- Może cię zmienić? - Jodi patrzyła z głupią miną, jak jej przyjaciółka
wierci się na niewygodnym krześle. Lily myśląc gorączkowo i marszcząc czoło,
jakby zastanawiała się nad jakimś wyjątkowo trudnym zadaniem, układała się na
tysiąc sposobów przy łóżku, na którym leżał James.
- Ha! - wykrzyknęła w końcu, opierając kolano na łóżku. Uśmiechnęła się
tryumfalnie, dumna z osiągnięcia. - Co mówiłaś? - Uniosła głowę do
przyjaciółek. - Ach, zmienić? Nie, nie. Jest dobrze.
- Okay - bąknęła Jodi, unosząc wysoko brwi i przeciągając sylaby. Lily
podparła głowę na łokciu, starając się uśmiechać do dziewczyn. Mary, Kimberly i
Jodi wymieniły znaczące spojrzenia.
- Daj spokój! Siedzisz tu już bite kilka godzin! - wybuchła Mary. - Ileż
można? - Wyrzuciła w górę ręce.
- Słuchajcie to nic takiego, po prostu… siedzę sobie. - Wzruszyła ramionami
dając im do zrozumienia, że to nic szczególnego. Zakryła usta dłonią, maskując
ziewnięcie.
- Jasne. - Kimberly wywróciła oczyma.
- Obudził się w ogóle? - mruknęła Jodi, nachylając się delikatnie do
przodu. Okulary zsunęły jej się lekko z nosa.
- Tylko raz. Na chwilę - szepnęła Lily, krzywiąc się delikatnie. - Pomfey
musiała wiedzieć co go boli. Ale prawie od razu zemdlał.
Syknęły chóralnie. Krew nadal upływała z Rogacza powoli, sącząc się w
ręczniki, które zaczarowane, nie nabierały krwi i nie brudziły pościeli. Dostał
jakiś eliksir, który miał uśmierzyć ból i utrzymać go we śnie. Wiedziała, że
pośpi jeszcze kilka następnych godzin, ale nie mogła zostawić go samego. Pomfey
pierwszy raz widziała to zaklęcie, pierwszy raz się z nim zetknęła. Lily
wiedziała, dlaczego. Severus często pisał nowe zaklęcia o dziwnych działaniach.
Dziwnych… A nie przerażających. Oprócz tego jednego. Bo to musiało być jego
zaklęcie.
- Długo masz zamiar jeszcze tu być?
- Nie wiem - odpowiedziała szczerze. Serce bolało ją coraz bardziej, kiedy
patrzyła na bladego Jamesa. Westchnęła.
Usłyszały huk otwieranych z impetem drzwi. Do skrzydła szpitalnego wpadł
Syriusz, jak zwykle z niedbale zawiązanym krawatem i wyciągniętą na wierzch
koszulą.
- Przed chwilą się dowiedziałem, że mój najlepszy przyjaciel leży w
szpitalu od ponad czterech godzin, bo jakiś pieprznięty gnojek walnął go
zaklęciem! I ja się pytam: dlaczego, do cholery, nikt mi nic nie powiedział?! -
ryknął na całą salę, idąc szybko ku nim.
- Nie powiedziałyście mu? - szepnęła Lily, wytrzeszczając oczy z
przerażenia.
- Jakoś tak… - Mary zrobiła przepraszającą minę.
- Nie było okazji - dokończyła Kimberly.
Lily wywróciła oczyma.
- Co tu się dzieje?! Panie Black, będę zmuszona pana wyrzucić, jeśli
krzyknie pan choćby jeszcze raz w moim szpitalu! - Szkolna pielęgniarka
wybiegła ze swojego gabinetu, stając na drodze Syriuszowi.
- Mój przyjaciel tam leży i na tą chwilę gwiżdżę na pani zakazy - warknął
chłodno. Skrzydełka nozdrzy drgały mu szybko. Bez krępacji patrzył pielęgniarce
w oczy. Skuliła się w sobie, automatycznie schodząc mu z drogi.
- Syriuszu spokojnie, nie możesz tak sobie po prostu krzyczeć na… - zaczęła
delikatnie Lily, wstając. Zachwiała się lekko czując, że nogi odmawiają jej
posłuszeństwa. Spróbowała dyskretnie się rozruszać.
- Spokojnie…? Spokojnie Evans? - powtórzył, mrożąc ją spojrzeniem.
Zmarszczyła czoło. Starała się przekonać go, wytrzymując siłę lodowatego
spojrzenia królewsko-błękitnych oczu. Łapa wciągnął ze świstem powietrze i
powoli wypuścił. - Wiedziałyście! Wiedziałyście i żadna z was nawet nic nie
pisnęła! - wyrzucił z siebie, kierując się do niej. Poczuła, że w oczach
zbierają jej się łzy. Nie wytrzymywała presji. Poczucie winy z powodu stanu
Jamesa i to, że Syriusz oskarża ją o egoizm spowodowały, że broda zaczęła jej
drgać.
- Syriuszu, powiedziałabym ci, ale…
- Ale?!
- Ja… no, bo…
- Och, błagam! - Mary podeszła pod niego i założyła wojowniczo ręce na
biodra. - Siedziała tu cały czas! Odkąd tylko go przynieśli! Waruje przy nim,
widzisz?! Nie może już usiedzieć, bo nogi jej cierpnął, aby wstanie, zobacz jak
się chwieje! Nie jadła obiadu. Prawdę mówiąc nic nie jadła, a ty masz cholera
pretensje, że nie raczyła ci nic powiedzieć?! Mógłbyś już prędzej obwiniać mnie
albo Kimberly! - krzyknęła, gestykulując.
- Dobra - mruknął na wydechu, wmurowany. Zerknęli na Lily, której broda
zaczęła się trząść jeszcze bardziej. Zielone oczy rozmazała tafla łez. - O nie…
- jęknął Łapa, całkowicie tracąc wcześniejszy chłód. - Chyba nie zamierzasz
teraz płakać? Proszę cię, nie rób mi tego.
Pokręciła przecząco głową, trzęsąc się. Patrzyła Syriuszowi w oczy, bojąc
się odezwać. Wiedziała, że nie wydusiłaby z siebie ani słowa. Podeszła szybko
do Blacka i wtuliła się w niego, pozwalając sobie na łzy; na płacz. Chłopak
wytrzeszczył oczy, nie bardzo wiedząc, co ma zrobić z rękoma. W końcu poklepał
ją delikatnie po plecach.
- Moja koszula… - wymamrotał po nosem, przytulając ją do siebie. - Boże jak
ty się trzęsiesz!
- Przepraszam - wychrypiała mu w tors.
Syriusz zerknął na Mary, która rozdziawiła usta i stała, jak wryta. Za nią
podobną minę miała Kimberly. Jodi zmarszczyła czoło i przygryzła wargę
najwyraźniej starając się nie rozpłakać, tak jak Lily.
- Nie, błagam cię - mruknął Łapa bezsilnie do Ferrante.
- Syriuszu to moja wina - szlochała Lily, zaciskając pięści na szacie
Blacka.
- Że co?! O czym ty mówisz? - Ruda pokręciła tylko głową. - O czym ona
mówi? - zwrócił się do dziewczyn, nie oczekując odpowiedzi od Lil.
- Myśli, że to przez nią James oberwał - powiedziała Kimberly otrząsając
się z szoku.
- Niby czemu? - prychnął.
- Bo poszło o nią.
- Jak to "o nią"? - Syriusz diametralnie spoważniał i zacisnął
szczękę.
- No… normalnie. O nią. - Wzruszyła ramionami Kim, starając się
przekrzyczeć płacz przyjaciółki.
- Kto to zrobił? - spytał ostro. Zacisnął dłonie w pięści na plecach Lily,
która uniosła szybko głowę.
- Kim, nie! Proszę! - szepnęła Lily ochryple.
- Pytam: kto to zrobił! - Ale to nie było pytanie, to był rozkaz. Mary
skrzywiła się lekko. Dawno nie widziała swojego kuzyna w takim stanie. Kimberly
wyglądała na mocno przestraszoną, a Jodi przeskakiwała wzrokiem po
przyjaciołach.
- Syriuszu, nie. To nic nie da - Lily otarła czerwone oczy i starała się
zwrócić na siebie jego uwagę.
- Nie wtrącaj się - rzucił krótko. - Kimberly, to musiało być w lochach,
więc jest kupę świadków, a jeśli dowiem się tego od kogoś innego to przysięgam,
że… zaraz. W lochach są eliksiry. A eliksiry są z… - Urwał wpół zdania,
dostając nagłego olśnienia. - Nie no, zabiję gada! Zginie! Cholera jasna!
Zamorduję skur… – wrzasnął, ściskając z całej siły Lily.
- Auu!
- Wybacz - syknął. Rozluźnił uścisk i pozwolił jej usiąść na brzegu łóżka.
Sam zaczął chodzić w tę i z powrotem, śmiejąc się chorobliwie. Nie, to nie było
normalne. - Wy chyba sobie żartujecie?! Ten śmieć miał czelność go atakować?!
Przecież nie urodził się wczoraj! Musiał wiedzieć, że się zemszczę. Nie daruję
mu!
- Syriuszu to nie było zaplanowane! Przysięgam, że jak rzucił w niego tym
zaklęciem był śmiertelnie przerażony! - zaczęła Kimberly, starając się ratować
sytuację. Wiedziała, że Black nie żartuje mówiąc „zabiję gada”. Osobiście nie
miała nic przeciwko temu, sama miała ochotę to zrobić tak, jak i Lily, ale
wiedziała, że odbije się to na Syriuszu, a tego nie chcieli. I tak był na
„cenzurowanym”, wiecznie wpadał w jakieś kłopoty.
- To niczego nie zmienia, Kimberly. Jeśli myślisz, że tą gadką uratujesz mu
tyłek to się grubo mylisz - zastrzegł od razu, dopiero teraz zatrzymując się i
celując w nią palcem.
- Syriuszu, proszę - szepnęła Lily.
- Nie! Nie rozumiesz?! - Spojrzał na nią z furią. - On omal nie zabił
Jamesa! Wiele może mu ujść na sucho, ale nie to. Nie on, jasne? Możecie mówić,
co chcecie, możecie mnie zatrzymać teraz, ale kiedyś go dopadnę. To nie musi
być dzisiaj, są jeszcze inne dni - powiedział z przekonaniem.
- Jestem z tobą, kuzynie. Ale jestem też pewna, że im chodzi o to, że to
się odbije na tobie rykoszetem - Mary podeszła pod niego, wbijając pięści w
kieszenie szaty.
- Nie obchodzi mnie to.
- Wydalą cię ze szkoły.
- To trudno.
- To szkoła!
- No i?
- Nie mów, że nie robi ci to różnicy.
- Bo nie robi.
- A co z przyszłością?
- Jakby cię to obchodziło.
- Ciebie zawsze obchodziło.
- W skrytce u Gringotta jest dużo złota.
- Och, serio?
- A co, jakby to była któraś z nich?
Syriusz wskazał dziewczyny stojące wokół łóżka Jamesa.
Mary zatrzymała się na chwilę, by z siłą i przekonaniem powiedzieć:
- Zginąłby.
Syriusz uśmiechnął się do niej.
- Że co?! - wypaliła Lily, wstając. – Mary, żartujesz prawda? - prychnęła
do dziewczyny. Na szczęście zdążyła się już uspokoić.
- Bynajmniej.
- Wiesz jak on może za to oberwać?
- Wiem. I on też wie.
- On tu stoi - burknął Łapa.
- Szyyy - uciszyła go Lily. - Nie bądź dziecinna! To się może naprawdę źle
skończyć! Pal sześć ze Snapem, ale mówię o nim. - Wskazała na Syriusza. Chłopak
uniósł jedną brew.
- Powiedz mi coś Lily, gdyby to była na przykład Dorcas, nie chciałabyś się
zemścić?
Evans wyobraziła sobie na miejscu Jamesa Dorcas i… efekt był ten sam. I w
jednym i w drugim przypadku miała ochotę zmieść Severusa z powierzchni Ziemi.
Nie wiedziała, jak się zachowa, gdy go spotka. Na tą chwilę… pewnie rzuciłaby
się na niego i rozbiła pierwszy lepszy przedmiot na jego pustej głowie.
Pokręciła głową i westchnęła ciężko.
- Słuchaj Mary… gdyby nie to, że można wylecieć, Snape pewnie już by nie
żył, ale tu chodzi o to, żeby nie zaszkodzić sobie samym.
- Więc ma nie ponieść w związku z tym żadnych konsekwencji z naszej strony?
- wtrącił się Syriusz.
- Pomyślcie, jak on musi się teraz czuć! - jęknęła Lil, przemawiając do tej
lepszej strony Mary i Syriusza.
- Wspaniale? - zaproponował Łapa. Najwyraźniej jego „lepsza część” nie
istniała. Lily zrobiła sceptyczną minę. - No, chyba mi nie chcesz powiedzieć,
że mu przykro?
- Tak, to właśnie chcę powiedzieć. Na pewno bardzo tego żałuje -
oświadczyła bez przekonania. Syriusz prychnął cicho. - No dobrze, już dobrze!
Nie wiem, co czuje, ale to nie znaczy, że jest z siebie dumny! Kimberly mówiła,
że był przerażony! Kiedy ja go widziałam też taki był. Przepraszał mnie za to!
- Bo zobaczył, że się wściekłaś! James nic go nie obchodzi!
- Och, głupie gadanie. - Machnęła ręką lekceważąco.
Syriusz popatrzył na kumpla leżącego na łóżku. Wyglądał fatalnie: blady,
chudy, wycieńczony, z podkrążonymi oczami i w białych, szpitalnych ciuchach.
Skrzywił się mimo woli. Najgorsze było to, że nie mógł myśleć o tym, co się
stało Jamesowi, bo od razu widział przed oczami zadowoloną z siebie ziemistą,
pociągłą twarz Severusa Snape’a. Zazgrzytał zębami, mrużąc oczy.
- Muszę już iść - wymamrotał twardo, nie spuszczając wzroku z przyjaciela.
- Jak się obudzi, dajcie mi znać - syknął, wychodząc szybkim krokiem ze
skrzydła szpitalnego.
- Nie rób nic głupiego! - krzyknęła za nim Lily. Uniósł rękę do góry na
znak, że usłyszał. Lily westchnęła, kiedy drzwi zamknęły się za Syriuszem.
Kimberly, Jodi i Lil spojrzały znacząco na Mary. Macdonald poruszyła się lekko
do tyłu.
- No co? - bąknęła niewinnie.
- Ty już wiesz, co - warknęła Lily.
- Myślicie, że mówił serio? - spytała Jodi z nadzieją na zaprzeczenie.
Dziewczyny najwyraźniej uznały to za pytanie retoryczne, bo żadnej nie zbierało
się do udzielenia jej odpowiedzi.
- Lepiej pójdę za nim - mruknęła Kimberly z przerażoną miną. Uściskała Lily
i wybiegła zgrabnie ze szpitala, krzycząc jakieś pożegnanie do pani Pomfey.
- Jakoś średnio mi się podoba zestawienie tej dwójki razem. Ponownie -
oświadczyła Lil, oklapując na krzesło.
- Syriuszu zaczekaj! - krzyknęła za nim, kiedy już wchodził na schody
prowadzące do dormitoriów chłopców.
- Nie mam zamiaru - rzucił przez ramię. Ludzie oglądali się za nimi,
szepcząc coś do swoich towarzyszy. Wszedł do swojego pokoju, zatrzaskując za
sobą drzwi tuż przed nosem Kim.
- Co jest do…?! - zaczął Remus podrywając się z miejsca. Urwał w pół zdania
widząc przyjaciela. - A, to ty.
Syriusz zdążył dojść do połowy pomieszczenia, kiedy weszła do niego
Kimberly.
- Co to jest?! Autostrada? - burknął Remus, łapiąc się za serce.
- Słuchaj, nie rób nic głupiego. Lily ma rację - Kim zignorowała Lupina i starała
się przemówić do rozsądku Syriusza. O ile taki posiadał.
- Tylko mi nie mów, że mam dać sobie z tym spokój, bo jak tu stoję,
zginiesz - zagroził Syriusz, odwracając się do niej i kiwając palcem.
- Po prostu uważaj! On będzie wiedział, że to ty. Mścij się tak, żeby nie
mógł ci nic udowodnić.
- Rozumiem, że rozmawiacie o Jamesie? - wtrącił się Lunatyk.
- Nie mam zamiaru się z niczym kryć, jasne? - zawołał ze złością. Błękit
jego oczu stał się paląco-lodowy. Czuła, jak zamraża ją od środka, ale starała
się nie poddać. Nie mogła pozwolić, żeby poniósł konsekwencje za piekło, jakie
zgotuje Snape’owi na jego własne życzenie.
- Syriuszu, Lily serio miała trochę racji. Jej nie chodziło o to, żebyś się
nie mścił, tylko o to, żebyś to zrobił z rozwagą - jęknęła błagalnie.
- Ktoś mi powie, o co tu chodzi?! - Remus wszedł na linię ognia tamtej
dwójki, patrząc po nich groźnie.
- Snape omal nie zabił Rogacza - wyjaśnił mu Syriusz dobitnie. Remus
zakrztusił się powietrzem.
- To Snape?!
- A ona była przy tym - Wskazał brodą na Kimberly, która cofnęła się o
krok.
- To prawda?
- Tak, Remusie - szepnęła Kimberly smutno. - Rzucił w niego jakimś
zaklęciem. Brzmiało to jakoś… sektam… sektas… sektom… no, jakoś tak dziwnie.
Nigdy wcześniej nie słyszałam tego zaklęcia.
- Ani ja - dopowiedział Syriusz.
- No to tu już jestem zaskoczony. Zaklęcie Sami-Wiecie-Kogo, czy kolejny
wymysł Snape’a?
- Tyle razy Ci mówiliśmy, żebyś nazywał go Voldemortem! - napomniał go
Syriusz. Lunatyk skrzywił się lekko na dźwięk tego nazwiska, a Kimberly
jęknęła. - O, błagam!
- Wiesz Syriuszu… to trudne, kiedy większość ludzi boi się nawet…
- Bo większość to głupcy. To tylko nazwisko, Lunatyku. Nic więcej - syknął
Black z przekonaniem.
- No, w każdym bądź razie myślę, że to Snape’a - wtrąciła Anistone
sprowadzając ich na właściwy temat. - Sami… znaczy - Spojrzała na Syriusza i
przełknęła głośno ślinę. - V-voldemort nie sprzedałby mu swojego zaklęcia.
Obaj skinęli głowami.
- Co masz zamiar zrobić, Syriuszu? - spytał poważnie Remus, marszcząc
czoło.
- Pojedynkować się z nim - odparł ten tak, jakby to było coś oczywistego.
Kimberly wytrzeszczyła oczy.
- Jestem z tobą, bracie.
- Nie no, wy chyba sobie żartujecie? - prychnęła Kimberly, prostując się i
mrugając oczami.
- Nie - odpowiedzieli jednocześnie.
- Dajcież spokój. Rem, chyba nie chcesz mi powiedzieć, że ty też masz
zamiar w to wchodzić?!
- Dokładnie to chcę ci powiedzieć, Kimberly. Wybacz, ale Lily nieco lepiej
idzie nakłanianie nas do „dobrego”. Tylko widzisz, tu chodzi o coś więcej niż
głupi kawał - powiedział spokojnie Lupin.
- Wspaniale. - Wyrzuciła ręce w górę, zaczynając chodzić po dormitorium.
Syriusz i Remus pozwolili jej ochłonąć i oswoić się z tą myślą. Spokojnie
wodzili za nią wzrokiem czekając, co powie. Nie mogła ich zatrzymać, ale mogła
zrobić wiele innych rzeczy. - Idę z wami - zdecydowała w końcu. - Tak się nie
da. Wpakujecie się w jakieś tarapaty i później bym żałowała, ze wam nie
pomogłam. Idę z wami - tłumaczyła się Anistone.
- Okay - Black wzruszył ramionami.
Słyszała znajome głosy w pobliżu. Czuła, że nie jest tu sama, ale przecież
to nic dziwnego, w końcu jej przyjaciółki miały prawo obudzić się wcześniej niż
ona. Jodi być może wolała dać jej jeszcze kilka minut. Ale coś było nie tak.
Promienie słoneczne nie łaskotały ją w kostki tak jak to zawsze rano. Nie czuła
w ogóle słońca. Co to oznaczało? Obudziła się w nocy? Nie, to nie możliwe.
Dziewczyny rozmawiały z ożywieniem i było dość jasno. Światło nie było
sztuczne. Czyżby spała zbyt długo? Mruknęła, czując, jak zdrętwiała. Ciężko
było jej myśleć, czuła się taka ociężała, zmęczona i bezsilna. Tak, jakby ten
sen nic jej nie dał.
- Słyszałaś? - szepnęła któraś z dziewczyn. Najprawdopodobniej Jodi, bo
głos był cichy i miękki. Nieco zajeżdżał francuskim akcentem.
- Nie - odpowiedział jej inny głos. Pewny siebie, głośny i nieco
podenerwowany. To nie mogła być Kimberly, bo jej głos był ochrypnięty, niski. Mary…?
- Niby, co?
- Nie wiem. Wydawało mi się, że… zresztą nieważne. A wracając do tematu.
Myślę, że Lily powinna dać sobie spokój. Tyle razy mówiła, że go nienawidzi. A
teraz? Jest z nim cały czas! Rozumiem, że w związku z zaistniałą sytuacją
ciężko jest jej zostawić go samego, ale mimo wszystko…
- Nie, nie. Ruda wie, co robi. Jakby była całkiem padnięta, to by od niego
odeszła.
- Zwariowałaś?! Ona nie wie, kiedy dość. Mary, bądźmy realistkami, Lily
nigdy nie wiedziała gdzie leży granica jej wytrzymałości - burknęła Jodi,
najwyraźniej poruszona. O co im mogło chodzić?! O kim one mówią?! Przecież nie
mogło jej ominąć aż tyle. Na litość boską ileż ona spała?!
- No, może i masz rację - westchnęła Mary, poddając się. - A jak myślisz,
co będzie z Jamesem?
- Nie mam pojęcia, Mary - jęknęła Ferrante, kręcąc głową.
- Mam nadzieję, że Pomfey poskłada go do kupy – Macdonald skrzywiła się.
Chwila… że co? Jak to do kupy?! James był w szpitalu? Jak to możliwe?
Musiała naprawdę długo spać.
- Inaczej Syriusz będzie wydalony ze szkoły za zabójstwo - dodała po chwili
Mary. Jodi syknęła.
- Znając jego, to tak.
Syriusz?
- Syriusz… - wymamrotała na głos,
znajdując w sobie siłę.
Jodi i Mary błyskawicznie popatrzyły na sąsiednie łóżko.
- Dorcas! - zawołała Jodi, znajdując się w jednej sekundzie przy niej.
- No w końcu! - Mary nachyliła się nad nią, chichocząc. - Witaj w świecie
żywych!
- Jak… Jak długo spałam? - Westchnęła, otwierając oczy. Wszystko było
zamazane, więc zamrugała kilkakrotnie, by uzyskać ostrość. W końcu zobaczyła
uśmiechniętą twarz przyjaciółki otoczoną blond włosami, spiętymi w kucyk na
boku.
Poczuła, jak ktoś głaszcze ją po włosach. Ale było jej tak błogo; co z
tego, że niewygodnie i wpół siadzie. Była taka zmęczona. Tak długo przy nim
siedziała, ale nie zamierzała odpuścić i wyjść. Zaraz… Była w szpitalu, miała
pilnować Jamesa, a usnęła! Usnęła! Poderwała głowę tak szybko, jak się dało ze
szpitalnego łóżka. Uświadomiła sobie, że leżała u niego na nogach, a osobą,
która głaskała ją po głowie, był on sam. Obudził się. On się obudził!
- James!
- Przepraszam - powiedział słabym, wycieńczonym głosem. - Nie chciałem cię budzić.
- James, ja... Długo spałam? - wymamrotała, poprawiając pościel w miejscu,
gdzie przed chwilą leżała. Po chwili już zaczęła wygładzać na niej każde
zagięcie i poprawiać mu poduszki.
- Z tego, co widzę, to i tak za mało - odpowiedział, starając się brzmieć
groźnie. Lily skrzywiła się, słysząc jego wysiłki. Jego głos brzmiał żałośnie,
kiedy tak starał się być nonszalancki. Musiało kosztować go to sporo energii.
- Zaraz pójdę po panią Pomfey, to da ci coś na sen - mruknęła, już chcąc
podnosić się z krzesełka. Czuła, że nogi jej odpadają. James złapał ją za rękę.
- Nie chce mi się spać, za to ty powinnaś.
- Nie, nie. Nie ma mowy - Pokręciła stanowczo głową. Przyłożyła mu rękę do
czoła, sprawdzając temperaturę. - Nie jest tak źle - oświadczyła, oklapując dalej
na krzesełko, na jego prośbę.
- Wiesz… nie spodziewałem się zobaczyć cię tutaj - stwierdził James cicho.
- O, serio - burknęła ironicznie, związując włosy.
- Serio - Potter zmierzył ją spojrzeniem. - Wyglądasz okropnie. -
Uśmiechnął się słabo. Najwyraźniej miał to być ten jego huncwocki uśmieszek,
którego tak często używał. Lily syknęła, widząc daremne próby pokazania, że nic
mu nie jest.
- Dzięki. Właśnie to chciałam usłyszeć. Niby chory, a nadal nieznośny.
- Jak długo tu siedzisz? - spytał, wzdychając najwyraźniej z bólu. Pomfey
mówiła, że przy każdym nawet najlżejszym poruszeniu, czy oddechu, rany
zaczynają na nowo krwawić. Nic dziwnego, że mdlał wcześniej z bólu. Teraz też
ledwo wytrzymywał.
- Jakiś czas - odparła po chwili.
- Myślałem, że mnie nie lubisz, Księżniczko.
- Bo to prawda - obruszyła się, uważnie lustrując wzrokiem każde, nawet
najdrobniejsze zmiany w jego wyglądzie i ułożeniu.
- No jasne. - Przymknął na chwilę oczy. - Lepiej się przyznaj, że za mną
szalejesz.
- Aktualnie szaleję na myśl, że przeze mnie tu leżysz i wyglądasz, jak
siekane mięso.
- I kto tu jest nieznośny? - odparował Rogacz. - Poza tym, to nie przez
ciebie tutaj leżę. - Zmarszczył delikatnie blade czoło. - Właściwie, to nie
wiem, dlaczego tu leżę. Chyba mnie coś pie…
- Uderzyło - dokończyła za niego Lily.
- Tak, to też - Zaśmiał się pod nosem. - Lily?
- Hmm?
- Dziękuję - szepnął ciepło.
- Za co? - Zamrugała kilkakrotnie.
- Że jesteś tu ze mną. Dziękuję.
- Och… Nie ma za co, James. - Uśmiechnęła się do niego lekko.
- Lil, jeszcze jedno.
- Tak?
- Coś mnie zastanawia. Siedzi przy mnie dziewczyna, za którą uganiam się
odkąd tylko pamiętam, a która osobiście mnie nie znosi, ale jakoś mojego
najlepszego przyjaciela nie ma przy łóżku chorego. Więc ja się pytam: gdzie
jest Syriusz?
- Powiedzmy, że… pakuje się w kolejne kłopoty.
O proszę pierwsza^^. Hehe suuuperr i już nie mogę się doczekać jak Syriusz spuści łomot Smerkerusowi^^. Kochana Lily jak się opiekuje Jamesem :> neeeeext dawaj ;*
OdpowiedzUsuńBo Lily jest kochana ;] a Syriusz na pewno nie omieszka odpłacić się Smarkowi
UsuńStrasznie mi się podoba jak opisałaś Syriusza. Dokładnie takiego go sobie wyobrażałam :)
OdpowiedzUsuńTylko, żeby nie zrobił czegoś głupiego, bo się potem James zdenerwuje i też zrobi coś głupiego.
Pozdrawiam, ann.
[rogacz-vs-ruda]
Cieszę się, że Syriusz Ci sie spodobał ;] nie, no on jeszcze troszkę myśli, raczej się powstrzyma
UsuńPo pierwsze, niezła notka, naprawdę fajna, ale znów mnóstwo błędów.
OdpowiedzUsuń"Dziewczyna, (...) która osobiście mnie nie znosi"- nie można nie znosić nie osobiście ;]
"Jodi patrzyła z głupią miną jak jej wierci się na krześle"- coś zgubiłaś...
"Uniosła głowę do przyjaciółek"- tojakoś dziwnie brzmi,ja bym napisała "Uniosła głowę, patrząc (ew. spoglądając) na przyjaciółki"
"Mruknęła Jodi, nachylając się delikatnie do przodu"- nachylac się można TYLKO do przodu, więcnie ma sensu tego pisać, bo to "masło maślane"
Nie zaczyna się zdania od 'ale'...
Wydaje mi się też dosyć dziwne,że Pomfrey ustąpiła Syriuszowi... Miałaś się trzymać książki, a tam pielęgniarka raczej nie wygladła na kogoś, kto boi się szesnasto czy siedemnastolatka...
"(...)nogi jej cierpnął, aby wstanie, zobacz jak się chwieje!" - cierpną i ja bym napisała "widzisz, jak się chwieje,kiedy wstanie!"
'cholera' to wtrącenie, przed i po musi być przecinek
Mówi się raczej 'zamurowany' , albo 'stał jak wmurowany'...
"(...) tracąc wcześniejszy chód"- chyba 'chłód'?
"(...) zaciskając pięści na szacie Blacka"- przed chwilą pisałaś, że miał na sobie koszulę...
Nie można 'diametralnie' spoważnieć, może chodziło Ci o 'momentalnie'
Zacisnąć to można zęby,nie szczękę...
Po trzykropku '...'- duża litera!
Wybacz,ale nie mam siły wypisywać więcej... Powinnaś zacząć uważać na te błędy! Pozdro ;*
Dobja jeszcze raz przerabiamy, kochanie:
Usuń1. Osobiście nie znosi tak właśnie się piszę, o to chodzi. To się nazywa wzmocnienie :).
2. Faktycznie parę razy mój "kochany" komputer pogubił słowa. Word mi poprawia od razu pewne rzeczy i czasem je usuwa. Za to bardzo przepraszam.
3. Głowę można unosić do przyjaciółek,
diametralnie to to samo co momentalnie i łapie się w kontekście zdania
kolejne wzmocnienie przy nachylaniu się do przodu
zdania będące opinię, bądź czyjąś dygresją można zaczynać od "ale". W książkach występuje to często.
4. Pamiętaj, ze jak się Syriusz wkurzył nie było mocnych, a Pomfey była wtedy dużo młodsza, nie sądzisz, że to właśnie po Huncwotach mogła nabrać tej surowości?
I Oni mieli koszule a na wierzch szaty szkolne te czarne ;]
5. Wypowiedzi typu tego cytatu Courtney zastanawiałam się nad wersją taką jak Twoja, ale mi nie leżało.
6. Wszędzie spotykałam się ze „wmurowaniem” o „zamurowaniu” jeszcze nie słyszałam jako takiej postawie.
7. Cholera to nie zawsze wtrącenie a wzmocnienie itd.
8. Szczękę się zaciska również.
9. Po wielokropku nie stawia się zawsze wielkiej litery, gdyż to nie zawsze jest początek nowego zdania, a kontynuacja poprzedniego. Wielokropek to po prostu zatrzymanie wypowiedzi.
Bardzo przepraszam, za te wyjaśnienia. Po prostu mam hopla na punkcie tłumaczenia się i z polskiego zawsze byłam mocna w te klocki. Dzięki za podpowiedzi, kochana ;*
Spoko xD. Nie powiem, że ze wszystkim się zgadzam i masz absolutną rację, ale obiecuję sobie i Tobie, że to sprawdzę ;P Co do literówek, rozumiem, tylko... mam jakiś niewyjaśniony pociąg do poprawiania błedów xD
Usuń(Widziałaś?! Zastosowałam się do tego, co napisałaś o trzykropku! U mnie to dużo znaczy- zazwyczaj nie przyznaję się do błędów xD) Co do twojej odpowiedzi pod notką "Konfrontacje"- nad blogiem pracuję, w zasadzie nad notkami, kiedy go stworzę na pewno podam Ci adres ;*
Ach, i chciałam Ci się przyznać- zazwyczaj bałam się komentować, żeby nei urazić i wogóle, ale teraz to takie... miłe, że wchodzę codziennie na twojego bloga, żeby tylko sprawdzić czy odpisałaś na komentarz ;]
Pozdrawiam i z utęsknieniem czekam na kolejną notkę! ;*
Cieszę się, że mnie nie zbagatelizowałaś. Oczywiście mi też ciężko przyznać się do popełnianych błędów, ale to chyba wszyscy tak mają xD. Cieszę się, że czekasz na moje odpowiedzi! To dla mnie bardzo wiele znaczy, mam nadzieję, że nie zawiodę Cię kolejną notką :)
Usuńnotkaaa!!!! wreszcie :) od razu zabrałam się do czytania i dobrze, że Dorcas się wreszcie obudziła, bo już się o nią martwić zaczynałam ^^ Łapa nie wyleci prawda? Nie zrobisz nam tego? Ale pewnie, dostanie niezłe cięgi od matki i od ojca xD A Lily i James są razem..... chociaż przez chwilkę :F ciekawe jak Rogacz się zachowa, jak się dowie o "kłopotach" przyjaciela? bo chyba się nie zerwie z łóżka i nie popędzi mu pomóc, co? :P Znowu z ustęsknieniem będę czekać na notkę... :>
OdpowiedzUsuńHeh, myślę, że nie byłby w stanie ;]. A co do Dorcas, to oczywiście kiedyś musiała się obudzić xD
UsuńAch, i mam takie drobne pytanko, czy przeszkadza Ci to, że piszę o tych błędach? Bo jeśli tak, nie ma sprawy- mogę przestać ;]
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i 'piszpiszpiszpiszpiszpisz!' ;*
Nie, nie! Wręcz przeciwnie. Dobrze, że mnie poprawiasz, to mnie motywuje^^. Dziękuję. ;*
UsuńOch, to dobrze, bo jak już Ci napisałam, to sprawia mi niemałą frajdę ;]
UsuńCzekam, pozdrawiam i obijam się, bo matury były, więc caaały tydzień wolnego ;]
Tak, ja też to przerabiałam xD. Cieszę się bardzo, że mi piszesz i że sama czerpiesz z tego korzyści, tak jak i ja ;]
UsuńMówisz, masz :]
OdpowiedzUsuń'Uroczy chłopak' na www.rogacz-vs-ruda.blog.onet.pl
zapraszam!
ann.
O, super!
UsuńNa pare-krokow.blog.onet.pl pojawiła się nowa notka. Zapraszam do czytania i komentowania.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Yukufumei :)
Dziękuję za dodanie do linków. Naturalnie, odwdzięczam się :)
Dzięki ;*
Usuńo mateńko! <33 moje kochanie się obudziło, och ulżyło mi. łaskocze mnie w brzuchu, wiesz? działasz na mnie jak...narkotyk!
OdpowiedzUsuńHah! Jak osobisty gatunek heroiny xD
Usuń