Po
wizycie u Dumbledore’a nie potrafiła czuć się swobodnie w towarzystwie
Huncwotów. Nie zastosowała się do większości ich poleceń i nie miała ochoty się
z tego tłumaczyć. Nie sądziła, by poproszenie o pomoc największego czarodzieja
na świecie było błędem, w przypadku jej byłego przyjaciela. Chociaż nie chciała
w żaden sposób zaszkodzić Severusowi, nie widziała innego wyjścia. Żaden z
Huncwotów by tego nie zrozumiał. I chociaż zalewali ją falą pytań przy każdym
możliwym spotkaniu, za każdym razem udawało jej się wymigać.
Pomijając
fakt jej spotkania z Dyrektorem Hogwartu, nie raczyła jeszcze wyjawić Jamesowi
prawdy o niej i o Syriuszu. Z jakiegoś powodu chłopak wydawał jej się być
wyjątkowo pogodzony z ich domniemanym związkiem i nie reagował na niego tak
burzliwie, jak przed swoim zniknięciem. Syriusz i James starali się być
ponownie świetnymi przyjaciółmi, choć z jakiegoś powodu Black był, według niej,
dużo bardziej zgryźliwy i markotny.
Zajęcia
mijały jej wyjątkowo wolno i męczyły ją, jak nigdy. Każdą przerwę
wykorzystywała na łapanie oddechu. I chociaż miała wypisane zwolnienie od pani
Pomfey na tydzień w przód, nie zamierzała z niego korzystać bez większej
potrzeby. Nadrabianie zaległości zawsze było jej słabą stroną. Wiedziała, że
skupia się na wszystkim tylko nie na temacie lekcji, ale przynajmniej miała
własne notatki. Przyłapała się na tym, że analizuje chorobliwie dokładnie,
słowo po słowie, swoją rozmowę z Dumbledorem. Powracała myślami do polany w
Zakazanym Lesie i pozwalała ponieść się fali bólu, przynoszącej ze sobą
przedsionki ataków paniki; pot występował jej gęsto na jasne czoło. Uspokajała
się jedynie dzięki wspomnieniu Jamesa przychodzącego jej z odsieczą; z jakiegoś
powodu toń jego topazowych oczu pozwalała przywrócić jej oddechowi swobodny
rytm, a smutny lecz kojący uśmiech wywoływał poczucie względnego bezpieczeństwa.
Nawet nie próbowała sobie tego tłumaczyć. Tego typu dedukcje zawsze prowadziły
ją do wyjątkowo niewygodnych wniosków. Dodatkowo ciągle układała sobie w
wyobraźni idealną rozmowę z Potterem i wiele wersji tego, co mu powie. Nie
zdecydowała jeszcze jak, kiedy i czy w ogóle wyjawi mu sytuację między nią a
Syriuszem. Po wyjściu ze szpitala zaczęła przyglądać się dokładnie zachowaniu
Jamesa. Kolejno badała jego roziskrzone spojrzenia w jej kierunku, jego dziwne,
wyjątkowo przyjacielskie gesty ku niej, nie podszyte żadnym podtekstem; nawet
ucinanie przez Jamesa jakichś wyjątkowo długich i emocjonalnych monologów
Syriusza w kilku nieznanych jej słowach.
Nerwowo
regulowała w obie strony pasek od swojej torby, czekając wraz z Dorcas na
kolejną lekcję. Meadowes burzyła się na swoją, według jej opinii,
niesprawiedliwą ocenę z eseju z numerologii. Do Lily dotarło, że nie słucha jej
od dawna, chociaż prawdopodobnie nie powinna sobie na to pozwalać. W końcu od
jakiegoś czasu zauważyła, że jej kontakt z przyjaciółką rozluźnia się. Nie
wydawało jej się to niczym dobrym. Zareagowała dopiero, gdy Dorcas posłała jej
wyjątkowo bolesnego kuksańca w bok. Evans ledwo powstrzymała się przed zgięciem
w pół.
-
Co ty…? – zaczęła, jednak Dorcas szybko jej przerwała.
-
Idzie tu – mruknęła półgębkiem, wpatrzona w jeden punkt przed sobą. Lily
błyskawicznie podążyła za jej wzrokiem. – Potter tu idzie. Nie podoba mi to –
jęknęła.
James
Potter kroczył ku nim swobodnie z wyjątkowo uroczym, kompletnie nie pasującym
do niego uśmiechem. Lily zamrugała kilkakrotnie, czując jak serce najpierw
podchodzi jej do gardła, a później zjeżdża na sam dół żołądka. Rozejrzała się
na boki, jednak nie miała żadnych wątpliwości, że to ona jest jego celem.
Przełknęła okropną gulę w gardle.
-
Lily, Dorcas – przywitał je w wyjątkowo ujmujący sposób. – Możemy porozmawiać?
– zwrócił się bezpośrednio do Lily, wskazując głową opustoszały koniec
korytarza.
Skinęła
tylko głową, ruszając za nim niepewnie. Spodziewała się, że pójdzie dużo dalej,
jednak on zatrzymał się tuż za linią czekających na transmutację uczniów.
Dzięki temu czuła się nieco bezpieczniej, ale w pewnym sensie poczuła lekki
zawód. Zbeształa się za to w duchu. James wyglądał oszałamiająco, jak zawsze.
Prześledziła wzrokiem jego ciemne włosy sterczące we wszystkich kierunkach,
przeczesywane co raz przez ich właściciela (zdusiła w sobie z trudem ochotę by
je przygładzić), topazowe oczy przesłaniały okrągłe, charakterystyczne okulary,
a kuszące usta zdawały się zapomnieć o prawdziwym uśmiechu i prezentowały
jedynie jego smutną, wyćwiczoną imitację. Szkolny mundurek nadal nosił niedbale
i z pewną nonszalancją, co tylko dodawało mu uroku, który do tej pory zdawał
jej się umykać. James miał rozwiązany krawat w bordowo-żółte pasy, luźno
zwisający mu przez szyję. Górny guzik koszuli był rozpięty, a sweter z godłem
Gryffindoru wciśnięty do czarnej torby na jego ramieniu, za której pasek
wetknął kciuk jednej z dłoni; drugą trzymał w kieszeni czarnych spodni.
Przynajmniej to się nie zmieniło. Musiała się bardzo powstrzymywać, by nie
westchnąć.
-
Chciałem tylko, żebyś wiedziała, że już wszystko rozumiem i przykro mi z powodu
mojego zachowania – zaczął dość oficjalnie. Kompletnie nie wiedziała o czym
mówi. – Przeze mnie… - Zacisnął usta najwyraźniej walcząc ze sobą. – Przeze
mnie dorwała cię Bellatrix i… Naprawdę zrozumiałem – powiedział cicho. –
Obiecuję też, że więcej nie będę stawał na drodze do waszego szczęścia – dodał
pewniej, nieco zmienionym głosem. Nie miała czasu na rozważanie dlaczego to
zauważyła.
-
Za to chyba nie do końca ja rozumiem… - bąknęła, nie mogąc zdobyć się na pracę
szarych komórek.
-
Ty i Syriusz będziecie świetną parą – dodał ze smutkiem. Przez chwilę wydawało
jej się, że w jego oczach dostrzegła iskry rozbawienia. Zbladła, jednak by
zamaskować swoje roztargnienie uśmiechnęła się na tyle czarująco, na ile tylko
było ją stać, a więc na niewiele.
-
Ach, no tak, oczywiście. To miłe co mówisz, dziękuję.
-
Na pewno szczere, Lily – Ujął ją za dłoń. Poczuła przyjemne ciepło jego ciała.
Musiała się mocno skupić, by pamiętać o oddychaniu. Zawroty głowy wydawały się być
nie do zniesienia. – Wybacz, nie powinienem – szepnął, zabierając błyskawicznie
rękę. Lily mruknęła tylko potakująco. – Po prostu dobrze jest cię znowu
widzieć. Wiesz, rozmawiałem z Syriuszem i wszystko sobie wyjaśniliśmy. Możesz
być spokojna, nie będę cię niepokoił – Spojrzał nad nią, najwyraźniej kogoś
dostrzegając. – Właściwie to tu idzie – dodał, machając zaciekle ręką do kogoś będącego
z tyłu jej pleców. Obejrzała się za siebie, by dostrzec wyjątkowo bladego i
przerażonego Syriusza. – Łapo, tutaj! – zawołał Potter. Black zaklął od serca
pod nosem, zanim skierował ku nim kroki.
-
No? – warknął, zajmując miejsce koło Lily.
-
Chciałem tylko, żebyście oboje wiedzieli, że nie musicie się już przy mnie
hamować – Syriusz i Lil wymienili spojrzenia. – Pierwsza faza związku jest zdecydowanie
tą najbardziej ekscytującą. Nie chcę wam nic z tego odbierać – James zignorował
mordercze spojrzenie kumpla.
-
To wyjątkowo… altruistyczne z twojej strony – odpowiedziała kompletnie zbita z
tropu Evans.
-
Swoją drogą, Lil, przypomniało mi się, że mam do odrobienia szlaban u ciebie,
prawda? – James rzucał spojrzeniem od jednego do drugiego. – Łapo, mam
nadzieję, że nie będzie ci to przeszkadzać?
-
Bynajmniej – syknął Black, mrużąc wściekle oczy.
-
Fantastycznie – Potter zwrócił się ku niej wyczekująco.
-
Em… w takim razie, dzisiaj o siódmej?
-
Będę – zapewnił. Za chwilę zmierzył ich oceniającym spojrzeniem. – Kompletnie
nie wyglądacie na parę. Syriuszu, wyjątkowo kiepsko ci z nią idzie – sarknął,
na co Black spąsowiał.
-
Do czego pijesz, Potter? – Lily ściągnęła usta z grymasem.
-
Żadnych uścisków, całusów… mówiłem, że mam to już za sobą i możecie czuć się swobodnie
– powtórzył gładko, z kwaśnym nieszczerym uśmiechem.
Czuła,
jak zzieleniała na twarzy przypominając sobie ich jedyny pocałunek z Syriuszem.
Nie musiała patrzeć w bok, by wiedzieć, że Black wygląda w tym momencie
dokładnie tak samo, jak i ona.
-
No proszę – westchnął James, patrząc ponownie za ich plecami. – Uratowani,
przez McGonagall – zachichotał. – Zakładam, że chcecie siąść razem, więc ja siądę
z Dorcas – wyminął ich i dziarsko ruszył w kierunku wyjątkowo przejętej,
niespuszczającej ich z oczu, Meadowes.
-
Zamorduję siebie, jego i ciebie – warknął Syriusz, kiedy ruszyli razem do
klasy. – Niekoniecznie w tej kolejności.
James
rozłożył się z satysfakcją na ławce, zajmując miejsce obok Dorcas. Dziewczyna
nie wyglądała na zdziwioną. Najwyraźniej musiała obserwować jego wyjątkowo
udaną rozmowę z najgorzej udawaną parą wszechczasów. Ignorował wystraszone
spojrzenia dziewczyny, czekając aż w końcu zacznie zadawać mu pytania. Nie
wątpił, że ma ich w zanadrzu całkiem sporo. Do tego czasu miał zamiar napawać
się swoim małym zwycięstwem nad Syriuszem i Evans. Być może nie powinien
dodawać Lily stresu, szczególnie biorąc pod uwagę wydarzenia ostatnich dni,
jednak potrzeba pozbycia się niewiarygodnie irytującego ciężaru z klatki
piersiowej przezwyciężała wszystko. Nawet jego monstrualnych rozmiarów wyrzuty
sumienia. Z jakiegoś powodu gorycz, jaka go wypełniała zdawała się zabierać mu
zdrowy rozsądek, z którym i tak już był na bakier.
Dorcas
chrząknęła, otwierając kilka razy pod rząd buzię, jakby bała się odezwać.
Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że dziewczyna zapewne walczy sama ze
sobą. Musiała wiedzieć o tym, że związek Syriusza i Lily jest udawany.
Wrodzona, mocno zakorzeniona uczciwość z pewnością mierzyła się w niej z
oddaniem przyjaciółce. Nie chciała burzyć planów Evans i psuć jej zabawy nim,
Jamesem.
-
Widziałam, że rozmawiałeś z Lily i Syriuszem – zagadnęła niezobowiązująco.
Całkiem neutralnie. Prawie jej uwierzył.
-
A, tak. Wiesz, chciałem wyjaśnić
pewne sprawy – położył nacisk na kluczowe słowo. Zdecydował się zaczekać i wybadać
teren. Zawsze mogło się okazać, że Meadowes o niczym nie wie. A wtedy nie warto
było marnować okazji dla Evans do tłumaczeń.
-
Nie rozumiem – przyznała. – Czy czasem nie chciałeś mieć z nimi nic wspólnego?
No wiesz, w końcu zwiałeś do Zakazanego Lasu na trzy dni bez słowa wyjaśnień –
żachnęła się. James uniósł brwi ze zdumienia. Nie spodziewał się po niej wyrzutów.
Zdecydowanie nie chciał wracać do tego tematu. Nie, kiedy znał prawdę. – Swoją
drogą, bardzo dorośle – dodała uszczypliwie. Wystarczyło by na nią spojrzał i
od razu wiedział, co było przyczyną jej chłodnego zachowania. Uśmiechnął się
huncwocko, pozwalając sobie nawet na cichy chichot. Przez chwilę miał wrażenie,
że go zdzieli.
-
Martwiłaś się – oznajmił z entuzjazmem. Miał duże szczęście, że tylko skarciła
go wzrokiem.
-
Oczywiście, że się martwiłam! Jak każdy z nas – syknęła, robiąc pauzę, gdy
McGonagall przechodziła obok ich ławki, po czym kontynuowała. – To było
naprawdę głupie. Wiesz, mogło ci się coś stać! Zobacz co spotkało Lily, gdy
poszła cię szukać – Broda zadrżała jej niebezpiecznie. Odwróciła szybko twarz w
innym kierunku, biorąc głęboki oddech. James szybko spoważniał, widząc jak
wiele nerwów jej napsuł. Kolejna fala wyrzutów sumienia pojawiła się ponownie,
wywiercając mu w żołądku dziurę wielkości pięści Hagrida. – Sam-Wiesz-Kto byłby
zachwycony, gdybyś wpadł w jego ręce. Żaden Śmierciożerca nie przegapiłby
okazji złapania Jamesa Pottera. Chyba wszyscy czarodzieje wiedzą, że rodzina
Potterów nadal stawia opór Czarnemu Panu. Jesteś na szczycie jego czarnej
listy. Tuż po twoich rodzicach.
-
Wybacz – westchnął. – Naprawdę musiałem pobyć sam i wszystko sobie
uporządkować.
-
Mogłeś pobyć sam na terenie szkoły, w nieco bezpieczniejszym miejscu! –
warknęła. Uniosła wyżej głowę, prostując przy tym plecy. – Poza tym, to nie
mnie powinieneś przepraszać – dodała Meadowes, zarzucając ciemnymi włosami.
James
skinął tylko głową. Nie potrafił nie przyznać jej racji. Doskonale zdawał sobie
sprawę z tego, co spowodował. Nie zamierzał sobie wybaczyć. Była cała masa
osób, które powinien przeprosić na czele z jego rodzicami i przyjaciółmi, a w
szczególności z Lily.
Dorcas
wzięła głęboki, uspokajający oddech. Najwyraźniej złość minęła, bo w jej
policzkach pojawiły się urocze dołki, zwiastuny możliwego uśmiechu.
-
Zostawmy to – mruknęła, rysując szlak w rogu pergaminu. Przyozdabiała znaczną
większość swoich notatek. – Lepiej mi powiedz jak sytuacja między… wami.
-
Co masz na myśli? – James zmarszczył brwi, udając zielonego. Doskonale wiedział
o co pyta. Meadowes wywróciła oczyma.
-
Ciebie, Lily i Syriusza, oczywiście! – żachnęła się.
-
Niespecjalnie widzę siebie w trójkącie. Szczerze mówiąc, nasz związek z
Syriuszem jest czysto platoniczny. Co prawda, mój seksapil i nieziemski wygląd
mogą wprowadzać w błąd…
-
Jeszcze słowo, a będziesz szedł do skrzydła szpitalnego ze złamanym nosem –
warknęła Dorcas. – Dobrze wiesz o czym mówię. I bez wygłupów.
-
No wiesz, jakoś się musiałem z tym pogodzić i…
-
Ściemniasz – syknęła, przerywając mu natychmiast. James uniósł kąciki ust do
góry, przyglądając jej się uważnie.
-
A skąd ta pewność?
-
Po prostu. Nie jestem naiwna, Potter.
-
Nie wątpię. W takim razie, co chciałabyś wiedzieć, słodka? Pytaj śmiało –
rzucił w końcu. Meadowes otworzyła szerzej granatowe oczy, a na szczupłe
policzki wystąpiły rumieńce.
-
Chyba nie powinnam – bąknęła cicho.
-
Och, boisz się, że zdradzisz mi mały sekret Lily i Syriusza? – zamruczał,
uśmiechając się szelmowsko. Dorcas wciągnęła ze świstem powietrze, zanim
zdołała się opanować. James musiał przyznać, że była beznadziejna w kłamaniu.
Zdecydowanie dużo gorsza od Evans, jak się okazuje.
-
Nie wiem o czym mówisz – powiedziała bez przekonania.
-
Oczywiście, że wiesz. I ja też wiem.
-
Wiesz?! – pisnęła, zakrywając usta dłonią. – To znaczy… co wiesz? – Zmrużyła oczy mierząc go spojrzeniem. James zachichotał
pod nosem. Teraz nie miał żadnych wątpliwości.
-
Lily i Syriusz nigdy nie byli parą. To właśnie wiem. Tak samo, jak i ty –
wyjawił, obserwując jak resztki napięcia uciekają z jego towarzyszki. – Swoją
drogą, mogłaś mi powiedzieć – syknął.
-
Remus też mógł, on też wiedział. Sami się domyśliliśmy – odbiła piłeczkę. –
Poza tym nikt nie przypuszczał, że będziesz aż tak ślepy!
-
No wiesz – burknął Rogacz, chmurząc się.
-
Całe szczęście z tym już koniec. Mam nadzieję, że wszystko sobie wyjaśniliście?
-
Och, nie. Lily nie ma pojęcia, że znam prawdę – Dorcas zbladła, rzucając
szybkie spojrzenie na przyjaciółkę, siedzącą z przodu klasy.
-
W takim razie jak się dowiedziałeś?
-
Syriusz mi powiedział, więc kazałem mu udawać przed Evans, że o niczym nie
wiem.
-
Czyś ty rozum postradał?!
-
Do ciebie mam dokładnie taką samą prośbę – kontynuował, ignorując jej wybuch. -
Nie mów nic Lily. Tylko do końca dzisiejszego dnia – zastrzegł, obserwując jej
reakcję.
-
Nie ma mowy! Mam już dość tej waszej dziecinady! Jedno gorsze od drugiego…
-
Nie powiedziałaś mi o nich prawdy. Jesteś mi to winna, Dorcas. Ten jeden raz –
zawahała się. James musiał przyznać, że ostatnio zdecydowanie za często używał
tego argumentu. Nie podobało mu się to, ale to była jedyna broń, jaką
dysponował. Poza tym, nie zamierzał przeciągać tej farsy w nieskończoność.
Wystarczyłoby mu kilka godzin.
-
Dobra – odpowiedziała w końcu, dąsając się. – Ale tylko do końca dnia!
Nie
mógł powstrzymać uśmiechu.
Lily
przygryzła wargę, zerkając kątem oka na skrobiącego koślawe litery gęsim piórem
Syriusza. Na rogach pergaminu widniały niezbyt stosowne i bynajmniej nie
świadczące o jego talencie plastycznym bazgroły. Zastanawiające było, że Dorcas
miała to samo upodobanie. Spojrzała na swoje wątpliwe notatki. Rozmowa z
Jamesem rozproszyła ją do tego stopnia, że nie była w stanie poradzić sobie z
koncentracją na zajęciach. Co więcej, serce trzepotało jej w piersi z
irracjonalnego poczucia strachu przed zbliżającym się szlabanem Pottera. Nie
miała ochoty tam iść, a dodatkowe wysiłki, a nawet samo uczęszczanie na zajęcia
pochłaniały wszystkie jej zapasy energii; najwyraźniej nie doszła jeszcze do
siebie. Jednak James zaskoczył ją do tego stopnia, że zgodziła się, zanim zdążyła
zastanowić się nad konsekwencjami. Z kolei teraz nie mogą odwołać spotkania.
Byłoby jasne, że boi się konfrontacji. Wzrok znowu uciekł jej ku Syriuszowi.
Mimo
nadbiegających do jej uszu szeptów siedzącej kilka ławek dalej Dorcas, nie
odważyła się odwrócić. Głos jej przyjaciółki wydał jej się nerwowy, ale nie
potrafiła się temu dziwić. Nie udało jej się jednak usłyszeć nawet
najmniejszego sensownego fragmentu rozmowy.
Syriusz
potarł kark.
Zapisała
niezbyt zgrabnym pismem kilka słów kluczowych rzuconych przez profesor
McGonagall dotyczących ich zadania domowego i teorii kolejnego obowiązkowego do
przerobienia zaklęcia. Ręce miała spocone i chłodne, chociaż co chwilę
wycierała je o wierzch szaty szkolnej.
Syriusz
nabazgrolił kolejny rysunek, tym razem coś, co prawdopodobnie miało przypominać
puchar dla zwycięskiej drużyny w Quidditha.
Wywróciła
oczyma. Odchyliła się na krzesełku, biorąc głęboki oddech. Zdecydowanie
potrzebowała odpoczynku. Nie znała większości zaklęć, jakie demonstrowała na
niej Bellatrix Black, jednak była pewna, że miały nie mały wpływ na jej
aktualne samopoczucie. Zadrżała na wspomnienie tamtych chwil. Krew odpłynęła
jej z twarzy, a oddech przyspieszył. Nie mogła teraz sobie pozwolić na atak
paniki. Zdarzyły jej się już wcześniej, jednak miała sporo szczęścia, będąc
wtedy samej. Nie chciała, by uznali ją za słabą. Jesteś bezpieczna, powtórzyła w myślach jakieś tysiąc razy.
Black
ziewnął przeciągle.
Ochota
by z nim porozmawiać była zbyt silna. Nie uważała, by było to rozsądne.
Doskonale zdawała sobie sprawę z tego jak bardzo zatruła ostatnio życie
Syriusza Blacka. Jęknęła w duchu. Dla jej wybryku zranił przyjaciela. Nigdy nie
miała dobrego zdania o nim, jednak mimo wszystko, nie wątpiła, że jest wspaniałym
przyjacielem.
Syriusz
zaczął huśtać się na tylnych nogach swojego krzesełka.
-
Gapisz się na mnie od pół godziny – mruknął ku niej Black. Przyłapana na
gorącym uczynku, spąsowiała. Powinna być ostrożniejsza. Odwróciła wzrok na
swoje buty. – O co chodzi?
-
Nie wiem o czym mówisz – bąknęła Lily. Głos jej zadrżał, ale nawet nie łudziła
się, że może zabrzmieć przekonująco.
-
Jasne – prychnął Łapa. – Myślisz o Jamesie, co? – Nie odpowiedziała. Jej
milczenie było wymowniejsze niż jakiekolwiek słowa. Po chwili zdobyła się na
skinienie głową. – Dasz radę?
-
Słucham? – wymamrotała zaskoczona, rzucając mu pytające spojrzenie. Syriusz
wbijał w nią błękitne oczy z powagą i troską. Nie tego się spodziewała. Martwi się o mnie, uświadomiła sobie. Nie o moje spotkanie z Jamesem, ale o mnie.
-
Przecież widzę. Nie wydobrzałaś jeszcze i nawet nie próbuj zaprzeczać –
zastrzegł. – Nie powinnaś się przemęczać, a gwarantuję ci, że spotkanie z
Jamesem będzie cię kosztowało dużo nerwów.
-
Nie rozumiem – powiedziała, nagle zaniepokojona planami Pottera na dzisiejszy szlaban.
– James coś planuje? – pisnęła nieswoim głosem.
-
Nie, skąd – żachnął się. – Po prostu wiem, jak to przeżywasz. Musisz odpocząć –
oznajmił tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Jeśli chcesz, spróbuję z nim pogadać…
-
Nie, Syriuszu. Dziękuję, ale nie ma takiej potrzeby – Mimo woli poczuła ukłucie
żalu. To nie James troszczył się o jej stan zdrowia; nie interesowało go jej
osłabienie, myślał jedynie o tym, by odbębnić zaległy szlaban. Westchnęła. –
Chcę już to mieć za sobą. Nie mam zamiaru przeciągać tego w nieskończoność.
-
Mhm i co mu powiesz?
-
Jeszcze o tym nie myślałam – wyznała szczerze. – Chcę myśleć, że nie będę
musiała nic mówić.
-
Dobrze wiesz, że nie ma na to szansy. To James – dodał takim tonem, jakby owo
stwierdzenie miało wszystko wyjaśnić. I wyjaśniało. Być może i Potter
utrzymywał, iż pogodził się z jej domniemanym związkiem z Syriuszem, jednak
nawet przez chwilę w to nie wierzyła. Nie, żeby miała o sobie tak wysokie
mniemanie, po prostu znała ośli upór Rogacza.
-
Tak, wiem – przyznała niechętnie.
James
stał na korytarzu w dormitoriach dziewcząt, patrząc na jedyne istniejące dla
niego tutaj drzwi z poczerniałą ze starości, złotą plakietką. Wziął głęboki
oddech, wyobrażając sobie wszystkie możliwości przebiegu ich rozmowy. Bo nie
wątpił, że czeka ich ciężka rozmowa. Stos papierów, jakie wziął od profesor
McGonagall ciążył mu, a rozsypujące się ze starości teczki ślizgały jedna na
drugiej. Nowy czysty pergamin przytrzymywał już brodą. Modlił się, by na biurku
dziewczyny miały wystarczającą ilość miejsca. Wiedział, że w środku jest tylko
Lily. Dorcas była na tyle miła, by go o tym poinformować i zapewnić, że nikt
nie będzie im przeszkadzał. Teraz to on miał u niej dług. I to gigantyczny,
biorąc pod uwagę ile nerwów jej napsuł.
Zapukał
do drzwi z trudem, pilnując się przy tym, by nie rozsypać kartek. Nie dostał
żadnej odpowiedzi. Odczekał wymaganą chwilę, nim powtórzył czynność, jednak tym
razem także odpowiedziała mu cisza. Modląc się w duchu, by nie dostać po
głowie, uchylił drzwi dormitorium. We wnętrzu panował półmrok; na biurku paliła
się samotna świeca spokojnym, wysokim płomieniem. Rozejrzał się po wnętrzu,
szukając lokatorki. Zatrzymał wzrok na łóżku Evans. Lily spała z rozrzuconymi
na boki kończynami. Pomięty mundurek szkolny miała nadal na sobie, a torba z
książkami leżała tuż obok jej głowy. Włosy rozsypały się w każdą stronę,
tworząc wokół jej głowy halo. Oddychała spokojnie; nawet nie drgnęła, kiedy z
charakterystycznym skrzypnięciem zamknął za sobą drzwi. Ktoś powinien je w końcu naoliwić – pomyślał, kładąc na (całe
szczęście) prawie pustym biurku stosy papierów. Musi być wyczerpana. Zawsze spała twardo, ale nigdy aż tak. Z
trudem oderwał od niej wzrok. Nie mógł jej obudzić. Przysunął sobie bardzo
powoli krzesło do biurka i wziął ze stosu pierwszy pergamin, a z teczki
najbardziej zniszczony dokument. Najlepiej było się wziąć za to od razu.
Wyciągnął gęsie pióro i zaczął przepisywać. Być może jego charakter pisma nie
był najładniejszy, ale przynajmniej czytelny; nie każdy dokument dało się
odświeżyć za pomocą czarów.
Otarł
czoło, zerkając na zegarek. Pracował ponad godzinę, a specjalnych efektów nadal
nie było widać. Warknął pod nosem, zastanawiając się jaki jest sens w
odświeżaniu starych i nieaktualnych akt. Z drugiej strony, wszystko było lepsze
od czyszczenia toalet i pomocy Hagridowi przy jego leśnych, żądnych krwi
stworzeniach.
-
James? – Drgnął na dźwięk swojego imienia i odwrócił się ku właścicielce głosu.
Lily zamrugała zaspana, podnosząc się na łokciach. Popatrzyła na niego
zamglonym, pytającym wzrokiem. Czuł, jak kąciki ust same unoszą mu się do góry.
Włosy miała mocno potargane i najwyraźniej nie zdawała sobie z tego sprawy, co
dodawało jej tylko uroku. – Co ty tu robisz? Och, która godzina?
-
Jakoś po dwudziestej, a odpowiadając na pierwsze pytanie, to odrabiam szlaban –
oświadczył takim tonem, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
-
Po dwudziestej?! – żachnęła się, podnosząc błyskawicznie do pozycji siedzącej.
– Zabiję Dorcas, miała mnie obudzić! Przepraszam, nie zjawiłam się pod pokojem
prefektów. Długo czekałeś? – mruknęła, pąsowiejąc.
-Szczerze
mówiąc, to w ogóle. Od razu przyszedłem do twojego dormitorium – odpowiedział,
obserwując jej reakcję. Wydawała się być zbita z tropu.
-
Jak to? – szepnęła po chwili, nie spuszczając z niego zielonego wzroku. James
wzruszył ramionami.
-
Oboje doskonale wiemy w jakim jesteś jeszcze stanie. Uważam, że nie powinnaś
się dodatkowo przemęczać. Poza tym, nie przypominam sobie, byśmy umawiali się
na jakieś konkretne miejsce.
-
Syriusz ci kazał, tak? To on ci powiedział – spytała sucho. Nawet nie przeszło
jej przez myśl, że mogłoby być inaczej; przecież on nie zauważył. Nie
obchodziło go to.
James
wbił w nią chłodne, twarde spojrzenie. Usta zacisnął w wąską linię, napinając
przy tym mięśnie szczęki i pleców.
-
Nie musiał – mruknął ze źle skrywaną urazą. Otworzyła usta z zaskoczenia, a na
policzki wystąpiły jej rumieńce. – Widzę jak słaniasz się na nogach podczas
zajęć. Myślisz, że nie wiem? Nie mogłem pozwolić ci jeszcze dodatkowo włóczyć
się po szkole, kiedy powinnaś odpoczywać. Już i tak wystarczająco, że chodzisz
na zajęcia. O zwolnieniu od Pomfey też wiem. Wypytałem ją o wszystko, chociaż
muszę przyznać, że nie było łatwo – James rozluźnił się, pozwalając, by
zdenerwowanie przeszło bokiem. Nic dziwnego, że tak pomyślała. Nie wykazywał w
stosunku co do niej żadnych oznak empatii; wręcz przeciwnie. – Nie myśl, że nie
wiem też co się dzieje, kiedy za dużo myślisz o tym co się stało. Widziałem,
jak uciekasz do łazienki i stałem pod drzwiami; wystarczyło posłuchać, jak
rzęzisz i próbujesz oddychać. Dlaczego nic nikomu nie powiedziałaś?
-
James, ja… - zaczęła słabym głosem, zaskoczona do granic możliwości. Głos
uwiązł jej w gardle. Szczypało ją w oczach.
-
Nie musisz nic mówić. Wiem, że to tylko i wyłącznie moja wina. I wcale nie
dziwię się, że miałaś o mnie takie zdanie. Wolałbym żebyś następnym razem,
kiedy zaczniesz… mieć problemy z oddychaniem... - Odchrząknął znacząco. Nie
musiała się wysilać, żeby go zrozumieć; oczywiście, że chodziło mu o jej napady
paniki. Poczuła wstyd tak wielki, że aż skręcało ją w żołądku. - … po prostu
powiedz o tym komuś. Nie chciałbym, żebyś była wtedy sama, a takie rzeczy to
nie przelewki. Nie mówię, że musisz od razu mówić o wszystkim akurat mi.
Dorcas, czy inne dziewczyny na pewno ci pomogą i zrozumieją. Były tam, widziały
co się stało. Syriusz też może być przy tobie – dodał nieco ciszej. Spauzował
na chwilę, biorąc głęboki oddech. Lily nie mogła wprost oderwać od niego oczu.
Podniósł się z miejsca i usiadł obok niej na łóżku. – Mam tylko tą jedną
prośbę. Myślisz, że jesteś w stanie to zrobić? – Skinęła głową.
Serce
tłukło jej się w piersi tak głośno, że mógł je słyszeć cały zamek. Musiała w
końcu to z siebie wydusić. Jego bliskość i zapach jego perfum sprawiła, że
zakręciło jej się w głowie. Powstrzymała się z trudem, by nie objąć go za
szyję; bez żadnych podtekstów, po prostu dla otuchy. Wbiła paznokcie w dłonie.
-
James, muszę ci coś powiedzieć – zaczęła słabym głosem, unikając jego wzroku. –
Cała ta sytuacja, to wcale nie była tylko i wyłącznie twoja wina, wręcz
przeciwnie. Tak naprawdę, to wszystko przeze mnie, bo…
-
Nie – przerwał jej tonem nieznoszącym sprzeciwu. Ujął ją pod brodę, zmuszając
tym samym, by na niego spojrzała. Ciepło jego ciemno-złotych oczu odęło jej
mowę. Krew napłynęła jej do twarzy, wywołując kolejny rumieniec. – Nawet nie
waż się tak myśleć – powiedział twardo, lustrując jej twarz. Przez chwilę
wyglądał tak, jakby bił się z myślami, zaraz potem nachylił się nad nią i
złożył na jej ustach pocałunek. Pogładził jej twarz dłonią, nim odsunął się od
niej. – Wybacz, nie powinienem. Po prostu… nawet nie wiesz jak się cieszę, że
nic ci nie jest – szepnął zbolałym głosem. – Nawet nie chcę myśleć, co mogliby
ci zrobić przez moją głupotę. Poza tym, raczej nie powinno się całować
dziewczyny najlepszego przyjaciela – Na jego ustach zamajaczył uśmiech.
-
James – westchnęła. – Naprawdę musisz mnie wysłuchać. Ja i Syriusz… nigdy nie
byliśmy razem. Wszystko to było kłamstwo i to ja jestem za nie odpowiedzialna.
Syriusz nie jest niczemu winny i… - ucięła, obserwując, jak na jego twarzy
wykwita prawdziwy uśmiech. – Dlaczego cię to bawi?
-
Bo wiem o tym – Wzruszył ramionami. – Syriusz powiedział mi o wszystkim zaraz
po tym, jak trafiłaś do szpitala – wyznał.
-
Jak to wiesz…? Och, to dlatego
leciała mu wtedy krew z nosa! Uderzyłeś go – rzuciła oskarżycielsko. – Ale to
naprawdę nie była jego wina, tylko moja. To ja chciałam, żeby udawał…
-
To też wiem, ale widzisz, faceci załatwiają takie sprawy trochę inaczej.
-
Bijatyką? – syknęła, jednak szybko powróciło okropne uczucie upokorzenia. - Nie
wiem co powiedzieć – mruknęła, próbując otrząsnąć się z szoku. – Dzisiaj przed
transmutacją… udawałeś?
-
Cóż, tak. Prawdę mówiąc, czekałem aż sama mi o tym powiesz.
-
Dlaczego?
-
Żebym mógł cię zapytać: po co Lily? Po co chciałaś, żebym… żeby inni myśleli,
że jesteście parą? Oszukaliście wszystkich.
-
Nie wszystkich. Dorcas i Remus od razu się domyślili – burknęła, próbując ubrać
prawdziwy powód jej wybryku w słowa, które nie pozbawią jej resztek honoru. Chciałam, żeby cię zabolało tak, jak mnie,
kiedy poszedłeś na randkę z Nicole Sorrow, raczej nie brzmiało najlepiej.
Zdecydowała się nie wyjawiać powodu. – Nie potrafię ci powiedzieć dlaczego –
wymamrotała, obejmując rękoma kolana. – Nie zrozumiałbyś – dodała po chwili.
-
Mogłabyś spróbować. Ale… nie chcesz, to nie mów – Ponownie usiadł na krześle
przy biurku i zabrał się za usuwanie jakiejś plamy z pergaminu różdżką.
-
Skąd wziąłeś te wszystkie dokumenty? – zapytała po chwili milczenia. James nie
podniósł wzroku znad kartek.
-
Od profesor McGonagall zaraz po naszych dzisiejszych zajęciach. Nie była
skłonna, żeby mi je powierzyć, ale dla twojego dobra w końcu się zgodziła.
Oczywiście nie omieszkała mi zagrozić kwartalnym szlabanem, w razie gdybym coś
popsuł, albo zgubił. A już nie daj Panie, użył do własnych celów.
-
Rozumiem, będę musiała jej podziękować – powiedziała cicho. Zapadła między nimi
chwila ciężkiego milczenia, przerywane jedynie zaklęciami szeptanymi przez
Pottera. Lily zerkała na niego z wielkim kamieniem na sercu. Druga taka chwila
szczerości mogła nigdy więcej nie mieć między nimi miejsca. Zamknęła oczy,
walcząc ze sobą, by zadać nurtujące ją pytanie. – James, dlaczego uciekłeś do
Zakazanego Lasu? – wymamrotała, dopiero po chwili otwierając oczy. James nadal
uparcie wbijał wzrok w kartki przed sobą.
-
Czy to nie oczywiste? – odpowiedział pytaniem, nieco oschle. – Mój najlepszy
przyjaciel i dziewczyna, którą… - urwał, ściskając mocniej różdżkę w dłoni. - …
za którą uganiam się od kilku lat? – dokończył. – Może po prostu nie dałem
rady.
-
Wiesz, że to równie dobrze mogłeś być ty. Wiem, że masz czystą krew, więc…
pewnie obeszliby się z tobą inaczej… ale mogliby szantażować tobą twoich
rodziców. To byłoby naprawdę bardzo nierozważne.
-
Dorcas już urządziła mi kazanie na ten temat. Wiem, że spieprzyłem sprawę.
-
Chyba pierwszy raz przyznajesz się do błędu.
-
Kto wie? Być może dojrzewam.
Poczuła,
że kąciki ust unoszą jej się do góry.
***
Nie przychodzi mi do głowy nic więcej oprócz: zawaliłam. Zawaliłam, bo ostatnio zaniedbuję bloga i Was. Jedyne o czym mogę Was zapewnić to, że nie porzucę bloga; nie ma takiej opcji! Jestem jedną z tych osób, które się nie poddają, poza tym sprawia mi to zbyt wiele radości i zajmuje zbyt wielką część w moim sercu, żeby ot tak po prostu dać sobie spokój. KAŻDY blog jest nadal aktualny, choć notki mają mega-hiper-super-truper-gigant opóźnienie, ale... kiedyś nadrobię ;p. Trzeci rok nie jest dla mnie najłatwiejszy, szczególnie, że pojawiło się kilka poważnych problemów w moim życiu osobistym i ciężko było się z tego wszystkiego pozbierać. Ale koniec zanudzania! Postaram się być bardziej kompetentna i dodawać rozdziały częściej.
Zawsze staram się każdy rozdział komuś dedykować i z tym nie będzie inaczej. Dedykacja jest dla kilku osóbek, które są rewelacyjne w przywracaniu mnie do pisania, do mobilizacji i budzenia wyrzutów sumienia (co również jest plusem), a są to: KB, Lupo, Klaudia Kowalczyk i Mała Mi. Wasze komentarze sprawiły, że jeszcze tego samego dnia siadłam do opowiadania i je dokończyłam. Dlatego należy się Wam mega-soczyste: dziękuję!
Wasza,
Lil
PIERWSZA? ;O
OdpowiedzUsuńK.K
Cześć! :)
UsuńJejkuu, nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że już napisałaś ^^ Widzę, że jest nowy rozdział, zostawiam sobie zaszczyt pierwszego komentarzu i wracam z kakałkiem ^^
Boski ♥ Zwłaszcza James z Lily *,* Aww, uwielbiam ich rozmowy, są cudowne. Dormitorium, ten pocałunek, skruszony James - Boże, uwielbiam. I to, że myślała, że Jamesa nie obchodzi to, jak się czuje, co okazuje się nieprawdą, i ta cała zabawa.
Ubóstwiam Twój styl pisania *-*
Komentarz jakiś niepoukładany, ale nadal jestem pod wrażeniem tego rozdziału, zdecydowanie.
Życzę duużo wolnego czasu, spokoju i weny!
K.K
Dziękuję Ci, kochanie! Oczywiście starałam się jak mogłam ;)
UsuńAhh, no i dziękuję za dedykację! :*
UsuńK.K
Cała przyjemność po mojej stronie ;)
UsuńNa początek chciałabym bardzo, bardzo podziękować za dedykacje. A teraz o rozdziale. Pamiętaj zawsze lepiej późno niż wcale. :p A tak na serio. Wreszcie doczekałam się rozdziału numer 37 i muszę powiedzieć - nie zawiódł mnie. Przez chwilę bałam się, że sprawa Syriusza i Lily nie zostanie rozwiązana, ale na szczęście wszystko już wyjaśniło. Scena Lily i James jak zwykle świetna i jak zwykle została moją ulubioną sceną z rozdziału. Przepraszam za chaotyczny komentarz, ale myślami nadall jestem w Hogwarcie.
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jak wdzięczna jestem za to, że mimo wszystko szukasz czasu dla tego bloga i nas - czytelników.
Dziękuję za wspaniały rozdział,
Lupo.
A ja dziękuję za równie wspaniały komentarz! Spokojnie, moje myśli są wiecznie chaotyczne, więc nie miałam problemu ze zrozumieniem :D stwierdziłam, że muszę już rozwiązać sprawę Lily i Syriusza, bo gdybym przeciągała za długo cóż... stała by się wkurzająca i dla Was i dla mnie. Trzeba było iść dalej :D
UsuńDodam jeszcze tylko, że ZAWSZE będę miała dla Was czas, obiecuję :*
UsuńW związku ze zmianą wyglądu bloga postanowiłam napisać coś jeszcze. Nowy szablon jest po prostu... wow. Co prawda bardziej podobał mi się pomysł z zakładkami na górze, ale nie zmienia to faktu, że to jeden z najlepszych szablonów jakie widziałam. Szczególnie podoba mi się główny obraz na samej górze strony. :D
UsuńLupo
Dokładnie to samo myślę! :D
UsuńHej. Czytam Twojego bloga od jakiegoś czasu ale teraz dopiero postanowiłam skomentować. Świetny! Jednej z lepszych jaki czytałam o tej tematyce. Lubię twoje postacie, nawet lily, która w innych opowiadaniach zazwyczaj mnie irytuje. Mam nadzieje se kolejna notka pojawi sie szybko. Pozdrawiam. Wiolex. Ps. Super nowy szablon :)
OdpowiedzUsuńDzięki śliczne. Fakt, z główną bohaterką jest często największy problem. Dlatego staram się jak mogę
UsuńHej :) Właśnie trafiłam na Twojego bloga, przeczytałam wszystko i muszę przyznać że jestem absolutnie oburzona! Piszesz za dobre posty, przez Ciebie dwa dni miałam wyjęte z życia bo każdą wolną chwilę spędzałam na ich czytaniu, zarywając przy tym noce. Skandal! :P
OdpowiedzUsuńAle poważnie – masz niesamowicie lekkie pióro, fajne pomysły. Bardzo żywo oddajesz postacie, są barwne, wielowymiarowe, cudowne :) Nie myśl sobie że to czcze komplementy – czytałam dość opowiadań i odwiedziłam dość blogów by poznać się na doskonałym warsztacie pisarskim :)
Nowy szablon ładny, ale poprzedni był bardziej czytelny – tutaj tekst za bardzo zlewa się z tłem, zanika. Może potrzeba zmienić kolor czcionki? ;)
Liczę że posty będą się pojawiać częściej bowiem torturą jest kazać nam czekać tak długo na coś tak dobrego ;)
Tymczasem pozdrawiam i życzę weny :)
~April
Naprawdę miło mi to słyszeć... to jest, czytać. Dobrze, że się nie zawiodłaś i dwa dni nie były spędzone na czytaniu tylko po to, by tego żałować :D. Postaram się dodawać szybciej, naprawdę. Chociaż mam na głowie licencjat i jego pisanie idzie mi chyba jeszcze gorzej niż rozdziały. Co do szablonu, to stary był na tym blogu już... noo naprawdę długo i trochę zaczynał mnie irytować (chociaż nadal uważam, że był wybitny; Elfaba ma prawdziwy talent), więc musiałam coś zmienić i ten... naprawdę mnie zachwycił. Niestety nie jest mój, więc zobowiązałam się nic nie zmieniać. Ale o kilka tonów odcieni czcionki może mnie nie zabiją xD więc jest!
UsuńKilka odcieni a jaka różnica, super - tekst od razu jest lepiej widoczny, nie muszę niszczyć sobie oczu :D Bo sam szablon faktycznie jest śliczny :)
UsuńŻyczę powodzenia z pisaniem licencjatu, ja sama w zeszłym roku broniłam, więc doskonale rozumiem z czym się borykasz :D Ale pisząc te moje nędzne wypociny dałam radę jednocześnie pisać na forum pbf, więc wierzę że i Tobie uda się znaleźć czas na pisanie bloga :)
Trzymam kciuki :)
~April
Najgorzej jest połączyć moją chorą ambicję do trzymania nadal niezłych ocen, pisanie licencjatu, pisanie 3-ch blogów, niesamowitego i wyrozumiałego chłopaka, rodzinę i oczywiście masę wspaniałych przyjaciół, wymagających ciągłych wyjść! Doba ma zdecydowanie za mało godzin!
UsuńBardzo się cieszę, że kolor jest już lepszy, taką miałam właśnie nadzieję, że tyle wystarczy :D
Nareszcie!!! Nawet nie wiesz jak się cieszę, że wróciłaś! Wpisując dzisiaj adres le miałam (przyznaję się bez bicia :P) niewielką nadzieję na cokolwiek nowego, a tu TAKA niespodzianka :D Cóż mogę rzec? Witaj z powrotem Lil!
OdpowiedzUsuńJames jaki łobuz i kłamczuszek ^^ i tak go kocham :D i speszona Lilka *.* i Syriusz rzucający mordercze spojrzenia, czego chcieć więcej?! Remusa chcieć więcej <3
Zgodzę się z April, nowy szablon jest uroczy, ale do starego miałam sentyment Chociaż jak tak na niego patrzę to myślę, że się przyzwyczaję ;) naprawdę kawał dobrej roboty
Życzę Ci weny, wytrwałości i samozaparcia, abyś doprowadziła tę cudowną historię do końca~ przeszczęśliwa Mała Mi
Ps. Kiedy możemy się spodziewać nowego rozdziału na CC?
Prawdę mówiąc mam już spory kawałek rozdziału! I ostro zamierzam go dokończyć, obiecuję!! Faktycznie, fajnie jest wrócić :D
UsuńDobra, wszystkie (jacyś chłopcy?) się naprawdę bardzo cieszymy, że wróciłaś i uraczyłaś nas nową notką, ale to było MIESIĄC TEMU i chyba nadszedł czas na podanie choćby w przybliżeniu terminu ukazania się kolejnego rozdziału. Nie oczekuję gotowej, zbetowanenej i fantastycznie napisanej notki co drugi dzień, ale maleńki znak życia byłby mile widziany ;)
OdpowiedzUsuńWeny (ona zawsze się przydaje), wolnego czasu (na pisanie i przyjemne spędzanie życia w towarzystwie przyjaciół) i zdrówka (podciąganie nosem w przeddzień egzaminu to niezbyt dobry znak, więc trzymaj się ciepło nie tak jak ja), buźka~ Mała Mi
Cześć, po raz kolejny przed przepadek odwiedzam jakiegoś bloga i znowu mam ochotę zostać tu na dłużej. Może zacznę od początku. Jestem pod wrażeniem twojego talentu pisarskiego. Kiedy czyta się tę historię naprawdę czuję się niesamowitą lekkość twojego słowa. Wszystko ma swoją przyczynę, skutek, cel i co ważne akcja nie rozwija się za szybko. Także co do pisania autentycznie czapki z głów. Pozwoliłam sobie zajrzeć i co nieco poczytać o tobie ;). Nie przejmuj się, ja mimo niezłej kondycji nie potrafię się nie uszkodzić. Studiujesz matematykę i finanse ? Jak idzie? Wracając do bloga. Masz rację szablon jest mega. Podoba mi się ogólne ułożenie informacji tutaj. Od razu wiem gdzie szukać genezy twojej historii, daty nowego rozdziału. Dobrze, że istnieje coś takiego jak archiwum przez które mogę znaleźć szybko konkretną część (te blogi z opcją 'nowszy post', 'starszy post' są strasznie irytujące). Poza tym super,że powróciłaś. Strona, oczywiście ląduje w ulubionej zakładce i cóż czekam na kolejny rozdział. Trzymaj się, powodzenia w nauce i ogromnej weny. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNo dobra, sama tego chciałaś! Od teraz, co miesiąc będę cię molestować, aż w końcu, któregoś dnia uraczysz nas KOLEJNĄ NOTKĄ!!!! Dziewczyno, NIE MOŻESZ NAS ZOSTAWIĆ NA KOLEJNY ROK!!!
OdpowiedzUsuńWracaj do blogosfery, bo jak nie... to coś wymyślę, ale nie będzie to zbyt przyjemne!
Pozdrawiam serdecznie~ Mała Mi
Ok, nadrobiłam całe opowiadanie, więc nie powstrzymam się od wypisania paru słów ;)
OdpowiedzUsuńHistoria jest naprawdę dobra, całkiem wyważona - nie ma w niej "magicznych przegięć", jak w wielu jej podobnych, ani też bzdurnych wywodów o naturze miłości, co cieszy mnie jeszcze bardziej ;)
Rozumiem, że jesteś zajętą osobą, więc nie będę Cię poganiać, ale wiesz chyba że kolejna notka po prostu musi się prędzej czy później pojawić - zostawienie takiego opowiadania w połowie byłoby niewybaczalnym błędem ;)
Mam właściwie tylko dwa zastrzeżenia: primo, zdarzają Ci się nieścisłości logiczno-stylistyczne, zapewne pozostałości po wielokrotnie modyfikowanych zdaniach, na szczęście niezbyt często. Bardziej mnie męczą przecinki. Niektóre notki wyglądają jakbyś posiała w nich przecinki w zupełnie losowych miejscach, a to utrudnia czytanie. Myślę, że Twoi czytelnicy nie obrażą się za kolejną godzinkę opóźnienia na rzecz ostatniego przed publikacją przeglądu.
Tak czy inaczej, czekam z niecierpliwością na kolejny fragment!
Witaj! Na Twojego bloga trafiłam już jakiś czas temu, jednak przez ten czas wstrzymywałam się z czytaniem do czasu aż znajdę więcej wolnych chwil. Teraz, gdy muszę uczyć się do sesji, Twój blog stał się bardzo odciągającym mnie od nauki powodem, dlatego, oczywiście, jak każdy student, który wyszukuje powodów do "nie uczenia się", przeczytałam wszystkie rozdziały w jeden dzień.
OdpowiedzUsuńOczywiście strasznie podoba mi się Twoje opowiadanie. Po prostu się w nim zakochałam i nie mogłam się od niego oderwać. Wszystko, od początku do końca jest nieziemskie. Jestem osobą, która ogromną uwagę poświęca na wyszukiwanie błędów i przyznam się, że u Ciebie też kilka znalazłam, jednak w porównaniu do ilości i długości napisanych przez Ciebie rozdziałów, błędów było stosunkowo niewiele - od czasu do czasu zdarzały Ci się literówki. Ale co tam błędy! Cała fabuła jest tak niesamowicie spójna i zgrana, że aż jestem pod wrażeniem.
Uwielbiam Syriusza, który stopniowo przekonywał się do Lily. Uwielbiamy Jamesa, który z każdym kolejnym dniem uświadamiał sobie, że zakochuje się w Evans. Uwielbiam Lily, która mimo swoich wad i ciągłych starań oszukania samej siebie w końcu dopuściła do siebie myśl, że podoba jej się Potter. No po prostu uwielbiam ich. Bardzo podobają mi się także postacie poboczne, chociaż znalazły się i takie, za którymi nie przepadam. Jedyne czego brakuje mi w Twoim opowiadaniu to Remus. Jest go bardzo mało, a w końcu to także Huncwot. Petera też było stosunkowo niewiele, ale nigdy za nim nie przepadałam, gdyż jestem wielką fanką kanonu, a nikt kto uwielbia kanon, nie lubi tej postaci. ;-)
Zauważyłam, że wcześniej rozdziały pojawiały się w miarę regularnie, a teraz bardzo zwolniłaś, ale przyznam się, że jesteś moją bohaterką, bo przez tyle lat piszesz opowiadanie, które ma rzesze czytelników i fanów i mimo potknięć i dłuższych nieobecności, w końcu wracasz i dodajesz kolejny świetny rozdział, który pobudza nas do ciągłego oczekiwania na dalszą część. Dlatego mam nadzieję, że mimo iż po praz pierwszy komentuję Twoje opowiadanie i mimo iż tyle czasu minęło od dodania tego rozdziału, mój komentarz podziała na Ciebie motywująco i zachęci do jak najszybszego dodania rozdziału trzydziestego ósmego ;-)
Pozdrawiam serdecznie, Cathleen.
Hej! Tak szczerze to już dawno przeczytałam rozdział. Miałam jakieś przeczucie o nowości na Twoim blogu. :) I troszkę zawaliłam bo jest już koniec czerwca i dopiero skrobię komentarz... Dziękuję za dedykację, bardzo to miłe! Mam nadzieję, że nasze komentarze zawsze będą dla Ciebie motywacją a przede wszystkim będziesz je czytać z uśmiechem na twarzy! :) To najważniejsze!
OdpowiedzUsuńSzablon jest piękny, naprawdę! Nic dodać, nic ująć.
Co do rozdziału to powiem tak: w końcu się wyjaśniło! Lily i James mają wobec siebie czysta kartę. Taak, jestem zwolennikiem szczęśliwych zakończeń, chociaż wiem, że żadne kanonowe Jilly się tak nie skończy... :( xd Takie moje głupie marzenia. Lily pokazuje jakim człowiekiem jest, pomagając Sevowi, mimo wszystko, mimo ich relacji. Później zagubiona i zmęczona odnajduje się w tej głupiej sytuacji, na którą się sama skazała. Jamesa kocham, sprytny cwaniak. *.* Mogłabym czytać o nim całe życie! :) Syriusza mi nie szkoda, jest śmieszny w tej ich szopce. Zniesmaczony Łapciu jest świetny! :D Strasznie mi się spodobał.
Rozdział dobry, fajnie się kończy. Jak czytam takie historie uśmiecham się jak wariatka do monitora. :)
Życzę dużo weny i czasu, postanawiam się poprawić w czytaniu. :)
Pozdrawiam i całuje KB!
Parę dni temu trafiłam na Twojego bloga. Wszystkie części przeczytałam z zapartym tchem. Proszę, wróć... :(
OdpowiedzUsuńJutro napiszę wiecej.