Kłykcie zbielały mu od zaciskania pięści.
Stawy dłoni już mocno zaczynały mu doskwierać. Zębami zgrzytał tak zażarcie, że
bał się, iż spiłował je sobie do połowy. Syriusz zaciskał mocno rękę na jego
ramieniu. Inaczej już dawno stałby na środku polany. Jak przez mgłę widział
leżącą na zimnej, mokrej glebie rudowłosą dziewczynę i stojącą nad nią dwójkę.
Kobieta od stóp do głów spowita była w czerń; ciemne włosy sterczały w
nieładzie we wszystkie strony, okalając wyjątkowo jasną cerę. Czarne, zimne
oczy z satysfakcją patrzyły z góry na targaną drgawkami, na wpół przytomną swoją
ofiarę. Ciemne szaty, wyglądające na wyjątkowo drogie, przylegały prowokująco
do kobiecego, kształtnego ciała. Dryblas u jej boku drżącą dłonią celował w
stronę rudowłosej, słuchając z potem na czole uwag kobiety. Jego tępawa mina
mówiła wszystko. Dumne godło Salazara Slytherina na jego szacie szkolnej
połyskiwało srebrnymi nićmi w sztucznym świetle z różdżek jego współtowarzyszy.
Ale to od niej nie mógł oderwać wzroku. Rude
włosy układały się falami na brunatno-zielonkawej ziemi. Zielone oczy miała na
wpół zamknięte, otoczone przez sińce wielkości złotego znicza. Ciało leżało pod
dziwnym, nienaturalnym kątem, drżąc nieustannie. Płaszcz leżał obok niej,
niedbale rzucony i zabłocony. Szkolny mundurek był rozdarty w kilku miejscach,
odsłaniając nagie poły posiniaczonego bądź mleczno-białego, zziębniętego ciała.
Głównie były to nogi, brzuch, lewe biodro i ramiona. Nic intymnego, co chyba,
jako jedyne pocieszało Jamesa Pottera. Usta dziewczyny miały fioletowawy
odcień, a dolna warga była rozcięta. Na prawym przedramieniu również widniało
spore, mocno krwawiące rozcięcie o nierównych, wyjątkowo osobliwych kształtach.
Obiecał po drodze Syriuszowi, że zaczeka
na Remusa i resztę. Z całych sił powstrzymywał się przed atakiem. Różdżka już
dawno spoczywała w jednej z jego dłoni, ściskana i drapana paznokciami. Do tej
pory widział wyłącznie tą jedną scenę i nieco łatwiej było mu zaczekać, ale
wtedy jego uszu doszedł ostry, nachalny głos kobiety w czerni.
- Zacznijmy od Cruciatus – zamruczała do
Dryblasa, odsuwając się od niego. Wskazała mu zapraszającym gestem Rudowłosą,
zupełnie tak, jakby chciała go poczęstować figami. Chłopak oblizał wargi, otarł
brudnym rękawem pot z czoła i uniósł wyżej różdżkę.
James czuł, jak krew odpływa mu z twarzy.
Gdzieś w przebłysku świadomości, dotarło do niego, jak Syriusz warknął
„Bellatrix”, jednak nie miało to dla niego żadnego znaczenia.
- Crucio!
– mruknął Dryblas, a drobne, posiniaczone ciało Lily odgięło się do tyłu,
sztywniejąc. Z jej zielonych oczu popłynęły łzy, a z gardła wyrwał się stłumiony
okrzyk bólu.
- NIE! – wrzasnął, kompletnie nie
świadomy tego, że zdążył się wyrwać Syriuszowi i już pędził ku Lily. Dryblas
cofnął się, blednąc na twarzy, jednak Bellatrix Black pozostała na miejscu.
- James – Usłyszał jeszcze ciche
westchnienie Lil. Nigdy w jej głosie nie słyszał tyle ulgi i radości. Czekała
na niego, liczyła, że przyjdzie jej pomóc. To przez niego tu była. Przez to, że
nie mógł pogodzić się z jej szczęściem; z tym, że wybrała Syriusza. W tym
momencie był w stanie zgodzić się na każdego, kto tylko ją uszczęśliwi. Mógłby
zostać nawet jej przyjacielem, albo oddalić się od niej, gdyby tego właśnie
chciała. Zrobiłby wszystko. Jednak najchętniej po prostu by zabił. Tylko
resztkami woli powstrzymywał się od zadania śmiertelnego zaklęcia w pierś
Dryblasa, który krzywdził Lily. – Expelliarmus!
– ryknął, zamiast tego, wytrącając chłopakowi różdżkę z ręki i łapiąc ją w
powietrzu. – Petrificus totalus! –
zaintonował natychmiast i mięśniak runął jak długi na ziemię. Bellatrix
trzymała już różdżkę w pogotowiu, gotowa do skoku na niego. Obrzucając
zaciekawionym spojrzeniem jego, jak i stojącego u jego boku Syriusza. Black
zdążył do niego doskoczyć w mgnieniu oka.
- Proszę, proszę – wysyczała z kpiarskim,
wzgardliwym uśmieszkiem. – To sam James Potter! I mój uroczy kuzynek; witaj
Syriuszu – parsknęła, rzucając szybkie spojrzenie na stojącego w półkole
młodszego brata Syriusza, Regulusa. Chłopak zmarszczył brwi i wystąpił krok do
przodu, ale ktoś położył mu twardo na ramieniu rękę.
- Nie obrażaj mnie – warknął Syriusz. –
Bynajmniej nie czuję się twoim kuzynem. I czasami mocno współczuję Rabastianowi
głupoty. Że też ci się oświadczył. Musiałaś mocno ćwiczyć na nim Imperiusa,
Bello.
- Och, zupełnie nic z tych rzeczy, wręcz
przeciwnie. Rabastian jest zupełnie taki, jak ja.
- W takim razie dziwię się, że ten świat
jeszcze się nie zawalił. Zawsze uważałem, że dwie Bellatrix to zbyt wiele dla
jakiejkolwiek planety. Cóż za zaskoczenie.
- Chyba się zapominasz, kuzynie. Widzę,
że pogarda ze strony rodziców mocno cię spaczyła. Bardzo im współczuję. Gdybym
ja miała takiego syna, dopilnowałabym, żeby utopił się podczas kąpieli. – Kątem
oka najwyraźniej zauważyła, że James przesuwa się w stronę Evans, bo szybko
rzuciła:
- Stój, gdzie stoisz Potter, inaczej będę
zmuszona pozbawić twoich rodziców dziedzica.
- Spróbuj mnie powstrzymać – syknął
James, łypiąc na nią bykiem.
- Ojej. Czyżbym trafiła w czuły punkt,
panie Potter? – Wyszczerzyła zęby, bawiąc się różdżką. – Widać nie doceniłam
tej małej szlamy. Chyba powinnam się mocno zastanowić nad zabraniem jej do
Czarnego Pana. Bardzo ucieszyłby się z wabika na jedynego syna Potterów.
- Ma na imię Lily – ryknął wściekle
James, aż z jego różdżki posypały się iskry. Bellatrix zachichotała chłodno.
- Och, błagam nie rozśmieszaj mnie –
rzuciła. – Nic mnie nie obchodzi imię żadnej szlamy, kimkolwiek by była. Ale jeśli
dzięki niej Czarny Pan pozyska ciebie i twoich rodziców, to może pozwolę jej
żyć dłużej niż zamierzałam – dodała ostrym, ściszonym głosem. – Roth, do mnie!
– zawołała po chwili wysokim, nieznoszącym sprzeciwu tonem. Jacob Roth pojawił
się skulony u jej boku. Na prawym policzku miał szerokie szkarłatne rozcięcie.
- Co wiesz na temat tej dziewczyny?
- Niewiele – bąknął Jacob, unikając
wzroku Huncwotów. Omijał także widok Evans, zupełnie tak, jakby jej tam nie
było.
- Mów co wiesz, albo tym razem rozetnę ci
coś więcej niż tylko policzek – warknęła, przyciskając koniec różdżki do jego
gardła. Chłopak przełknął z trudem ślinę i pokiwał nerwowo głową.
- Nazywa się Lily Evans i jest prefektem
Gryffindoru – wydukał.
- Pani prefekt – zakpiła. - Jakie ma
powiązania z panem Potterem?
- James odkąd tylko pamiętam chce się z
nią umówić, ale ona zawsze mu odmawia. W zasadzie nie słyszałem nic więcej,
ponad to, że Potter najwyraźniej żywi do niej uczucia. Chociaż ostatnio…
- Tak? – zachęciła go Bellatrix.
- Ostatnio krąży plotka, że Lily Evans
związała się z…
- No z kim?
- Z Syriuszem Blackiem.
Bellatrix rzuciła zaciekawione spojrzenie
na Syriusza, a potem na Jamesa.
- Panna Evans najwyraźniej wie, jak gra
się w tę grę – mruknęła Bellatrix. – Spodziewałabym się po tobie czegoś więcej,
Syriuszu, ale najwyraźniej nie powinnam. Nie ładnie jest kraść przyjacielowi
dziewczynę – Zacmokała, grożąc mu palcem. – Z każdą kolejną informacją, zaczyna
się robić coraz ciekawsza. Daj ją tutaj, Roth.
Jacob dopiero teraz zerknął zlękniony w
stronę Evans, ale najwyraźniej tym razem nie miał zamiaru się ociągać. James
drgnął niebezpiecznie, ale Syriusz ponownie go zatrzymał. Roth ostrożnie wziął
Lily pod ramiona i podniósł na nogi. Podtrzymując ją, na wpół zaniósł, na wpół
zawlókł dziewczynę pod Bellatrix.
- Słyszysz mnie, ptaszyno? – spytała
słodko Bella, zaplątując sobie na palcu kosmyk włosów.
Lily uniosła powieki, zatrzymując na niej
zamglony wzrok.
- Powiedz mi, nie chciałabyś czasem
dołączyć do szeregów Czarnego Pana słodziutka? Chociaż jesteś brudnej krwi,
jestem pewna, że dla ciebie zrobiłby wyjątek. Dzięki temu ocalisz życie. Nie
muszę chyba dodawać, że powinnaś czuć się zaszczycona tą propozycją, dziewczyno
– prychnęła z wyższością, zakrawającą nawet na pogardę. Evans zmierzyła ją
wzrokiem godnym robaka.
- Prędzej zginę – szepnęła Lily z taką
pewnością, z jaką ktoś inny mógłby powiedzieć, że niebo jest niebieskie. –
Możesz mnie torturować, możesz mnie nawet zabić, ale nic nie sprawi, że będę
chciała do was dołączyć – Splunęła jej pod nogi. Jeszcze nigdy w życiu nie miał
tak silnej ochoty by ją pocałować, jak w tej chwili. Duma wypełniła jego pierś,
a uśmiech tryumfu sam pojawił się na jego ustach. Bellatrix zamachnęła się na
nią, jednak w tym samym czasie James doskoczył do nich i zatrzymał rękę Black,
zanim ta zdążyła chociażby musnąć policzek Evans.
- Nie waż się – warknął James. Bella
odskoczyła natychmiast i wycelowała w niego różdżką, rzucając zaklęcie
niewerbalne. James nie dał się zaskoczyć i odbił je zaklęciem tarczy. Bellatrix
wykrzywiła usta wzgardliwie, rzucając koleją klątwę, którą James bez większego
trudu sparował. Kątem ona zdążył dostrzec, jak kilkoro z uczniów Bellatrix
uciekło między drzewa. Po jego prawej stronie, Syriusz walczył już z dwoma
przeciwnikami. Za nim pojawił się już Remus w towarzystwie Mary, Ryana, Dorcas
i Kimberly. Cała czwórka natychmiast rzuciła się w wir walki, chociaż liczba
przeciwników malała z każdą chwilą. Dorcas natychmiast podbiegła do Lil. Jacob
już dawno wziął nogi za pas.
Bellatrix napierała na niego do chwili,
gdy do pojedynku nie włączył się Syriusz, niemalże wypychając go z miejsca.
- Zabierz ją stąd! – powiedział między
zaklęciami. – Bierz Lily i znikajcie! – James skinął głową i zostawił kuzynkę
Syriuszowi.
Lily siedziała wraz z Dorcas na ziemi,
opierając się ciężarem ciała o przyjaciółkę. Nadal była przytomna, jakby tylko
resztkami sił utrzymywała się na krawędzi rzeczywistości.
- James – wymamrotała ochryple, kiedy
kucnął przy niej i otoczył ją ramionami.
- Już dobrze, zaraz cię stąd zabierzemy -
szepnął ciepłym, uspokajającym tonem, podnosząc ją w górę na rękach.
- Wiedziałam, że po mnie przyjdziesz –
mruknęła tuż przed utratą przytomności.
Mięśnie bolały ją przy każdym ruchu. Sen
nie był dla niej łatwy. Wszędzie pełno było bólu, błysków światła, ciemnych
postaci przesłoniętych mgłą i zimnych, ciemnych oczu. Czasami nie była pewna co
dzieje się naprawdę, a co tylko w jej głowie. Kilka razy próbowała wołać o
pomoc, ale wtedy sen stawał się silniejszy i wciągał ją jeszcze mocniej,
odbierając wszystkie zmysły. Nie wiedziała ile czasu minęło, ani gdzie się
znajduje. Słyszała znajome głosy, ale nie była w stanie stwierdzić, czy są
prawdziwe. Wiedziała, że śpi długo i że nie jest to naturalny sen. Musieli ją w
nim podtrzymywać.
- Niedługo zaczną się kolejne zajęcia –
powiedział kobiecy głos. Starała się zidentyfikować po nim osobę, jednak
dźwięki były nadal stłumione, a mówiący znajdował się za daleko od niej.
- I bardzo dobrze. Może część głąbów się
czegoś nauczy – Ten głos był już dużo bardziej czytelny. Nie tylko rozmówca
znajdował się tuż przy niej, ale co więcej był to ktoś, kogo nie pomyliłaby z
nikim innym. Ktoś, kto przecież ją ocalił. To ten głos słyszała przez cały czas
snu. I tylko ten głos ratował ją od cierpień.
- Dobrze wiesz, o co mi chodzi. Nie było
cię na zajęciach przez trzy dni! Nauczyciele już zdążyli to odnotować. Chyba
nie chcesz narobić sobie więcej kłopotów?
- Oczywiście, że nie chcę. Dlatego
zamierzam tu zostać ile będzie trzeba.
Lily zaczerpnęła głośno powietrza, czując
nagłą falę bólu. Sen odchodził, a jej powracały zmysły. Łóżko było niewygodne,
a poduszka za twarda. Nie mogła, więc być na swoim szkolnym łóżku. W
pomieszczeniu było też za jasno, by mogło to być jej dormitorium. Nie musiała
otwierać oczu, by o tym wiedzieć.
- Budzi się – szepnął James, nachylając
się nad nią. Do tego także nie potrzebowała oczu; wystarczyło, że poczuła
silniejszy zapach jego perfum.
- Pójdę po panią Pomfey.
- Nie – mruknęła, mając nadzieje, że
wystarczająco głośno, by ją usłyszeli. – Już nie.
- Lil? – James wziął ją za dłoń i
przysunął do swojej twarzy. – Potrzebujesz jeszcze snu.
- Nie, proszę – jęknęła, czując jak po
jej policzkach spłynęły łzy. Nie była pewna czy to z bólu, czy raczej z ulgi.
- Dobrze, już spokojnie – Pogłaskał ją po
włosach, odsuwając przy tym grzywkę z jej czoła. – Nie będzie snu. Jak się
czujesz?
- Jakbym spadła z miotły – syknęła.
James nie mógł się nie uśmiechnąć. Był to
raczej smutny uśmiech. Nie mógł się zdobyć na żaden inny. Do tej pory pamiętał,
jak w pierwszej klasie rewelacyjnie walnęła o drzewo. Chociaż wtedy nie było to
zabawne, z perspektywy czasu nabrało koloru. Wtedy wszystko było prostsze.
Wtedy nie stało jej się nic złego z jego winy, a tym razem…
Lily otworzyła oczy, po chwili mrużąc je.
Spróbowała zasłonić twarz ręką, po czym zasyczała z bólu. Kiedy podtrzymywali
ją w śnie, co jakiś czas krzyczała, rzucając się na łóżku. Nie był to łatwy
widok i na pewno nigdy go nie zapomni. Kilka razy powiedziała też jego imię, co
przyprawiło go mocniejsze, bolesne bicie serca.
Bolało go nie tylko to, ale też i kilka
innych rzeczy. Na przykład wizyty Syriusza. I chociaż dziwił się, że chłopak
nie jest przy niej cały czas, nie mógł się nie cieszyć z chwil, kiedy był z nią
sam na sam. Doceniał każdy moment. W końcu niewiele im takich zostało. Nie
sądził, by później będzie mógł poprawiać jej poduszki, całować w czoło, trzymać
za rękę, czy chociażby patrzeć tak, jak mógł teraz. W końcu była dziewczyną
jego najlepszego przyjaciela. I chociaż wmawiał sobie, że nie robi nic, o co
Syriusz mógłby być zazdrosny, nie potrafił nie czuć ucisku w okolicach żołądka.
- Lepiej uważaj z tym – powiedział James,
odkładając delikatnie jej rękę na miejsce.
- Bandaż – westchnęła. – Pamiętam, że
Bellatrix rozcięła mi rękę. Ale…
- Lily, ona nie rozcięła ci ręki, tylko
wyryła w niej napis. A w zasadzie jedno słowo. Szlama.
- James! – syknęła Mary, dopiero teraz
podchodząc bliżej. To do niej należał pierwszy głos i to ona wyganiała Pottera
na zajęcia. Najwyraźniej wylosowała najkrótszy patyk.
- Przecież i tak zauważy! – żachnął się,
rzucając jej kwaśne spojrzenie.
- Ale to nie znaczy, że od razu trzeba
jej o wszystkim mówić – warknęła Macdonald.
- Mary jest w porządku, naprawdę. Już
pamiętam – zapewniła Evans, podnosząc się na poduszkach. – Jacob. Zaprowadził
mnie tam – zaczęła powoli, nie patrząc na żadne z nich. Ból nasilił się, ale
chciała go czuć. Wolała to niż kolejne majaki. Jej umysł był przytępiony, ale
pamięć działała bez szwanku. Po prostu skupienie się zajmowało jej dłużej niż
normalnie. Najwyraźniej środki nasenne wciąż działały.
- Lil, nie musisz… - wtrącił od razu
Potter, ale tym razem to ona mu przerwała.
- Chcę – Posłała mu przeciągłe
spojrzenie. Wyglądał wyjątkowo źle, jak na niego. Włosy miał potargane bardziej
niż kiedykolwiek. Okrągłe okulary były zarysowane przez całą długość szkiełka,
oczy podkrążone, a ręce podrapane. Trzy dni w dziczy wprost nie mogły wpłynąć
na niego inaczej. – Myślę, że wcale tego nie chciał. Nie chciał mnie skrzywdzić.
Najpierw sprzeciwił się ćwiczeniu na mnie, ale Bellatrix uciszyła go zaklęciem,
a później powiedziała komuś, żeby go kopnął; aż upadł. Później, kiedy kazała mu
rzucić na mnie klątwę, znowu tego nie zrobił; tym razem rozcięła mu policzek,
ale dała za wygraną. Wiem, że część uciekła, kiedy tylko się zorientowali. I… -
zerknęła na Jamesa. Czuła, że broda jej zadrgała, ale nie potrafiła inaczej
zareagować. – Był tam Severus – szepnęła ochryple. – Kiedy mnie zobaczył, chyba
chciał mi pomóc, ale… wyprowadzili go. Chyba go ogłuszyli, nie jestem pewna,
ale… był tam. Gdybym to nie była ja, pewnie zrobiłby to samo co większość. –
James pokiwał głową ze zrozumieniem, po czym usiadł tuż przy niej i objął ją
ramieniem.
- Wiem. Nie myśl już o tym – zamruczał uspakajająco.
– Jesteś ze mną i nie pozwolę cię skrzywdzić nikomu.
Pragnęła tego od chwili, kiedy przyszedł
jej pomóc, jeśli nie dłużej. Nie umiała tak po prostu zrezygnować z jego
bliskości, nawet jeśli coś wewnątrz niej krzyczało, by się odsunęła, zdeptała
owo „coś” w myślach. Czuła, że jest to właściwe. Wciągnęła w nozdrza jego
zapach, czując jak kolejne łzy spływają po jej policzkach. Była bezpieczna. I
chociaż ból był silny, a jej organizm wymęczony, jeszcze nigdy nie czuła się
tak szczęśliwa.
Mary potarła jej nogę przez pościel. Za
chwilę pokazała na wyjście i oddaliła się, puszczając im wcześniej perskie
oczko. Nawet nie potrafiła jej zatrzymać i mówić, że nie jest tak, jak sobie myśli.
Mogłaby ogłosić to całemu światu, a ona by temu nie zaprzeczyła.
James był zdecydowanie wygodniejszy niż
okropne szpitalne poduszki. W dodatku pachniał bardziej zachęcająco i dzięki
niemu w końcu było jej ciepło. Nieprzerwanie głaskał jej włosy, co chwilę
muskając ustami jej czoło. W końcu oparł o czubek jej głowy policzek, ani na
chwilę nie przerywając milczenia. Było to tego typu milczenie, które chce się
by trwało wiecznie. Takie, które nie jest ani niezręczne, ani ciążące.
Przynosiło spokój i ukojenie. Nie trzeba było im słów. Nie tym razem. Lily
zarzuciła na niego chorą rękę z cichym sykiem bólu. James drgnął, chcąc zrobić
jej miejsce, ale w żadnym wypadku nie pozwoliła mu się ruszyć choćby na
milimetr. Jego ciepło pozwalało zapomnieć o wszystkim co złe, a skupić się na
chwili bieżącej. Bała się, że jeśli się odsunie, to znowu ją zostawi i
odejdzie. A ona w żadnym wypadku nie chciałaby zostać sama. Po raz pierwszy w
życiu cieszyła się, że nie poszedł na zajęcia. Wsunęła mu dłoń pod koszulkę,
chcąc ogrzać ciągle zimną dłoń zranionej ręki. Potter nawet przez chwilę nie protestował,
mimo lodowatego dotyku. Sen przyszedł szybko, nie tylko dla niej. I tym razem
nie śniła żadnych snów; mogła odpocząć.
***
Jedyne co przychodzi mi teraz do głowy to wielkie, soczyste: PRZEPRASZAM! Notka planowana była na dużo, dużo wcześniej, niestety przez cały ten czas Wszechświat robił wszystko, bym nie miała dla siebie nawet chwili wolnego, a nawet jeśli już takowa się znalazła, to wena robiła strajk. Rozdział jest wyjątkowo krótki, ale myślę, że dość... hmm, powiedzmy naszpikowany emocjami. Starałam się oddać w jakiś sposób powagę sytuacji i mam nadzieję, że choć w połowie osiągnęłam zamierzony cel. Oczywiście ominęło mnie bardzo wiele, w tym: urodziny!
Po pierwsze urodzny najcudowniejszej na świecie i jednej w swoim rodzaju Klaudii! Słoneczko, chciałabym życzyć Ci wszystkiego co najlepsze i spełnienia najskrytszych marzeń. Oby ten rok był lepszy niż poprzedni, bo dobrego nigdy za wiele. Dużo zdrowia, bo ono jest podstawą. Samych sukcesów i uśmiechów. Żeby otaczali Cię dobrzy, życzliwi ludzie, których warto pokochać. Sto lat! ;*
Jeszcze wcześniej były urodziny bloga! Kto by pomyślał, że to już tyle lat! Myślę, że będę starała się dodać na konto tej okropnej przerwy kolejny rozdział dużo szybciej; może w przeciągu tygodnia się uda? Taka mała rekompensata, o ile znowu nie będę musiała robić za muła!
Wasza,
Lil
Ten rozdział jest naszpikowany emocjami jak jagnięcina słoniną! :O Siedziałam i prawie nie oddychałam. Dobrze, że to był krótki rozdział, bo bym się udusiła. ;)
OdpowiedzUsuńPrzeprosiny takim rozdziałem przyjmuję bez wahania. Czekam teraz tylko na kolejny, nie mniej naładowany emocjami. I - kurczę mol - kiedy James się dowie o tym, że Liluś i Syr nie są razem? Chociaż w sumie może jeszcze trochę chłopina pocierpieć. :P
Trochę zasłużył :D w takim razie mission completed! ;p
UsuńNARESZCIE!!!!
OdpowiedzUsuńDoczekałam się :d Świetny i bardzo pozytywny. Wszystko dobrze się skończyło:D
Mam nadzieję, że w końcu Lily i James będą razem <3
Niestety nie odważę się wyjść naprzeciw pani Rowling i nie zwiążę ich przed siódmą klasą. Chociaż przyznaję, że bardzo bym chciała, to nie mogę :<
UsuńJAK JA CIĘ KOCHAM,NOO<333
OdpowiedzUsuńZaczynając,to bardzo dziękuję za życzenia :*
A rozdział?
Bożee,prześliczny :0
Jestem sobie na necie,ta strona mi się wyjawia ( ustawiona na starrtową^^) i myślę,że rozdziału nie będzie,że może dasz na walentynki.
Czekam,aż się załaduje...
I JEST !
Tym razem czytałam wolniutko,żeby się delektować *-* Mmmmm,smakowało jak ciasto mojej mamy ;)
W końcu oni są razem!!! HAPPY,HAPPY,HAPPY ;D
Myślę,że się zbliżą. W końcu uratował jej życie ;* Lil będzie miała trochę trudny wybór. Traktować Pottera,jak wcześniej ( jeśli tak to rozegrasz,to nie wiem co Ci zrobię!) czy być milsza ^^
Genialnie wyszła Bella. Ten jej charakter...
Co do Lily i Syriusza,niech powiedzą prawdę,nie lubię,gdy James cierpi xd ^^
JAMES,JAMES,JAMES,JAMES! ! Kochany,wrócił :*
Słodko,niech po leży sobie jeszcze w tym szpitalu xd Więcej takich pięknych,słodkich scen *_*
Tobie,mój aniołku,życzę weny,bardzo dużoo. A gdyby co,zgłoś się do mnie,to pożyczę Ci jej trochę (piszę bloga,też o Jily xd ). Oczywiście,życzę zdrowia,szczęścia itd. bo na prawdę umiesz ślicznie opisać momenty :* Miłych walentynek,słońce ;)
Klaudia się cieszy! :D
Stan przed zawałowy xd
Pozdrawiam,Klaudia *-*
Mam nadzieję, że zbytnio mi nie odplynęłaś przed monitorem :D. Dodam tylko, że chociaż nie lubię walentynek, to postanowiłam pokazać "moją lepszą i romantyczną stronę" i dodałam wyjątkowo uroczy momencik :D mój chłopak będzie ze mnie dumny! Dziękuję za życzenia ;*
UsuńKiedy następny? xd
OdpowiedzUsuńpiękny :*
Mam nadzieję, że wyrobię się jak najszybciej ;]
UsuńZerknęłam przelotnie na Twojego bloga, patrzę, a tu taka miła niespodzianka :) Nareszcie spotyka mnie coś dobrego, odkąd moje zdrowie zaczęło szwankować. Ale muszę przykro stwierdzić, że nie mogłam odpłynąć podczas tego rozdziału. Zbyt przeżywałam to, co czuje Lily, zbyt wczułam się w sytuację Jamesa i jego poczucie winy, by docenić, jak wspólne cierpienie zbliżyło ich do siebie... I mimo przyjemnych momentów ich bliskości, rozdział wzbudził we mnie smutek i rozgoryczenie... Bo kto wie, czy po rekonwalescencji, znowu coś nie stanie między Lily a Jamesem, i to, co udało im się zbudować, znowu się nie sknoci? Mam jednak nadzieję, że ,,przygoda'' w Zakazanym Lesie czegoś tych dwoje nauczy i w końcu uda im się do siebie dotrzeć. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMyślę, że to miało być w pewnym sensie smutne i pokazać, że niekoniecznie chodzi tu o jakiś rodzaj hm, uczuć głębszych w stylu "miłość", a raczej właśnie taką troskę o drugie, wspólny ból i chyba najbardziej, to przyjaźń. James pojął niejako, że szczęście Lily jest dla niego najważniejsze i mimo wszystko jest w stanie być jej przyjacielem. A Lily... cóż, okazuje się, że ufa Jamesowi. Jeśli przeżywałaś jakieś emocje, to jestem w pełni usatysfakcjonowana :) nie skupiłaś się na słodziutkim momencie, a na czymś o poziom wyżej. Właśnie na tym mi zależy. Nie zawsze trzeba aż odpłynąć w słodkości emocji. Czasami emocje potrafią mocno zasmucić, szczególnie te potencjalnie "pozytywne". Ja tak mam bardzo często.
UsuńCo nie umniejsza jakości Twojej treści. Bardzo mi się podobał ten rozdział. Mam jednak przeczucie (modlę się, że subiektywne!), że Lily i James jeszcze nie dojrzeli to tego, żeby być razem. I w sumie może i dobrze... To by pewnie oznaczało rychły koniec Twojego opowiadania, a tego bym nie zniosła. Musisz jeszcze się wykazać i doprowadzać nas do takiej ekscytacji, jak teraz :)
UsuńWłaśnie sobie zerkam tu i ówdzie na różne blogi a tu niespodzianka! Już lece czytać! KB
OdpowiedzUsuńPrzecież nie mogłam Was tak po prostu zostawić! ;]
UsuńOooo! :) Lepiej późno niż wcale Lil! Powiem, że jestem zaskoczona, jak zwykle. Oczywiście jestem ciekawa kiedy sobie oświadczą, że Lily nie jest z Syriuszem. Niech sobie wszystko powiedzą i nie zachowują jak dzieci. Stroją straszne fochy. Jedno jest gorsze od drugiego! Musza wynieść wnioski ze swojego zachowania i jego skutków!
OdpowiedzUsuńA tak na marginesie to notka krótsza niż zwykle? Chyba, że mi sie wydaje?
Ohhhh i oczywiście James. Kocham Go całym sercem! :D Rogaś najlepszy, bez dwóch zdań! I jak leżą na tym łóżku. Mmm
Bela jak zwykle psychiczna no ale tak ma być. Są ludzie i wariaci...
Ogólnie uwielbiam jak piszesz. jestem pełna podziwu dla tego co zrobiłaś! I nie mam pretensji o brak czasu. Sama próbuje coś 'napisać' ale moja wena baaardzo rzadko się objawia no i z czasem też nie jest za dobrze, zawsze jest coś co trzeba zrobić na już i odkladam pisanie na kolejny dzien... A jak coś już napisze to wydaje mi sie to bezsensowne. :P
PS. A co u Teddiego? On się zapłacze, że o nim kompletnie zapomniałaś! :)
Pozdr KB! :)
Nadal kocham mojego Teda, niestety czasami trzeba poświęcić się czemuś kosztem czegoś innego i tak jest chyba w tym przypadku. Wolę pisać coś, co wiem, ze pójdzie w zadowalającym kierunku, a z Teddym jest dość trudno. Nie chcę przesładzać, zbytnio dramatyzować, czy inne takie. Chyba muszę być "po męsku" nastawiona do pisania o nim :)
UsuńWitaj i nie miej mi tego za złe, że nie komentowałam. Bo tak, chyba nie komentowałam wcześniej. Znaczy, chyba się nie ujawniłam. W każdym razie, jakoś tak... Z reguły pisze komentarze. I z reguły są dosyć długie. Ale kurde, jakoś tak... Mam nadzieję, że wybaczysz :D Postaram się pisać jakiś komentarz pod każdym następnym rozdziałem, choćby takie "przeczytałam". Wydaje mi się, że nawet takie krótkie słowo jest lepsze od niczego :D Bo w końcu... Mi samej czasem wydaje się, że te obserwacje są jakby "puste", kiedy ktoś nie komentuje, albo coś :D
OdpowiedzUsuńW każdym razie podziwiam Cię, kobieto. Masz fantastyczne pomysły i dobrze piszesz c: Po prostu genialnie. No i w ogóle, wszystkiego dobrego. Dużo weny i przede wszystkim czasu dla siebie.
Pozdrawiam ciepło i kajam się c:
Jestem tego typu osobą, która nawet nie widząc żadnych komentarzy, dalej robiłaby swoje. Szczególnie widząc oile jest wejść! Jedyne co, to mogę być szczęśliwa i wdzięczna, że pokazałaś, ze jesteś :) to również jest bardzo ważne i odkrywając coraz to kolejne osoby, człowiek uświadamia sobie, że jest doceniany. Ktoś stwierdział "tak, to warto skomentować" i od razu czuć dumę, dlatego: dziękuję i w żadnym wypadku nie mam czego Ci wybaczać! ;*
UsuńCzy poinformowałabyś mnie proszę o nowym rozdziale? (boso-po-mokrej-trawie.blog.onet.pl) Szczególnie, że zakończyłaś w tak... szukam słowa. sensualny (?) sposób.
OdpowiedzUsuńNiestety nie informuję o nowych rozdziałach w taki sposób, bo najzwyczajniej nie mam czasu. Ale zawsze zamieszczam informację na moim profilu na facebooku i na gg w opisie. Moj numer gg: 8423498. Podany jest też w zakładce poświęconej mojej osobie. Chętnie bym informowała, ale nie mam niestety kiedy.
Usuńo jezusie! W końcu jest! Po prostu już straciłam wiarę a tu proszę! Nowy rozdział <3 I do tego taki piękny. Po prostu brak słów. Naprawdę. Kocham Twojego bloga. Jak kiedyś będziesz dawało go w wersji PDF to jestem pierwsza w kolejce! To jest po prostu mistrzostwo! Tyle akcji! Kocham po prostu. I niecierpliwie czekam na następny. Mam nadzieję że będzie trochę szybciej i będzie ciut dłuższy. Czekam! <3
OdpowiedzUsuńPostaram się. tym razem nie wydłużałam już, bo pomyślałąm, że resztę dam na nastepny rozdział i już nie będę przedłużać. Miałąm nadzieję, że Ci się spodoba :) dziękuję za ciepłe słowa
UsuńHej, tak naprawdę to chyba komentuję tu po raz pierwszy, mimo że czytam od dłuższego czasu. Powiedzmy, że jakoś tak wyszło...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie będziesz za to zła ;/>
W każdym razie, przełamałam się po tym rozdziale. No po prostu nie mogłam tego zastawić bez słowa ;)
A wiec tak: beczałam i to tak autentycznie. Uczucia Jamesa mnie rozbroiły całkowicie i było mi go tak strasznie żal przez jego poczucie winy -mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi ;). Ten rozdział był taki głęboki i wprost nie mogłam się od niego oderwać. No cudo no ;]. Ale to nie koniec.
Kiedy już byłam taka cała we łzach to trochę mnie rozbawiło to spojrzenie Belli po dowiedzeniu się, że Lily jest z Blackiem. Nie wiem czemu, mam do tego jakiś taki rozbawiony stosunek xD W każdym razie, później gdy Bella proponowała Lil członkostwo to aż zaciskałam kciuki, żeby ona jej pod nogi napluła i co... I ona to zrobiła. Rozegrałaś to po mistrzowsku i tak jak powinno być, a nie jak w większości przypadków by było - długa przemowa.
Jeszcze dodam, że jak James pękał z dumy przez Lil to sama uśmiechałam się szeroko (czasami zbyt bardzo uosabiam się z bohaterami i oto tego skutki ;) ) A potem to już tylko uśmiechałam się do tych błogich chwil w szpitalu.
Jednym słowem: BOSKIE. Świetny post tylko szkoda, że tak późny, ale cóż, nikt nie może cie winić za brak czasu i weny. Mogę życzyć ci tylko kolejnych takich perełek i dużooo wolnego czasu... No i jeszcze weny oczywiście ;)
Na następny rozdział czekam z utęsknieniem ^^
Isabella
PS. Sorka za nieskładny komentarzyk, ale emocje jeszcze jeszcze nie opadły ;]
Miałam nadzieję wywołać kilka skromnych łezek na policzkach tym rozdziałem i zdecydowanie cieszę się, że masz takie podejście do związku Lils i Syriusza. O to mi chodziło! Dokładnie o to. W końcu... jakim cudem mogliby być rzem na poważnie! A Lily... och, nie byłaby sobą gdyby nie napluła pannie Black pod nogi. Dodam tylko, że sama łatwo się emocjonuje i totalnie wszystko przeżywam.Dziękuję za miłe słowa! Postaram dodać się jak najszybciej kolejny rozdział
UsuńKocham akcje, jak Lily się coś dzieje! ;-;
OdpowiedzUsuńBoże, dlaczego nie ma następnych notek... Właśnie zaczęłam płakać, a tu nagle koniec .-. Pisz szybko i weny!
Oczywiście postaram się dodać jak najszybciej. Mam nadzieję, że następne rozdziały spodobają ci się równie mocno
UsuńHej.
OdpowiedzUsuńMajstersztyk! Po przeczytaniu rozdziału mam taki niedosyt, czekam na ciąg dalszy. Akcja rozegrana i opisana po mistrzowsku, naprawdę, opis uczuć Rogasia, Lily. Zazdroszczę talentu:) Aż mi szkoda go było jak czytałam jak się obwinia, nie wiem co napisać:) Brak mi słów zachwytu w języku polskim może elficki dał by radę:)
Pozdrawiam Rogata z http://huncwot-rogata.blogspot.com/
O tak, elficki jest nieziemski i całą pewnością do opisu jakichkolwiek uczuć byłby najlepszy! Ciąg dalszy z pewnością niebawem
Usuńpo prostu bosko...! :D
OdpowiedzUsuńSię staram ;)
Usuńdługo nie wytrzymam czekając na kolejny rozdział!!.
OdpowiedzUsuńPostaram się dodać szybko
UsuńKiedy dodasz następny rozdział?
OdpowiedzUsuńJak tylko go napiszę ;p myśle, ze niedlugo
UsuńEj! Dziś zaczełam czytac i skończyłam :) Pisz dalej!!!
OdpowiedzUsuńOooo! No to nieźle ;]
UsuńRozumiem, rozumiem. A kto wie? Może nawet się zgłoszę
OdpowiedzUsuńKiedy następny rozdział? :D
OdpowiedzUsuńhttp://lilykobietaktorazmienilaswiat.uchwycone-chwile.pl/ zapraszam na mojego bloga opowiadanie świetne
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do Liebster Blog Award :*
OdpowiedzUsuńSzczegóły u mnie : http://moonlightmemoriesbymeganlunarismoony.blogspot.com/2014/05/nominacja.html
Megan Lunaris Moony
:*
A kiedy nas zaskoczysz nowym rozdziałem? ;x
OdpowiedzUsuńKiedy nowy rozdzial?
OdpowiedzUsuńCamelia
I gdzie się podziałaś, droga Lil?
OdpowiedzUsuńMy tu usychamy z tęsknoty :C
Świetny blog. Czekam na ciąg dalszy :-)
OdpowiedzUsuń