James rzucał spojrzeniem od jednego, do
drugiego. Tak naprawdę nie widział ich twarzy. Nie widział nic, oprócz wielkiej
ciemnej plamy. Nie docierał do niego sens słów rudowłosej dziewczyny. Przez
chwilę nawet nie wiedział, kim ona jest. Na stojącego obok niej, wysokiego
przystojnego chłopaka nawet nie próbował patrzeć. Świat wirował wokół niego,
sprawiając mu tym samym ból. Stracił słuch, wzrok, węch i wszystkie inne
potrzebne zmysły. Jedynie ból w klatce piersiowej utrzymywał go w dalszym
przekonaniu, że istnieje, że nadal żyje.
I wtedy wziął oddech, a wszystko wróciło
do niego ze zdwojoną mocą. Słyszał wszystkie szepty w pomieszczeniu, potrafił
rozróżnić każdy detal Pokoju Wspólnego, czuł woń swoich i jej perfum, czuł
metaliczny smak krwi w ustach, a przede wszystkim zniknął męczący go ból.
Znikło wszelakie będące w nim uczucie. Narastało za to w nim coś innego coś,
czego do tej pory nie znał i nie chciał znać. Wiedział tylko, że jest to na
tyle bolesne i mroczne, że wprost nie może być nazywane mianem uczucia.
Zaczął rozpoznawać osoby stojące wokół
niego. Dostrzegł i Remusa i Petera i dziewczyny z jego roku i prawie cały Pokój
Wspólny zapełniony Gryfonami. Poznał też swojego najlepszego przyjaciela.
Chociaż w zasadzie był to już dla niego były najlepszy przyjaciel. Zdawał się
on być na tyle zszokowany, że prawdopodobnie sam nie wiedział gdzie jest.
Ostatnią poznał ją. Jeśli istniała na świecie osoba, która mogłaby go wyleczyć
z tego okropnego stanu odrętwienia, to była to właśnie ona, Lily. Tylko, że nie
stała teraz u jego boku, nie opatrywała jego ran. Była przy jego najlepszym
przyjacielu.
Każda komórka jego ciała ponownie
zawrzała z bólu. Był on na tyle nieznośny, że cudem musiał powstrzymywać się od
krzyku. Prawdopodobnie, gdyby nie fakt, że ogromna gula pojawiła się w jego
gardle, już dawno po Pokoju niosłyby się jego wrzaski. Bolało go wszystko. Nie
dlatego, że miał obrażenia po bójce, nie dlatego, że był chory. Nie. To był
inny ból; ból, którego nie były w stanie uleczyć żadne leki. Miał wrażenie, że
umiera. Bo jeśli nie jest to śmierć to, co innego? Nie możliwym jest, żeby
cokolwiek gorszego mogło istnieć niż ten ból. Umiera.
- James, to nie tak – ocknął się Syriusz,
wysuwając się ku niemu. Potter zmierzył go spojrzeniem.
- Wiesz, nagle przestało mnie to
obchodzić – syknął lodowato. Lily wzdrygnęła się. Otworzyła powoli usta, ale
rozmyśliła się i zamknęła je ostatecznie. – Nie pozostaje mi nic innego, jak
życzyć wam szczęścia. – Odwrócił się na pięcie i wymaszerował z Pokoju Wspólnego
przez dziurę pod portretem. Syriusz krzyknął jeszcze kilka razy jego nazwisko,
ale nawet nie drgnął na jego dźwięk. Inaczej mógłby się rozpaść na milion
drobnych kawałeczków.
W Skrzydle Szpitalnym było pusto, jeśli
nie liczyć ich i szkolnej pielęgniarki. Usiedli naprzeciwko siebie, na
sąsiednich łóżkach. Pani Pomfey przykładała właśnie gazę nasączoną brunatną,
cuchnącą cieczą do kolejnych ran Syriusza, nie zważając na jego pojękiwania.
Lily ze skruchą spuszczała głowę, wzdychając, co jakiś czas ciężko. Syriusz
syknął po raz kolejny, tym razem dużo głośniej, wyrywając głowę z uścisku
pielęgniarki
- Wie pani, co? Nawet hipogryfy są
łagodniejsze. Bolało mniej, zanim się pani do tego nie dorwała. Wyparza mi pani
twarz! – burknął z miną sześcioletniego chłopca. Pomfey ściągnęła groźnie usta.
- Niech pan będzie mężczyzną, panie
Black. To tylko kilka zadrapań!
- A dzięki pani boli, jak cholera –
warknął Syriusz.
- Panie Black, słownictwo! – zawołała
oburzona pani Pomfey. – Proszę się nie ruszać, zaraz przyjdę.
Przeszła przez środek pomieszczenia,
kierując się do swojego gabinetu. Lily odważyła się spojrzeć na naburmuszonego
Syriusza. Nigdy nie sądziła, że tak kiedyś pomyśli, ale wyglądał koszmarnie.
- Syriuszu, naprawdę mi przykro –
mruknęła szczerze. Odgarnęła grzywkę z oczu.
- A tam, daj spokój. – Machnął ręką. –
Gdyby nie był taki uparty, najpierw by mnie posłuchał. Ten skubaniec sprał mnie
na kwaśne jabłko za nic.
- Całowałeś mnie – wtrąciła, wcale nie
uważając swojego pocałunku za „nic”.
- A ty całowałaś mnie, Evans! Za ciebie
oberwałem – obruszył się Black.
- Nie, oberwałeś za siebie. To ty nas
wydałeś.
- Łatwo ci mówić. Nie musiałaś spędzać po
dwadzieścia cztery godziny na dobę z tym narwańcem – jęknął. – Przyjaźń z tobą
to cholernie trudne zadanie, wiesz?
- I wzajemnie. – Pokazała mu język, nie
zastanawiając się jak dziecinnie może to wyglądać. – Myślisz, że się wyleczył?
– szepnęła po chwili milczenia.
- Znając jego, to… - urwał, dostrzegając
wyraz jej twarzy. Martwiła się. Naprawdę się martwiła. Zdążyła obgryźć już
połowę paznokci. – To pewnie to zrobi – dokończył, uznając kłamstwo za lepszą
odpowiedź. Uniosła lekko kąciki ust do góry. – Lily, zostaw ręce w spokoju. –
Pokręcił głową z politowaniem. Evans błyskawicznie schowała dłonie za siebie,
pąsowiejąc.
- Po prostu… - Zacisnęła zęby, patrząc na
swoje wiszące w powietrzu stopy. Wzruszyła ramionami.
- Rozumiem. – Skinął głową.
- Co ja teraz zrobię, Syriuszu?
- Raczej co „my” teraz zrobimy – poprawił
ją, próbując złapać jej spojrzenie.
- Nie, nie. To ja wszystko
skomplikowałam. Jakoś to odkręcę – zapewniła bardziej siebie niż jego.
- Daj spokój, Rudzielcu. Już i tak w tym
siedzę.
- Mogę mu powiedzieć, że skłamałam, żeby
się odegrać – mruknęła. Nie byłoby to spełnienie jej marzeń szczególnie, jeśli
chodzi o fakt przyznania się Jamesowi Potterowi do kłamstwa i do wyrażenia chęci
odegrania się na nim za to, że poszedł na randkę.
- I chcesz stracić głowę? Evans, to nie w
twoim stylu! – zaoponował Black, kręcąc głową, za chwilę jednak spoważniał. –
Wiesz, znam go pół życia i mogę cię zapewnić, że nie uwierzy teraz żadnemu z
nas. Poza tym tu już nie chodzi tylko o Rogacza.
- Co masz na myśli? – Zmarszczyła czoło,
próbując zrozumieć sens jego słów.
- Nie, żeby mi jakoś specjalnie zależało,
ale słyszał cię cały Pokój Wspólny Gryffindoru – zauważył Syriusz, wzruszając
ramionami. – Tylko sobie wyobraź, z jaką prędkością ta plotka obiegła cały
Hogwart. Prawdopodobnie w tym momencie jest już wersja, w której zaczęliśmy się
obściskiwać na oczach Jamesa.
- Och, nie – jęknęła, kuląc się w sobie.
- Chodzi mi o to, że ludzie gadają. Gdyby
to był ostatni rok, albo gdybyś była kimkolwiek innym niż Lily Evans, pewnie
miałbym to gdzieś, szczególnie, że tym tylko przysporzyłbym sobie jeszcze
lepszą opinię. Ty też byś wtedy skorzystała. Ale nie, kiedy chodzi o Rogacza.
- Średnio łapię tą politykę – wyznała Lil
szczerze. – A po ludzku?
- Jestem najlepszym przyjacielem Jamesa,
a wyszło na to, że chodzę z dziewczyną, którą on próbuje poderwać od
niepamiętnych czasów. Więc technicznie rzecz biorąc, powinnaś być ostatnią dziewczyną, z którą mógłbym się
spotykać. Dokładnie tak samo jest w twoim przypadku. Już wcześniej nie byłaś
zbyt lubiana… bez urazy. – Puścił jej perskie oczko, ale ona tylko machnęła
ręką lekceważąco. Doskonale wiedziała, że chodziło mu o to, że większość
dziewczyn w szkole najchętniej wydrapałaby jej oczy za ranienie Jamesa Pottera
(a nawet za sam fakt bycia przez niego adorowaną). - Teraz rozumiesz? – Skinęła
głową.
- Zdecydowanie wolę uczyć się eliksirów
niż tego – burknęła. Syriusz wyszczerzył zęby. – Czyli będziemy musieli…
udawać? Mimo wszystko?
- Byłoby co najmniej dziwnie, gdybyśmy po
dwóch godzinach ujawnienia publicznie faktu chodzenia ze sobą, nagle zerwali.
Możesz mi wierzyć, z tej dziedziny mam profesurę.
- O Boże. Ale ja nie chcę z tobą chodzić!
Bez urazy – mruknęła, powtarzając końcową kwestię Blacka. Syriusz pokiwał tylko
głową.
- Najmniejszej.
- To nie jest najlepszy pomysł, żebym ja
to robiła – Dorcas skrzywiła się, przykładając mu do rany gazę z eliksirem
(zabranym z zapasów Lily). James westchnął z niecierpliwością. – Zdecydowanie
powinna cię obejrzeć Pomfey.
- Bywało gorzej – burknął. – Nie jest to
nic, czego nie mogłabyś zrobić ty.
- Gdyby nie eliksir Lily, to nic bym nie
mogła zrobić.
- Dorcas, po prostu… - Wyrwał głowę z jej
dłoni i wstał z łóżka Rudej. – Dobrze wiesz, że nie mogę pójść do Skrzydła.
Peter powiedział, że Evans zaprowadziła tam Syriusza. A to są akurat ostatnie
osoby, jakie chciałbym teraz widzieć.
- Rozumiem cię, James. - Podeszła do
niego, marszcząc czoło, jak to zwykła robić. Jak to możliwe, że tuż po
wybudzeniu była taka… nieswoja? Teraz zdawała się być całkiem normalna. Taka,
jak zawsze. Ciepła i martwiąca się. Nigdy nie byli przyjaciółmi, ale zawsze ją
lubił. Zawsze była dobra. I właśnie, dlatego poszedł do niej. Godzina spaceru
po zimnych błoniach całkowicie mu wystarczyła. Musiał zacząć być rozsądny.
Oczywiście, chodziło głównie o to, że wolał wyleczyć rany i nie mieć blizn. –
Boję się, że coś zrobię źle. Pomfey na pewno już dawno by cię wyleczyła. Sam
widzisz, jak mi idzie.
- Idzie ci świetnie – zapewnił,
uśmiechając się do niej. Meadowes tylko westchnęła ciężko, wracając do
opatrywania mu ran. – Wiesz coś o Kimberly?
- Co masz na myśli?
- No wiesz, ostatnimi czasy wydawali się
być nierozłączni – mruknął. Dorcas zastanowiła się chwilę.
- Szczerze mówiąc, przyjęła to całkiem
nieźle. No wiesz, przedmioty nie zaczęły fruwać, a to chyba dobrze, prawda? –
Uniosła delikatnie kąciki ust do góry.
- Zdecydowanie dobrze.
- Myślisz… - urwała, biorąc głęboki
oddech. Wypuściła głośno powietrze. – Nie, nic.
- Możesz pytać o wszystko.
- Nie chcę być niemiła.
- Zawsze jesteś miła.
- Zastanawiam się po prostu… kiedy to się
zaczęło. No wiesz, Lily i Syriusz. Nigdy ich razem nie widziałam. Co prawda
wiem, że jak Lily bardzo zależy, to potrafi coś utrzymać w tajemnicy, ale… chodzi
mi o to, że jakoś nie wydaje mi się, by ona go chociażby lubiła bardziej niżby…
no wiesz, wypadało. – James zamknął na chwilę miodowe oczy, wspominając ich ostatni
pocałunek. A w zasadzie, to jej
pocałunek. To ona go pocałowała. Zrobiłaby to, gdyby zależało jej na Syriuszu?
Oczy jej błyszczały, czuł szybkie bicie jej serca, miała zarumienione policzki.
Uśmiechała się. Przecież, gdyby robiła to tylko i wyłącznie z powodu, dajmy na
to, poczucia winy, to wyglądałaby zupełnie inaczej. Mimikę jej twarzy miał
opanowaną do perfekcji.
Zaklął w myślach. Niech to, nadal
próbował ją usprawiedliwiać, chociaż sama przyznała się do kręcenia z jego
najlepszym przyjacielem. Przecież to nie jest tak, że Lily Evans jest święta. W
końcu musi przestać udawać przed samym sobą coś, czego nie ma. Nie chciała go.
Może tym pocałunkiem chciała się upewnić, że Black to odpowiedni wybór? Może
dlatego była taka rozpromieniona? Bo w końcu miała pewność.
- Może chcieli, żeby tak było – szepnął,
słysząc ból w swoim głosie. Dorcas przestała zajmować się jego obrażeniami i
popatrzyła na niego z troską. – Przestań – syknął, na co ona zamrugała tylko ze
zdziwieniem.
- Przestać, co?
- Przestań tak na mnie patrzeć. Nic mi
nie jest – zapewnił szorstko. Nie powinien się tak do niej odnosić,
szczególnie, że udzieliła mu pomocy, ale gdyby tylko był milszy… Mógłby stracić
panowanie nad emocjami.
- Musisz odpocząć – oświadczyła mu tonem
nieznoszącym sprzeciwu. Niezwykle rzadko go używała. Skinął głową posłusznie.
Nie miał siły na nic więcej.
Leżał na swoim łóżku bez żadnego, nawet
najmniejszego ruchu. Odpoczywał, jak mu kazała. Nadal wszystko go bolało. Próby
Dorcas nie były tak skuteczne, jak Pomfey, ale i tak wiele pomogła. Poza tym,
czuł się obserwowany. Remus i Peter cały czas zerkali w jego kierunku,
wymieniając tylko co ważniejsze zdania między sobą. Znali się już na tyle
długo, że obaj podświadomie wiedzieli, że należy go teraz zostawić w spokoju.
Jedynie Remus starał się przez krótką chwilę nawiązać konwersację. Nie trwało
to długo.
- James, widziałeś gdzieś moje pióro? –
zapytał Lupin, przetrząsając całe dormitorium. Nawet nie drgnął. – James? –
Pokręcił tylko głową, żeby nie musieć nic mówić. Remus zatrzymał się w połowie
szukania, siadł na łóżku Syriusza (które swoją drogą było najbliżej łóżka
Jamesa) i westchnął ciężko. James tylko mrugnął. – Musisz z kimś pogadać –
oświadczył mu, licząc na odzew. – Wiem, że jest ci ciężko. Mogę się zamienić z
tobą łóżkiem, jeśli chcesz, ale…
- Mam uciekać? – mruknął spokojnie
Potter. – To nie ja powinienem się zamienić tylko on.
- Nie mówię, że masz uciekać. Chodzi mi o
twój komfort.
- Mój komfort ma się świetnie, dzięki.
- James, przestań. Stało się, nic na to
nie poradzisz.
- Nie chcę nic na to radzić. Chcę po
prostu to przeleżeć.
- Ale…
- Remusie, potrzebuję chwili. Nic mi nie
jest, słowo. Potrzebuję chwili dla siebie – zapewnił Rogacz, zwracając ku niemu
wzrok.
- Ostatnim razem, kiedy tak mówiłeś,
musieliśmy cię we trzech zanieść do Skrzydła Szpitalnego – burknął Lupin,
niezbyt przekonany. Ostatecznie dał jednak za wygraną, wracając do
przeszukiwania dormitorium. Czemu wszyscy nagle zaczęli traktować go jak jajko?
Przecież to nie było tak, że świat walił mu się na głowę. Po prostu miłość jego
życia umawiała się z jego przyjacielem, to wszystko.
Dobra, kiedy przedstawia się rzeczy w
taki sposób, nigdy nie brzmią one tak źle, jak złe są w rzeczywistości.
Wziął głęboki oddech. Zapach męskich
perfum i rozlanego atramentu utrzymywał go przy świadomości. Nie były to jakieś
wyjątkowe zapachy, wręcz przeciwnie. Tak właśnie pachniało w tym dormitorium,
dzięki czemu było to jego punktem zaczepienia.
Usłyszał szczęk otwieranych drzwi.
Czekał, aż zaskrzypi jedna z desek w podłodze, ale nic takiego nie nastąpiło.
Osoba, która weszła do ich dormitorium wiedziała o skrzypiącej desce. Niestety,
omijali ją zawsze tylko Huncwoci. Problem polegał na tym, że Remus, Peter i on
już byli w środku. Zamknął oczy, modląc się w duchu, by się mylił.
- Masz tupet, żeby tutaj przychodzić –
syknął, siadając na swoim łóżku. Syriusz z udręczoną i zmęczoną miną przeszedł
przez pokój.
- To również moje dormitorium, James –
mruknął. – Dostałem eksmisję?
- Jeszcze nie, chociaż prawdopodobnie
powinieneś.
- Głosem większości?
- Moim głosem – warknął. Syriusz skinął
głową.
- Nie sądzisz, że zanim mnie stąd
wyrzucisz, należałoby najpierw posłuchać, co mam do powiedzenia?
- A od kiedy to robię co należy?
- Fakt. Nigdy. – Syriusz, westchnął,
siadając naprzeciwko niego. – Co nie zmienia tego, że jednak chcę coś
powiedzieć na swoją obronę.
- A mów sobie co chcesz i tak nie mam
zamiaru cię słuchać.
- James, pozwoliłbyś, żeby stanęła między
nami dziewczyna? – wyrzucił Syriusz, marszcząc czoło i wskazując dłonią w bliżej
nieokreślonym kierunku, zupełnie tak, jakby właśnie tam stała Lily.
- Jasne, że nie. Tylko, że tym razem to
ty stanąłeś między nami, a nie ona. Doskonale wiedziałeś, że Evans to jedyna
dziewczyna, na której mi zależy! – ryknął, podnosząc się z miejsca. Oddychał
szybko, mierząc się z Blackiem spojrzeniem. – Remusie, nadal masz ochotę
zamienić się na łóżka? – syknął, nie spuszczając wzroku z Łapy. Lupin
odchrząknął, próbując odzyskać głos.
- Tak, oczywiście – szepnął.
- Świetnie. Syriusz bardzo chętnie się z
tobą zamieni.
Ostatkiem sił weszła do swojego
dormitorium. Marzyła już tylko o tym, żeby położyć głowę na poduszce. Opierając
się o drzwi, spuściła głowę, zamykając oczy. Wzięła głęboki oddech na
uspokojenie myśli. Oczywiście, że nie pomogło. Jak mogła w ten sposób załatwić
siebie i Syriusza? Co ją do tego skłoniło? Nie możliwe przecież, że zwykła
zazdrość? Poza tym, nie mogła być zazdrosna o Jamesa Pottera. Tylko, że
najgorsze było to, że dokładnie tak się czuła. Zazdrosna i zraniona. Bolała ją każda
komórka ciała, czuła każdy zmęczony mięsień. Gdyby tylko mogła cofnąć czas…
Prawdopodobnie nie byłaby w stanie powstrzymać się przed tym kłamstwem. Drugi
raz pewnie nie wytrzymałaby takiej rozmowy. Fakt był taki, że James sam tego
chciał. Po jaką cholerę to robił?! Jego zdaniem on sam mógł umawiać się z kim
chciał i kiedy chciał, kiedy ona miałaby tylko i wyłącznie na niego grzecznie
czekać?! Nie wolno jej się z nikim spotykać? Przecież to był absurd! Po tym,
jak go pocałowała, jak pokazała mu, że jednak ma do niego uczucia, ten poszedł
na randkę z inną. Był z inną, chociaż dała mu szansę. Chciała dać mu szansę.
Dawno nic nie bolało ją tak bardzo, jak on i Nicole, a to było chyba jeszcze
gorsze. Nie powinna odczuwać nic, oprócz ulgi. Powinna cieszyć się, że dał
spokój, a jednak było zupełnie na odwrót. Zranił ją. Od zawsze wiedziała, że
Potterowi zależy tylko i wyłącznie na zdobyciu jej, na udowodnieniu sobie i
całemu światu, że Lily Evans nie jest nie do złamania, że może mieć każdą. I
zrobił to. Wystarczyło okazanie mu odrobiny uczuć, żeby go odstraszyć, żeby
poszedł do innej. Tylko, że po jaką cholerę za zwykły pocałunek z Syriuszem
(żeby nie powiedzieć mniej niż zwykły), wszczął bójkę?! Nie miało to żadnej
logiki, żadnego nawet najmniejszego sensu. Przyjaźnili się. Być może zasada
„była dziewczyna jest nietykalna” tyczyła się także niedoszłych dziewczyn? Ale
przecież jemu na niej nie zależało.
- Lily? – Podniosła błyskawicznie głowę,
zaskoczona obecnością dziewczyn w pokoju. Były wszystkie. Z trudem zmusiła się
do wyprostowania i zmiany miny. Objęła się ciasno rękami, by nie zacząć
krzyczeć.
- Przepraszam, nie zauważyłam was –
wymamrotała, idąc nieco za szybko do swojego łóżka. – Ciężki dzień – burknęła,
siląc się na uśmiech. Wszystkie ją obserwowały. Miała ochotę zapaść się pod
ziemię. Wyciągnęła piżamę (a dokładniej za duży, męski T-shirt) spod poduszki,
mając zamiar zająć toaletkę.
- Lily, wszystko w porządku? – zapytała z
troską Dorcas, chyba jako jedyna dobrze do niej nastawiona. Zauważyła to błyskawicznie.
Tylko Dorcas miała zmartwioną minę. Patrzyła na nią opiekuńczo, rzucając tylko
krótkie, zlęknione spojrzenia na pozostałą trójkę. Jodi także nie wydawała się
być jakoś specjalnie zła. Może zawiedziona? W każdym bądź razie marszczyła
czoło, wzdychając ciężko co jakiś czas. Najgorzej było z Mary i Kimberly. Nie,
żeby się tego nie spodziewała. Po prostu miała nadzieję, że ta rozmowa w ogóle
nie nastąpi. Czasami warto jest się tak okłamywać, chociaż ostatecznie nie na
wiele się to zdaje. Obie, zarówno Macdonald, jak i Anistone miały takie same
miny. Spod przymrużonych oczu, ciskały w nią piorunami, zaciskając przy tym
usta i krzyżując ręce. Nie spuszczały z niej wzroku, śledząc każdy jej ruch.
- Yhm, tak; można tak powiedzieć –
mruknęła, nie patrząc na żadną z dziewczyn. Przycisnęła koszulkę do brzucha,
przemierzając pokój w kierunku toaletki.
- Nie tak szybko – syknęła Kimberly,
zastępując jej drogę. Zatrzymała się raptownie, zbita z tropu. Mary szybko
dołączyła do blokady.
- Nie rozumiem – szepnęła szczerze,
cofając się dwa kroki w tył.
- Musimy pogadać, chyba czas najwyższy – oznajmiła
Mary tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- O czym?
- Nie udawaj, Lily, chociaż tym razem –
prychnęła Kimberly, wywracając oczyma.
- Nic nie udaję. Po prostu nie widzę dla
nas dzisiaj tematu do rozmów.
- Świetnie; w takim razie dobrze, że my
wszystkie widzimy – warknęła Kimberly. Mary skinęła głową.
- Dajcie jej spokój – bąknęła Dorcas,
jednak niezbyt szczerze. Gołym okiem było widać, że sama czuje się urażona
milczeniem Rudej.
- Nie chcę się z wami kłócić –
powiedziała pojednawczo Evans, wyciągając przed siebie dłonie. – To był
naprawdę ciężki dzień.
- My też nie mamy takiego zamiaru,
dlatego żądamy rozmowy. – Przy czym żądamy,
było dla Lily zdecydowanie słowem kluczowym. Westchnęła ciężko. – Dla nas to
także był dzień pełen wrażeń – zapewniła.
- Dobra, jak sobie chcecie. O co chodzi?
- Może ty nam to powiesz? – Odbiła
piłeczkę Macdonald. Lily uniosła brwi.
- Tak, Lily powiedz nam o co chodzi z
Syriuszem. Nie ukrywam, że wszystkie jesteśmy tym zaintrygowane.
- Po prostu się spotykamy – skłamała po
raz kolejny. Zabolało. Nie chciała im kłamać. Nie była urodzoną kłamczuchą, na
szczęście te dwie były zbyt wzburzone, by zauważyć zmianę w jej głosie i
twarzy. Odgarnęła nerwowo grzywkę z czoła.
- Po prostu się spotykacie? – powtórzyła
za nią Kimberly. Dopiero teraz do Evans dotarł fakt, że ona i Syriusz mieli
ostatnio epizod. Black był wówczas dla niej jedyną odskocznią. I była też
Dorcas… – A nie pomyślałaś czasem, jak to się ma w stosunku do Jamesa? –
wypaliła chłodno.
- Do Jamesa? Wybacz, ale czegoś tutaj nie
rozumiem. – Lily zacisnęła dłonie w pięści. Tym razem nie zamierzała odpuścić. Skoro
Kimberly chciała uderzać o Pottera, to sama się o to prosiła. – Dlaczego niby
mam być w stosunku co do niego fair? On nie jest. Nie wolno mi się z nikim
spotykać? Mam być wyłącznie dla niego, bo tak sobie postanowił? Wybacz,
Kimberly, ale nie jestem rzeczą i nie mam zamiaru do nikogo przynależeć. Szczególnie,
że nawet przez chwilę nie byliśmy chociażby bliscy związku.
- Szkoda, że nie widziałaś, jak Dorcas
musiała opatrywać rany Jamesa! Nawet nie wyobrażasz sobie ile czasu jej to
zajęło.
- Zużyłam twój dyptam – mruknęła Meadowes
przepraszająco. Ruda pokręciła tylko głową, próbując się do niej uśmiechnąć.
- Nie wiem, czy zauważyłyście, ale to
James zaczął. Syriusza Pomfey opatrywała bite trzy godziny.
Inna
sprawa, że gdyby nie zachowywał się jak przedszkolak byłyby to dwie godziny, dodała w myślach.
- Jest tyle facetów w Hogwarcie, a ty
musiałaś wziąć się akurat za tego jednego, co?
- Słuchaj, wiem, że ty i Syriusz
ostatnimi czasy zbliżyliście się do siebie i nie miałam wcale zamiaru ci go
odbijać, przysięgam – usprawiedliwiła się ze skruchą.
- Odbijać? To jest mój były i wcale nie
chcę do niego wracać! Wcześniej może i tak było, ale teraz potrzebowałam tylko
rozmowy. Na tym to się opierało. Zresztą nie to miałam na myśli. Syriusz to
najlepszy przyjaciel Pottera i to jest cios poniżej pasa, Lily. Takich rzeczy
się po prostu nie robi. Widziałaś w jakim on był stanie? Mogłaś sobie chociaż
raz darować! – zawołała Kimberly z oburzeniem.
- A jeśli to już musiał być Syriusz, to
wystarczyło wziąć Jamesa na stronę i powiedzieć mu to normalnie, a najlepiej
zostawić sprawę Łapie – dodała Mary. Jej ton zupełnie różnił się od tonu
Anistone.
- To nie jest tak, że zajęłam się
Syriuszem. A nie pomyślałyście, że to James go zaatakował? To przez niego tak
wyglądają.
- Nie, Lily. Wyglądają tak przez ciebie –
wysyczała Kimberly. Lily wstrzymała oddech.
- Kim! – skarciła ją Dorcas, ale ta nie
zareagowała. Nawet Mary nie wydawała się zbyt zadowolona ze słów, jakie przed
chwilą padły.
- Przykro mi, ale prawda boli. Ktoś
musiał to powiedzieć. – Wzruszyła ramionami. – A wiesz co w tym wszystkim jest
najsmutniejsze? Nie powiedziałaś o niczym żadnej z nas.
- Wiesz, może bałam się właśnie takiej
reakcji. Czasami nie o wszystkim mówi się od razu.
- Bałaś się naszej reakcji, ale żeby
ogłosić wasz związek całemu Hogwartowi, to już ci starczyło odwagi – sarknęła Mary.
- To nie tak.
- Więc jak? Zraniłaś Jamesa na oczach
całego Pokoju Wspólnego! Ośmieszyłaś go. Już wcześniej miałaś na pieńku ze
sporą częścią zamku, wyobraź sobie co będzie teraz. – Kimberly uniosła znacząco
brwi.
- Tak i dlatego teraz najbardziej
potrzebuję moich przyjaciółek! To nie było dobre posunięcie, okay? Ale nie
znacie całej historii i nie macie prawa mnie osądzać. On wcale nie jest taki
niewinny, jak wam się wydaje.
- Twierdzisz, że potrzebujesz
przyjaciółek, ale jakoś o niczym nam ostatnio nie mówisz. Jak mamy być twoimi
przyjaciółkami, skoro nie wiemy nawet co się z tobą dzieje? Nie traktujesz nas
w ten sposób.
- A jak mam was traktować? Reagujecie krytycznie
na wszystko. Mam tylko grzecznie przyjmować waszą burę i nie próbować się
bronić? Prawda jest taka, że Potter zasłużył sobie na to co dostał. Ranił mnie
zbyt wiele razy, a jakoś nigdy żadna z was nie stanęła w mojej obronie! –
krzyknęła, wymijając je zdecydowanie. – Dużo bardziej zależy wam na jego
szczęściu niż na moim, więc może dlatego wam o niczym nie powiedziałam! Gdybym
miała ponowny wybór, zrobiłabym tak samo! – Zatrzasnęła za sobą drzwi toaletki.
Mary i Kimberly stały przez chwilę bez ruchu, wpatrując się w drzwi, za którymi
zniknęła.
- Przegięłyście – skomentowała sucho
Dorcas, odkładając mocno zniszczony podręcznik Starożytnych Runów; chwyciła
różdżkę ze swojej szafki nocnej. Podniosła się ze swojego łóżka, również
omijając dziewczyny. Zatrzymała się przed drzwiami toaletki i zastukała w nie
delikatnie. – Lil? Mogę wejść? – spytała spokojnie drzwi. Odpowiedziała jej
cisza. – Lily?
Evans odchrząknęła, pociągając nosem.
- Tak, chodź.
Dorcas otworzyła ostrożnie drewniane
drzwi, wchodząc do jasnej toaletki. Znalazła Lily siedzącą na zimnej, kamiennej
podłodze z podkulonymi pod siebie kolanami. Uniosła głowę, patrząc w jej
kierunku. Po jej jasnym policzku popłynęła wielka, srebrzysta łza. Wytarła ją z
roztargnieniem. Dorcas błyskawicznie zamknęła za sobą drzwi, nie chcąc, by
poczuła się w jakikolwiek sposób zagrożona. Skierowała koniec różdżki ku
drzwiom.
- Jakie było to zaklęcie wyciszające? –
mruknęła, pąsowiejąc.
- Muffliato – szepnęła Lily
automatycznie. Dorcas skinęła głową.
- Muffliato!
– powtórzyła, celując w drzwi.
- Po co nam to? – spytała Ruda, ocierając
kolejną łzę. Dorcas siadła naprzeciwko niej na podłodze.
- Nie chcę, żeby nas podsłuchiwały. –
Wzruszyła ramionami. – Musiałaś mieć swoje powody, by skłamać.
- S-skłamać? – bąknęła Lily. Czyli jednak
nie udało jej się oszukać wszystkich. Meadowes uśmiechnęła się ciepło.
- Wiem, że nie spotykacie się z Syriuszem.
***
Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, oprócz tego, że zaczął mi się kolejny semestr i jest jeszcze gorszy niż poprzedni, słowo daję. Specjalnie dlatego, postanowiłam dać coś dłuższego, chociaż i tak nie bije rekordów. Dedykuję wszystkim wytrwałym i ponaglającym mnie z taką wytrwałością! Mam nadzieję, że chociaż troszkę spełniłam oczekiwania, w końcu Syriusz jednak żyje! ;p
Dodatkowo chciałam tylko zwrócić Waszą uwagę na pewną znaczącą zmianę. Postanowiłam zmienić imię Courtney Wilson na Mary Macdonald. W książce dwukrotnie Lily wspomina o niej, więc potencjalny czytelnik zaczyna snuć domysły, że była w jakiś sposób bliska dla Evans, dlatego też uznałam, że mogę zmienić jedno z nazwisk właśnie na to, wymyślone przez panią Rowling. Odrobinkę smutno było mi kasować w każdym z rozdziałów "Courtney Wilson" i zmieniać to na "Mary Macdonald", ale szczerze mówiąc, czuję, że zrobiłam dobrze. W końcu to nie jest tak, że Courtney przestała istnieć; po prostu jest pod innym nazwiskiem. Mam nadzieję, że zbytnio nie namąciłam i że nikt nie jest na mnie za tą zmianę zły?
Zachęcam Was serdecznie do zapisywania się poniżej posta do czytelników, czyli sieci znajomych google (czy jakoś tak). Część z Was ma konta (z tego co widzę) na google. Oczywiście będzie to z pożytkiem także dla Was, ponieważ będziecie na bieżąco informowani o nowościach na Lila Evans! Myślę, że to znaczny plus. Wtedy wystraczy, że sprawdzicie swój profil (co, jak myślę robicie tak czy siak ;]). Więc jest większa szansa, że nie przegapicie nowego rozdziału.
Dodatkowo chciałam tylko zwrócić Waszą uwagę na pewną znaczącą zmianę. Postanowiłam zmienić imię Courtney Wilson na Mary Macdonald. W książce dwukrotnie Lily wspomina o niej, więc potencjalny czytelnik zaczyna snuć domysły, że była w jakiś sposób bliska dla Evans, dlatego też uznałam, że mogę zmienić jedno z nazwisk właśnie na to, wymyślone przez panią Rowling. Odrobinkę smutno było mi kasować w każdym z rozdziałów "Courtney Wilson" i zmieniać to na "Mary Macdonald", ale szczerze mówiąc, czuję, że zrobiłam dobrze. W końcu to nie jest tak, że Courtney przestała istnieć; po prostu jest pod innym nazwiskiem. Mam nadzieję, że zbytnio nie namąciłam i że nikt nie jest na mnie za tą zmianę zły?
Zachęcam Was serdecznie do zapisywania się poniżej posta do czytelników, czyli sieci znajomych google (czy jakoś tak). Część z Was ma konta (z tego co widzę) na google. Oczywiście będzie to z pożytkiem także dla Was, ponieważ będziecie na bieżąco informowani o nowościach na Lila Evans! Myślę, że to znaczny plus. Wtedy wystraczy, że sprawdzicie swój profil (co, jak myślę robicie tak czy siak ;]). Więc jest większa szansa, że nie przegapicie nowego rozdziału.
Pozdrawiam, kochająca:
Lil
Lil
Ha! W końcu! Teraz jeszcze tylko czekam na Teddy'ego! :D
OdpowiedzUsuńCo mogę powiedzieć? Jak zwykle świetnie, bosko i nie z tej ziemi <3
Tylko szkoda, że Syriusz będzie z Lily. Powinien być ze mną, ale co tam :P
Pozdrawiam ;3
Heh, spokojnie jeszcze to wyjaśnię, to nie koniec ;]
UsuńOh, oh, oh.
OdpowiedzUsuńSpodziewałam się, że Dorcas się domyśli. :3
Kochaane. Biedny James :< Ale to głupka wina. Tak się zbulwersował.
Nie wiem co jeszcze powiedzieć... Jest świetnie.
Życzę weny i duuużo czasu wolnego. Jak najwięcej. Żeby rozdział był szybko :D
U mnie też nowy rozdział :D A raczej będzie jak go za 5 min dodam. :3
Cieszę się! I oczywiście, że dodam, jak tylko znajdę chwilkę
UsuńCiekawe jak rozwikłasz ten konflikt między bohaterami ;)
OdpowiedzUsuńfajna notka. pozdrawiam :>
Mam już kilka pomysłów ;]
UsuńDoczekałam się :-) świetny rozdział, fajnie, że James jest zazdrosny, to znaczy, że naprawdę mu zależy
OdpowiedzUsuńzdecydowanie zależy! Nie byłby sobą, gdyby było inaczej ;p
UsuńUwielbiam gdy Lily i James się kłócą, bo moment godzenia wynagradza wszystko. Tak więc pisz, pisz, Lil. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. :)
OdpowiedzUsuńPostaram się dodać szybko coś nowego, oczywiście na tyle szybko, na ile pozwolą mi studia!
UsuńLil, chce Ci się bawić w Versatile Blogger Award? Nawet jak Ci się nie chce, to Cię nomimowałam. ;D
UsuńWłaź ;d;*
http://boska-interwencja.blogspot.com/p/versatile-blogger-award.html
O jej! Przyznam szczerze, że nie mam zbytnio czasu, ale bardzo dziękuję za nominację. Może uda mi się cokolwiek wyskrobać ;*
UsuńNie! Nie! Nie! To nie tak miało być!
OdpowiedzUsuńMieli się pogodzić, wszystko wyjaśnić, a potem wznieść toast za przyjaźń! A nie...takie...nie! Nie zgadzam się!
Tak strasznie szkoda mi Jamesa. Musi się czuć strasznie! Stoję całkowicie po jego stronie, a całą tą sytuację przeżywam nie mniej emocjonalnie jak on. Okropnie mu współczuję. Wiem jak to jest.
Nie rozumiem odrobinę postępowania Lily i Syriusza, ale trudno. To ich decyzja, która moim zdaniem wszystko tylko jeszcze bardziej skomplikuje.
Reakcja Courtney i Kimberly...nie jest to zachowanie jakiego oczekiwałabym od przyjaciółek. Jedynie Dorcas stanęła na wysokości zadania i chwała jej za to bo straciłabym wiarę w ludzi.
O ile już tak się nie stało.
Czekam na następny rozdział :)
[felix-felicis-potion]
Wiem, wiem. Niestety musiałam zrobic to w ten sposób. Wszystko zostanie wyjaśnione, ale w odpowiednim czasie. Inaczej nie mogłabym zrealizowa mojego planu ;p co do reakcji dziewczyn, to myślę, że są przede wszystkim złe na Lily, że nie miały żadnej informacji z jej strony, ba! wcześniej Lily zabraniała Dorcas (w pewnym sensie) kontaktów z Syriuszem (fizycznych tj. spotykac się z nim). Courtney (zmienione imię na Mary) jest pamiętajmy kuzynką Syriusza, a Kimberly jego byłą dziewczyną. Głównie chyba chodzi im o to, jak Lily się zachowała i w jaki sposób powiedziała coś takiego do Jamesa.
UsuńW końcu ! ^-^ czekałam i czekałam no i się doczekałam ;p rozdział jest boski naprawdę świetnie opisałaś stan Jamesa.. wręcz powalił mnie na kolana, naprawdę jest zabójczy ! więc kiedy mogę się spodziewać następnego rozdziało ? ;)
OdpowiedzUsuńEm, chyba z tydzień mi to jeszcze zajmie ;p wprowadzam jeszcze małą zmianę i zabieram się na rozdziały
UsuńNo no ładnie . Czyta się miło i przyjemnie czekam na CDN
OdpowiedzUsuńDziękuję ;] miło, że tu zaglądasz!
UsuńNo ja zawsze ?? Bardzo mnie wciagneło wiec zaglądam
OdpowiedzUsuńCieszę się ^^
UsuńPrzepraszam.Powinnam tak z tysiąc razy napisać, że tak długo nie komentowałam twoich rozdziałów.Szkoła i zdrowie sprawiły,że mogłam bardzo rzadko wejść na blogi.Co do twoich rozdziałów to są wspaniałe,cudne!Muszę napisać,że nieźle namieszałaś.Biedny James.Żal mi go ale też zasłużył sobie.Bardzo się ciesze ze Dorcas nie dała się nabrać na te kłamstwa Lily. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
OdpowiedzUsuńAch, nie masz za co przepraszać! I cieszę się, że wróciłaś. Uwierz mi, jestem w stanie zrozumieć wszystko, czasami jestem tak zajęta, że nie mam czasu nawet na odpoczynek, albo równiez choruję (np. teraz). Heh, mieszanie to moje drugie imię ;]. Oczywiście, nieco załagodzę sytuacjię, jednak to trochę potrwa xD. Nie dodałam jeszcze rozdziału, bo planuję go zrobić nieco dłuższym (mam nadzieję, że słusznie) i w dodatku własnie jestem chora, więc myślenie nad opowiadaniem niestety przychodzi mi z trudem :<
Usuń