Lily patrzyła na nią ze zdumieniem, ale
jednocześnie z ulgą. Nie musiała kłamać chociaż tej jednej osobie. Po jej
bladych ustach błąkał się uśmiech. Dorcas zawsze wiedziała. Nie łatwo było ją
oszukać, nie dla niej. Miała ochotę wyściskać ją z całych sił. Meadowes
siedziała naprzeciw niej na kamiennej, zimnej podłodze w toaletce ich
dormitorium. Patrzyła na nią granatowymi oczami z cierpliwością. Czekała na jej
reakcję słowną. Wszystko inne, to jest uczucia, jakie towarzyszyły Lily
wymalowane były na jej smutnej jasnej twarzy. Omiotła w tym czasie wzrokiem
całość jej osoby. Rude włosy spływały jej falami na ramiona i skulone plecy.
Nie były ułożone, wręcz przeciwnie. Miało się wrażenie, jakby specjalnie je
sobie czochrała, dla żartu. Zbyt blada twarz mocno odróżniała się od koloru jej
włosów. Miało się wrażenie, że jej skóra jest niemal przezroczysta. Usta miała
spierzchnięte i lekko rozchylone, jakby zastanawiała się co może powiedzieć. W
wielkich, zielonych oczach rozmiarów spodków, tańczyły dwie błyszczące
iskierki. Ściskała wątłymi dłońmi nogi, jakby chciała zajmować jak najmniej
miejsca. Schudła. Widać było to nie tylko po rękach, czy twarzy, ale i po nieco
wiszącym na niej szkolnym mundurku. Nie wyglądała najlepiej.
- Skąd wiesz? – szepnęła, nie spuszczając
z niej rozognionego wzroku. Dorcas wzruszyła ramionami, pozwalając sobie na
kolejny uśmiech. Wygładziła jednak nerwowo jasną bluzkę.
- Są dwa powody – powiedziała, próbując
ułożyć sobie w głowie oba argumenty. – Po pierwsze, kompletnie nie wychodzi ci
łganie. Znaczy, pomijając twój brak zdolności, to na kilometr widać, że ani ty
ani Syriusz jakoś specjalnie tego nie czujecie – oznajmiła, siadając w podobnej
pozie jak i Lily.
- Uwierz mi, wiem o tym – burknęła,
wzdychając. – Nie rozumiem tego szału na jego punkcie. Może i nie jestem
normalna, ale w nim nie ma ani krzty chemii!
- Oj, chemii w nim akurat tyle ile trzeba
– zapewniła Dorcas, odgarniając ciemne włosy z oczu. Powachlowała się ręką, dla
lepszego efektu.
- A ty skąd wiesz? Znaczy oprócz tego, że
cię pocałował. – Meadowes zmarszczyła brwi, rumieniąc się. – Tak, wiem o
wszystkim. Wygadał się.
- Robi się coraz gorszy w te klocki –
bąknęła, zapewne mając na myśli sentyment, jakim ostatnimi czasy Black darzył
Lily. - Spotykam się z nim – wyjawiła, nie mogąc powstrzymać szerokiego
uśmiechu, pełnego prawdziwej radości. – I to jest ten drugi powód.
Lily wytrzeszczyła na nią oczy, próbując
wyobrazić sobie tą dwójkę razem. Prawdę mówiąc, byliby świetną parą, gdyby
tylko ten nie był nałogowym kobieciarzem.
- O mój Boże, Dorcas! – zawołała Evans. –
Nie wiem co mam ci powiedzieć, serio. Znaczy, oprócz tego, że strasznie się
cieszę dla ciebie!
- Dzięki. – Meadowes bardzo starała się
opanować uśmiech. – Dlatego musisz mi powiedzieć, czy to prawda, że się
całowaliście? – mruknęła, spuszczając wzrok.
- Dorcas, to nie tak – zapewniła.
Postanowiła zapamiętać sobie, by nigdy, przenigdy więcej nie zaczynać w ten
sposób tłumaczenia. – Całowaliśmy się, ale… prawda jest taka, że… - Wzięła głęboki
oddech. – Byłam w strasznym stanie, okay? Syriusz przyszedł, żeby mnie
pocieszyć. I nie wiem nawet jak do tego doszło, ale… poważnie, było okropnie.
- Ale jednak cię pocałował.
- Tego nie byłabym taka pewna. Mam
wrażenie, że to ja go pocałowałam. – Dorcas wytrzeszczyła na nią oczy. Lily
skrzywiła się. – No wiem. Normalnie nigdy nie stanęłabym w jego obronie, ale
tutaj możesz być pewna, że nie zaszło nic poważnego. Jest niewinny. – Dorcas
uśmiechnęła się ponownie. – Jezu, nie wierzę, że to powiedziałam.
Męskie dormitorium nie było jednym z jej
ulubionych miejsc. Szczególnie to
dormitorium. Ostatnio bywała tutaj znacznie częściej niżby chciała. Siedzieli
daleko od siebie, bo kiedy tylko mogli utrzymywali jak największy dystans
między sobą. Odgarnęła włosy z czoła. Siedziała na łóżku Syriusza, podkulając
pod siebie nogi i opierając się o jedną z kolumn.
- Dorcas wie – powiedziała spokojnie, czekając
na jego reakcję. Wyprostował się, otwierając szeroko oczy ze zdumienia.
- Jak to wie? – bąknął, nieswoim głosem.
Na jego ustach błąkał się uśmiech. Oczy nabrały mu blasku.
- Powiedziała mi. Wie, że blefujemy.
- A nie mówiła czasem dlaczego?
- Coś wspominała. Między innymi dlatego,
że to wy się spotykacie. – Posłała mu spojrzenie. Przeczesał włosy palcami, wykrzywiając
usta w coś na miarę uśmiechu. – Spokojnie, wytłumaczyłam jej wszystko o…
pocałunku.
- Naprawdę? Poczekaj… Zrobiłaś to? –
zawołał z niedowierzaniem i wdzięcznością. Skinęła głową, nie mogąc nie
uśmiechnąć się na widok jego miny. Wyraźnie było widać, że jest na siebie zły
za okazanie takiej dozy emocji. Powinien się hamować. Ale przecież ona także
nie grzeszy ostatnio powściągliwością.
- Oczywiście, że tak. To nie była twoja
wina. Poza tym… już ustaliliśmy, że się do tego nie nadajemy. - Syriusz wydał z
siebie dość dziki, niemalże pierwotny okrzyk zadowolenia samca Alfa. – Lepiej
powiedz, jak było wczoraj z Jamesem.
- Kazał mi zmienić łóżko. Teraz śpię tam,
gdzie Remus, a Remus śpi tutaj – powiedział ostro, wskazując podbródkiem na
łóżko naprzeciwko swojego. Pokiwała głową. – Mimo wszystko nadal wolę siadać na
swoim – dodał bardziej do siebie niż do niej.
- Ale nie rzucał przedmiotami?
- Nie. Sprał mnie już wcześniej – syknął,
wskazując na obrażenia na swojej twarzy. Mimo starań pani Pomfey, liczne
zadrapania i sińce nie znikły. Lily jęknęła, obejmując mocno kolana.
- Hej, nie jest tak źle, Rudzielcu.
Prawdę mówiąc, sam się załatwił – oświadczył Black, pewien swego. – Nigdy nie
da sobie nic wytłumaczyć, jeleń jeden. – Uniósł kąciki ust do góry, bardzo
starając się nie parsknąć śmiechem. Lily nie do końca wiedziała co go w tym
rozbawiło.
- Dobrze wiesz, że to nasza wina,
Syriuszu – żachnęła się, krzyżując ręce. – A w zasadzie to moja – dodała,
opuszczając głowę.
- Bredzisz od rzeczy. Mogłem mu to wszystko
wytłumaczyć, gdyby tylko chciał słuchać! Ale oczywiście wziął się do
rękoczynów.
- Nie powinien tak reagować. Nie jesteśmy
razem – szepnęła, licząc na wsparcie u Syriusza, ale on tylko sarknął, kręcąc
głową z politowaniem.
- To w końcu James. A ty jesteś Lily. Jego Lily. I taka jest prawda. Jeśli o
ciebie chodzi, nie wyobrażam sobie innej reakcji z jego strony. Nawet nie wiesz
ile dla niego znaczysz. – Zarumieniła się mocno, odwracając głowę w innym
kierunku. Wolała nie wiedzieć. Za bardzo to bolało. James musiał nic nie
powiedzieć Syriuszowi o jego spotkaniu z Nicole, bo inaczej czemu Black miałby
dalej tak uważać. Przecież… To by nie miało żadnego sensu. Odepchnęła od siebie
tę myśl, nie chcąc ponownie się rozkleić. Nie miała zamiaru wyprowadzać Syriusza
z błędu. Pociągnęła nosem, biorąc oddech na uspokojenie. – Teraz ty mów. Wiem,
że macie razem dużo zajęć. – Skinęła głową, odchrząkując.
- Na eliksirach przesiadł się do innej
ławki. Do klasy wchodzi ostatni, wychodzi pierwszy. Praktycznie nie widzę go na
przerwach. Ale wydaje się być taki, jak zawsze, jeśli nie liczyć tego, że się
nie uśmiecha. - Wzruszyła ramionami. – Co więcej, mam z nim dzisiaj szlaban –
mruknęła, patrząc w okno. Na zewnątrz lało jak z cebra.
- Wiem, sam go zaaranżowałem. – Westchnął,
parskając śmiechem. Lily popatrzyła na niego z wyrzutem.
- Wielkie dzięki – sarknęła.
- Wtedy nie wiedziałem przecież, że za
kilka dni sytuacja będzie wyglądała, jak wygląda!
- Mimo wszystko, dzięki. To tylko
dodatkowa robota papierkowa, której swoją drogą mam już dość. Bijecie rekordy
wszelkich szkolnych szlabanów, jak słowo daję.
- Uznam to za komplement. – Spojrzała na
niego sceptycznie.
- Nie poszłam wczoraj do niego na szlaban.
Powinnam pójść.
- Jego też nie było, nie musisz się o to
martwić.
- Lepiej myśl, co mam z nim zrobić.
- Oddaj go pod opiekę McGonagall –
zaproponował.
- Żartujesz?! To by znaczyło, że tchórzę.
Poza tym nie mam dobrego powodu. Nie weźmie go ot tak na moje życzenie.
- To daj mu jakieś prace społeczne, jak
zawsze.
- Bardzo chętnie, ale… - zawahała się,
ważąc słowa. Wolała, żeby nie brzmiało to na więcej niż jest w rzeczywistości.
– Wolałabym mu już nic nie dokładać.
Syriusz pokiwał tylko głową ze
zrozumieniem. Nie pytał, nie wysuwał niepotrzebnych wniosków. Dlatego tak dobrze
rozmawiało się z nim na pewne niepożądane i niebezpieczne tematy. Miała
pewność, że nie będzie jej osądzał w żaden sposób, że nie będzie chciał jej
przekonać do czegoś, czego nie ma, że nie wypapla tego całemu Hogwartowi.
Syriusz rozumiał. Nie chciał dodatkowych tłumaczeń, opisów, nie zagłębiał się w
szczegóły i nie czytał między wierszami. Prawda jest taka, że rozmowa z żadną
dziewczyną nigdy taka nie była. Doskonale znała plusy rozmów z dziewczynami. Na
przykład Dorcas zawsze próbowała ją zrozumieć, jednak do tego były potrzebne
jej szczegóły, których ona nie mogła albo po prostu nie chciała mówić na głos.
Była najlepszą przyjaciółką, jednak czasami rozmowa z nią była trudna.
Wiedziała kiedy kłamie, kiedy coś zataja i domagała się wręcz tych informacji. Ale
miała jeden, bardzo wielki plus; zawsze starała się poznać sytuację z obu
źródeł. Jedna strona to było dla niej za mało. Rozmowa z Mary wyglądała
kompletnie inaczej. Ta zazwyczaj wysuwała własne wnioski i z całych sił starała
się przekonać ją do swoich racji. Szczegóły były jej zbędne, bo ona już
wiedziała. Kształtowała własny zarys sytuacji, czytając między wierszami, albo
nie daj Panie Boże podawała przykłady z jej doświadczeń. Mimo wszystko,
prawdopodobnie była to jedyna osoba zdolna przemówić jej do rozsądku. Rozmowy z
Jodi w zasadzie nie miały przebiegu. Zazwyczaj po prostu wolała się nie odzywać
na dany temat, ani tym bardziej nie krytykować. Uważała, że wszystko samo się
rozwiąże i już. Jedynym wyjątkiem były wizje jej siostry, Gabrielle. Z Kimberly
wolała nie rozmawiać wcale. W zasadzie, to już po pierwszych zdaniach zostawała
przez nią odpowiednio oceniona, po czym słuchała długie godziny o jej
problemach, chociaż praktycznie wcale ich nie miała. Oczywiście żadna z tych
rozmów nigdy nie wychodziła z inicjatywy Lily. Trzeba było ją mocno namawiać i
naciskać do jakichkolwiek zwierzeń. Zdecydowanie nie należała do wylewnych
osób.
- Czasami dla faceta lepsze są prace
społeczne. Przynajmniej jest się na czym wyżyć – mruknął, postanawiając
zostawić ten temat w spokoju. - A co z resztą? Z dziewczynami? Ludźmi? –
zapytał, wzdychając. Ponownie, mechanicznie wzruszyła ramionami.
- Dziewczyny są na mnie wściekłe, nie licząc
Dorcas, oczywiście. Kimberly i Mary mało mnie wczoraj nie rozszarpały –
burknęła, przypominając sobie ich miny.
- Mary też? – Syriusz uniósł brwi ze
zdziwieniem, skupiając na niej swój wzrok. Lily tylko pokiwała głową.
- A ludzie jak zawsze. Nienawidzą mnie.
Jakby mogli pewnie zakopaliby mnie na boisku do Quidditha – mruknęła. – Na
przykład dzisiaj mój obiad eksplodował, torba mi pękła, a jedna z książek
podarła się w moich rękach.
- Następnym razem kiedy coś takiego się
wydarzy, masz mnie alarmować, a ja rozszarpię każdego, kto maczał w tym palce,
zrozumiano? – Lily spojrzała na niego z wdzięcznością. Syriusz odchrząknął. –
Pomijając to wszystko, witaj w klubie. Nie
dość, że Remus patrzy na mnie tak, jakby się szykował do przemowy ojcowskiej,
to jeszcze znaczna większość chętnie walnęłaby mnie obuchem w tył głowy.
Chłopaki z drużyny nawet nie mówią do mnie cześć!
- Czekaj… znaczna większość?
- Cóż… pozostali mi gratulują.
Lily naburmuszyła się, patrząc na niego
spod byka. Zanim jednak zdążyła otworzyć usta, drzwi do dormitorium otworzyły
się. Błyskawicznie i dość sztywno chwycili się za ręce, próbując udawać
jakikolwiek związek między nimi. Doskonale wiedzieli, jak fałszywie musi to
wyglądać, ale pozostawało im mieć nadzieję, że ludzie są na tyle ślepi, by tego
nie zauważyć. Dorcas spojrzała na nich okrągłymi oczyma, za chwilę wybuchając
śmiechem.
- Uratowany przez Dorcas. – Syriusz
wyszczerzył zęby do Evans. Zignorowała go. Ich dłonie rozdzieliły się jeszcze
szybciej niż się splotły.
- Nie strasz nas – jęknęła Lily, łapiąc
się za serce. Meadowes otarła łzy, próbując opanować rozbawienie. Zamknęła za
sobą drzwi i bez krępacji usiadła na łóżku Syriusza, zdecydowanie bliżej niego
niż sama Lil, a więc bliżej niżby wypadało. Tylko, że tym razem Lily nie miała
nic przeciwko. Prawdę mówiąc, dobrze się na nich patrzyło.
- To nie jest śmieszne – syknął Syriusz,
posyłając jej spojrzenie.
- Wybaczcie, ale nawet sobie nie
wyobrażacie, ja komicznie to wygląda. Nawet, jakbym was nie znała, to od razu
bym wiedziała, że coś jest nie tak – zauważyła Dorcas, kręcąc głową z
politowaniem.
- Po prostu tego nie czujemy – broniła
się Lily, na co Syriusz skinął twierdząco.
- Nic przecież nie mówię. Po prostu, z
Jamesem idzie ci zdecydowanie lepiej – powiedziała, zanim zdążyła ugryźć się z
język. Lily spojrzała na nią oczami wielkimi jak spodki. Ledwo powstrzymała drganie
brody. Poczuła uciskający ból w okolicach serca. – Wybacz – bąknęła,
pąsowiejąc.
- Między nami nic nie ma – syknęła ostro,
prawdopodobnie próbując przekonać bardziej siebie niż ją.
- Mój błąd – stwierdziła szybko i ze
skruchą Dorcas, woląc nie wykłócać się z nią bezcelowo. I tak myślałaby swoje i
za żadne skarby świata nie przyznałaby jej racji. Może to i lepiej. Dzięki temu
się trzyma. Lily tylko zacisnęła wargi, pozwalając sobie, aby na skinięcie
głową.
- Skoro jesteśmy tak beznadziejni, to
czemu inni nie mieli problemu z tym, żeby uwierzyć w tą farsę? – mruknęła,
patrząc po nich wyczekująco. Dorcas tylko uśmiechnęła się lekko.
- Bo dla nich sensacja jest ważniejsza
niż fakty. W dodatku łatwiej jest wierzyć w to co mówią inni, niż samemu
decydować. Ale chyba przede wszystkim dlatego, że są zbyt zaślepieni, żeby to
widzieć.
- I to ty spotykasz się z Syriuszem –
dodała Lily. Syriusz zachichotał.
- Tak, to też mi ułatwiło sprawę.
Drzwi zaskrzypiały ponownie. Tym razem
migracja na łóżku Syriusza była większa. Dorcas odskoczyła od niego
błyskawicznie, za to Lily przysunęła się i tym razem bardzo sztywno. Do
dormitorium weszła pozostała trójka Huncwotów. Remus i Peter zatrzymali się na
chwilę ze zdziwieniem. Remus odchrząknął jednak i ruszył naprzód, za nim
dreptał Peter. Ostatni wszedł James. Dostrzegł ich niemal od razu. Zatrzymał
się raptownie, zaciskając dłonie w pięści tak mocno, że zbielały mu kłykcie.
Zazgrzytał zębami, mierząc ich rozognionym, wściekłym spojrzeniem.
- O wybaczcie, muszę iść się wyrzygać –
warknął, cofając się na korytarzyk. Zatrzasnął za sobą drzwi tak, że prawie
wyleciały z zawiasów. Lily podskoczyła na miejscu, bardzo starając się panować
nad emocjami.
- Idź za nim – mruknął Lupin do Petera,
wskazując brodą na drzwi, za którymi przed chwilą zniknął James. Peter skinął
głową i bez słowa wyszedł za Potterem. Dorcas również podniosła się z miejsca.
- Lepiej będzie, jak ja pójdę –
powiedziała, wychodząc truchtem. Syriusz otworzył usta, żeby coś powiedzieć,
jednak Lily uprzedziła go i tylko pokiwała znacząco głową. Wiedziała, że Peter
to za mało na Jamesa. Miała tylko nadzieję, że Dorcas wystarczy.
Zapanowała głucha cisza, podczas której
Syriusz i Lily bardzo starali się wyglądać, jak para. Remus w pewnym momencie
zerknął na nich i uśmiechnął się z politowaniem, kręcąc głową.
- I wy poważnie myślicie, że się na to
nabiorę, co? – odezwał się Lupin, ledwo powstrzymując rozbawienie. – Nie
rozumiem tylko w jakim celu.
- Nie wiem o czym mówisz, Remusie –
mruknęła Lily, przysuwając się do Syriusza dla lepszego efektu. Remus parsknął
śmiechem.
- O was – rzucił, siadając naprzeciwko
nich, na swoim łóżku.
- O nas? – podchwycił Syriusz, mrugając
zawzięcie oczyma ze zdziwieniem. – U nas świetnie, prawda kwiatuszku? – Zwrócił
się do Rudej, za co ta spiorunowała go spojrzeniem, zanim zdążyła się przed tym
powstrzymać.
- Nie musicie już udawać, ja wiem. –
Remus wysunął przed siebie ręce w geście pojednania. Lily i Syriusz spojrzeli po
sobie porozumiewawczo i jakby na znak, odskoczyli od siebie. Lily wzdrygnęła
się kilka razy, otrzepując ramię. Wyglądało to tak, jak gdyby chciała strzepać
z siebie Syriusza. Chłopak zmierzył ją spojrzeniem.
- Dzięki, Evans – syknął, ale zignorowała
go.
- Ty też wiesz? – jęknęła Lily, mimo
wszystko z wyraźną ulgą.
- Proszę cię, jesteście beznadziejni.
Spodziewałem się po tobie czegoś więcej, Syriuszu – zakpił Lupin.
- Myślałem przez chwilę, że dla
przekonania cię, będę musiał znowu ją całować. – Black skrzywił się, jak po
zjedzeniu sporej cytryny. – Drugi raz mógłbym tego nie przeżyć. – Lily
przytaknęła mu tylko.
- Czyli jednak był ten pierwszy raz? –
Remus lustrował ich spojrzeniem. Prawda była taka, że nie mieli ochoty na
opowiadanie czegokolwiek, Lily już jedną taką rozmowę miała za sobą. Niestety,
nie mieli wyjścia.
To, że dwójka ich przyjaciół znała
prawdę, kompletnie nie zwalniało ich z obowiązku odgrywania całej masy scenek
przed resztą szkoły. Uciekali jak mogli z widoku publicznego, żeby tylko móc
przestać trzymać się za ręce. Nawet to wydawało im się niewłaściwe. Nie było
tak, jak powinno być. Ich dłonie nie splatały się ze sobą automatycznie, nie
czuli między sobą iskier. Ręce pociły im się wspólnie. Ich miny również
pozostawiały dużo do życzenia. Kwaśne uśmiechy wydawały się nie mieć w sobie
ani cienia entuzjazmu. A przecież nie tak wyglądały nowo-zakochane, denerwujące
parki. Na szczęście nie musieli się wysilać na nic więcej, bo samo to
wystarczyło zaślepionym ludziom, spragnionym nowych plotek. Byli najgorętszym
tematem rozmów. Gdzie tylko się nie pojawili, brano ich na języki, nie krępując
się nawet ich obecnością. Rozmawiano głośno i z ożywieniem, jakby to właśnie
wypadało robić. A przecież było wręcz odwrotnie. Niejednokrotnie też podchodzono
do nich bez krępacji i prawdę mówiąc, nie wszystkie słowa były im przyjazne.
Lily była już do tego oczywiście w pewnym sensie przyzwyczajona, ale dla
Syriusza, było to coś kompletnie nowego. A chociaż gratulowano mu znacznie
częściej niż go upominano, to pamiętał tylko to, co złe. Całe szczęście, że był
rewelacyjnym kłamcą i zachowywał idealną minę pokerzysty, ciętymi ripostami nie
pozostawiając suchej nitki na wścibskich i nieprzyjemnych rozmówcach.
- Nie przejmuj się, kiedyś ta przerwa
musi się skończyć – pocieszała go Lily, klepiąc go po trzymanej dłoni. Syriusz
przeczesał włosy dłonią, dostrzegając po drugiej stronie korytarza sylwetkę
Jamesa. Już chciał do niego pomachać, kiedy w ostatniej chwili się wycofał,
przypominając sobie, że nie ma szans na normalną rozmowę z przyjacielem.
- Oby szybko – jęknął Syriusz, notując,
że kolejne osoby idą ku nim. Między innymi był wśród nich Tristan Verne
chłopak, z którym Evans kiedyś się umówiła.
- Uważaj, kolejni – mruknął, uprzedzając
ją. Lily odwróciła się, szukając wzrokiem następnych dręczycieli. Kiedy jednak
zobaczyła Tristana, nie potrafiła się do niego nie uśmiechnąć. Błyskawicznie
puściła rękę Syriusza, jakby ją parzyła. Tristan odwzajemnił uśmiech. Jako
jeden z niewielu, nie wyglądał jak ktoś, kto ją potępia.
- Witaj Lily! – zawołał już z oddali. –
Syriuszu. – Podał rękę dla Blacka tak, jak wypadało. Syriusz uścisnął ją pewnie.
- Tristan, miło cię widzieć – odparła
zgodnie z prawdą. Tuż za nim dostrzegła przyglądającego im się Jamesa,
otoczonego grupką jęczących nad nim dziewczyn. Widok był niecodzienny.
- Słyszałem, że wam się poszczęściło!
Gratuluję – powiedział szczerze do obojga, mimo wszystko zatrzymując wzrok
dłużej na Lily. Ruda przylgnęła machinalnie do boku Syriusza (swoją drogą, nie
wydawał się być z tego jakoś specjalnie zadowolony, podobnie zresztą jak i
ona). Posłała najlepszy z uśmiechów w stronę Tristana, pilnując przy tym, by i
James go zauważył. Potter zacisnął zęby, przebijając się przez małą grupkę
przed sobą. Szybkim krokiem odszedł korytarzem. Patrzyła długo w miejscu, w
którym zniknął, odpowiadając machinalnie na pytania Tristana. Nawet nie
słyszała, co do niej mówił.
Kilka dziewczyn z grupki, która jeszcze
przed chwilą otaczała Jamesa Pottera, dostrzegła ich i z chęcią mordu w oczach,
ruszyły w ich kierunku. Lily cofnęła się błyskawicznie, wpadając tym samym na
Syriusza. Wtedy i on je zauważył. Napiął mięśnie, szykując się na kolejne
wyjątkowo miłe słowa.
- Ty brudna szlamo! – wrzasnęła wysoka
blondynka, wskazując na nią oskarżycielsko palcem. Lily spojrzała na nią oczami
wielkimi, jak spodki. – Myślisz, że możesz sobie dowolnie krzywdzić Jaimiego
Pottera, Evans? Nie ujdzie ci to bezkarnie. Nie pozwolimy na to. Nie jesteś
lepsza od innych, a przebierasz w nich jak tylko ci się podoba! I co, teraz
skrzywdzisz Syriusza? – Skrzyżowała ręce na piersiach.
- Nie mam zamiaru nikogo krzywdzić –
zaprzeczyła Lily nieswoim głosem. Nadal była zaskoczona jej reakcją.
- Ruda kłamczucha! Już my cię dobrze
znamy! – wrzasnęła druga, zza pleców blondynki.
- Dobrze wam radzę przestać. Dla
przypomnienia, wyzywacie prefekta – warknął Syriusz lodowato. Jakieś dwie
młodsze dziewczyny cofnęły się. – Poza tym, zawsze zastanawiałem się jakie to
uczucie zostać damskim bokserem. Możecie mi wierzyć, jestem spragniony nowych
doświadczeń.
- Nie przestaniemy, póki ta szmata nie
dostanie za swoje! Fernukulus! – zawołała ta
sama nadgorliwa dziewczyna za blondynką, kierując koniec różdżki w stronę Lily.
W tej samej chwili jednak Syriusz wyciągnął własną różdżkę.
- Protego! – ryknął, zasłaniając Evans
własnym ciałem. Tristan chwycił ją za ramiona, by utrzymała równowagę. –
Pożałujesz tego – syknął takim tonem, jakiego nie powstydziłby się żaden zawodowy
kat. Już otwierał usta, by rzucić jedno z miliona wstrętnych zaklęć, jakie
przyszły mu do głowy.
- Syriuszu,
pożałuje, ale ode mnie – mruknęła Lily powstrzymując go resztkami silnej woli. –
Za napaść na prefekta i używanie zaklęć poza zajęciami, dostajesz dwutygodniowy
szlaban u profesor McGonagall. Zgłosisz się do niej jeszcze dzisiaj, przyślę
jej odpowiednią notatkę. Mam nadzieję, że jesteś z siebie zadowolona.
Dziewczyna
tylko prychnęła, ale pozostałe zdawały się być przywołane na tyle do porządku,
by zacząć się wycofywać. Prawdopodobnie miał na to większy wpływ Syriusz z różdżką
w ręku niż ona, ale jakby nie było, ważne, że zadziałało. Syriusz miał problem
z opanowaniem furii, jaka go ogarnęła i tylko cudem powstrzymał się od
pojedynku z nadgorliwą wariatką. Głównie przez wzgląd na Lily. Wydawała się być
jeszcze bledsza niż zawsze. Usta miała sine od ciągłego zaciskania ich, a
cienie pod oczami sięgały niemalże połowy jej policzków. Tristan bezwiednie
podpierał ją za łokieć, cały czas badawczo się jej przyglądając.
- Dobrze się
czujesz, Lil? – spytał, marszcząc czoło. Zerknęła w jego kierunku, uśmiechając
się lekko.
- Tak, tak –
zapewniła, niezbyt przekonująco. Machnęła jeszcze ręką lekceważąco, chcąc
podkreślić błahość tej sytuacji. Żaden z nich nie dał się nabrać. – Ja… zaraz
wrócę – mruknęła, przepychając się między znacznie od siebie większymi
Syriuszem i Tristanem.
- Gdzie
idziesz? – spytał Syriusz ostrożnie, szykując się już nawet do towarzyszenia
jej. – Skarbie – dodał bezpłciowo, próbując nadal pamiętać o swojej roli. Evans
skrzywiła się mimowolnie.
- Do łazienki –
syknęła przez ramię.
Za rogiem było
już znacznie mniej ludzi, dzięki czemu czuła się swobodniej. Mogła wziąć
spokojnie oddech, nie musząc się przy tym pilnować. Nie zaczepiano jej, nie
słyszała wyzwisk. Żałowała całej tej sytuacji. Żałowała, że wciągnęła w to
wszystko nie tylko siebie, ale też i Jamesa oraz Syriusza. Widziała, że James
jest na nią wściekły. Zastanawiała się tylko, czy ze względu na to, że jemu tak
długo odmawiała, a z Blackiem nie miała tego problemu. Przecież nie chciał już
jej. Pokazał to na tyle, by zrozumiała. Gdyby mu zależało, to po jej pocałunku
nie chciałby być z inną. Czuła się zraniona. Zraniona i porzucona, chociaż
przecież nigdy nie byli i nie mieli być razem. Pozwoliła dopuścić do siebie tą
myśl, że jednak mogło mu kiedyś na niej zależeć, że nie jest tylko kolejnym
wyzwaniem, że nie chce umieścić jej na swojej ścianie zwycięstw. Pozwoliła
sobie myśleć, że naprawdę jej chce. Zapomniała z kim ma do czynienia.
Zapomniała, że to Huncwot, że to ten James Potter, który łamał niewieście serca
jedno po drugim, bez żadnych zahamowań. Dlaczego, więc z nią miałoby być
inaczej? Była taka, jak inne. Uległa.
Oparła się
plecami o kamienną, zimną ścianę, ukrywając przez cały ten czas twarz w dłoniach.
Cieszyła się, że nikt za nią nie poszedł, chciała być sama. Nawet nie
zauważyła, jak cały korytarz niemalże opustoszał. Niemalże, bo naprzeciw niej,
po drugiej stronie opierał się o równoległą ścianę James Potter. Obserwował ją,
zastanawiając się jak długo jeszcze go nie będzie dostrzegać. Nie rozumiał jej
zachowania. Może i ją obrażali, ale przecież miał jej kto bronić, miała
Syriusza (James widząc całe zamieszanie, nie wkroczył do sytuacji tylko i
wyłącznie dlatego, że zdążył go uprzedzić Syriusz). Ludzie kiedyś się znudzą i
jeden po drugim przestaną gadać. Mogła z nim być szczęśliwa. Z jego
przyjacielem. Chyba to bolało go najbardziej. Nie mógł znieść ich widoku.
Wydawali się być dla siebie idealni, miał wrażenie, że rozumieją się bez słów.
Może nie okazywali sobie zbyt wiele uczuć publicznie, ale wolał się nawet nie
zastanawiać, jak jest kiedy są sami. Bolało. Bolał go sam widok tej dwójki
stojącej koło siebie, bolał go każdy ich uśmiech, bolały go ich spojrzenia, ich
złączone dłonie, to, że to właśnie Syriusz jej broni, że to on może odgarnąć z
jej policzka kosmyk rudych włosów, który przecież należał do niego, Jamesa.
Tak, być może i był egoistą, ale w tej jednej jedynej kwestii postanowił sobie
zawsze nim być. Chciał jej szczęścia, ale przecież to u jego boku by je miała.
To on byłby w stanie jej zapewnić wszystko. Nie wątpił w Syriusza, ale przecież
nie o to chodziło. Lily Evans była jego. Miała być jego! Dlaczego więc wybrała
Syriusza? A on? Dlaczego najlepszy przyjaciel nie potrafił oprzeć się obiektowi
jego marzeń? Być może Lily nie tylko dla niego była ideałem. Kochał ją? Czy był
w stanie kochać ją tak bardzo, jak James? Nie wyobrażał sobie, że ktoś mógłby
się chociażby zbliżyć do jego dolnej granicy.
Lily uniosła w
końcu głowę, opuszczając ramiona wzdłuż ciała. Zobaczyła go. Stał naprzeciw w
pozycji bardzo podobnej do tej, jaką przyjęła ona. Opierał się o kamień,
patrząc wprost na nią. Przylgnęła mocniej do ściany, mając nadzieję wtopić się
w tło. Tylko siłą woli powstrzymała brodę i ramiona od drgania. Patrzyła na
niego szeroko otwartymi, szklistymi oczami, tak jak on patrzył na nią. Jedyne,
co potrafiła w nim dostrzec to ból. Taki ból, jaki ona sama miała w sobie. Nie
rozumiała.
James podszedł
do niej na wydechu. Opanował emocje, wyłączył myślenie. Miał przez chwilę
wrażenie, że wyłączył każdy swój zmysł. Nie widział jej, nie czuł. Dzięki temu
był w stanie mówić.
- Proszę o
odwołanie dzisiejszego szlabanu – odezwał się pewnie, ostro… służbowo. Lily odchrząknęła,
próbując zebrać się na to samo.
- Nie mogę tego
zrobić. Odwołałam wczorajszy – szepnęła ochryple, wściekła na siebie za swój
brak profesjonalizmu.
- W takim razie
proszę o prace społeczne – kontynuował bez zawahania. Pozwolił sobie na nią spojrzeć
i szybko tego pożałował. Wyglądała na bardzo zmęczoną i… cierpiącą. Ci ludzie
musieli jej naprawdę dać w kość. Bo przecież tylko o to chodzi. Nie o niego.
- Jeśli tego
chcesz – rzekła, opuszczając wzrok. Długie rzęsy rzucały cienie na jej jasne policzki.
W świetle pochodni, wyglądała wprost pięknie. James przełknął ślinę z trudem. W
gardle uwięzła mu wielka gula, której nie sposób było się pozbyć.
- To już nie ma
znaczenia czego ja chcę – odpowiedział z trudem. Zanim zdążyła chociażby
ponownie na niego spojrzeć, oddalał się już pośpiesznie korytarzem. Nie poszła
na zajęcia, póki nie zniknął jej z oczu.
W Pokoju
Wspólnym Gryfonów od dawna nie było tak wielkiego poruszenia (nie licząc
oczywiście imprez po każdym meczu quidditha). A już na pewno nie na cześć
jakiejś nowej pary. Tylko, że to nie była „jakaś nowa para”, ale ta para. Wystarczyło, że pojawili się w
Gryffindorze, od razu ich otoczono. On też tam był. Ze wszystkich sił próbował
odwrócić od nich wzrok, ale nie ważne jak bardzo by się starał, to i tak zawsze
przyłapywał się na tym, że na nich patrzy. Nie chciał widzieć ich razem. Lily
wydawała się być jeszcze bardziej zmęczona niż poprzednio. Ciągłe szepty nie
odstępowały ich na krok. Ale nie to było najgorsze.
- Całuj,
Syriuszu! – zawołał ktoś z tłumu. Nie trudno było tego nie podchwycić. W pewnym
momencie już kilka osób krzyczało „całuj, całuj!”, kompletnie nie zważając na
jego obecność. Reszta wybałuszała oczy i gadała jeszcze głośniej i obraźliwiej.
Nie wiedziała
co ma robić, chowała się za plecami Blacka, licząc, że ten wybawi ją z opresji.
Niestety, ludzie zazwyczaj wołali „całuj”, kiedy któryś z Huncwotów przychodził
z nową partnerką. Zastanawiała się skąd im się to wzięło. Syriusz wtedy to z
szelmowskim uśmiechem na ustach łaskawie spełniał ich życzenie. Tym razem było
inaczej. Żadne z nich, za żadne skarby nie chciało powtórzyć poprzedniego
pocałunku. Był niczym innym tylko błędem. Całowanie siostry w przypadku
Syriusza, czy brata dla Lily, mogłoby mieć w sobie więcej erotyzmu.
- Dobra! Już
dobra – ryknął Syriusz, licząc na chociaż chwilę spokoju. Rzuciła mu mordercze
spojrzenie, modląc się tylko w duchu, że wymyślił dla nich ratunek. – Zaufaj mi
– mruknął tak, by tylko ona mogła to dosłyszeć. Skinęła nieznacznie głową. Syriusz
stanął naprzeciw niej, po czym ujął jej dłoń i przysunął do swoich ust, całując
jej wierzch. Evans uśmiechnęła się delikatnie, przy chóralnym jęku
niezadowolenia tej części Gryfonów. Syriusz i tym razem pozwolił sobie na
huncwocki uśmiech. Był dumny, że udało mu się wybrnąć. – Tak się całuje damę w
towarzystwie – dodał głośno, przekrzykując pozostałych. Nie mogło to nie
spotkać się z pewną aprobatą i zdziwieniem.
James nie
wytrzymał. Widział ich zadowolone twarze. Jej uśmiech, delikatne rumieńce… nie
był w stanie w tym wytrzymać.
- Syriusz Black
– prychnął bardziej do siebie niż do towarzyszących mu Remusa i Dorcas. Oboje
wymienili spojrzenia. – Chłopak idealny. Kto by pomyślał. – Wstał z miejsca,
dopiero teraz zerkając na pozostałą dwójkę. – Nie czekajcie na mnie – mruknął
do Remusa.
Wyszedł przez
dziurę pod portretem, kompletnie nie zważając na nawoływania Dorcas. Nie mogła
go zatrzymać. Lepiej, żeby tego nie robiła, jeśli miał tu jeszcze wrócić.
Wyszedł z zamku
na ciemne już błonia. Zimny, listopadowy wiatr dmuchał mu prosto w twarz,
rozwiewając szatę i włosy. Od razu poczuł się lepiej. Odszedł od zamku na tyle,
by nie padało na niego żadne ze świateł sączących się przez okna. Nie był na
tyle głupi, by dać się zauważyć.
W miejscu, w
którym jeszcze przed chwilą stał James Potter, pojawił się jeleń Rogacz. Zadarł
kilka razy kopytem o ziemię, zanim wystartował do biegu. Zakazany Las był już
blisko. Zarzucał porożem, pędząc coraz szybciej i szybciej. Nie chciał czuć
nic, jednak to nie było możliwe. Chciał więc już tylko wolności.
***
Tak, jak obiecałam, na Święta pojawił się
nowy rozdział. Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam. Zapewne pojawiłby się
szybciej, gdyby nie fakt, że musiałam pomagać. Znalazłam na szczęście chwilkę,
by dokończyć rozdział. Prawdę mówiąc (jeszcze go nie przeczytałam na spokojnie,
więc to może dlatego) nawet mi się on podoba, a to już dużo. Nie martwcie się o
Jamesa! Nie dam mu krzywdy zrobić. Dodam jeszcze tylko, że chciałabym bardzo
podziękować osobom, które znalazły się w moich „znajomych sieci Google”, czyli
dla mnie po prostu: „Czytelnikach” na tym blogu. Jest mi niezmiernie miło, że
jesteście. Ten rozdział jest specjalnie dla Was.
Skoro już jutro mamy Wielką Niedzielę,
nie pozostaje mi nic innego, jak tylko życzyć Wam zdrowych, spokojnych i
radosnych Świąt. Wielu uśmiechów oraz samych słonecznych dni. Wszystkiego
najlepszego, kochani!
Wasza,
Lil
O jejku. Haha idealnie. Nie rozumiem czemu Lily i Łapa mają do siebie taki wstręt, trochę jakby się brzydzili siebie nawzajem (trochę jak ja w stosunku do brzydali xD), ale podoba mi się to. Chociaż jak tak się zastanawiam, to nawet rozumiem xD (tak, ja nieogarnięta).
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, nie raz ode mnie słyszałaś, że cię kocham :3. Biedny James musi cierpieć. Mój kochany ;_; i głupia Lily, niech jej ktoś wyjaśni że ta randka dla Jamesa nic nie znaczyła (tylko niech się z niej nie śmieją, bo jak się bohater ośmiesz, to czuję się jakbym ja była w takiej sytuacji x.x) bo mnie już zaczyna to wkurzać.
"- Ty brudna szlamo! – wrzasnęła wysoka blondynka, wskazując na nią oskarżycielsko palcem. Lily spojrzała na nią oczami wielkimi, jak spodki. – Myślisz, że możesz sobie dowolnie krzywdzić Jaimiego Pottera, Evans? Nie ujdzie ci to bezkarnie. Nie pozwolimy na to. Nie jesteś lepsza od innych, a przebierasz w nich jak tylko ci się podoba! I co, teraz skrzywdzisz Syriusz? – Skrzyżowała ręce na piersiach."
haahahahahahah myślałam że padnę xD nie wiem czy to miało być śmieszne, ale ja się śmiałam hahaha <3
Ugh... tak bardzo kocham i teraz żałuję, że dodałaś ten rozdział, bo muszę czekać na następny :< A jednocześnie się cieszę (i to chyba bardziej niż żałuję) :D
Ahh kocham kocham kocham x9999999999999999999999999 + 1 <3
Wenyy życzę i duużo czasu wolnego :*
Gdyby ta sytuacja z randką Jamesa wyjaśniłaby się od razu, to nie byłoby całej tej akcji ;]. Niestety musimy chwilkę poczekać, zanim cokolwiek będzie wiadome. Noo myślę, że to z wysoką blondynką było w pewnym sensie zaawne, chociaż z drugiej strony nazwanie Lily szlamą jest niestety średnie samo w sobie, biorąc pod uwagę, że szlama to naprawdę okropne określenie. Aczkolwiek jej "Jaimie" zdecydowanie przebija wszystko. Niesamowicie się cieszę, że Ci się podobało. A oni mają do siebie wstręs dlatego, że są prawdziwymi przyjaciółmi moim zdaniem. Chcę pokazać, że coś jakiego jest możliwe, ale trzeba trafić na odpowiednie osoby. Poza tym, Syriusz ma w głowie to, że jest to "dziewczyna" Jamesa, więc jest na tyle dobrym przyjacielem, by za żadne skarby nie myśleć o niej w ten sposób (jeśli wiesz co ma na myśli). Lily mimo wszystko czuje coś do Jamesa, a to sprawia jednocześnie, że kontakt fizyczny z pewnym podtekstem z kimś, kto nie jest nim, jest dla niej uciążliwy. Chciałam mocno to zarysować, by podkreślić, że nigdy nie powinni być razem i że nigdy nie będą oraz to, jak ludzie reagują. Nieważne, czy coś jest realne, czy nie. Plotka, nawet beznadziejnie podsycana, staje się dla nich prawdą. I ich zaślepienie jest na tyle duże, by uwierzyć w każdą z nich. Wiem coś o tym, bo miałam niestety niemiłe uczucie tego doświadczać.
UsuńŻal mi James'a :C
OdpowiedzUsuńSmutno mi z jego powodu, ale rozdział świetny jak zwykle :D
Cieszę się, że nie skrzywdzisz James'a, bo to by chyba rozwaliło moje serducho <3
Wesołych świąt <3
Nie mogłabym tego zrobić! ;]
Usuńnaprawde szkoda mi Jamesa ;c kurcze niech to sie juz wszystko wyjasni ! Lily i James strasznie cierpia.. ale rodzial jest fantastyczny, naprawde bardzo sie postaralas ! moje gratulacje ^-^ wiec.. kiedy moge sie spodziewac nastepnego ?;D oby jak najszybciej ! ;*
OdpowiedzUsuńmam teraz zamiar dodawać częściej rozdziały, ale nie bardzo mam kiedy je pisać, niestety ale mam dużo nauki i od pon do czwartku wieczorem jestem odcięta od moich plików z opowiadaniem. Mimo wszystko mam nadzieję, że się uda. Bardzo chciałam, żeby rozdział dobrze wyszedł i niesamowicie się cieszę, że Ci się podobał ;]
UsuńRozdział jest cudowny! Właśnie takie kocham najbardziej, bo z niecierpliwością mogę wyczekiwać na szczęśliwe zakończenie, a czekanie na coś dobrego, co ma się dopiero zdarzyć to chyba najlepsza jego część. Swoją drogą Twoja notka to jeden z najmilszych prezentów Wielkanocnych :-). Z niecierpliwością czekam na następną i życzę Wesołych Świąt. xoxo
OdpowiedzUsuńAnn
Dziękuję za ciepłe słowa. Chciałam bardzo, żeby ten rozdział się spodobał, bo prawdę mówiąc i mi przypadł do gustu. Dużo emocji, czyli dla mnie akurat!
OdpowiedzUsuń1. Zaraz zacznę piszczeć. "Tak się całuje damę w towarzystwie" - po raz kolejny zakochałam się w Blacku. Pięknie wybrnął.
OdpowiedzUsuń2. Wkurza mnie Potter. Ja rozumiem, że jest zraniony, bo najlepszy przyjaciel zabrał mu Lily, ale... James jest mądry. Gdyby odrzucił na bok swoje uprzedzenia i przejrzał na oczy, dostrzegłby tak jak Dorcas i Remus, że to udawane.
3 Nie każ mi czekać tak długo na 31, umrę z ciekawości. :)
Wesołych Świąt, Lil.
Postaram się dodać wcześniej, obiecuję. Kiedy chodzi o Lily, James nie myśli racjonalnie. Ja pewnie też bym tak miała ja i każdy ;]. Szczególnie, że to jego najlepszy przyjaciel
UsuńLil, Twój blog jest po prostu świetny. Znalazłam go na platformie onetu i już myślałam, że jest porzucony, ale wpisałam 'lila evans'w google i znalazłam to :) Nawet nie wiesz jak się cieszę!
OdpowiedzUsuńPiszesz w bardzo fajny sposób, umiesz robić to czego większość nie - utrzymać czytelnika w napięciu.
Co do rozdziału - Szkoda mi Jamesa, Syriusza i Lily, wszyscy się smucą przez jedno niewinne kłamstwo, jakież to niedorzeczne - ale niestety takie sytuacje są też w prawdziwym życiu.
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Nigdy nie porzuciłabym bloga od razu mówię ;]. Ja również niesamowicie się cieszę, że mnie znalazłaś! Poprzednie rozdziały są poprawione, także gdyby coś, to poprzednie są lepsze niż te na onecie ;]. Niewiele, ale zawsze. Dziękuję za miłe słowa, bardzo wiele dla mnie znaczą ;*
UsuńMam takie wrażenie że ta sytułacja nawiązuje do czegoś co się stało ?? prawda??
OdpowiedzUsuńAle ten wpis bardzo mi się podoba oby tak dalej
Nie. Wszystko jest od początku do końca wymyślone przeze mnie i nie opiera się na wydarzeniach z mojego prywatnego życia (o czym btw powinieneś wiedziec R. ;]) Staram się przypomniec sobie jakąś sytuację, która byłaby opodobna, ale jakoś nie bardzo. Pozostaje mi mie nadzieje, że po prostu tak dobrze to opisałam, że wyszło jak żywe xD hihihi, żartuję oczywiście.
OdpowiedzUsuńNominuję Cię do The Versatile Blogger, więcej dowiesz się u mnie http://lily-i-rogacz.blogspot.com/ .
OdpowiedzUsuńDziękuję, postaram się znależć chwilkę czasu ;]
UsuńPiszę to drugi raz, bo oczywiście musiałam na coś najechać myszką... no i BACH, trzeba wystukać te parę literek od początku, teraz już w skrócie.
OdpowiedzUsuńWięc co ja tu miałam napisane... Aaa, matkoboskoczestochowsko, uwielbiam Cię! Pochłonęłam te 30 rozdziałów migiem (plus po skończeniu ponownie otworzyłam rozdział nr 1 i tak oto mam przeczytane świeżo razy dwa opowiadanie :>).
Co ja Ci będę gadać, piszesz dobrze. Ja to wiem, Ty to wiesz, inni także. Twoje pomysły są godne pochwały, znakomite, ale bohaterowie są wspaniali, nie, inaczej, WSPANIALI. Tacy, jacy być powinni. Te wszystkie Remusy, Syriusze itd. Kocham ich. No a szczególnie moja para, Lily i James, dla których tu jestem. Wreszcie znalazłam opowiadanie, w których ich postacie są wyraziste, wcale nie mdłe, no i mają wszystkie te cechy, które Lily i James powinni mieć, a przy tym są naturalni. A uwierz mi, znalezienie tego nie jest rzeczą łatwą. Jeszcze zaznaczę, że Twój James mnie zabija, bo jest dokładnie taki, jakiego wyobrażałam go sobie od zawsze. Jest perfekcyjny. Nie jest przerysowany, lalusiowaty i różne takie. Jest pewny siebie (łomatko, jak ja kocham jego pewność siebie!), przebiegły, szalony, z poczuciem humoru, ale też wrażliwy... No w mordę jeża, to po prostu prawdziwy James z potężną dawką uroku, który na mnie działa! Czy muszę coś więcej dodawać? Aha, jest perfekcyjny. Mówiłam to? Mówiłam. No to przepraszam.
Możesz być z siebie dumna. Tylko Ty i Twoja mamusia z lily-evans-15, moim skromnym zdaniem, zdałyście ten egzamin z palcem, przepraszam, w dupie. Bo poza tym, że piszecie na pewnym poziomie, macie pomysł na opowiadanie, a bohaterowie są znakomicie przez Was pokierowani.
Dziękuję Ci za sporą dawkę przyjemności, która pojawiła się w trakcie czytania tej historii. Teraz leżę i piszczę z wrażenia, szczęśliwa, zaspokojona. Więc jeszcze raz podziękuję. Dziękuję za Lily, za Jamesa, za Twoje opowiadanie.
A no ten, zapomniałam wspomnieć coś o nieładzie tego komentarza, przeprosić za brak ładu i składu. I w ogóle za ten nieporządek z tymi zdaniami, jakby takimi powyrywanymi. Ale najpierw robię, później myślę. Proszę o przebaczenie. :)
Pozdrawiam, czekam na rozdział następny. Kocham i będę kochać.
Idiel
Niesamowicie się cieszę, że podobają Ci się moi bohaterowie. Muszę przyznać, że wiele razy bardzo martwiłam się, czy czasem nie są podkoloryzowani (dla mnie oczywiście byli po prostu sobą, moim wyobrażeniem tej dwójki, jednak mam na myśli tutaj odbiór czytelników). Bardzo chciałam zawsze być prawdziwa w tym, co robię, a więc nie tylko w treści i pomyśle, ale też i w głębi, a więc przede wszystkim w kreowaniu bohaterów i sytuacji. Dlatego możesz sobie pewnie wyobrazić, jak wielką radość i ulgę sprawił mi Twój komentarz. Ja dziękuję Ci przede wszystkim za poświęcenie czasu, ciepłe słowa i mam wielką nadzieję, że uda mi się w dalszych rozdziałach także spełnić Twoje oczekiwania. Lily-Evans-15 jest niesamowitą pisarką i bardzo dobrze, że trafiłaś na jej blog. Obiecuję postarać się opublikować rozdział dostatecznie szybko. Naszczęście mam teraz trochę wolnego!
UsuńPS. Twój komentarz, jak dla mnie, był bardzo spójny ;]. Mam wrażenie, że mój za to bije rekordy NIE spójności ;p
A ja dziękuję, że Ty dziękujesz. Prze-prze-przemiło mi teraz. :) Twój blog o parze Lily-James należy do mojej ścisłej czołówki tej tematyki. Zresztą napisałam wszystko poprzednio, co ja się będę powtarzać. Szczerze, lily-evans-15 był jednym z pierwszych blogów (powiem tak, czuć Wasze rodzinne więzi jeśli chodzi o opowiadanie :D), na które natrafiłam, później był Twój i dzięki Ci, Panie, za to! Rozdział niedługo się pojawi? No, Lil, humor mi zrobiłaś! Będę wyczekiwać.
UsuńPS. Co Ty tam mruczysz pod nosem, hm? Spójny czy niespójny, wszystko zrozumiałam, przyjęłam do wiadomości, a do tego się uśmiechnęłam, więc po co komu spójność. :P
Idiel
Najważniejszy uśmiech! Właśnie czasami martwiłam się, że gdyby przyszedł do mnie ktoś po lily-evans-15, mógłby wywnioskować, że wiele nasze postaci mają wspólnego (a może tak tylko mi się wydaje, bo to co pisze Lily jest bardzo bliskie mojemu sercu i sposobowi w jaki postrzegam bohaterów a nawet ich relacje itd). Jednak mogę w pełni zaświadczyć, że to o prezentuję na moim blogu jest wszystkim, co pochodzi ode mnie. Tak ja ich widzę. Tacy dla mnie są. I takimi ich kocham. Są moi. Wykreowani na taki, a nie inny sposób przez moją (chorą) wyobraźnię. I zaszczytem dla mnie jest, że uważasz, lilę, za swoją czołówkę!
UsuńKiedy dodasz następny rozdział?
OdpowiedzUsuńJak tylko będę miała czas na jego dokończenie. Jest już spora część rozdziału, niestety natłok zajęć nie pozwala mi go skończyć. Chodzi o to, że jest dwa tygodnie przed sesją i wszyscy profesorowie nagle wariują i na siłę robią kolokwia, zaliczenia etc, etc... Dlatego też przepraszam za opóźnienia.
UsuńSpoko ;-). Powodzenia na egzaminach;*.
OdpowiedzUsuńDziękuję ślicznie!! ;*
UsuńNa początek witam serdecznie.
OdpowiedzUsuńPierwszy raz jestem na Twoim blogu i z zapartym tchem przeczytałam niesamowitą historię, którą opisałaś w tym rozdziale.
Czy ja dobrze zrozumiałam, że u Ciebie Liy jest z Syriuszem?
To coś nowego dla mnie, ale i oryginalnego.
Takie pokierowanie sprawy ma duże plusy i wiele zmienia w świecie młodych czarowników.
Wreszcie mam okazje spojrzeć na świat huncwotów całkiem innym wzrokiem i to mi się najbardziej podoba.
W ogóle zauważyłam również wspaniałe opisy emocji i uczucia bohaterów.
Dzięki temu bardzo łatwo wcielić się w ich sytuacje i zrozumieć.
Naprawdę spodobał mi się i urzekł mnie Twój styl.
Według mnie to jedne z najlepszych opowiadań jakie czytałam o tej parze i aż dziwne że nie wpadłam na niego do tej pory.
Ogólnie przyznam szczerze że urzekłaś mnie już od pierwszych słów i aż dziwne że nawet jeśli tu byłam nie skomentowałam tego nigdy.
Zauważyłam również jak długo prowadzisz tego bloga.
Cztery lata i trzydzieści rozdziałów to bardzo dużo.
Nie każdy by tak konsekwetnie dążył do końca tej historii.
Ten komentarz jak najbardziej Ci się należy.
Mam nadzieję że ja również będę tak wytrwała w swojej historii.
pozdrawiam serdecznie.
http://pokochac-lotra.blogspot.com
Znaczy ogólnie Syriusz i Lily skłamali, że są razem, żeby James nie dowiedział się, że Lily przejęła się jego randką (zaaranżowaną w pełni przez Syriusza) i... dobra opisywanie tego po prostu mija się z celem xD dopiero teraz zauważyłam jakie to wszystko zagmatwane u mnie! bardzo się cieszę, że przeczytałaś rozdział i że przypadłam Ci do gustu ;]. Bardzo plusują u mnie osoby takie, jak ty. Za to, że przeczytałaś rozdział, na pewno zajrzę na Twój blog. Zazwyczaj ignoruję strony innych, przede wszystkim nie dlatego, że dajmy na to gardzę kimś, bo się reklamuje (przecież kiedyś sama musiałam zacząć, albo miałam problem z czytelnikami i wiem jak jest!) ale dlatego, że nie mam czasu. Życzę Ci powodzenia i mam nadzieję, że kiedyś jeszcze się tu "spotkamy" ;]
UsuńOjojooj, co to się porobiło.
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, naprawdę super.
Kiedy ta Lily będzie w końcu z Jamesem!?
Weny,
Lilka.
Och, jeszcze długo! Do 7 klasy trochę im brakuje ;]
Usuń33 yr old Analyst Programmer Arlyne Hanna, hailing from Earlton enjoys watching movies like "Outlaw Josey Wales, The" and Lacemaking. Took a trip to Ha Long Bay and drives a Ferrari 412S. jej odpowiedz
OdpowiedzUsuńadwokaci koscielni rzeszow
OdpowiedzUsuń