Wpatrywali się w siebie, nie wiedząc, co
można jeszcze dodać do faktu, że James bez wątpienia zabije Syriusza, jeśli się
dowie o ich pocałunku. Lily wstała z ogłupiałą miną. Panika Syriusza wzrastała
z każdą chwilą.
- James nie może się o niczym dowiedzieć
– bąknęła. Zupełnie nie rozumiała, czemu jej tak na tym zależy, przecież to
byłaby idealna okazja, żeby skłócić wspaniałych Huncwotów ze sobą i zaprzestać
ich wybryków. Ale nie tym razem. Podświadomie czuła, że tu chodzi o coś więcej,
ale wolała się nad tym nie zastanawiać. Mogłoby to ją doprowadzić do okropnych
wniosków, które zburzyłyby cały jej światopogląd.
- W tym się zgadzamy – mruknął Syriusz,
krzywiąc się. Nastała kolejna długa, niezręczna chwila ciszy. Lily odchrząknęła.
Poczuł zewnętrzny nacisk, by coś powiedzieć. Gdyby to nie była Lily, pewnie w
tym momencie wziąłby nogi na pas i wyszedł. Ale to jednak była ona i chociażby
ze względu na relacje, jakie ich zwykły ostatnio łączyć, po prostu musiał się
odezwać. – Lil, to było… - zaczął Syriusz, najwyraźniej szukając odpowiednich
słów. Nabrał powietrza, łapiąc się za kark. Ale wtedy Lily poczuła się znacznie
pewniej. Zobaczyła w nim odbicie własnych uczuć; nawet przyjmował podobne pozy.
Wahał się, próbował uśmiechać, unikał kontaktu wzrokowego. Po prostu musiała to
powiedzieć. Nawet, jeśli tylko jej się wydawało i czuł coś innego, to przecież
nie było żadnego sensu w oszukiwaniu się.
- Okropne – dokończyła z pewną ulgą.
Syriusz rozjaśnił się, patrząc w końcu w jej twarz.
- Straszne! Nigdy więcej tego nie
powtórzymy.
- Nigdy przenigdy, inaczej będę miała
poważne problemy z żołądkiem – przyklasnęła mu Lily, ściskając sobie brzuch.
Syriusz zaczął się śmiać, ale po upływie kilku sekund przestał, jakby coś do
niego dotarło.
- Ej! Chcesz mi powiedzieć, że ja,
Syriusz Black, źle całuję?! – zawołał, przerażony samą myślą o czymś równie
niedorzecznym, jak to.
- Chcesz powiedzieć, że nie warto czekać
na pocałunek od Lily Evans? – Uniosła zadziornie brew do góry. Syriusz zastanowił
się nad tym chwilę.
- Uznajmy, że oboje całujemy po prostu
zbyt dobrze, by móc całować się ze sobą – odrzekł kompromisowo Black. – Oczywiście,
ja lepiej – Wyszczerzył zęby, za co zdzieliła go poduszką. – Au!
- Może to dlatego, że nie całujemy się z
odpowiednią osobą? – zauważyła Evans.
- To do tego potrzebna jest jakaś odpowiednia osoba? – sarknął,
przypominając sobie liczne grono dziewczyn, z którymi się całował i prawdę
mówiąc żadna nawet przez krótką chwilę nie wydała mu się wyjątkowa (chyba, że wyjątkowo
naiwna).
- Och, wiesz co mam na myśli, Black.
Łączą nas trochę innego rodzaju stosunki niż… to.
- To ma sens. Jesteś za bardzo… evansowata, jeśli wiesz co mam na myśli.
– Puścił jej perskie oczko.
- Jesteś za mało… okrzesany, jeśli wiesz
co ja mam na myśli – odparowała.
- To jak całowanie Remusa. – Syriusz
zrobił kwaśną minę. – Przyjaciele nie powinni się całować. – Wzdrygnął się.
Lily zaśmiała się nerwowo. Uważał ją za
swoją przyjaciółkę? Nie była, więc tylko jedną z tych głupiutkich dziewczyn, które
James Potter postawił sobie, jako cel do zdobycia. Nie była też jedną z tych,
które całował Syriusz Black i którymi po prostu gardził. Coś załaskotało ją w
żołądku. Syriusz zdawał się niczego nie dostrzegać, jakby to było coś
oczywistego, o czym zdecydowanie oboje powinni wiedzieć. Ale kiedy powiedział
to na głos, dotarło do niej, że faktycznie ostatnimi czasy stali się dla siebie
kimś więcej niż tylko znajomymi z jednego domu w Hogwarcie. Byli przyjaciółmi.
Może nie najlepszymi, ale jednak przyjaciółmi. Był tego rodzaju przyjacielem,
do którego nie idzie się porozmawiać o wakacjach, butach, czy pracy domowej.
Nie; był przyjacielem, który mógł ją pocieszyć i sprowadzić twardo na ziemię. Nie
wyobrażała sobie powiedzieć tego wszystkiego komuś innemu lub co gorsza płakać
przy kimś innym z powodu Jamesa Pottera.
Miała Huncwota za przyjaciela i prawdę
mówiąc, było jej z tym dobrze. Miała pewność, że Syriusz nie wypapla nikomu jej
małej tajemnicy.
Ich idealny plan po prostu musiał
wypalić. Wiedzieli o tym tylko oni i nikt więcej. W końcu żadne z nich nie jest
samobójcą i nie pozwoli się pożreć lwu, jakim był James. Uspokojeni swoimi
zapewnieniami, mogli zacząć myśleć o czymś zupełnie innym.
Wiedziała, że musi unikać Jamesa tylko,
że było to wyjątkowo trudnym zadaniem, szczególnie, że znaczną większość zajęć
mieli dziwnym trafem razem. Dodatkowo
ten, jakby specjalnie wpadał na nią na każdej możliwej przerwie, każdym
korytarzu, każdym wyjściu z dormitorium… Wymówki, jakie zdołała wymyślać na
poczekaniu przestały wystarczać, żeby nie powiedzieć, że wszystkie były
wyjątkowo żałosne. Oczywiście nie wierzył w żadną z nich, ale z jakiegoś
powodu, puszczał ją dalej. Wyobrażała sobie, że chce z nią porozmawiać o tym,
jak to znalazł sobie kogoś innego, więc nie będzie jej już więcej nękał. Nie
miała jedynie wytłumaczenia, na natarczywie pojawiające się w jej myślach
pytanie: po jaką cholerę miałby jej to
mówić?! Nawet nie próbowała takowego wytłumaczenia znaleźć. Gdyby tylko
pozwoliła sobie na rozmowę z Jamesem, mogłoby się to skończyć tragicznie.
Ucierpiałaby na tym nie tylko ona, ale też i James oraz Syriusz (bo była pewna,
że niechybnie wyśpiewałaby mu wszystko niczym z nut).
Czekała w ubikacji na przyjście
nauczycielki. Była pewna, że Potter stoi za drzwiami i czeka na nią. Pozwalała
sobie tylko zerkać przez dziurkę od klucza, żeby zorientować się w sytuacji na
korytarzu. Według jej biologicznego zegara, profesor Vector spóźniała się już
jakieś dobre dziesięć minut. Westchnęła, zerkając w lustro nad umywalką.
Omiotła szybko wzrokiem swój wygląd, nerwowo przygładzając włosy. Zamknęła
oczy, biorąc kilka głębokich oddechów. Nie mogąc oprzeć się pokusie; ponownie
zerknęła w dziurkę od klucza, tym razem notując, że korytarz jest zupełnie
pusty. Otworzyła zamaszyście drzwi, wypadając na zewnątrz ubikacji. Ruszyła
śpiesznie w kierunku swojej sali. Ktoś
zastąpił jej drogę, więc zatrzymała się raptownie, poirytowana. Serce zamarło
jej w piersi.
James Potter wlepiał w nią wzrok,
krzyżując ręce.
- Ile można siedzieć w kiblu?! – rzucił,
wywracając oczyma. Pozwolił sobie na delikatny uśmiech, ponownie skupiając na
niej spojrzenie.
- Ile potrzeba – odpowiedziała, chcąc go
jak najszybciej wyminąć, ale ponownie zastąpił jej drogę. – James! To nie jest
śmieszne. Profesor Vector…
- Odwołała zajęcia, skarbie – wtrącił,
tym razem już z pełnym uśmiechem. Nie mógł oderwać od niej oczu. Wyglądała na
zmęczoną i… smutną.
- Och – wyrwało jej się. Teraz już
rozumiała, dlaczego korytarz tak szybko opustoszał z jej grupy. – Dzięki. To ja
już… - Pokazała na jakieś bliżej nieokreślone miejsce, próbując się z nim
minąć, ale nie było to takie proste. Potter przytrzymał ją wyjątkowo delikatnie
za ramiona, unosząc jej podbródek. Otworzyła szerzej oczy, rozchylając usta, bo
nagle zabrakło jej powietrza. James obrócił ją tyłem do ściany, do której to
przylgnęła całym ciałem, opierając na niej prosto dłonie. James położył jedną
dłoń na jej obojczyku, zaś drugą przycisnął do ściany, tuż koło jej talii.
Serce mało jej nie wyskoczyło z piersi.
- James, przestań… - szepnęła, niezbyt
przekonująco. Tysiąc sztyletów ugodziło ją w pierś, kiedy czując jego bliskość
przypomniała sobie obraz jego wraz z Nicole.
- Dlaczego? – mruknął, jakby pytał
zupełnie o coś innego, gładząc przy tym kciukiem jej skórę. Zmarszczyła czoło.
– Wytłumacz mi.
- Ale ja…
- Pocałowałaś mnie. Błagam cię, musisz mi
to wyjaśnić. – Patrzył na nią wyczekująco i intensywnie. Palił ją wzrokiem,
sprawiał, że nie mogła normalnie oddychać, a już tym bardziej mówić. Miała
ochotę objąć go i zapytać wprost o tą dziewczynę. Tylko, że nie mogła. W ciągu
ostatnich dni wydarzyło się zbyt wiele, by mogła swobodnie powtórzyć to, co
zrobiła wtedy. Był z inną. Po tym jak go pocałowała, wolał pójść do innej. I za
to odwdzięczyła mu się pięknym za nadobne. Ciężko było powiedzieć, kto zawinił
bardziej. Najgorsze, że jakimś cudem, zdawało jej się, że ona. Tylko, że to
James poszedł do Nicole. I dopiero za to ona pocałowała Syriusza. Normalnie nigdy
nie zrobiłaby czegoś takiego. Nigdy! Ale on w pewnym sensie nie dał jej wyboru.
Jej wyskok z Syriuszem był zupełnym przypadkiem i tym samym kompletną pomyłką.
- Nie ma co wyjaśniać – bąknęła,
przypominając sobie ponownie ból widoku jego z Sorrow. James zmarszczył czoło.
- Jest, Lil. I dobrze o tym wiesz.
Dostaję od ciebie sprzeczne sygnały! Pocałowałaś mnie, a teraz uciekasz, aby
tylko mnie zobaczysz. – Zajrzał jej w oczy. Musiała się bardzo pilnować, by nie
zatonąć w topazie jego tęczówek. – Dręczysz mnie Lily Evans. – Ściągnęła usta.
- Ja ciebie, tak? – Ugryzła się w język,
zanim powiedziała zbyt wiele. Wzięła głęboki oddech, starając się ignorować
chęć przylgnięcia do niego. Zamiast tego przyciskała się coraz to mocniej do zimnej
ściany. – Słuchaj, James, to nic nie znaczyło – syknęła, próbując panować nad
brzmieniem swojego głosu.
- Nic nie znaczyło? – powtórzył za nią
rozpaczliwie. – Lily! Dla mnie to znaczyło wszystko, rozumiesz?
Jęknęła cicho. Jego oczy płonęły, nie
potrafiła w nie nie patrzeć. Był nieziemsko przystojny. Słowo, za taką urodę
powinno się karać. Chyba tylko cudem udawało jej się nie zemdleć. Ale musiała
wziąć się w garść. W końcu, nie co dzień przyznaje się sama przed sobą do
takich rzeczy, co do Jamesa Pottera. Będzie miała się za co później rugać.
- Dlaczego mi to mówisz? – spytała,
spuszczając głowę. Ujął ją pod brodę, przysuwając się do niej. – Dlaczego
musisz mi to wszystko mówić nawet teraz?
- Teraz? A co się zmieniło między teraz a
kilka dni temu? Lil, mówię ci tylko prawdę, to wszystko. – Uniósł kącik ust do
góry. Rozpływała się w jego uśmiechu. Odchrząknęła, by dodać sobie odwagi.
- Wszystko się zmieniło, James. Jak
możesz tego nie widzieć? – Przerwała na chwilę, kręcąc głową. – Myślisz, że
będę cię traktować poważnie, kiedy robisz takie rzeczy?
- Robię jakie rzeczy, Evans? Kompletnie nie wiem o czym ty mówisz.
- Doskonale wiesz o czym ja mówię. Tylko,
że… zaraz, ty nawet tego nie dostrzegasz! – zawołała, nagle sobie coś
uświadamiając.
- Błagam cię, mów jaśniej. Czego nie
dostrzegam? Co się stało? Przecież… pocałowałaś mnie! – Odsunął się od niej odrobinkę,
sprawiając tym samym, że mogła na powrót racjonalnie myśleć. – Przyznaj, Evans,
chciałaś mnie w tamtej chwili. Chciałaś ze mną być i to cię tak przestraszyło,
mam rację? Dlatego teraz ode mnie uciekasz.
- Uhh! Ależ ty jesteś oporny! To ty się
wystraszyłeś! Dlatego poszedłeś do tej pustej Sorrow na ratunek. – Dźgnęła go
oskarżycielsko palcem w pierś. – To ja zawsze miałam rację; zawsze chodziło
tylko o złamanie mnie, a nie o mnie!
A cały ten pocałunek, to był największy błąd mojego życia! – krzyknęła (skłamała)
na koniec. – Chciałam tylko cię sprawdzić.
Puściła się biegiem wzdłuż korytarza. Nie
słyszała za sobą ani jego kroków, ani tym bardziej nawoływań.
Eliksiry zazwyczaj były jednym z jej
ulubionych przedmiotów. Niestety, ale kiedy na początku tego roku szkolnego, James
Potter dosiadł się do jej ławki z jednej jej strony, a Severus Snape z drugiej,
musiała przyznać, że zajęcia te zdecydowanie straciły ze swego dawnego uroku.
Gdyby tylko Kimberly siedziała bliżej (nigdy nie myślała, że zacznie postrzegać
to w taki sposób), to może chociaż odrobinkę ulżyłoby to jej biednemu,
trzepoczącemu w piersi sercu i przesilonemu umysłowi.
Nie odzywała się do żadnego z nich przez
całe zajęcia. Pozwoliła sobie za to mamrotać do siebie pod nosem, oczywiście
tylko przy sporządzaniu eliksiru. Bała się nawet patrzeć na boki. Widząc
Severusa, nie potrafiła powstrzymać złości i wielkiej ochoty nawrzeszczenia na
niego. Przed oczyma stawał jej obraz zakrwawionego Jamesa, leżącego bez oznak
życia na kamiennej podłodze, jej umazane ciepłą, czerwoną cieczą dłonie, zamglone
spojrzenie Snape’a, rozpacz Kimberly. Ciężko było jej nie być na niego za to
śmiertelnie obrażoną. W końcu o mało nie zabił… człowieka. I to jej przyjaciel!
Stary, dobry Sev! Jakim cudem doszli do tego miejsca? Jak to się stało, że ich
drogi tak boleśnie się rozeszły. Nie potrafiła zaakceptować jego nowych
znajomości tak, jak i on nie chciał, żeby miała cokolwiek wspólnego z Jamesem
Potterem. Ale to przecież nie dawało żadnemu z nich prawa do używania takich zaklęć.
Jednak patrzenie w stronę Jamesa także
nie dawało jej satysfakcjonującego spokoju. Nie potrafiła przestać myśleć o ich
pocałunku, o nim z durnowatą Sorrow, o swoim występku z Syriuszem o ich
ostatniej rozmowie. Ciężko było jej się skupić na dodawaniu odpowiednich ilości
ingrediencji do wywaru. Bulgocząca masa w jej garnku już dawno powinna mieć
różowawy odcień, a zamiast tego była glutowata i zgniło zielona.
Profesor Slughorn chrząknął, zerkając na
wielki zegar naścienny.
- To już ta godzina? – burknął bardziej
do siebie niż kogokolwiek innego. – Chwila przerwy, kochani. Prosiłbym was,
żebyście oderwali się od swoich kociołków na czas mojej nieobecności. – Zerknął
w przepis podany w podręczniku. – I tak już powinniście kończyć. – Wymaszerował
żywo z klasy, pozostawiając ich samych sobie.
Odgarnęła włosy z twarzy, kompletnie
ignorując polecenie profesora. Chwyciła nóż i zaczęła ciąć fioletowe bulwy,
jednego ze składników. James wyciągnął się, ziewając. Poczochrał sobie włosy,
nachylając się nad nią.
- Myślałem, że mamy sobie zrobić przerwę.
Można to wykorzystać lepiej niż… to – zamruczał, szukając jej wzroku. Lily
prychnęła. Jak go zostawiła wtedy na korytarzu, nie było mu tak do śmiechu. Obraz
jego z Nicole nasilił się. Rozsądnie postanowiła wyżyć się na bulwach.
- Odczep się, Potter, dobra? – warknęła,
nie odrywając się nawet na chwilę od zajęcia. James uniósł brwi. Prawdę mówiąc,
zakładał, że w ogóle się do niego nie odezwie.
- Oj no weź, tylko żartowałem. – Otarł
się ramieniem o jej ramię. Lily zachwiała się, kalecząc nożem palec. Zawołała z
oburzenia i bólu.
- Chyba kazałam ci się odczepić! –
Chwyciła się za dłoń, przyciskając rankę do ust. James wyglądał nie tyle na
zaskoczonego, co zagubionego.
- Lil, przepraszam – zamamrotał,
odmienionym głosem, próbując jej pomóc.
- Weź to – mruknął ktoś zza jej pleców.
Tuż koło jej ramienia pojawił się bandaż. Odkręciła się na pięcie z wojowniczą
miną. Severus wyciągał ku niej dłoń, ale to zdenerwowało ją jeszcze bardziej.
Cofnęła się o krok, wpadając plecami w Pottera. Posłała mu w górę mordercze
spojrzenie.
- Nie potrzebuję – syknęła Ruda,
zwracając się znów do Snape’a.
- A właśnie, że potrzebujesz – upierał
się cichym, chociaż zdecydowanym głosem Ślizgon.
- Na pewno nie od ciebie – powiedziała
lodowato, tym samym ucinając ich wymianę zdań.
James zesztywniał, siląc się na spokój.
Postawił sobie za cel ignorowanie wroga. Przynajmniej na razie. Do tej pory
wychodziło mu to dość efektywnie.
- Jak chcesz, to poproszę Syriusza, żeby
przyniósł ci bandaż – szepnął, sięgając po coś do kieszeni szaty. Lily
wciągnęła ze świstem powietrze.
- Nie! – zawołała nieco za szybko i za
nerwowo niżby wypadało. James uniósł brwi. – Znaczy… obejdzie się bez –
machnęła dłonią lekceważąco, próbując udawać wyluzowaną. – To tylko mała rana,
nic groźnego.
- Nie bądź niemądra. Daj – chwycił za jej
nadgarstek, ale wyrwała mu się z impetem i złością.
Nie
myśl o nim i Nicole, nie myśl o nim i Nicole, nie myśl o nim i Nicole…
- Powiedziałam, że nie trzeba.
- Jak dzieci – westchnęła Kimberly,
huśtając się na krzesełku. – Każ Syriuszowi coś przynieść – dodała, kierując
się do Pottera. Chłopak ponownie sięgnął do kieszeni szaty.
- Ludzie, nie dajmy się zwariować! Black
nie jest tutaj potrzebny – syknęła, skacząc spojrzeniem od jednego do drugiego.
Starała się ignorować fakt, że krew z jej palca kapała gęsto na podłogę.
Skrzywiła się – Mógłby to przynieść Remus? Albo Peter?
- Tak się składa, że mam kontakt tylko i
wyłącznie z Syriuszem.
- To ja podziękuję – mruknęła, chcąc
wrócić do cięcia bulw. James wywrócił oczyma.
Usłyszała dźwięk dartego materiału.
Spojrzała zaskoczona na Jamesa. Trzymał w dłoni sporawy kawałek ciemnego płata.
Spuściła wzrok na dół jego szaty… w strzępach.
- Zwariowałeś?!
- Ręka – rozkazał, patrząc na nią surowo.
- Potter właśnie rozdarłeś swoją szatę
szkolną!
- Dzięki za informację; a teraz ręka.
Niechętnie podała mu dłoń. Okręcił dość
zgrabnie materiał wokół jej rany i nadgarstka. Krew przestała skapywać
rozpaczliwie na podłogę; wsiąkała w materiał.
- Nie chcesz inaczej, to będą warunku
polowe. Miałaś wybór.
- To ty sobie zniszczyłeś szatę.
- To bez znaczenia.
Zmarszczyła czoło.
- Jesteś niepoważny.
Tylko, że teraz czuła już tylko wyrzuty
sumienia. Wcześniej mogła zgonić wszystko na niego. Na to, że ją podszedł, że
umówił się z Nicole, że ją wykorzystał… Ale jakaś część niej, była świadoma
tego, że to wszystko nie prawda.
Ale gdyby dał sobie z nią spokój, tak jak
próbowała sobie wmówić, to czy przyszedłby do niej? Czy podarłby sobie szatę?
Dla dziewczyny, którą już zdobył? Czy patrzyłby na nią tak, jak wtedy na
korytarzu? Ponownie dawał jej wyraz tego, że w jakiś sposób (dość dziwny i
pokrętny) być może mu na niej zależy. To tylko potęgowało jej ponure myśli. Złość,
jaką wywoływał widok jego z Nicole oraz to, że za nią nie pobiegł sprawiały, że
mogła zagłuszyć w jakiś sposób swoje krzyczące z rozpaczy sumienie. Cała jej
złość była bezpodstawna, ale dawała jej wytchnienie. Tylko, że o ile wcześniej
ta złość była napędzana przez strach przed zdemaskowaniem jej i Syriusza i mimo
wszystko bólem, jaki jej sprawił, tak teraz powoli, z jakichś nieznanych jej
przyczyn, nikła. Pozostawał tylko żal.
Myśl
o nim i o Nicole, myśl o nim i o Nicole, myśl o nim i o Nicole…
Tylko, że myślenie o nich było teraz
zdecydowanie trudniejsze, bo przed oczami miała tylko siebie samą i Syriusza.
Jakimś cudem to zdarzenie wpłynęło na nią i wywoływało ogromne poczucie winy.
Ich pocałunek nie był spełnieniem marzeń.
Nie rozumiała, co te wszystkie piszczące blondynki mają do całowania Syriusza
Blacka. Może w innych okolicznościach, gdyby ona inaczej wyglądała, niż
zaczerwieniona i z rozmazanym tuszem. Może gdyby sam Syriusz miał cieplejszy,
może bardziej czekoladowy odcień tęczówek, ciemniejsze włosy, inne perfumy…
Nie!
Ale nawet wtedy by to po prostu nie
wypaliło.
- Łapa zaraz tu będzie – oznajmił
spokojnie, bardziej Kimberly niż jej. Anistone skinęła głową.
Zerknęła ukradkiem w stronę rozbawionego
Jamesa. Jakim cudem mógł być wesoły? I z czego?! Z tego, że jest na niego zła,
że się skaleczyła? Że jego wywar był lepszy niż ten jej?
- I z czego się cieszysz, Potter? –
warknęła, mrużąc oczy. James, jakby na zawołanie, uśmiechnął się szerzej.
- Z ciebie.
- Cieszy cię to, że dźgnęłam się w
palec?!
- Bynajmniej! – zaprzeczył od razu. – Po
prostu doszedłem do pewnym zadowalających mnie wniosków.
- Więc, proszę bardzo, jakich? – James
nachylił się ku niej i zawisł nad nią na odległości kilku centymetrów od czubka
jej nosa. Odsunęła twarz.
- Jesteś zazdrosna – szepnął z
nieukrywaną satysfakcją. Na szczęście mogła go słyszeć tylko ona jedna. Wydała
z siebie zduszony okrzyk, łapiąc się za serce.
- Nie jestem o ciebie… - Zniżyła głos –
…wcale zazdrosna Potter.
- Jasne. Ja wiem swoje. – Wyszczerzył
zęby, nie spuszczając z niej oka. Uwielbiał, kiedy była tak zmieszana. To tym
bardziej upewniało go tylko we własnym przekonaniu. – Aż miło patrzeć, Evans.
- Na litość Boską, przestań! Co też ci
odbiło?! – żachnęła się, rozglądając z przestrachem dookoła, aby upewnić się,
że na pewno nikt więcej nie słyszał tej okropnej pra… oszczerstwa okropnego,
znaczy.
- Odbiło? To czysta analiza, moja słodka
Lily Evans.
- Mógłbyś mi wyłożyć w jakiś sposób twój
zawiły i nieco chory tok rozumowania?
- Z największą przyjemnością. – Puścił
jej perskie oczko. Spąsowiała. – Podczas naszej ostatniej rozmowy, kiedy to
uciekłaś, zrozumiałem o co ci chodzi. Unikasz mnie, bo jesteś zazdrosna. Jesteś
zazdrosna o Nicole.
- Czy mógłbyś używać innego słowa niż „zazdrosna”?
To po prostu brzmi tak niedorzecznie.
- Znasz jakieś inne słowo?
- Na potrzeby chwili nada się każdy inny
przymiotnik. Na przykład…
- Słodka.
– Zachichotał.
- Jesteś nienormalny. Najważniejsze, że
nie to okropieństwo na „z” – Wzdrygnęła się teatralnie. – Kontynuuj.
- A więc, kiedy mnie poca…
- Ciszej! – zawołała, zatykając mu usta
dłonią, ale szybko tego pożałowała. Była zdecydowanie za blisko niego. Ludzie
mogli zacząć coś podejrzewać.
- Okay, więc kiedy mnie…. kwiatek… – James wyszczerzył zęby, dając
jej do zrozumienia, że od teraz „kwiatek” ma znaczyć „pocałunek”. – Ja umówiłem się z Nicole. Wtedy ty poczułaś
się słodka. Dlatego mnie unikałaś,
dlatego myślisz, że nie możesz traktować mnie na poważnie. Niech zgadnę,
uznałaś, że wolę Nicole, bo ciebie już mam.
- Wcale tak nie pomyślałam! I wcale nie
jestem… słodka! – oburzyła się, tupiąc
nogą. Musiało to wyglądać komicznie, ale wprost nie mogła się powstrzymać.
- Jesteś i to widać. Nawet nie wiesz,
jakie to cudowne.
- Nie jestem zazd… słodka, Potter!
- Możesz sobie mówić, co chcesz, ja wiem
swoje. – Zachichotał. Usłyszeli skrzypienie drzwi i szybkie kroki.
- Jestem! – Syriusz podbiegł do nich,
blednąc na widok Lily. Ruda zadrżała, krztusząc się powietrzem. – Przybiegłem
jak najszybciej się dało – wysapał, rzucając spojrzeniem od Jamesa po Lily.
- Świetnie, bo Lily cię potrzebuje.
Evans zamarła, czerwieniejąc. Zapomniała
o oddychaniu. Syriusz zakaszlał, wytrzeszczając oczy na Lily.
- Masz? – Syriusz odchrząknął.
- Mam. – Wyciągnął z kieszeni zgrabnie
zwinięty bandaż oraz jakiś eliksir i podał je dla Jamesa. Potter bez krępacji
chwycił Lily za dłoń i odwiązał (mokry już) materiał, zabierając się za opatrywanie
skaleczenia.
- Co się stało? – bąknął Black, nie swoim
głosem.
- Nóż – rzucił krótko James. Łapa skinął
głową, przyglądając mu się z uwagą.
- Można wiedzieć, dlaczego wyglądasz tak,
jakbyś dostał skurczu mięśni twarzy? – Kimberly zaśmiała się.
- Ależ oczywiście! – Pośpieszył szybko
Rogacz, przerywając na chwilę opatrywanie palca Rudej (która swoją drogą
wyglądała tak, jakby miała zaraz zemdleć i nie miało to nic wspólnego z krwią).
– Evans jest słodka. – Syriusz uniósł
brwi.
- I to wszystko?
- Och, tak.
- Niesamowicie fascynujące. I aż tyle
czasu zajęło ci rozgryzienie tego, tak?
- Przyznaję, zajęło mi to jakąś chwilę.
- Mhm i nagle fakt, że Evans jest słodka
zaczął cię cieszyć tak? – James przytaknął. – Więc… po prostu komplementujesz
swój gust co do wyboru dziewczyn? Zaskakujesz mnie z każdym dniem coraz
bardziej, stary.
- No bo kiedy mówi się to w ten sposób,
to faktycznie może wydawać się głupie, ale…
- Zamknij się Potter, dobrze ci radzę –
wtrąciła Lily.
- Nie mogę podzielić się z najlepszym
przyjacielem moim małym sukcesem? Oczywiście wiesz, że zazwyczaj dzielę się z
nim wszystkim, także… sama rozumiesz.
Ciężko było powiedzieć ile jeszcze jej
brakuje do omdlenia; czuła, że bardzo niewiele. Syriusz wcale nie wyglądał
lepiej. Zaczęła wachlować się podręcznikiem do eliksirów. Syriusz odchrząknął.
- Coś czuję, że wolałbym nie wiedzieć.
Czy to obecność Jamesa, czy dobór jego
słów, sprawił, że trudno było im wytrzymać w jego i swoim własnym towarzystwie.
Musiała unikać już Jamesa, bo każde jego napomknienie o Syriuszu, wywoływało u
niej gęsią skórkę. Ale Syriusz wydawał się na nią działać jeszcze gorzej. Czuła
wewnętrzną potrzebę bycia dla niego miłą z niewiadomych powodów. Unikali nie
tylko rozmowy, ale nawet kontaktu wzrokowego. Jakim cudem mieli, więc utrzymać
swój sekret tylko i wyłącznie dla siebie?
***
Muszę przyznać, że gdyby nie Anaisse nie dodałabym tego rozdziału dzisiaj, tylko pewnie dopiero w święta, dlatego nie mogę jej tego nie zadedykować. Anaisse - specjalnie dla ciebie! Ze "specjalnym" wątkiem ;p. Końcówka nie jest może taka, jaką chciałabym ją widzieć, ale bardzo się spieszyłam i mam nadzieję, że mi wybaczycie. Okay, wracam do nauki xD
XOXO ;*
Lil, moja słodka Lil...
OdpowiedzUsuńMiałam być szczera, obiecałam to. A więc, przygotuj się na to, co zaraz przeczytasz.
Szczerze...
Jestem z.a.c.h.w.y.c.o.n.a.! Nawet nie wiesz z jak wielkim uśmiechem na twarzy siedziałam, czytając to. I JESZCZE TEN SPECJALNY WĄTEK, o Jeeez! ♥ moja miłość do Ciebie nie ma granic! ;d boski Potter mówiący o "kwiatkach" i "słodkości" sprawił, że chichotałam przed laptopem jak obłąkana. Kocham go! I standardem... mój faworyt, mój pupil, Syriusz Black! haha, nie warto było starać się o jego pocałunek? Ja bym tam bardzo wiele dla niego poświęciła, ale to moja osobista opinia :D Fajnie, że zdecydowali, że to było okropne, no ale halo! Jak to powiedzą Potterowi? Aż mnie skręca, żeby się dowiedzieć. Skręca mnie też żeby dowiedzieć się TEGO, o czym pisałyśmy na gg, TEGO na co mam poczekać kilka rozdziałów. Wiesz, że to by było spełnienie marzeń i raj na ziemi, prawda? Dlatego też pisz, pisz maleńka! ;D Obyś skończyła 28 jeszcze przed sylwestrem, prooooszę! :>!
I... dziękuję, dziękuję, dziękuję bardzo gorąco za dedykację, która w sumie nie wiem czy była słuszna, bo zamiast Cię zachęcać łagodnie, to ja Ci po prostu kazałam i wisiałam nad Tobą kilka godzin. Pewnie byłam uciążliwa, co? ;D
Kochająca, rozmarzona, rozczulona i chichocząca,
Anaisse. ♥
Uwielbiam cię uciążliwą, mam nadzieję, że to wiesz! Nieziemsko się cieszę, że ci się podobało ;* a co więcej, mam zamiar dodać TEN wątek szybciej niż za kilka rozdziałów, także szykuj się! Obiecuję, że będzie... ciekawie xD i,... pewnie mnie będziesz chciała po jednym framgencie zamordować myszką do komputera, ale może jakoś przeżyję xD
UsuńTEN wątek będzie szybciej?! <3 <3 o taaaak, błagam! :D ale...o niee, o niee! co Ty chcesz zrobić?! za jaki fragment będę chciała Cię zabić?! Lil... bo ja się zaczynam bać!
UsuńNie chce mi się logować, Anaisse. ♥ ;d
hihihhi będzie słodko... a zasadzie to średnio ;p
UsuńZ zapartym tchem czytałam. Szkoda, jedynie, że taki krótki jest ten rozdział... Dla mnie możesz pisać na 10000 stron w wordzie, a i tak to dla mnie za mało. Wiesz pewnie o czym mówię. Cieszę się, że nie utworzyłaś paringu Lily i Syriusz- którego strasznie nie lubię. Czekam na reakcję Jamesa i momenty uległości Evans. <3 Jedno pytanie: Kiedy następna notka? :>
OdpowiedzUsuńEmily.
To mam nadzieję, że przyszłe zdarzenia cię nie rozczarują, chociaż... w pewnym sensie są zdecydowanie podbiegające pod Twoje zdanie o tym paringu... Ja osobiście też za czymś takim nie przepadam, ale myślę, że można tym odrobinkę pomodelować xD. Wiem, że mówię strasznie niespójnie, ale staram się na tyle, żeby nie zepsuć Ci następnego rozdziału ;p. I ogromnie się cieszę, że lubisz mnie czytać!! Dziękuję ;* notka?? hmm, na pewno w przerwie świątecznej będę pisała (czyli coś koło początku stycznia powinna się pojawić... może połowa stycznia ;]) później już sesja :<
UsuńAAAA!Rozdział cudny!Narobiło się i to bardzo.Lily i Rogacz-kocham ich!Niemogę się doczekać kolejnego rozdziału.Przepraszam,że tak późno komentuje.Życzę szczęśliwego nowego roku!
OdpowiedzUsuńMoże uda mi się coś dodać jeszcze w tym tygodniu. Mam już całkiem sporo rozdziału, wystarczy tylko dokończyć ze dwa wątki i jest! I wzajemnie wszystkiego dobrego ;]
Usuńzaczełam nie dawno czytać tą twoją całą no.. historie? nie wiem jak to nazwać ;p chodzi o to że to co napisałać jest po prostu niesamowite! przeczytałam wszystko w bardzo krótkim czasie ;) sama sie sobie dziwie .. naprawde to jest swietne ! mam nadzieje ze bedziesz pisac dalej.. a tak pozatym to co ile dodajesz kolejne rozdziały ?
OdpowiedzUsuńZdecydowanie piszę całt czas, a rodziały, to różnie w zależności od tego, jak mam wolny czas ;]
Usuń