Przewróciła kolejną stronę książki.
Prawdę mówiąc nawet nie wiedziała, co czyta. Chciała mieć coś po prostu w
rękach, a książka wydawała się być idealna. Myślami ciągle była gdzie indziej.
Naprzeciwko niej siedziała Dorcas, ciągle przygryzając dolną wargę. Zauważyła
nawet, że ta rzuca jej co jakiś czas wyjątkowo nerwowe spojrzenia, jakby bała
się o jej zdrowie psychiczne. Przecież nie mogła wydawać się być aż tak
zrozpaczona. Znaczy, pomijając to, że zawaliła test i… no cóż… poprzedniego
wieczora James ponownie nie stawił się na szlaban. Dobrze znała procedury i
wiedziała, że będzie musiała nałożyć na niego kolejną karę. Nie mogła odejmować
punktów, ale mogła zakazać mu wystąpienia w jednym z meczów. Wolała nie musieć
spędzać z nim jeszcze więcej czasu niż trzeba na szlabanach.
Z trudem opanowała myśli, starając się
myśleć o nauce. Jutro miała kolejny test. Przecież nie może zawalić kolejnego.
Westchnęła, przecierając oczy. Kiedy ponownie je otworzyła, tuż obok jej lewego
boku, niemalże zmaterializował się Syriusz wraz z Remusem i Peterem. Za ich
plecami bezskutecznie wyglądała Jamesa. Nie widziała go od wczoraj, a to do
niego nie było w żadnym stopniu podobne, żeby nie powiedzieć „niepokojące”.
Zazwyczaj nie dawał jej tak dużo… przestrzeni.
- Cześć – rzucił neutralnie i dość
sztucznie Syriusz. Reszta tylko mruknęła pod nosem bardzo zwięzłe powitanie,
wbijając głowy w podłogę. Zmarszczyła brwi, odprowadzając ich wzrokiem, aż do
miejsca, w którym usiedli. Z reguły łganie i krętactwo wychodziło im wzorowo,
kiedy więc wyglądali w ten sposób, ciężko było nie przypuszczać, że nie
wydarzyło się coś złego. Nawet jeśli miałaby to być podpucha.
- Okay, co jest grane? – zaczęła
bezceremonialnie, odkładając wolumin na bok.
- Grane? Dlaczego myślisz, że od razu coś
musi być grane? – prychnął Remus cienkim, nieswoim głosem. Dorcas rzuciła im
ostrzegawcze i wyjątkowo niedyskretne spojrzenie. Syriusz odchrząknął.
- Właśnie! Żadnego „hej”, czy nawet
„pocałuj mnie w…” – Rozejrzał się dookoła, po czym poprawił się szybko: -
Znaczy się: rozchmurz się, Lil – dokończył zdecydowanie głośniej niżby wypadało.
- Nie dam się na to nabrać – powiedziała,
poprawiając się w fotelu. Siadła na nogach, mierząc w nich ostrym spojrzeniem.
- Lil, wszystko jest okay – wtrąciła
delikatnie Dorcas z pokrzepiającym uśmiechem. Nie miała jednak zamiaru dać za
wygraną. Lustrowała ich wzrokiem, jakby tym samym chciała wypatrzyć na ich
twarzach drobny napis w stylu „wiem coś, o czym nie chcę ci powiedzieć”. Remus
szybko zajął się rozmową z Syriuszem, natomiast Dorcas zaczęła zagadywać
Petera. Miała wrażenie, że unikają z nią nawet nie tyle, co rozmowy, a nawet
kontaktu wzrokowego.
- Em, James nie pojawił się na
wczorajszym szlabanie – mruknęła, szukając u któregoś atencji. Zamrugała
wyczekująco, podczas, gdy obie rozmowy ucichły.
- No tak – skomentował Remus, łapiąc się
za kark. Syriusz tylko wykrzywił wargi w coś, co najwyraźniej miało być
uśmiechem.
- I zastanawiam się, czy… wszystko w
porządku. Bo chyba zna konsekwencje, tak? – spytała, o czym zaraz reszta
zgodnie zaczęła ją zapewniać. Pokiwała głową, odgarniając rude włosy z twarzy.
– To dobrze. Nie mam na to wpływu, więc sami rozumiecie. – Podobna reakcja.
Lily tylko wzięła głębszy oddech, skacząc spojrzeniem od jednego do drugiego. –
I wszystko w porządku?
- Jasne, znasz Jamesa… Ach, ten James! –
odpowiedziała Dorcas, dokładnie w tej samej chwili, co Remus i Syriusz:
- Na pewno zrobił to specjalnie! Pewnie
zasiedział się na boisku!
- Wiesz, zawsze lepsza wyprawa do
Miodowego Królestwa niż szlaban! Cały James.
Spojrzeli
po sobie z zaskoczeniem, błyskawicznie starając się wytłumaczyć.
- Znaczy, tuż po treningu.
- Tak, po treningu. Nie, żeby w tym samym
czasie co trening, głupota.
- Tak, kto tak robi?! Znaczy… da się,
ale… no wiesz, James nie mógłby przecież!
- No tak. Więc… te podróże w czasie, mam
rację? – Remus rozejrzał się dookoła, szukając wsparcia.
Lily skrzyżowała ręce i z politowaniem
patrzyła to na jednego, to na drugiego. Huncwoci… Myślała, że potrafią dużo
lepiej kłamać niż to. Na Litość Boską, dziesięciolatka by na to nie nabrali! Dorcas
uderzyła się otwartą dłonią w czoło, kręcąc przy tym głową. Po chwili podparła
brodę na tej samej dłoni, jednocześnie zasłaniając nią usta i z miną
przegranego rzucała spojrzeniem od chłopaków, do niej. Na jej miejscu każdy by
się poddał.
Najgorsze było to, że z nich wszystkich
tylko ona, Lily, zdawała się o niczym nie wiedzieć.
- Skończyliście? – zaczęła, kiedy Syriusz
odchrząknął ostatecznie. – Jesteście w tym coraz gorsi. Zawiodłam się.
- Wiesz, wolimy raczej myśleć w
kryteriach, że to ty robisz się coraz lepsza – wtrącił Black, puszczając jej
perskie oczko, ale go zignorowała.
- Dobra, więc teraz poważnie. O czym mi
nie mówicie?
- Daj spokój, przecież wiesz o wszystkim!
- Zapytałam: o czym mi nie mówicie? –
powtórzyła już nieco ostrzej. Zaczynała powoli wpadać w panikę. Mogła się tylko
domyślać, że chodzi o Pottera. To zawsze przecież chodzi o Pottera! W pierwszym
momencie jej przyjaciele zaczęli zaprzeczać i ponownie zapewniać ją, że to ona
jest w błędzie, jednak już za chwilę, patrzyli ponad nią, zastygając w niemym przerażeniu.
- O cholera – wyrwało się Syriuszowi. –
Słuchaj, cokolwiek teraz usłyszysz, pamiętaj, że to nie jest twoja wina, dobra?
– Przeniósł na nią wzrok, chwytając ją przy tym za dłoń. Nie zrobił tego
sztucznie, żeby kontynuować farsę o ich związku; był to czysto przyjacielski
gest, mający dodać jej otuchy.
- O czym ty…
- Evans! – Zamknęła na chwilę oczy.
Kimberly musiała być na nią poważnie wściekła, skoro używała tego tonu.
Oszczędzała go na specjalne okazje, na przykład „kto zużył mój szampon” albo
„nigdy nie dotykaj mojej bielizny” (to drugie oczywiście tyczyło się Huncwotów…
dobra, głównie Syriusza). Wzięła głęboki oddech, zanim otworzyła oczy. Pierwszą
rzeczą, jaką zobaczyła, była wściekła Kimberly, tupiąca tuż koło niej nogą, zaś
drugą stojąca tuż za nią Mary. Całe szczęście wydawało się, że tym razem ma
przeciwko sobie tylko jedną z nich. Macdonald wyglądała raczej na zmartwioną
niż zdenerwowaną.
- Kimberly, naprawdę to nie jest… -
zaczęła Mary, ale Anistone uciszyła ją gestem.
- O co chodzi? – spytała siląc się na
opanowanie Lily. Kim prychnęła przeciągle.
- Masz jeszcze czelność pytać o co
chodzi?! – zawołała, sprowadzając na siebie liczne spojrzenia.
- Ucisz się, nie jesteśmy tu sami –
warknął Remus, podnosząc się z miejsca. Chyba jeszcze nie widziała go tak
wzburzonego. Zamrugała kilkakrotnie, starając się zrozumieć powód.
- Świetnie! Może więc pora, żeby wszyscy
się dowiedzieli, dla…
- Słowo daję Anistone, jeśli zaraz nie
stulisz buzi, to osobiście ci pomogę – uprzedził ją Syriusz, idąc za przykładem
Remusa. Wyciągnął w jej kierunku ostrzegawczo palec, mrużąc przy tym królewskie
stalowo-błękitne oczy. Kimberly cofnęła się o krok, wpadając na Mary.
- Syriuszu, próbowałam – mruknęła na
swoje usprawiedliwienie Macdonald, trzymając Kim za ramię. Black tylko skinął jej
głową, nie spuszczając lodowatego już wzroku z byłej dziewczyny.
- Jesteś temu tak samo winny, jak i ona –
rzuciła zjadliwie, mimo wszystko dużo ciszej niż poprzednio.
- Syriuszu, o co chodzi? – Lily dotknęła
lekko jego rękawa, jednocześnie starając się tym sprowadzić jego wzrok na
siebie. Doskonale wiedziała, że nie wpływa on dobrze na ludzi.
- Ty naprawdę nie wiesz? – Mary wysunęła się
przed przyjaciółkę, marszcząc czoło.
- Inaczej bym nie pytała – bąknęła Evans.
Syriusz przetarł oczy, wzdychając przy tym ciężko.
- Słuchajcie to nie jest czas i miejsce
do dyskusji – wtrącił Remus, kiedy Mary ponownie otwierała usta.
- Nie, chcę wiedzieć Remusie. Mam prawo
wiedzieć!
- Chcesz wiedzieć, tak? Proszę bardzo!
James Potter zniknął – oświadczyła Kimberly takim tonem, jakby chwaliła się
przed nią jakimś wyjątkowym osiągnięciem. Miała gdzieś jej ton i nawet to, że
pozostali jednocześnie syknęli, patrząc po sobie znacząco. Nie potrafił dotrzeć
do niej sens słów Kimberly. Co miało znaczyć: James Potter zniknął? Przecież…
on nie mógł ot tak po prostu zniknąć, na Litość Boską! Co w ogóle miało znaczyć
„zniknął”?! Pociemniało jej przed oczami, więc zamrugała kilkakrotnie, jednak
bezskutecznie. Ktoś chwycił ją za dłoń i kucnął tuż przed nią.
- Oddychaj, mała. Bo wolałbym cię nie
cucić – nakazał Syriusz ostro, więc posłusznie wzięła głęboki wdech, krztusząc
się powietrzem.
- Zniknął? – powtórzyła chrapliwie,
patrząc wyczekująco po przyjaciołach. Większość odwróciła wzrok w inną stronę.
– O czym ona mówi? – zwróciła się do Dorcas, mając nadzieję, że ta zacznie się
śmiać i wykrzyknie „Prima Aprilis!”
czy cokolwiek w tym guście, po czym James wyskoczyłby z tym swoim okropnym
uśmieszkiem zza kanapy, śmiejąc się z niej w niebogłosy. Zniosłaby nawet jego
docinki w stylu jednak ci na mnie zależy,
Evans. Nic takiego się nie stało. – Dorc?
- Em, Remusie? – Meadowes spojrzała w
górę na chłopaka przed sobą. Lupin skinął tylko głową, zajmując przed nią
miejsce, zamiast Syriusza. Black siadł na oparciu kanapy, tuż przy Dorcas.
Spojrzeli po sobie znacząco.
- Lily, sama wiesz jaki jest James –
zaczął spokojnie Remus, usilnie próbując złapać z nią kontakt wzrokowy. Jednak
kiedy tylko na niego spojrzała, szybko tego pożałował. Przeszywała go
zielonymi, wielkimi oczyma na wylot. Jej wzrok wydawał się na tyle udręczony i
błagalny, że aż sprawiał fizyczny ból. – To nie jest tak, że jeśli go chwilę
nie ma, to od razu trzeba panikować. On po prostu tak robi. Woli być sam i
doskonale go rozumiem. Potrzebuje chwili czasu, żeby zrozumieć pewne sprawy.
- Tylko, że tutaj nie ma czego rozumieć –
wtrąciła, odgarniając rude kosmyki z czoła.
- Dla niego jest. To, że i ty Syriusz…
- Ja i Syriusz? Przecież to nigdy nie
miało miejsca! Więc nie; nie ma tu czego rozumieć – żachnęła się, prychając z
podenerwowania. To przez nią odszedł… dla jej wybryku. Dla jej kłamstwa.
- Czekaj, co masz na myśli mówiąc, że „to
nie miało miejsca”? – podchwyciła Mary, unosząc brwi w górę.
- No… Ja i Black nie jesteśmy razem –
bąknęła, rumieniąc się. – Nie istniejemy jako para.
- To prawda? – spytała dla pewności
Syriusza, odkręcając się w jego kierunku. Łapa skinął głową, wzruszając przy
tym ramionami.
- Więc… kłamaliście? – syknęła Kimberly z
niedowierzaniem. – Cały ten czas nas kłamaliście?
- To nie tak – mruknęła Lily, wzdychając
ciężko.
- A jak inaczej wytłumaczysz zmyślanie
sobie związku i przekonywanie nas do tego?
- Nie chciałam przecież nikogo skrzywdzić
umyślnie!
- No, a jednak ci się udało. Szkoda
tylko, że mówisz o tym dopiero teraz, kiedy James zdążył już uciec Bóg jeden
wie gdzie!
- Skoro tak się o niego martwisz, może
trzeba było się nim zająć? – odgryzła Lily, powstrzymując napływające jej do
oczu łzy.
- Wiesz, na pewno nie byłabym gorsza od
ciebie. Może chociaż byłby cały i zdrowy!
- Przestań! – ryknął Syriusz,
błyskawicznie znajdując się tuż przed nią. – James jest na tyle inteligentny,
żeby nie dać sobie nic zrobić, a jednocześnie na tyle głupi, żeby nie wysłuchać
mnie do końca – powiedział chłodno, zaciskając zęby. – Jakby najpierw pomyślał,
to dałby mi dokończyć, a Evans miała swój powód, dla którego skłamała i tobie
nic do tego.
Kimberly wstrzymała oddech, patrząc na
niego z urazą. Był jego najlepszym przyjacielem, a jednak zrobił mu takie
świństwo! Nie czuła do Jamesa nic, prócz sympatii i zapewne broniłaby w ten
sposób każdego ze swoich przyjaciół. Od początku nie spodobało jej się to, jak
Lily traktowała Jamesa. Była dla niego okrutna! Od początku chciał się tylko z
nią umówić. Nie miesza się przecież kogoś z błotem tylko i wyłącznie dlatego,
że ktoś zaprosił cię na randkę! Kimberly skinęła tylko głową, wycofując się do
dormitoriów dziewcząt. Black odprowadził ją wzrokiem, przeczesując włosy palcami.
Znał ją na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie miała w tym wszystkim złych
intencji. Wbrew pozorom troszczyła się o swoich bliskich i prawda była taka, że
od początku nie przypadły sobie z Evans do gustu, co mimo wszystko nie zmienia
faktu, że miała skłonności do wyolbrzymiania i wtrącania się w nie swoje
sprawy. Ocenianie sytuacji nigdy nie wychodzi najlepiej, kiedy nie zna się
szczegółów i mniej więcej tak to zawsze wyglądało w jej przypadku.
- Ona wcale tak nie myśli – szepnęła
pocieszająco Mary, siląc się na uśmiech. Lily zerknęła w jej kierunku,
wzdychając głęboko. Podciągnęła pod siebie nogi, chcąc zajmować jak najmniej
miejsca.
- Mary, wszyscy dobrze wiemy, że to jest
dokładnie to, co ona myśli – powiedziała, obejmując się rękoma. Nie liczyła, że
ktoś temu zaprzeczy. Nie było takiego sensu. Na chwilę wszyscy zamilkli,
zajmując kolejne miejsca na kanapie i fotelach. Nie łatwo było nie zgodzić się
z tym, co powiedziała. Jednak w tym momencie nawet przez chwilę nie zaprzątnęło
to jej głowy. I chociaż słowa Kimberly wbijały jej sztylety w serce, to
najgorsze było to, że były prawdziwe. James uciekł przez nią. Uciekł od niej.
Może nawet odpuścił. – Jak długo? – spytała tak cicho, jak cichy jest ludzki oddech.
Podniosła wzrok, napotykając pytające spojrzenia pozostałych. – Jak długo go
nie ma? – sprecyzowała.
- Od wczoraj – odpowiedział Remus
starając się przy tym brzmieć tak, jakby to była godzina.
- Nie wrócił na noc?
- Nie – bąknął, szukając wsparcia po
reszcie.
- Przecież w nocy była burza! Leje do
teraz – zawołała, podrywając się z miejsca, jednak Mary położyła jej rękę na
ramieniu, skutecznie zatrzymując ją w czerwonym, wypłowiałym fotelu.
- Lily, nic mu nie jest – zapewnił
cierpliwie Remus, jednak bez większego przekonania.
- Nie szukaliście go? Macie przecież ten
swój dziwny pergamin…
- Mapę – poprawił ją Syriusz, starając
się wyzbyć z głosu urazę, ale Evans zignorowała go.
- Chyba możecie go jakoś zlokalizować? –
dokończyła, rozglądając się po Huncwotach, w momencie, kiedy Dorcas bezgłośnie
mruknęła coś w stylu „mapę?”, jednak nikt nie pofatygował się, by jej
odpowiedzieć.
- Tak, ale mapa ma pewien zakres – zaczął
Remus, zerkając porozumiewawczo na Blacka.
- To znaczy?
- No, powiedzmy, że działa tylko i wyłącznie na terenie Hogwartu i jego błoni. Poza
tym, jeszcze nie jest ukończona – mruknął Syriusz.
- No dobrze, ale co w związku z tym?
- Chodzi o to, że Jamesa nie ma na mapie,
a to znaczy, że wyszedł poza obszar, który obejmuje.
- Jak to: nie ma go na mapie? –
wymamrotała, otwierając szerzej szkliste, zielone oczy.
- Wiesz, Rogacz jest również, jakby nie
patrzeć, twórcą mapy i jeśli nie chce być znaleziony, to na pewno nie będzie go
na mapie. Dobrze wie gdzie pójść, żebyśmy go nie widzieli.
- Och – wyrwało jej się, jednak pokiwała
głową ze zrozumieniem. Zgarbiła plecy, wbijając wzrok w podłogę. Pokładała duże
nadzieje w tej mapie.
- Znajdziemy go.
Szli przez błonia Hogwartu, otuleni w
jesienne płaszcze. Pogoda zaczynała coraz częściej przypominać o zbliżającej
się zimie. Chłodne podmuchy wiatru i częste deszcze były teraz rutyną. Nie
ułatwiło im to poszukiwań, ani tym bardziej nie sprzyjało pozytywnemu
nastawieniu. Remus po raz kolejny zerknął na mapę, przeczesując wprawionym
wzrokiem każdą jej kropkę. Przez cały dzień nie było tam ani śladu Rogacza.
Praktycznie nie rozstawali się z mapą nawet na krok. Doskonale zdawali sobie
sprawę z tego, że James nie da się tak łatwo podejść i ciągłe studiowanie mapy
nic nie da, jednak za każdym razem czuli na sobie przenikliwy, udręczony wzrok
zielonych oczu Lily Evans. Nawet kiedy nie było jej przy nich. Prawie nie
wychodziła z ich dormitorium, co zdecydowanie odstawało od normy, jednak żaden
nie zdobył się, by jej o tym wspomnieć. Zdecydowanie ciężej planowało im się
kolejne, bezowocne eskapady. Ta była dzisiejszego dnia już trzecią. Evans nie
dawała im chwili wytchnienia i żądała ciągłych poszukiwań. Tylko cudem
powstrzymywali ją od dołączenia do nich, pod pretekstem „a co jeśli James sam zdecydowałby się przyjść”. Oczywiście nic
takiego nie miałoby miejsca, jednak był to chyba najsilniejszy argument, jaki
posiadali oprócz „jesteśmy szybsi bez
ciebie”.
Syriusz wywrócił oczyma, obserwując
nerwowe przekręcanie mapy we wszystkie możliwe strony i czytanie większości
kropek z nazwiskami uczniów oraz nauczycieli. Odrzucił mokre od deszczu włosy z
twarzy, wciskając dłonie do kieszeni.
- To nic nie da – zawołał, przekrzykując
bębnienie spadających kropel. – Nie ma go tam.
- Ale Lily mówiła, że był!
- A nie myślisz czasem, że po prostu
chciała go tam widzieć? – zasugerował, wyrzucając w górę ręce. Remus zmarszczył
czoło, przenosząc wzrok na niego.
- Co chcesz przez to powiedzieć? –
mruknął sucho, niepocieszony taką perspektywą.
- Rogacz dobrze wie, gdzie są granice
mapy. Nie sądzę, żeby pojawił się chociażby na jej skraju.
- Ale tam go widziała! W Zakazanym Lesie.
I ja jej wierzę, Łapo – zauważył z oburzeniem. Syriusz westchnął cierpliwie.
- Nie to mam na myśli. Nie mówię, że źle,
że poszliśmy sprawdzić. Mówię tylko, że Evans obwinia się za jego ucieczkę na
tyle, żeby przez roztargnienie pomylić kropki, albo… że po prostu go tam nie
było – wytłumaczył, co jednak nie przekonało Remusa.
- Z kim miałaby pomylić nazwiska w
Zakazanym Lesie? – spytał trafnie Peter, na co Remus przyklasnął mu żywo. – No
wiesz Łapo, jest zakaz wstępu.
- Jakbyś nie zauważył, to mocno lejemy na
ten zakaz, więc inni też mogą. – Wzruszył ramionami.
- Tylko, że nikt nie jest na tyle chory
psychicznie, by samemu pchać się do lasu.
- Nic gorszego od ciebie raczej nas tam
nie spotka. – Wyszczerzył zęby, trącając kumpla łokciem. Lupin zmierzył go
ostrym wzrokiem, chociaż na jego ustach majaczył uśmiech.
- Mógłbyś chociaż udawać, że się boisz –
burknął, chowając mapę do kieszeni płaszcza. Syriusz odchylił głowę do tyłu i
ryknął śmiechem.
- Tak, robię w gacie za każdym razem, jak
ma być pełnia – zarechotał, przy wtórze śmiechu Petera. – Glizdek i ja boimy
się nawet spać z tobą w jednym dormitorium, racja? – Walnął go po plecach,
sprawiając, że ten zachwiał się niebezpiecznie.
- Och, nie to miałem na myśli, chociaż
fajnie by było, gdyby i na to starczyło wam zdrowego rozsądku. Chodzi mi o
Zakazany Las.
- Kilka drzew, dużo trawy, masa krzaków…
No czego, jak czego, ale krzaków to boję się najbardziej – sarknął, uśmiechając
się huncwocko.
- Zamiast się nabijać, lepiej pomyśl, co
powiemy Lily – powiedział Remus kapitulując.
- Jak to co? Prawdę.
Pocierała ramiona dłońmi, siedząc na jego
łóżku w dormitorium Huncwotów. Mogła siedzieć na każdym innym, ale liczyła, że
to przyniesie im szczęście. Przecież to oczywiste, że James Potter mógłby wejść
tutaj tylko i wyłącznie po to, by przyłapać ją na siedzeniu na jego własnym
łóżku. Wtedy mógłby śmiało dokuczać jej, że się w nim skrycie podkochuje. Nie
było go tylko dzień. Dobę. I pewnie, gdyby nie to, że przez większość dnia i
nocy lało, że poza granicami Hogwartu roiło się od Śmierciożerców, którym
rodzina Potterów niestrudzenie się sprzeciwiała i gdyby wreszcie nie to, że
czuła się tak okropnie winna, pewnie nie byłoby to niczym złym.
Westchnęła ciężko, czując na sercu
ogromny ciężar. Zupełnie tak, jakby miała przywiązany do niego głaz. Odgarnęła
z niecierpliwością włosy, ruszając przy tym stopami, by pozbyć się
nieprzyjemnego uczucia mrowienia. Siedziała w jednej pozycji przez dłuższy
czas. Uniosła głowę, napotykając czujne i zmartwione spojrzenie Mary. Siedziała
tu z nią przez cały ten czas. Macdonald wywróciła oczyma, wstając z miejsca.
- Tylko nie myśl, że nie jestem na ciebie
zła. Jakby nie było, okłamałaś mnie – powiedziała ciepło, zajmując miejsce obok
niej. Objęła ją ramieniem, przyciskając mocno do siebie.
- Okłamałam wszystkich – wychrypiała,
starając się pozbyć guli z gardła. Przełknęła ślinę, jednak nie dało to żadnego
efektu.
- Dorcas wiedziała – zauważyła sprytnie
Mary, kołysząc nią lekko.
- Sama się domyśliła.
- Prawdę mówiąc nie wiem, dlaczego ja się
nie domyśliłam. To, że jesteście dla siebie tacy oschli i krzywicie się za
każdym razem, gdy się w jakikolwiek sposób ze sobą zetkniecie tłumaczyłam sobie
tym, że po prostu macie wyrzuty sumienia, czy coś. Uznałam, że tak jest łatwiej
– wymamrotała, zezując na nią z góry. Lily tylko wzruszyła ramionami. – Remus
też wiedział, co?
- Mówił, że jesteśmy okropni w udawaniu
pary. Zero zaangażowania. Dodał jeszcze, że prędzej uwierzyłby w dietę Petera
niż w to.
- Aż głupio przyznać, że miał rację. Jak
sobie teraz przypomnę miny Syriusza to mam ochotę popukać się w czoło.
Najlepiej ścianą – sarknęła, na co obie uniosły kąciki ust do góry.
- Nie bądź niemądra. Czasami ludziom nie
chce się szukać drugiego dna. Prościej jest uwierzyć w to, co słyszą.
- Tylko, że to zazwyczaj ja doszukuję się
drugiego dna. Niestety, Kimberly jest wyjątkowo przekonująca w tym, co mówi.
Chyba nawet sama w to wierzy. Uznałam, że odbiłaś jej faceta z pełną
świadomością. W dodatku Syriusz odbił ciebie Jamesowi, co byłoby chyba jeszcze
gorsze – przyznała, krzywiąc się lekko.
- Przecież nie jestem z Jamesem –
burknęła bez większego przekonania.
- Wiem, wiem – mruknęła Mary, tylko i wyłącznie
po to, by uniknąć kolejnego sporu. Przecież to czy byli, czy nie byli razem nie
miało tutaj żadnego znaczenia. Widać było, jak James na nią patrzył. Chyba
nikt, kto choć raz mógł ich razem zobaczyć nie miał wątpliwości, że ci dwoje
wprost muszą być ze sobą. Nawet jeśli Lily skutecznie się temu opierała, nawet
jeśli nie chciała z nim być, jeśli czuła się tylko i wyłącznie nagrodą, to zależało
jej na nim. Wszystko wychodziło właśnie w takich chwilach, jak ta. Przecież
inaczej nie siedziałaby tutaj i nie czekała jego przyjścia. Zależało jej. A
jemu zależało na niej jeszcze bardziej. Pewnie gdyby tylko wiedział, że jej
związek z Syriuszem jest oszustwem i że to na niego czeka, już dawno by tu
przybiegł z językiem na brodzie. A nawet jeśli nie mieli nigdy być razem, nawet
jeśli Evans traktowała go tylko i wyłącznie, jak przyjaciela i to dlatego się o
niego martwiła i po prostu za bardzo obwiniała się o jego ucieczkę, to niewiele
by to zmieniło, bo przecież Syriusz nigdy nie zdradziłby przyjaciela. Prawda
była taka, że Syriusz Black był takim przyjacielem, jakiego można sobie tylko
wymarzyć. Mógł sobie być zbyt pewnym siebie kobieciarzem, łobuzem, leserem,
nieraz i draniem, ale przede wszystkim był dobrym przyjacielem. I nie myślała
tak tylko i wyłącznie ze względu na to, że byli kuzynami, nie. Wiedziała to, bo
miała okazję go poznać i widzieć ich relacje z Jamesem. To wystarczyło.
Oczywiście nigdy nie miała zamiaru mu tego powiedzieć i dać mu tej satysfakcji.
Zaskrzypiały drzwi, więc obie
automatycznie uniosły głowy, patrząc w tamtym kierunku. Lily nawet podświadomie
liczyła wchodzących. Wcześniej wyszło ich trzech, weszło dokładnie tyle samo.
Wstała z miejsca, kiedy już Syriusz, Remus i Peter cali przemoczeni weszli do
dormitorium, zdejmując z siebie płaszcze. Mary podniosła się razem z nią,
łapiąc ją za ramię i pocierając je pocieszająco.
- James? – szepnęła, patrząc kolejno po
Huncwotach. Wymienili porozumiewawcze spojrzenia, chrząkając znacząco. –
Dlaczego jesteście sami? Powiedzieliście mu, że tu jestem? Zgaduję, że to
pewnie dlatego nie chce przyjść, ale ja mogę stąd pójść i… - skierowała się do
wyjścia, jednak Mary przytrzymała ją delikatnie.
- Chyba nie o to chodzi, Lil –
powiedziała łagodnie, patrząc przy tym na Syriusza. Black skinął lekko głową.
- Em, my… nie znaleźliśmy go. – Syriusz
wzruszył bezradnie rękami, ociekając deszczówką. Rozluźnił szkolny krawat, za
chwile całkiem go zdejmując – Nie było go. Nigdzie. – Cisnął nim przez cały
pokój, zaciskając przy tym zęby.
- Ale… widziałam go – bąknęła, przenosząc
wzrok na Remusa i Petera.
- Szukaliśmy wszędzie, Lil – zapewnił
Remus, przeczesując kilka razy mokre włosy, żeby strzepać z nich krople.
- Chyba ze dwie godziny łaziliśmy po
lesie, ale Rogacza ani śladu – dodał Peter, krzywiąc się lekko. – Sprawdziliśmy
wszystkie możliwości chyba po trzy razy.
- Tak, wiem.
- Czekałyśmy tu na was – rzuciła znacząco
Mary.
- Cały ten czas? – dopytał Remus,
marszcząc czoło i dopiero teraz dokładniej przyglądając się Evans. Sińcom pod
jej oczami nie było końca. Mary skinęła tylko sztywno głową. – Lily to, że
będziesz tutaj nic nie da. Powinnaś odpocząć. Jadłaś coś dzisiaj w ogóle?
- To wy chodziliście dwie godziny po
lesie – odbiła piłeczkę, wykręcając sobie palce. – Jesteście przemoczeni,
powinniście się przebrać. Przeszkadzamy wam.
- Nie, nic z tych rzeczy. Możecie tu
zostać – zapewnił Syriusz, zdejmując mokre obuwie.
- Zaczynasz się rozbierać, a ja nie
jestem pewna, czy chcę to widzieć – dodała Ruda, oddzielając dłonią swój wzrok
od niego.
- Nadal mam na sobie to, co trzeba, a
równie dobrze każdy z nas może pójść do łazienki. I tak przydałby nam się
prysznic. – Chwycił kilka czystych, suchych ubrań i otworzył ciemne, drewniane
drzwi prowadzące do łazienki. – Na ten przykład, mogę być pierwszy.
Remus i Peter skinęli tylko głowami,
używając różdżek, by chociaż trochę osuszyć ubrania.
- Chyba naprawdę powinnyśmy wyjść –
syknęła Mary, obserwując ich beznadziejne próby. Remus tylko machnął ręką.
- Nie ma takiej potrzeby. Chociaż
przydałby wam się odpoczynek.
- Ściemnia się – jęknęła Lily, wyglądając
za okno. Schowane przez ciężkie ołowiowe chmury słońce, prawdopodobnie już
znikało za linią drzew Zakazanego Lasu, ustępując miejsca mrokowi powoli i łapczywie
ogarniającemu błonia Hogwartu. Wiatr wiał z siłą kołysząc koronami drzew, a
wielkie krople deszczu skutecznie moczyły ich liście.
- Tak to prawda – przyznał Remus,
zatrzymując na niej wzrok. – Jutro znów go poszukamy – zapewnił Lupin, na co
ona skinęła głową. Dzisiejszego dnia trzy wypady nic nie wskórały, ale przecież
niemożliwe, żeby w nieskończoność udawało mu się ich unikać. Jednak nie tego
bała się najbardziej. Bo co jeśli ich nie unika? Co jeśli go dorwali? Przecież
Dumbledore ostrzegał ich przed tym. Doskonale wiedział, że za murami zamku
czają się poplecznicy Voldemorta i żaden z nich nie powstrzyma się przed
niczym. Nie zatrzyma ich to, że jest sam, nie zatrzyma to, że jest nieletni,
ani to, że pochodzi z rodu czystej krwi. Wręcz przeciwnie; wszystkie te
czynniki sprawią im jeszcze większą frajdę. Potterowie nie ulegliby
Voldemortowi nigdy; chyba, że oczywiście nie mieliby innego wyjścia. Z
opowieści Jamesa i Syriusza, wynikałoby, że jedynym czynnikiem, który by ich do
tego skłonił był właśnie James.
Pościel pachniała jego perfumami. Nie
potrafiła zasnąć. Nie tylko z powodu otumaniającego ją zapachu, ale i przez
swoje myśli. Przede wszystkim przez wyrzuty sumienia. Przekręciła się na jego
łóżku, patrząc w stronę okna. Na niebie nie widać było żadnych gwiazd. Wszędzie
dookoła było ciemno. Zbyt ciemno. Peter zachrapał urywanie, sprawiając tym
samym, że skuliła się w sobie przestraszona. Przez chwilę jej serce waliło, jak
oszalałe, by zaraz powrócić do swojego normalnego rytmu.
Pozwolili jej tu dzisiaj spać. Nie! Oni
jej kazali dzisiaj tu spać. Jednym z argumentów było „James może być w zamku, więc jeśli tu przyjdzie i zobaczy cię w swoim
łóżku, to zostanie”, ale akurat w to wierzyła najmniej. Dobrze wiedziała,
że chodzi przede wszystkim o to, by podtrzymać ją na duchu, mieć ją na oku no
i, żeby nie musiała oglądać teraz Kimberly. Sama nie czuła się na siłach do
kolejnej konfrontacji z nią. Anistone była trudnym przeciwnikiem i chociaż
zasłużyła sobie na każde jej słowo, była zbyt dużym tchórzem. O wiele łatwiej
było zostać u Huncwotów i nie musieć słuchać niczyich wyrzutów. Sama doskonale
wiedziała, jak wiele zawiniła, ale słuchanie tego od osoby trzeciej było chyba
jeszcze gorsze niż myślenie o tym. Bolała ją każda taka myśl, więc wolała się
nawet nie zastanawiać nad słowami. Nie miała wątpliwości, że Dorcas, a nawet
Mary, być może też Jodi broniłyby jej, ale przecież nie miałoby to żadnego
sensu, żadnych podstaw.
Usiadła na łóżku, mając zbyt wiele myśli,
by bezczynnie leżeć. Syriusz na jej własną prośbę, zostawił na szafce nocnej
mapę. Wyjęła, więc swoją różdżkę spod puchowej poduszki Jamesa i chwyciła aktywną
mapę.
- Lumos!
– mruknęła kierując koniec różdżki w stronę mapy. Snop światła padł na
pergamin, oświetlając kolejne linie. Przejrzała całość dwa razy, nabierając
coraz więcej wprawy. Nie spodziewała się zobaczyć niczego specjalnego, więc po
drugim razie, zaczęła powoli składać mapę do poprzedniego stanu. Jej wzrok padł
jednak mimowolnie na Zakazany Las. Tuż na skraju ostatnich krzywizn mapy
majaczył czarny punkcik podpisany nazwiskiem „James Potter”. Lily poderwała się
błyskawicznie na nogi, świecąc sobie różdżką. Punkcik stał nieruchomo w jednym
miejscu.
- James – szepnęła, wpatrując się w
pergamin. Podeszła do okna, wyglądając przez nie na zewnątrz. Budzenie Huncwotów
nie miało żadnego sensu, bo kropka zaczynała przemieszkać się w stronę końca
mapy. – Nie – jęknęła, patrząc to na mapę, to za okno. Deszcz przestał już
padać. – Wróć. Expecto Partonum! –
mruknęła, przywołując na myśl najszczęśliwszą rzecz, jaką mogła sobie teraz
wyobrazić. Jamesa całego i zdrowego. Jamesa, którego pocałowała kilka dni temu.
Wycelowała różdżkę w okno. Z końca drewienka wysunął się snop jasnego,
kształtnego światła, rozjaśniając pomieszczenie. – Wróć – powtórzyła do
srebrnej łani, kierując ją w stronę Zakazanego Lasu. Stała w oknie, obserwując,
jak jej nowy patronus przemierza ciemne, puste błonia Hogwartu, rozświetlając
wokół siebie mroki. Miała nadzieję, że zdąży. Nawet nie pomyślała, że był to
jej pierwszy, kształtny patronus.
***
Czy wiecie, że łania i jeleń, to Totem
Indiański? Pomaga znaleźć odpowiedniego partnera, wspiera związki... No, rozdział
wyszedł mniej więcej tak, jak to sobie wyobraziłam, chociaż zakończenie
przyszło już podczas pisania. Uznałam, że to dobry moment, by Lily wyczarowała
swojego pierwszego patronusa. Wiem, że jest bardzo utalentowana i nie przeczę,
że mogłaby umieć to robić już wcześniej, ale przecież to nie znaczy, że próbowała.
W końcu to bardzo zaawansowana magia i myślę, że czasami jest zbyt często
używana. Zupełnie tak, jakby każdy umiał go wyczarować. Dlatego mam nadzieję,
że nie zrazicie się, że moja Lily wyczarowała swoją pierwszą łanię dopiero
teraz (chyba, że użyłam już tego wcześniej i jakimś cudem o tym zapomniałam)?
Przepraszam, że tak długo to trwało zanim
dodałam rozdział, ale mam strasznie dużo nauki. Same zaliczenia i inne takie.
Postaram się dodać następny już szybciej, ale też nic nie mogę obiecać, bo
zaraz zaczyna mi się sesja.
Zmieniłam szablon. Mam nadzieję, że ten
się Wam spodoba, bo mi podoba się bardzo.
A! I jeszcze chciałabym zadedykować dla
wszystkich tych, którzy tak licznie odwiedzają lilę każdego dnia. Fajnie jest
wejść na statystyki i widzieć tak duże zmiany w odwiedzinach. Cieszę się, że
się interesujecie i nie pozostaje mi nic innego, jak mieć nadzieję, że jak tym
razem weszliście, to nowy rozdział wynagrodził oczekiwania.
PS. Jakby były jakieś błędy, to bardzo Was przepraszam. Niestety nie wszystko przeczytałam.
Nie przedłużając
już,
Pozdrawiam,
Wasza,
Lil
Piękny szablon i piękny rozdział. Bardzo szkoda mi Jamesa i przyznam szczerze, że nadal ciężko mi zrozumieć czemu Lily i Syriusz kontynuowali tę grę pozorów. Uwielbiam Syriusza i Mary, mają swoje charakterki, ale są świetnymi przyjaciółmi. Komentuję chyba pierwszy raz, ale przeczytałam wszystko i bardzo podoba mi się twoje opowiadanie. Życzę powodzenia i do zobaczenia :)
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim tak się stało, bo zarówno Lily jak i Syriusz dobrze wiedzą jak to jest, kiedy coś wypłynie. Cała szkoła huczała o ich domniemanym zzwiązku, który Lily sama zaświadczyła wobe tłumu. Niestety, ja też nauczyłam się, że ludzie lubią koloryzować pewne sytuacje i nie warto im zaprzeczać; to nic nie da. W ich przypadku po prostu Lily autentycznie zaczęło zależeć na Jamesie w końcu sama go pocałowała i poczuła się zraniona i to bardzo, chciała się odgryźć. Syriusz był na tyle dobrym przyjacielem, że pomógł jej kłamać. Randka Jamesa i Nicole była ustawiona i... no cóż... czasami tak jest, że z jednej nieułożonej rzeczy robi się bałagan ;]. Cieszę się, że się odezwałaś! Dziękuję! xD
UsuńZrezygnowana wpisuję adres bloga, nie spodziewając się niczego nowego...A tu proszę! I nagły pisk, wrzask i podniecenie, aż się oblałam herbatą.
OdpowiedzUsuńTak mi szkoda Jamesa, ale teraz najchętniej to bym go zamordowała. Jak on tak może znikać nie wiadomo gdzie w trakcie burzy?! Bardzo nieładnie, panie Potter. Dzisiaj nie dostaniesz deseru.
Mam nadzieję, że Lily i Syriusz skończą z tą całą szopką. Że kiedy tylko James się odnajdzie, Evans rzuci mu się na szyje, wyzna całą prawdę, powiedzą sobie magiczne "Kocham cię" i będą żyć długo i szczęśliwie.
No może nie całkowicie szczęśliwe, bo wtedy nie miałabyś o czym pisać, a do tego nie można dopuścić.
Jak zwykle się rozpisałam...Ale taka już jestem : )
A tak zanim skończę, bardzo ładny szablon : p
Niech wena będzie z tobą! (przepraszam, za dużo rozmów z pewnym fanem Star Wars ; ) )
Na początek: uwielbiam Star Wars!!! A po drugie tak, mi też szkoda Jamesa, ale sam po części jest sobie winien! Mógł łaskawie wysłuchać Syriusza!! xD dobra, moja wina xD. I jest bardo nierozważny! Zdecydowanie nie zasłużył na ciasto z dyni!
UsuńI błagam Cię, nie krzywdź się więcej herbatą xD
Aaaa, nawet nie wyobrażasz sobie mojej radości, kiedy pojawił mi się (przy codziennym sprawdzaniu) nie 30, a 31 rozdział! Piękny ten piątkowy wieczór. Ja, herbatka i Lilowy blog. Jak zwykle się nie zawiodłam i chcę więcej.
OdpowiedzUsuńJednocześnie jestem wdzięczna za ten rozdział, warto było czekać, ale z drugiej strony... pozostały mi teraz same domysły, a moja ciekawość osiągnęła maksymalny poziom, to zbrodnia! Niech ta Lily dopadnie Jamesa, w razie konieczności siłą zaprowadzi do zamku (gdyby się nie dał, niech użyje jakiegoś wstrętnego zaklęcia, taka kara, bo czego się chował, toż to był cały rozdział bez niego, a co najmniej ja i Lily go oczekujemy) i wszystko wyjaśni, błagam! W każdym razie jestem spokojna, bo wiem, że odpowiednio poprowadzisz tę historię i chwała Ci za to.
Pozostaje mi teraz wyczekiwać i modlić się, żeby te Twoje zaliczenia i sesje poszły w las, o!
A szablon bardzo pozytywny. Zawsze wystrój mi się tutaj podobał i zawsze będzie.
Pozdrawiam, ściskam, oczekuję,
Idiel
Widzę, że herbatka jest zdecydowanie Waszym ulubionym napojem xD. No cóż... mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że zdecydowanie będzie na co czekać! Prawdopodobnie tym bardziej będziecie chciały mnie zabić. Lily niestety jest nieco zbyt dumna, by zacząć mu się tłumaczyć, ale jak widać jest też w stanie się przemóc na tyle, by wysłać mu wiadomość!
UsuńMasz właśnie ten komfort, że każda z nas oczekuje na następne rozdziały, więc żadne morderstwo nie wchodzi w grę, bo wywołałoby odwrotny skutek. Chociaż za stwierdzenie, że zdecydowanie będzie na co czekać, powinnaś dostać naganę. Katorga to dla nas! ;)
UsuńIdiel
Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo mam ochotę pisać kolejny rozdział. Niestety mam całkiem sporo nauki. Może uda mi się w środę albo czwartek. Mam wielką nadzieję, że tak
UsuńPrzeczytałam dopiero teraz, bo od zeszłej środy nie mam internetu, a teraz jestem u siostry i mogę korzystać :)
OdpowiedzUsuńŚwietny, świetny, świetny, kocham cię jak zawsze. Wyczekiwałam go z niecierpliwością i się nie zawiodłam. Nie wiem jak ty to robisz, że jest tak świetnie. Po prostu, genialnie.
Mam nadzieję, że kiedyś w końcu cała sytuacja się wytłumaczy, podejrzewam, że jeszcze trochę będą się męczyć. Bo ty lubisz nas torturować xD Ale wybaczamy ci to bo jesteś zajebista.
Kocham, życzę weny i pozdrawiam
Dawna Rudy
Hihiih rozgryzłaś mnie. Fakt, lubię nieco rozciągać sytuacje ;] ale przeważnie wychodzi to na dobre xD. super, że się spodobało ;]
UsuńŚwietnie piszesz,zakochałam się *,* :D
OdpowiedzUsuńDzięki ;]. Taki jest zamiar xD
UsuńPrzeczytałam pierwszy rozdział, wyszłam, wróciłam z dzbankiem herbaty, bo wiedziałam że nie dam rady się oderwać od czytania. :D Przeczytałam wszystko od godziny jedenastej do teraz. I wiedz, że właśnie zyskałaś kolejną czytelniczkę. ;)
OdpowiedzUsuńJak on mógł...! Ja oni mogli...!
Ostatnie dziesięć rozdziałów czytałam z wypiekami, a nawet na bezdechu w niektórych momentach. Jak Lily mogła tak skłamać! Nie żeby jej nie lubiła, ale dobrze że się martwi. Oby Łania dopadła Rogacza i James wrócił. Przecież się przeziębi biedny. :O I zasadniczo chrzanić Anistone.
Nie wiem jaki był poprzedni szablon, ale ten jest zdecydowanie boski. Lily w nagłówku wygląda prześlicznie, a cytat na belce jest świetny.
Teraz pozostaje mi wyczekiwać następnego rozdziału.
Pozdrawiam Zuza
Niesamowicie się cieszę i witam na pokładzie! Obiecuję wszystko powyjaśniać już... dobra jeszcze trochę minie xD. Ale jesteśmy na dobrej drodze. Następny rozdział będzie gryzł! Dodam tak szybko, jak tylko znajdę chwilę czasu w nauce
UsuńGryzł? To ja może zbroję założę...
UsuńMi tam nie przeszkadza długość wyjaśniania, byle to kiedyś nastąpiło. :D
To mogę obiecać xD
UsuńKolejna amatorka herbaty, że tak się wtrącę. Chyba powinnyśmy założyć fanclub tego napoju i twórczości Lil :)
UsuńHihihii do herbaty się dołączę, bo właśnie ją piję xD a co do twórczości... jeju jeszcze w samozachwyt popadnę O_o
UsuńBoże co się ze mną dzieje?Powinnam dostać miotłą w głowe to może bym się poprawiła.Stałam się chyba strasznie okropną czytelniczką komentując rozdziały tak późno...Bardzo Cie za to po raz kolejny przepraszam, ale poprostu cały ten czas walcze z zagrożeniem z fizyki i chemi. Nienawidzę tych przedmiotów tak jak matematyki może to dlatego,że jestem typową humanistką a najbardziej historyczką.Przejdźmy teraz do dwóch ostatnich odcinków bardzo mi się podobają!Są cudowne:)Żal mi Jamesa i Lily,że tak cierpią ale też mnie denerwują,że zachowują się jak małe,uparte dzieci.Jak już w ostatnim komentarzu pisałam chyba lubisz mieszać w rozdziałach.Jak tak dalej pójdzie i przez następny rok bedę czytała jakiegokolwiek twojego bloga to prędzej osiwieje przez twoje rozdziały niż przez zbliżającą się maturę.Szablon śliczny i nie mogę się doczekać aż dodasz kolejny rozdział
OdpowiedzUsuńObiecuję zafundować Ci jakiegoś mega-fryzjera! Jeśli Cię to pocieszy, znam jednego z najlepszych w Polsce! Zrobi Cię na bóstwo wtedy ;]. Jesteś cudowną czytelniczką! Doskonale rozumiem wszelkie problemy z nauką, szkołą, studiami, zdrowiem etc, etc... Tego jes za dużo po prostu! Najważniejsze, że czytasz, że jesteś!
UsuńNo cóż, rozdział był naprawdę super.
OdpowiedzUsuńI czekam na więcej!
Z niecierpliwością, więc mam nadzieję, że nowa notka pojawi się wkótce:)
Lilka.
Po mojej sesji ;]
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńz tej strony Mademoiselle z Oceny Legilimens. Uprzejmie informuję, że Halszka została usunięta z grona oceniających z powodu braku odzewu, więc Twój blog trafił do Wolnej Kolejki. Jeśli wyrażasz taką chęć, możesz wybrać inną oceniającą lub czekać, aż któraś Cię przygarnie.
Pozdrawiam,
Madem.
Dzięki, za informację, już się u Was odzywam ;]
UsuńUhuhuhu, no nieźle, takie wspaniałe opowiadanie, a ja nic o nim nie wiem? Kurczę, aż mnie skręca, żeby przeczytać je całe teraz, zaraz już, no ale niestety teraz nie mam czasu. Zrobię to za kilka godzin, ewentualnie w ciągu najbliższych kilku dni. Nie bardzo wiem jak działa opcja Obserwuj, bo jestem nowa na blogspocie, to wstyd, wiem, ale dopiero ogarnęłam dodawanie notek i komentarzy. Byłabym wdzięczna, gdybyś poinformowała mnie na moim blogu o kolejnej notce lub na GG:1150089. Przeczytałam kilka pierwszych wersów tego rozdziału i jestem oczarowana. Nie, nie oczarowana, zakochana. Tak! Właśnie tak! Czekam z niecierpliwością!
OdpowiedzUsuńBuziaki,
Cyziulka z www.sekretna-strona.blogspot.com ;)
Zazwyczaj nie informuję, ale wystarczy, że bd miała moje gg, to w opisie podaje adres do bloga, na ktorym pojawila sie nowa notka. Kliknij tylko obserwuj i zaakceptuj pozniej i bedzi dobrze ;]. Ja tez dlugo sie uczylam tutaj. Ciezko bylo mi sie przestawi z onetu
UsuńPrzeczytałam twój blog jednym tchem i jest genialny ;d
OdpowiedzUsuńPiszesz świetnie ja chce kolejny rozdział!!!!
Dziękuję Ci! Oczywiście, notka się pisze ;p
UsuńBłagam cię, pisz szybciej.
OdpowiedzUsuńMatko, czemu tak późno trafiłam na tego bloga?!
Świetnie piszesz, a twoja historia uzależnia ♥
A dziękuję, dziękuję. Rozdział już jest nowszy niż ten, pod którym dodałaś komentarz ;]. Niedługo kolejny, obiecuję!!
UsuńJezu piekne! Komentuje pierwszy raz, twoj blog jest niesamowity! Pisz dalej! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń