poniedziałek, 4 czerwca 2012

013. Przymus

- Jesteś doprawdy naiwny myśląc, że… - zaczęła pewna swego, przyglądając się twarzy chłopaka. Uniósł wyzywająco jedną brew, najprawdopodobniej tylko i wyłącznie po to, by ją zirytować. Udało mu się, jak zawsze zresztą.
- Nie, nie jestem - odparł James, uśmiechając się delikatnie na widok miny Evans. Uwielbiał, kiedy się w ten sposób denerwowała; kiedy denerwowała się na niego. Dziewczyna wywróciła oczyma, tym samym domagając się wyjaśnień. - Pod wpływem silnego zaklęcia może udałoby się dojść do powodu zmiany jej zachowania. Jakoś nie widzi mi się, żeby to faktycznie był sam eliksir. Z tego, co mówicie… cóż, nie wykluczam, że to faktycznie revenelium, jednak nie na to bym stawiał. - wymamrotał na koniec.
- Och, proszę - prychnęła Lily. - Wszędzie widzisz spiski, Potter. Daj odpocząć swojemu udręczonemu umysłowi. Nie sądzisz chyba, że ktoś tak po prostu wszedł do naszego pokoju wspólnego, później do dormitorium dziewczyn, rzucił zaklęcie na Dorcas i najzwyczajniej w świecie sobie poszedł? A! I oczywiście wiedział, że Dor jest w takim stanie?
- To akurat nie było trudne. Wiele osób mogło zauważyć, że Meadowes nigdzie się nie pojawia. - Wzruszył ramionami i skrzywił się z bólu. Lily poruszyła się lekko w pierwszym odruchu chcąc jakoś mu pomóc. - Szczerze mówiąc, to wcale nie byłoby trudne. Wystarczy znać hasło.
- Jak dostałby się do naszego dormitorium? - spytała cicho Jodi, patrząc po reszcie.
- To musiałaby być dziewczyna - mruknęła Ruda, przygryzając dolną wargę.
- Niekoniecznie. Ja nie jestem dziewczyną, a bez problemu przedostaję się do waszych dormitoriów. Istnieje coś takiego, jak tajne przejścia cukiereczku. - Wyszczerzył zęby. Starał się nie dać po sobie poznać, jak wiele wysiłku kosztują go tak proste czynności. Męczyło go samo mówienie. Ale przecież nie mógł pokazać im, że jest słaby. James Potter nie jest, nie był i nigdy nie będzie słaby. Nie ma mowy, by jakieś głupie zaklęcie temu zaprzeczyło.
- Ale to jesteś ty, Potter! Nikt inny nie jest na tyle szurnięty, by szukać dziury w całym, szwędać się po zamku, szukać przygód i dostawać za to szlabany - wyłożyła mu po swojemu Lily. Syriusz odchrząknął urażony. Postanowiła to zignorować.
- Zdziwiłabyś się, jak wiele jest takich osób - odparł Rogacz z westchnieniem, pomijając jej bezpodstawne groźby. Czy ona naprawdę tego nie rozumiała? Tu wszystko trzymało się kupy! No, może prócz sprawy z wątpliwą płci osoby, która zaczarowała Dorcas, ale to nie zmieniało faktu, że wszystko idealnie do siebie pasuje. Wtedy przyszło mu do głowy coś jeszcze. – Poza tym, ten ktoś równie dobrze mógł wkraść się do naszego dormitorium. Wtedy płeć nie grałaby roli. – Lily mruknęła coś po nosem, nie chcąc dalej się kłócić, głównie jednak dlatego, że nie znalazła odpowiednich argumentów. Syriusz spojrzał po nich sennie, wypuścił głośno powietrze i postanowił się wtrącić. James w końcu tego jeszcze nie słyszał.
- Dobra, ja poszukam czegoś w… książkach – zaproponował, na co James parsknął śmiechem na samą myśl Łapy siedzącego w książkach. Black udał, że tego nie słyszy. Jodi zachichotała cicho, ale na widok miny Łapy, umilkła i zakryła się szatą. - a Lily popyta Slughorna - dokończył, zerkając na Evans. Kiwnęła tylko głową. Nie widziało jej się iść do starego Ślimaka i pytać o revenelium. Nie wątpiła, że udzieliłby jej odpowiedzi, ale i tak i tak nie chciała tam iść. Założyła jakiś zbuntowany kosmyk włosów za ucho i dmuchnęła we wpadającą jej do oczu rudą grzywkę.
- Świetnie. A co ja mam robić? - zniecierpliwił się Rogacz, patrząc po nich wyczekująco. Palił się do jakiejś roboty. Siedzenie w skrzydle szpitalnym nie należało do jego ulubionych zajęć, a mimo to spędzał tu zazwyczaj sporą część roku szkolnego. Dziwne…
- Nie sądzę, żebyś był w stanie cokolwiek zrobić, James - zauważyła przepraszająco Ferrante.
- Ty będziesz czekał, aż rany ci się zagoją - oświadczyła bez zająknienia Lil. James mruknął coś, co brzmiało, jak „uważaj, bo tak zrobię”. Lily pokazała mu język, nie przejmując się, jak dziecinnie to musiało wyglądać. Syriusz wzniósł oczy ku niebu, co byłoby równoznaczne z powiedzeniem „litości”.
- Wiesz, że ja tak nie umiem, Evans - James uśmiechnął się ujmująco.
- Lily? - szepnęła Jodi, wpatrując się w Rogacza oczami wielkimi jak spodki.
Lil zerknęła na twarz chłopaka. Była przeźroczysto-szara, a na czoło wystąpiły mu krople potu. Zmrużyła delikatnie oczy. Syriusz, bluzgający coś do siebie, poszedł za jej spojrzeniem, a kiedy w końcu jego wzrok padł na Rogacza, przestał się uśmiechać w typowy dla siebie, arogancki sposób, zamilkł i zbladł.
- Em… James, wszystko okay? - Lily pochyliła się nad nim, starając się zbadać jego puls na ręce. Gdyby powiedziała, że był mało wyczuwalny… skłamałaby. Jego praktycznie nie było.
- Tak skarbie, wszystko jest dobrze. Nie wiem, o co ci chodzi. - Osunął się na poduszkach, a jego oczy zaczęła przesłaniać mgła. Spojrzał na nią resztkami sił i uświadomił sobie, że odmierza mu puls na nadgarstku. - Co ty wyprawiasz? Nic mi nie jest - żachnął się, na tyle stanowczo, na ile stanowczy może być człowiek w jego stanie. Lil westchnęła ze zniecierpliwieniem i położyła mu dłoń na czole. Paliło gorącem.
- Syriuszu… czy mógłbyś zawołać tu panią Pomfey? Tylko tak migiem - poleciła mu słabym głosem, nie spuszczając wzroku z powoli omdlewającego Jamesa.
- Migiem - powtórzył ochryple Łapa. Poderwał się z krzesła, minął Jods i puścił się biegiem ku gabinetowi szkolnej pielęgniarki.
Lily usłyszała, jak otwierają się drzwi szpitala. Syriusz nie zdążyłby do nich nawet dobiec, chociaż musiała przyznać, że był szybki. Poza tym, po kafelkach rozległ się stukot obcasów, których on nie posiadał. Sam poruszał się niemalże bezgłośnie. Podobnie jak James, którego była to cecha rozpoznawcza, o ile można to tak nazwać. Dziewczęcy szczebiot niósł się ku niej echem. Rozpoznała od razu głosy swoich przyjaciółek.
- Spróbuję je zatrzymać - wymamrotała Ferrante i na chwiejnych nogach wyszła na spotkanie Kimberly, Mary i Dorcas.
Mary gadała o czymś z Kimberley, gestykulując rękoma i robiąc miny. Dorcas szła cicho, nieco z tyłu za nimi, rozglądając się dookoła. Wyglądała tak, jakby starała się przypomnieć sobie gdzie i po co tu jest. Jodi wytłumaczyła to sobie szokiem, po tak długim śnie przyjaciółki.
- O, hej Jods. Właśnie zastanawiałyśmy się gdzie jesteś - zagadnęła Kimberly, mierząc ją spojrzeniem.
- To chyba nie jest najlepsza pora na odwiedziny - powiedziała Ferrante, marszcząc czoło.
- Czemu? - Dorcas wysunęła się na przód i spojrzała na nią z przerażeniem. Zupełnie tak, jakby to zrobiła ta dawna Dorcas - Coś się stało? - Uniesienie jednej, wąskiej brwi do góry popsuło ten efekt. Jodi popatrzyła w jej szkliste oczy, ale nie widziała w nich żadnej zmiany, nic, co świadczyłoby o działaniu jakichś znanych jej zaklęć. Nie, żeby jakoś specjalnie się na tym znała, przeciwnie była beznadziejna z obrony przed czarną magią i zaklęć.
- James nie czuje się najlepiej - wyjaśniła szczerze, zerkając na parawan, którym to Potter był odgrodzony od reszty świata.
- Nie będziemy głośno - zapewniła Mary. Przy ostatniej sylabie głos jej się załamał. Znali się w końcu już bardzo długo i wiele wakacji spędzali we trójkę: ona, James i Syriusz. Znała wiele ich sekretów, tak wiele, że za samo to mogliby ją zamordować. Wyminęła przyjaciółkę i zajrzała za parawan. Jej oczom ukazał się niecodzienny widok: na łóżku leżał przypominający wrak człowieka, James Potter, a nad nim pochylała się dziewczyna, która utrzymywała, że go nienawidzi, Lily Evans, aktualnie trzymając go za rękę. Celowała różdżką w klatkę piersiową chłopaka i mamrotała pod nosem zaklęcia. Mary podbiegła do nich, nie mogąc powstrzymać odruchu.
- James! – zapiszczała. W jej głosie pobrzmiewała panika i strach.
- Odsunąć się! Odsunąć się! - wrzasnęła na nie pani Pomfey. Spojrzała na przesiąknięte krwią bandaże chłopaka i złapała się za serce. - Na brodę Merlina! Cały czas krwawią! - jęknęła, zabierając się za rozcinanie bandaży. - Potrzymaj to - Wręczyła zdezorientowanej i pobladłej Mary kompres, a sama chwyciła swoją różdżkę i machnęła nią skomplikowanie kilka razy. James przestał wić się z bólu i opadł wycieńczony na poduszki. Oddychał szybko i niemiarowo. Lily, w przypływie strachu, przysunęła się bliżej, przyłożyła jego rękę do siebie i ścisnęła ją delikatnie. Odwzajemnił uścisk, choć nie przyszło mu to łatwo.
- Wszystko będzie dobrze, James - szepnęła, bardziej do siebie niż do niego.
- Wszyscy na zewnątrz! - zarządziła oschle Pomfey, obdarzając ich morderczym spojrzeniem.
- Dlaczego? - obruszył się Syriusz, napinając mięśnie i prostując się. Kimberly wywróciła oczyma i pociągnęła go za rękaw. Black wyrwał jej się i twardo stał w miejscu, oczekując wyjaśnień.
- Pacjent potrzebuje teraz dużo wypoczynku, to powinno ci wystarczyć, Black - warknęła, zabierając od Mary kompres i przykładając go na krwawiące rany Pottera.
- Ale…
- Żadnych "ale"! W tej chwili. Już, już, już! - Machnęła rękami, jakby chciała odpędzić się od natrętnej muchy. Syriusz zrobił obrażoną minę.
- Chciałem tylko zauważyć, że…
- Nie obchodzi mnie, co takiego zauważyłeś, Black. To mój szpital i nie mam zamiaru się powtarzać, jasne? - Zmrużyła oczy. - Radzę ci wyjść, chyba, że chcesz abym ci pomogła.
- Obejdzie się - syknął Syriusz i dumnie ruszył ku drzwiom, ciągnięty przez Kimberly. Lily spojrzała porozumiewawczo na Mary i obie ruszyły za Jodi i Dorcas.


Chodził w te i z powrotem po swoim dormitorium. Nie, żeby chciał jakoś specjalnie tu być, ale obiecał pewnym dwóm upartym dziewuchom, że tak zrobi, że „grzecznie” pójdzie do siebie. Pokój wydawał mu się pusty bez przyjaciela. Remus i Peter byli jedyni w swoim rodzaju, ale James… był niezastąpiony. W końcu przyjaźnili się tak, jak nikt inny. Wiedział to, tak samo, jak wiedział, że Śmiecierusa czeka solidny wycisk. Odpuszczenie mu win nie wchodziło w rachubę. Liczyła się tylko zemsta. Remus spuścił głowę i przyglądał się swoim stopom, jakby nagle jakoś wyjątkowo go zaciekawiły. Peter zaś, podążał za nim wzrokiem. W końcu chłopak zatrzymał się, wziął głęboki wdech i spojrzał lodowo-królewskimi oczami po kumplach.
- Jeśli ten śmieć myśli, że mu się upiekło, to jest w błędzie - powiedział jadowicie, niemal mechanicznie.
- A ty znowu swoje. - Westchnął zrezygnowany Remus. - Lily chyba cię już raz powstrzymywała. Nie wiem, jak ta dziewczyna to robi, ale udaje jej się - dodał bardziej do siebie niż do niego. Syriusz powstrzymał się od komentarza.
- Co chcesz zrobić? - spytał Peter niepewnie. Zmarszczył czoło, skupiając się na Syriuszu.
- Co chcę zrobić? - powtórzył Syriusz, uśmiechając się chłodno. Peter przytaknął głową. - Chcę go zapytać o kilka rzeczy. Potrzebna mi będzie pomoc chłopaki.
- O nie - jęknął Remus, załamując ręce. - Naprawdę nie wiem, po co zgadzałem się na funkcję prefekta, trzeba było oddać plakietkę. Słowo daję, jestem chyba najgorszym prefektem w historii tej szkoły. - Skrzywił się, patrząc w jakiś punkt na podłodze i wyobrażając sobie tłum wypinających piersi byłych prefektów Hogwartu.
- Taak, to całkiem prawdopodobne - skomentował Black szelmowsko.
- Dzięki - sarknął Lupin. - Uwielbiam, kiedy mnie pocieszasz.
- Nie bój nic, nie każę ci nikogo od razu czarować. - Machnął ręką Syriusz, dając do zrozumienia, że to drobiazg. - No, chyba, że zajdzie taka potrzeba. - Remus poderwał głowę i popatrzył na kumpla z przerażeniem. Syriusz zachichotał pod nosem. - Chodzi głównie o straż, czym zająłby się Peter. Ty byś pilnował mi więźnia.
- Żartujesz sobie, tak? Powiedz, że żartujesz! - zawołał rozpaczliwie Lunio.
- Powiedz mi stary, jak to się stało, że trzymasz z nami? - parsknął Syriusz, dostrzegając różnice między Jamesem a Remusem. Cóż… były olbrzymie, jeśli to tylko wystarczająco mocne słowo. Remus wzruszył ramionami, pokazując ostre ząbki w uśmiechu.
- Przeciwieństwa się przyciągają. Mimo wszystko, nadal mam nadzieję, że to był żart?
- Przykro mi przyjacielu, ale bynajmniej nie. - Pokręcił głową Black. Wcale nie wyglądał tak, jakby mu było przykro. Remus stęknął, w poddańczym geście. Nauczył się już, że nie ma z nim szans w polemice.
- Kiedy idziemy? - dociekał Peter, patrząc od jednego do drugiego.
- To zależy. Gdzie jest mapa? - Rozejrzał się dookoła, chwycił swoją różdżkę i machnął nią kilka razy w powietrzu. - Accio mapa!
Spod sterty rzeczy na łóżku Jamesa, wzbił się wytarty już kawałek pergaminu i przeleciał przez pokój prosto do ręki Syriusza.
- Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego!


- Kogo my tu mamy, chłopaki! - Stał oparty o jeden z filarów korytarza.
Chuda postać zatrzymała się i zgarbiła. Chłopak zacisnął dłonie w pięści i powoli odwrócił się na pięcie, szukając wzrokiem właściciela głosu. Syriusz wyłonił się z cienia, patrząc na niego kpiąco. Szara twarz Snape’a pobladła. Szybkim ruchem włożył rękę do kieszeni, szukając tam różdżki. Mimo wszystko za wolno.
- Nie radziłbym - Remus zaszedł Severusa od tyłu i dźgnął go własną różdżką. Peter stanął koło Syriusza, dumnie wypinając pierś. Wyzywający, arogancki uśmiech na twarzy Blacka poszerzył się. Snape zazgrzytał głośno zębami, patrząc nienawistnie na Huncwota.
- Cześć Śmiecierusie - parsknął Łapa, z błyskiem w lodowych oczach. Snape napiął tylko mięśnie ciała. - Wyciągnij rękę z kieszeni - warknął Syriusz nie spuszczając wzroku z jego twarzy. - Pustą rękę - uściślił. Snape prychnął i ignorując słowa Syriusza wyciągnął dłoń razem z różdżką. Błysnęło światło i Syriusz poczuł ból na prawym policzku. Przyłożył dłoń do twarzy i poczuł na niej ciepłą maź. Krew. Wygiął usta w chłodnym uśmiechu i spojrzał w oczy przeciwnika. Jak on śmiał? Na co liczył?
Z różdżki Remusa poleciały czerwone iskry, wypalając Severusowi dziurę w szacie. Syriusz błyskawicznie wyjął własną różdżkę i ustawiając się w typowej dla siebie pozycji do pojedynku, wycelował nią przez ramię w Snape’a.
- Drętwota! - ryknął. Oczywiście, że nie miał zamiaru mu nic zrobić, nie teraz. O nie. Zaklęcie skutecznie ogłuszyło Ślizgona. Było na tyle mocne, że jasne było, iż stracił przytomność na dobre parę minut. Syriusz luźnym, ale dumnym krokiem podszedł pod Remusa, który teraz celował w leżącego u jego stóp Snape’a. Black zerknął na niego z góry.
- Incarcerous! - mruknął, a z jego różdżki wystrzeliły pęta, które szybko oplotły Severusa. Syriusz i Remus unieśli na siebie wzrok.
- Gdzie teraz? - szepnął Remus, jakby w obawie, że obudzi Ślizgona.
- Myślę, że wiesz, gdzie chcę go zabrać - odpowiedział luźno.
- Wiem? - Remus uniósł sceptycznie jedną brew do góry.
- O tak.
- Chyba nie myślisz o… Łapo, nie ma sensu - jęknął Lupin. - Tylko my o tym wiemy, po co pokazywać mu, że jesteśmy w posiadaniu czegoś takiego?
- No właśnie myślę, że warto.


Zamyślona siedziała na swoim łóżku. Chyba nie wiele mogła zrobić dla przyjaciółki, a tym bardziej dla Jamesa. Prawda była taka, że nawet nie wiedziała, czy nie przesadzają co do Dorcas. Przeczucie jednak mówiło jej inaczej. Zerknęła kątem oka na siedzącą przy zdobnym w godło Gryffindora lusterku Dorcas. Dziewczyna czesała wyjątkowo starannie i dokładnie swoje ciemne włosy, dumna z efektu. Lily zamrugała kilkakrotnie. Dorcas nigdy nie dbała jakoś specjalnie o swój wygląd, robiła to raczej z dystansem. Westchnęła, starając się wmówić sobie, że wszystko jest ok. i nie widzi zmiany w przyjaciółce. Nie było to też tak naprawdę nic, przez co mogłaby zacząć panikować. Poczuła, że wyświechtany materac jej łóżka ugina się pod czyimś ciężarem. Podniosła głowę i napotkała kocie oczy Jodi.
- Lily? Możemy porozmawiać? - spytała cichym głosem, rzucając przelotne, zakłopotane spojrzenie na Dorcas. Skinęła nerwowo głową. Obie wstały jak na sygnał i ruszyły ku drzwiom pokoju.
- Gdzie idziecie? - zaciekawiła się Dorcas, ledwo na nie patrząc. Lil wymieniła spojrzenie z Jodi. Dorcas zmarszczyła delikatnie jasne czoło.
- Na chwilę do Huncwotów - wyjaśniła Jods, uśmiechając się do niej. - Chcesz iść z nami?
- Nie sądzę. - Zmarszczyła lekko nos, jakby przypomniała sobie coś niemiłego.
Lily pociągnęła Jodi za rękę, chcąc jak najszybciej wyjść z dormitorium i uciąć dziwne przeczucia, które ją ogarnęły. Żołądek skręcał jej się w różne kształty powodując odruch wymiotny. Znalazły wolne fotele w Pokoju Wspólnym, w jakimś kącie, gdzie nikogo nie było.
- Co myślisz? - wypaliła od razu Ferrante, przybijając ją spojrzeniem do starego, wysiedzianego fotela.
- No… normalna to ona nie jest - bąknęła Ruda. Jodi wywróciła oczyma. Lily nerwowo odgarnęła wpadającą jej do oczu grzywkę.
- Serio? - sarknęła Jodi, wyginając wąskie usta w grymasie. - To dość oczywiste. Lily, musimy coś z tym zrobić.
- Dobra, to… co proponujesz? - wydusiła na wydechu po chwili ciszy. Jodi oczy rozjaśniły się i z żółto-zielonych stały się soczyście złote.
- Chodźmy do jej brata, do Ryana - wydyszała przejęta. - On zawsze miał na nią wpływ. Pamiętasz, kiedy jej powiedział…
- ...żeby się do mnie nie odzywała, bo jestem szlamą? - dokończyła Ruda z przekąsem, paląc ją ogniem zielonych oczu. Uniosła prowokacyjnie jedną brew do góry tak wysoko, że prawie sięgała linii włosów. - O tak, pamiętam doskonale. Nigdy go nie lubiłam - prychnęła, dając do zrozumienia, że jego czar na nią nie działa. Prawda była taka, że był to jeden z najprzystojniejszych chłopaków szkoły. Jodi skrzywiła się, w końcu była delikatna i nie znała przemocy, ani złości. Poirytowanie to, co innego. - Idź do niego sama, albo zabierz Kimberly, z tego co wiem kiedyś z nim flirtowała. - Machnęła ręką Lily urażona samym faktem, że wymaga od niej czegoś takiego.
- Ale to ty jesteś prefektem i Dorcas woli ciebie niż Kim - wymamrotała pod nosem Jodi, wykręcając sobie palce. Jej idealny plan, w którym to Lily szła na rozmowę z Ryanem nabrał nagle odcieni szarości, jak wyprana i znoszona bluzka. Spojrzała spod złocistych rzęs na przyjaciółkę mając nadzieję wybłagać to u niej. Lil złagodziła nieco ton i spuściła z wrogości. Westchnęła ciężko.
- Jodi, dlaczego ty do niego nie pójdziesz? - mruknęła czując, że się łamie jej się głos. Nigdy nie potrafiła być na tyle stanowcza, zbyt często ulegała ludziom pod wpływem ładnej prośby.
- Bo… - Zagryzła wargę, tak mocno, ze poczuła metaliczny smak w ustach. Łzy stanęły jej w oczach, ale nie była pewna czy to z bólu. Lily otworzyła już usta, chcąc ją przeprosić, ale wtedy Jods wzięła głęboki oddech, zamknęła oczy i zaczęła mówić. - Bo, chociaż to dziwnie zabrzmi i jest kompletnie niemożliwe… lubię go. Od dłuższego czasu, Lily. – Chlipnęła, a broda zaczęła jej się niebezpiecznie trząść. - Poszłabym, gdyby nie to, że kiedy tylko go widzę kolana się pode mną uginają i zapominam języka! Nie jestem w stanie się odezwać. A on mnie nawet nie zauważa, mogłabym stanąć na głowie i śpiewać „Boże chroń królową” na całe gardło, a i tak by mnie minął. - Otworzyła zbolałe oczy, w których wezbrały łzy. Lily siedziała osłupiała. Nic nie zauważyły, nie zapytały.
- Och, Jodi - szepnęła Lily. - Tak mi przykro. - Poklepała ją delikatnie po ramieniu. Jodi uśmiechnęła się smutno.
- To nic takiego. - Pokręciła głową, wprawiając w ruch burzę loków. Na jej policzki wypłynął rumieniec.
- Pójdę do niego - zgodziła się w końcu, wstrzymując oddech. Poczuła ukłucie w sercu.
- Naprawdę? Zrobisz to? - Próbowała powstrzymać radość, jaka ją opanowała, ale nie była mocna w poskramianiu silnych emocji. Oczy Jodi stały się płynnym złotem, palącym strumieniem złotej lawy, skierowanym w stronę Lily. Włosy nabrały odcieniu brudnego różu (w końcu Jodi była metomorfomagiem). Uśmiechnęła się potakując. - Och, Lil! Dziękuję.
- Drobiazg. - Wzruszyła ramionami, chcąc jej pokazać, że uważa to za coś normalnego. - Wiesz jak wejść do pokoju wspólnego Krukonów?
- Jasne, że nie - odparła Jodi, niepewnie. - Ale Mary wie.


Przysiadł na biurku wykonanym z ciemnego mahoniu, tak jak wszystkie meble w pomieszczeniu. Nogi skrzyżował w kostkach, a rękami opierał się o blat biurka. Uniósł brew do góry, wyczekując odpowiedzi. Wiedział, że w końcu takowa padnie, że wygrał. Rozejrzał się, więc królewsko po pokoju szukając wzrokiem flakoniku w gablocie przy przeciwległej ścianie obitej drewnem do połowy, koło której stał Remus ze skrzyżowanymi na piersi rękoma. Ogólnie rzecz biorąc pokój był w kolorach Gryffindoru: dominowały w nim złoto i czerwień. Czerwień eleganckich, wygodnych foteli, kanapy i zasłon mieszała się ze złotymi klamkami mahoniowych mebli, wazonami, dodatkami wystroju. Stary, czerwony, zjedzony przez mole dywan był w dziwne, zawiłe złote wzory, przywodzące na myśl pnącza. Szare pudła walały się w jednym kącie, prowizoryczne blaty, na których trzymali kociołki w drugim, a tablica i mosiężny, ekstrawagancki stół w trzecim. Pokój Życzeń był niezastąpiony.
- Mówisz po dobroci, czy wolisz żebym użył drastycznych środków? - Westchnął teatralnie, przenosząc wzrok na swojego więźnia. Aktorski wyraz udręczenia na jego twarzy mógłby przekonać każdego. Remus skrzywił się; wiedział jak bardzo Syriusz jest z siebie dumny, widział satysfakcje i triumf w oczach przyjaciela. Pokręcił głową za plecami Severusa. Chłopak znów zatelepał się, sycząc z bólu. Liny zaczynały wrzynać mu się w skórę, na papierowe czoło wystąpił pot. Krople powoli spływały mu z haczykowatego nosa, a tłuste, czarne nieco za długie włosy przykleiły się do karku. Syriusz zamrugał kilkakrotnie bez szczególnych emocji. Chłód bił od niego na kilometr.
- Po, co miałbym ci cokolwiek mówić! - wrzasnął Snape, zwracając na Blacka swoje ciemne, matowe oczy pełne szału. - Niech Pomfey sama dojdzie do tego, jak pomóc Potterowi. Mam rozumieć, że nadal krwawi? - Uśmiechnął się kpiąco. - Mam nadzieję, że nie przejdzie mu to szybko.
Remus nabrał głośno powietrza, a Syriusz napiął mięśnie, ciskając lodowate błyskawice z oczu w stronę Snape’a. Severus cofnął się, spuszczając oczy w dół. Syriusz machnął szybko różdżką, rozcinając zaklęciem policzek Ślizgona. Siła, jaką Syriusz włożył w zaklęcie, przewróciła krzesło z chłopakiem. Snape jęknął, a Remus postawił go do pionu.
- Chyba nie chcesz, żebym użył przeciw tobie twojego zaklęcia - Syriusz odpowiedział na jego wcześniejsze pytanie. Uznał, że zapłaci za to, co powiedział później. Snape zaśmiał się dziko, odchylając głowę do tyłu tak, że na jego bladą twarz padło jasne światło.
- Nie znasz go, Black! - zawył nadal się śmiejąc. - Jak więc chcesz go użyć?
- Nie będzie problemem go poznać, nie sądzisz? - Wziął z biurka różdżkę Snape’a i zaczął obracać ją w długich palcach. Severus zacisnął usta. - Remusie? - Zwrócił się do przyjaciela, nawet nie zaszczycając go spojrzeniem. Lupin westchnął ciężko, ale wyszedł z ciemnego kąta, podszedł do kumpla i wycelował swoją różdżką w różdżkę Severusa.
- Priori Incantatem! - szepnął. Z różdżki pokazało się źle rzucone zaklęcie „Awis”, powodujące pojawianie się stada ptaków. Remus powtórzył swoje zaklęcie jeszcze kilka razy nim pojawiło się takie, którego żaden z nich nie znał.
- Sectumsempra - mruknął Syriusz, mrużąc oczy. Remus siadł za biurkiem, na fotelu i zaczął cos pisać szybko. - A więc to jest twój nowy wymysł, co Smerkerusie? - Wykrzywił usta w chłodnym uśmiechu. Snape nie odpowiedział. Przyglądał się tylko twarzy przeciwnika, zgrzytając wściekle zębami. Syriusz jednak nie wyglądał na kogoś, kto oczekuje odpowiedzi. – Ciekawe i przydatne. Byłbym głupcem, gdybym nie przyznał ci, że znasz się na rzeczy. Utnijmy sobie małą pogawędkę, co? - sarknął Syriusz, uśmiechając się. - Co się stało, że wymyślasz tego typu zaklęcia?
- Nie twój zasrany interes, Black - warknął tamten, nachylając się do niego na tyle, na ile pozwoliły mu więzy. Syriusz zignorował to.
- Czyżbyś na coś liczył? A może… masz nadzieję na dołączenie do szeregów Voldemorta? - Z mściwą satysfakcją zauważył, jak przez twarz Snape’a przebiega cień. – Potrzebujesz karty przetargowej?
- Nie wymawiaj tego imienia! - krzyknął, kręcąc szybko głową na prawo i lewo.
- Bo co? Boisz się imienia swojego nowego pana, psie? - prychnął, patrząc na niego z góry.
- Nikt nie ma prawa wymawiać imienia Czarnego Pana, a już szczególnie taki zdrajca krwi jak ty!
Remus na chwilę przestał pisać, za plecami Syriusza i przeniósł wzrok z pergaminu na kumpla. Syriusz wyprostował się dumnie.
- Nie ja tu jestem zdrajcą krwi - syknął. - To nie ja popieram tego, który występuje już nie tylko przeciw mugolakom, ale też i mieszańcom, a nawet czystej krwi czarodziejom. Uważasz, że to jest sprawiedliwe? Że to, co robi ten szaleniec jest fair? - Łapa z każdym słowem podnosił głos coraz bardziej. - Powiedz, Snape, a co jeśli Voldemort chciałby zabić… - Syriusz urwał na chwilę, zastanawiając się nad odpowiednim przykładem. - dajmy na to Lily?
Reakcja była natychmiastowa, dokładnie taka, jakiej oczekiwał. Severus uniósł głowę i wpatrzył się wściekle w twarz Syriusza. Jego oczy wypełniły złość i ból. Obracał się w kręgu innych Ślizgonów, wśród czystej krwi czarodziejów, ale każdego z nich poświęciłby dla Lily. Nigdy by jej nie wydał, nie potrafiłby.
- Jak śmiesz…? - szepnął drżącym od złości głosem. - Jak śmiesz?! - powtórzył już dużo głośniej. Black kiwnął głową.
- A, co jeśli dla kogoś innego, jakiś mugolak znaczy tyle, co Lily dla ciebie, co Snape?
- Nie wiem, o czym mówisz.
- Och, przestań, doskonale wiem, że ją kochasz. James też to wie. Ale pomyśl, czy nie lepiej będzie, gdy Lil wybierze Jamesa niż ciebie? - spytał retorycznie. Severus nabrał głośno powietrza. - Przy tobie Voldemort złapałby ją od razu.
- Byłaby pod moją protekcją - wtrącił przez zaciśnięte zęby.
- A ile dla niego znaczysz, co Snape? Nic! James przynajmniej umie się postawić. A ty? Oddałbyś ją w jego ręce bez namysłu. A wtedy… wtedy on by ją zabił z uśmiechem na twarzy.
- Przestań! - wrzasnął Snape. W jego oczach wezbrały łzy. - Nigdy nie wydałbym Lily. Nie pozwoliłbym, żeby cierpiała, ochroniłbym ją.
Syriusz parsknął urywanym śmiechem. Tylko czekał aż to powie.
- A teraz, co robisz? Ranisz ją. - Pokręcił głową z udawaną troską. Wiedział, że Evans z jakiegoś powodu daje sobie z trudem radę, ale czemu nie miałby jeszcze bardziej ubarwić tego, jak jest z nią w rzeczywistości? Snape wyglądał na zdezorientowanego. - Wiesz, że siedziała przy łóżku Jamesa kilka godzin? Nie dała się uprosić, nie chciała odejść. Wiesz, jak wygląda, kiedy się martwi, co? Wyobraź sobie, że tym razem wyglądała dużo gorzej. Nie pamiętam, żeby kiedyś jeszcze tak wyglądała.
- Kłamiesz. Lil nawet go nie lubi! - wyrzucił z siebie na wydechu.
- Tak myślisz? - Uniósł wysoko brwi. - Cóż, jesteś w błędzie, ale jak wolisz. A wracając do sedna sprawy… chcę wiedzieć, co zatamuje krwawienie z ran. - To nie była prośba. Snape oddychał szybko, spazmatycznie. Wyglądał tak, jakby chciał skulić się i być jak najmniejszym, by uciec przed bólem, który było widać na jego ziemistej twarzy.
- Jest pewien… eliksir - wydusił z siebie z wyraźnym trudem. Syriusz nie dał nic po sobie poznać, żadnej oznaki zainteresowania. Koło nogi przebiegł mu mały, tłusty szczur i zniknął za biurkiem tuż koło Remusa. Czyżby jakieś kłopoty?
- Eliksir…? - Syriusz uniósł jedną brew pytająco. Snape kiwnął głową, trochę tak, jakby zmagał się z kolejną falą bólu.
- Eliksir wiggenowy - przytaknął.
- Rozumiem, że wiesz, że Pani Pomfey już go używała? - prychnął Syriusz, zaciskając pięści.
 - Trzeba dodać do niego kilka kropel soku z pokrzywy - Skrzywił się, widząc triumf w lodowatych oczach Łapy. – I wyciąg z korzeni nagietka.
- Obyś miał racje. Módl się, żeby to mu pomogło. Remusie? Śmiecierus chce już wyjść - zwrócił się do kumpla. Lupin westchnął i podniósł się z fotela.
- To wszystko? - Na twarzy Severusa malowało się zdziwienie, ulga i niedowierzanie. - Tak po prostu mnie puścicie?
Black zerknął na jego zakrwawioną szatę, rozcięty policzek, podbite oko, liczne szramy i już powstające siniaki… wywrócił oczyma.
- Żartujesz? Drętwota! - Zaklęcie ponownie zwaliło z krzesła Ślizgona. Lupin podszedł do niego i ocenił jego stan.
- Stracił przytomność - orzekł Remus, krzywiąc się. Rozwiązał Snape’a i rzucił na niego zaklęcie incarcorpus, lewitując go na swojej różdżce.
Peter stanął koło Syriusza.
- Ktoś przechodził?
- Tylko Dorcas. - Wzruszył ramionami, przekrzywiając nieco głowę. - Co mu się stało? - Wskazał brodą na nieprzytomnego, lewitującego Snape’a.
- Syriusz ma zły dzień - burknął Remus, patrząc niechętnie, jak czerwona krew skapuje na dywan. - Będzie plama.
- Co robiła tu Dorcas? - spytał ostro, chociaż nie oczekiwał odpowiedzi.
- A skąd mnie to wiedzieć? - odparował Peter.
- Dziewczyny mogłyby nieco bardziej jej pilnować, w końcu nie wydaje się być z nią w porządku, tak? - Zaczął chodzić w tę i z powrotem.
- Daj spokój, nagle się przejmujesz, że Meadowes chodzi sama. Ledwo się znacie! - zaprotestował Remus, powoli tracąc cierpliwość.
- Nie o to chodzi. - Westchnął Syriusz, nawet nie zaszczycając go spojrzeniem.
- Tak? To o co?
- Jest dziwna, sam rozumiesz. Oschła, zimna, kompletnie obojętna… nieswoja. Nawet się nie przejęła Rogaczem! - zawołał, wyrzucając ręce w górę.
- Oj, Łapo. Po prostu panikujesz. Dopiero, co się obudziła, może być nieco w szoku po tym waszym wymyśle. - Machnął ręką, dając mu do zrozumienia, że to nic poważnego. Syriusz popatrzył na niego, jakby pierwszy raz go widział. Remus wzdrygnął się. - Mógłbyś zmienić sposób w jaki na mnie patrzysz - burknął, wzdrygając się.
- Hę?
- Lodowe oczy, Łapo - mruknął, czując przenikający go chłód. – Mam wtedy wrażenie, że chcesz mnie posiekać.
- A… - Zamrugał kilkakrotnie i uśmiechnął się arogancko. Lód jego oczu nieco stopniał, nadając im swój zwykły, królewski szary błękit.
- Co z nim? - Wskazał na nieprzytomnego Snape’a.
- Zostawcie go w Sali Wejściowej. Odrobina publiki jeszcze nikomu nie zaszkodziła. - Zachichotał. - Użyjcie levicorpus.
Remus jęknął i zaczął mamrotać pod nosem coś, co brzmiało, jak „zawsze daję się tak wkręcić”. Narzucił na Snape’a pelerynę niewidkę należącą do Rogacza i wyszedł razem z Peterem.
- Ja poszukam Dorcas.


- Mogę wiedzieć, po co chcecie się dostać do Ravenclowu? - zapytała po raz kolejny Mary, idąc w odpowiednim kierunku.
- Och, dowiesz się. - Westchnęła Lily zrezygnowana. Mary uniosła wysoko brwi.
- Dajcie spokój. To pomoże, ja wiem - pisnęła Jodi, przeskakując z jednej nogi na drugą.
Mary opadła szczęka.
- Co jej jest? - szepnęła półgębkiem do Evans.
- Nie chcesz wiedzieć. - Pokręciła głowa, czując, że mimo woli się uśmiecha.
- Może nie tylko z Meadowes coś jest nie halo, co? Tę też coś trafiło? - Lily zachichotała.
- Oj trafiło.
- Lily! - syknęła Jodi, upominając ją wzrokiem.
- Przecież nic jej nie powiedziałam! - zaprotestowała Ruda, z szelmowskim uśmiechem.
- Jeszcze.
- O co wam obu chodzi? Wiecie, to się zaczyna robić naprawdę dziwne. Nie chcę się jakoś szczególnie popisywać spostrzegawczością, ale z wami serio jest coś nie tak - burknęła, krzyżują ręce na piersiach.
Doszły do drewnianych, starych drzwi, w których nie było ani klamki, ani dziurki od klucza, tylko kołatka w kształcie kruka, wykonana z brązu. Mary zapukała, a kruk ożył.
- Biegnę, lecz nie posiadam nóg. Czym jestem? - Skrzeczący głos wydobył się z dziobu kołatki. Jodi i Mary popatrzyły na Lily wyczekująco. Dziewczyna zamrugała kilkakrotnie oczyma.
- O co jej chodzi? - Wskazała na kołatkę.
- Musisz odpowiedzieć na zagadkę. To jest hasło, Lily - odpowiedziała cierpliwie Mary.
- Eeem… m-można jeszcze raz? - zwróciła się do kołatki.
- Biegnę, lecz nie posiadam nóg. Czym jestem? - powtórzyła usłużnie kołatka w podobiźnie kruka.
Lily zamyśliła się… co biegnie a nie ma nóg? Nic! W końcu jak można biec, skoro nie ma się nóg, a bieganie polega na tym, że się ich używa.
- Biegnę… nie posiadam nóg - wymamrotała pod nosem.
- Czas! - wystrzeliła Jodi, klaszcząc w ręce.
- Masz rację! - pochwaliła ją kołatka. Jodi uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Lily mruknęła „faktycznie”, a Mary wzruszyła ramionami. Drzwi otworzyły się, a dziewczyny weszły po cichu do Pokoju Wspólnego Krukonów.
- Teraz tylko trzeba zapytać kogoś, gdzie znajdziemy Ryana Meadowesa.




16 komentarzy:

  1. A niech Cię diabli, Lil! Dostałam dedykację! Jeszcze do takiego cudeńka! :) Dziękuję Ci bardzo, naprawdę!
    Wiesz, na początku myślałam, że będą chcieli Snape'a zabrać do Wrzeszczącej Chaty, nie wiem czemu tak mi się skojarzyło. Potem dopiero, kiedy zaczęłaś opisywać pokój, to zorientowałam się, że przecież jest jeszcze Pokój Życzeń. Tak sobie po cichu rozmyślałam, że może pojawią się jakieś średniowieczne narzędzia tortur, a tu nic. Nie szkodzi, bo odbiłaś to potem akcją. Ja nie wiem, jak Ty to robisz? A, no tak, zapomniałam [jestem Twoim natchnieniem, nie? :D] Nie dziwię się Łapie, oj nie!
    Na początku, to chciałam krzyknąć 'Nie zabijaj Jamesa!', ale potem przypomniałam sobie, że uwielbiasz go równo mocno co ja, więc byłoby to niemożliwe :) Potter jest wielki. I taki... uf, no, nie pozwoli patrzeć innym jak cierpi. Ujmijmy to w ten sposób. Czy to nie urocze?
    Evans, Evans dała się wrobić. Myślę, że pan brat Meadowes będzie w miarę normalny i nic nie będzie chciał w zastaw, nie? W końcu to o jego siostrę chodzi!
    Lil, kochana, naprawdę, dziękuję! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma za co, to ja dziękuję za Twoje cuda, które serio mnie inspirują! Wena nagle puka do mych drzwi i wprasza się na herbatkę, co nie jest u mnie zbyt częste xD dlateg, to ja dziękuję Tobie ;*

      Usuń
  2. O w dupkę! Lil wymiotłaś xD szczerze: jestem zachwycona, wniebowzięta. Jest wspaniała. Bądźmy szczerzy jesteś boska. A tak poza tym, to myślę, że syriusz czeka na zemstę na Jamesa, prawdaa? Nie zostawią tak tego w końcu to huncwocii huhuhu^^. Ahh... lodowe oczy. Kurczę, skąd tyś to mogła wziąć, hę? Pozdrów swojego, bo widać, że dodaje ci pomysłów xD. Chociaż Ty jedna masz swojego Jamesa! Wiesz może gdzie jest drugi? Zaklępuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety drugiego takiego jeszcze nie spotkałam, ale jeśli tak sie stanie, to dam Ci znać!

      Usuń
  3. DOŁĄCZ DO PIERWSZEGO ZGRUPOWANIA BLOGÓW O TEMATYCE POTTEROWSKIEJ!!!
    To pierwsza lista na której możesz pozostawić swój adres bez żadnych zobowiązań. Pomóż w tworzeniu listy blogów o HP.
    Wpisz się już teraz!

    http://lista-blogow-hp.blog.onet.pl/

    Anonimowa

    OdpowiedzUsuń
  4. oj, ale sie porobilo... mam nadzieje, ze James wyzdrowieje, a Smark oberwie jeszcze bardziej ;) czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham czytać twoje notki. Wtedy jestem w innym świecie normalnie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jejku, ale to długachne! XD Myślałam, że mi oczy wypłyną. Ale ciekawe.
    Mój biedny Jimi. I biedny Remus. Syriusz to świnia chamska świnia. Żeby tak do mojego Remusa się zwracać? Jakoś strasznie niemiły tutaj wyszedł. Ale i tak jest boski.
    Pozdrawiam, Yukufumei
    pare-krokow

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Syriusz też jest kochany, tylko dość.. narwany ;]
      Dzięki ;*

      Usuń
  7. Zapraszam serdecznie do miejsca, które przepełnione jest magią. Czujesz ją na każdym kroku, ponieważ ukryta jest w każdym kawałku muru, który mijasz...
    Tak, to Hogwart. Po korytarzach wałęsa się setka uczniów, którzy różnią się nie tylko barwą szat, ale także charakterami. Niektórych znienawidzisz, z innymi się zaprzyjaźnisz... a może nawet się zakochasz?
    To wszystko czeka cię w Hogwarcie. Uważaj jednak, ponieważ zło czai się tuż za rogiem. Voldemort może Cię odnaleźć...
    Dołącz do elitarnej szkoły magii:
    http://therealhogwart.mojeforum.net/index.php

    OdpowiedzUsuń
  8. Hmmm.... Już minęły dwa tygodnie - czekam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Notka niemalże gotowa xD brakuje ostatniego wątku ;) póki co mam krople do oczu i ślepa jestem! Hahaha jak próbowałam pisać i później to przeczytałam... powiedzmy, ze wyglądało to mniej więcej tak: dbfbefojajf.... xD avee hihi ^^

      Usuń