosztować go to sporo energii.
- Zaraz pójdę po panią Pomfey, to da ci coś na sen - mruknęła, już chcąc podnosić się z krzesełka. Czuła, że nogi jej odpadają. James złapał ją za rękę.
- Nie chce mi się spać, za to ty powinnaś.
- Nie, nie. Nie ma mowy - Pokręciła stanowczo głową. Przyłożyła mu rękę do czoła, sprawdzając temperaturę. - Nie jest tak źle - oświadczyła, oklapując dalej na krzesełko, na jego prośbę.
- Wiesz… nie spodziewałem się zobaczyć cię tutaj - stwierdził James cicho.
- O, serio - burknęła ironicznie, związując włosy.
- Serio - Potter zmierzył ją spojrzeniem. - Wyglądasz okropnie. - Uśmiechnął się słabo. Najwyraźniej miał to być ten jego huncwocki uśmieszek, którego tak często używał. Lily syknęła, widząc daremne próby pokazania, że nic mu nie jest.
- Dzięki. Właśnie to chciałam usłyszeć. Niby chory, a nadal nieznośny.
- Jak długo tu siedzisz? - spytał, wzdychając najwyraźniej z bólu. Pomfey mówiła, że przy każdym nawet najlżejszym poruszeniu, czy oddechu, rany zaczynają na nowo krwawić. Nic dziwnego, że mdlał wcześniej z bólu. Teraz też ledwo wytrzymywał.
- Jakiś czas - odparła po chwili.
- Myślałem, że mnie nie lubisz, Księżniczko.
- Bo to prawda - obruszyła się, uważnie lustrując wzrokiem każde, nawet najdrobniejsze zmiany w jego wyglądzie i ułożeniu.
- No jasne. - Przymknął na chwilę oczy. - Lepiej się przyznaj, że za mną szalejesz.
- Aktualnie szaleję na myśl, że przeze mnie tu leżysz i wyglądasz, jak siekane mięso.
- I kto tu jest nieznośny? - odparował Rogacz. - Poza tym, to nie przez ciebie tutaj leżę. - Zmarszczył delikatnie blade czoło. - Właściwie, to nie wiem, dlaczego tu leżę. Chyba mnie coś pie…
- Uderzyło - dokończyła za niego Lily.
- Tak, to też - Zaśmiał się pod nosem. - Lily?
- Hmm?
- Dziękuję - szepnął ciepło.
- Za co? - Zamrugała kilkakrotnie.
- Że jesteś tu ze mną. Dziękuję.
- Och… Nie ma za co, James. - Uśmiechnęła się do niego lekko.
- Lil, jeszcze jedno.
- Tak?
- Coś mnie zastanawia. Siedzi przy mnie dziewczyna, za którą uganiam się odkąd tylko pamiętam, a która osobiście mnie nie znosi, ale jakoś mojego najlepszego przyjaciela nie ma przy łóżku chorego. Więc ja się pytam: gdzie jest Syriusz?
- Powiedzmy, że… pakuje się w kolejne kłopoty.


20 komentarzy:

  1. O proszę pierwsza^^. Hehe suuuperr i już nie mogę się doczekać jak Syriusz spuści łomot Smerkerusowi^^. Kochana Lily jak się opiekuje Jamesem :> neeeeext dawaj ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo Lily jest kochana ;] a Syriusz na pewno nie omieszka odpłacić się Smarkowi

      Usuń
  2. Strasznie mi się podoba jak opisałaś Syriusza. Dokładnie takiego go sobie wyobrażałam :)
    Tylko, żeby nie zrobił czegoś głupiego, bo się potem James zdenerwuje i też zrobi coś głupiego.
    Pozdrawiam, ann.
    [rogacz-vs-ruda]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Syriusz Ci sie spodobał ;] nie, no on jeszcze troszkę myśli, raczej się powstrzyma

      Usuń
  3. Po pierwsze, niezła notka, naprawdę fajna, ale znów mnóstwo błędów.
    "Dziewczyna, (...) która osobiście mnie nie znosi"- nie można nie znosić nie osobiście ;]
    "Jodi patrzyła z głupią miną jak jej wierci się na krześle"- coś zgubiłaś...
    "Uniosła głowę do przyjaciółek"- tojakoś dziwnie brzmi,ja bym napisała "Uniosła głowę, patrząc (ew. spoglądając) na przyjaciółki"
    "Mruknęła Jodi, nachylając się delikatnie do przodu"- nachylac się można TYLKO do przodu, więcnie ma sensu tego pisać, bo to "masło maślane"
    Nie zaczyna się zdania od 'ale'...
    Wydaje mi się też dosyć dziwne,że Pomfrey ustąpiła Syriuszowi... Miałaś się trzymać książki, a tam pielęgniarka raczej nie wygladła na kogoś, kto boi się szesnasto czy siedemnastolatka...
    "(...)nogi jej cierpnął, aby wstanie, zobacz jak się chwieje!" - cierpną i ja bym napisała "widzisz, jak się chwieje,kiedy wstanie!"
    'cholera' to wtrącenie, przed i po musi być przecinek
    Mówi się raczej 'zamurowany' , albo 'stał jak wmurowany'...
    "(...) tracąc wcześniejszy chód"- chyba 'chłód'?
    "(...) zaciskając pięści na szacie Blacka"- przed chwilą pisałaś, że miał na sobie koszulę...
    Nie można 'diametralnie' spoważnieć, może chodziło Ci o 'momentalnie'
    Zacisnąć to można zęby,nie szczękę...
    Po trzykropku '...'- duża litera!
    Wybacz,ale nie mam siły wypisywać więcej... Powinnaś zacząć uważać na te błędy! Pozdro ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobja jeszcze raz przerabiamy, kochanie:
      1. Osobiście nie znosi tak właśnie się piszę, o to chodzi. To się nazywa wzmocnienie :).
      2. Faktycznie parę razy mój "kochany" komputer pogubił słowa. Word mi poprawia od razu pewne rzeczy i czasem je usuwa. Za to bardzo przepraszam.
      3. Głowę można unosić do przyjaciółek,
      diametralnie to to samo co momentalnie i łapie się w kontekście zdania
      kolejne wzmocnienie przy nachylaniu się do przodu
      zdania będące opinię, bądź czyjąś dygresją można zaczynać od "ale". W książkach występuje to często.
      4. Pamiętaj, ze jak się Syriusz wkurzył nie było mocnych, a Pomfey była wtedy dużo młodsza, nie sądzisz, że to właśnie po Huncwotach mogła nabrać tej surowości?
      I Oni mieli koszule a na wierzch szaty szkolne te czarne ;]
      5. Wypowiedzi typu tego cytatu Courtney zastanawiałam się nad wersją taką jak Twoja, ale mi nie leżało.
      6. Wszędzie spotykałam się ze „wmurowaniem” o „zamurowaniu” jeszcze nie słyszałam jako takiej postawie.
      7. Cholera to nie zawsze wtrącenie a wzmocnienie itd.
      8. Szczękę się zaciska również.
      9. Po wielokropku nie stawia się zawsze wielkiej litery, gdyż to nie zawsze jest początek nowego zdania, a kontynuacja poprzedniego. Wielokropek to po prostu zatrzymanie wypowiedzi.
      Bardzo przepraszam, za te wyjaśnienia. Po prostu mam hopla na punkcie tłumaczenia się i z polskiego zawsze byłam mocna w te klocki. Dzięki za podpowiedzi, kochana ;*

      Usuń
    2. Spoko xD. Nie powiem, że ze wszystkim się zgadzam i masz absolutną rację, ale obiecuję sobie i Tobie, że to sprawdzę ;P Co do literówek, rozumiem, tylko... mam jakiś niewyjaśniony pociąg do poprawiania błedów xD
      (Widziałaś?! Zastosowałam się do tego, co napisałaś o trzykropku! U mnie to dużo znaczy- zazwyczaj nie przyznaję się do błędów xD) Co do twojej odpowiedzi pod notką "Konfrontacje"- nad blogiem pracuję, w zasadzie nad notkami, kiedy go stworzę na pewno podam Ci adres ;*
      Ach, i chciałam Ci się przyznać- zazwyczaj bałam się komentować, żeby nei urazić i wogóle, ale teraz to takie... miłe, że wchodzę codziennie na twojego bloga, żeby tylko sprawdzić czy odpisałaś na komentarz ;]
      Pozdrawiam i z utęsknieniem czekam na kolejną notkę! ;*

      Usuń
    3. Cieszę się, że mnie nie zbagatelizowałaś. Oczywiście mi też ciężko przyznać się do popełnianych błędów, ale to chyba wszyscy tak mają xD. Cieszę się, że czekasz na moje odpowiedzi! To dla mnie bardzo wiele znaczy, mam nadzieję, że nie zawiodę Cię kolejną notką :)

      Usuń
  4. notkaaa!!!! wreszcie :) od razu zabrałam się do czytania i dobrze, że Dorcas się wreszcie obudziła, bo już się o nią martwić zaczynałam ^^ Łapa nie wyleci prawda? Nie zrobisz nam tego? Ale pewnie, dostanie niezłe cięgi od matki i od ojca xD A Lily i James są razem..... chociaż przez chwilkę :F ciekawe jak Rogacz się zachowa, jak się dowie o "kłopotach" przyjaciela? bo chyba się nie zerwie z łóżka i nie popędzi mu pomóc, co? :P Znowu z ustęsknieniem będę czekać na notkę... :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, myślę, że nie byłby w stanie ;]. A co do Dorcas, to oczywiście kiedyś musiała się obudzić xD

      Usuń
  5. Ach, i mam takie drobne pytanko, czy przeszkadza Ci to, że piszę o tych błędach? Bo jeśli tak, nie ma sprawy- mogę przestać ;]
    Pozdrawiam i 'piszpiszpiszpiszpiszpisz!' ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie! Wręcz przeciwnie. Dobrze, że mnie poprawiasz, to mnie motywuje^^. Dziękuję. ;*

      Usuń
    2. Och, to dobrze, bo jak już Ci napisałam, to sprawia mi niemałą frajdę ;]
      Czekam, pozdrawiam i obijam się, bo matury były, więc caaały tydzień wolnego ;]

      Usuń
    3. Tak, ja też to przerabiałam xD. Cieszę się bardzo, że mi piszesz i że sama czerpiesz z tego korzyści, tak jak i ja ;]

      Usuń
  6. Mówisz, masz :]
    'Uroczy chłopak' na www.rogacz-vs-ruda.blog.onet.pl
    zapraszam!
    ann.

    OdpowiedzUsuń
  7. ewelcia187@buziaczek.pl4 czerwca 2012 23:59

    Na pare-krokow.blog.onet.pl pojawiła się nowa notka. Zapraszam do czytania i komentowania.
    Pozdrawiam, Yukufumei :)

    Dziękuję za dodanie do linków. Naturalnie, odwdzięczam się :)

    OdpowiedzUsuń
  8. o mateńko! <33 moje kochanie się obudziło, och ulżyło mi. łaskocze mnie w brzuchu, wiesz? działasz na mnie jak...narkotyk!

    OdpowiedzUsuń