czwartek, 7 sierpnia 2014

036. Prawda versus kłamstwo



Szpitalne łóżka nigdy nie należały do jego ulubionych, jednak tym razem nie mogło mu się nie podobać. Poczucie satysfakcji dodatkowo budowało jego relatywnie dobry humor. W końcu Lily sama przyciągnęła go do siebie. Przez cały czas jej snu bał się chociażby drgnąć, żeby nie zrobić jej krzywdy. Nie chodziło tu nawet o sam fakt tego, że chciała jego obecności przy niej jako chłopaka, ale bardziej po prostu jako drugą osobę, a to dodatkowo nadawało temu wartości. Chociaż cudownie było móc być koło niej, nie zapomniał do czego ostatnim razem doprowadził ich jego egoizm. Tym razem obiecał sobie niczego nie schrzanić.
Przez ostatnie dni nie miał zbyt wiele okazji do snu. Dlatego nie był zdziwiony, kiedy się ocknął. Ciało odrętwiało mu od długiego leżenia w jednej pozycji. Przetarł oczy jedną dłonią. Lily leżała koło niego, śpiąc twardo z otwartą buzią. Nie mógł się nie uśmiechnąć. Wyglądała tak spokojnie.
Nogi miał zwieszone z łóżka i kiedy tylko nimi poruszył, pojawiło się w nich tysiące wściekłych mrówek. Syknął przeciągle. Minęła chwila, zanim zdał sobie sprawę z tego, że nie są sami.
- Dobry – Usłyszał naprzeciw siebie. – Jak się spało? – Syriusz opierał się luźno o barierkę w nogach łóżka Evans. Szkolny krawat miał przewieszony swobodnie przez szyję. Obok Blacka stała perfekcyjnie wypolerowana miotła. Chłopak unosił pytająco jedną brew, rzucając mu wyjątkowo osobliwe spojrzenie. Potter podniósł się błyskawicznie, uwalniając prawą rękę spod głowy Lily i pilnując przy tym, by się nie obudziła. Potarł nerwowo kark, czując jak pot wychodzi mu na czoło. Cholera – zaklął w myślach. Nie powinien był tego robić. Przecież postanowił sobie, że będzie fair w stosunku do Syriusza i Lily. W żadnym wypadku nie powinien więc przy niej siedzieć w taki sposób. Ale przecież nie zrobił tego ze złych pobudek.
- Syriusz – bąknął. Chyba pierwszy raz w życiu zdarzyło mu się zostać przyłapanym z dziewczyną przyjaciela w tak dwuznacznej sytuacji. Jeszcze nie zdążył wymyślić jak się zachować. – Słuchaj, to nie tak. To nie jest to, na co wygląda, dobra? – zaczął w najgorszy z możliwych sposobów.
- Nie? – Syriusz uniósł, tym razem obie, brwi z zaciekawieniem. – Dla mnie wygląda to tak, że ty i Evans zaczęliście się całkiem nieźle dogadywać.
- Tak. Znaczy nie. To jest t ak, ale nie w takim sensie jak myślisz – Uniósł przed siebie dłonie w obronnym geście. Syriusz wydawał się być jeszcze bardziej zbity z tropu. Potter położył mu ciężko rękę na ramieniu i odprowadził kumpla na bok. – Łapo, wiem, że zachowałem się jak idiota.
- Wiesz? – burknął Black, krzyżując ręce. – Coś nowego – sarknął.
- Evans… wybrała ciebie. Potrafię to zrozumieć. Objąłem ją tylko po przyjacielsku, przysięgam. Bez żadnych podtekstów. Nie potrzebujesz mojej zgody, ale chcę, żebyś wiedział, że rozumiem i nie będę stawał wam na drodze. Wystarczy mi, że będzie szczęśliwa – wyrzucił z siebie na wydechu. Chyba jeszcze nigdy nie okazał tyle empatii i emocji. Wzdrygnął się, mając nadzieję, że nigdy więcej nie będzie zmuszony tego powtarzać.
- Że co? – mruknął Syriusz, patrząc na niego jak na sklątkę tylnowybuchową. – Nażarłeś się czegoś niestrawnego w tym lesie?
- Nie – bąknął James. -  Po prostu zmądrzałem. Ty i Lily... będzie z was dobra para – Syriusz wytrzeszczył na niego oczy. Za chwilę otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale zaraz je zamknął. Wskazał palcem na Jamesa na Lily i na siebie, ponawiając poprzedni ruch ust. Następnie potarł brodę mamrocząc do siebie pod nosem, z każdą chwilą uśmiechając się szerzej i szerzej. Na koniec parsknął tylko śmiechem, najwyraźniej kompletnie nie wczuwając się w klimat.
- Nie powiedziała ci – rzucił krótko i z wyraźnym rozbawieniem. – Wiedziałem, że zwali to na mnie, niech ją szlak.
- Kompletnie nie wiem o co ci chodzi – przyznał Potter, czochrając bezwiednie włosy.
- O to, że zaraz najprawdopodobniej będę martwy – westchnął Black, kręcąc z politowaniem głową. – Evans i ja nie jesteśmy i nigdy nie byliśmy razem, Rogaczu. Ktoś w końcu musi to powiedzieć.
Tym razem to James kilka razy otwierał buzię, próbując wydusić z siebie coś sensownego.
- Słucham? – wyjąkał jedynie nieswoim głosem.
- Mam ci to wysłać na piśmie? – burknął Syriusz. James oparł się o najbliższą ścianę, czując jak krew odpływa mu z twarzy. – Lily ukartowała to wszystko. Skłamała, że jesteśmy razem.
- A ty skłamałeś razem z nią – skonkludował szybko James. Syriusz pokiwał tylko głową, nawet nie próbując się tłumaczyć. – Dlaczego? – chciał wiedzieć Potter.
- Szczerze? Nie mam pojęcia. Z jakiegoś powodu poczułem się zobowiązany – wyznał Black, krzywiąc się. Najwyraźniej i jemu z trudem przychodziło uzewnętrznianie się. Ale przecież wiedział to nie od dziś.
- Zobowiązany, żeby skłamać mi, dla dziewczyny, która z tylko sobie znanego powodu postanowiła zabawić się moim kosztem? – podsunął Potter sucho. Syriusz wywrócił oczyma. Wsadził dłonie do kieszeni spodni szkolnego mundurka. Białą koszulę miał wypuszczoną ze spodni, zaś szata czarodzieja najwyraźniej była poniżej jego godności ucznia i poprzestał jedynie na kamizelce. James w zupełności popierał ten styl, chociaż jemu brakowało nawet kamizelki.
- Zobowiązany, bo to ja wkręciłem cię w randkę z Nicole Sorrow – warknął Black. W jego stalowych oczach błysnęły iskry. Najwyraźniej Syriusz zdawał się rozumieć postępowanie Evans dużo bardziej niż James zakładał. Z jakiegoś powodu to drażniło go jeszcze bardziej.
- A co to ma do rzeczy?
- To, że… - Syriusz zawahał się. – Lepiej powinieneś zapytać o to Evans.
- Ale pytam ciebie. Jesteś mi to winien – przypomniał się James. Wiedział, że zastosował cios poniżej pasa, ale nie widział innego wyjścia. Poza tym, w końcu taka była prawda. Przez chwilę mierzyli się wściekle spojrzeniami, aż w końcu Black dał za wygraną.
 - Evans mocno to przeżyła, dobra? –syknął niechętnie, ale to nie zadowoliło Jamesa. Black zaklął od serca, kontynuując. – Cholera, Rogaczu. Z jakiegoś powodu ją to zraniło. Po prostu! Nic więcej nie wiem, ale zakładam, że była zazdrosna.
- Lily?! O to, że poszedłem na udawaną randkę? Błagam cię, nawet ja w to nie uwierzę.
- Nie wydaje mi się, żeby Lily wiedziała, że jest udawana. A nawet jeśli, to wciąż ją mogło zaboleć. Mówiłem ci, że nie wiem o co chodzi, ale wiem jedno: ona i ja nigdy nie byliśmy parą.
Nie miało to dla niego żadnego sensu. Po pierwsze, czy kiedykolwiek Lily Evans była o niego zazdrosna? Mogłaby być? Przecież to świadczyłoby zupełnie o czymś innym niż obojętność wobec niego. A nawet jeśli, to dlaczego miałaby kłamać? Nigdy tego nie robiła. I wtedy coś jeszcze przyszło mu na myśl.
- Całowałeś się z nią? – spytał, zanim zdążył ugryźć się w język. Nie był pewny, czy chce poznać odpowiedź.
- James, ja…
- Tak, czy nie?
- Tak – przyznał Black. – I za żadne skarby świata bym tego nie powtórzył. Równie dobrze mógłbym pocałować ciebie – Wzdrygnął się teatralnie. Potter rzucił mu powątpiewające spojrzenie. W końcu sam jeszcze całkiem nieźle pamiętał pocałunek Evans i w przeciwieństwie do zapewnień Syriusza, on oddałby wszystko, żeby go powtórzyć. Złość wezbrała w nim, a przed oczyma pojawił się niechciany obraz Syriusza i Lily. I chociaż za żadne skarby świata nie chciał sobie tego wyobrażać, splątane ze sobą postaci nie chciały zejść mu z wizji.
Zacisnął pięść z całej siły i walnął nią Syriusza prosto w twarz. Blacka odrzuciło do tyłu, a z nosa poszła mu krew. James poczuł pulsujący ból w kłykciach i strzepnął kilka razy rękę. Łapa rzucał mięsem sycząc i wycierając krew z twarzy białymi rękawami koszuli.
- Potter, do cholery – warknął głośniej Syriusz.
- Jesteśmy prawie kwita – James wycelował w niego palcem, od razu czując się lepiej. – Ani słowa Lily o tym, że wiem.
- Że co? – wystękał jego przyjaciel, nachylając się nad podłogą. Dobrze, że byli w skrzydle szpitalnym. Syriusz splunął krwią.
- Słyszałeś; ani słowa Evans, że wiem – powtórzył dobitnie. – Jesteś mi to winien – dodał używając ponownie tego samego argumentu.
- Niech to szlak. Nienawidzę was wszystkich – wymamrotał Łapa, kiedy usłyszeli szybkie kroki i czyjś okrzyk.
- Panie Black! – Szkolna pielęgniarka, pani Pomfey, stała pośrodku korytarza i zakrywała usta dłonią. Za chwilę podbiegła do nich i wyciągając różdżkę z kieszeni fartuszka, nastawiła Syriuszowi nos. Zawył z bólu, zaciskając zęby na języku. Nie poczuł większej różnicy; w ustach już wcześniej miał metaliczny posmak krwi. – Na Merlina, co się stało?!
Huncwoci wymienili krótkie spojrzenia.
- Wpadłem na ścianę – wymamrotał Black, przyjmując od pielęgniarki gazy i wycierając nimi twarz.
- Na… na ścianę? – powtórzyła sceptycznie Pomfey, unosząc wysoko wąskie brwi.
- Tak jest – przytaknął Syriusz, siadając na krześle obok łóżka Evans. – Na ścianę.
- Panie Potter…?
- Jest jak mówi – gładko skłamał James. Zasłużył na jeden mały cios.
- Fantastycznie – żachnęła się pani Pomfey, ściągając usta. Oddaliła się na chwilę, by ściągnąć z podłogi jeszcze świeże szkarłatne kałuże krwi Syriusza, każąc mu uprzednio trzymać nadal nos do dołu.
Lily zamruczała coś najwyraźniej się wybudzając. Poruszyła się kilka razy niespokojnie, po czym zaczęła oddychać szybciej. Za chwilę otworzyła oczy, napotykając spojrzenie Jamesa. Uśmiechnął się do niej, zajmując obrotowy stołek tuż przy głowie Lily.
- James – szepnęła niepewnie, podnosząc się na poduszkach.
- Jestem – zapewnił miękko. Nie śmiał jednak dotknąć jej dłoni. Z jakiegoś powodu nie był na nią zły za kłamstwo; było mu przykro i za nic nie potrafił tego wytłumaczyć. Ledwo zauważył to, że była wolna, że uśmiechnęła się do niego z ulgą i ciepłem, że wcześniej poszła sama szukać go po Zakazanym Lesie. Mógłby ją w tej chwili za to ucałować i błagać o wybaczenie… ale z jakiegoś powodu nie był w stanie tego zrobić. Z całą pewnością nie ze względu na obecność Syriusza; chodziło raczej o kłujący ból w klatce piersiowej, którego doświadczał.
Evans przeniosła wzrok z niego, na siedzącego przy nogach jej łóżka Syriusza. I chociaż była na silnych eliksirach przeciwbólowych, widząc jego twarz podniosła się pionowo, wytrzeszczając oczy.
- Syriuszu! – zawołała, usiłując przejść do niego na czworakach, jednak James powstrzymał ją i posadził z powrotem pod kołdrę. – Co ci się stało? – bąknęła, nawet nie zauważając wysiłków Rogacza.
- Najwyraźniej wpadłem na ścianę – powtórzył ponownie Syriusz markotnym głosem, rzucając przy tym wymowne spojrzenie przyjacielowi. James wprost nie mógł się nie uśmiechnąć. Lily uniosła wysoko brwi, podobnie jak zrobiła to wcześniej pani Pomfey i spojrzała pytająco na Jamesa.
- Tak, tak. Było jak mówi – Potter pokiwał głową z pewnością, dla wzmocnienia swoich słów.
- Z jakiegoś powodu wam nie wierzę – mruknęła Lily, mimo wszystko dając za wygraną. – Ale wydaje mi się, że nie chcę wiedzieć – dodała bardziej do siebie niż do nich.
- Nie chcesz – odpowiedzieli chórem, oburzając się kolejnym spojrzeniem. Tym razem James z wielkim trudem powstrzymał szelmowski uśmiech, za to Syriusz pokręcił głową z politowaniem, kończąc zaklęcia na rękawie koszuli.



Podczas jej pobytu w szpitalu profesor Dumbledore odwiedził ją, pytając o zdrowie i samopoczucie. Nie zamierzał drążyć tematu z wyczerpaną uczennicą na łóżku szpitalnym. Dzięki temu miała chwilę na zastanowienie się jaką prawdę przekaże dyrektorowi, kiedy zaprosi ją do siebie na rozmowę. Bo ta niewątpliwie miała nastąpić i nie zwodziła się nawet przez chwilę. Huncwoci także ją na to przygotowali.
- Będzie pytał o szczegóły, Lily – zapewnił Remus pewnym siebie tonem. Siedziała na łóżku Jamesa otoczona przez stojących nad nią Huncwotów z wyjątkowo poważnymi minami. Nieco dalej siedziały jej dwie współlokatorki w postaci Dorcas i Mary, robiąc wielkie oczy. Domyślała się, że ma podobny wyraz twarzy. Miotała spojrzeniem od jednego do drugiego, słuchając kolejnych uwag.
- Nie kłam – poradził jej James. – No, chyba, że już musisz. On będzie wiedział kiedy skłamiesz, Lil. Nie łudź się, że nie.
- Jeśli będzie wiedział, to czemu mam mu nie powiedzieć prawdy? – skrzywiła się z braku zrozumienia. Syriusz westchnął.
- Ponieważ czasami lepiej czegoś nie powiedzieć niż to zrobić. Nie byłoby dobrze, gdyby poznał całą historię od ciebie. Wtedy sprawa zrobi się poważna i będziesz musiała rzucać nazwiskami, a tego uwierz mi, że lepiej nie robić – wyjaśnił cierpliwie Black.
- Dokładnie – podchwycił James. – Inaczej wyciągnie konsekwencje co do osób wymienionych przez ciebie i to nie byłoby takie złe, gdyby nie to, że z kolei oni i ich znajomkowie będą wiedzieli, że kogo za to winić. A my nie chcemy, żeby znowu coś zrobili tobie albo nawet twojej rodzinie. Poza tym Dumbledore będzie musiał i tak i tak zawiadomić twoich rodziców i opowiedzieć im to, co od ciebie usłyszał. Oni powinni wiedzieć jak najmniej. Będzie zadawał dodatkowe wnikliwe pytania; nie wątpię, że zawiadomią także Ministerstwo, które swoją drogą jest infiltrowane przez Voldemorta, co stanowi kolejny problem. Poza tym, jeśli pewnych rzeczy nie powiesz, nie będzie miał dowodów. Sprawa jest skończona.
- Najlepiej powtarzaj ciągle, że to działo się tak szybko – powiedział Remus. – Zapyta cię o napis na ręce – ostrzegł spokojnie, uważnie obserwując jej reakcje. Lily mimowolnie odwróciła rękę wewnętrzną stroną do góry. Na przedramieniu widniała czerwonawa blizna (dzięki eliksirowi niezastąpionej pani Pomfey) z jednym krótkim słowem: Szlama. Zacisnęła zęby. – Wtedy najlepiej powiedz, że nie pamiętasz.
- Ja naprawdę nie pamiętam – szepnęła. – Nie wiem kto dokładnie mi to zrobił.
- Za to my wiemy – burknął Syriusz cicho, rzucając spojrzenie Potterowi. Była to ulubiona forma zabawy Bellatrix, ale lepiej było nie uświadamiać Lily. Skinęła głową. Wiedziała, że do czasu rozmowy nie powinna znać prawdy. – Ale dla ciebie to nawet lepiej – powiedział na głos. – Nie będziesz musiała kłamać.
- Jeśli zapyta cię dlaczego wyszłaś z zamku, po prostu powiedz, że chciałaś mnie znaleźć i ze mną porozmawiać – zasugerował James. – W końcu tak było. Może cię dopytywać dalej, więc mów coś o nieobecnościach na szlabanie, boisku do Quiditha i tym podobne. Dalej nic nie pamiętasz, jasne?
- Tak. Ale… po co to wszystko? – spytała patrząc na własne dłonie. – Czemu mam bronić kogoś takiego jak Bellatrix? – jęknęła, czując jak łzy napływają jej do oczu. Syriusz usiadł naprzeciw niej i wziął ją za rękę, ściskając ją lekko. Był to czysto przyjacielski gest.
- Nie bronisz jej, tylko siebie i swoją rodzinę, Lil. Kiedy zaczniesz mówić, może zrobić się naprawdę paskudnie. A żadne z nas nie chce powtórki z tamtej nocy. Dorwaliby cię.
- Nie jestem tchórzem – Wyprostowała plecy. – Nie boję się ich.
- A powinnaś. Tu chodzi także o twoich bliskich – mruknął wskazująco Remus. – I tym razem klątwy pochodziłyby od zwyrodnialców być może nawet i gorszych niż Bellatrix Black, a im gorszy człowiek, tym silniejsza chęć zadania bólu, mocniejsze Cruciatus, więc i większy ból. No i wtedy prawdopodobnie wzięliby cię na przesłuchania do Ministerstwa. A wtedy nie zobaczylibyśmy cię już nigdy więcej, a i tak nic by to nie wniosło. Nikogo by nie skazali.
Lily pokiwała głową na zgodę.
- Dumbledore będzie wiedział – Tym razem zabrzmiało to jak obietnica, nie jak przestroga. – My wiemy – dodał James. – I zemścimy się. Zapamiętałem kilka osób – zapewnił.
- To tylko uczniowie – bąknęła, spuszczając wzrok. – Nie mieli wyjścia.
- Jacob Roth też nie? – syknął Syriusz.
- Zwłaszcza on – Lily rzuciła mu chłodne spojrzenie. – Wiem co zrobił, ale to właśnie on odmówił użycia na mnie zaklęć, za co Bellatrix rozcięła mu policzek chyba do kości – wyjaśniła. – Może i mnie tam zaprowadził, ale gwarantuję wam, że zrozumiał swój błąd. I ona mu tego nie zapomni.
Tym razem nie odpowiedzieli, wymieniając jedynie spojrzenia.



Dyrektor skontaktował się z nią za pośrednictwem profesor McGonagall. Chociaż wiedziała, że ta chwila kiedyś nadejdzie, nie przygotowała się w żaden sposób na strach przed kolejnym kłamstwem. Serce trzepotało jej w piersi tak głośno, że prawdopodobnie słyszała je połowa zamku. Stojąc przed drzwiami dyrektora, zawahała się. Zamknęła oczy, wzięła głęboki wdech i przysunęła rękę do mosiężnych, drewnianych drzwi, pukając nieśmiało.
- Wejdź, Lily – usłyszała, kiedy drzwi uchyliły się przed nią. Popchnęła je, wchodząc niepewnie do środka. Gabinet wypełniony był promieniami zachodzącego słońca. W strugach światła leniwie wirowały drobinki kurzu i błyszczącego pyłku. Dyrektor odstawiał na miejsce za gablotką jeden z wielu srebrzystych, nieznanych jej instrumentów. Splotła ręce na podołku spódniczki, czując jak pąsowieje.
- Pani profesor McGonagall… - zaczęła bełkotliwie, jednak Dumbledore przerwał jej niemal natychmiast.
- Przekazała ci moją prośbę o wizytę – wskazał jej wygodne, miękkie krzesło przed mahoniowym, rzeźbionym biurkiem, zaś sam zasiadł za nim, zajmując honorowe miejsce Dyrektora Hogwartu. Stało się dla niej  jasne, że rozmowa przybierze formalną formę. Straciła nadzieję na wykręty. Posłusznie usiadła na wskazanym miejscu. – Cieszę się, że przyszłaś. Zgaduję, że wiesz w jakiej sprawie cię wezwałem? – Chociaż wydało jej się to pytanie retorycznym, to wiedziała, że Dumbledore wymaga od niej czegoś więcej niż sztywnego skinienia głową; mimo to nie mogła się zdobyć na nic więcej. Profesor czekał jeszcze chwilę, lustrując ją wzrokiem, zanim ponownie sam zabrał głos. – Twój wcześniejszy stan, kazał mi zaczekać i powstrzymać własną ciekawość. Mam jednak nadzieję, że będziesz mogła rozwiać już moje wątpliwości i przedstawisz mi własną wersję wydarzeń – Kiedy nadal milczała, Dumbledore westchnął z politowaniem i nachylił się ku niej nad biurkiem. – Lily – zaczął najcieplejszym z możliwych tonów. – Nie powiem ci, że wiem co przeszłaś i jak się czujesz. Nie mogę tego wiedzieć. I mam nadzieję, że nikt, albo chociaż niewiele osób z twoich rówieśników także pozostanie w tej niewiedzy. Prawdę mówiąc chciałbym, aby tak zostało. Dlatego też muszę wiedzieć co stało się w Zakazanym Lesie, aby jak najlepiej chronić moich uczniów przed taką ewentualnością. Mam nadzieję, że mnie rozumiesz, Lily.
- Tak – szepnęła niepewnie. Dumbledore pokiwał do niej zachęcająco głową. Dobrotliwy, zaniepokojony wyraz jego twarzy roztopił w niej resztki stres. Pozostał jeszcze tylko strach i liczne ostrzeżenia Huncwotów. – Wszystko działo się bardzo szybko – zaczęła, gdyż była to jedna z niewielu rzeczy, jakie zapamiętała z uwag chłopców; poza tym zgodna z prawdą.
- Lily… wybacz, że zapytam wprost, ale czy byłaś, nie zrozum mnie źle… torturowana? – Profesor zerknął na nią znad okularów-połówek przejrzystym wzrokiem.
- Chyba można to tak nazwać – wymamrotała. – Panie profesorze to były niedoświadczone osoby, rzucające zaklęcia pierwszy raz.
- Jakie zaklęcia?
- Jedno przede wszystkim – zawahała się chwilę. – Cruciatus – Dyrektor oparł się o swój fotel, ani na chwilę nie spuszczając z niej wzroku.
- Nie ukrywam, że się tego się spodziewałem – mruknął bardziej do siebie niż do niej. Po chwili westchnął jednak, sięgając do jednej z szuflad pięknego biurka. Za chwilę wyjął z niej pudełko czekoladek i otworzył przed nią. – Poczęstuj się, proszę. Nic tak nie poprawia nastroju jak czekolada, gwarantuję – zapewnił, jednak Evans nie potrafiła nie patrzeć na nie podejrzliwie. – Zastanawiasz się pewnie, czy nie ma z nich veritaserum, co? – Zaśmiał się pod nosem, jakby coś wyjątkowo go rozbawiło. – Jeden z twoich przyjaciół, jeśli się nie mylę, zapytał mnie kiedyś o to. Wybacz mi tą niemądrą uwagę. Mogę cię jednak zapewnić, że użycie takiego eliksiru jest zupełnie zbędne.
Z jakiegoś powodu kąciki jej ust uniosły się delikatnie ku górze. Miała co najmniej dwa typy, idealnie pasujące do osób zadających tego rodzaju pytania. Nie łatwo było jej powrócić do owego wieczoru i z trudem unikała nazwisk, imion i konkretów. Jedyne, co pojawiało się w jej odpowiedziach na szczegółowe pytania dyrektora był ból i strach, jaki towarzyszył nie tylko jej, ale i niektórym zgromadzonym zakapturzonym postaciom. Współczuła im. Chociaż powinna prawdopodobnie ich znienawidzić, to współczuła im wszystkim. Większość zapewne nie tego się spodziewała; z drugiej strony jednak ciężko było jej wyobrazić sobie czego innego można oczekiwać od służby Czarnemu Panu niż torturowania bezbronnych. Bo taka właśnie była. Bezbronna wobec natarczywości zaklęć i ich liderki. Bellatrix Black. Miała wielką nadzieję, że była wspaniałą przestrogą dla wielu z nich; że większość po ukończeniu szkoły nie zasili szeregów Voldemorta.
Dumbledore nie rzadko przerywał jej opowieść, wtrącając jedynie drobne pytania pomocnicze i naprowadzające. Okazało się, że polana, na której się znajdowali tamtego wieczoru wychodziła poza tereny Hogwartu, co więcej bariery szkoły nie zaalarmowały o żadnych niepożądanych wyjściach. Dodatkowo historia ze zniknięciem Pottera wydawała się być dla Dyrektora wyjątkowo interesująca, jednak nie próbował dopytywać o więcej niż chciałaby mu powiedzieć.
Gdy skończyła mówić, siedzieli przez chwilę w milczeniu, słuchając przyjemnego brzęczenia jednego z zagadkowych przedmiotów. Dumbledore kiwał z zamyśleniem głową, jakby próbował sobie wszystko poukładać. Zmartwienie dodało mu kilka lat, jednak jasne oczy zachowywały swoją bystrość. Lily czekała cierpliwie na kolejne pytanie, gdyż nie miała nawet najmniejszych wątpliwości iż takowo się pojawi. Dyrektor poczęstował ją kolejną czekoladką, zanim ponownie wrócił do tematu.
- Lily, muszę cię prosić o jeszcze kilka odpowiedzi, a w szczególności na moje wyjątkowo nietaktowne pytanie – Nie musiał kończyć, gdyż znała je już dobrze z wcześniejszej serii Huncwotów, więc zanim Dumbledore ubrał w słowa zagadnienie, bez wahania i z całą swoją stanowczością udzieliła mu odpowiedzi.
- Nic takiego nie miało miejsca, profesorze. Może być pan pewien.
- Dziękuję ci – Miała wrażenie, że odetchnął z ulgą. – To o co zapytam cię teraz także ci się nie spodoba, ale jest chyba najistotniejsze ze wszystkich. Czy byłabyś w stanie wskazać mi osoby, które razem z tobą były na polanie?
- Już mówiłam. Pomogli mi James Potter, Syriusz Black Remus…
- Źle mnie zrozumiałaś, Lily. Chodziło mi o twoich oprawców – poprawił ją cierpliwym, miękkim tonem. Wyrwał jej się cichy okrzyk zrozumienia, jednak nie odpowiedziała od razu. Przez pewnien czas zastanawiała się jak wiele osób zapamiętała. Twarze zlewały jej się i myliła imiona. Nie potrafiła w żaden sposób przyporządkować odpowiedniej osoby do nazwiska, zaś niektóre osoby widziała pierwszy raz w życiu. Zapamiętała tylko te osoby, które wzbudziły w niej największe emocje. Chciała już nawet zdradzić dwie lub trzy osoby, których mogłaby być absolutnie pewna, kiedy przypomniała sobie kolejną z rad Huncwotów. Nie zdradzać nazwisk.
- Większości w ogóle nie znałam. Wiem, że było tam kilku uczniów Hogwartu i prawdopodobnie jego absolwentów lub osób z innych szkół, ale… w pewnym momencie nawet nie patrzyłam kto rzuca zaklęcia. Połowa osób uciekła, kiedy tylko zorientowali się co jest na rzeczy. Nie chciałabym rzucać bezpodstawnych oskarżeń.
- Rozumiem. Jednak… gdybyś zmieniła zdanie…
- Oczywiście – zapewniła. Dyrektor odchrząknął.
- Nadal nie powiedziałaś mi jednak kto uczył, między innymi moich uczniów, zaklęcia Cruciatus – Lily zacisnęła usta. Serce podskoczyło jej do gardła. Dumbledore musiał zdawać sobie doskonale sprawę z tego, że osobę, która zadawała jej najwięcej cierpienia zapamięta na pewno. – Masz moje słowo na to, że nikt się nie dowie o tym nazwisku. Zachowam je dla siebie – I chociaż mogła udawać, że nie zna tej osoby, że jej twarz była jej obca… odpowiedziała.
- Bellatrix Black – rzuciła na zaciśniętym gardle, czując się jak w transie. Dyrektor pokiwał tylko głową, dziękując jej za zaufanie, jednak jego słowa ledwo do niej docierały.
Na odchodne Dumbledore niemalże zmusił ją do zjedzenia jeszcze jednej czekoladki. Nie spodziewała się czuć po niej lepiej, jednak zbawienny wpływ wydzielających się dzięki czekoladzie endorfin zdołał poprawić jej nieco humor. Kiedy była już przy drzwiach zawahała się i obejrzała za siebie. Dumbledore spokojnym, jednostajnym krokiem zmierzał w tylko sobie znanym kierunku przez gabinet. Trzymała dłoń na klamce, nie odrywając od niego wzroku.
- Panie profesorze… - zaczęła, jednak urwała w pół zdania. Dumbledore ponownie skupił na niej całą swoją atencję.
- Coś się stało Lily? – mruknął uprzejmie, przyjemnym, ciepłym głosem. Przełknęła głośno ślinę, nie wierząc, że to robi.
- Zapamiętałam jedną osobę – wyznała, przypominając sobie zagubiony i przerażony wyraz twarzy chłopaka. Dumbledore uniósł wysoko brwi, przyglądając się jej zza okularów-połówek. – Jednak… nie skrzywdziła mnie. Nie cieleśnie, bynajmniej. Został odciągnięty przez kogoś, praktycznie zanim do czegokolwiek doszło – wyjaśniła, a po krótkiej przerwie, kontynuowała. – Panie profesorze, musi dać mi pan jeszcze jedno swoje słowo, zanim zdradzę panu nazwisko. Tym razem proszę pana, by się pan nim zajął. Musi mu pan wytłumaczyć… - zaczęła, kierując krok w kierunku zdezorientowanego Dyrektora Hogwartu.
- Oczywiście, zrobię co w mojej mocy – odrzekł z pewnością. To musiało jej wystarczyć.
- Severus Snape.


***


Ponieważ skończyłam praktyki i inne zajmujące czas rzeczy, napisałam w końcu rozdział. Jest nieco dłuższy niż ostatnie, więc być może chociaż trochę Wam odpokutuje za tak długą przerwę. Byłoby dużo wcześniej, gdybym nie miała problemów z ostatnim wątkiem. Kasowałam linijki tyle razy, że już sama nie wiem co tam jest. Jak wrażenia? ;)
Wasza,
Lil


48 komentarzy:

  1. Co tu dużo mówić - jesteś genialna! Wielkie dzięki, że znalazłaś czas, by dodać nowy rozdział!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja dziękuję za przeczytanie i komplement! :)

      Usuń
  2. O matko!, o matko! Świetne, cudowne. Dopiero czytając ten rozdział, uświadomiłam sobie jak bardzo brakowało mi tego opowiadania przez ostatnich kilka miesięcy. Nawet nie wiem co napisać. Po prostu cudownie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że tym razem nie będę kazała tyle na siebie czekać. Cieszę się, że mimo tak długiej przerwy, nadal brakowało Ci opowiadania :)

      Usuń
  3. Czesc! :-) Normalnie ściągnęłas mnie jakoś na tego bloga! Już o 15 przeczytałam i chciałam skomentować ale komentarz mi się skasował i nerwy mi popuściły no ale teraz pisze. Rozdział jest dobry i długo wyczekiwany. Jest on takim wyjaśnieniem, rozwiązaniem ostatnich 3 rozdziałów i oddechem przed kolejną akcją, miejmy nadzieję. Oczywiście wszystko się wyjaśniło, James dał po mordzie Syriuszowi za dotykanie zakazanego owocu. No i Rogaty zachowuje się jak on a nie jakieś ucieczki i uniki, to naprawdę nie w jego stylu! Aa jeszcze Lily. Zakończenie bardzo dobre, przemyślane i dojrzałe, Lily mimo cierpienia i urazy chce pomóc Sevowi.
    Tyle czekaliśmy i było warto, oby tak dalej! Dużo czasu i weny życzy KB! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie długo myślałam nad końcówką. Oczywiście, w kolejnym rozdziale udowodnię, że nie wszystko się wyjaśniło i mam nadzieję, że uda mi się odpowiednio oddać charakter sytuacji. Przyznam szczerze, że jestem zadowolona z tego rozdziału. Długo czekałam by go dodać ;p

      Usuń
  4. Świetne, jeśli mam nie przekląć :D Kocham <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie bronię nikomu przeklinać, spokojnie ;p. Sama nie stosuję powściągliwości języka, więc mogę wymagać tego od innych ;). Dziękuję

      Usuń
  5. A ja jestem nowa. Wciągnęłam wszystkie starsze posty w tamtym tygodniu i nie wyobrażasz sobie na pewno jak bardzo się ucieszyłam widząc nową część!
    Czekam z ogromną niecierpliwością na ciąg dalszy, bo warto. Zdecydowanie mogę stwierdzić, że trafiłam na jednego z najlepszych blogów o tej tematyce, a wierz mi - wiele już ich czytałam :)
    pozdrawiam cieplutko,
    curiosum

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się bardzo, że pojawiają się nowi czytelnicy. Mam nadzieję, że zatrzymasz się tu na dłużej. Dziękuję ci za miłe słowa, naprawdę bardzo mnie pokrzepiły ;) zawsze w przerwie między rozdziałami tutaj, mogę zaprosić cię na moje pozostałe dwa blogi. Linki znajdują się powyżej ;)

      Usuń
  6. W końcu w końcu w końcu! Nawet nie wiesz ile radości mi sprawiłaś! A co z Teddym? ;)
    [wszystko-co-mielismy]
    [slizgonska-krew]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla Teda także znajdę czas, obiecuję. Mam nadzieję, że jak najszybciej :) nigdy nie porzucam moich blogów.

      Usuń
  7. Genialny blog!!!
    świetny rozdział!!
    czekam na więcej!! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) postaram się dodać kolejny rozdział szybciej ;)

      Usuń
  8. Genialny rozdział, czekam na następny! :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem zdania, że nie umiałam, nie umiem i nigdy nie będę umiała wyrażać swoich emocji w słowach. Dlatego właśnie chociaż jako czytelniczka jestem doświadczona nigdy nie udało mi się samej niczego napisać, ale.. ja chyba miałam komentować. W przeciwieństwie do mnie ty potrafisz opisywać emocje i to bardzo dobrze. Przez te prawie czterdzieści rozdziałów doprowadzałaś mnie do rożnych emocji, od radości, poprzez gęsią skórkę aż po płacz... No dobra, może nie płacz, ale nie martw się ja prawie nigdy nie płaczę. Oprócz emocji świetnie rozwijasz tez fabułę (chociaż ciągle sądzę, że katowanie Jamesa historią o Lily i Syriuszu(!) jako parze było ciosem poniżej pasa). Ponieważ nie potrafię wpleść w jakieś śliczne zdanie wszystkich miłych słów jakie zamierzam ci powiedzieć napisze je od myślników. To opowiadanie jest:
    - świetne,
    - niesamowite,
    - wyjątkowe,
    - wciągające (przeczytałam 36 rozdziałów w jakieś 24h i to tylko dlatego, że przez 10 h nie miałam dostępu do internetu i w między czasie musiałam jeszcze spać...)
    - fantastyczne ("You were fantastic, absolutely fantastic")
    - piękne,
    - nadzwyczajne,
    - bezkonkurencyjne,
    - cudowne...
    Jednym słowem AWESOME! :D

    R. Lupo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy zapomniałam dodać, że to najlepszy blog o Lily Evans na jaki kiedykolwiek czytałam? Wpadłam na niego przez przypadek i za to dziękuję losowi.

      R. Lupo

      Usuń
    2. Dziękuję Ci za wszystkie te miłe słowa! Muszę przyznać, że aż się zarumieniłam z radości. Naprawdę bardzo chciałam zawsze w ten sposób dotrzeć do ludzi.Cieszę się, że z Tobą mi się to udało. Wszystkie te słowa... są naprawdę pokrzepiające i sprawiają, że mam ochotę jak najszybciej siąść do kolejnego rozdziału (który swoją drogą już mocno zaczęłam). Ja również dziękuję losowi, że Cię tu sprowadził. To prawdziwe szczęście mieć takich czytelników.

      Usuń
    3. Dodam jeszcze tylko małe wytłumaczenie co do wątku Lily i Syriusza. Chciałam w ten sposób pokazać, że potępiam połączenie tych dwojga. Dla mnie są po prostu przyjaciółmi, a przynajmniej ku temu zdążają. Nie istnieje taka siła, która mogłaby spleść ich ze sobą. Myślę, że chcę to troszkę pokazać Wam i mojemu Jamesowi. Całe to ich obrzydzenie kontaktami fizycznymi ze sobą nie jest przypadkowe ;)

      Usuń
  10. Dziękuję. Nie będę poganiała z nowym rozdziałem, bo wyznaję zasadę, że lepiej w ogóle niż na odwal. Dlatego życzę ci tak tradycyjnie weny. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że nadejdzie i zostanie na dłużej ;)

      Usuń
  11. Hej :-) przez ostatnie pare tyg czytalam tego bloga z zapartym tchem, no i dzis sie zorientowalam, ze zabraklo rozdzialow :-(
    Czekam na nowe, najchetniej jak najdluzsze :D K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopiero co wróciłam ze szpitala i nadal próbuję wrócić do siebie po mega przerwie i nie-wypoczynku. Mam oczywiście cudowny nawał zaległości do nadrobienia na studiach, w końcu to już licencjat (których mam do napisania praktycznie dwa) i jeszcze nie wróciło mi zdrowie, wręcz przeciwnie. Marzę o chwili z opowiadaniem, serio!

      Usuń
  12. Twoje opowiadanie jest jak narkotyk i jeśli nie dostanę szybko następnej dawki umrę. Więc poganianie poganianiem, ale ja tutaj umieram! xD

    R. Lupo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chociaż normalnie nie popieram narkotyzowania się, w tym przypadku z chęcią zaaplikowałabym Ci kolejną dawkę, jednakże musisz odrobinkę jeszcze poczekać. Postaram się napisać coś w tym tygodniu, jeśli w końcu dorwę się do lapka ;)

      Usuń
  13. Jestem ciekawa, co James wymyśli! I co się stanie z Severusem...Ogólnie cały blog ciekawy, zwłaszcza te najnowsze rozdziały przypadły mi do gustu! Oby tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, mam nadzieję, że kolejne będą jeszcze lepsze ;) ach, James jest jedyny w swoim rodzaju i niepowtarzalny, diabli go wiedzą, co siedzi w tej głowie ;)

      Usuń
  14. BOSKIE <3333 Cudo, uwierz mi cudo ;) A to przyłożenie Syriuszowi <33 Och ... Kochamy tych Huncwotów. XD
    Nie mogę się doczekać następnej części, jeju... już płaczę o następną część. Strasznie mocno Ci życzę wolnego czasu jak i weny :) Niech ta wena z wolnym czasem zapukają do tw drzwi <333
    Oszaleję jak nie będzie niedługo następnej części, liczę na ciebie :**
    ~ Shar.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Został mi jeszcze tylko do napisania ostatni wątek :)

      Usuń
    2. Pisz, pisz bo ja się doczekać nie mogę :D pod którymś rozdziałem napisałam, że niedawno odkrylam Twoje opowiadanie. Jest CUDOWNE. (kropka.) Myślę, że powyższy rozdział to mistrzostwo świata (ta akcja: James- Syriusz mnie rozwaliła :D), oby tak dalej :*
      Życzę weny (mnóstwa weny) i pozdrawiam- Mała Mi

      Usuń
  15. Halo! Jest tam kto? Dodasz kiedyś nowy rozdział? Na Teddy'm już chyba od roku nic nowego się nie pojawiło. Tęsknimy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak tesknimy. Jak idzie kolejny rozdział?

      Lupo

      Usuń
  16. Cześć :)
    Czytałam, komentowałam parę razy jako anonimek, ale dopiero teraz postanawiam się ujawnić. ;)
    Rozdział świetny! Kocham Huncwotów, a stworzonego przez Ciebie Jamesa wielbię chyba najbardziej ♥ No i Remus, i Syriusz - są cudowni!
    A Dumbledore, jak zwykle ze słodkościami :D
    Ja też piszę Jily :) http://zycie-lilki-evans.blogspot.com <---- jeśli miałabyś odrobinkę wolnego czasu, zapraszam :)
    Życzę weny i dużo wolnego czasu!

    Klaudyna K. :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejkuu, tęsknię za tymi rozdziałami :c Jak Ci idzie rozdział? :\
      K.K

      Usuń
  17. Hej, chciałabym Cię nominować do LBA. Szczegóły znajdziesz tutaj: http://evans-lily-huncwoci.blog.onet.pl/2014/12/30/liebster-blog-award/
    Pozdrawiam
    Luthien

    OdpowiedzUsuń
  18. Hej :) ,

    chciałabym cię poinformować że zostałaś nominowana do Liebster Blog Awards , więcej szczegółów na moim blogu ------> http://historiarudejpannyevans.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  19. HALOOOO! Jest tam kto? Ja rozumiem, że święta, że sylwek, że czasu ni ma, ale tęsknimy. Bardzo tęsknimy.

    OdpowiedzUsuń
  20. Nie chcę się narzucać, ale... ponad 51 000 wyświetleń, prawie 5 miesięcy od ostatniego wpisu, a tu nadal nic... Proszę przynajmniej o jakąś odpowiedź jak ci idzie rozdział. :)

    Lupo

    OdpowiedzUsuń
  21. Pisz dalej! NIE możesz zostawić Nas, tylu czytelników w TAKIM momencie :(
    Lottyśka

    OdpowiedzUsuń
  22. Przeczytałam, jednak nie do końca kojarzę fakty i musiałam czytać rozdział jeszcze raz zanim się zorientowałam, o co chodzi. Może po takiej długiej przerwie warto by było na początku krótki opis /streszczenie/ poprzednich rozdziałów? Myślę, że pomogłoby to wielu osobom. ;)
    Co do samej treści... Nie jest źle. Błędów nie widzę i styl i mi bardzo podoba. Chociaż czytałam poprzednie rozdziały lata temu! (dobra, kilka miesięcy temu... :D ) to wydaje mi się, że rozwinęłaś swój język :)

    Czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały. :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Świetne jest to, co piszesz. Bardzo mi sie podoba i czekam na kolejny rozdział :) Życzę weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  24. Kiedy następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  25. Kochani! Pisze w osobnym komentarzu żeby odpowiedzieć Wam wszystkim od razu. Jestem już w trakcie pisania ostatniego wątku. Dosłownie jeszcze ostatnie poprawki I ostatnie zdania. Rozdział postaram się dodać do końca tego tygodnia bo już jest na wyjściu dosłownie. Przepraszam że tyle czekaliscie!!

    OdpowiedzUsuń
  26. Kochani! Pisze w osobnym komentarzu żeby odpowiedzieć Wam wszystkim od razu. Jestem już w trakcie pisania ostatniego wątku. Dosłownie jeszcze ostatnie poprawki I ostatnie zdania. Rozdział postaram się dodać do końca tego tygodnia bo już jest na wyjściu dosłownie. Przepraszam że tyle czekaliscie!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, że się odezwałaś, bo zastanawiałam się czy jeszcze w ogóle odwiedzasz tego bloga. Nie mogę się doczekać nowego rozdziału! :)

      Lupo

      Usuń
    2. Jej, ale się ciesze, że już jesteś! :)
      K.K

      Usuń