Zerknęła na
nich po raz kolejny tego wieczoru. Byli zbyt spokojni, zbyt... słodcy? Czy to w
ogóle możliwe?
Wywróciła
oczyma. To się robiło już chore. Każdy gest, nawet ten najzwyklejszy i
najbardziej przewidywalny, stawał się dla niej powodem do podejrzeń. Przecież
to już jest jakaś paranoja! Czy nie mogła po prostu uwierzyć, że ci dwaj chcą
normalnie i bez wygłupów spędzić ten ostatni dzień szlabanu? Po miesiącu
musiało im już się to wszystko znudzić; to typowy, ludzki odruch. Chyba powinna
zgłosić się ze swoją psychozą do Munga.
Uciszyła głosik
wewnątrz jej głowy, piszczący z przerażenia i okropnej niemocy. Była już
zmęczona ciągłym dopatrywaniem się w każdym zachowaniu Huncwotów zasadzki i
podpuchy. Odgarnęła z czoła grzywkę, starając się uspokoić głośne i nerwowe
bicie serca głębokimi oddechami. Wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Powinna się cieszyć, że są tacy skupieni na swojej pracy, zamiast narzekać.
Marzyła już o powrocie do dormitorium, ale przecież czekał ją dzisiaj jeszcze
dyżur na trzech pierwszych piętrach. Resztę obiecał wziąć na siebie Remus.
Mimowolnie jej
wzrok powędrował znów ku siedzącym przy osobnych biurkach (które im wyczarowała
profesor McGonagall) Jamesowi i Syriuszowi. Obaj schludnie ubrani, koszule powciągane
w spodnie, zapięci niemal pod szyję, krawaty zawiązane w odpowiedni sposób...
nie, chwila, wróć! Że jak?! I niby miała się na to nabrać? Ich zachowanie?
Dobra, można je jeszcze jakoś wytłumaczyć, a nawet przyzwyczaić się do niego.
Milczenie? Może jeszcze się nie pogodzili od wczoraj? Ale ten nienaganny
wygląd? Nie ma nawet takiej opcji, by miał być przypadkiem. Wydawało jej się nawet,
że Potter uczesał włosy (swoją drogą po sześciu latach wypadałoby w końcu to
zrobić).
Szykowali coś.
- Myślicie, że
dałam się nabrać? - prychnęła, podekscytowana swoim nowym odkryciem. Jej głos
zabrzmiał głośniej niż by chciała. Nie, dlatego, że faktycznie mówiła głośno,
ale raczej przez to, że panująca cisza zdawała się być nie tyle co brakiem
rozmowy, a ciszą absolutną. Nawet skrobanie ich piór było cichsze niż być
powinno. Huncwoci unieśli głowy, obaj wyjątkowo zaskoczeni jej atakiem.
- Słucham? -
dopytywał James.
- O czym
mówisz? - Syriusz zamrugał błękitnymi oczyma.
- Knujecie coś,
prawda? - Wskazała na nich palcem oskarżycielsko.
- Nie -
odpowiedzieli jednocześnie. Miała ochotę zacząć się śmiać. Chyba nie myśleli,
że jest aż tak głupia.
- Przecież
widzę! - zawołała z rozpaczą, mając nadzieję ich zmusić do mówienia. Spojrzeli
po sobie, a po chwili na ich twarzach wykwitł ten sam uśmiech pełen troski...
strasznie nie pasował do wyrazu ich oczu, jak i do ogółu ich osób. W końcu to
byli Huncwoci, na Litość Boską!
- Lily, jesteś
chyba odrobinkę przemęczona - zaczął delikatnie, słodkim głosem James.
- Chyba nie
powinnaś dzisiaj być na dyżurze?
- Możesz chyba
poprosić kogoś o zastępstwo?
- Czy wy
próbujecie mnie...
- Wyglądasz
okropnie.
- Och, dzięki
marzyłam, by to usłyszeć.
- Nie czujesz
się chora?
- Bynajmniej.
- A wydajesz
się być.
Spąsowiała, tym
bardziej widząc w tym wszystkim tylko tanie wykręty. Ale przecież stać ich było
na coś lepszego... Czy to nie dziwne, że próbują zachowywać się wzorowo? Zazwyczaj
przed każdą akcją wydawali się być normalni (oczywiście na swój sposób) lub co
najmniej pewni siebie i nazbyt wyluzowani. Może próbują ją tylko tak wkręcić?
Żeby myślała, że coś kombinują, a wcale tak nie jest? Albo kombinują coś, ale
chcą, żeby ona myślała, że próbują ją tylko wkręcić i... Od nadmiaru wszystkich
tych podejrzeń i analiz, zakręciło jej się w głowie.
Wzięła głębszy
oddech. Mimo to nadal miała problemy z orientacją.
- Dobrze się
czujesz, Lil? - James podniósł się ze swojego krzesła, ale ona zatrzymała go
ruchem dłoni. Teraz chociaż przez chwile wydawał się być sobą. To dziwne, ale
lubiła takiego Jamesa.
- Tak, wszystko
jest dobrze - mruknęła. - I dla waszej wiadomości, mam zamiar być na moim
dyżurze, więc jeśli coś knujecie, lepiej dla was, żebyście zapomnieli o tym już
teraz.
- Jesteś
pewien, że to wypali?
- Jasne. Miałem
wszystkiego dopilnować, to dopilnowałem. Sonse ma dzisiaj spotkanie z
dyrektorem. Chyba nie myślisz, że tak szybko wyjdzie?
- Nie, nie
sądzę.
Rzucił ostatnie
zaklęcie, patrząc na kumpla.
- Wścieknie
się.
- Wiem.
- Ale wścieknie
się na mnie!
- To też wiem.
- Wyszczerzył zęby.
- Czy mam to
rozumieć, jako zemstę? Za co?
- Zemstę? Mój
rogaty przyjacielu, to tylko początek. Wciągnąłeś mnie w miesięczny szlaban, pamiętasz
jeszcze?
- Coś mi świta
- przyznał James.
- A właśnie, a
propos, jutro umówiłem cię z Nicole, chyba nie masz nic przeciwko?
- Nicole?
Poważnie?! Bracie, nie wiem, o czym myślałeś robiąc to, ale na pewno nie o
mnie. Poza tym wydaje mi się, czy mieliśmy razem do niej startować?
- Wyszło
inaczej. - Syriusz wzruszył ramionami.
- To znaczy?
- Wiesz, po
tym, jak poprosiłem Crystal o pomoc... zaczęła mieć pewne wymagania. Poza tym,
jest jeszcze Kimberly.
- Słuchasz jej?
Crystal?
- Raczej wywiązuję
się z pewnej umowy. Poprosiłem ją, żeby wzięła na siebie głupiutką dziewczynę,
której nienawidzi. Czuję się zobowiązany. – W gruncie rzeczy, nawet był
zadowolony z warunku, jaki postawiła mu starsza z sióstr Anistone. Przede
wszystkim: zero Nicole Sorrow.
- Mogłem się
tego po tobie spodziewać, stary.
- Szyy...
- Mówię
tylko...
- Zamknij się,
ktoś idzie - syknął.
Słychać było
odgłos kroków, dochodzący z korytarza. James dał znak Syriuszowi, pokazując na
pelerynę niewidkę. Black skinął tylko głową, narzucając na siebie materiał.
James wyprostował się, z premedytacją robiąc hałas.
- Cholera -
zaklął nieco za głośno. Odgłos kroków na chwilę zamilkł, by powrócić ze
zdwojoną siłą. Ktoś zaczął iść szybciej. Bez problemu poznał te kroki. Mogły
należeć tylko do jednej osoby i nie mógł się pomylić. Poza tym, tak miało być.
Długo na nią czekali. Stanął tyłem do drzwi (oczywiście zostawił je otwarte),
żeby "niby to" nie widzieć, że ktoś idzie.
- James?! -
Odkręcił się na pięcie, udając zdziwienie.
- Lily? C-co ty
tutaj robisz?
- Ja? Co ty tutaj robisz! W gabinecie profesora!
- zawołała, lustrując go wzrokiem.
- Czekam na
Sonse'a?
- Jasne. Miałam
rację, prawda? Planujecie coś?
- Oczywiście,
że nie!
- Kłamiesz.
Gdzie jest Black? - Przekroczyła próg gabinetu, rozglądając się dookoła.
- Nie, nie,
nie! Evans, nie!
Zaklęcie
sprawiło, że zawisła w powietrzu do góry nogami. Kurczowo trzymała spódniczkę,
by nie było widać jej bielizny.
- Potter! Co
do…?! Zdejmij mnie stąd natychmiast! Masz szlaban, rozumiesz?! SZLABAN! -
wrzeszczała, pąsowiejąc coraz bardziej. James uśmiechnął się mimowolnie,
likwidując dość wolno inne zagrożenia. - Co robisz?! Zdejmij mnie!
- Jeśli nie
chcesz mieć wysypki, jak Robin Grand, to lepiej dla ciebie, żebyś została tam,
gdzie jesteś.
Kiedy po
jakichś dwóch minutach James skończył usuwanie potencjalnych zagrożeń, Lily
zdawała się słabnąć, wisząc ciągle głową do dołu. Cofnął zaklęcie, które
utrzymywało ją w tej pozycji, ale Evans miała zbyt duże problemy z utrzymaniem,
jako takiej równowagi, więc usłużnie objął ją w pasie i podtrzymywał.
- Tydzień
szlabanu, Potter - wysapała, zielona na twarzy, całym ciężarem ciała opierając
się na chłopaku. James uśmiechnął się.
- Mogło być
gorzej.
- Nie
przeżyłabym, gdybym miała widzieć cię więcej razy, Potter.
- Chyba nie myślisz,
że ci uwierzę?
- Gdzie Black?
- Syriusz? A po
co ci on?
- Sam byś tego
nie zrobił.
- Wątpisz w
moje zdolności? - żachnął się Rogacz.
- Bynajmniej, o
ile można to nazwać zdolnościami. Chodzi mi o to, że zazwyczaj jest was dwóch.
Tak do kompletu. - James posadził ją na fotelu profesora Sonse'a, ale
dziewczyna dalej wymagała podtrzymywania. - Niedobrze mi.
- Chcesz coś
na...
- Nie! Nic od
ciebie nie chcę, jeszcze się zatruję. - Ale James nie słuchając jej kompletnie,
sięgnął do swojej torby po jakiś kubeczek i wyczarował w nim wodę. Podał to
Lily, a ona wypiła bez szemrania. - Nosisz kubki w torbie?
- Powiedzmy, że
był mi potrzebny - Pokiwała głową. Wolała nie zagłębiać się w szczegóły. Upiła
jeszcze kilka łyków, powoli odzyskując kolory na twarzy. Łypnęła groźnie po
pomieszczeniu.
- Wyłaź,
Syriuszu! Wiem, że tu jesteś! - zawołała w przestrzeń.
- Dziwnie to
wygląda, kiedy mówisz sama do siebie - wyznał rozbawiony James. Rzuciła mu
mordercze spojrzenie.
- Masz
szczęście, Black! Pamiętaj, że wiem, gdzie mieszkasz - syknęła, postanawiając
mimo wszystko zaprzestać mówić do powietrza.
- Zaprowadzę
cię lepiej do dormitorium - zaoferował się James, obejmując ją w pasie. Poczuła
miłe mrowienie i ciepło jego dłoni. Nie protestowała. Zaklęciem zamknęła drzwi
gabinetu Sonse'a. Szli w milczeniu. Droga do dormitorium zdawała się być
strasznie długa. Kiedy dotarli do portretu Grubej Damy, a James powiedział
hasło, wcale nie czuła się lepiej. Kiedy weszli do Pokoju Wspólnego Gryfonów, oboje
odetchnęli z ulgą. Czuli się tu bezpiecznie, swobodnie. Jak w domu.
- Ładna
bielizna, Evans - odezwał się w końcu James, szczerząc zęby.
- Ciesz się, że
mi niedobrze, inaczej bym cię zamordowała - warknęła, czując, że pieką ją
policzki.
- Rumienisz się.
Znowu.
- Wcale nie!
- Wcale tak.
Zatrzymała się
raptownie, z chęcią mordu w zielonych oczach. James, nadal ją trzymając, stanął
naprzeciwko niej z figlarnym uśmiechem. Serce zabiło jej szybciej. Spojrzała w
górę, na jego twarz. Jego ciepłe oczy były roziskrzone, a na ustach miał
cudowny, jakże typowy dla siebie uśmiech. Nikt się tak nie uśmiechał, jak James
Potter. W Pokoju Wspólnym panował półmrok. Światło dawał jedynie ogień z
kominka, przez co ten moment wydał jej się magiczny i wcale nie miało to związku
z "ich magią". Może lepsze byłoby: elektryczny?
Czuła, że
między nimi jest napięcie, ale nie takie, które towarzyszy kłótniom, a jakiego
mogłaby się spodziewać. To było dobre napięcie. Rozchyliła usta, łapiąc
powietrze. Oddychanie przez nos przestało jej wystarczać. Przez chwilę chciała
być kimś innym, niż Lily Evans. Chciała być jedną z tych dziewczyn, które bez
krępacji rzuciłyby się teraz na Pottera, odpowiednio doceniając swoje
szczęście. Czuła ogień tam, gdzie James dotykał jej ciała. Serce przyspieszyło
rytmu. Odchrząknęła, mając nadzieję, że to w czymś jej pomoże.
- Tak? -
dopytywał James głębokim głosem. Ten głos wcale nie był wystudiowany, wręcz
przeciwnie. Wydawał się być jego nieodłączną częścią. Był tak naturalny, że
Lily zdziwiła się, iż dopiero teraz to odkryła.
- Przestań -
poprosiła łagodnym głosem. Zbyt łagodnym, jak dla niej. Zrugała się za to w
myślach.
- Przestać, co?
- James zachichotał, odrobinę ją do siebie przyciągając. Dzieliły ich od siebie
zaledwie centymetry.
- Och, ty doskonale
wiesz "co" - Zmarszczyła czupurnie czoło, mając nadzieję, że to
poskutkuje.
- Wiesz, Lil,
jesteś strasznie uparta. Ciągle próbujesz mnie od siebie odtrącić, chociaż
oboje wiemy, że to niczego nie zmieni. Tak samo, jak wmawiasz sobie, że nic do
mnie nie czujesz - zaczął Rogacz, zupełnie zbijając ją z tropu. Nie spodziewała
się takiego obrotu rzeczy.
- Ależ czuję!
Czuję do ciebie niechęć, to mało? - mruknęła, usiłując być chłodną. James tylko
pokręcił głową z politowaniem.
- Oszukujesz
samą siebie, Evans. Lubisz mnie i udawanie, że jest inaczej męczy cię. Oboje o
tym wiemy. - Uniósł jej brodę, chcąc by na niego spojrzała. Otworzyła szerzej
oczy, nie mając siły się z nim kłócić. Okularnik uśmiechnął się z satysfakcją.
- Widzisz? Gdybyś mnie tak strasznie nie lubiła, jak twierdzisz, prawdopodobnie
oberwałbym. A wiesz, czemu nie oberwałem?
- Oświeć mnie.
- Bo próbujesz mnie nie lubić tylko i wyłącznie
wtedy, kiedy ktoś jest w pobliżu. Ale teraz nie ma tutaj nikogo, Lily.
- To nic nie
zmienia. - Wyswobodziła brodę, odwracając twarz w inną stronę. Przycisnął ją
mocniej do siebie, sprawiając tym samym, że ponowie na niego spojrzała. Nie
chodziło o to, że jego uścisk ją zabolał, wręcz przeciwnie. James był w
stosunku do niej niesamowicie delikatny. Chodziło o to, że byli jeszcze bliżej
siebie. Bała się, że usłyszy bicie jej serca; bo teraz biło z taką mocą, że z
trudem nadążała oddychać.
- Masz rację.
To nic nie zmienia. A mimo to nawet nie próbujesz ode mnie uciec. A przecież
gdyby ktoś tu był, nawet nie mógłbym cię dotknąć - szepnął. W jego oczach
pojawiło się coś, czego nie umiała nazwać, a co sprawiło, że zachciała go jak
najszybciej przytulić, przeprosić, zapewnić, że będzie lepiej. Ale przecież nie
mogła. Przecież to był James Potter.
Tak, to był
James Potter i to właśnie sprawiało, że tak się czuła.
- James, nie
mów tak - jęknęła cicho, nie mogąc oderwać oczu od jego twarzy. To była piękna
twarz. Przełknęła ślinę z trudem.
- Mówię tylko
prawdę.
- Nie taka jest
prawda - zapewniła go, chociaż wiedziała, że w tym momencie łga.
- Lil... -
Westchnął i uśmiechnął się delikatnie, ale to nowe "coś", co odkryła
w jego oczach nie znikało. Zajęło jej chwilę, by zrozumiała, co to jest.
Ból. James Potter cierpiał przez nią. Nie tak miało być.
Przecież to był ten facet, który ciągle się za nią uganiał, który bez skrupułów
dręczył Snape'a, który ciągle robił wokół siebie raban. Przecież... on nie mógł
cierpieć. Nie przez dziewczynę. Nie przez nią.
- Przepraszam,
James - szepnęła. Uniósł wysoko brwi, zdumiony.
- Ty mnie? - Skinęła
głową. - Lily, nie musisz mnie za nic przepraszać. W zasadzie, to ja na ciebie
od początku naciskałem i to...
Zamknęła jego
usta w pocałunku. Nie wiedziała, co robi, ani tym bardziej, dlaczego to robi.
Po prostu, gdyby tego nie zrobiła, prawdopodobnie byłaby na siebie wściekła do
końca semestru. Dopiero po chwili objął ją i przyciągnął do siebie. Był zbyt
zaskoczony, by zrobić to od razu. Odwzajemnił jej pocałunek z mocą,
przytrzymując ją za plecy. Lily wplotła rękę w jego włosy, drugą obejmując jego
twarz. Ściągnął lekko brwi, jakby czekał na ten pocałunek przez całe życie;
jakby ten jeden pocałunek był dla niego wszystkim. Jakby doznawał najcudowniejszego
uczucia na świecie.
Lily musiała
stać na palcach, by dosięgnąć jego ust. Powoli docierało do niej, co zrobiła.
Nieco zbyt szybko oderwała się od niego, patrząc z niemym przerażeniem w jego
oczy. A chociaż czuła uśmiech błądzący na ustach, nie potrafiła nie myśleć. Co
teraz będzie? Czy to oznacza, że przyznała się, że on jej się podoba? A co
jeśli ktoś się o tym dowie? Przecież wtedy...
- Coś się
stało? - spytał przyjemnie ciepłym głosem, otulając jej twarz. Westchnęła
rozkosznie, szybko się jednak opanowując. Jego oczy zdawały się być płynnym złotem.
- Muszę już iść
- mruknęła nieswoim głosem. Zanim sens jej słów do niego dotarł, Lily już znikała
na schodach wiodących do dormitoriów dziewcząt.
Jasne; dzięki
OdpowiedzUsuń:) Jak ja się stęskniłam za tym blogiem. Widzę, że w blogosferze występuję wszechpolska migracja z onetu na inne serwery. Ciekawe czemu :D. Co do rozdziału, to ...hm... jakby to opisać. Może tak, jak go czytałam to miałam takie myśli : "ahh" "ohh" "jeszcze" :D Czekam na nexa, błagam, nie daj mi tak długo czekać :*
OdpowiedzUsuńOczywiście! To się już więcej nie powtórzy, obiecuję xD. Tym razem będzie lepiej, mam pomysły, czas, nawet kolejne notki są zaczęte.. niemalże gotowe!
UsuńNo mam nadzieję :D :P
UsuńMiałam kryzys twórczy xD i w dodatku problemy z blogami ;/
UsuńO jaaa!jak ja dawno tego nie czytałam - jakże się za tym stęskniłam! mój James! mój pieprzony czaruś, uwielbiam go. i lubię to Twoje sceny Potter-Evans, wiesz, c'nie? Iiiii proszę Cię, niechże Jamie w jakiś sposób ujarzmi Evans, okej? nawet, gdyby nie chciała. w sensie, juuż teraz, po tym pocałunku.
UsuńKochanie, jesteśmy dopiero w 6 klasie ;p Niestety przygotowałam coś... innego... tylko nie krzyczcie!!! Bo być może będzie o co ;p
Usuńno i? myślisz, że oni się w 6. klasie nie całowali jak popieprzeni? xD
UsuńMyślę, że tak xD jak widać wyżej xD
Usuń[SPAM]
OdpowiedzUsuńW głuszy ocen tygrysy się czają,
uważaj, bo one nic nie kumają.
Niedźwiedź swą zdobycz pazurami trzyma,
niełatwo będzie jej się wyrwać.
Skubiąc bambusy, nie zajdziesz daleko,
choć lepsze to niż ciepłe mleko.
Przyjaciel lemurów w dżungli łatwo nie ma,
lecz polowanie na robaki to prosta rewia.
Z małpami skacząc, można się zranić,
choć lepsze to niż ziele z lwami palić.
Nad wszystkim pieczę Tarzan sprawuje
i kłusowników z łatwością pojmuje.
Oceny-z-gluszy.blogspot.com zapraszają!
Poznaj prawdę o swoim blogu!
tak, dzieki
UsuńRozdział cudny.Fajne,że Lilka go pocałowała:DPrzepraszam,że tak późno komentuje ale brak czasu mi na to nie pozwalał. Nie mogę doczekać się następnego.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że mnie odnalazłaś! Bałam się, że nie trafisz :<. Cieszę się, że Ci się podobał rozdział! I oczywiście, Lily to tylko człowiek, ba dziewczyna! A chyba żadna nie jest w stanie oprzeć się Jamesowi Potterowi xD
UsuńN-I-E-W-I-E-R-Z-Ę
OdpowiedzUsuńNormalnie szok. Czytałam to opowiadanie na blog.onet
o.O <--- tak wyglądały moje oczy gdy nagle, czytając notki od początku (a znalazłam się tu przypadkiem) uświadomiłam sobie, że skądś to znam. Przetrzepałam wszystkie linki i proszę...
Normalnie jestem taka... taka... happy, że ciągle opowiadanie jest kontynuowane :D
oczywiście! Nie przestane pisać, spokojnie;]. Trochę wa pokatuję xD
Usuńmiałam to samo! ciągle zaglądałam na tamtego bloga, już myślałam, że jest porzucony, a tu proszę! na całe szczęście Cię odnalazłam. kiedy następna notka?
UsuńMam nadzieję, ze dośćszybko, niestety ciągle wyjeżdżam gdzieś i nie mam a nic czasu :<. Musiałam zrezygnować z tamtego bloga, bo usunęli mi tamten adres e-mail i nie mogłam się na niego dostać :<. Cieszę się, że jednak mnie znalazłyście ;]
Usuńpo ciężkich trudach i momentach zwątpienia xD ale się udało :) trzymam kciuki abyś znalazła czas nie tylko na pisanie notki - do której życzę dużo weny - ale i dla siebie samej :)
UsuńPozdrawiam :)
Dzięki! Niestety, ostatnio tej weny mi brak :< ale obiecuję przysiąść do pisania!
UsuńO ludzie ! To jest boskie !Dziewczyno bądż moją mentorką ! Ta historiA JEST BOSKA , że aż się chce płakać ! Mam nadzieje , że będziesz nadal pisać , bo widzę , że masz przerwe ...Tylko wróć !
OdpowiedzUsuńOczywiście, mam już całkiem sporo notki napisane. Niestety ja tak mam, że żeby napisać coś, co uznam za dobre, to potrzebuję dużo czasu :<. Ale... już jestem blisko ;]
UsuńLIL, UMARŁAM PRZEZ CIEBIE.
OdpowiedzUsuńNadrabiam wszystko co opuściłam i musiałam skomentować w tym miejscu, ponieważ nie wybaczyłabym sobie, gdybym tego nie zrobiła. Lil, jesteś moim mistrzem. Budujesz takie napięcie między Evans a Potterem, że ja je czuje i widzę czytając to. Magia sama w sobie. <3
Dziękuję moja kochana Anaisse! ;* bardzo... baaaardzo się staram xD
UsuńTy nadal piszesz? ostatni rozdział była tak dawno. . . a polubiłam to opowiadanie, co rzadko się zdarza. Trafiłam na nie parę dni temu i już przeczytałam. Jesteś na prawdę dobra :D Napisz jeszcze :>
OdpowiedzUsuńojeej, coś mi się stało i mi nie wyświetlało dalszych rozdziałów :D tylko spamuje nie potrzebnie
UsuńNie nie, spokojnie ;]. pisze, oczywiscie i nie zamierzam przestawac ;]
Usuń