piątek, 24 maja 2013

031. Trzy dni bez Jamesa Pottera

Przewróciła kolejną stronę książki. Prawdę mówiąc nawet nie wiedziała, co czyta. Chciała mieć coś po prostu w rękach, a książka wydawała się być idealna. Myślami ciągle była gdzie indziej. Naprzeciwko niej siedziała Dorcas, ciągle przygryzając dolną wargę. Zauważyła nawet, że ta rzuca jej co jakiś czas wyjątkowo nerwowe spojrzenia, jakby bała się o jej zdrowie psychiczne. Przecież nie mogła wydawać się być aż tak zrozpaczona. Znaczy, pomijając to, że zawaliła test i… no cóż… poprzedniego wieczora James ponownie nie stawił się na szlaban. Dobrze znała procedury i wiedziała, że będzie musiała nałożyć na niego kolejną karę. Nie mogła odejmować punktów, ale mogła zakazać mu wystąpienia w jednym z meczów. Wolała nie musieć spędzać z nim jeszcze więcej czasu niż trzeba na szlabanach.
Z trudem opanowała myśli, starając się myśleć o nauce. Jutro miała kolejny test. Przecież nie może zawalić kolejnego. Westchnęła, przecierając oczy. Kiedy ponownie je otworzyła, tuż obok jej lewego boku, niemalże zmaterializował się Syriusz wraz z Remusem i Peterem. Za ich plecami bezskutecznie wyglądała Jamesa. Nie widziała go od wczoraj, a to do niego nie było w żadnym stopniu podobne, żeby nie powiedzieć „niepokojące”. Zazwyczaj nie dawał jej tak dużo… przestrzeni.
- Cześć – rzucił neutralnie i dość sztucznie Syriusz. Reszta tylko mruknęła pod nosem bardzo zwięzłe powitanie, wbijając głowy w podłogę. Zmarszczyła brwi, odprowadzając ich wzrokiem, aż do miejsca, w którym usiedli. Z reguły łganie i krętactwo wychodziło im wzorowo, kiedy więc wyglądali w ten sposób, ciężko było nie przypuszczać, że nie wydarzyło się coś złego. Nawet jeśli miałaby to być podpucha.
- Okay, co jest grane? – zaczęła bezceremonialnie, odkładając wolumin na bok.
- Grane? Dlaczego myślisz, że od razu coś musi być grane? – prychnął Remus cienkim, nieswoim głosem. Dorcas rzuciła im ostrzegawcze i wyjątkowo niedyskretne spojrzenie. Syriusz odchrząknął.
- Właśnie! Żadnego „hej”, czy nawet „pocałuj mnie w…” – Rozejrzał się dookoła, po czym poprawił się szybko: - Znaczy się: rozchmurz się, Lil – dokończył zdecydowanie głośniej niżby wypadało.
- Nie dam się na to nabrać – powiedziała, poprawiając się w fotelu. Siadła na nogach, mierząc w nich ostrym spojrzeniem.
- Lil, wszystko jest okay – wtrąciła delikatnie Dorcas z pokrzepiającym uśmiechem. Nie miała jednak zamiaru dać za wygraną. Lustrowała ich wzrokiem, jakby tym samym chciała wypatrzyć na ich twarzach drobny napis w stylu „wiem coś, o czym nie chcę ci powiedzieć”. Remus szybko zajął się rozmową z Syriuszem, natomiast Dorcas zaczęła zagadywać Petera. Miała wrażenie, że unikają z nią nawet nie tyle, co rozmowy, a nawet kontaktu wzrokowego.
- Em, James nie pojawił się na wczorajszym szlabanie – mruknęła, szukając u któregoś atencji. Zamrugała wyczekująco, podczas, gdy obie rozmowy ucichły.
- No tak – skomentował Remus, łapiąc się za kark. Syriusz tylko wykrzywił wargi w coś, co najwyraźniej miało być uśmiechem.
- I zastanawiam się, czy… wszystko w porządku. Bo chyba zna konsekwencje, tak? – spytała, o czym zaraz reszta zgodnie zaczęła ją zapewniać. Pokiwała głową, odgarniając rude włosy z twarzy. – To dobrze. Nie mam na to wpływu, więc sami rozumiecie. – Podobna reakcja. Lily tylko wzięła głębszy oddech, skacząc spojrzeniem od jednego do drugiego. – I wszystko w porządku?
- Jasne, znasz Jamesa… Ach, ten James! – odpowiedziała Dorcas, dokładnie w tej samej chwili, co Remus i Syriusz:
- Na pewno zrobił to specjalnie! Pewnie zasiedział się na boisku!
- Wiesz, zawsze lepsza wyprawa do Miodowego Królestwa niż szlaban! Cały James.
 Spojrzeli po sobie z zaskoczeniem, błyskawicznie starając się wytłumaczyć.
- Znaczy, tuż po treningu.
- Tak, po treningu. Nie, żeby w tym samym czasie co trening, głupota.
- Tak, kto tak robi?! Znaczy… da się, ale… no wiesz, James nie mógłby przecież!
- No tak. Więc… te podróże w czasie, mam rację? – Remus rozejrzał się dookoła, szukając wsparcia.
Lily skrzyżowała ręce i z politowaniem patrzyła to na jednego, to na drugiego. Huncwoci… Myślała, że potrafią dużo lepiej kłamać niż to. Na Litość Boską, dziesięciolatka by na to nie nabrali! Dorcas uderzyła się otwartą dłonią w czoło, kręcąc przy tym głową. Po chwili podparła brodę na tej samej dłoni, jednocześnie zasłaniając nią usta i z miną przegranego rzucała spojrzeniem od chłopaków, do niej. Na jej miejscu każdy by się poddał.
Najgorsze było to, że z nich wszystkich tylko ona, Lily, zdawała się o niczym nie wiedzieć.
- Skończyliście? – zaczęła, kiedy Syriusz odchrząknął ostatecznie. – Jesteście w tym coraz gorsi. Zawiodłam się.
- Wiesz, wolimy raczej myśleć w kryteriach, że to ty robisz się coraz lepsza – wtrącił Black, puszczając jej perskie oczko, ale go zignorowała.
- Dobra, więc teraz poważnie. O czym mi nie mówicie?
- Daj spokój, przecież wiesz o wszystkim!
- Zapytałam: o czym mi nie mówicie? – powtórzyła już nieco ostrzej. Zaczynała powoli wpadać w panikę. Mogła się tylko domyślać, że chodzi o Pottera. To zawsze przecież chodzi o Pottera! W pierwszym momencie jej przyjaciele zaczęli zaprzeczać i ponownie zapewniać ją, że to ona jest w błędzie, jednak już za chwilę, patrzyli ponad nią, zastygając w niemym przerażeniu.
- O cholera – wyrwało się Syriuszowi. – Słuchaj, cokolwiek teraz usłyszysz, pamiętaj, że to nie jest twoja wina, dobra? – Przeniósł na nią wzrok, chwytając ją przy tym za dłoń. Nie zrobił tego sztucznie, żeby kontynuować farsę o ich związku; był to czysto przyjacielski gest, mający dodać jej otuchy.
- O czym ty…
- Evans! – Zamknęła na chwilę oczy. Kimberly musiała być na nią poważnie wściekła, skoro używała tego tonu. Oszczędzała go na specjalne okazje, na przykład „kto zużył mój szampon” albo „nigdy nie dotykaj mojej bielizny” (to drugie oczywiście tyczyło się Huncwotów… dobra, głównie Syriusza). Wzięła głęboki oddech, zanim otworzyła oczy. Pierwszą rzeczą, jaką zobaczyła, była wściekła Kimberly, tupiąca tuż koło niej nogą, zaś drugą stojąca tuż za nią Mary. Całe szczęście wydawało się, że tym razem ma przeciwko sobie tylko jedną z nich. Macdonald wyglądała raczej na zmartwioną niż zdenerwowaną.
- Kimberly, naprawdę to nie jest… - zaczęła Mary, ale Anistone uciszyła ją gestem.
- O co chodzi? – spytała siląc się na opanowanie Lily. Kim prychnęła przeciągle.
- Masz jeszcze czelność pytać o co chodzi?! – zawołała, sprowadzając na siebie liczne spojrzenia.
- Ucisz się, nie jesteśmy tu sami – warknął Remus, podnosząc się z miejsca. Chyba jeszcze nie widziała go tak wzburzonego. Zamrugała kilkakrotnie, starając się zrozumieć powód.
- Świetnie! Może więc pora, żeby wszyscy się dowiedzieli, dla…
- Słowo daję Anistone, jeśli zaraz nie stulisz buzi, to osobiście ci pomogę – uprzedził ją Syriusz, idąc za przykładem Remusa. Wyciągnął w jej kierunku ostrzegawczo palec, mrużąc przy tym królewskie stalowo-błękitne oczy. Kimberly cofnęła się o krok, wpadając na Mary.
- Syriuszu, próbowałam – mruknęła na swoje usprawiedliwienie Macdonald, trzymając Kim za ramię. Black tylko skinął jej głową, nie spuszczając lodowatego już wzroku z byłej dziewczyny.
- Jesteś temu tak samo winny, jak i ona – rzuciła zjadliwie, mimo wszystko dużo ciszej niż poprzednio.
- Syriuszu, o co chodzi? – Lily dotknęła lekko jego rękawa, jednocześnie starając się tym sprowadzić jego wzrok na siebie. Doskonale wiedziała, że nie wpływa on dobrze na ludzi.
- Ty naprawdę nie wiesz? – Mary wysunęła się przed przyjaciółkę, marszcząc czoło.
- Inaczej bym nie pytała – bąknęła Evans. Syriusz przetarł oczy, wzdychając przy tym ciężko.
- Słuchajcie to nie jest czas i miejsce do dyskusji – wtrącił Remus, kiedy Mary ponownie otwierała usta.
- Nie, chcę wiedzieć Remusie. Mam prawo wiedzieć!
- Chcesz wiedzieć, tak? Proszę bardzo! James Potter zniknął – oświadczyła Kimberly takim tonem, jakby chwaliła się przed nią jakimś wyjątkowym osiągnięciem. Miała gdzieś jej ton i nawet to, że pozostali jednocześnie syknęli, patrząc po sobie znacząco. Nie potrafił dotrzeć do niej sens słów Kimberly. Co miało znaczyć: James Potter zniknął? Przecież… on nie mógł ot tak po prostu zniknąć, na Litość Boską! Co w ogóle miało znaczyć „zniknął”?! Pociemniało jej przed oczami, więc zamrugała kilkakrotnie, jednak bezskutecznie. Ktoś chwycił ją za dłoń i kucnął tuż przed nią.
- Oddychaj, mała. Bo wolałbym cię nie cucić – nakazał Syriusz ostro, więc posłusznie wzięła głęboki wdech, krztusząc się powietrzem.
- Zniknął? – powtórzyła chrapliwie, patrząc wyczekująco po przyjaciołach. Większość odwróciła wzrok w inną stronę. – O czym ona mówi? – zwróciła się do Dorcas, mając nadzieję, że ta zacznie się śmiać i wykrzyknie „Prima Aprilis!” czy cokolwiek w tym guście, po czym James wyskoczyłby z tym swoim okropnym uśmieszkiem zza kanapy, śmiejąc się z niej w niebogłosy. Zniosłaby nawet jego docinki w stylu jednak ci na mnie zależy, Evans. Nic takiego się nie stało. – Dorc?
- Em, Remusie? – Meadowes spojrzała w górę na chłopaka przed sobą. Lupin skinął tylko głową, zajmując przed nią miejsce, zamiast Syriusza. Black siadł na oparciu kanapy, tuż przy Dorcas. Spojrzeli po sobie znacząco.
- Lily, sama wiesz jaki jest James – zaczął spokojnie Remus, usilnie próbując złapać z nią kontakt wzrokowy. Jednak kiedy tylko na niego spojrzała, szybko tego pożałował. Przeszywała go zielonymi, wielkimi oczyma na wylot. Jej wzrok wydawał się na tyle udręczony i błagalny, że aż sprawiał fizyczny ból. – To nie jest tak, że jeśli go chwilę nie ma, to od razu trzeba panikować. On po prostu tak robi. Woli być sam i doskonale go rozumiem. Potrzebuje chwili czasu, żeby zrozumieć pewne sprawy.
- Tylko, że tutaj nie ma czego rozumieć – wtrąciła, odgarniając rude kosmyki z czoła.
- Dla niego jest. To, że i ty Syriusz…
- Ja i Syriusz? Przecież to nigdy nie miało miejsca! Więc nie; nie ma tu czego rozumieć – żachnęła się, prychając z podenerwowania. To przez nią odszedł… dla jej wybryku. Dla jej kłamstwa.
- Czekaj, co masz na myśli mówiąc, że „to nie miało miejsca”? – podchwyciła Mary, unosząc brwi w górę.
- No… Ja i Black nie jesteśmy razem – bąknęła, rumieniąc się. – Nie istniejemy jako para.
- To prawda? – spytała dla pewności Syriusza, odkręcając się w jego kierunku. Łapa skinął głową, wzruszając przy tym ramionami.
- Więc… kłamaliście? – syknęła Kimberly z niedowierzaniem. – Cały ten czas nas kłamaliście?
- To nie tak – mruknęła Lily, wzdychając ciężko.
- A jak inaczej wytłumaczysz zmyślanie sobie związku i przekonywanie nas do tego?
- Nie chciałam przecież nikogo skrzywdzić umyślnie!
- No, a jednak ci się udało. Szkoda tylko, że mówisz o tym dopiero teraz, kiedy James zdążył już uciec Bóg jeden wie gdzie!
- Skoro tak się o niego martwisz, może trzeba było się nim zająć? – odgryzła Lily, powstrzymując napływające jej do oczu łzy.
- Wiesz, na pewno nie byłabym gorsza od ciebie. Może chociaż byłby cały i zdrowy!
- Przestań! – ryknął Syriusz, błyskawicznie znajdując się tuż przed nią. – James jest na tyle inteligentny, żeby nie dać sobie nic zrobić, a jednocześnie na tyle głupi, żeby nie wysłuchać mnie do końca – powiedział chłodno, zaciskając zęby. – Jakby najpierw pomyślał, to dałby mi dokończyć, a Evans miała swój powód, dla którego skłamała i tobie nic do tego.
Kimberly wstrzymała oddech, patrząc na niego z urazą. Był jego najlepszym przyjacielem, a jednak zrobił mu takie świństwo! Nie czuła do Jamesa nic, prócz sympatii i zapewne broniłaby w ten sposób każdego ze swoich przyjaciół. Od początku nie spodobało jej się to, jak Lily traktowała Jamesa. Była dla niego okrutna! Od początku chciał się tylko z nią umówić. Nie miesza się przecież kogoś z błotem tylko i wyłącznie dlatego, że ktoś zaprosił cię na randkę! Kimberly skinęła tylko głową, wycofując się do dormitoriów dziewcząt. Black odprowadził ją wzrokiem, przeczesując włosy palcami. Znał ją na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie miała w tym wszystkim złych intencji. Wbrew pozorom troszczyła się o swoich bliskich i prawda była taka, że od początku nie przypadły sobie z Evans do gustu, co mimo wszystko nie zmienia faktu, że miała skłonności do wyolbrzymiania i wtrącania się w nie swoje sprawy. Ocenianie sytuacji nigdy nie wychodzi najlepiej, kiedy nie zna się szczegółów i mniej więcej tak to zawsze wyglądało w jej przypadku.
- Ona wcale tak nie myśli – szepnęła pocieszająco Mary, siląc się na uśmiech. Lily zerknęła w jej kierunku, wzdychając głęboko. Podciągnęła pod siebie nogi, chcąc zajmować jak najmniej miejsca.
- Mary, wszyscy dobrze wiemy, że to jest dokładnie to, co ona myśli – powiedziała, obejmując się rękoma. Nie liczyła, że ktoś temu zaprzeczy. Nie było takiego sensu. Na chwilę wszyscy zamilkli, zajmując kolejne miejsca na kanapie i fotelach. Nie łatwo było nie zgodzić się z tym, co powiedziała. Jednak w tym momencie nawet przez chwilę nie zaprzątnęło to jej głowy. I chociaż słowa Kimberly wbijały jej sztylety w serce, to najgorsze było to, że były prawdziwe. James uciekł przez nią. Uciekł od niej. Może nawet odpuścił. – Jak długo? – spytała tak cicho, jak cichy jest ludzki oddech. Podniosła wzrok, napotykając pytające spojrzenia pozostałych. – Jak długo go nie ma? – sprecyzowała.
- Od wczoraj – odpowiedział Remus starając się przy tym brzmieć tak, jakby to była godzina.
- Nie wrócił na noc?
- Nie – bąknął, szukając wsparcia po reszcie.
- Przecież w nocy była burza! Leje do teraz – zawołała, podrywając się z miejsca, jednak Mary położyła jej rękę na ramieniu, skutecznie zatrzymując ją w czerwonym, wypłowiałym fotelu.
- Lily, nic mu nie jest – zapewnił cierpliwie Remus, jednak bez większego przekonania.
- Nie szukaliście go? Macie przecież ten swój dziwny pergamin…
- Mapę – poprawił ją Syriusz, starając się wyzbyć z głosu urazę, ale Evans zignorowała go.
- Chyba możecie go jakoś zlokalizować? – dokończyła, rozglądając się po Huncwotach, w momencie, kiedy Dorcas bezgłośnie mruknęła coś w stylu „mapę?”, jednak nikt nie pofatygował się, by jej odpowiedzieć.
- Tak, ale mapa ma pewien zakres – zaczął Remus, zerkając porozumiewawczo na Blacka.
- To znaczy?
- No, powiedzmy, że działa tylko i wyłącznie na terenie Hogwartu i jego błoni. Poza tym, jeszcze nie jest ukończona – mruknął Syriusz.
- No dobrze, ale co w związku z tym?
- Chodzi o to, że Jamesa nie ma na mapie, a to znaczy, że wyszedł poza obszar, który obejmuje.
- Jak to: nie ma go na mapie? – wymamrotała, otwierając szerzej szkliste, zielone oczy.
- Wiesz, Rogacz jest również, jakby nie patrzeć, twórcą mapy i jeśli nie chce być znaleziony, to na pewno nie będzie go na mapie. Dobrze wie gdzie pójść, żebyśmy go nie widzieli.
- Och – wyrwało jej się, jednak pokiwała głową ze zrozumieniem. Zgarbiła plecy, wbijając wzrok w podłogę. Pokładała duże nadzieje w tej mapie.
- Znajdziemy go.


Szli przez błonia Hogwartu, otuleni w jesienne płaszcze. Pogoda zaczynała coraz częściej przypominać o zbliżającej się zimie. Chłodne podmuchy wiatru i częste deszcze były teraz rutyną. Nie ułatwiło im to poszukiwań, ani tym bardziej nie sprzyjało pozytywnemu nastawieniu. Remus po raz kolejny zerknął na mapę, przeczesując wprawionym wzrokiem każdą jej kropkę. Przez cały dzień nie było tam ani śladu Rogacza. Praktycznie nie rozstawali się z mapą nawet na krok. Doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że James nie da się tak łatwo podejść i ciągłe studiowanie mapy nic nie da, jednak za każdym razem czuli na sobie przenikliwy, udręczony wzrok zielonych oczu Lily Evans. Nawet kiedy nie było jej przy nich. Prawie nie wychodziła z ich dormitorium, co zdecydowanie odstawało od normy, jednak żaden nie zdobył się, by jej o tym wspomnieć. Zdecydowanie ciężej planowało im się kolejne, bezowocne eskapady. Ta była dzisiejszego dnia już trzecią. Evans nie dawała im chwili wytchnienia i żądała ciągłych poszukiwań. Tylko cudem powstrzymywali ją od dołączenia do nich, pod pretekstem „a co jeśli James sam zdecydowałby się przyjść”. Oczywiście nic takiego nie miałoby miejsca, jednak był to chyba najsilniejszy argument, jaki posiadali oprócz „jesteśmy szybsi bez ciebie”.
Syriusz wywrócił oczyma, obserwując nerwowe przekręcanie mapy we wszystkie możliwe strony i czytanie większości kropek z nazwiskami uczniów oraz nauczycieli. Odrzucił mokre od deszczu włosy z twarzy, wciskając dłonie do kieszeni.
- To nic nie da – zawołał, przekrzykując bębnienie spadających kropel. – Nie ma go tam.
- Ale Lily mówiła, że był!
- A nie myślisz czasem, że po prostu chciała go tam widzieć? – zasugerował, wyrzucając w górę ręce. Remus zmarszczył czoło, przenosząc wzrok na niego.
- Co chcesz przez to powiedzieć? – mruknął sucho, niepocieszony taką perspektywą.
- Rogacz dobrze wie, gdzie są granice mapy. Nie sądzę, żeby pojawił się chociażby na jej skraju.
- Ale tam go widziała! W Zakazanym Lesie. I ja jej wierzę, Łapo – zauważył z oburzeniem. Syriusz westchnął cierpliwie.
- Nie to mam na myśli. Nie mówię, że źle, że poszliśmy sprawdzić. Mówię tylko, że Evans obwinia się za jego ucieczkę na tyle, żeby przez roztargnienie pomylić kropki, albo… że po prostu go tam nie było – wytłumaczył, co jednak nie przekonało Remusa.
- Z kim miałaby pomylić nazwiska w Zakazanym Lesie? – spytał trafnie Peter, na co Remus przyklasnął mu żywo. – No wiesz Łapo, jest zakaz wstępu.
- Jakbyś nie zauważył, to mocno lejemy na ten zakaz, więc inni też mogą. – Wzruszył ramionami.
- Tylko, że nikt nie jest na tyle chory psychicznie, by samemu pchać się do lasu.
- Nic gorszego od ciebie raczej nas tam nie spotka. – Wyszczerzył zęby, trącając kumpla łokciem. Lupin zmierzył go ostrym wzrokiem, chociaż na jego ustach majaczył uśmiech.
- Mógłbyś chociaż udawać, że się boisz – burknął, chowając mapę do kieszeni płaszcza. Syriusz odchylił głowę do tyłu i ryknął śmiechem.
- Tak, robię w gacie za każdym razem, jak ma być pełnia – zarechotał, przy wtórze śmiechu Petera. – Glizdek i ja boimy się nawet spać z tobą w jednym dormitorium, racja? – Walnął go po plecach, sprawiając, że ten zachwiał się niebezpiecznie.
- Och, nie to miałem na myśli, chociaż fajnie by było, gdyby i na to starczyło wam zdrowego rozsądku. Chodzi mi o Zakazany Las.
- Kilka drzew, dużo trawy, masa krzaków… No czego, jak czego, ale krzaków to boję się najbardziej – sarknął, uśmiechając się huncwocko.
- Zamiast się nabijać, lepiej pomyśl, co powiemy Lily – powiedział Remus kapitulując.
- Jak to co? Prawdę.


Pocierała ramiona dłońmi, siedząc na jego łóżku w dormitorium Huncwotów. Mogła siedzieć na każdym innym, ale liczyła, że to przyniesie im szczęście. Przecież to oczywiste, że James Potter mógłby wejść tutaj tylko i wyłącznie po to, by przyłapać ją na siedzeniu na jego własnym łóżku. Wtedy mógłby śmiało dokuczać jej, że się w nim skrycie podkochuje. Nie było go tylko dzień. Dobę. I pewnie, gdyby nie to, że przez większość dnia i nocy lało, że poza granicami Hogwartu roiło się od Śmierciożerców, którym rodzina Potterów niestrudzenie się sprzeciwiała i gdyby wreszcie nie to, że czuła się tak okropnie winna, pewnie nie byłoby to niczym złym.
Westchnęła ciężko, czując na sercu ogromny ciężar. Zupełnie tak, jakby miała przywiązany do niego głaz. Odgarnęła z niecierpliwością włosy, ruszając przy tym stopami, by pozbyć się nieprzyjemnego uczucia mrowienia. Siedziała w jednej pozycji przez dłuższy czas. Uniosła głowę, napotykając czujne i zmartwione spojrzenie Mary. Siedziała tu z nią przez cały ten czas. Macdonald wywróciła oczyma, wstając z miejsca.
- Tylko nie myśl, że nie jestem na ciebie zła. Jakby nie było, okłamałaś mnie – powiedziała ciepło, zajmując miejsce obok niej. Objęła ją ramieniem, przyciskając mocno do siebie.
- Okłamałam wszystkich – wychrypiała, starając się pozbyć guli z gardła. Przełknęła ślinę, jednak nie dało to żadnego efektu.
- Dorcas wiedziała – zauważyła sprytnie Mary, kołysząc nią lekko.
- Sama się domyśliła.
- Prawdę mówiąc nie wiem, dlaczego ja się nie domyśliłam. To, że jesteście dla siebie tacy oschli i krzywicie się za każdym razem, gdy się w jakikolwiek sposób ze sobą zetkniecie tłumaczyłam sobie tym, że po prostu macie wyrzuty sumienia, czy coś. Uznałam, że tak jest łatwiej – wymamrotała, zezując na nią z góry. Lily tylko wzruszyła ramionami. – Remus też wiedział, co?
- Mówił, że jesteśmy okropni w udawaniu pary. Zero zaangażowania. Dodał jeszcze, że prędzej uwierzyłby w dietę Petera niż w to.
- Aż głupio przyznać, że miał rację. Jak sobie teraz przypomnę miny Syriusza to mam ochotę popukać się w czoło. Najlepiej ścianą – sarknęła, na co obie uniosły kąciki ust do góry.
- Nie bądź niemądra. Czasami ludziom nie chce się szukać drugiego dna. Prościej jest uwierzyć w to, co słyszą.
- Tylko, że to zazwyczaj ja doszukuję się drugiego dna. Niestety, Kimberly jest wyjątkowo przekonująca w tym, co mówi. Chyba nawet sama w to wierzy. Uznałam, że odbiłaś jej faceta z pełną świadomością. W dodatku Syriusz odbił ciebie Jamesowi, co byłoby chyba jeszcze gorsze – przyznała, krzywiąc się lekko.
- Przecież nie jestem z Jamesem – burknęła bez większego przekonania.
- Wiem, wiem – mruknęła Mary, tylko i wyłącznie po to, by uniknąć kolejnego sporu. Przecież to czy byli, czy nie byli razem nie miało tutaj żadnego znaczenia. Widać było, jak James na nią patrzył. Chyba nikt, kto choć raz mógł ich razem zobaczyć nie miał wątpliwości, że ci dwoje wprost muszą być ze sobą. Nawet jeśli Lily skutecznie się temu opierała, nawet jeśli nie chciała z nim być, jeśli czuła się tylko i wyłącznie nagrodą, to zależało jej na nim. Wszystko wychodziło właśnie w takich chwilach, jak ta. Przecież inaczej nie siedziałaby tutaj i nie czekała jego przyjścia. Zależało jej. A jemu zależało na niej jeszcze bardziej. Pewnie gdyby tylko wiedział, że jej związek z Syriuszem jest oszustwem i że to na niego czeka, już dawno by tu przybiegł z językiem na brodzie. A nawet jeśli nie mieli nigdy być razem, nawet jeśli Evans traktowała go tylko i wyłącznie, jak przyjaciela i to dlatego się o niego martwiła i po prostu za bardzo obwiniała się o jego ucieczkę, to niewiele by to zmieniło, bo przecież Syriusz nigdy nie zdradziłby przyjaciela. Prawda była taka, że Syriusz Black był takim przyjacielem, jakiego można sobie tylko wymarzyć. Mógł sobie być zbyt pewnym siebie kobieciarzem, łobuzem, leserem, nieraz i draniem, ale przede wszystkim był dobrym przyjacielem. I nie myślała tak tylko i wyłącznie ze względu na to, że byli kuzynami, nie. Wiedziała to, bo miała okazję go poznać i widzieć ich relacje z Jamesem. To wystarczyło. Oczywiście nigdy nie miała zamiaru mu tego powiedzieć i dać mu tej satysfakcji.
Zaskrzypiały drzwi, więc obie automatycznie uniosły głowy, patrząc w tamtym kierunku. Lily nawet podświadomie liczyła wchodzących. Wcześniej wyszło ich trzech, weszło dokładnie tyle samo. Wstała z miejsca, kiedy już Syriusz, Remus i Peter cali przemoczeni weszli do dormitorium, zdejmując z siebie płaszcze. Mary podniosła się razem z nią, łapiąc ją za ramię i pocierając je pocieszająco.
- James? – szepnęła, patrząc kolejno po Huncwotach. Wymienili porozumiewawcze spojrzenia, chrząkając znacząco. – Dlaczego jesteście sami? Powiedzieliście mu, że tu jestem? Zgaduję, że to pewnie dlatego nie chce przyjść, ale ja mogę stąd pójść i… - skierowała się do wyjścia, jednak Mary przytrzymała ją delikatnie.
- Chyba nie o to chodzi, Lil – powiedziała łagodnie, patrząc przy tym na Syriusza. Black skinął lekko głową.
- Em, my… nie znaleźliśmy go. – Syriusz wzruszył bezradnie rękami, ociekając deszczówką. Rozluźnił szkolny krawat, za chwile całkiem go zdejmując – Nie było go. Nigdzie. – Cisnął nim przez cały pokój, zaciskając przy tym zęby.
- Ale… widziałam go – bąknęła, przenosząc wzrok na Remusa i Petera.
- Szukaliśmy wszędzie, Lil – zapewnił Remus, przeczesując kilka razy mokre włosy, żeby strzepać z nich krople.
- Chyba ze dwie godziny łaziliśmy po lesie, ale Rogacza ani śladu – dodał Peter, krzywiąc się lekko. – Sprawdziliśmy wszystkie możliwości chyba po trzy razy.
- Tak, wiem.
- Czekałyśmy tu na was – rzuciła znacząco Mary.
- Cały ten czas? – dopytał Remus, marszcząc czoło i dopiero teraz dokładniej przyglądając się Evans. Sińcom pod jej oczami nie było końca. Mary skinęła tylko sztywno głową. – Lily to, że będziesz tutaj nic nie da. Powinnaś odpocząć. Jadłaś coś dzisiaj w ogóle?
- To wy chodziliście dwie godziny po lesie – odbiła piłeczkę, wykręcając sobie palce. – Jesteście przemoczeni, powinniście się przebrać. Przeszkadzamy wam.
- Nie, nic z tych rzeczy. Możecie tu zostać – zapewnił Syriusz, zdejmując mokre obuwie.
- Zaczynasz się rozbierać, a ja nie jestem pewna, czy chcę to widzieć – dodała Ruda, oddzielając dłonią swój wzrok od niego.
- Nadal mam na sobie to, co trzeba, a równie dobrze każdy z nas może pójść do łazienki. I tak przydałby nam się prysznic. – Chwycił kilka czystych, suchych ubrań i otworzył ciemne, drewniane drzwi prowadzące do łazienki. – Na ten przykład, mogę być pierwszy.
Remus i Peter skinęli tylko głowami, używając różdżek, by chociaż trochę osuszyć ubrania.
- Chyba naprawdę powinnyśmy wyjść – syknęła Mary, obserwując ich beznadziejne próby. Remus tylko machnął ręką.
- Nie ma takiej potrzeby. Chociaż przydałby wam się odpoczynek.
- Ściemnia się – jęknęła Lily, wyglądając za okno. Schowane przez ciężkie ołowiowe chmury słońce, prawdopodobnie już znikało za linią drzew Zakazanego Lasu, ustępując miejsca mrokowi powoli i łapczywie ogarniającemu błonia Hogwartu. Wiatr wiał z siłą kołysząc koronami drzew, a wielkie krople deszczu skutecznie moczyły ich liście.
- Tak to prawda – przyznał Remus, zatrzymując na niej wzrok. – Jutro znów go poszukamy – zapewnił Lupin, na co ona skinęła głową. Dzisiejszego dnia trzy wypady nic nie wskórały, ale przecież niemożliwe, żeby w nieskończoność udawało mu się ich unikać. Jednak nie tego bała się najbardziej. Bo co jeśli ich nie unika? Co jeśli go dorwali? Przecież Dumbledore ostrzegał ich przed tym. Doskonale wiedział, że za murami zamku czają się poplecznicy Voldemorta i żaden z nich nie powstrzyma się przed niczym. Nie zatrzyma ich to, że jest sam, nie zatrzyma to, że jest nieletni, ani to, że pochodzi z rodu czystej krwi. Wręcz przeciwnie; wszystkie te czynniki sprawią im jeszcze większą frajdę. Potterowie nie ulegliby Voldemortowi nigdy; chyba, że oczywiście nie mieliby innego wyjścia. Z opowieści Jamesa i Syriusza, wynikałoby, że jedynym czynnikiem, który by ich do tego skłonił był właśnie James.


Pościel pachniała jego perfumami. Nie potrafiła zasnąć. Nie tylko z powodu otumaniającego ją zapachu, ale i przez swoje myśli. Przede wszystkim przez wyrzuty sumienia. Przekręciła się na jego łóżku, patrząc w stronę okna. Na niebie nie widać było żadnych gwiazd. Wszędzie dookoła było ciemno. Zbyt ciemno. Peter zachrapał urywanie, sprawiając tym samym, że skuliła się w sobie przestraszona. Przez chwilę jej serce waliło, jak oszalałe, by zaraz powrócić do swojego normalnego rytmu.
Pozwolili jej tu dzisiaj spać. Nie! Oni jej kazali dzisiaj tu spać. Jednym z argumentów było „James może być w zamku, więc jeśli tu przyjdzie i zobaczy cię w swoim łóżku, to zostanie”, ale akurat w to wierzyła najmniej. Dobrze wiedziała, że chodzi przede wszystkim o to, by podtrzymać ją na duchu, mieć ją na oku no i, żeby nie musiała oglądać teraz Kimberly. Sama nie czuła się na siłach do kolejnej konfrontacji z nią. Anistone była trudnym przeciwnikiem i chociaż zasłużyła sobie na każde jej słowo, była zbyt dużym tchórzem. O wiele łatwiej było zostać u Huncwotów i nie musieć słuchać niczyich wyrzutów. Sama doskonale wiedziała, jak wiele zawiniła, ale słuchanie tego od osoby trzeciej było chyba jeszcze gorsze niż myślenie o tym. Bolała ją każda taka myśl, więc wolała się nawet nie zastanawiać nad słowami. Nie miała wątpliwości, że Dorcas, a nawet Mary, być może też Jodi broniłyby jej, ale przecież nie miałoby to żadnego sensu, żadnych podstaw.
Usiadła na łóżku, mając zbyt wiele myśli, by bezczynnie leżeć. Syriusz na jej własną prośbę, zostawił na szafce nocnej mapę. Wyjęła, więc swoją różdżkę spod puchowej poduszki Jamesa i chwyciła aktywną mapę.
- Lumos! – mruknęła kierując koniec różdżki w stronę mapy. Snop światła padł na pergamin, oświetlając kolejne linie. Przejrzała całość dwa razy, nabierając coraz więcej wprawy. Nie spodziewała się zobaczyć niczego specjalnego, więc po drugim razie, zaczęła powoli składać mapę do poprzedniego stanu. Jej wzrok padł jednak mimowolnie na Zakazany Las. Tuż na skraju ostatnich krzywizn mapy majaczył czarny punkcik podpisany nazwiskiem „James Potter”. Lily poderwała się błyskawicznie na nogi, świecąc sobie różdżką. Punkcik stał nieruchomo w jednym miejscu.
- James – szepnęła, wpatrując się w pergamin. Podeszła do okna, wyglądając przez nie na zewnątrz. Budzenie Huncwotów nie miało żadnego sensu, bo kropka zaczynała przemieszkać się w stronę końca mapy. – Nie – jęknęła, patrząc to na mapę, to za okno. Deszcz przestał już padać. – Wróć. Expecto Partonum! – mruknęła, przywołując na myśl najszczęśliwszą rzecz, jaką mogła sobie teraz wyobrazić. Jamesa całego i zdrowego. Jamesa, którego pocałowała kilka dni temu. Wycelowała różdżkę w okno. Z końca drewienka wysunął się snop jasnego, kształtnego światła, rozjaśniając pomieszczenie. – Wróć – powtórzyła do srebrnej łani, kierując ją w stronę Zakazanego Lasu. Stała w oknie, obserwując, jak jej nowy patronus przemierza ciemne, puste błonia Hogwartu, rozświetlając wokół siebie mroki. Miała nadzieję, że zdąży. Nawet nie pomyślała, że był to jej pierwszy, kształtny patronus.



***

Czy wiecie, że łania i jeleń, to Totem Indiański? Pomaga znaleźć odpowiedniego partnera, wspiera związki... No, rozdział wyszedł mniej więcej tak, jak to sobie wyobraziłam, chociaż zakończenie przyszło już podczas pisania. Uznałam, że to dobry moment, by Lily wyczarowała swojego pierwszego patronusa. Wiem, że jest bardzo utalentowana i nie przeczę, że mogłaby umieć to robić już wcześniej, ale przecież to nie znaczy, że próbowała. W końcu to bardzo zaawansowana magia i myślę, że czasami jest zbyt często używana. Zupełnie tak, jakby każdy umiał go wyczarować. Dlatego mam nadzieję, że nie zrazicie się, że moja Lily wyczarowała swoją pierwszą łanię dopiero teraz (chyba, że użyłam już tego wcześniej i jakimś cudem o tym zapomniałam)?
Przepraszam, że tak długo to trwało zanim dodałam rozdział, ale mam strasznie dużo nauki. Same zaliczenia i inne takie. Postaram się dodać następny już szybciej, ale też nic nie mogę obiecać, bo zaraz zaczyna mi się sesja.
Zmieniłam szablon. Mam nadzieję, że ten się Wam spodoba, bo mi podoba się bardzo.
A! I jeszcze chciałabym zadedykować dla wszystkich tych, którzy tak licznie odwiedzają lilę każdego dnia. Fajnie jest wejść na statystyki i widzieć tak duże zmiany w odwiedzinach. Cieszę się, że się interesujecie i nie pozostaje mi nic innego, jak mieć nadzieję, że jak tym razem weszliście, to nowy rozdział wynagrodził oczekiwania.
PS. Jakby były jakieś błędy, to bardzo Was przepraszam. Niestety nie wszystko przeczytałam.
Nie przedłużając już,
Pozdrawiam,
Wasza,
Lil

31 komentarzy:

  1. Piękny szablon i piękny rozdział. Bardzo szkoda mi Jamesa i przyznam szczerze, że nadal ciężko mi zrozumieć czemu Lily i Syriusz kontynuowali tę grę pozorów. Uwielbiam Syriusza i Mary, mają swoje charakterki, ale są świetnymi przyjaciółmi. Komentuję chyba pierwszy raz, ale przeczytałam wszystko i bardzo podoba mi się twoje opowiadanie. Życzę powodzenia i do zobaczenia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przede wszystkim tak się stało, bo zarówno Lily jak i Syriusz dobrze wiedzą jak to jest, kiedy coś wypłynie. Cała szkoła huczała o ich domniemanym zzwiązku, który Lily sama zaświadczyła wobe tłumu. Niestety, ja też nauczyłam się, że ludzie lubią koloryzować pewne sytuacje i nie warto im zaprzeczać; to nic nie da. W ich przypadku po prostu Lily autentycznie zaczęło zależeć na Jamesie w końcu sama go pocałowała i poczuła się zraniona i to bardzo, chciała się odgryźć. Syriusz był na tyle dobrym przyjacielem, że pomógł jej kłamać. Randka Jamesa i Nicole była ustawiona i... no cóż... czasami tak jest, że z jednej nieułożonej rzeczy robi się bałagan ;]. Cieszę się, że się odezwałaś! Dziękuję! xD

      Usuń
  2. Zrezygnowana wpisuję adres bloga, nie spodziewając się niczego nowego...A tu proszę! I nagły pisk, wrzask i podniecenie, aż się oblałam herbatą.
    Tak mi szkoda Jamesa, ale teraz najchętniej to bym go zamordowała. Jak on tak może znikać nie wiadomo gdzie w trakcie burzy?! Bardzo nieładnie, panie Potter. Dzisiaj nie dostaniesz deseru.
    Mam nadzieję, że Lily i Syriusz skończą z tą całą szopką. Że kiedy tylko James się odnajdzie, Evans rzuci mu się na szyje, wyzna całą prawdę, powiedzą sobie magiczne "Kocham cię" i będą żyć długo i szczęśliwie.
    No może nie całkowicie szczęśliwe, bo wtedy nie miałabyś o czym pisać, a do tego nie można dopuścić.
    Jak zwykle się rozpisałam...Ale taka już jestem : )
    A tak zanim skończę, bardzo ładny szablon : p
    Niech wena będzie z tobą! (przepraszam, za dużo rozmów z pewnym fanem Star Wars ; ) )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na początek: uwielbiam Star Wars!!! A po drugie tak, mi też szkoda Jamesa, ale sam po części jest sobie winien! Mógł łaskawie wysłuchać Syriusza!! xD dobra, moja wina xD. I jest bardo nierozważny! Zdecydowanie nie zasłużył na ciasto z dyni!
      I błagam Cię, nie krzywdź się więcej herbatą xD

      Usuń
  3. Aaaa, nawet nie wyobrażasz sobie mojej radości, kiedy pojawił mi się (przy codziennym sprawdzaniu) nie 30, a 31 rozdział! Piękny ten piątkowy wieczór. Ja, herbatka i Lilowy blog. Jak zwykle się nie zawiodłam i chcę więcej.
    Jednocześnie jestem wdzięczna za ten rozdział, warto było czekać, ale z drugiej strony... pozostały mi teraz same domysły, a moja ciekawość osiągnęła maksymalny poziom, to zbrodnia! Niech ta Lily dopadnie Jamesa, w razie konieczności siłą zaprowadzi do zamku (gdyby się nie dał, niech użyje jakiegoś wstrętnego zaklęcia, taka kara, bo czego się chował, toż to był cały rozdział bez niego, a co najmniej ja i Lily go oczekujemy) i wszystko wyjaśni, błagam! W każdym razie jestem spokojna, bo wiem, że odpowiednio poprowadzisz tę historię i chwała Ci za to.
    Pozostaje mi teraz wyczekiwać i modlić się, żeby te Twoje zaliczenia i sesje poszły w las, o!
    A szablon bardzo pozytywny. Zawsze wystrój mi się tutaj podobał i zawsze będzie.
    Pozdrawiam, ściskam, oczekuję,
    Idiel

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że herbatka jest zdecydowanie Waszym ulubionym napojem xD. No cóż... mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że zdecydowanie będzie na co czekać! Prawdopodobnie tym bardziej będziecie chciały mnie zabić. Lily niestety jest nieco zbyt dumna, by zacząć mu się tłumaczyć, ale jak widać jest też w stanie się przemóc na tyle, by wysłać mu wiadomość!

      Usuń
    2. Masz właśnie ten komfort, że każda z nas oczekuje na następne rozdziały, więc żadne morderstwo nie wchodzi w grę, bo wywołałoby odwrotny skutek. Chociaż za stwierdzenie, że zdecydowanie będzie na co czekać, powinnaś dostać naganę. Katorga to dla nas! ;)
      Idiel

      Usuń
    3. Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo mam ochotę pisać kolejny rozdział. Niestety mam całkiem sporo nauki. Może uda mi się w środę albo czwartek. Mam wielką nadzieję, że tak

      Usuń
  4. Przeczytałam dopiero teraz, bo od zeszłej środy nie mam internetu, a teraz jestem u siostry i mogę korzystać :)

    Świetny, świetny, świetny, kocham cię jak zawsze. Wyczekiwałam go z niecierpliwością i się nie zawiodłam. Nie wiem jak ty to robisz, że jest tak świetnie. Po prostu, genialnie.
    Mam nadzieję, że kiedyś w końcu cała sytuacja się wytłumaczy, podejrzewam, że jeszcze trochę będą się męczyć. Bo ty lubisz nas torturować xD Ale wybaczamy ci to bo jesteś zajebista.
    Kocham, życzę weny i pozdrawiam
    Dawna Rudy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hihiih rozgryzłaś mnie. Fakt, lubię nieco rozciągać sytuacje ;] ale przeważnie wychodzi to na dobre xD. super, że się spodobało ;]

      Usuń
  5. Świetnie piszesz,zakochałam się *,* :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam pierwszy rozdział, wyszłam, wróciłam z dzbankiem herbaty, bo wiedziałam że nie dam rady się oderwać od czytania. :D Przeczytałam wszystko od godziny jedenastej do teraz. I wiedz, że właśnie zyskałaś kolejną czytelniczkę. ;)
    Jak on mógł...! Ja oni mogli...!
    Ostatnie dziesięć rozdziałów czytałam z wypiekami, a nawet na bezdechu w niektórych momentach. Jak Lily mogła tak skłamać! Nie żeby jej nie lubiła, ale dobrze że się martwi. Oby Łania dopadła Rogacza i James wrócił. Przecież się przeziębi biedny. :O I zasadniczo chrzanić Anistone.
    Nie wiem jaki był poprzedni szablon, ale ten jest zdecydowanie boski. Lily w nagłówku wygląda prześlicznie, a cytat na belce jest świetny.
    Teraz pozostaje mi wyczekiwać następnego rozdziału.
    Pozdrawiam Zuza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niesamowicie się cieszę i witam na pokładzie! Obiecuję wszystko powyjaśniać już... dobra jeszcze trochę minie xD. Ale jesteśmy na dobrej drodze. Następny rozdział będzie gryzł! Dodam tak szybko, jak tylko znajdę chwilę czasu w nauce

      Usuń
    2. Gryzł? To ja może zbroję założę...
      Mi tam nie przeszkadza długość wyjaśniania, byle to kiedyś nastąpiło. :D

      Usuń
    3. To mogę obiecać xD

      Usuń
    4. Kolejna amatorka herbaty, że tak się wtrącę. Chyba powinnyśmy założyć fanclub tego napoju i twórczości Lil :)

      Usuń
    5. Hihihii do herbaty się dołączę, bo właśnie ją piję xD a co do twórczości... jeju jeszcze w samozachwyt popadnę O_o

      Usuń
  7. Boże co się ze mną dzieje?Powinnam dostać miotłą w głowe to może bym się poprawiła.Stałam się chyba strasznie okropną czytelniczką komentując rozdziały tak późno...Bardzo Cie za to po raz kolejny przepraszam, ale poprostu cały ten czas walcze z zagrożeniem z fizyki i chemi. Nienawidzę tych przedmiotów tak jak matematyki może to dlatego,że jestem typową humanistką a najbardziej historyczką.Przejdźmy teraz do dwóch ostatnich odcinków bardzo mi się podobają!Są cudowne:)Żal mi Jamesa i Lily,że tak cierpią ale też mnie denerwują,że zachowują się jak małe,uparte dzieci.Jak już w ostatnim komentarzu pisałam chyba lubisz mieszać w rozdziałach.Jak tak dalej pójdzie i przez następny rok bedę czytała jakiegokolwiek twojego bloga to prędzej osiwieje przez twoje rozdziały niż przez zbliżającą się maturę.Szablon śliczny i nie mogę się doczekać aż dodasz kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obiecuję zafundować Ci jakiegoś mega-fryzjera! Jeśli Cię to pocieszy, znam jednego z najlepszych w Polsce! Zrobi Cię na bóstwo wtedy ;]. Jesteś cudowną czytelniczką! Doskonale rozumiem wszelkie problemy z nauką, szkołą, studiami, zdrowiem etc, etc... Tego jes za dużo po prostu! Najważniejsze, że czytasz, że jesteś!

      Usuń
  8. No cóż, rozdział był naprawdę super.
    I czekam na więcej!
    Z niecierpliwością, więc mam nadzieję, że nowa notka pojawi się wkótce:)
    Lilka.

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam,
    z tej strony Mademoiselle z Oceny Legilimens. Uprzejmie informuję, że Halszka została usunięta z grona oceniających z powodu braku odzewu, więc Twój blog trafił do Wolnej Kolejki. Jeśli wyrażasz taką chęć, możesz wybrać inną oceniającą lub czekać, aż któraś Cię przygarnie.

    Pozdrawiam,
    Madem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, za informację, już się u Was odzywam ;]

      Usuń
  10. Uhuhuhu, no nieźle, takie wspaniałe opowiadanie, a ja nic o nim nie wiem? Kurczę, aż mnie skręca, żeby przeczytać je całe teraz, zaraz już, no ale niestety teraz nie mam czasu. Zrobię to za kilka godzin, ewentualnie w ciągu najbliższych kilku dni. Nie bardzo wiem jak działa opcja Obserwuj, bo jestem nowa na blogspocie, to wstyd, wiem, ale dopiero ogarnęłam dodawanie notek i komentarzy. Byłabym wdzięczna, gdybyś poinformowała mnie na moim blogu o kolejnej notce lub na GG:1150089. Przeczytałam kilka pierwszych wersów tego rozdziału i jestem oczarowana. Nie, nie oczarowana, zakochana. Tak! Właśnie tak! Czekam z niecierpliwością!

    Buziaki,
    Cyziulka z www.sekretna-strona.blogspot.com ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazwyczaj nie informuję, ale wystarczy, że bd miała moje gg, to w opisie podaje adres do bloga, na ktorym pojawila sie nowa notka. Kliknij tylko obserwuj i zaakceptuj pozniej i bedzi dobrze ;]. Ja tez dlugo sie uczylam tutaj. Ciezko bylo mi sie przestawi z onetu

      Usuń
  11. Przeczytałam twój blog jednym tchem i jest genialny ;d
    Piszesz świetnie ja chce kolejny rozdział!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci! Oczywiście, notka się pisze ;p

      Usuń
  12. Błagam cię, pisz szybciej.
    Matko, czemu tak późno trafiłam na tego bloga?!
    Świetnie piszesz, a twoja historia uzależnia ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję, dziękuję. Rozdział już jest nowszy niż ten, pod którym dodałaś komentarz ;]. Niedługo kolejny, obiecuję!!

      Usuń
  13. Jezu piekne! Komentuje pierwszy raz, twoj blog jest niesamowity! Pisz dalej! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń