wtorek, 23 lipca 2013

032. Poszukiwań ciąg dalszy

Przeżuwał jajka na bekonie, nawet nie czując ich smaku, a przecież była to jedna z jego ulubionych śniadaniowych potraw. Do reszty pochłonęły go myśli między innymi o tym jak często Lily Evans używa tak zaawansowanej magii, jaką jest zaklęcie patronusa. W nocy obudziły go jej szepty i światło. Nie przejął się, kiedy użyła Lumos, by oświetlić mapę, w końcu robiła to mniej więcej, co dziesięć minut. Dużo bardziej był zainteresowany wyczarowanym przez nią strumieniem srebrnego światła. Miał mały problem z rozpoznaniem kształtu, jednak był stuprocentowo pewny, że jej patronus był cielesny. Najciekawsze było to, że wyjątkowo przypominał jelenia tyle, że bez rogów. Może i był zaspany, może i nie widział dokładnie, ale właśnie tak było. Jak każdy szanujący się wielbiciel Obrony Przed Czarną Magią wiedział co nieco na ten temat; na przykład to, że potrzeba szczęścia do rzucenia prawidłowo zaklęcia. Ale Lily wcale nie wydawała się być szczęśliwa. Bardzo chciał myśleć, że nadzieja i myśl o jego rogatym przyjacielu dawała jej siłę. Ale wtedy musiałoby to oznaczać, że nie martwi się tylko i wyłącznie dlatego, że czuła się winna, ani też dlatego, że James jest po prostu istotą ludzką, ale że w jakiś wyjątkowo pokręcony sposób naprawdę zależy jej (i to sercowo) na Jamesie Potterze, a przecież było to niedorzeczne samo w sobie. Wolał nie dopuszczać do siebie takiej możliwości nie ze względu na własne ambicje, ale raczej na to, by czasem kiedyś przez przypadek nie wymsknęło mu się to (jak wiele innych rzeczy) podczas rozmowy z Rogaczem. W końcu jest duże prawdopodobieństwo, że się myli. A już zdążył się nauczyć, że dawanie Potterowi nadziei nigdy nie kończy się dobrze. Szczególnie, jeśli owa nadzieja miałaby być bez pokrycia. Zacmokał pod nosem, zaintrygowany jeszcze bardziej niż na początku rozważań.
Ktoś zajął miejsce obok niego, machając mu tuż przed oczami kawałkiem pergaminu. Popijając kawę z mlekiem, odwrócił się w tym kierunku, by napotkać żywe i roziskrzone spojrzenie zielonych oczu (nie, żeby spodziewał się kogoś innego). Uniósł pytająco jedną brew, widząc błądzący uśmiech na ustach Evans.
- Widziałam go – zaczęła bez zbędnych wstępów, ponownie machając mapą. Syriusz wyrwał jej machinalnie pergamin z rąk, rozglądając się dookoła. Co ona wyprawiała? Przecież nie każdy siedzący w Wielkiej Sali uczeń Hogwartu musi wiedzieć, że są w posiadaniu magicznej mapy zamku. Lily zamrugała zbita z tropu, kiedy posłał jej mordercze spojrzenie.
- Cholera, Evans! Zwariowałaś? – syknął, zniżając głos. – Ta mapa to sekret, dobra? I nie wiem co też Jamesa podkusiło, by ci ją pokazać – dodał bardziej do siebie niż do niej. Lily prychnęła przeciągle.
- Gdybym jej nie znała, nie mogłabym wam pomagać, a to oznacza, że bym go nie zobaczyła! Poza tym ciesz się, że was nie wydałam do McGonagall, chociaż powinnam.
- O tak, szaleję z radości – burknął z niezbyt przekonującą miną. – Nie wydałaś nas, bo A: dobrze wiesz, że nic byś nam nie udowodniła. Nikt bez hasła nie odczyta mapy, a nawet ty go nie znasz. Całe szczęście Jamesowi starczyło chociaż na tyle rozumu. No i B: widzisz w tym własną korzyść! – Wycelował w nią oskarżycielsko palcem. Lily naburmuszyła się, wydymając dolną wargę.
- Wcale nie! – zaprzeczyła natychmiast, jednak pod wpływem parsknięcia Syriusza, opuściła ręce bezradnie, wywracając oczyma. – Och, dobra! Może i tak.
- Grzeczna dziewczynka. A teraz powiedz ładnie, gdzie tym razem widziałaś tego wariata?


Syriusz kopnął kępkę trawy, jakby miało mu to w czymś pomóc. Ostatecznie jednak był tylko jeszcze bardziej wkurzony. Remus pokręcił bezradnie głową. Siadł zrezygnowany na zimnym głazie porośniętym z jednej strony gęstym, wilgotnawym mchem. W tym momencie nawet to mu nie przeszkadzało. Syriusz przechadzał się w te i z powrotem, klnąc pod nosem co jakiś czas. Wodzenie wzrokiem za przyjacielem, już dawno przyprawiło go o zawroty głowy, więc postanowił skutecznie odwrócić swoją uwagę od niego, wpatrując się w punkt między drzewami, gdzie zniknął im z oczu Peter.
- To ja powinienem go szukać – syknął Syriusz, zatrzymując się w końcu w miejscu. Wcisnął ręce do kieszeni spodni, skupiając wzrok na Remusie. Lupin westchnął cierpliwie.
- Dobrze wiesz, że szczura znacznie trudniej wypatrzyć w trawie niż psa i to w dodatku psa wielkości małego hipogryfa, Łapo – wytłumaczył spokojnie już setny raz w ciągu ostatniej godziny. – Nie mamy innego wyjścia, musimy czekać.
- Mam już dość czekania! – żachnął się Black, wracając do swojego spacerowania. Remus wzniósł oczy ku niebu, mamrocząc pod nosem.
- Ale szukanie go też niczym nie owocuje! Syriuszu, łazimy po lesie od dobrych trzech godzin. Peter szuka go dopiero od godziny. Szanse na to, że go znajdzie…
- Mam gdzieś jakie są na co szanse – warknął. – I mam po dziurki w nosie tłumaczenia Evans, że go nigdzie nie ma! Jeszcze raz do niej z tym przyjdziemy i słowo daję, że któryś z nas zginie, próbując jej wytłumaczyć, że a i owszem, przeszukaliśmy wszystko. Poza tym Mary mówi, że później tylko siedzi i płacze.
- Ma podpuchnięte oczy – mruknął Remus, przyznając mu rację. – Ale to równie dobrze może być z niewyspania. – Wzruszył ramionami, próbując przekonać także samego siebie.
- Niewyspania? – prychnął Syriusz, zatrzymując się przy drzewie naprzeciwko kumpla. Oparł się plecami o jego korę. Mieli szczęście, że tego dnia deszcz się jeszcze nie pojawił, jednak nie obiecywali sobie zbyt wiele, biorąc pod uwagę liczne chmury i ciężkie, duszne powietrze. – W nocy czarowała patronusa do tego pana obrażalskiego.
- Lily? Patronusa? Myślałem, że nie jest zbyt szczęśliwa – bąknął Remus, poprawiając się na głazie.
- Nie sądzę, żeby to była kwestia szczęścia – wyznał Black, na co Remus przytaknął mu z zamyśleniem.
- Co powiemy jej tym razem?
- To co mówimy jej od dwóch dni. Jamesa nie ma. A przynajmniej my go nie znaleźliśmy.
- Może Peter…?
- Go znajdzie? – dokończył Syriusz kpiarsko. – Chyba nie mówisz poważnie?
- Niby, dlaczego nie? – żachnął się Remus i kiedy Black już otwierał usta, by mu odpowiedzieć, spomiędzy drzew zauważyli zbliżającego się do nich, zdyszanego i ubłoconego Petera. Syriusz wyprostował się, zapominając nawet o „a nie mówiłem” w kierunku Lupina. Obaj zmarszczyli czoła i patrzyli wyczekująco na zbliżającego się ku nim Glizdogona.
- Znalazłeś go? – wymamrotał Syriusz, ale Peter pokręcił przecząco głową.
- Ani śladu – wyznał. – Za to mało nie zostałem zjedzony przez jakieś natarczywe ptactwo!
- Zjedzony? – powtórzył za nim Remus, na co Syriusz parsknął śmiechem, przypominającym szczeknięcie psa. Peter nachmurzył się, krzyżując ręce.
- To wcale nie jest śmieszne! Nie zamieniacie się w szczura tylko w psa i…
- Wilkołaka – dokończył za niego sceptycznie Remus.
- Tak, ale przynajmniej nic nie próbuje cię zeżreć na kolację!
- To raczej on próbuje zeżreć wszystko inne – zachichotał Syriusz. Opuścili polanę w pośpiechu, nawet nie oglądając się za siebie. Dzisiaj nie znajdą Jamesa choćby szukali go i cały dzień.


- Ale musieliście o czymś zapomnieć! – upierała się, krążąc nerwowo po ich dormitorium. Syriusz wzniósł oczy ku niebu, modląc się o odrobinę cierpliwości. Evans powtarzała to za nimi od kilku godzin. Miał wrażenie, że jeszcze chwila i wyszyje sobie to zdanie na proporcu. Brzmienie jej głosu wryło mu się w pamięć i za żadne skarby nie mógł się wyzbyć jego wydźwięku. Chwała, że jeszcze nie zaczął odpowiadać tak na powitanie. Lily ściskała mocno w dłoniach pergamin. Zabronili jej ślęczeć nad mapą i dla jej dobra, zniknęli ją. Mimo wszystko nadal nie chciała im zwrócić bezużytecznego teraz kawałka wytartego pergaminu.
- Nie było o czym zapomnieć, Evans! Przeszukaliśmy każdy skrawek tego pożal się Boże lasu i nic! – zawołał Syriusz, na co ona skrzyżowała ręce, mierząc go morderczym spojrzeniem. – Słuchaj, obiecaliśmy ci, że pójdziemy go jeszcze szukać, tak? – Prychnęła w odpowiedzi, odwracając dumnie głowę w drugą stronę.
- Lil, Syriusz chciał tylko powiedzieć, że…
- Że jeszcze raz tam pójdziecie i znowu wrócicie z niczym? – mruknęła i choć z całych sił starała się, by w jej głosie pobrzmiewała uraza, to słyszała w nim jedynie smutek. Nie potrafiła podać przyczyny. Chyba jeszcze nigdy nie czuła się tak winna. Owszem, Huncwoci mieli różne durnowate pomysły i często dziwiła się ich lekkomyślności, ale tym razem było to coś zupełnie innego. Zawsze starczało im na tyle zdrowego rozsądku, by trzymać się razem. Biorąc pod uwagę aktualną sytuację polityczną, nie mogła nie bać się, że James Potter najzwyczajniej w świecie trafi w niepożądane łapska.
Remus westchnął ciężko, kręcąc głową.
- Że się nie poddamy – dokończył. – Wiemy co robimy. I znamy Jamesa lepiej niż byśmy chcieli. – Peter parsknął śmiechem, jednak niemal natychmiast udał atak kaszlu, rzężąc na skrzywionego Syriusza. – Pozwól nam działać.
Lily powoli skinęła głową, pocierając ramiona. Jedyne co do tej pory zrobiła, to jęczała nad sobą i wyżywała się na Huncwotach, a przecież nie to było jej celem. Spojrzała ponownie na pergamin trzymany w dłoni, po czym z niechęcią oddała go Peterowi.
- Masz rację – szepnęła ochryple. Wyszła jeszcze zanim, którykolwiek z nich zdążył zareagować. Dusiła się. Nie była w stanie wysiedzieć tam dłużej. Odgarnęła oburącz włosy z czoła, wzdychając przy tym ciężko. Nie chciała być teraz sama i w pewnym sensie nawet się cieszyła, że jest pora obiadowa. Nie była jakoś specjalnie głodna, ale przynajmniej mogła oczekiwać Wielkiej Sali pełnej ludzi. Uświadomiła sobie, że przez jej widzi-mi-się trójka Huncwotów opuściła wszystkie poranne zajęcia. Zaklęła od serca na głos. Dwie dziewczyny z siódmej klasy popatrzyły na nią karcąco, ale nie zamierzała zaprzątać sobie tym głowy. Pospiesznie wyszła przez dziurę pod portretem Grubej Damy na korytarz. Musiała się siłą powstrzymywać, by nie zacząć biec. Przy potężnych, dębowych drzwiach znalazła się znacznie szybciej niż zazwyczaj. Zacisnęła dłonie w pięści, przekraczając próg Wielkiej Sali. Sztywno podeszła do stołu Gryffindoru i zajęła jedno z miejsc, nakładając sobie na błyszczący czystością talerz kolejne potrawy. Nie miała na nic ochoty, ale siedzenie przy pustym nakryciu, wydawało jej się absurdalne.
Jakim cudem mogła pozwolić opuścić im zajęcia? Jak przez mgłę pamiętała pytania profesora Slughorna o nieobecność Jamesa Pottera. Wybełkotała coś o jego złym stanie zdrowia przy wtórze prychnięć Kimberly. Na szczęście w ciągu tych dwóch dni nie mieli zajęć z profesor McGonagall. Jej nie byłaby w stanie oszukać. Nie wątpiła co prawda, w to, że nauczycielka dowie się prędzej, czy później o nieobecnościach Pottera. Zamknęła na chwilę oczy, odkładając sztućce. Serce kołatało jej w klatce piersiowej ciężko.
- Lily? – usłyszała ciepły głos obok. Podskoczyła na miejscu otwierając błyskawicznie zielone oczy.
- Wystraszyłaś mnie – mruknęła, patrząc wprost w szare, przejrzyste tęczówki Gabrielle Ferrante. Dziewczyna uśmiechnęła się przepraszająco zbyt pełnymi, malinowymi ustami, siadając na miejscu obok Lil. Zapłonęły jej policzki. Młodsza siostra Jodi należała do tego typu dziewczyn, które bez względu na dzień, zmęczenie, padające światło, ubranie, czy innego rodzaju czynniki wyglądała, jakby wprost wyszła z salonu piękności. Nie sposób więc było jej nie zazdrościć urody, dlatego też Lily poczuła się usprawiedliwiona. Gabrielle nałożyła sobie podwójną porcję stojących najbliżej niej potraw.
- Widziałaś gdzieś Jods? – zagadnęła, pochłaniając zawartość swojego talerza. – Chciałam wziąć od niej notatki z piątej klasy – wyjaśniła, nalewając dyniowego soku sobie i Evans. – Chociaż pewnie i tak mi ich nie pożyczy. – Wzruszyła ramionami.
- Ja mogę ci pożyczyć – mruknęła miękko. – Powinnam mieć je w dormitorium.
- Och, byłoby super. Nie, żeby coś, ale nie radzę sobie za dobrze z eliksirami – skrzywiła się mimowolnie. Odgarnęła jasne włosy, pilnując, by nie wylądowały w jej posiłku. Lil pokiwała głową. – A właśnie, jak poszły ci SUMY?
- Nie najgorzej – bąknęła automatycznie, nawet nie zastanawiając się nad faktami.
- Jasne. Mogę się założyć, że dostałaś się na wszystkie przedmioty – jęknęła, nakłuwając leniwie zieloną sałatę na widelec. Ruda pozwoliła sobie na delikatny uśmiech. Kiedy następnym razem spojrzała na Gabrielle, ta siedziała wyprostowana, jak struna wpatrzona idealnie przed siebie pustym, niewidzącym wzrokiem. Jej twarz stała się pociągła i pozbawiona wszelkich emocji. Lily zbladła, kiedy młodsza z sióstr Ferrante odezwała się ochrypłym, rzężącym głosem. – Nadchodzi zmrok – wycharczała, odwracając głowę w jej kierunku. Lily wytrzeszczyła oczy, czując dreszcze na całym ciele. – O zmroku w nowiu księżyca Spragnieni Śmierci dostaną nieczystą krew. Krew z krwi Wybrańca przeleje się podczas nowiu pierwszy raz. I pierwszy z trzech razy odda im słowo. – Gabrielle zaczęła krztusić się, jakby połknęła zbyt duży kęs. Na twarzy dostała ciemnych wypieków od wysiłku. Oddychając spazmatycznie, poklepała się po dekolcie. – Głupia sałata – sapnęła, najwyraźniej zupełnie nieświadoma swoich wcześniejszych słów.
- O czym przed chwilą mówiłaś? – wymamrotała Lily, próbując uspokoić oddech. Uświadomiła sobie że, zaciska kurczowo dłonie na krawędzi ławeczki.
- Głupia sałata – bąknęła Ferrante, zbita z tropu. – No wiesz, zakrztusiłam się.
- Nie, nie. Wcześniej – bąknęła, starając się nie wpadać w zbytnią panikę. Gabrielle zamrugała kilkakrotnie. – Coś o zmroku – naprowadziła ją, jednak Gabrielle nadal nie wydawała się przekonana. – I o przelewaniu krwi – wydusiła z siebie ostatecznie.
Gabrielle patrzyła na nią jeszcze przez chwilę z roztargnieniem, po czym nabrała głośno powietrza, jakby coś sobie uświadamiając. Zaśmiała się nerwowo, machając przy tym lekceważąco ręką.
- To nic takiego, nie słuchaj mnie – prychnęła, biorąc ostatni kęs jednego z licznych dań na swoim talerzu, po czym podniosła się z pośpiechem i mrucząc coś o bibliotece opuściła Wielką Salę, zostawiając Lily samą.


Chociaż bardzo starała się nie myśleć o Gabrielle na lekcjach, to co chwilę przyłapywała się na tym, że od jakiegoś czasu nie słucha wykładu profesora. Slughorn skrupulatnie i z pewną dozą dumy pokazywał im swój nowy nabytek na drugiej lekcji eliksirów. Fioletowo-niebieska roślinka wiła się w jego dłoni, nie pozwalając się naciąć srebrnym ostrzem jednego ze sławnych noży Ślimaka, swoją drogą wykonanych z wyjątkowo drogiego materiału, którego nazwa nie wydawała jej się specjalnie użyteczna, więc pozwoliła sobie o niej zapomnieć. Wierciła się na stołku, czekając końca zajęć. Liczyła na to, że w przerwie znajdzie Jodi w Pokoju Wspólnym i zapyta ją o zachowanie siostry. Czyżby była świadkiem przepowiedni? W książkach, które czytała w bardzo przybliżony sposób opisywano takiego rodzaju zjawisko. Ale przecież to oznaczałoby, że Gabrielle jest…
- Panno Evans? – Podskoczyła na nieco urażony i naganny ton głosu profesora Slughorna tuż obok niej. Z rumieńcami na policzkach spojrzała na niego przepraszająco. – Jest pani jeszcze z nami? – Splótł ręce za sobą i uniósł brwi, nachylając się delikatnie w jej stronę.
- Tak, oczywiście – mruknęła miękko, czując jak płonął jej policzki. – Przepraszam panie profesorze – dodała ze skruchą, spuszczając głowę. Jeszcze nigdy nie pozwoliła sobie na nieuwagę na lekcjach eliksirów. Profesor przypatrywał jej się przez chwilę, zanim ponownie się odezwał.
- Lily, zostań proszę po zajęciach – powiedział ciepło, zarzucając fioletową szatą czarodzieja ze srebrnymi szlakami. Skinęła posłusznie, wracając do wpatrywania się w pokrojoną już roślinkę.
Nie ważyła się wspomnieć słowem o tym, jak bardzo się spieszy. W końcu nie miałoby to żadnego znaczenia dla nauczyciela i raczej nie wypadłaby dobrze w jego oczach. Slughorn jednak jakby umyślnie skończył lekcje wcześniej, przeganiając ociągających się uczniaków z sali. Lily spakowała torbę i stanęła obok swojej ławki, czekają na atencję profesora (i pustą klasę). Westchnęła ciężko, kiedy ostatni z jej rówieśników zniknął za drzwiami, pozostawiając ją samą ze Starym Ślimakiem. Slughorn stał z zamyśloną miną, wpatrując się w przeciwległą, szarą ścianę z zasuszonymi ingrediencjami do eliksirów, zawieszonymi na lnianych sznurkach.
- Panie profesorze? – upomniała się delikatnie Lily, starając się nie zabrzmieć przy tym impertynencko.
- Och, Lily – rzucił z delikatnym uśmiechem, kierując na nią w końcu swoje spojrzenie. Machnął ręką, jakby chciał się odpędzić od natrętnej muchy. – Jestem już stary, musisz mi wybaczyć chwilę roztargnienia.
- Najmocniej pana przepraszam za moje zachowanie na zajęciach – wymamrotała cicho, ponownie oblewając się szkarłatnym rumieńcem.
- Zachowanie…? – powtórzył, jakby nie miał bladego pojęcia co ma na myśli, po czym wybuchnął nieco przesadzonym, słodkim uśmiechem. – Ach, o tym mówisz. Ależ nie ma za co przepraszać! Gdybym tak chciał karać wszystkich za chwilę nieuwagi, to znaczna większość moich uczniów siedziałaby co przerwę w kozie. Nie ze względu na to poprosiłem cię, byś została – wyjaśnił z wyjątkowym rozbawieniem. Otworzyła szerzej oczy z nadzieją. – Po prostu wydawałem się zaskoczony, że nikt w klasie nie znał odpowiedzi na moje pytanie.
- Pytanie? – Tym razem to ona zachowywała się jak papuga, powtarzając słowa przedmówcy.
- Tak. Nikt nie znał nazwy mojej nowej roślinki. – Wzruszył ramionami zawiedziony.
- Ja znam – bąknęła pod nosem.
- Dlatego skierowałem pytanie bezpośrednio do ciebie, panno Evans. Niestety nie uzyskałem odpowiedzi.
- Jeszcze raz przepraszam.
- Tym razem z kolei miałem nadzieję uzyskać od ciebie odpowiedź na moje inne pytanie – zaczął po chwili ciszy. – Jako, że jesteś prefektem Gryffindoru oraz… przepraszam jeśli się mylę, dobrą znajomą Jamesa Pottera, chciałem zapytać o jego nieobecności. Zdążyłem się już nauczyć, że pan Potter ma wyjątkowo napięty grafik i niekiedy bywa, że nie ma czasu na proste lekcje eliksirów, jednak nie mogę zlekceważyć jego trzeciej nieobecności pod rząd.
- Tak panie profesorze, rozumiem – wyjąkała, próbując przełknąć gulę w gardle. – James niestety nie czuje się najlepiej i od dwóch dni leży zmożony w swoim dormitorium – skłamała niezbyt przekonująco.
- Nie pomyśl, że jestem wścibski, ale pani Pomfey nie informowała mnie o chorym uczniu.
- Nie mogła tego zrobić, ponieważ James nie pojawił się w Skrzydle Szpitalnym mimo moich próśb. – W zasadzie, jeśli przyjąć „Skrzydło Szpitalne” jako metaforę „Hogwartu”, to wszystko inne było prawdą.
- Tak, tak ja również nie jestem wielkim fanem szpitali, jednak w takim wypadku najpóźniej do jutra będę potrzebował zwolnienia lekarskiego pana Pottera. Chyba, że profesor McGonagall zechce mi go udzielić. Mam nadzieje, że szybko wróci do zdrowia.

- Tak, ja również.


***

Wszystkich wytrwale mnie ponaglających i pytających o rozdział przepraszam, że nie dotrzymałam pierwszego obiecanego terminu... drugiego w sumie też nie. Ale już jest! Z wielkim spóźnieniem, gdyż mimo wakacji mam na głowie zaskakująco dużo spraw niecierpiących zwłoki. Żeby nie przedłużać i nie wyczerpywać cierpliwości siostrzyczki, kończę. Chciałam jeszcze tylko dodać, że wszelkie poganianie mile widziane, bo skutecznie mnie motywuje. Dziękuję, notka oczywiście dla Was.
Wasza,
Lil

31 komentarzy:

  1. Cieszę się, ze wreszcie coś napisałaś;)
    James, wróć! No nie, przecież Lily wysłała tego Patronusa i nic?
    Gabrielle mnie zafascynowała, no i jestem pewna, że to, co powiedziała, ma jakiś związek z Jamesem ;)
    Super, czekam na więcej ( SZYBCIEJ! ) :D
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie,
    Lilka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudny! Jednak warto było czekać!
    Kiedy James wróci? Jak rozwinie się wątek z przepowiednią? Z wytęsknieniem oczekuję następnego rozdziału.
    Zapraszam na doratonks.blog.pl i rudowłosalily.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Oto moja teoria:
    Przepowiednia dotyczy Lily. Bo wybraniec to Harry, a krew z jego krwi to krew Lily, bo jest jego matką, więc ma jego krew lub Jamesa ale była sonda i to Lily będą prowadzić, a poza tym 'nieczysta krew', a James jest czystej krwi, nie?
    Spragnieni Śmierci - Śmierciożercy
    A to o słowie to tam w HP było że sprzeciwili się mu 3 razy.

    Czyli w nocy, kiedy księżyc będzie w nowiu, Śmierciożercy będą prowadzić Lily. Jej krew się przeleje. Możliwe, że dostanie jakąś propozycje i się nie zgodzi, lub po prostu ucieknie.

    Ale nie do końca mi się to podoba gdyż, ponieważ, jak przepowiednia o tym, że jeden musi zginąć gdy drugi przeżyję była wypowiadana, nie było jasno określone o kim mowa. Czy o Harrym czy o Nevilu. I to Voldemort zadecydował o tym, że to Harry. A ta przepowiednia jest wypowiedziana przed tamtą i jak już porwą Lily, jasno będzie określone, że Wybraniec to dziecko Lily, czyli Harry.

    Oczywiście to tylko mały, nieważny szczegół, a ja się czepiam, ale tylko zwracam uwagę.

    Olewając to, rozdział jest genialny jak zwykle, a ja wciąż cię kocham i z niecierpliwością czekam na następny.

    Niech głupi James już wróci, bo się stęskniłam :3
    Mam nadzieję, że nie wróci dopiero ratując Lily z opałów. Chyba, że będzie to już w następnej notce, to okej.
    Ahhh, jest pięknie, kocham cię, czekam.

    Weny życzę :3 I więcej czasy wolnego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że ta przepowiednia mogłaby być całkiem realna, bo to by oznaczało tylko i wyłącznie sprawdzenie się przepowiedni, że Voldi naznaczy go (wybrańca) jako równego sobie. Czyli w zasadzie jedno nie wyklucza drugiego. Owszem, Neville mógłby być tym chłopcem i przepowiednia nic nie mówiła jasno, że to Harry. Ale ta również nie mówi nic konkretnego o Lily... Znaczy my wiemy, że mówi, tak jak i w tamtej wiemy, że chodzi o Harrego. Nie jest powiedziane, że w ciągu tej nocy tylko jedna osoba musi zostać nazwijmy to skrzywdzona. Ogólnie jedna przepowiednia nie wyklucza drugiej, a wydaje mi się, że własnie o to chodzi z przepowiedniami. Spełniają się. Jest mowa o tym, że będzie istniał ktoś taki, jak Wybraniec i w zasadzie... dobra, trochę zaplątałam xD. Myślę po prostu, że jedno nie wyklucza drugiego. Po prostu to ostatecznie Voldi wybiera Harrego,co nie znaczy, że ktoś wcześniej nie mógł wypowiedzieć nic naprowadzającego dodatkowo na Pottera. W każdym bądź razie, bardzo podoba mi się Twoja teoria!! ;]

      Usuń
    2. Zrozumiałam. Co prawda najbardziej z 4 ostatnich linijek, ale rozumiem xD I wciąż się nad tym zastanawiam, ale w sumie przyznam ci rację :3
      Ahhh, z niecierpliwością wyczekuję kolejnych rozdziałów ;___;

      Usuń
    3. Tak to jest, jak się pisze coś pod presją czasu ;pp ciężko wytłumaczyć, ale mniej więcej chyba udalo się porozumieć xD. postaram się szybko dodać rozdział

      Usuń
  4. Rozdział bardzo fajny! Niech ten James się w końcu odnajdzie! Pomysł z przepowiednią super ;) Mi też podoba się pomysł Karo co do niej...
    Czekam aż coś sie wyjaśni z Rogaczem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że nie zawiodłam. Być może pomysły z przepowiednią mogą być już oklepane, ale chciałam pokazać w jakiś sposób dar Gabrielle. Dziękuję za miłe słowa! Rogacz już wkrótce!!

      Usuń
  5. Dziękuję za rozdzialik :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Trafiłam tu właściwie przez przypadek, ale myślę, że zostanę tu dłużej. Trochę zaciekawilaś mnie tą przepowiednią, ale chyba muszę przeczytać wszystkie poprzednie rozdziały by bardziej się zorientować w sytuacji. Ten jest świetny. Super piszesz dialogi, a wiem jak bardzo bywają czasami uporczywe. To ja lecę czytać resztę, a ciebie zapraszam na wszystko-za-wszystko.blogspot.com
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Właśnie odkryłam twojego bloga, przeczytałam ten rozdział z ciekawości (i co prawda niewiele zrozumiałam, bo przecież nie czytałam poprzednich 31), ale muszę przyznać, że mi się spodobało i chyba zostanę stałą czytelniczką. :)
    Cóż, nie dziwię się, że wszyscy wariują. Po Jamesie nie ma śladu, nauczyciele zaczynają zadawać pytania, a na dodatek to nie jest zwykłe zniknięcie - biorąc pod uwagę obecne czasy, Rogacz będzie miał szczęście, jeśli wyjdzie z tego bez zadrapania. Ale jedno mnie cieszy - to, jak Lily się martwi. Widać, że jej na nim zależy i to naprawdę cudowne, zwłaszcza dla kogoś, kto kocha tę dwójkę tak, jak ja. <3 I ten patronus Lily, świetny pomysł, naprawdę.
    Co do Gabrielle to ciekawi mnie jej dar i to, czy Lily coś z niego wywnioskuje. Mam nadzieję, że tak, przecież głupotą nie grzeszy.
    Pozdrawiam, życzę weny i obiecuję wrócić na kolejny rozdział. :)
    [troubled-spirits.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam na pokłdadzie! Myślę, że przeczytanie całości dużo wyjaśni i pomoże zrozumieć :)

      Usuń
  8. Hej :D Niedawno do Ciebie trafiłam i jestem zachwycona! Kolejny blog do kolekcji :D Przeczytałam cały i nie raz miałam ciarki :P Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi Cię powitać na blogu! Rozdział już się pisze;]

      Usuń
  9. Cholerna Moony pokazała mi kolejny blog po którym wpadłam w doła moralnego, bo nie ma rozdziałów ;-;
    Dlatego błagam cię pisz, bo normalnie nie wytrzymam ! xD
    Życzę weny :D
    Wielce zniecierpliwiona Episkey.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już wiem komu podziękować! Cieszę się, że l-e jest warta polecenia xD. Rozdział jest w trakcie pisania. Idzie mi dość sprawnie, więc jest szansa, że dodam szybko notkę ^^

      Usuń
  10. Dziewczyno weźże wstawiaj ten rozdział, bo cię normalnie zamorduję! W nawiązaniu do Karo: W przepowiedni Trelawney mówiła, że rodzice Wybrańca trzykrotnie oprą się Voldemortowi, a przecież rodzice Neville'a też tyle razy ucierpieli, a po ostatnim stracili pamięć ! Więc przepowiednia jest całkowicie sensowna, jeżeli potem z Longbottomami będzie tak samo, nie? Duża buźka i ,,niech wena będzie z tobą, Rudy Leniwcu... ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha dzięki!! Piszę rozdział xD słowo! Całkiem nieźle mi idzie nie tylko pisanie... ale też i kasowanie niestety ;p. Ogólnie notka pojawi się w przeciągu... no max tygodnia
      Z pozdrowieniami,
      Rudy Leniwiec xD

      Usuń
  11. Hej, kurczę twoje trafiłam niedawno na twoje opowiadanie i powiem szczerze, że wciągnęło mnie na maxa, nie mogę się od niego oderwać.
    Błędy jak błędy, każdy je przecież robi, nie?
    Cała fabuła i postacie są jednym słowem fantastyczne.
    Akcja, Postacie, itp, wszystko ze sobą współgra, ale największy plus masz u mnie za parring Jily i styl pisania, którym, mnie urzekłaś.
    Masz we mnie kolejną wierną czytelniczkę, kłaniam się nisko, Marley.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, mogąc cię powitać na moim blogu, Marley :). Miło mi, że opowiadanie sie spodobało

      Usuń
  12. Biedy James:( jak możesz ranić tak moja ukochaną postac:( niemniej jednak opowiadanie bardzo bardzo wyciągając:) czekam na ciąg dalszy:) Rogata

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja też uwielbiam Jamesa ale czasami mam wrazenie, ze moi bohaterowie zyja wlasnym zyciem ;]

    OdpowiedzUsuń
  14. Ty chyba sobie ze mnie żartujesz? Miała być notka. A tutaj nie ma. Się chyba, kurczę, wkurzę.
    Ja rozumiem. Sama się obijam, i wgl. No ale, no kurczę no, na moje nikt nie czeka z zegarkiem w ręku i nie wchodzi codziennie patrząc czy nowa xD Więc mogę. A ty nie XDD
    <3 Czekam z niecierpliwością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę, to chyba było złe porównanie. Bo ty pewnie masz masę na głowie, a ja się obijam... ooo tak xD

      Usuń
    2. Kochana Karo, byłam prawdę mówiąc na wakacjach kompletnie bez dostępu do notek i bloga a nawet internetu!! Przepraszam za opóźnienie karygodne wręcz. Notka albo niedziele albo poniedziałek ;p

      Usuń
  15. Bez internetu? To tak można?
    Nie no dobra, nie będę z siebie robiła większego nołlajfa niż jestem xD
    Wybaczam. Niech ci będzie, wybaczam, ale usyycham tuu. Poniedziałek czyli dzisiaj? Jest szansa na dzisiaj #.#? Byłoby bosko.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak jest szansa, chociaż już późno. Piszę właśnie ostatni wątek i mam wieeelką nadzieję, że uda mi się skończyć jeszcze dzisiaj. Jeśli nie - zapraszam jutro, a notka będzie już na pewno ;]

      Usuń