poniedziałek, 4 czerwca 2012

025. Chrzest bojowy

Zerknęła na nich po raz kolejny tego wieczoru. Byli zbyt spokojni, zbyt... słodcy? Czy to w ogóle możliwe?
Wywróciła oczyma. To się robiło już chore. Każdy gest, nawet ten najzwyklejszy i najbardziej przewidywalny, stawał się dla niej powodem do podejrzeń. Przecież to już jest jakaś paranoja! Czy nie mogła po prostu uwierzyć, że ci dwaj chcą normalnie i bez wygłupów spędzić ten ostatni dzień szlabanu? Po miesiącu musiało im już się to wszystko znudzić; to typowy, ludzki odruch. Chyba powinna zgłosić się ze swoją psychozą do Munga.
Uciszyła głosik wewnątrz jej głowy, piszczący z przerażenia i okropnej niemocy. Była już zmęczona ciągłym dopatrywaniem się w każdym zachowaniu Huncwotów zasadzki i podpuchy. Odgarnęła z czoła grzywkę, starając się uspokoić głośne i nerwowe bicie serca głębokimi oddechami. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Powinna się cieszyć, że są tacy skupieni na swojej pracy, zamiast narzekać. Marzyła już o powrocie do dormitorium, ale przecież czekał ją dzisiaj jeszcze dyżur na trzech pierwszych piętrach. Resztę obiecał wziąć na siebie Remus.
Mimowolnie jej wzrok powędrował znów ku siedzącym przy osobnych biurkach (które im wyczarowała profesor McGonagall) Jamesowi i Syriuszowi. Obaj schludnie ubrani, koszule powciągane w spodnie, zapięci niemal pod szyję, krawaty zawiązane w odpowiedni sposób... nie, chwila, wróć! Że jak?! I niby miała się na to nabrać? Ich zachowanie? Dobra, można je jeszcze jakoś wytłumaczyć, a nawet przyzwyczaić się do niego. Milczenie? Może jeszcze się nie pogodzili od wczoraj? Ale ten nienaganny wygląd? Nie ma nawet takiej opcji, by miał być przypadkiem. Wydawało jej się nawet, że Potter uczesał włosy (swoją drogą po sześciu latach wypadałoby w końcu to zrobić).
Szykowali coś.
- Myślicie, że dałam się nabrać? - prychnęła, podekscytowana swoim nowym odkryciem. Jej głos zabrzmiał głośniej niż by chciała. Nie, dlatego, że faktycznie mówiła głośno, ale raczej przez to, że panująca cisza zdawała się być nie tyle co brakiem rozmowy, a ciszą absolutną. Nawet skrobanie ich piór było cichsze niż być powinno. Huncwoci unieśli głowy, obaj wyjątkowo zaskoczeni jej atakiem.
- Słucham? - dopytywał James.
- O czym mówisz? - Syriusz zamrugał błękitnymi oczyma.
- Knujecie coś, prawda? - Wskazała na nich palcem oskarżycielsko.
- Nie - odpowiedzieli jednocześnie. Miała ochotę zacząć się śmiać. Chyba nie myśleli, że jest aż tak głupia.
- Przecież widzę! - zawołała z rozpaczą, mając nadzieję ich zmusić do mówienia. Spojrzeli po sobie, a po chwili na ich twarzach wykwitł ten sam uśmiech pełen troski... strasznie nie pasował do wyrazu ich oczu, jak i do ogółu ich osób. W końcu to byli Huncwoci, na Litość Boską!
- Lily, jesteś chyba odrobinkę przemęczona - zaczął delikatnie, słodkim głosem James.
- Chyba nie powinnaś dzisiaj być na dyżurze?
- Możesz chyba poprosić kogoś o zastępstwo?
- Czy wy próbujecie mnie...
- Wyglądasz okropnie.
- Och, dzięki marzyłam, by to usłyszeć.
- Nie czujesz się chora?
- Bynajmniej.
- A wydajesz się być.
Spąsowiała, tym bardziej widząc w tym wszystkim tylko tanie wykręty. Ale przecież stać ich było na coś lepszego... Czy to nie dziwne, że próbują zachowywać się wzorowo? Zazwyczaj przed każdą akcją wydawali się być normalni (oczywiście na swój sposób) lub co najmniej pewni siebie i nazbyt wyluzowani. Może próbują ją tylko tak wkręcić? Żeby myślała, że coś kombinują, a wcale tak nie jest? Albo kombinują coś, ale chcą, żeby ona myślała, że próbują ją tylko wkręcić i... Od nadmiaru wszystkich tych podejrzeń i analiz, zakręciło jej się w głowie.
Wzięła głębszy oddech. Mimo to nadal miała problemy z orientacją.
- Dobrze się czujesz, Lil? - James podniósł się ze swojego krzesła, ale ona zatrzymała go ruchem dłoni. Teraz chociaż przez chwile wydawał się być sobą. To dziwne, ale lubiła takiego Jamesa.
- Tak, wszystko jest dobrze - mruknęła. - I dla waszej wiadomości, mam zamiar być na moim dyżurze, więc jeśli coś knujecie, lepiej dla was, żebyście zapomnieli o tym już teraz.


- Jesteś pewien, że to wypali?
- Jasne. Miałem wszystkiego dopilnować, to dopilnowałem. Sonse ma dzisiaj spotkanie z dyrektorem. Chyba nie myślisz, że tak szybko wyjdzie?
- Nie, nie sądzę.
Rzucił ostatnie zaklęcie, patrząc na kumpla.
- Wścieknie się.
- Wiem.
- Ale wścieknie się na mnie!
- To też wiem. - Wyszczerzył zęby.
- Czy mam to rozumieć, jako zemstę? Za co?
- Zemstę? Mój rogaty przyjacielu, to tylko początek. Wciągnąłeś mnie w miesięczny szlaban, pamiętasz jeszcze?
- Coś mi świta - przyznał James.
- A właśnie, a propos, jutro umówiłem cię z Nicole, chyba nie masz nic przeciwko?
- Nicole? Poważnie?! Bracie, nie wiem, o czym myślałeś robiąc to, ale na pewno nie o mnie. Poza tym wydaje mi się, czy mieliśmy razem do niej startować?
- Wyszło inaczej. - Syriusz wzruszył ramionami.
- To znaczy?
- Wiesz, po tym, jak poprosiłem Crystal o pomoc... zaczęła mieć pewne wymagania. Poza tym, jest jeszcze Kimberly.
- Słuchasz jej? Crystal?
- Raczej wywiązuję się z pewnej umowy. Poprosiłem ją, żeby wzięła na siebie głupiutką dziewczynę, której nienawidzi. Czuję się zobowiązany. – W gruncie rzeczy, nawet był zadowolony z warunku, jaki postawiła mu starsza z sióstr Anistone. Przede wszystkim: zero Nicole Sorrow.
- Mogłem się tego po tobie spodziewać, stary.
- Szyy...
- Mówię tylko...
- Zamknij się, ktoś idzie - syknął.
Słychać było odgłos kroków, dochodzący z korytarza. James dał znak Syriuszowi, pokazując na pelerynę niewidkę. Black skinął tylko głową, narzucając na siebie materiał. James wyprostował się, z premedytacją robiąc hałas.
- Cholera - zaklął nieco za głośno. Odgłos kroków na chwilę zamilkł, by powrócić ze zdwojoną siłą. Ktoś zaczął iść szybciej. Bez problemu poznał te kroki. Mogły należeć tylko do jednej osoby i nie mógł się pomylić. Poza tym, tak miało być. Długo na nią czekali. Stanął tyłem do drzwi (oczywiście zostawił je otwarte), żeby "niby to" nie widzieć, że ktoś idzie.
- James?! - Odkręcił się na pięcie, udając zdziwienie.
- Lily? C-co ty tutaj robisz?
- Ja? Co ty tutaj robisz! W gabinecie profesora! - zawołała, lustrując go wzrokiem.
- Czekam na Sonse'a?
- Jasne. Miałam rację, prawda? Planujecie coś?
- Oczywiście, że nie!
- Kłamiesz. Gdzie jest Black? - Przekroczyła próg gabinetu, rozglądając się dookoła.
- Nie, nie, nie! Evans, nie!
Zaklęcie sprawiło, że zawisła w powietrzu do góry nogami. Kurczowo trzymała spódniczkę, by nie było widać jej bielizny.
- Potter! Co do…?! Zdejmij mnie stąd natychmiast! Masz szlaban, rozumiesz?! SZLABAN! - wrzeszczała, pąsowiejąc coraz bardziej. James uśmiechnął się mimowolnie, likwidując dość wolno inne zagrożenia. - Co robisz?! Zdejmij mnie!
- Jeśli nie chcesz mieć wysypki, jak Robin Grand, to lepiej dla ciebie, żebyś została tam, gdzie jesteś.
Kiedy po jakichś dwóch minutach James skończył usuwanie potencjalnych zagrożeń, Lily zdawała się słabnąć, wisząc ciągle głową do dołu. Cofnął zaklęcie, które utrzymywało ją w tej pozycji, ale Evans miała zbyt duże problemy z utrzymaniem, jako takiej równowagi, więc usłużnie objął ją w pasie i podtrzymywał.
- Tydzień szlabanu, Potter - wysapała, zielona na twarzy, całym ciężarem ciała opierając się na chłopaku. James uśmiechnął się.
- Mogło być gorzej.
- Nie przeżyłabym, gdybym miała widzieć cię więcej razy, Potter.
- Chyba nie myślisz, że ci uwierzę?
- Gdzie Black?
- Syriusz? A po co ci on?
- Sam byś tego nie zrobił.
- Wątpisz w moje zdolności? - żachnął się Rogacz.
- Bynajmniej, o ile można to nazwać zdolnościami. Chodzi mi o to, że zazwyczaj jest was dwóch. Tak do kompletu. - James posadził ją na fotelu profesora Sonse'a, ale dziewczyna dalej wymagała podtrzymywania. - Niedobrze mi.
- Chcesz coś na...
- Nie! Nic od ciebie nie chcę, jeszcze się zatruję. - Ale James nie słuchając jej kompletnie, sięgnął do swojej torby po jakiś kubeczek i wyczarował w nim wodę. Podał to Lily, a ona wypiła bez szemrania. - Nosisz kubki w torbie?
- Powiedzmy, że był mi potrzebny - Pokiwała głową. Wolała nie zagłębiać się w szczegóły. Upiła jeszcze kilka łyków, powoli odzyskując kolory na twarzy. Łypnęła groźnie po pomieszczeniu.
- Wyłaź, Syriuszu! Wiem, że tu jesteś! - zawołała w przestrzeń.
- Dziwnie to wygląda, kiedy mówisz sama do siebie - wyznał rozbawiony James. Rzuciła mu mordercze spojrzenie.
- Masz szczęście, Black! Pamiętaj, że wiem, gdzie mieszkasz - syknęła, postanawiając mimo wszystko zaprzestać mówić do powietrza.
- Zaprowadzę cię lepiej do dormitorium - zaoferował się James, obejmując ją w pasie. Poczuła miłe mrowienie i ciepło jego dłoni. Nie protestowała. Zaklęciem zamknęła drzwi gabinetu Sonse'a. Szli w milczeniu. Droga do dormitorium zdawała się być strasznie długa. Kiedy dotarli do portretu Grubej Damy, a James powiedział hasło, wcale nie czuła się lepiej. Kiedy weszli do Pokoju Wspólnego Gryfonów, oboje odetchnęli z ulgą. Czuli się tu bezpiecznie, swobodnie. Jak w domu.
- Ładna bielizna, Evans - odezwał się w końcu James, szczerząc zęby.
- Ciesz się, że mi niedobrze, inaczej bym cię zamordowała - warknęła, czując, że pieką ją policzki.
- Rumienisz się. Znowu.
- Wcale nie!
- Wcale tak.
Zatrzymała się raptownie, z chęcią mordu w zielonych oczach. James, nadal ją trzymając, stanął naprzeciwko niej z figlarnym uśmiechem. Serce zabiło jej szybciej. Spojrzała w górę, na jego twarz. Jego ciepłe oczy były roziskrzone, a na ustach miał cudowny, jakże typowy dla siebie uśmiech. Nikt się tak nie uśmiechał, jak James Potter. W Pokoju Wspólnym panował półmrok. Światło dawał jedynie ogień z kominka, przez co ten moment wydał jej się magiczny i wcale nie miało to związku z "ich magią". Może lepsze byłoby: elektryczny?
Czuła, że między nimi jest napięcie, ale nie takie, które towarzyszy kłótniom, a jakiego mogłaby się spodziewać. To było dobre napięcie. Rozchyliła usta, łapiąc powietrze. Oddychanie przez nos przestało jej wystarczać. Przez chwilę chciała być kimś innym, niż Lily Evans. Chciała być jedną z tych dziewczyn, które bez krępacji rzuciłyby się teraz na Pottera, odpowiednio doceniając swoje szczęście. Czuła ogień tam, gdzie James dotykał jej ciała. Serce przyspieszyło rytmu. Odchrząknęła, mając nadzieję, że to w czymś jej pomoże.
- Tak? - dopytywał James głębokim głosem. Ten głos wcale nie był wystudiowany, wręcz przeciwnie. Wydawał się być jego nieodłączną częścią. Był tak naturalny, że Lily zdziwiła się, iż dopiero teraz to odkryła.
- Przestań - poprosiła łagodnym głosem. Zbyt łagodnym, jak dla niej. Zrugała się za to w myślach.
- Przestać, co? - James zachichotał, odrobinę ją do siebie przyciągając. Dzieliły ich od siebie zaledwie centymetry.
- Och, ty doskonale wiesz "co" - Zmarszczyła czupurnie czoło, mając nadzieję, że to poskutkuje.
- Wiesz, Lil, jesteś strasznie uparta. Ciągle próbujesz mnie od siebie odtrącić, chociaż oboje wiemy, że to niczego nie zmieni. Tak samo, jak wmawiasz sobie, że nic do mnie nie czujesz - zaczął Rogacz, zupełnie zbijając ją z tropu. Nie spodziewała się takiego obrotu rzeczy.
- Ależ czuję! Czuję do ciebie niechęć, to mało? - mruknęła, usiłując być chłodną. James tylko pokręcił głową z politowaniem.
- Oszukujesz samą siebie, Evans. Lubisz mnie i udawanie, że jest inaczej męczy cię. Oboje o tym wiemy. - Uniósł jej brodę, chcąc by na niego spojrzała. Otworzyła szerzej oczy, nie mając siły się z nim kłócić. Okularnik uśmiechnął się z satysfakcją. - Widzisz? Gdybyś mnie tak strasznie nie lubiła, jak twierdzisz, prawdopodobnie oberwałbym. A wiesz, czemu nie oberwałem?
- Oświeć mnie.
-  Bo próbujesz mnie nie lubić tylko i wyłącznie wtedy, kiedy ktoś jest w pobliżu. Ale teraz nie ma tutaj nikogo, Lily.
- To nic nie zmienia. - Wyswobodziła brodę, odwracając twarz w inną stronę. Przycisnął ją mocniej do siebie, sprawiając tym samym, że ponowie na niego spojrzała. Nie chodziło o to, że jego uścisk ją zabolał, wręcz przeciwnie. James był w stosunku do niej niesamowicie delikatny. Chodziło o to, że byli jeszcze bliżej siebie. Bała się, że usłyszy bicie jej serca; bo teraz biło z taką mocą, że z trudem nadążała oddychać.
- Masz rację. To nic nie zmienia. A mimo to nawet nie próbujesz ode mnie uciec. A przecież gdyby ktoś tu był, nawet nie mógłbym cię dotknąć - szepnął. W jego oczach pojawiło się coś, czego nie umiała nazwać, a co sprawiło, że zachciała go jak najszybciej przytulić, przeprosić, zapewnić, że będzie lepiej. Ale przecież nie mogła. Przecież to był James Potter.
Tak, to był James Potter i to właśnie sprawiało, że tak się czuła.
- James, nie mów tak - jęknęła cicho, nie mogąc oderwać oczu od jego twarzy. To była piękna twarz. Przełknęła ślinę z trudem.
- Mówię tylko prawdę.
- Nie taka jest prawda - zapewniła go, chociaż wiedziała, że w tym momencie łga.
- Lil... - Westchnął i uśmiechnął się delikatnie, ale to nowe "coś", co odkryła w jego oczach nie znikało. Zajęło jej chwilę, by zrozumiała, co to jest.
Ból. James Potter cierpiał przez nią. Nie tak miało być. Przecież to był ten facet, który ciągle się za nią uganiał, który bez skrupułów dręczył Snape'a, który ciągle robił wokół siebie raban. Przecież... on nie mógł cierpieć. Nie przez dziewczynę. Nie przez nią.
- Przepraszam, James - szepnęła. Uniósł wysoko brwi, zdumiony.
- Ty mnie? - Skinęła głową. - Lily, nie musisz mnie za nic przepraszać. W zasadzie, to ja na ciebie od początku naciskałem i to...
Zamknęła jego usta w pocałunku. Nie wiedziała, co robi, ani tym bardziej, dlaczego to robi. Po prostu, gdyby tego nie zrobiła, prawdopodobnie byłaby na siebie wściekła do końca semestru. Dopiero po chwili objął ją i przyciągnął do siebie. Był zbyt zaskoczony, by zrobić to od razu. Odwzajemnił jej pocałunek z mocą, przytrzymując ją za plecy. Lily wplotła rękę w jego włosy, drugą obejmując jego twarz. Ściągnął lekko brwi, jakby czekał na ten pocałunek przez całe życie; jakby ten jeden pocałunek był dla niego wszystkim. Jakby doznawał najcudowniejszego uczucia na świecie.
Lily musiała stać na palcach, by dosięgnąć jego ust. Powoli docierało do niej, co zrobiła. Nieco zbyt szybko oderwała się od niego, patrząc z niemym przerażeniem w jego oczy. A chociaż czuła uśmiech błądzący na ustach, nie potrafiła nie myśleć. Co teraz będzie? Czy to oznacza, że przyznała się, że on jej się podoba? A co jeśli ktoś się o tym dowie? Przecież wtedy...
- Coś się stało? - spytał przyjemnie ciepłym głosem, otulając jej twarz. Westchnęła rozkosznie, szybko się jednak opanowując. Jego oczy zdawały się być płynnym złotem.
- Muszę już iść - mruknęła nieswoim głosem. Zanim sens jej słów do niego dotarł, Lily już znikała na schodach wiodących do dormitoriów dziewcząt.


26 komentarzy:

  1. :) Jak ja się stęskniłam za tym blogiem. Widzę, że w blogosferze występuję wszechpolska migracja z onetu na inne serwery. Ciekawe czemu :D. Co do rozdziału, to ...hm... jakby to opisać. Może tak, jak go czytałam to miałam takie myśli : "ahh" "ohh" "jeszcze" :D Czekam na nexa, błagam, nie daj mi tak długo czekać :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście! To się już więcej nie powtórzy, obiecuję xD. Tym razem będzie lepiej, mam pomysły, czas, nawet kolejne notki są zaczęte.. niemalże gotowe!

      Usuń
    2. No mam nadzieję :D :P

      Usuń
    3. Miałam kryzys twórczy xD i w dodatku problemy z blogami ;/

      Usuń
    4. O jaaa!jak ja dawno tego nie czytałam - jakże się za tym stęskniłam! mój James! mój pieprzony czaruś, uwielbiam go. i lubię to Twoje sceny Potter-Evans, wiesz, c'nie? Iiiii proszę Cię, niechże Jamie w jakiś sposób ujarzmi Evans, okej? nawet, gdyby nie chciała. w sensie, juuż teraz, po tym pocałunku.

      Usuń
    5. Kochanie, jesteśmy dopiero w 6 klasie ;p Niestety przygotowałam coś... innego... tylko nie krzyczcie!!! Bo być może będzie o co ;p

      Usuń
    6. no i? myślisz, że oni się w 6. klasie nie całowali jak popieprzeni? xD

      Usuń
    7. Myślę, że tak xD jak widać wyżej xD

      Usuń
  2. [SPAM]
    W głuszy ocen tygrysy się czają,
    uważaj, bo one nic nie kumają.
    Niedźwiedź swą zdobycz pazurami trzyma,
    niełatwo będzie jej się wyrwać.
    Skubiąc bambusy, nie zajdziesz daleko,
    choć lepsze to niż ciepłe mleko.
    Przyjaciel lemurów w dżungli łatwo nie ma,
    lecz polowanie na robaki to prosta rewia.
    Z małpami skacząc, można się zranić,
    choć lepsze to niż ziele z lwami palić.
    Nad wszystkim pieczę Tarzan sprawuje
    i kłusowników z łatwością pojmuje.

    Oceny-z-gluszy.blogspot.com zapraszają!
    Poznaj prawdę o swoim blogu!

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział cudny.Fajne,że Lilka go pocałowała:DPrzepraszam,że tak późno komentuje ale brak czasu mi na to nie pozwalał. Nie mogę doczekać się następnego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że mnie odnalazłaś! Bałam się, że nie trafisz :<. Cieszę się, że Ci się podobał rozdział! I oczywiście, Lily to tylko człowiek, ba dziewczyna! A chyba żadna nie jest w stanie oprzeć się Jamesowi Potterowi xD

      Usuń
  4. N-I-E-W-I-E-R-Z-Ę
    Normalnie szok. Czytałam to opowiadanie na blog.onet
    o.O <--- tak wyglądały moje oczy gdy nagle, czytając notki od początku (a znalazłam się tu przypadkiem) uświadomiłam sobie, że skądś to znam. Przetrzepałam wszystkie linki i proszę...
    Normalnie jestem taka... taka... happy, że ciągle opowiadanie jest kontynuowane :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oczywiście! Nie przestane pisać, spokojnie;]. Trochę wa pokatuję xD

      Usuń
    2. miałam to samo! ciągle zaglądałam na tamtego bloga, już myślałam, że jest porzucony, a tu proszę! na całe szczęście Cię odnalazłam. kiedy następna notka?

      Usuń
    3. Mam nadzieję, ze dośćszybko, niestety ciągle wyjeżdżam gdzieś i nie mam a nic czasu :<. Musiałam zrezygnować z tamtego bloga, bo usunęli mi tamten adres e-mail i nie mogłam się na niego dostać :<. Cieszę się, że jednak mnie znalazłyście ;]

      Usuń
    4. po ciężkich trudach i momentach zwątpienia xD ale się udało :) trzymam kciuki abyś znalazła czas nie tylko na pisanie notki - do której życzę dużo weny - ale i dla siebie samej :)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    5. Dzięki! Niestety, ostatnio tej weny mi brak :< ale obiecuję przysiąść do pisania!

      Usuń
  5. O ludzie ! To jest boskie !Dziewczyno bądż moją mentorką ! Ta historiA JEST BOSKA , że aż się chce płakać ! Mam nadzieje , że będziesz nadal pisać , bo widzę , że masz przerwe ...Tylko wróć !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, mam już całkiem sporo notki napisane. Niestety ja tak mam, że żeby napisać coś, co uznam za dobre, to potrzebuję dużo czasu :<. Ale... już jestem blisko ;]

      Usuń
  6. LIL, UMARŁAM PRZEZ CIEBIE.
    Nadrabiam wszystko co opuściłam i musiałam skomentować w tym miejscu, ponieważ nie wybaczyłabym sobie, gdybym tego nie zrobiła. Lil, jesteś moim mistrzem. Budujesz takie napięcie między Evans a Potterem, że ja je czuje i widzę czytając to. Magia sama w sobie. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję moja kochana Anaisse! ;* bardzo... baaaardzo się staram xD

      Usuń
  7. Ty nadal piszesz? ostatni rozdział była tak dawno. . . a polubiłam to opowiadanie, co rzadko się zdarza. Trafiłam na nie parę dni temu i już przeczytałam. Jesteś na prawdę dobra :D Napisz jeszcze :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ojeej, coś mi się stało i mi nie wyświetlało dalszych rozdziałów :D tylko spamuje nie potrzebnie

      Usuń
    2. Nie nie, spokojnie ;]. pisze, oczywiscie i nie zamierzam przestawac ;]

      Usuń