poniedziałek, 4 czerwca 2012

019. "Między nami nic nie było"

- Lily?
Uniosła błyskawicznie rozognione, błyszczące spojrzenie do góry. Przed nią, z nieco zakłopotaną i przerażoną miną, stał Severus Snape. Trudno było powiedzieć, które z nich jest bardziej zaskoczone tym spotkaniem.
- Severus – szepnęła ochrypłym, gorączkowym głosem. Odchrząknęła szybko, prostując się. Efekt był żałosny.
- Dobrze się czujesz, Lily? – Wyciągnął ku niej dłoń, przysuwając się do niej o kilka kroków. Ruda wzdrygnęła się.
„Nie” – pomyślała.
- Tak – skłamała, unosząc głowę. Niezdrowy wygląd teraz rzucał się jeszcze bardziej w oczy, w świetle pochodni. – Poza tym, co cię to obchodzi? – zaatakowała hardo. Przed oczami stanął jej obraz zakrwawionej postaci Jamesa; serce podeszło jej do gardła na samą myśl o tym. Miała ochotę zajrzeć znowu do gabinetu McGonagall i przekonać się, że chłopak ma na twarzy pewny siebie uśmiech i stoi o własnych siłach. Zdusiła w sobie to absurdalne pragnienie.
- Nie rozumiem – bąknął Severus, jakby nagle zapomniał, jakie były ich relacje w przeciągu ostatnich miesięcy.
- Nie powinno cię interesować zdrowie szlamy. – Niemalże wypluła te słowa, pełne goryczy i pogardy, na jaką zasłużył. Może i nie czuła się najlepiej, ale zawsze miała siłę na bronienie honoru, na bunt; szczególnie, że czuła się źle przez nerwy, nic więcej. Snape, jakby skulił się w sobie; wcześniej ciemne, płonące oczy, teraz stały się matowe. Lily pamiętała, jaki ból jej zadał, rana na jej sercu miała już nigdy się nie zabliźnić, więc nie przejęła się zmianą, która zaszła w jego wyglądzie. Severus, jej Severus, sprzedał ją, sprzedał ich przyjaźń, sprzedał siebie Śmierciożercom. – A ja jestem szlamą – dodała ciszej.
- Nie, to nie prawda, Lil – zaprzeczył resztkami sił.
- Ależ tak! Jestem szlamą, nie pamiętasz? Ty to powiedziałeś, to twoje słowa, Snape – wyrzuciła, głosem skutym lodem. Ledwo była w stanie powstrzymać łzy, cisnące jej się do oczu. Głos uwiązł jej w gardle.
- Nie, nie! Nie prawda, to nie prawda…! – powtarzał zbolałym głosem, jak refren piosenki. – To, co między nami było… - zaczął szepcząc, ale Evans przerwała mu ze złością.
- Między nami nic nie było.
- Ale, Lily…
- Nie, Severusie. Nie potrafię nawet na ciebie spojrzeć, bo przed oczami ciągle mam Jamesa leżącego we krwi! Tego chcesz? Żebym stała się taka, jak ty, Severusie? Żebym akceptowała takie okrucieństwo? - Broda zatrzęsła jej się. Pierwsza, wielka kropla potoczyła się po jej alabastrowym policzku. – Żebym tak jak ty potrafiła zranić z zimną krwią drugiego człowieka?
- Nie! Nie, ty jesteś dobra, ty byś nie mogła, ja wiem, ja to wiem… - bełkotał, porażony mocą słów, byłej już, przyjaciółki. Zapadła chwila ciszy. Lily przypatrywała mu się z bólem. Nigdy jej takiej nie widział. Jak mógł sądzić, że ta cudowna, czysta osóbka, jego dawna i jedyna przyjaciółka wybaczy mu takie czyny? Wiedział, że Evans nie chodzi jedynie o nazwanie jej „szlamą”. Tak naprawdę, zrobił dużo więcej. Znęcał się nad mugolakami, używał Zaklęć Niewybaczalnych, unikał jej przy „kumplach – fanatykach Czarnego Pana”, był wyniosły, zimny, zgłębiał czarną magię, przed którą go przestrzegała, ranił niewinnych, ciągle kłócili się o tego cholernego Pottera, wypominał jej go niemalże przy każdej okazji w przeciągu ostatnich dwóch lat, choć wiedział, że nie powinien. Robił tyle złego, że nic dziwnego, że nie chciała go znać. I zrobił jeszcze coś. Coś, co w jej mniemaniu było, jak podpisanie cyrografu z diabłem, jak ostatni stopień schodów do potępienia.
Naprawdę chciał zostać Śmierciożercą. Niemalże mu się to udało.
Nie był jeszcze takim pełnoprawnym Śmierciożercą, nie miał jeszcze Znaku, ale już teraz wykonywał wszystkie polecenia Śmierciożerców posyłanych przez Czarnego Pana, więc czym, tak naprawdę, różnił się od reszty?
Zmienił się… Oboje się zmienili…
- Nie, nie mogłabym – przytaknęła, drżącym od łez, głosem. Severus popatrzył na nią oczami wielkimi, jak spodki. Nie chciał, żeby przez niego płakała! Ale w głębi duszy zdawał sobie sprawę, ile łez musiała na niego wylać, ile nieprzespanych nocy spędziła rozmyślając o dawnym przyjacielu, ile goryczy wlał w jej życie. Czy mógł to wybaczyć sam sobie? Nie, nie potrafił. Więc, dlaczego wymagał wybaczenia od niej?
- Lily, Lily proszę, nie płacz. Nie płacz, Lil!
Ruda parsknęła, przez łzy, urywanym śmiechem. Otarła pięściami policzki. Co za ironia… chciała mu pokazać, jaka jest silna, a tu? Rozpłakała się…! Słone krople płynęły wąskim strumieniem, wprost w kołnierzyk jej szkolnej szaty. Kiedy stała się taka słaba? Od kiedy płacze przy zwykłej rozmowie?
- Och, daj spokój – warknęła, a przynajmniej miała taki zamiar. – Dopiero teraz się nad tym zastanawiasz? Kiedy widzisz, jak płaczę? Wcześniej nie przyszło ci na myśl, że możesz zadawać mi ból swoim zachowaniem?
- Ja… - urwał na chwilę, ale wziąwszy głęboki oddech, kontynuował. – Tak, myślałem nad tym. Wiem, nie jestem ostatnimi czasy…
- No? Jaki?
Severus westchnął.
- Lily, ja przepraszam – szepnął, nie kończąc poprzedniego wątku. Nie potrzebował, oboje wiedzieli, co mógłby powiedzieć.
- Nie sądzę, by miało to teraz jakiekolwiek znaczenie. I tak się nie zmienisz, nie ma sensu kontynuować. Skoro innych traktujesz tak jak mnie, albo jak Jamesa…
- Zasłużył sobie - syknął chłodno pod nosem. Lily uniosła brwi, w wyrazie głębokiego zaskoczenia, zmianą jego zachowania.
- Że co, proszę? - mruknęła słabym głosem. Szybko pożałował tego, co powiedział. Jej oczy zapłonęły na nowo, jakimś nieznanym mu dotąd blaskiem, wyraz jej twarzy zmienił się; już nie wydawała się być słabą, przeciwnie. Teraz spokojnie mógłby się jej nawet obawiać. Napięła wszystkie mięśnie i zacisnęła wargi, mierząc go spojrzeniem. Bóg jeden wiedział, jak te słowa na nią podziałały. Ona sama nie zdawała sobie w pełni z tego sprawy, nawet nie była w stanie pojąć, dlaczego zaszła w niej taka zmiana. Ale wiedziała, że chce, by Snape pożałował swoich słów, czynów… zapłaci jej za to. Gotowało się w niej, a serce biło własnym rytmem, zupełnie nie zważając, że mocnymi uderzeniami zadaje jej ból.
- Coś. Ty. Powiedział…? – wysyczała, oddzielając od siebie słowa tak, jakby były to osobne zdania. Ledwo nad sobą panowała. Skończyły się łzy. Srebrzyste strumyczki zdawały się wysychać.
- Nie, ja nie miałem na myśli…
- Ależ miałeś! Tak, miałeś! – zagrzmiała, celując w niego oskarżycielko palcem.
- Nawet, jeśli miałem, to wierz mi, że nie jest taki niewinny, jakiego udaje! Wygaduje na ciebie, Lily, same kłamstwa. Rozpowiada, że już jesteś jego… – urwał, wiedząc, że nic już nie wskóra żadnymi słowy.
- Jakby to była dla mnie nowość, Snape. Poza tym, ostatnie plotki pochodzą od Crystal Anistone i skłamałabym, gdybym powiedziała, że są bezpodstawne. Posłuchaj sam siebie. To jest powód, twojego zachowania? Tym sobie zasłużył na śmierć przez wykrwawienie?! James by nigdy…
- James to, James tamto! A gdzie się podział Potter, którego nienawidziłaś z całego serca, gdzie jest ta dawna Lily, która zbywała go ciętym słowem, która nigdy, przenigdy, by się do niego nie zbliżyła! To jest POTTER, ten sam, co rok i dwa lata temu! – obruszył się, nie mogąc już więcej znieść. Czy ona nie widziała, że ten napuszony, arogancki wielki Szukający Gryffindoru, boski James Potter, robi z nią, co chce?!
- Jak śmiesz! Jak możesz?! Obiecałam mu rozejm między innymi dla własnego dobra, Snape. I on, w przeciwieństwie do ciebie, ani myślał nazwać mnie szlamą, ani myślał krzywdzić mugolaków, ani…
- Że co?! Bronisz go jeszcze? Nie pamiętasz ile głupich dowcipów wywinął? Jak nam dokuczał? Nawet mi nie sugeruj, że jest taki całkiem bez winy.
- Bo nie jest. Ale przynajmniej jest lepszy od ciebie. Szkoda tylko, że potrzebowałam tyle czasu, by się o tym przekonać.
- Świetnie! To może jeszcze zacznij się z nim umawiać, zacznij z nim chodzić, Lily Evans!
- A proszę bardzo, czemu nie?! Jakoś wątpię, żeby on, ze swoimi przekonaniami, w pewnym momencie, ni stąd ni zowąd, oświadczy mi, że interesuje się służbą dla Sam-Wiesz-Kogo.
- O, z pewnością. Wiesz, nie mogę uwierzyć, że jesteś taka naiwna, że nabierasz się na jego słodkie słówka. On cię wykorzysta, Lily, wykorzysta i zostawi. On cię nie kocha! Jesteś dla niego nagrodą, pucharem!
- Wolę być nagrodą niż szlamą.
Severus nabrał ze świstem powietrza.
Drzwi gabinetu McGonagall, koło którego stali, otworzyły się z impetem, kiedy Severus miał jej się odgryźć. Syriusz uśmiechał się nonszalancko, za to James marszczył czoło i był czymś wyraźnie zaniepokojony.
- Usłyszeliśmy twój słodki głosik, Evans… - wypalił Black, zanim zauważył jej rozmówcę i nadal widoczne, łzy na policzkach.
- Lil, co się… płakałaś?! – James podszedł do niej, unosząc delikatnie jej podbródek do światła. Szybko odwróciła wzrok, tym samym, wyswobadzając się z jego uchwytu. James rozejrzał się dookoła, dopiero teraz dostrzegając sylwetkę Ślizgona. Pobladł, zaciskając mocno pięści, jak do bójki. – Ty…
- James, spokojnie – mruknął chłodno Syriusz, tracąc wcześniejszy, nonszalancki uśmiech z twarzy, a ubierając na nią lodowaty grymas. Lily była w szoku, że to on namawia przyjaciela do zachowania zdrowego rozsądku. – Nie koło gabinetu McGonagall.
- To przez ciebie? – Wskazał na policzki Evans, zupełnie ignorując przyjaciela.
- Potter, przestań, to nie twoja sprawa – powiedziała Lily cicho. Szybko wytarła twarz, rękawem szaty.
- Właśnie, Potter, nie mieszaj się – powtórzył za nią Severus. James machinalnie przesunął się tak, by zasłaniać własnym ciałem Evans. Otworzyła szerzej zielone oczy, wyglądając znad jego ramienia. Myślał, że Severus mógł zrobić jej krzywdę? Cóż, teraz wiele mogłaby się po nim spodziewać, ale chyba nie tego? Nonsens.
- A właśnie, że będę. Nie mam zamiaru patrzeć więcej, jak ona przez ciebie płacze. Nie zasługujesz nawet na to, by na ciebie spojrzała. – James ciskał w niego błyskawicami, górna warga drgała mu niebezpiecznie.
- Bo przez ciebie to już może płakać, tak?
- Ty sukin…
- James!
Potter ugryzł się w język, nie chcąc mieć teraz przeciwko sobie i Lily.
- Nie przejmuj się, jeszcze się policzymy, Snape. Masz szczęście, że Lily tu jest, bo już dawno byś nie żył.
- I to niby ja jestem ten zły, co Lily? A kto mi teraz grozi?
- Dziwisz mu się? – prychnęła. – Bo ja ani trochę. To ty na niego wyskoczyłeś z tym pieprzonym  zaklęciem.
- Sprowokował mnie!
- Sprowokował cię do tego, byś go niemalże zabił? Musiałabym być pod wpływem uroku, żeby zacząć w to wierzyć.
- Kto wie, może i jesteś? Zachowujesz się tak, jakbyś była, jeśli brać pod uwagę twój aktualny stosunek do tego napuszonego…
- Nie no, trzymajcie mnie…!
Lily nie musiała słyszeć tego po raz wtóry, by zareagować. Chwyciła go automatycznie za rękaw. Wiedziała, że jest gotów rzucić się na przeciwnika bez dalszej zachęty. James chwycił jej dłoń. W gruncie rzeczy miało to być metaforą, ale nie mógł nie być zadowolony z takiego obrotu sprawy. Snape wytrzeszczył oczy, patrząc na Lily, zupełnie tak, jakby zobaczył ją po raz pierwszy w życiu.
- To ma być jakiś głupi żart? Trzymasz go za rękę?! – wypalił bez zastanowienia Sev, miotając spojrzeniami od Jamesa, poprzez ich złączone dłonie, do Lily. Ruda zachciała cofnąć rękę, nieco przestraszona takim oskarżeniem, ale Potter trzymał ją zbyt mocno. Skuliła się, więc tylko i skrzywiła delikatnie.
- A co? Zazdrosny, Smarku? – warknął James, czując swoją przewagę.
- Nie masz różdżki, Potter. Chcesz powtórki z rozrywki? Dawno nie byłeś w skrzydle szpitalnym? – odgryzł się Ślizgon, wyginając usta w kpiarskim uśmieszku. James zazgrzytał zębami.
- Jak ty mu zaraz nie walniesz, to przysięgam, że ja to zrobię – wtrącił się Syriusz, nieco zbyt opanowanym tonem.
- Z chęcią bym to zrobił, ale nie zamierzam puszczać jej ręki dla niego, Syriuszu – powiedział James, uważnie badając reakcję Severusa. Zabolało go. I dobrze, miało zaboleć. Lily wierzgnęła za jego plecami, chcąc przerwać tą głupią farsę. Nie rozumiała, o co już teraz im chodzi. Zazwyczaj, kiedy przestawała rozumieć rozmowę mężczyzn, to chodziło o ich dumę. Tak, chyba nie ma na świecie nic cenniejszego dla faceta, jak jego męska duma.
- Ona nie jest twoja, Potter.
- Więc, jak wyjaśnisz fakt, że trzyma mnie za rękę? Że to ze mną spędza więcej czasu, niż z tobą? Że mnie broni, że jest dla mnie milsza, niż dla ciebie? Że…
- Przestań, do cholery!
- Dość tego, James. Już dość – syknęła Lily, kręcąc głową. Nie mogła i nie chciała już więcej słuchać.
- Żaden problem. Przemebluję mu jednak najpierw trochę twarzyczkę, będzie jak znalazł. Wtedy będziesz miała swoje „dość” – zaoferował się Syriusz, mówiąc najzupełniej poważnie. James pokręcił głową z lekkim uśmiechem. Jakimś cudem Black zawsze mówił to, o czym on myślał.
- Faktycznie piękny widok, Łapo, nie sądzisz? Nie musieć oglądać jego nieobytej mor…
- James, opanuj się! Na Brodę Merlina, jesteście okropni.
- Dzięki. – Huncwoci, jak na zawołanie przywołali na twarzach sztuczne uśmiechy pełne samozadowolenia i dumy. Chyba nie mogła im powiedzieć większego komplementu. Wywróciła z poirytowaniem oczyma, wyswobadzając w końcu dłoń z uścisku Jamesa. Skrzyżowała ręce na piersiach.
- Lily! – zawołał odwracając się ku niej. Przypominał jej małego chłopca z obudzoną miną i poczochranymi włosami. Miała ochotę kupić mu szczotkę do włosów i dać w prezencie na Mikołaja. – Nadal powinnaś mnie trzymać. Mogę być nieprzewidywalny.
- Zdążę zareagować.
Przez chwilę zapomniała nawet o obecności Severusa. Chłopak patrzył na całą tą trójkę, zbolałym wzrokiem. Wyglądał tak, jakby przed chwilą coś w nim umarło. Lily uchwyciła ten wyraz jego twarzy, jedynie przelotnym spojrzeniem, ale już zdążył wyryć jej się na stałe w pamięci. Przełknęła ślinę, krew zaczęła jej piszczeć w uszach, a serce podeszło do gardła.
- Naprawdę się zmieniłaś, Evans. Równie dobrze mogłabyś już się z nim umawiać – mruknął chłodno Snape. Lily wyprostowała się, unosząc z godnością głowę. Nie mylił się aż tak bardzo. Jednak nie miała zamiaru pozwolić się tak dalej traktować. Koniec z pobłażliwością. James poruszył się niespokojnie, chcąc podejść do niego i zapewne zadać pierwszy i nieostatni cios, ale w porę poklepała go po ramieniu.
- Chodźcie, idziemy. Nic tu po nas.
Lily puściła przodem Jamesa, który przez jeszcze dobre kilka metrów, patrzył za Snapem wściekle. Syriusz ruszył ociężale za nimi, a kiedy przechodził obok Ślizgona, splunął mu pod nogi, by później luźnym krokiem, dogonić przyjaciół.
Od tej chwili obiecała sobie, więcej nie myśleć o nim, nie rozmawiać z nim, nie poznawać go… Obiecała sobie, że wymaże postać Severusa Snape’a ze swojego życia. Zupełnie tak, jakby ten chłopak nigdy nie istniał.




2 komentarze:

  1. No nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee, głupi Smarkerus.
    Mam nadzieję, że już niedługo Lily i James będą razem! :)
    Jakby co, to jestem na anonimie, bo nie moge zalogowac sie do siebie, ale to ja :)
    Lilka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, nie ma problemu ;]. Fakt, Snape ma odpały, ale wbrew pozorom bardzo lubię tą postać

      Usuń